W serwisie MamStartup.pl natrafiłem wczoraj na interesujący wywiad z Marzeną Zawadzką – prezesem firmy Inpingo. Platforma Inpingo wspomaga wydawców w przygotowaniu publikacji elektronicznych. Jej cechą charakterystyczną jest oparcie się na formacie XML, z którego dopiero można generować książki w innych formatach.
Co jednak z mentalnością wydawców?
Największe trudności wydawcy, ale nie tylko, my wszyscy mamy ze zrozumieniem zmian, jakie wywołał szybki rozwój technologii. […]
Dodatkowa barierą jest też zrozumienie, że rynek treści cyfrowej rządzi się własnymi prawami, a naturalne odwoływanie się do doświadczeń wyniesionych z rynku książki drukowanej przynosi więcej szkody niż pożytku.
Jeden z przykładów szkodliwego myślenia wydawców to „tradycyjne” spojrzenie na piractwo „chomikowe”:
Być może warto spojrzeć na nielegalną dystrybucję jak na darmową reklamę.
Jeżeli jakaś książka została udostępniona na półlegalnym serwisie i załóżmy, że została ściągnięta 10 000 razy. Najczęściej jest tak, że wydawca mnoży tę liczbę przez cenę książki np. 30 zł i widzi, że stracił 300 tys. zł i to go zniechęca do wydawania książek elektronicznych, ponieważ budzi obawę, że jeszcze ułatwi nielegalną dystrybucję, przygotowując książkę w wersji elektronicznej. […]
Niemniej część z osób, które ściągnęły książkę, kupuje później egzemplarz papierowy, a zapewne część kupiłaby także wersję elektroniczną. Jeżeli więc spośród tych 10 000 tys. osób 20% zdecydowałoby się na zakup np. tańszej wersji elektronicznej – a powinna ona być tańsza co najmniej o 40-50%, czyli w granicach 15 złotych. W takiej sytuacji brak wersji elektronicznej na rynku oznacza stratę 2000*15zł, czyli około 30 tys. zł a trzeba jeszcze pamiętać o tym, że część osób, która ściągnęła plik, kupiła później wersje papierową.
Co jest też ważne, to wciąż mała sprzedaż książek.
Brak efektu skali nie pozwala wydawcom realnie odczuć korzyści ze sprzedaży wersji elektronicznych. Jeżeli polscy wydawcy mogliby sprzedawać książki w Amazonie, to bardzo szybko zobaczyliby, jakie są możliwości uzyskania przychodów. Na dużym rynku wraz z obniżeniem ceny sprzedaż wyraźnie wzrasta. Natomiast na polskim rynku bardzo trudno to zobaczyć, ponieważ oferta jest nadal bardzo skromna. Większość osób zainteresowanych ebookami albo kupuje je na Amazonie albo ściąga wersje nielegalne, bo legalnych zwyczajnie nie ma. I tu to błędne koło się zamyka.
A tymczasem przed czytelnictwem się nie ucieknie, tym bardziej, że czytniki są coraz tańsze:
Cena tych urządzeń nie wydaje się barierą nie do przeskoczenia. W ciągu ostatnich dwóch lat spadła o kilkaset złotych, a najtańszy na rynku Kindle kosztuje około 400 złotych. Przy tej cenie można przypuszczać, że wielu rodziców skłonnych do kupowania prezentów praktycznych i służących edukacji chętnie kupiłoby swojemu dziecku na gwiazdkę taki czytnik.
Tu jednak dochodzimy do problemu braku e-booków i koło się zamyka.
Mam jednak nadzieję, że edukacja rynku, którą zajmuje się m.in. Inpingo doprowadzi do zmiany mentalności wydawców.
Czytaj dalej:
- Plotka: kolorowy Kindle z ekranem Advanced Color ePaper w 2025 roku?!
- Duże przejęcie na rynku czytników: PocketBook kupuje udziały w firmie Bigme, producencie czytników i e-notatników
- PocketBook zapowiada InkPad Eo – pierwszy kolorowy e-notatnik tego producenta! Ekran Kaleido 3, Android 11, rysik i aparat
- Jest już projekt rozporządzenia – standard USB-C dla elektroniki (w tym czytników) może wejść w Polsce już w grudniu 2024
- PocketBook Color Note – moje pierwsze wrażenia (i dwa zaskoczenia)
- Bigme Galy – pierwszy kolorowy czytnik z ekranem E Ink Gallery. „Zalety: dobre kolory. Wady: cała reszta”
Święta prawda.. Sam chętnie kupiłbym wiele książek w postaci elektronicznej na swojego Kindla, ale na dobrą sprawę nie ma w czym wybierać.. Angielski umiem na zadowalającym poziomie, ale to nie pozwala pochłaniać mi książek z Amazonu jedną po drugiej.. Gdyby w tym miejscu wystartowała jakaś polska sprzedaż ebooków, czy to na rodzimej platformie czy też za pośrednictwem Amazonu to na 100% znalazło by się sporo kupujących – w tym i ja. A póki co muszę pozostać niestety przy nielegalnych kopiach książek, bo nie uśmiecha mi się wydawać niejednokrotnie więcej niż za wersję „drukowaną”..
Przerobienie książki z empiku trwa 2 minuty, serio. A ze zdziwieniem stwierdzam, że oferta naprawdę się powiększyła, co prawda nie gustuję w skandynawskich kryminałach, ale sporo przyzwoitej polskiej fantastykui jest już dostępne.
Przerobienie może i trwa 2 minut, ale raz, że nie każdy posiada umiejętności by taką książkę sobie „przerobić”, a dwa, że w dalszym ciągu dostępne są jakieś niszowe produkcje pokroju tych skandynawskich kryminałów, które specjalnie mnie nie interesują.
Ten pan przypomniał jedną z najbardziej kosmicznych bzdur jakie usiłują wmówić rządom wszelakim wielkie koncerny muzyczne, filmowe czy właśnie wydawnicze – że gdyby pirackich kopii książek/ filmów/ muzyki nie było to ludzie tyle właśnie kupiliby legalnych produktów. Czyli jest milion ściągnięć jakiegoś filmu to na tej podstawie obliczają swoje „straty”. Wychodzą wtedy kosmiczne liczby.
Nie raz nie dwa i nie trzy razy mając pdf-a książki szczególnie mi się podobającej kupowałem na Amazonie legalną wersję jeśli tylko miała jakąś rozsądną cenę. Z pewnością robiłbym to o wiele częściej bo i tak wypada, a i legalne kopie są porządnie edytowane.
To samo dotyczy zresztą muzyki czy gier. Jak widać coraz bardziej opłaca się. Wydawcy wydający porządnie przygotowane książki po polsku za cenę adekwatną (czytaj wyraźnie niższą niż wersja papierowa) na pewno by na mnie sporo zarobili. To samo zresztą dotyczy nadal rynku anglojęzycznego – oferta Amazona dotycząca takiego Pratchetta to bieda z nędzą. A chomik to kwestia chwili…
Co do strat z piractwa, to trzeba zaznaczyć, że wśród tych 10000 ściągniętych książek, może z kilka procent zostanie przeczytana. Wątpię, że osoby, które nie posiadają czytników, a ściągają „piraty” z internetu czytają to wszystko na ekranie komputera (ściągają tak na wszelki wypadek, bo pliki z książkami niewiele ważą więc co mi szkodzi je mieć na dysku).
Z drugiej strony, wraz z popularyzacją e-czytników wzrośnie liczba ludzi „małotechnicznych”, którzy będą chcieli kupować i czytać eksiążki jeśli sam zakup będzie możliwie jak najprostszy.
Wielu z „bardziej technicznych” też nie ściągało by „piratów” gdyby mieli możliwość zakupu szukanej pozycji w sklepie, ponieważ wiele z nielegalnych wydań ma błędy i złe formatowanie, będące efektem amatorskiej produkcji ebooka.
Żeby eksiążki dobrze się sprzedawały muszą mieć cenę wyraźnie niższą niż wydania papierowe, bo inaczej dla wielu dużo czytających osób bezsensem będzie płacenie niemałych pieniędzy za czytnik, po to aby potem płacić jeszcze więcej za książki.
Cena oczywiście ma znaczenie. E-booki powinny być tańsze od papierowej wersji. Choć ostatnio przy okazji kupna najnowszej ksiazki Ziemkiewicza w formie epub ( w cenie zblizonej do ceny wersji papierowej) naszła mnie refleksja, że dla mnie podstawową zaletą e-czytania jest brak ciezkich ksiąg na półkach i łatwość zakupu ebooka – niemal jeden „klik” (a w przypadku Amazona dokładnie jeden klik) i czytasz.
Człowiek wolałaby kupić oryginalnego e-booka ale że nie ma to zmuszony jest 'chomikować’.
Eh, nie mogę zrozumieć głupot w stylu, że jesteście zmuszani do ściągania nielegalnych książek. To takie żenujące usprawiedliwianie się. Wg mnie jest to zawsze kwestia waszej decyzji. Niestety już prawie nikt nie czuje nawet wstydu z powodu kradzieży.
Jakby w sklepie nie było jabłek, a po drodze byłby sad, to kradzież z sadu byłaby uzasadniona? Czy powiedzielibyście, że zostaliście zmuszeni do kradzieży, bo w sklepie nie było albo było za drogo i nie uśmiechało wam się kupowanie po takiej wysokiej cenie i wybraliście opcje kradzieży z sadu?
Gdybym chciał jabłko to nie ukradłbym go komuś z sadu tylko poszedł nawet te 5-10km dalej do sklepu, który takie jabłka oferuje. A z ebook-ami co zrobisz? Nie pójdziesz nigdzie dalej, bo raz, że ogólnie mało jest miejsc co ebooki oferują to jeszcze nie są to jakieś wybitne pozycje i tego co chcesz nie znajdziesz.. Także, albo pozostaje kupić książkę zwykłą drukowaną, albo właśnie ściągnąć ebooka z innych źródeł (jeśli w sprzedaży nie ma oryginalnego przekładu).
Oczywiście w dalszym ciągu jest to kradzież (chyba, że ktoś przyrówna to sobie do wypożyczenia książki z biblioteki – wypożyczam, czytam, usuwam/oddaję, ale to trochę dziwne rozumowanie) i może faktycznie usprawiedliwiana, bo w końcu wystarczy nie brać się za taki tytuł, albo kupić książkę drukowaną. Tylko pytanie wtedy nasuwa się takie – po jaką cholerę sprzedają w Polsce ebooki, skoro nie ma na nie książek?
„Oczywiście w dalszym ciągu jest to kradzież”
Ściąganie plików z internetów (nie programów) to _nie jest_ kradzież. Po pierwsze nie mylmy pojęć.
To, że nie zostało to jeszcze uwarunkowane przez Polskie prawo podobnie jak muzyka i filmy nie utwierdzi mnie od razu w przekonaniu, że to nie jest kradzież. Ściągamy za darmo ebooka z internetu, za którego normalnie powinniśmy zapłacić – czyli można to w miarę jednoznacznie określić.
Jezu, Gocha, świat nie jest czarno-biały (chociaż w kindlu akurat jest :) ) Sama nigdy niczego nie ściągnęłaś? Masz rację, kradzież to kradzież, usprawiedliwień szukać nie warto. Chcę tylko zaznaczyć, że jest sporo ludzi takich, którzy woleliby kupić a nie ma.
p.s. Mam własny sad :)
Co to za przykład? Jak dla mnie jest infantylny…
Może dlatego że mam sad, kiedyś dawno dawno temu było coś takiego jak pokłosie. I tacy ludzi mogli z tego korzystać. kilogram czy pięć, żaden sadownik się nie wkurzy, tylko nie zniszcz drzew. Jak to się teraz w internecie pisze – przykład z DUPY.
Taki ładny wywiad, a połowa nadal nie rozumie. Nie można mówić o stratach, 1 ściągnięta książka nie równa się jednej nie kupionej. To przykład rynku który WY tworzycie i puki sami tego nie pojmiecie, wydawcy też nic nie zmienią.
Poza tym jak można pisać o kradzieży, gdy 1-1=2? To nazywa się piractwem ale nie kradzieżą. Za to wymuszeniem, można nazwać marże jakie narzuca się autorom.
Nie wytrzymam, muszę coś napisać.
Kradzież, mówisz? Jaka kradzież? Kto straci z tego powodu, że większości pozycji, które mnie interesują nie znajdę nawet w antykwariacie? Ja bardzo chętnie zapłacę za ebooki np. starszych wydawnictw. Sporo książek wydawanych np. w roku 2000 ciężko już dostać. Niektóre nowsze to także problem- spróbuj kupić „Ostatniego bohatera” Pratchetta. Wznowień brak. Wersji elektronicznych brak. Cóż poradzę na to, że nikt ode mnie tych pieniędzy nie chce? Póki nie będę mógł KUPIĆ tego, co chcę poczytać a będę miał dostęp „alternatywny”- skorzystam. Ja tu nie widzę różnicy pomiędzy pobraniem z sieci a przeczytaniem z biblioteki, z tym, że z sieci łatwiej. Powtarzam: nikt nie może ponieść straty z czegoś, czego NIE SPRZEDAJE.
„Powtarzam: nikt nie może ponieść straty z czegoś, czego NIE SPRZEDAJE.”
Yyy, czyli jeżeli autor sprzeda komuś 1 (słownie: jedną) książkę, a ta osoba przepisze ją, wrzuci do sieci, przez co zostanie pobrana przez 5 tysięcy osób w celu jej przeczytania (bo po co kupować, skoro mam online za free) to nie jest strata dla autora? Z uśmiechem na ustach będzie on pisał kolejne tytuły, dla swoich wiernych czytelników (właściwie czytelnika, reszta poszła na łatwiznę ściągając za free z sieci)?
Powiem wiecej – jesli ktos NIE napisze ksiazki a zrobi to i ja sprzeda kto inny, to ten pierwszy ktos dopiero bedzie stratny…
O taka ekstrapolacja Twojej logiki ;)
A powazniej – w tym roku cala mase autorow pozbawilem ich zyskow odwiedzajac miejska biblioteke. Generalnie polecam. Tylko spieszyc sie trzeba, bo pewnie niebawem je zdelegalizuja i zamkna… ;)
PS:
Jesli podarowalem bibliotece jakias ksiazke, to jestem dobry (bo to w sumie pozytywny uczynek) czy zly (bo, o moj ty smutku, okradlem wydawce z… policzmy jedno wypozyczenie na tydzien, to daje 52 tygodnie x cena ksiazki, powiedzmy 30,- = jakies 1560,- obrotu rocznie x 5 lat (tyle przetrwa ksiazka w bibliotece zanim sie rozsypie) = 7800,-??)?
Nie będzie stratny tylko nie zarobi, stratny będzie wtedy kiedy sprzedaż okaże się dużo niższa niż zakładana… Według Ciebie w dalszym ciągu, jeśli taka J. K. Rowling (o ile nie pomyliłem) sprzeda nowego Harrego Pottera w ilości sztuk 5 tysięcy, bo reszta nagle zacznie piracić i ściągnie sobie z sieci to autorka nie jest stratna? Wcześniej sprzedawała po 150k książek, weszły ebooki i bach – 5k. No, ale pewnie autorka z wielkim uśmiechem na ustach będzie pisać kolejne książki, dla tej resztki co to ją kupuje, coby miała przynajmniej na chleb…
Także od dzisiaj wszyscy ściągamy pirackie ebooki, zobaczymy jak długo ludzie będą pisać książki ot tak dla uśmiech czytających ^^
Za Wiki:
In the United States, the book’s (Goblet of Fire) initial printing run was 3.8 million copies. This record statistic was broken by Harry Potter and the Order of the Phoenix, with 8.5 million, which was then shattered by Half-Blood Prince with 10.8 million copies. 6.9 million copies of Prince were sold in the U.S. within the first 24 hours of its release; in the United Kingdom more than two million copies were sold on the first day. The initial U.S. print run for Deathly Hallows was 12 million copies, and more than a million were pre-ordered through Amazon and Barnes & Noble.
Faktycznie – wraz z upowszechnianiem sie e-czytnikow, rozmaitych rapid-share’ow i innych p2p sprzedaz leci na pysk, oj leci…
Powaznie – potepiam piractwo.
Ale to nie znaczy, ze zamierzam klepac po plecach wydawcow, ktorzy za licencje do odtworzenia pobranej przez siec ksiazki na konkretnym urzadzeniu zamierzaja kasowac tyle samo co za cwierc ryzy papieru, ktora moge komus pozyczyc, sprzedac albo napalic w kominku.
Takze pozwol mi byc pod ich (wydawcw) adresem ironicznym i z przymruzeniem oka patrzec na ich kalkulacje strat. :)
EOT
PS:
Juz raz taka dyskusja sie toczyla. Pamietacie? Jedno slowo wywolujace zimny pot na czolach wydawcow – mp3. Strach i zgroza. Taaa… Zagadka – ile zysku netto przynosi rocznie taki iTunes Store?
hm, chętnie kupię cykl o Harrym Potterze, możesz podesłać linka do sklepu z ebookami?
Nie zrozumiałeś, polecam przeczytać to, co napisałem wyżej.
Chodzi mi o książki, których w żaden sposób zdobyć (kupić) nie mogę. Nie ma wznowień, stary nakład wyczerpany. Chciałbym kupić wspomnianego „Ostatniego bohatera” Pratchetta. Nie da rady, nawet w antykwariacie to rarytas. Pobrałem na Kindle. Kto stracił? Nikt, bo wydawca tego tytułu nie oferuje. Legalnego ebooka nie ma. Będzie wznowienie- chętnie zakupię. Ale póki co nikt mojej kasy nie chce, bo tego tytułu nie sprzedaje. Jak mogę ukraść coś, czego nie ma? Wspomniany wyżej tytuł to nie jedyny, którego na rynku nie ma, w bibliotece ciężko dostać- więc czytam na Kindlu z „innych źródeł”. Czym to się różni zresztą od wypożyczenia z biblioteki?
Żeby nie było nieporozumień: książka jest dostępna- chętnie kupuję- czy w księgarni, czy w antykwariacie (tutaj zresztą także wydawca nie ma przecież zysku!).
Prosze nie nazywac kradzieza tego co nia wedlug polskiego prawa nie jest. :)
Ksiazka w dowolnej wersji nie jest programem,a w zwiazku z tym nie ma czegos takiego jak kradziez, czy nielegalne posiadanie. Niezgodne z polskim prawem jest co najwyzej nielegalne rozpowszechnianie (z pewny.i zasttrzerzeniami).
Wracajac do ilosci sciagniec z chomika i innych zrodel, to moim zdaniem ponad 80% sciagajacych tego nie czyta,tylko zasysa niczym odkurzacz.
Lae z pozostalych osob pewnie jest spora grupa oso ktora by chetnie zakupila niektore pozycje, chocby z tak prostej przyczyny jak chec aby autor napisal kolejna przydatna pozycje.
Co do papieru to np. ja prawie totalnie z niego zrezygnowalem juz 8 lat temu dla ksiazek technicznych (informatyka za szybko sie zmienia, wiekszosc pozycji w danym temacie dubluje sie w ponad 80%).
Nie IT to teraz tez rzadko, musi byc perelka w dobrej cenie, bo czlowiek nie ma juz gdzie tego papieru upchac a wyrzucic szkoda.
Bardzo chetnie bym zaplacil cene jak na wyprzedazach za wersje elektroniczna. A jak nie ma,to coz w sieci jest tyle interesujacych portali, stron WWW, ze jak trafiam na cos dluzszego interesujacego to wrzucam na czytnik.
A co do chomikow i innych:teraz zeskanowac ksiazke to jest 2-3h pracy, ci co nie chca placic a miec ksiazke to i tak jak beda mieli.
Po kupieniu Kindla zderzyłem się z z naszą rzeczywistością. Przyznam, że nie sprawdziłem rynku, dostępności polskich książek, bo nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. W naszym kraju czytnik dla większości osób to gadżet, zabawka, bardzo często traktowany na równi z LCD. Może za kilka lat wydawanie wersji cyfrowej razem z premierą papierowej stanie się standardem, bo teraz cóż… albo piracisz, albo kupujesz wersję po angielsku.
Ile razy w telewizji, w programach telewizyjnych o książkach, kulturze czy jakimkolwiek innym było słowo o zaletach czytników?
Za każdym gdy osoba nie mająca pojęcia o czytnikach widzi mojego Kindla jest zachwycona a jeśli nie, to chociaż pod wielkim wrażeniem.
Gdyby jakiś producent, Empik czy Google zaczęło kampanię reklamową w naszej telewizji, może coś by się zmieniło. Jak na razie, czytniki są postrzegane jako zbędny bajer.
No bo na dobrą sprawę niczym innym jak zbędnym bajerem nie jest (oczywiście mowa o Polsce) dopóki książki nie będą na wyciągnięcie ręki to zbyt szybko się to nie zmieni. Tutaj też zadziwia mnie działanie takich wielkich firm jak Empik, dla których rozpoczęcie „zabawy” z czytnikami i ebookami to raczej nie jest coś niewykonalnego – czytniki cieszą się poza granicami naszego kraju wielkim zainteresowaniem, ale my pewnie zauważymy to za 5 lat, kiedy wejdzie już coś zupełnie nowego, bijącego takiego Kindle’a na głowę…
a będzie to… Kolorowy E-ink.
ebooki sa tylko ze no wiecie jak ktos odemnie chce 35zl za plik ktory juz ma przed drukiem w formie pliku a za wydrukowana forme chce 29,99zl to czuje sie jakby mnie w gwalcil i uwazal za debila ostatniego a skoro ktos uwaza mnie za debila to nie widze problemu by traktowac takowego jak debila tez i sciagac ksiazki inaczej.
Piękna logika, ROTFL!
Rozważasz przykład konkretnej książki, czy ogółu?
Dla kontrastu wypowiedzi – „Nielegalni” wydawnictwa Czarna Owca jest teraz dostępna w cenie 15 zł a można od tego urwać około 15%, paperback nie miał jeszcze premiery.
moze i rotfl mowie o tym co widzialem w empiku tygodnie temu no chyba ze wymagasz ode mnie codziennego porownywnia cen tysiecy pozycji … to musze cie zmartwic, moc obliczeniowa mojego mozgu jest za mala :(
ksiazki moglby byc tanie jak barsz i dostepne dla biednego gimnazjalisty kazdy to wie nawet ten co nienawidzi matematyki na maturze moze obliczyc ile kosztuje napisanie ksiazki i zapisanie jej do mobi a ile napisanie + haracze dla wydawnictwa + haracze dla dystrybutora + haracz dla handlowca … skoro ktos uwaza ze moze sobie schowac do kieszeni te koszty dla siebie w calosci a nawet doliczyc kolejny wirtualny to niech kolokwialnie spierdala bo jest zlodziejem !!! Okradanie zlodzieja jest imho pozbawione poczucia winy.
Słuchaj, skoro to takie proste, spróbuj założyć własne wydawnictwo i sprawdź twoje teorie w praktyce. Chętnie będę u ciebie kupował tanie książki, serio.
A tak na serio: na empiku świat się nie kończy.
a nie jest?
po co wydawnictwo?
piszesz tekst
wystawiasz na amazon czy inny albo na wlasnej stronie
sprzedajesz za 1-2-3$
„Gdyby jakiś producent, Empik czy Google zaczęło kampanię reklamową w naszej telewizji, może coś by się zmieniło. Jak na razie, czytniki są postrzegane jako zbędny bajer.”
po co, samo sie rozwinie, a wydawca przeciez ma ten cholerny plik miesiace przed drukiem i 0 kosztem moze go sprzedawac ale nie lepiej sciac las spalic tone oleju i sprzedac taniej niz ebooka
„Co do papieru to np. ja prawie totalnie z niego zrezygnowalem juz 8 lat temu dla ksiazek technicznych (informatyka za szybko sie zmienia, wiekszosc pozycji w danym temacie dubluje sie w ponad 80%).”
it tylko w oryginale inaczej to czlowiek nie zrozumie o co chodzi polskiemu tlumaczowi a i potem bedzie mial problemy z porozumiewaniem sie z ludzmi z cywilizacji dwa pietra wyzej.
Jak widać wydawcy książek zbliżają się powoli do poziomu wydawców gier komputerowych, gdzie straty mierzą w potencjalnie niesprzedanych egzemplarzach (czyli egzemplarzach pirackich), co oczywiście jest jawnym niezrozumieniem rzeczywistości. Choć myślę bardziej, że jest to jednak chwyt mający zmusić ludzkość (a zwłaszcza „motłoch”) do uważania, że producenci i wydawcy tracą maaaasę pieniędzy przez piratów. A rzeczywistość jest taka, jak zostało to już wspomniane, że większość piratów nie zostanie wykorzystanych. O ile w przypadku gier większość piratów ściągnięta zostaje przez młodzież, która w żadnym przypadku nie kupiła tej gry, niezależnie czy w nią zagra czy nie, to w przypadku książek znakomita większość nie zostanie przeczytana. W końcu książki to kilobajty, megabajty i tyle. Jest tego tyle, że nie ma na świecie człowieka, który by to przeczytał. A że często książki są pakowane w paczki, to czasem nawet ściągający nie do końca się orientują co mają na dysku i w jakiej ilości (a także ile duplikatów).
Druga kwestia to podejście do sprzedaży. Nie wiem ilu wydawców się orientuje, ale na książkach elektronicznych są w stanie zarobić naprawdę dużo więcej pieniędzy niż na tradycyjnych, zwłaszcza jeśliby ich cena stanowiła mniej jak 50% książki drukowanej (a wg mnie powinna być na poziomie poniżej 30%). Znakomita większość oryginalnych ebooków jest zabezpieczona (co się daje we znaki wszystkim czytającym, wg mnie zwykły „znak wodny” powinien wystarczyć) czego skutkiem jest właściwie niemożność odsprzedania takiej książki. Inna osoba chcąca mieć takową książkę na własność zmuszona jest do jej zakupienia (no, chyba że się rozbuduje możliwość wypożyczania, ale to też nie jest rozwiązanie wszystkich zadowalające). Zatem po pierwsze tani ebook zachęci szersze grono do zakupu (a co komu szkodzi wydać kilka złotych nawet jeżeli książka nie okaże się rewelacyjna), zabezpieczenie powoduje nie tylko problemy z konwersją, ale także potencjalnie zwiększa ilość klientów danej pozycji (nie da się ebooka odsprzedać, przekazać). Dodatkowo wydanie ebooka niewiele kosztuje, co więcej, można tworzyć wersje zaktualizowane udostępniane za darmo (lub za częściową opłatą, w zależności od znaczenia aktualizacji). Rynek elektronicznej książki jest bardzo młody, więc trzeba mieć nadzieję, że się rozwinie w tę właściwą stronę, przynoszącą zyski wszystkim.
Gdyby naprawdę straty równały się potencjalnie niesprzedanym egzemplarzom, to okazało by się, że wszystkie pieniądze świata to za mało na odszkodowania dla wydawców…
Nie mówiąc o tym, że przy takim myśleniu należałoby zlikwidować biblioteki.
A’propos rynku „bliźniaczej” (do niedawna) w naszym kraju sytuacji na rynku gier – słyszeliście o najnowszym „tricku” biednych, uciskanych twórców i producentów gier, mających ograniczyć „straty”, które generują czynności nazywane „gorszymi nawet od piractwa”. Mowa, tu od drugim obiegu – który wydawcy eBooków już na samym początku ukrócili, bowiem książki elektronicznej nie sprzedasz, prawda?… – czyli, kupowaniu i sprzedawaniu gier używanych.
Ad rem: słyszeliście, że kupując używaną kopię najnowszej gry ID Software, p. t. „Rage” zostaniecie pozbawieni dostępu do niektórych lokacji, tudzież poziomów? Jeśli taki użytkownik gry używanej zażyczy sobie grać w produkt pełnowartościowy, będzie musiał „dokupić” prawo do korzystania z wyciętych z tej kopii zawartości…
I powiedzcie mi, że to nie jest jakaś paranoja? Czemu o tym piszę? Bo ma to przełożenie na obecną sytuację z eBookami. Mianowicie kupujemy coś za pieniądze zbliżone do książki papierowej, będąc przy tym ograniczani na wiele możliwych sposobów, nie tylko niemożliwością odsprzedania eBooka, ale również kretyńskimi DRM’ami i nierzadko brakiem istotnego elementu – rzetelnie wykonanego skład i korekty.
Już o tym ktoś z Was wyżej wspomniał. Ten pan przypomniał jedną z najbardziej kosmicznych bzdur jakie usiłują wmówić rządom wszelakim wielkie koncerny muzyczne, filmowe czy właśnie wydawnicze – że gdyby pirackich kopii książek/ filmów/ muzyki nie było to ludzie tyle właśnie kupiliby legalnych produktów. Czyli jest milion ściągnięć jakiegoś filmu to na tej podstawie obliczają swoje „straty”. Wychodzą wtedy kosmiczne liczby.
Nie raz nie dwa i nie trzy razy mając pdf-a książki szczególnie mi się podobającej z wielką chęcią kupowałem/uję na Amazonie legalną wersję jeśli tylko miała jakąś rozsądną cenę. Z pewnością robiłbym to o wiele częściej bo i tak wypada, a i legalne kopie są porządnie edytowane.
Zresztą terminy „legalne” czy „nielegalne” też są nieadekwatne – w Polsce jedynie ściąganie programów komputerowych (czyli również gier) jest nielegalne.
Paradoksalnie, na tym, że ktoś pobierze nielegalną książkę, autor/wydawca może nawet zyskać: „Za darmo”
Kwestia piractwa w internecie (mp3, filmy, e-booki, programy, itp.), wynika moim zdaniem z kilku powodów:
1. Od strony piratującego:
– możliwości techniczne wyprzedzają rozwiązania prawne i ofertę na rynku, np magnetowidy z funkcją nagrywania, cd-rw w komputerach, mp3 w wiekszości urządzeń elektronicznych.
– ograniczony lub niemożliwy dostęp do danej treści legalnie – usiłowałem zdobyć kiedyś film stalker, firma która miała prawa do jego dystrybucji od wielu lat nie wznawiała tej oferty a cena katalogowa za ten film wynosiła około 350zł!!!! Jest to typowy przykład z polskich realiów gdzie firmy wykupujące prawa do licencji traktuja to jako prawo do zablokowania/niewydawania danej treści.
– łatwość wejścia w posiadanie danego materiału – ewentualnie wygoda. Często materiały w necie są bardzo łatwo dostępne nielegalnie albo legalnie i wygodnie u zagranicznego dystrybutora np amazon „1 clik”, co może powodować odejście od rodzimych źródeł na kożyść tych wygodniejszych.
– koszty ;( wysokie koszty sprawiają, że mniej zasobne społeczeństwa (wciąż tacy jesteśmy, a inni bogatsi dbają o to żeby być dla siebie konkurencyjni i tańsi…) zastanawiają się nad opcją legalne / nielegalne.
2. Od strony dystrybutorów:
– obawa przed utratą pozycji dominującej, kiedyś wydawnictwa i firmy fonograficzne były „bogiem” bo żadko kiedy ktoś posiadał własne środki na sfinansowanie swojej płyty/książki. Większość zysków dostawał producent a nie twórca (Madona miała kiedyś, ponoć 1$/szt od swojej płyty dlatego że była gwiazdą). To się zmienia obecnie w dobie internetu, gdzie małym nakładem kosztów można zostać gwiazdą i na tak zdobytej popularności budować swoją karierę – bardzo popularne obecnie wśród muzyków.
– nie zrozumienie specyfiki i łatwości wymiany mediami elektronicznymi oraz sposobem ich użytkowania – dystrybutorzy są „ciągle” zaskakiwani nowościami – jak nasi drogowcy przez zimę.
– ze względu na w/w punkt jest duże nieporozumienie w temacie kosztów wytworzenia i sprzedawania mediów elektronicznych. Słyszymy bajki o wysokich kosztach zrobienia e-booka, mp3-ki. Podczas gdy obecnie większość treści powstaje w formacie elektronicznym, który poddaje się łatwej obróbce, przeróbce, edycji i co najważniejsze powstaje 1 wersja finalna, która jest następnie powielana. Tak więc koszt wytworzenia e-booka jest 1 RAZOWY (przygotowanie jednego formatu lub kilu w trakcie jednorazowego procesu). Taka matka jest potem zabezpieczona i powielona legalnie lub piracko. Tu pojawia się kwestia ceny za „produkt” najchętniej liczona jak za wysokogatunkowy orginał w starszej technologi (cd, dvd, książka papierowa), w ten sposób szybko możemy dojść do wniosków, że firmy tracą miliony. Często mam wrażenie, że przy liczeniu szkód wyżądzanych przez piratów koszt „sztuki” mnoży się przez liczbę osób z dostępem do internetu :(
– kwestia nieuczciwości dystrybutorów: każdy nośnik jest obciążony opłatami na wypadek gdyby został użyty do pirackich celów, tak samo jak producenci sprzętu mieli taką opłatę ujętą w koszty produkcji (tak było podobno przy cd i magnetowidach), często ściganie piratów odbywa się nielegalnymi metodami. Kolejną kwestią jest postawa „psa ogrodnika”, nie i koniec – czyli zwykłe blokowanie, utrudnianie. Karanie kosztami swoich działań kijenta oraz pirata – ceną i karą. Nieuczciwe szacowanie strat dystrybutorów i twórców, jak wcześniej wspomniałem cena CD x uż. internetu. W UK była afera – firma audytowa przygotowująca raport dla parlamentu na temat piractwa wzieła dane z palca, ponieważ nie istnieją wiarygodne dane na temat piractwa. Forsowanie mitu o biednych twórcach okradanych przez tych wrednych piratów – (info z onetu) zrobiono badania na temat wzrostu lub spadku zysków twórców muzyki w skandynawi w ciągu ostatnich 3 lat pod wpływem sieci p2p. Wynikiem był wzrost zarobków o 300% ogółem a jeżeli wziąść pod uwagę twórców, który byli obecni na rynku przed 3 laty 150%. Wiele firm „docenia” również wpływ piractwa jako darmową reklamę i przygotowanie przyszłych użytkowników i klientów do ich produktów – to głównie wystepuje przy dużych firmach produkujących oprogramowanie, niekiedy nagroda w róznych konkursach jest LEGALNA WERSJA OPROGRAMOWANIA… (taka z licencją na zarabianie, na wytworzonych treściach dotyczy to głównie programów graficznych i 3d). Ponadto badania piratów wskazuja, że często jak sie w czymś rozsmaczą to idą i kupuja legala bo muszą to mieć!!! Inna kwestią jest poszeżenie horyzontów i gustów piratów o treści, które legalnie są niedostępne, nieopłacalne albo zablokowane np ktoś się może zacząć zachwycać kinomatografią mongolską albo muzyka niszowa, itp.
Jak pokazuja przykłady z życia, taką sytuację można by zmienić. Firmy dystrybucyjne/wydawnicze, które są na tyle elastyczne i zaznajomione z realiami technicznymi i rynkowymi maja szanse zostawić w tyle dinozaury i wyrwac spory kawał rynku i stać się bardzo atrakcyjne dla użytkowników. Każdy chętnie skorzysta z taniego legalnego źródła. Ponadto można udostępniać treści o różnej jakości w tym darmowe dema, tanią wersję podstawową aż po edycje kolekcjonerskie z dodatkowymi bonusami – gadżetami. W ten sposób mogą współistnieć media tradycyjne i nowoczesne jako dobrze przemyślana szeroka oferta, a nie śmiertelni wrogowie.
Przykłady: legalna sprzedaż utworów mp3 po aktakcyjnej cenie, atrakcyjne oferty i obniżki na księgarniach z e-bookami, wypożyczalnie filmów vod.
Dlatego wydaje mi się, że problem piractwa obecnie nie może zostać określony wyłącznie jako „zwykła” kradzież, im dalej od granicy wyznaczonej przez „nie stać mnie na to” tym bardziej przypomina to głosowanie portfelem. Zwłaszcza jeżeli na rynku pojawi się alternatywa – legalny sklep bez utrudnień, o odpowiednim progu cenowym i szerokim asortymencie, który „cudownie” zalegalizuje piratów – spełni ich oczekiwania. Oczywiście po takim objawieniu nastąpi gwałtowne nawrócenie pozostałych dystrybutorów/sprzedawców ale dominującej pozycji już nie odzyskają co oczywiście jest winą TYCH WSTRĘTNYCH PIRATÓW!!!
Żeby nie zostać posądzonym o zwykłą chęć wygadania się gdziekolwiek ;) od soboty będę szczęsliwym posiadaczem Kundelka, w czym pomogła mi Ta strona – Dziekuję. A nasza polska rzeczywistość wlała mi odrobinę goryczy do garnca miodu.
Pozdrawiam
PuszkaPandora
Proszę tylko nie zwracać uwagi na błędy, ja tak mam…