Na początku lipca ruszyła przedsprzedaż książki Finansowy Ninja, autorstwa Michała Szafrańskiego. Kupiło ją już ponad 4000 osób. A tydzień temu pojawił się też e-book.
Piszę o tej książce na Świecie Czytników z dwóch powodów.
Po pierwsze – Michał jest autorem jednego z najlepszych polskich blogów: Jak oszczędzać pieniądze, który zdobył już zasłużoną popularność, zaś autorowi przyniósł zasłużone pieniądze.
Pisałem tutaj trzykrotnie o darmowych e-bookach z zapisem jego podcastów:
- Luty 2014: Więcej niż oszczędzanie pieniędzy – tom I bezpłatnego e-booka od Michała Szafrańskiego
- Luty 2015: Więcej niż oszczędzanie pieniędzy – drugi tom bezpłatnego e-booka od Michała Szafrańskiego
- Grudzień 2015: Trzy e-booki o finansach osobistych za darmo: Szafrański, Iwuć, Zalewski
Dlatego wiem, że warto polecić co pisze. Wiele od niego się nauczyłem, również osobiście, bo mieliśmy okazję parę razy się spotkać.
I co ważne. Nie jest kolejna książka blogera, która pozwala podtrzymać zainteresowaniem jakimś nazwiskiem, a pół roku później kupujemy ją w promocji za 11,90 zł. Bo popularność i pozycję, wreszcie wiernych czytelników Szafrański już ma i nie musi o sobie przypominać. Nad książką pracował przez dwa lata. Z wieloma wybojami, czym się podzielił w podcaście: 11 błędów, które popełniłem pisząc książkę – czyli jak zawaliłem najważniejszy projekt 2015 roku… Teraz wreszcie książka jest i to w potężnej objętości, bo to ponad 500 stron, sporo też tabelek i wykresów.
Otrzymałem od Michała wstępną wersję książki, a parę dni temu zdecydował się też na osobne wydanie e-booka, który też trafił do przedsprzedaży.
Po drugie – dotychczasowy sukces projektu (o którym piszę dalej) pokazuje, że przypadek Finansowego Ninja może być kamieniem milowym dla polskiego self-publishingu.
Bo potrzebujemy sukcesów, potrzebujemy historii, do których będzie można się odnosić myśląc o własnym projekcie książkowym.
Do Michała Szafrańskiego – jakby nie było, autora poczytnego bloga zgłaszało się wiele wydawnictw. Jednak po zestawieniu korzyści zdecydował się na wydanie książki własnym sumptem. On się zna na pisaniu, a do reszty zatrudnił zawodowców – grafiki, skład, promocja, strony z ofertą i sklep. Przy czym strona oferty wyszła chyba najsłabiej, popatrzcie zresztą na dopisek w stopce…
Michał przeszedł cały proces wydawniczy – i zamierza nam to pokazać. Parę dni temu na Facebooku transmitował nawet… wizytę w drukarni, gdzie akurat drukuje się Finansowy ninja.
Dlatego, poza tym, że napiszę o samej książce – to mam zamiar przepytać autora, o to jak mu to wszystko szło, aby każdy mógł skorzystać z jego doświadczeń. Będzie to kopalnia wiedzy dla wszystkich, którzy mając już pewną społeczność, chcą wydać swoją książkę, kurs czy inny produkt.
Przy promocji książki współpracuję z Michałem Szafrańskim, ale wszystkie opinie należą do mnie. :-)
Krótko o książce…
Otrzymałem od Michała parę tygodni temu „recenzenckiego PDF”, czyli plik z treścią, jeszcze bez wszystkich rysunków, tabel, schematów. Czytam go w trybie landscape, gdzie jest całkiem czytelny.
Do kupienia oczywiście będzie EPUB + MOBI.
Szafrański zaczyna książkę od opisu amerykańskich „NINJA” – ludzi określanych jako „no income, no jobs, no assets” – nieposiadających właściwie niczego, którym jednak amerykańskie banki hojnie dawały kredyty na zakup domu, pompując bańkę na rynku nieruchomości i prowadząc do kryzysu w roku 2008.
U nas nie było tak drastycznych przypadków, ale doradcy kredytowi robili nieraz wszystko, aby dostać swoją prowizję i kredyty wciskać ludziom, którzy z trudem mogli je udźwignąć. No i mamy teraz w Polsce miliony osób, które żyją od wypłaty, do wypłaty, obciążone ratami, bez żadnych oszczędności.
„Finansowy ninja” ma być niejako odwróceniem tych amerykańskich NINJA – ma znać wszystkie zasady finansowego alfabetu, a jednocześnie umieć poruszać się w świecie, gdzie każdy, kto ma jakieś pieniądze, narażony jest różne pokusy i niebezpieczeństwa.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć – ba, gdybym zarabiał więcej, byłoby zupełnie inaczej. I tutaj Szafrański na samym początku pokazuje, że większość amerykańskich zawodowych sportowców zostaje bankrutami.
Według magazynu „Sports Illustrated” 78% zawodników z ligi futbolu amerykańskiego NFL ogłasza bankructwo lub tkwi w poważnych problemach finansowych w ciągu dwóch lat od zakończenia kariery. Statystyki graczy koszykarskiej ligi NBA są niewiele lepsze – 60% zawodników NBA kończy w tym samym miejscu po pięciu latach od przejścia na emeryturę.
To tak samo działa w Polsce. Parę tygodni temu czytałem Stan futbolu, świetną książkę Krzysztofa Stanowskiego, gdzie znalazł się cały rozdział o kondycji finansowej polskich piłkarzy.
Sporo z niego znajdziemy w następującym wywiadzie dla innpoland.pl:
Mówi się, że piłkarz do 35. roku życia musi zarobić na resztę życia. Mało który piłkarz jest w stanie to uczynić. Pieniądze rozpływają się momentalnie. Smutny jest widok tych piłkarzy po latach. Często nie mają, co ze sobą zrobić, zaczyna się piwko i to nie jedno. Dalej wszystko toczy się prosto. Rozwód, upadek. Czasem ciężko jest patrzeć na tych piłkarzy po latach, gdy pamiętało się ich jako supersportowców, a tu, mówiąc szczerze: dziadują.
Jak się okazuje, w polskiej Ekstraklasie statystyki są podobne jak w NFL. 8 na 10 piłkarzy w Polsce po zakończeniu kariery zostaje biedakami.
Dlatego wiedza propagowana przez Michała jest uniwersalna – skorzystają z niej zarówno ci, którzy mają w tym momencie problem w związaniu końca z końcem, a także ci, którzy zarabiają znacznie więcej niż średnia krajowa.
Dlatego w pierwszych dwóch rozdziałach autor tłumaczy, że zarządzanie finansami jest tak naprawdę dla każdego, że każdy musi znaleźć motywację, aby nad tym popracować.
A dalej… czego tam nie ma! Choćby:
- Instrukcja tworzenia budżetu domowego, który według Michała jest podstawowym narzędziem ułatwiającym opanowanie wydatków i wyjście z długów.
- Poradnik obsługi klasycznego kalkulatora finansowego HP 10BII, dostępnego dziś w formie aplikacji. Michał wykorzystuje kalkulator przy pokazywaniu różnych rozwiązań dotyczących oszczędzania i kredytów.
- Omówienie głównych narzędzi, którymi dysponujemy – m.in. kont bankowych, lokat, kart płatniczych i ubezpieczeń.
- Duży rozdział o największym zakupie w życiu – czyli mieszkaniu lub domu.
- Optymalizacja podatkowa dla maluczkich, czyli szczegółowe omówienie różnych form zatrudnienia, które możemy negocjować z naszymi pracodawcami.
- I dopiero na końcu rozdział o inwestycjach – z mocnym nastawieniem na burzenie mitów.
Książka w wydaniu papierowym będzie wyglądała mniej więcej tak – tu akurat przykład z kalkulatorem finansowym.
Więcej przykładów znajdziecie na stronie książki. Sporo tych tematów było poruszanych na blogu, ale 70% treści jest nowa.
Obecnie jestem w połowie książki i możliwe, że jeszcze o niej napiszę, oczywiście, jeśli będzie zainteresowanie z Waszej strony.
…i krótko o wynikach przedsprzedaży
Strona FinansowyNinja.pl ruszyła na początku lipca. Na razie jest tylko przedsprzedaż, zarówno e-booka, jak i wersję papierową dostaniemy po 26 sierpnia.
I dzieją się rzeczy niezwykłe. Jak podał mi Michał parę dni temu, sprzedało się już 4119 egzemplarzy, co oznacza 367 797 zł przychodu.
Aktualizacja z 3 sierpnia 2016: Michał przedstawił na blogu przychody z lipca – ponad 5000 egzemplarzy i 437 tysięcy przychodu!
To nie jest oczywiście czysty zysk – bo swoje kosztuje druk, skład, promocja, ale to i tak ogromne liczby. Biorąc pod uwagę, że to przedsprzedaż – a treść FN zna może kilkadziesiąt osób – to też świadectwo ogromnego zaufania wobec autora, bazujące oczywiście na poprzednich doświadczeniach. Szafrański utrzymuje w dużej mierze swojego bloga z programów partnerskich z instytucji finansowych – i też wcześniej udawało mu się przekonać tysiące osób do założenia np. kont w bankach. Najwyraźniej nie żałowali.
Interesujące też będzie porównanie Finansowego Ninja z innymi projektami blogerów.
Parę lat temu wspominałem o książce Kominka, czyli Tomka Tomczyka, który od niedawna każe się nazywać Jason Hunt… Książka jakiś sukces na pewno osiągnęła, za nią poszły kolejne. Niestety liczb nigdy chyba nie pokazywał.
Rok temu opublikowałem z kolei podsumowanie sprzedaży książki Alexa Barszczewskiego o relacjach międzyludzkich – również wydanej przez samego autora. Przychód osiągnął niemal 100 tysięcy, co jest ładną wielkością, ale pobitą już przez opisywany tu projekt ponad trzykrotnie.
Pakiety z książką
Jeśli chcielibyśmy nabyć książkę Finansowy Ninja to mamy do dyspozycji cztery pakiety. E-book, książka papierowa oraz dwa zestawy.
Sam ten fakt jest pewną lekcją dla wszystkich wydawców, bo okazuje się, że wprawdzie treść jest jedna – ale można ją sprzedać w różny sposób, odpowiednio szafując i formą i dodatkami.
Przyjrzyjmy się zatem bliżej tym pakietom.
E-book
Pakiet 1: Sam e-book (49,90 zł). A właściwie dwa e-booki:
- Podstawowa książka: “Finansowy ninja” (MOBI + EPUB) – czyli to co w papierze.
- Bonus: “Finansowy ninja – rysunkowe streszczenie” (PDF).
Ten dodatkowy e-book będzie dostępny tylko w przedsprzedaży do 26 sierpnia. Jest to kilkadziesiąt stron komiksowych notatek (tzw. SketchNotes) podkreślających najważniejsze elementy każdego rozdziału.
Można sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem. :-) W tym przypadku robienie wersji na czytniki mijało się z celem.
Dodajmy, że samego e-booka początkowo miało nie być jako samodzielnej opcji – miał być dostępny tylko w pakiecie z papierem, ew. po zakończeniu przedsprzedaży.
Rozmawialiśmy w okolicach czerwca z Michałem o tych pakietach. Mówiłem mu – ale czytelnicy Cię zjedzą. No i faktycznie. :-) Pod wpisem zapowiadającym książkę pojawiło się tyle głosów, aby jednak wersja elektroniczna wyszła – że Michał nie miał wyboru. :-)
To też jest siła społeczności.
Papier
Pakiet 2: Książka papierowa (69,90 zł). Twarda oprawa, w przedsprzedaży z autografem, wysyłka wliczona w cenę. Bez e-booka.
Papier oraz e-book
Pakiet 3: Zestaw książka papierowa + e-book (99,90 zł). Książka papierowa z autografem i dwa wspomniane wyżej e-booki. Nadal darmowa wysyłka.
Papier, e-book i kurs
Pakiet 4: Zestaw z kursem „Budżet domowy w tydzień” (199,90 zł). Wszystko co wyżej oraz kurs, który był wcześniej sprzedawany po 197 zł – teraz dostępny jest już tylko z książką. Szczegółowy opis znajdziemy na stronie kursu.
Co jeszcze warto wiedzieć:
- Każdy kto kupi dowolny pakiet otrzyma też dostęp do strony z dodatkowymi materiałami do książki, np. arkuszami kalkulacyjnymi.
- Jeśli kupimy ostatni pakiet z kursem – dostęp do samego kursu otrzymamy od razu.
- Co zmieni się po zakończeniu przedsprzedaży? Tego Michał jeszcze nie wyjawia, być może dojdą jeszcze opłaty za przesyłkę, rzędu 15 zł. Wiem też, że w opcji zakupu e-booka będzie tylko podstawowa książka bez streszczenia w PDF.
- Również ważne: autor deklaruje, że nie będzie promocji cenowych. Na stronie książki w naszej porównywarce dodałem wzmiankę, że ustawianie alertów cenowych właśnie na tę pozycję mija się z celem. :-)
Skąd takie ceny?
To jest temat na szersze rozważania. Przeciętny poradnik kosztuje w e-booku 15-20 złotych, w papierze 30-50 zł. Ale są wydawcy, którzy pozycjonują swoje tytuły znacznie wyżej. Np. MONEY. Mistrzowska gra, poradnik Tony’ego Robbinsa, nieco zbliżony w profilu omawianej książki, ale nastawiony bardziej na inwestowanie i rynek amerykański – kosztuje tyle samo co Finansowy Ninja.
Również w przypadku papieru, np. cenione przeze mnie Wydawnictwo Linia publikuje bardzo dopracowane tłumaczenia książek finansowych – to jest zawsze wydatek około 100 złotych – ale ta wiedza jest tyle warta. Gdyby sprzedawali te pozycje o połowę taniej, to nie znaczy, że kupiłoby je 2x więcej osób. To jest paradoks, który opisałem kiedyś analizując promocję „za dychę”. Podobnie porządne podręczniki akademickie swoje kosztują. Dlaczego więc podręcznik finansów osobistych miałby być tańszy?
Jeśli potraktujemy wydatek jako inwestycję w wiedzę, to te 49,90-199,90 złotych nie są czymś niespotykanym. Oczywiście kwestią otwartą jest, na ile z tej wiedzy skorzystamy.
Podsumowanie
Jak wspomniałem na początku, o książce Finansowy Ninja piszę dlatego, że uważam ją za naprawdę dobrą lekturę, ale też, że warto obserwować cały projekt, bo wiele się z niego możemy nauczyć.
Bo jeśli ktoś ma swojego popularnego bloga i wiernych czytelników – i w ciągu miesiąca sprzedaje 4 tysiące egzemplarzy – to może faktycznie w pewnych przypadkach można powiedzieć „do widzenia” wydawcom?
O tym był już choćby wywiad z Michałem na Antywebie.
Oczywiście trzeba brać poprawkę na popularność autora, bo nie każdy może sobie pozwolić na aż taką promocję swojego tytułu, nie o każdym napiszą od razu wszyscy liczący się blogerzy. :-)
Chciałbym pójść w tym kierunku – i za 2-3 tygodnie zapytać Michała Szafrańskiego o szczegóły projektu Finansowy Ninja i tego, jak wszystko przebiegało. Co zrobić, jeśli byśmy chcieli sami go naśladować?
A może macie do Michała konkretne pytania? Zostawiajcie je w komentarzach, postaram się je wykorzystać w naszej rozmowie.
Czytaj dalej:
- Czy do polskich księgarń dotarły już e-booki generowane przez ChatGPT?
- Amazon w ramach walki z AI ogranicza liczbę publikowanych książek do… trzech dziennie
- Obniżki VAT na książki (papierowe i elektroniczne) nie będzie, bo państwa na to nie stać
- 13 moich poleceń z promocji urodzinowej Ebookpoint 2024! Matematyka, inflacja, ewolucja, Kraków, Afryka i Biały Dom
- Czasopismo „Fronda” kończy działalność – całe archiwum do pobrania w PDF
- PDW (chyba) się dogaduje, z kolei Virtualo wypowiada umowę Legimi! [Aktualizacja x2]
Pytanie: czy ta książka zawiera porady finansowe typowe dla polskiego rynku (oraz polskiego pracownika/pracodawcy), czy tez ma charakter bardziej uniwersalny?
Część jest bardziej uniwersalna, np. rozdział 3 – te narzędzia działają w zasadzie wszędzie. Są rozdziały specyficznie polskie, np. rozdział 5 – o polskich produktach finansowych, rozdział 6 – oszczędzanie np. na eksploatacji typowo polskiego mieszkania, rozdział 9 – optymalizacja podatkowa, albo 10 – inwestowanie (dużo specyficznie polskich ostrzeżeń).
Chciałem zamówić, ale po co przy zakupie ebooka komplet moich danych wraz z numerem tel. Porażka.
A to chyba w większości księgarni jest. Po to abyś mógł dostać fakturę.
Jak nie potrzebujesz faktury to podaj zmyślone dane. Ja zawsze tak robię.
A nie lepsze prawdziwe?
Adam Mickiewicz
63 Rue de Seine
75006 Paris
Nie, bo wtedy by musieli naliczyć francuski VAT ;-)
A transakcja by mogła nie przejść jeżeli dane karty będą wskazywać miejsce zamieszkania Polska, zależy od zabezpieczeń sklepu
Ja piszę raczej w stylu
Adam Niewiadomski
Znikądowo 5/3
99-999 Znikądowo
Też mnie odstraszyło podawanie danych… Zastawiające jest to, że Pan Michał Szarański odpowiada czasem na komentarze, ale w tej sprawie już nie wypowiada się :)
„pompując bańkę na rynku nieruchomości w roku 2008” – czepiam się, ale pompowali do 2008, same kredyty dla „za biednych” to ponad 10-letnia historia.
Ba, to 2007 w ogóle był;)
No fakt, chodziło mi o kryzys który m.in. ta bańka wywołała. Doprecyzowałem.
A czy książka w ogóle stanowi wartościową pozycję dla powiedzmy świadomego czytelnika bloga?
Byłam jednym z komentujacych, którzy powiedzieli wprost, że pakiet za 100 zł to za drogo. Przy ebooku za 50 zł zaczynam się zastanawiać. Ale boję się, że będą tam same banały np. o notowaniu wydatków czy o przychodach wyższych niż wydatki.
Także pytam Ciebie jako recenzeta – czy to jest tylko książka dla początkujących czy dla zaawansowanych też?
Magdalaena, moim zdaniem nie warto. Z tego co kojarzę regularnie czytasz blog (przynajmniej czytałaś w początkowym okresie, bo teraz to nic ciekawego). 80% wartościowej informacji jest na blogu, ja osobiście nie wierzę, że cokolwiek wartościowego stały czytelnik bloga się dowie z tej książki.
Wystarczy zastosować te rady z bloga które są za darmo i już jesteś dalej niż 99% czytelników książki. A pozostałe 20% rad też nie jest trudno znaleźć, jak np. w Elementarzu Inwestora na AppFunds czy chociażby u Sławka z Fridomii czy u Tradera21. Wystarczy trochę czasu na blogi i dużo próbowania i własnych przemyśleń.
Ja książki nie kupię, bo uważam, że ktoś zdeterminowany to przekopie się przez darmowe archiwum bloga i jednak przeczyta te wpisy, w niektórych przypadkach na ponad 8 tys. znaków + komentarze. To da mu więcej moim zdaniem niż książka.
A jak nie jest w stanie, to sorry ale moim zdaniem rad z książki też nie wprowadzi w życie.
Michał Szafrański wspominał na podcaście, że te proporcje wyglądają o wiele lepiej – nie chcę strzelać, ale chyba tylko 20% książki to wiedza z bloga.
Poza tym, nawet gdyby było inaczej, to moim zdaniem warto kupić książkę niejako w podziękowaniu za to co Michał robi od lat za darmo na blogu i podcaście. Ja kupię właśnie dlatego – niech trochę zarobi, bo zasłużył na to.
PS. Zawsze można sprezentować komuś z rodziny
Mała uwaga – bloga nie prowadzi za darmo. To, że czytelnicy nie płacą za treści bloga, to nie znaczy, że prowadzi go harytatywnie. Jest to jego zwykła działalność zawodowa.
Ech… „charytatywnie” miało być.
Ok. Chodziło mi właśnie o to, że czytelnicy nie płacą. Taki skrót myślowy
Ja akurat rzeczy typu notowanie wydatków uczyłam się od rodziców, a najwięcej o rynku finansowym i inwestowaniu dowiedziałam się od Zbyszka z Appfunds. Był też gdzieś w 2009 czy 2010 taki blog chłopaka ogarniętego manią pasywnego dochodu i wyjazdu do ciepłych krajów, który to blog jednak został zamknięty i usunięty z sieci.
Blog Michała pojawił się sporo później i w zasadzie nie dowiedziałam się z niego nic fundamentalnego. W dodatku ciągle przeważały tam rady dla delikatnie mówiąc nieroztropnych utracjuszy a nie dla ciułaczy amatorów.
Marcina Samsela (rentier-blog.pl) widzę też pamiętasz :).
Fajne czasy, takie idealistyczne, choć niewiele się z tego co pisał sprawdziło w praktyce, bo albo nigdy nie działało, albo się warunki brzegowe zmieniły. No ale warsztat miał świetny i fajnie go się czytało. Szkoda trochę, że tak skutecznie się wyczyścił z sieci (łącznie z http://web.archive.org).
Uważam, że w Twoim wypadku zakup książki (w innym celu niż jako podziękowanie dla Michała za bloga) moim zdaniem nie ma sensu. Dostaniesz tą samą treść co znasz z blogów tylko inaczej opakowaną.
Ale to tylko moje zdanie :)
O właśnie to był ten blog – z wieloma rzeczami, które pisał autor się nie zgadzałam (nadal uważam że nie ma to jak ciekawa praca w budżetówce ;-) ), ale jestem mu wdzięczna, bo trochę dzięki niemu przekonałam się do samotnych podróży.
20% treści jest z bloga to może i tak ale ja to rozumiem jako żywcem przeniesione, wklejone zdania. Bo wiedzy z bloga jest na bank 80%, wystarczy porównać archiwum bloga ze spisem treści książki.
Nie jest to zarzut, bo ciężko tego uniknąć jak się pisze bloga i wydaje na ten sam temat książkę. Zresztą to jest taki lifehack, tj. zamiast kupować kursy, ebooki blogera to 80% znajdziesz wiedzy znajdziesz na jego blogu w archiwum. Zastosuj w praktyce 80% tej wiedzy i już jesteś 99% dalej niż większość.
Popieram.
Dla świadomego czytelnika taki zakup jest zbędny.
Jest dużo źródeł i wiedzy za free (nie tylko w języku PL).
Oczywiście wymaga to większego wysiłku i czasu by te materiały i wiedzę „odfiltrować” ale przy okazji chłoniemy dużo wiadomości z zakresu finansów.
Szafrański jest oczywiście świetny w tym co robi i to doceniam.
Ale nie jest ani pierwszy ani jedyny.
Naprawdę jak się chce to można znaleźć dużo wiedzy o ekonomii przydatnej dla „przeciętnego Kowalskiego”.
Wszystko można znaleźć w internecie za darmo. A mimo to ludzie różne rzeczy jednak kupują.
Jest pierwszy w PL który sprzeda książkę z zakresu finansów osobistych w takiej ilości, pierwszy który sprzeda w takiej ilości self publishing w PL, pierwszy który bez wydawania na reklamę sprzeda w takiej ilości, pierwszy który zarobił duże pewnie największe pieniądze w tak krótkim czasie w swojej kategorii a także innych kategoriach wydawniczych. Itd więc pierwszy to jest. Jedyny też w kilku kategoriach ale są też na szczęście inni i można sobie porównać.
Jak się chce to można wszystko, problem jest właśnie w „chce się”. Gdyby każdemu się chciało to książka sprzedała by się w 100 egzemplarzach dla potrzebujacych i 1000 dla autografu… Ludzie często wolą zapłacić za kompendium które ktoś zrobił niż kopać samemu a czas przeznaczyć na fejsa ;). Tak jak napisałeś: dla bardziej ogarniętych i tych co wygospodarują czas i chęci to dojdą sami to wszystkiego. Wszyscy inni dostaną to na tacy w cenie jednego wyjścia na pizze i piwo z autografem autora w zestawie. Czy warto każdy sam zdecyduje bo ma wybór. Dyskusje w temacie czy potrzebna książka czy tez nie i ceny są nieuniknione. Krytykantów i narzekaczy jest cała masa. Do tego Ci którym książka jest niepotrzebna też napiszą dlaczego jej nie kupią – i to jest najbardziej ciekawe…
@Krzysztof
Strasznie mnie wkurzają teksty w stylu „Jak się chce to można wszystko, problem jest właśnie w „chce się”.” Albo takie o spełnianiu marzeń za wszelką cenę.
Bo potem zwykle okazuje się, że dla mówiącego „wszystko” i „marzenia” sprowadzają się do wydłużonej listy zakupów. Nie ma zdrowia, nie ma osobistych zdolności, nie ma udanych relacji z innymi ludźmi. Tylko pomysły w stylu „rzucić pracę w korporacji i założyć własny biznes” albo „pojechać w podróż dookoła świata”.
Magdalena
Zdanie o chce się wszystko odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi poprzednika o wyszukiwaniu informacji w sieci zamiast kupienia gotowego podręcznika. Wyrwane z kontekstu rzeczywiście wygląda tak jak napisałaś. Ja stosuję chce się wszystko w stosunku do rzeczy których się generalnie nie chce robić a nie do rzeczy bardzo trudnych lub niemożliwych do wykonania typu: zarobię milion lub schudnę 20 kg w miesiąc i tak zostanie. Precyzyjnie nie napisane dla każdego oznacza coś innego. Bo niby dlaczego ludzie nabywają książkę płacąc za nią zamiast wyszukać informacje w sieci za darmo tracąc jedynie czas? Bo z jakiegoś powodu nie chcą tego robić…
Mnóstwo ludzi żyje dzisiaj konsumpcjonizmem, druga „ameryka” po prostu, ten trend ma tendencje wzrostową. Z drugiej strony rośnie grono ludzi z przeciwnym nastawieniem.
Co prawda wkurzona wyglądasz bardzo seksownie ale tutaj nie ma aż takiego powodu do nerwów ;)
No to prawda, nie każdy ma predyspozycje do tego, by osiągnąć sukces, to po pierwsze. Bardzo ważną rzeczą jest to jak sobie radzimy w relacjach międzyludzkich. Jeżeli to leży i kwiczy to na sukces raczej nie ma co liczyć. Jeżeli chcemy zarobić pieniądze, musimy przekonać do siebie ludzi. Bądźmy szczerzy, nie każdy urodził się Casanovą, świat jest pełen osób nieśmiałych i zakompleksionych w sobie. Poza tym jest i druga strona medalu, a mianowicie – robienie kariery. Dzisiaj to jest praktycznie wciskane nam ze wszech stron, tak jakby robienie kariery byłą najważniejszą rzeczą na świecie. Ale pytanie jest takie – gdyby każdy podążał za robieniem kariery, to kto do jasnej ciasnej sprzątałby ulice, wywoził śmieci, sprzedawał na stoisku z gazetami, no kto? Dlatego ja nie kupuję tego komercyjnego szajsu jaki wciska się nam za każdym razem gdy włączymy telewizor lub otworzymi czasopismo z ogłoszeniami. Świat zaległby brudem gdyby nie zwykli, prości ludzie. Zresztą powiedzmy sobie szczerze – karierę i sukces robi się często kosztem innych: tych , którzy np. muszą składać w magazynie za minimalną krajową części do najnowszego Iphona lub pracować przy taśmie produkcyjnej w fabryce, byle pociągnać do kolejnego miesiąca. Może jestem tutaj wyjątkiem ale moim zdaniem w pogoni za pieniędzmi świat dzisiaj totalnie oszalał. Nic innego się dziś już nie liczy, tylko stan konta i sukces finansowy. To jest obłęd.
Dużo racji w tym co piszesz, ale trochę sam złapałeś się w ten trend. To nie jest tak, że nie każdy ma predyspozycje do sukcesu. To my mamy wykrzywioną jego definicję. Przecież stabilna, choć niezbyt prestiżowa praca, żona i 2 dzieci to równie dobry sukces co każdy inny.
@Doman
No własnie wystarczy jakiś defekt zdrowotny i nagle okazuje się, że wydawałoby się niezbyt ambitny cel „2 dzieci” staje się Everestem.
bez wydawania na reklamę?
Widziałem reklamy jego książki chociażby na pewnej popularnej porównywarce cen ebooków. Za darmo mu dali?
Podejrzewam że ponad 90% nakładu sprzedanego do tej pory poszło do ludzi którzy przeczytali o książce na JOP, reszta to wywiady w mediach (w sieci, radio i zajawki na innych zaprzyjaźnionych stronach i blogach) a z reklamy opłaconej to pewnie promil bo książki nie ma jeszcze na rynku. Generalnie budżet na reklamy jest bardzo niewielki więc na ten moment pomijalny. Po wejściu książki na rynek to się pewnie zmieni bo kto miał kopić to kupi do końca września a resztę trzeba zmotywować ;).
„A czy książka w ogóle stanowi wartościową pozycję dla powiedzmy świadomego czytelnika bloga?”
I to jest bardzo dobre pytanie, które przed zakupem powinien sobie postawić KAŻDY potencjalnie zainteresowany. Powiem wprost, że cena odstrasza. Co innego wydawać 60 zł na literaturę specjalistyczną, czy popularno-naukową z naciskiem na „naukową”, a co innego na poradnik do samodoskonalenia, których to na rynku nie brakuje. Nie będę tu oceniał merytorycznej wartości tej książki, bo jej nie czytałem, ale nie oszukujmy się Pan Szafrański drugi raz koła nie wymyśli, choćby się bardzo starał. Poza tym twierdzenie, że książka zawiera tylko 20% wiadomości z bloga jest dla mnie zwykłym chwytem marketingowym i bynajmniej nie oznacza, że te 80% to jakaś prawda objawiona i nowe sposoby oszczędzania nikomu wcześniej nie znane. Tego typu przypisy towarzyszą każdemu poradnikowi i przeważnie są zwykłą reklamą mającą nakłonić nas do kupna danej pozycji. Zresztą jako autor poczytnego bloga musi jakoś zachęcać swoich czytelników do zakupu książki, gdyby napisał że jest ona zbiorem informacji z bloga to raczej sprzedaż nie szła by tak dobrze.
Przeglądając spis treści i czytając fragment książki, mam wrażenie że jest to pozycja dla początkujących i nie mających wcześniej styczności z tematem. Oczywiście czytelnicy bloga pewnie znajdą coś dla siebie, ale wartość poradników mierzy się stopniem użyteczności, w tym wypadku inaczej mówiąc, jaką kwotę pieniędzy oszczędzę dzięki wskazówką w książce, a w tym wypadku o milionach raczej nie mamy co myśleć ;)
Inną sprawą jest, że osobiście sceptycznie podchodzę do tego typu publikacji. Oszczędzać można mniej lub bardziej skutecznie walcząc o każdy grosz, ale albo się jest oszczędnym, albo nie i książka tego nie zmieni. Co z tego że ktoś zaoszczędzi 50 zł na opłatach bankowych zmieniając bank, jak później lekką ręką wyda 150 na nowe spodnie, których tak naprawdę nie potrzebował. A jak ktoś nie wie jak oszczędzać to proponuje zacząć od razu i zastanowić się nad zamówieniem tej pozycji, min. 50 zł mamy w kieszeni.
Żebym nie wyszedł na hejtera, życzę Panu Szafrańskiemu sukcesu na polu wydawniczym, fajnie że projekt mu się udał i przynosi zyski, a mój nieco krytyczny wpis spowodowała pewnego rodzaju buta autora. Po pierwsze za wiedzę w mniejszym lub mniejszym stopniu ogólnie dostępną każe sobie płacić jak za wiedzę specjalistyczną, a po drugie książkę skierowaną m.in do osób żyjących „od pierwszego do ostatniego” wycenia na taką, a nie inną kwotę, mimo że na blogu pokazuje jak oszczędzić kilka złoty w skali roku. We mnie powoduje to pewien bunt.
Jeżeli ktoś zarabia minimalną krajową to o oszczędzaniu raczej nie ma co myśleć. Zresztą oszczędzanie z samej swojej zasady jest proste: wystarczy po prostu wydawać jak najmniej pieniędzy. Albo powiedzieć sobie – w tym miesiącu żyję za tyle i tyle i starać się nie przekroczyć limitu.
Osobiście uważam, że takie poradniki czasami mają wartość ale to zależy od indwidualnego podejścia i od osoby. Są tacy, którzy książkę przeczytają, powiedzą „aha” i rzucą w kąt. Inni zastosują się z kolei do wskazówek ale z powodu braku silnej woli powrócą po kilku tygodniach do starych nawyków. Trzecia grupa zaś uprze się i zrobi wszystko, żeby coś zmienić w swoim życiu (co nie zawsze jest równoznaczne z tym, że odniesie się sukces i zarobi kupę forsy).
Ja książki nie kupię. Poradniki działają na mnie jak tabletki nasenne, a jeśli jeszcze posiadają słupki i wykresy to już całkiem. Nie jestem typem analityka i nie znoszę danych statystycznych. A im więcej suchych informacji do przyswojenia tym większy mętlik w głowie.
„jaką kwotę pieniędzy oszczędzę dzięki wskazówką w książce”
*wskazówkom.
Jeśli czytasz regularnie bloga Michała to mniej więcej wiesz jak pisze i to jest w zasadzie kontynuacja tego stylu i tego poziomu zaawansowania. A jeśli go czytasz i masz za sobą różne książki o finansach osobistych, to FN nie będzie jakąś rewolucją. Trochę rzeczy oczywistych dla osoby zaawansowanej jest (po raz n-ty wyjaśnione jak działa procent składany), ale są też konkrety. Inną sprawą jest wiedza, a jej zastosowanie.
Z drugiej strony gdyby to była książka opisująca cudowny sposób na zostanie bogatym, którego nie znajdziemy nigdzie indziej, to od razu powinna zapalić się lampka ostrzegawcza.
Ceny zabójcze! Życzę autorowi dużej sprzedaży.
Nie będzie promocji cenowych? Och, jaka szkoda! Ebooka też miało nie być.
Książka za grubą kasę o oszczędzaniu. Sorki, ale nie rozumiem.
Przypomina mi to pewną sytuację z moją koleżanką, która zafascynowana ideą minimalizmu, kupiła sobie od razu pięć książek na ten temat…
Żeby kupić książkę, trzeba najpierw oszczędzić 50 zł :)
A na serio – ludzie (siebie też tu wliczam) wydają znacznie więcej niż 50 zł na różnego rodzaju zachcianki (choćby lody, kawę na mieście, setną bluzkę), a szkoda im 50 zł na kilkaset stron wiedzy o finansach.
Ja książki nie kupię, bo swoje finanse mam ogarnięte lepiej, niż 99% społeczeństwa, ale jakbym żył od pierwszego do pierwszego zastanawiając się, jakim cudem przewaliłem zeszłomiesięczną pensję, to bym się spiął i kupił.
Kupił byś jak byś dostał impuls do tego np pójdziesz do kumpla zarabiającego mniej od ciebie po pożyczkę i ja dostaniesz . Inaczej dalej będziesz przewalał i być może popadniesz w spore długi i to będzie ten big kick.
Celem tej książki jest nauczenie czytelnika oszczędzania, czyli m.in. rezygnowania z wydatków na zachcianki typu niezdrowe używki, niepotrzebne ciuchy… niewiele wnoszące, a nietanie książki… I tutaj dostrzegam paradoks podobny do przytoczonego przykładu pięciu książek na temat minimalizmu.
Ale 50zł co cena przyzwoitego wina… że tak, trochę naokoło, zacytuję Sapkowskiego.
Świetny przykład. Idźmy dalej w udowadnianiu, że książka jest jednak tania i przeliczmy jej równowartość na ilość skrętów marihuany :p.
50 zł to nie wino, ani ta książka, ale 50 zł…
Nie twierdzę, że książka jest tania.
Chodzi mi o to, że, zakładając że ta książka jest dobra (nie jestem pewien, przeczytałem pierwszą z trzech darmowych części i niewiele nowego się dowiedziałem), to można te 50zł potraktować jako inwestycję, zamiast np. kupować trzy książki Pilipiuka w promocji Fabryki Słów, bo paaanie, taka promocja. Albo zamiast tej butelki wina, czy jednego weekendowego wyjścia „w miasto”, niezbyt szalonego, żadne tam Cocomo.
Jak wyżej napisał Kamil, łatwo wydać pieniądze na pierdoły, a tu się człowiek zastanawia, zresztą podejrzewam, że autor też pisze o tym zjawisku i dlatego tak skalkulował cenę książki :-D
Ale o co chodzi z tym „zamiast”? Toż to czysta manipulacja!
Chyba napiszę książkę o szkodliwości palenia i wycenię egzemplarz na 200 zł. Każdy palacz powinien ją kupić zamiast fajek. To w końcu inwestycja w swoje zdrowie, a na papieroski już nie zostanie ;).
No właśnie dlatego zastanawiamy się, czy ta inwestycja się opłaca. Tzn. czy zysk z kupna książki będzie równy co najmniej jej cenie.
Bo jeśli nie, to lepiej kupić trzy Pilipiuki w promocji albo butelkę alkoholu. W końcu tu się dość dobrze da przewidzieć, jaką przyjemność dostaniemy za nasze pieniądze.
„No właśnie dlatego zastanawiamy się, czy ta inwestycja się opłaca. Tzn. czy zysk z kupna książki będzie równy co najmniej jej cenie.”
Czego tak naprawdę oczekujesz od tej publikacji? Odpowiedz sobie na to pytanie a nie czy się opłaca i czy będziesz mieć zysk. To nie tak działa. Mam wrażenie że nie rozumiesz założenia książki i tego jaką wiedzę ona przynosi. Jeśli tego nie łapiesz to lepiej kup wódę…
„Czego tak naprawdę oczekujesz od tej publikacji?”
Że powie mi o finansach osobistych coś, czego jeszcze nie wiem. Na tej zasadzie od nowego Pilipiuka oczekuję powiedzmy 10 godzin rozrywki (słucham audiobooków). Więc gdybym kupiła książkę „Finansowy ninja” i okazałoby się, że są tam same podstawy, które już znam, to uznałabym że to były źle wydane pieniądze.
„Mam wrażenie że nie rozumiesz założenia książki i tego jaką wiedzę ona przynosi.”
A jakie są te założenia i jaką wiedzę przynosi?
Czy 50 zł to gruba kasa? Ludzie miesięcznie wydają więcej na papierosy (lub alkohol) i jakoś im tych wyrzuconych w błoto pieniędzy nie szkoda.
Ja bym nie przesadzał.
to proste – jak sporo osób kupi książkę, to oszczędności Michała wzrosną ;-)
Będę troszkę krytyczny: początkowo czytałem bloga, ale zarówno styl Michała, jak i tematyka mocno oderwała się od moich oczekiwań – i od tytułu bloga nawet!
Michał potrafi tłumaczyć, jest tu wartość edukacyjna, ale ja akurat nie potrzebuję tłumaczenia spraw podstawowych. Zauważyłem też pewną fascynację czytelników dochodami Michała – a nie oszczędzaniem jako takim. Ładunek samo-promocji i akcji sprzedażowych osiągnął pułap, który trudno mi zaakceptować.
Nie tyle dochodami co transparentnością i tym z jaka szczerością dzieli się prywatnymi informacjami. To działa na wyobraźnię, motywuje i skłania do zrewidowania własnego postępowania w kwestii finansów i zmian w lepszym kierunku. To wystarczy by podnieść jakość własnego życia. Tylko tyle i aż tyle.
może jakiś przykład zrewidowania postępowania na podstawie lektury bloga/książki ? Serio, to może być ciekawe. Jak wpłynąć na ludzi, by zmienili swoje finansowe nawyki. I konkretnie kto, korpoludek, babcia, nastolatek ?
Najbardziej z tych wszystkich opcji podoba mi się rysunkowe streszczenie ;) Czy jest ono dostępne tylko z ebookiem czy w innych zestawach też?
O a jednak, a już sobie darowalem zakup przed premierą. Zastanawia mnie tylko sposób dostawy ebooka jako kurier w Polsce, mam rozumieć że dostane płytę z książką:P
Ależ skąd, pendrive dostarczy dron.
Wszystko Wam źle. Nigdy temu społeczeństwu nie dogodzi. Nie chcecie, to nie kupujcie. Ja kupię z szacunku, bo to wartościowy blog przekazujący WIEDZĘ, a nie kolejna nic nie wnosząca do życia szafiarka…
raczej „BlogoWiedzę”, i coś co kiedyś Ktoś nazwał dobitniej…
wystarczy zerknąć na „wyciąg” z „Wiedzy”:
http://finansowyninja.pl/finansowyninja/wp-content/uploads/2016/07/FinNinja-3-900×600.png
jeżeli dla kogoś miesięczna kapitalizacja wraz z miesięczną spłatą całości naliczonych w tym okresie odsetek i części kapitału = składanym procentem, to ja nie zazdroszczę czytelnikom takiej „Wiedzy”… a już akapit o tym, że w racie są odsetki, odsetki od odsetek i odsetki od odsetek od odsetek… uf… mistrzostwo świata!
Z.
Qrde, myślałem, że koło trzech dych, no ale może się skuszę. Nie chce mi się przeglądać bloga, to tutaj dostanę wszystko w jednym miejscu.
Przejrzałem spis treści… Cóż… książka jakich wiele… Niestety…. Autor chyba do końca nie wie o czym pisze (pomijam rzeczy oczywiste że branie kredytu na urlop czy telewizor to ekonomiczny nonsens), lecz takim samym nonsensem jest odkładanie pieniędzy (dobrowolnych) na tzw. fundusze emerytalne. Jedyny kto na tym zyskuje to fundusz. Na pewno nie odkładający. Te pieniądze mógł by odłożyć znacznie lepiej. np. inwestując w walutę opartą na parytecie złota. Fundusz emerytalny lokuje kapitał w obligacjach państwowych, czyli pożycza państwu coraz większe pieniądze na spłatę starych długów, które są spłacane nowymi, coraz większymi pożyczkami. Autor powinien zauważyć że nie da się żyć (nie ma znaczenia czy chodzi o jednostkę, czy państwo) biorąc kredyt, za rok biorąc jeszcze większy, który po kolejnym roku będzie spłacony jeszcze większym kredytem. To działa do czasu, potem państwo lub jednostka stanie się bankrutem.
Nie wiem czy w swej książce w rozdziale o odkładaniu (autor proponuje akcje – bo większość autorów zwłaszcza tych amerykańskich – tak)). To kolejny temat rzeka, który jest koloryzowany przez |doradców finansowych) o ile to w roku akcje zyskały na wartości u jak to warto nasze pieniądze w nie zainwestować, by akcje same na nas zarabiały. Ludzie nabierają się na ten wabik, a przy dłużej perspektywie – zonk dla większości akcjonariuszy.
Ty też nie do końca sprawiasz wrażenie, że wiesz o czym piszesz.
Gdzie według Ciebie obowiązuje waluta oparta na parytecie złota ?
Ludzie, ale ta książka jest napisana nieskomplikowanym językiem i przeznaczona dla każdego, a nie tylko dla wybitnie uzdolnionych i tych którzy chłoną wiedzę z każdej strony bez większego problemu. Dajcie szansę zmienić swoje podejście do finansów tym, którzy nie widzą tego co robią źle. Myślę, że książka Michała pozwoli niektórym otworzyć oczy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Osobom, które potrzebują bardziej fachowej i zaawansowanej wiedzy proponuję poczytać inną literaturę skoro ta ich nie satysfakcjonuje. Osobiście uważam, że Michał odwalił kawał dobrej roboty! A że zarabia na blogu i książce to chyba nic dziwnego, w końcu to jego praca. Każdy z nas oczekuje wynagrodzenia za swoja pracę dlatego nie rozumiem niektórych uszczypliwości. Inni kradną, żyją z naszych podatków i jakoś to tolerujemy…
http://www.spidersweb.pl/2016/08/michal-szafranski-finansowy-ninja-wywiad.html
Wywiad z Finansowym Shogunem ;)
Przy okazji MSz. tłumaczy dlaczego ebooki „muszą” być drogie. Słabą sprzedaż tłumaczy , wymuszaniem przez czytelników promocji (czy oczekiwaniem na promocje). Ale papierowe wydania też mają promocje. Rzadko książka na Allegro czy w księgarni kosztuje okładkowo… No i ten Vat na ebooki. 23 %. Dobrą zmianą byłoby zrzucenie go na 5 %. Jak papier.
Poczytać wywiad warto.
Akurat trwają społeczne konsultacje UE na temat stawki VAT na e-booki. Może warto się wypowiedzieć: http://cyfranek.booklikes.com/post/1445041/unia-europejska-pyta-o-stawke-vat-na-e-booki-wypowiedz-sie
Zachęcam. Ja już wypełniłam ankietę.
Jestem w połowie książki FN i mimo że finanse mam ogarnięte uważam, że jest to absolutny must have dla każdego kto ceni swój czas i pieniądze. Skondensowana forma i przystępna treść to zdecydowane atuty tej książki.
Większość wiedzy na pewno znajdziemy w internecie i na blogu Michała, ale w książce mam całą niezbędna wiedze podaną na tacy, a czy z niej skorzystam zależy tylko ode mnie.
Kupiłem i nie żałuje.
A mnie troche irytuje ten zachwyt nad tym, że mozna wydać samemu książkę i zarobić na niej tyle i że Pan Michał pokazał jak to zrobić. Guzik pokazał. Po pierwsze ma pieniądze zeby zrobić ksiazek i ebooka w dobrej jakości, po drugie ma pewnie setki tysięcy czytelników do których łatwo dotarł i łatwo zmienił w klientów, po trzecie zachwycili sie nim inni blogerzy i portale i piszą o nim do znudzenia. Zycze sukcesu ale niech wyda drugą książkę, np kryminał z takim samym sukcesem… nie uda sie, jestem pewien. 99,9% self-publisherów nie ma najmniejszej szansy zeby powtórzyć ten „sukces”, wiec bez sensu jest taki zachwyt i pisanie ze to przełom i że pokazał jak to trzeba robić, udało mu się, bo miał solidne podstawy (kasa i czytelnicy-fani jaki ich tam zwać).