Od dawna śledzę na blogu losy ustawy o jednolitej cenie książki. Teraz mamy jej projekt i nowy… list otwarty przeciwko ustawie.
Tydzień temu Polska Izba Książki opublikowała projekt nowej ustawy, wraz z dokładnym uzasadnieniem. Jej obecna nazwa to „ustawa o ochronie rynku książki”. Samej treści jeszcze nie analizowałem, nie wiem zatem, jak bardzo różni się od tej sprzed ośmiu lat.
Co nas najbardziej interesuje w uzasadnieniu:
W przepisach ustawy wprowadzono definicję książki, gdyż nie ma w obecnym ustawodawstwie definicji, do której można się odwołać. Jednym z elementów definicji książki jest konieczność jej utrwalenia w formie drukowanej, natomiast w sposób wyraźny z regulacji zostały wyłączone książki elektroniczne utrwalone na nośnikach lub dostępne on-line, czyli poprzez pobieranie lub transmisję strumieniową (online) ze strony internetowej. Powyższe wyłączenie wynika z tego, że rynek e-booków jest rynkiem ulegającym niezwykle dynamicznym zmianom i charakteryzującym się odmiennościami w zakresie dystrybucji w stosunku do obrotu książkami wydanymi drukiem. Książki dostępne on-line zostały uznane za odrębną kategorię sklasyfikowaną jako usługi. Wartość rynku e-boków jest szacowana na zaledwie kilka procent wartości całego rynku książki, w związku z tym na tym etapie uznano za celowe pozostawienie tego segmentu poza regulacją ustawy.
Potwierdza się zatem to, o czym pisałem w połowie kwietnia. Ustawa nie obejmie e-booków, dlatego że ich rynek jest za mały, no i podlega dynamicznym zmianom.
Niemniej losy ustawy warto śledzić, bo przecież większość z nas książki papierowe też kupuje. Dziś na stronie lubimyczytac.pl ukazał się list otwarty, sprzeciwiający się ustawie. Treść listu polemizuje z różnymi argumentami za ustawą, jak choćby tym, że będzie ona wspierać małe księgarnie.
Nikt nie kwestionuje, że księgarnie od zawsze są wpisane w strukturę rynku wydawniczego i czytelniczego jako jego kluczowy element. Rolą naszego środowiska powinna być zatem rozumna troska o zachowanie dobrze zarządzanych księgarń, zarówno w tkance gospodarczej, jak i społecznej. Powinniśmy wspólnie zabiegać u państwowych i samorządowych decydentów o to, co nikogo w branży nie dzieli. Rozmawiajmy z włodarzami miast na temat przetargów celowych na księgarnie w dobrych punktach handlowych, przy jednoczesnych preferencyjnych czynszach. Postarajmy się w samorządach o środki wspomagające zapłatę czynszów księgarniom w słabszych okresach w roku. Doprowadźmy do przekierowania zakupów bibliotek do lokalnych księgarń. Jest wiele innych sposobów pomocy upadającym księgarniom. Projektowana Ustawa o ochronie rynku książki nie wychodzi naprzeciw żadnej z tych i podobnych trosk. Wręcz przeciwnie. Wzbudza kolejne niepokoje wśród podmiotów z branży i antagonizuje środowisko. […]
W świecie, w którym o uwagę konsumenta walczy na co dzień tak wiele atrakcji – Netflix, gry komputerowe, rozrywka w sieci – utrudnianie dostępu do książek pogorszy ich i tak już słabą kondycję. A projekt Ustawy utrudni dostęp do książki, bowiem jej cena wzrośnie o wysokość udzielanych obecnie rabatów. W naszym przekonaniu wyższa cena będzie się równać niższej sprzedaży książek. Po prostu.
Ustawa zakłada, że ceny okładkowe książek spadną. To chybione rozumowanie, nieoparte na mechanizmach rynkowych. Wydawca sprzedaje książkę hurtowniom i sieciom z blisko 50-procentowym rabatem. Ustawa tego nie zmieni, ponieważ regulowanie wysokości rabatu dla odbiorców mogłoby zostać zinterpretowane jako zmowa cenowa. W wydawnictwach zostanie tyle samo pieniędzy na wydawanie książek, czy Ustawa zostanie wprowadzona czy nie.
Autorzy listu powołują się też na badania czytelników, którzy jednoznacznie ustawy nie chcą, czemu trudno się dziwić. Choć kiedyś podawałem pewne argumenty, które pozwolą nam zrozumieć intencje twórców.
List podpisali różni uczestnicy rynku książki, w tym:
- przedstawiciele takich wydawnictw jak: Albatros, Helion, Publicat, Skarpa Warszawska, Prószyński, Poznańskie, Relacja, Kobiece, Afera, Filia, Nasza Księgarnia, Książkowe Klimaty, Media Rodzina;
- sklepy internetowe takie jak taniaksiazka.pl, czytam.pl;
- również pojedynczy autorzy i ilustratorzy.
Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jedną rzecz: że ustawa nie jest wcale pomysłem „branży wydawniczej” – a na pewno nie całej, bo wielu dużych i znanych wydawców się jej sprzeciwia. Tu są oczywiście zdania rozbieżne – bo zwolenniczką ustawy jest np. Sonia Draga, prezes PIK, jak również poprzedni prezes tej organizacji, Włodzimierz Albin (szef Wolters Kluwer).
Odnoszę jednak wrażenie, że najbardziej ustawę popierają firmy z dziedziny dystrybucji i sprzedaży książek – nie tylko małe księgarnie, ale i większe sieci. Jeszcze w roku 2015 list otwarty za ustawą podpisało też wielu znanych autorów i dziennikarzy. Dlatego podział tutaj nie jest zerojedynkowy, zaś obie strony mają sporo argumentów.
A co Wy sądzicie o tym liście otwartym i szansach przyjęcia takiej ustawy?
Wydawcy to chyba zaczynają mieć schizofrenię, bo co najmniej jednego dużego na tej liście kojarzę z zapewnień, że taka ustawa jest im potrzebna do przetrwania…
Pytanie kiedy te zapewnienia były. Poprzednia debata wokół ustawy miała miejsce w latach 2013-2015 i od tego czasu trochę się zmieniło. Szczególnie pandemia sprawiła, że internet dla wielu wydawców to już główny kanał (mówię o papierze), no i nie widzą sensu we wspieraniu kanałów już w tym momencie mniej perspektywicznych.
Hmmm…. Czyli jeśli np. ktoś mnie przekona argumentami do zmiany zdania na jakiś temat, albo zwyczajnie coś przemyślę i uznam, że jednak nie miałam racji to będzie znaczyło, że mam schizofrenię?
To zależy, czy te nowe poglądy będą zgodne z moimi.
Stygmatyzowanie chorób psychicznych jako czegoś złego.
So 1990s…
Ja bym sie cieszyl, gdyby taka regulacja weszla.
Skonczyloby sie przegladanie miliarda stron, szukanie najtanszej okazji i kalkulowanie, czy bardziej oplaca sie kupic ksiazki z kilku ksiegarni, placac wielokrotnie za przesylke czy zebrac wszystko w jednej.
Poza tym pewnie skorzystaliby na tym mniejsi sprzedawcy, lokalne ksiegarnie. Giganci nie kusiliby juz klientow cena.
Moze tez ksiazki stalyby sie tansze? Jezeli juz teraz niektorzy moga sprzedawac je taniej, to co stoi na przeszkodzie?
Fajny ten wolny rynek, taki nie za przyjemny.
„Moze tez ksiazki stalyby sie tansze?”
odpowiadam – nie :)
Poprzednia ustawa służyła wycięciu małych i nieposłusznych.
Gwarantowała cenę książki, ale nie zabraniała wielu wydań różniących się ceną.
Na przykład ,,Empik only” w twardej okładce, na białym papierze za 40pln w 3000 egzemplarzy i 100 egzemplarzy w miękkiej okładce na gazetowym papierze za 35pln dla mniejszych sprzedawców i lokalnych księgarni.
I którą kupisz?
I co się stanie z konkurencją Empiku?
I co się stanie z autorami i wydawcami gdy już Empik zostanie sam na rynku?
„Skonczyloby sie przegladanie miliarda stron, szukanie najtanszej okazji i kalkulowanie, czy bardziej oplaca sie kupic ksiazki z kilku ksiegarni, placac wielokrotnie za przesylke czy zebrac wszystko w jednej.”
Czyli klasyczny socjalizm – zaradni i mądrzy mają płacić więcej by głupi i leniwi mieli łatwiej i taniej :-(
Kilka lat temu wybudowałam dom. Znajomi wybudowali podobne o 25% drożej. Te 25% to 100 000. Jedyna różnica między nami była taka, że ja ruszyłam swoje cztery litery i szukałam tańszych ofert a oni nie.
Mniejsi księgarze to tym mogą zostać wycięci bo ani nie będą w stanie konkurować ceną w Internecie (np. Allegro), ani wielkością oferty z większym powierzchniowo sklepem.
Ale to raczej problem z samym sobą a nie wolnym rynkiem. Dorosły człowiek musi dokonywać wyborów – lubisz kupować jak najtaniej – korzystaj z porównywarek i kalkuluj.
Nie chcesz zawracanie głowy – wybierz ulubioną księgarnię i zamawiaj tylko tam.
W końcu księgarnie nie sprzedają powyżej ceny okładkowej – więc będzie tak jakby tę regulację wprowadzono.
Równie dobrze można by narzekać po co różne wydawnictwa i książki – też trudno wybrać.
Jeżeli cena będzie wszędzie taka sama jak w empiku to dlaczego mam kupować gdziekolwiek indziej niż w empiku?
Ponieważ:
a) małą księgarnię masz bliżej niż empik,
b) modne zrobiło się wspieranie małych lokalnych biznesów zamiast dużych sieciówek,
c) obsługa empiku zapytana o Kafkę odpowie Ci, że niestety nie prowadzą sprzedaży napojów gorących,
d) bojkotujesz empik z jakiegoś powodu.
MiNie, nie mam bliżej niż empik, a wszystkie pozostałe argumenty obala darmowa przesyłka czy nawet darmowy odbiór w empiku.
I to domyślne podejście że pan Janusz w małej księgarni jest lepiej poinformowany od pani Julii w empiku jest zwyczajnie błędne.
No i szansa na znalezienie kafki w empiku jest większa. Większy metraż, szerszą oferta.
Ba, nawet nie trzeba nikogo pytać, bo są tablety które ci pokażą na której dokładnie półce leży szukana przez ciebie książka
> I to domyślne podejście że pan Janusz w małej księgarni jest lepiej poinformowany od pani Julii w empiku jest zwyczajnie błędne.
Zazwyczaj pan Janusz prowadzi tę księgarnię od 20 lat i jest pasjonatem książek. Potrafi też nieźle doradzić, gdy potrzebujemy pomocy z wyborem.
Pani Julia potrafi sprawdzić w komputerze czy dany autor jest na stanie (nazwiska zagraniczne należy przeliterować) i wskazać półkę/sekcję, gdzie należy sobie szukać danej pozycji.
Takie jest moje wielokrotne doświadczenie.
> No i szansa na znalezienie kafki w empiku jest większa. Większy metraż, szerszą oferta.
Empik rzeczywiście ma większy metraż i szerszą ofertę – głównie prasy, filmów, muzyki, gier, kredek, farb, śmiesznych koszulek, śmiesznych kubków, itp. Kiedyś były chyba jeszcze garnki, ale już wyszły.
Jedna sekcja księgarni w empiku u mnie jest większa od większości księgarni że schowków na miotły.
A w dobie powszechnego dostępu do internetu pytanie na miejscu księgarza o radę to tylko wyraz lenistwa. Nie wiem czemu zresztą miałbym zaufać radzie osoby o której nic nie wiem?
Na tej samej zasadzie, czemu masz zaufać opiniom ludzi z netu, o których nic nie wiesz?
Zazwyczaj wolę zapytać znawcę, a nie losowych anonimów z internetu.
> Zazwyczaj pan Janusz prowadzi tę księgarnię od 20 lat i jest pasjonatem książek. Potrafi też nieźle doradzić, gdy potrzebujemy pomocy z wyborem.
Zazwyczaj to janusz wie tyle samo co julia i na dodatek stara się sprzedać to co mu zalega od miesięcy, a nie może już zwrócić. Także tego.
Ceną nie, ale programi afiljacyjnymi już tak. Pamiętajmy, ze mały dostaje mały rabat, wpomniany Empik ponoć 50% (informacja od jakiejś oficyny z przed lat). Jeśli przykłądowo 20% z ceny by można przeznaczyć na zakup czegoś innego (np. rocznej książki) to ludzie będą kupować u nich.
Pamiętam do tej pory dyskusję radiową z poprzedniej tury, zę nie można w ustawie zapisać równego rabatu dla wszystkich i śmiech prowadzącej. Niestety nie pamiętam już tego tłumaczenia. Pamietam tylko, zę w zasadzie to było tłumaczenie które śmiało by można uzyć do wytłumazenia dlaczego nie można stosować stałej ceny detalicznej.
Książki nie staną się tańsze, bo nikt normalny nie będzie na dzień dobry rezygnował z pewnego zysku zagwarantowanego sztywna ceną. Ogólnie książki będą wchodzić na rynek drogo, co pewnie spowoduje spadek popytu, który trzeba bedzie sobie odbić… na cenach książek – taniej papieru nie będzie, co najwyżej książka stanie się dobrem luksusowym.
Jeśli popyt spadnie, to ceny okładkowe też by musiały spaść. Teraz każdy wylicza cenę okładkową tak, aby sprzedaż w promocji się opłacała.
Choć najbardziej zyskałyby na tym e-booki, bo już nie byłoby konkurencji ze strony hurtowni sprzedających papier z minimalną marżą w internecie.
ceny okladkowe moze i spadna, realne ceny wzrosna, no i ten brak konkurencji zapewne spowoduje wzrost cen ebookow bo czemu nie
jako koncowy uzytkownik nie widze absolutnie zadnych plusow takiego komunistycznego wymyslu
wyzej byl argument ze przynajmniej nie bedzie trzeba przegladac x miejsc – tak tylko przypomne ze teraz tez nie trzeba, nikt nie zabrania kupowac wszystkiego z jednego wybranego zrodla :)
Jeśli ktoś kupuje tylko w tanich księgarniach z netu to zgoda – koszty na pewno by wzrosły. Z drugiej strony chciałbyś książkę, która spodobała się w księgarni stacjonarnej, nie kombinujesz czy jej nie zamówić online, bo wszędzie ma taką samą cenę.
Jeśli już ktoś jest w księgarni, ogląda książkę i rezygnuje z zakupu na rzecz kilka złotych tańszego zamówienia on-line, to jest tak wrażliwy na cenę że pewnie w ogóle książki nie kupi, jeśli będzie równie drogo. Oczywiście, znajdą się niszowe wyjątki.
Natomiast, różne ceny w internecie i księgarniach stacjonarnych, są tak naprawdę korzystne dla wielu wydawnictw, jeśli są w stanie potraktować cenę internetową jako bazową, a wyższą cenę stacjonarną jako podatek od konserwatystów.
Z tym że to mocno zależy od profilu wydawanych książek.
Niższy popyt= na stałe wyższa cena, bo pewnych zachowań konsumenckich (przerzucenie na ebooki i mocne ograniczenie czy rezygnacja w ogóle z zakupów) nawet obniżona w którymś momencie cena nie będzie prawdopodobnie w stanie odwrócić. Poza tym jest efekt bodajże Rossmanna – ceny w drogerii w Niemczech są stale niskie, a w Polsce bazuja na promocjach, bo Polacy taki „system” zakupowy wykształcili i taki preferują w decyzjach zakupowych.
Czasem liczy się jakość a nie ilość… Jednak może wbrew pozorom, droższa książka spowoduje przejście wielu osób na ebooki tudzież zwyczajne odwiedzanie dobrze zaopatrzonej biblioteki. W wielu dziedzinach przechodzimy na model typu „sharing” (samochody/rowery/hulajnogi), zaczynamy dbać o środowisko, więc dlaczego książka nie może kontynuować swojego udziału w tym modelu? Bez względu na to, czy jesteśmy za czy przeciw ustawie, nadal problemem pozostaje niskie czytelnictwo, a przeczytanie 1-5 książek na rok (jakichkolwiek, w jakimkolwiek formacie) nie powinno stanowić problemu dla przeciętnego Polaka (a jak widać wg ostatnich badań przeczytanie nawet 1 książki w ciągu roku problemem jest). Może warto zacząć od tego…
Oczywiście produkcja papieru nie jest zbyt dobra dla środowiska ale mam wrażenie, że jest to jedno z tych działań, które są niemal niezauważalne z perspektywy takich problemów jak energetyka zawodowa, transport, ogrzewanie/wentylacja.
To już lepiej zrezygnować z podróży lotniczych albo samochodu.
Na inny kontynent ciężko dostać się pieszo a książkę można czytać elektronicznie co najmniej równie wygodnie.
Nie rozumiem dlaczego wszystkie drobne gesty pro-ekologiczne są zasypywane kontrargumentami by rezygnować z latania.
Oczywiście możemy dojść do absurdu że najlepiej byśmy wrócili do życia plemiennego i ziemianek, ale czy nie lepiej skupić się nad tym jak pomóc Matce Ziemi nie tracąc nic z możliwości i wygody?
A jak ktoś chce pójść dalej to niech idzie. Ostatnio moden jest niemycie się i niegolenie – bo to nieekologiczne – to tylko niepotrzebne zużywanie wody i energii ;-)
29.99 bez promocji byłoby ok. Tylko czy ceny są niezależne od gatunku: literatura popularnonaukowa np. z CCP vs. kolejna część jakiejś sagi obyczajowej w tej samej cenie?
Jak wejdzie stała cena to ja się bardziej spodziewam zmian na naszym rynku upodabniajacych do tego co sie dzieje w krajach gdzie to już obowiązuje. Czytaj łądniejsze wydanie (lepszy papier i gruba okłądka) uzasadniająccą wyższą cenę za tom. Szzcerze mówiąc to spodziewam się cen jak w UK czyli 80-120zł (stałę koszty przy mniejszym nakładzie), a po roku nowe tanie wydanie. Pewnie będą wyjątki dla co bardziej popularnych autorów (np. Mroza zcy Rowling) bo tu się będzie opłącoało tworzyć po x wydań (np. dla Kolportera). Imho będzie jak w Izraelu: bankructwa wydawnictw i wycofanie się rakiem z ustawy.
Ale wydawnictwo będzie przecież mogło zrobić osobne wydanie tylko dla „swojej” sieci księgarni, np. WAB czy Wilga dla empiku (GW Foksal), Fabryka Słów, MAG dla Świata Książki (Olesiejuk) itp.
I to nawet nie musi być twarda/miękka okładka, wystarczy inna grafika i, przede wszystkim, ISBN. I co, będziemy kupować droższe wydanie książki w „małych lokalnych”, czy takie samo, ale tańsze w „salonach”?
Nawet nie zagłębiając się w temat jedno jest pewne. Jeżeli inicjatorem jest empik to nie może chodzić o dobro czytelników a już na pewno nie małych księgarni.
Szanse na wprowadzenie ustawy oceniam bardzo wysoko
1) za pierwszej komuny też były ceny urzędowe, umowne itp – PRL2.0 nie może być gorszy
2) rynek książek to coś czym nie interesuje się większość wyborców reźimu więc można spokojnie majstrować i rozwalać bez obaw że się zdenerwuje jak np. wtedy gdy suwerenowi próbowali zakazać maltretowania zwierząt
3) pomysł jest antyrynkowy i głupi a zatem wręcz dziwne że jeszcze go nie wprowadzili
4) Dlaczego głupi?- bardzo proszę: Stała cena nie sprawi że małe księgarnie zarobią, stała cena sprawi że ci którzy mają niższe koszty będą mieć jeszcze więcej pieniędzy na promocję i reklamę, wykupienie mniejszych sieci hurtowych, w skrócie zwiększanie swojego zasięgu, rynku.
A ustawa będzie tym szybciej wprowadzona im więcej osób będzie przeciw. Na złość „wykształciuchom”!
Sam jesteś reżim ! Ty zdajesz sobie sprawę co oznacza to słowo ? Pałował Cię ktoś, polewał wodą, rzucał w Ciebie gazem ? Ty nawet o tym nie czytałeś…lubicie używać słów, których nie rozumiecie lewe ludki
„Pałował Cię ktoś, polewał wodą, rzucał w Ciebie gazem ”
Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale w Polsce na jesienie kobiety były masowo pałowane gazowane, bezprawnie aresztowane, bite na komisariatach i wywożone do innych aresztów, a w kilku przypadkach zgłaszały nawet gwałty.
W większości przypadków były pozbawione prawa do telefonu i jakiejkolwiek obrony prawnej.
Młodzież za symbol błyskawicy umieszczony na prywatnym profilu była szykanowana w państwowych szkołach a rodzice wzywani na przesłuchania. Dorośli za symbol błyskawicy tracili pracę.
Tak obecna Polska to jest już reżim. Smutne to ale tak jest prawda.
A niech wprowadzają. Serwisy z gryzoniami znowu odżyją i będą mieli swoje polepszenie czytelnictwa i sprzedaży. Zastanawiam się kto kręci tym młynkiem z takim uporem i jakie lody chce dla siebie ukręcić, bo na pewno nie robi tego dla dobra wspólnego. Myślę, że za takimi pomysłami siedzi jakaś kanalia która patrzy tylko na koniec własnego interesu i nie obchodzi go nic innego. Zbiera popleczników i usiłuje przeprowadzić swój poroniony pomysł nie patrząc na to co robi.
Ja tam papieru nie kupuję od czasu Kindle Touch. Kolejkę do czytania mam długą i mogę się założyć o zyski tych co kręcą te lody, że nie kupię żadnej książki jeśli ten durny pomysł przeforsują. Nawet ebooka. A zwłaszcza nie kupię nic od wydawnictw które to popierają.
Ależ oczywiście ze członkowie PIK podnoszą temat dla własnej korzyści, nie dla jakiegoś „dobra wspólnego”? Skąd w ogóle pomysł, że tyle energii i pewnie pieniędzy ktoś przeznacza na sprawienie przyjemności czytelnikom?
Mnie śmieszą te płacze o małe księgarnie stacjonarne. Księgarnia jest po to żeby klient miał gdzie kupić książkę. Skoro klient woli kupić w empiku bądź przez internet to oznacza że mała księgarnia jest nikomu prócz właściciela niepotrzebna.
Niegłupie stwierdzenie. Ja już nie pamiętam, gdzie u mnie w mieście jest księgarnia. Książki dla Mamy zamawiam w Bonito, czasem coś w Empiku. Sam czytam ebooki.
.Mała księgarnia – czyli jak dla mnie powinna to być kawiarenka z książkami. Dobra kawa, ciasto, książki. Ale nie po to mam 4 czytniki, żeby kupować papier.
Nawet książki z serii Warhammer zaczęły wychodzić w ebookach.
A mnie nie śmieszą.
Zniknięcie małych księgarń to:
– utrudnienie w dostępie do książek dla tych, którzy nie woleli kupować w empiku bądź przez internet,
– zmniejszona obecność książek w przestrzeni publicznej, mniejsza szansa na impulsowe zakupy pod wpływem mijanej witryny z wystawionymi książkami.
Za kazdym razem jak mijasz witryne ksiegarni marnujesz 15 minut na czytanie tylulow? Wspolczuje.
Zenek, nie wygłupiaj się!
Ja tam jestem za bioróżnorodnością i wszystkie Kasie i Katarzyny mogą mi współczuć.
A u mnie w miasteczku od ponad roku panuje homogeniczność – zamknęła się ostatnia mała ksęgarnia, a ostał się jedynie empik w centrm handlowym na peryferiach.
Pełna zgoda: to wyrównywanie szans dla małych księgarń, które nie będą musiały walczyć z dużymi sieciami. Choć to jest jeszcze bardziej w interesie dużych sieci stacjonarnych, które nie będą już musiały walczyć ceną, a do wyższej marży dołożą inne standardowe świadczenia, choćby opłaty za promocję.
A kwestii ustawy nie wiem jak sam bym zdecydował mając taką możliwość. Trafiają do mnie argumenty jednej i drugiej strony.
Nie wiem również czy jest jeszcze szansa na uratowanie małych księgarń (ustawa o stałej cenie książki, zamiana w księgarnio-kawiarnie, promocyjny czynsz w lokalach należących do samorządu). Ot, chciałbym wierzyć, że pełnią one (lub pełniły) rolę w promocji ksiażek, nawet jeśli przestały sobie radzić ekonomicznie.
Może z punktu widzenia promowania czytelnictwa (i bez tak mocnej ingerencji w rynek jak stała cena) lepiej byłoby, gdyby np. biblioteki zaczęły otwierać małe punkty biblioteczne przy głównych deptakach miast/dworcach, gdzie możnaby wypożyczyć książkę (do odbioru najpóźniej następnego dnia, jeśli nie ma egzemplarza w punkcie i trzeba go dostarczyć z biblioteki), a w okresowo aktualizowanej witrynie pojawiałby się przegląd ciekawych pozycji.
Zastanawiam się, jakby się sprawdziło wprowadzenie tej ustawy, ale nieobligatoryjne – to wydawca decydowałby czy książka ma mieć stałą cenę na rok czy nie. Oczywiście tutaj ci, którzy ceny stałej nie wprowadzą mieliby dodatkową przewagę promocyjną, więc nikt na taki układ raczej nie pójdzie.
Wydawca któremu na tym zależy (Szafrański jest chyba najbardziej znanym przykładem), jest w stanie zadbać o jednolitą cenę książki bez ustawy.
Jest to możliwe tylko wtedy gdy kontroluje się kanały dystrybucji. „Finansowego Ninja” nie kupisz w normalnej księgarni. Ale już druga jego książka czyli „Zaufanie” wyszła we współpracy z normalnym wydawcą i jak widzę na Allegro można ją kupić wyraźnie taniej niż po cenie okładkowej.
A potem interwencja UOKiK-u i już za 10 lat wpada kara za zmowę cenową (tak jak rzecze Robert, nie dotyczy sytuacji, gdy jedna firma kontroluje całość dystrybucji).
1. To niech ta garstka ludzi sobie te księgarnie sponsoruje, dlaczego ja mam to robić płacąc więcej za książki?
2. Książki są w każdym markecie, jakiej chcesz jeszcze obecności w przestrzeni publicznej? Ostatnio poszedłem do Biedronki po mleko a wyszedłem z Maciejem Płazą, reportażem z Czarnego i paroma innymi książkami.
Z kwietniowego numeru Pisma:
„U nas [znaczy się w Cepelii – przyp. mój] aniołek z koniakowskiej koronki kosztował trzydzieści złotych. Klientka oglądała, a mąż mówił: „Zostaw, w Rossmannie taki sam za piętnaście”. Tylko że nie był taki sam. Ani wielkość, ani wykonanie.”
PS1. Ten za 15 złotych pochodził z Chin.
PS2. Cepelii już nie ma.
PS3. Wiem, że to trudne.
Porównywanie różnych produktów do sklepów sprzedających to samo, tak bardzo sensowne. Daj coś jeszcze o małych sklepach, tych gdzie na kasie baba obrażona na cały świat, wybór zerowy i ceny z kosmosu.
Cepelia ogólnie droga jest. W tej naszej jest sporo Bolesławca. Ten sam talerz co w sklepie firmowym +20zł, miska +100zł, waza była w cenie x2. Porónywałem te same wzory i te same naczynia (mają numery).
W zasadzie to już Ci odpisałem, nawet zanim zadałeś pytania:
https://swiatczytnikow.pl/regulacji-stalej-ceny-ksiazki-nie-chce-wielu-wydawcow-list-otwarty-przeciw-ustawie/#comment-1370751
Stała cena książki to prezent dla empiku i ostateczny cios dla małych księgarń.
Dla małych wydawców brak możliwości przecenienia książki która się słabo sprzedaje to też może być gwóźdź do trumny
A, no i debiutujący pisarze będą mieli jeszcze gorzej.
Moim zdaniem stała cena książki to prezent dla sprzedawców stacjonarnych (duże sieciówki jak empik, ale też małe księgarnie), kosztem księgarni internetowych.