W polskim Amazonie kupimy taniej podstawowy czytnik, który świetnie nada się do Legimi czy Empik Go.
PocketBook Basic Lux 4 kosztuje w Amazon.pl 423,90 zł z bezpłatną wysyłką. Dla porównania, w sklepie dystrybutora koszt to 459 zł. Inne polskie sklepy mogą mieć podobne ceny.
Aktualizacja z 3 września 2024: po paru dniach promocja się skończyła, obecna cena to 448 zł.
O samym czytniku pisałem rok temu po jego premierze, natomiast nigdy go nie testowałem, miałem tylko parę razy w ręku, np. na Targach Książki w Krakowie.
Co warto wiedzieć:
- Ekran jest średniej rozdzielczości – 1024 x 758 (212 ppi) z oświetleniem, ale bez regulacji barwy
- Obsługa jest dotykowa i przyciskami poniżej ekranu
- Niska waga: 155 g
- Czytnik obsługuje Empik Go i Legimi – w obu przypadkach książki dodajemy przez aplikację lub stronę, a czytnik synchronizujemy bezprzewodowo. Działa też usługa Send To PocketBook.
- Jeśli na zakupionym czytniku nie będzie aplikacji Empiku i Legimi, trzeba je aktywować przez wsparcie PocketBook.
- Amazon do czytnika proponuje okładkę FINTIE Etui Slimshell – różne wersje kosztują 40-70 zł. Okładka oznaczona jest jako pasująca do modeli „Pocketbook Touch HD 3 (632) / Touch Lux 4 (627)/ Basic Lux 2 (616)”. One mają takie same rozmiary jak Basic Lux 4, więc do niego też będzie pasowała. Testowałem podobną okładkę dla Kindle, mam też takie dla Kobo – jakość chińskiego zamiennika, ale wystarczy.
Generalnie czytnik jest starszą konstrukcją (wciąż port micro USB), może być wolniejszy, dlatego jeśli mamy troszkę większy budżet, sugerowałbym zakup PocketBook Verse (obecnie 529 zł w Czytio, 519 zł w Amazonie), którego testowałem w wersji „empikowej”. Ma on np. dodatkowo regulację barwy światła czy akcelerometr.
Ale jeśli szukamy taniego czytnika, na którym poczytamy książki w EPUB, okazyjnie otworzymy PDF, ale też skorzystamy z abonamentów – Basic Lux 4 będzie optymalnym wyborem. Do czytania lektur szkolnych w sam raz. Lepiej kupić takiego PB niż szukać „używek” bez gwarancji.
Innym podstawowym czytnikiem, który często polecam jest Kindle 11, który po krótkiej przerwie wrócił do sprzedaży. Ma on lepszy ekran (300 ppi), tyle że korzystanie z Legimi/Empik Go na Kindle jest po prostu trudniejsze.
PocketBook Basic Lux 4 w Amazonie miał być w „błyskawicznej” promocji, ale dwa dni później wciąż trzyma cenę, tylko już chyba niewiele egzemplarzy zostało.
W artykule są linki afiliacyjne.
Rozglądam się za czytnikiem głównie dla Legimi (teraz mam PW3 bez Legimi). Wymagania: jak najlżejszy, ciepłe podświetlenie z regulacją. Jaki wybrać?
Może Onyx Boox Go 6? Nie wiem czy już wyszedł w Polsce, ale jest mniejszy i lżejszy od PW3, ma ciepłe podświetlenie do Legimi masz pełne wsparcie, łącznie z audiobookami.
PB Verse lub Verse Pro (180 g), albo Onyx Boox Poke (160 g), albo faktycznie jak pisze Sylwia, czekać na Go 6, który będzie jeszcze trochę lżejszy. :)
Choć oczywiście dochodzi tutaj waga etui, które warto mieć.
https://ebooki.swiatczytnikow.pl/ebook/9788326844966,bartosz-zurawiecki–primadonna-biografia-boguslawa-kaczynskiego.html
Na przycisku 25.19 – w publio 14.99 – (przypuszczam, że) z tego samego powodu nie widzę w swoich alertach (mimo, że chyba powinienem)
Widzę, że cena z publio już się zaciągnęła, przypuszczam, że alert jeszcze zdąży dziś wyjść, o ile już nie poszedł.
Bardziej chodziło mi o to, że cena już była zaciągnięta (link do publio miał prawidłową). Ale na przycisku była inna. (Fakt, mogłem być bardziej precyzyjny)
Nie polecam miałem PocketBooka lux 5, po roku przestał działać zepsuł się ekran po odesłaniu do serwisu otrzyłam informację że to moja wina i że mam zapłacić 350 zł za naprawę
Miałem identyczną sytuacje z czytnikami PocketBook dwa razy z tym samym modelem(nie pamiętam nazwy było to ponad 5 lat temu). W jednym ekran siadł po 6 miesiącach a w drugim po roku. Przy pierwszej reklamacji również miałem informacje że moja wina, dodatkowo przesłali mi zdjęcia innego czytnika jako dowód. Przy drugim egzemplarzu odpuściłem, od tego czasu nie kupuje czytników PocketBook. Mam 5 lat Onyx Boox 8 cali i do dziś wszystko jest w porządku.
Szajs,działa 3 miesiące i ekran się rozlewa, gwarancja nie działa, szrot kupujesz na własne ryzyko. Sam kupiłem żonie.
Kupiłem 3, bo 4 nie ma w jasnej obudowie (tylko w czarnej).
Dziwne rzeczy ludzie tu piszą. Mam PB Touch Lux 4 już dość długo. Kilka lat. Pozbyłem się Kindli (łacznie z PW3). Używam go do tej pory jako wakacyjny, „przenośny”, wędrowny. W domu mam jeszcze PB InkPad3 (większy). Wszystko działa ok. Bez problemów
Może kwestia szczęścia lub jego braku. Moja koleżanka ma już trzeciego PocketBooka, bo z jednym zasnęła w ręku siedzą na fotelu, ten jej wypadł i popsuł się ekran, a drugiego zabrała w torbie w deszczową pogodę i popsuł się kontrast ekranu, bo gdzieś się woda dostała. O tyle mnie to zaskoczyło, bo mój PW3 i Classic były nie raz w gorszych warunkach i jedyne co to popsułam gniazdo ładowania w Classicu, ale z ekranem nigdy nic się nie działo. Także albo ty masz szczęście, albo osoby jak te powyżej czy jak moja koleżanka, po prostu miały pecha. Trudno orzec 🤷
Mi się PB z wyglądu nie podobają (tak jak mojej koleżance za to nie podobają się Kindle z wyglądu i dlatego kupuje kolejne Pocketbooki), więc głównie z tego powodu oraz z powodu czytania wielu książek po angielsku, pewnie nigdy nie kupię Pocketbooka. Ale nie będę kłamać, że o ile opowieściom losowych ludzi z internetu czasem średnio można wierzyć, o tyle te historie mojej koleżank też mnie niezbyt pozytywnie nastawiły do tej marki.
Ludzie tutaj w komentarzach raczej nie mają powodu by kłamać, więc ich relacje są pewnie wiarygodne. ALE.
Czytniki to dosyć delikatne urządzenia. Można uderzyć w ekran i go lekko uszkodzić, po czym wszystko może dobrze działać, a uszkodzenie z czasem się pogłębiać poprzez zwykle używanie. Gdy już w końcu ekran padnie to człowiek nie wiąże tego z uderzeniem sprzed tygodni. Dlatego tak ważne jest używanie okładek do ochrony ekranu i nie wrzucanie czytnika bez ochrony do plecaka lub torebki, co ludzie często robią.
Często słychać narzekania, że komuś ekran padł sam z siebie, nie uznano reklamacji ORAZ jak PocketBook twierdzi, że to uszkodzenie mechaniczne i wysyła zdjęcia z „rzekomym” dowodem. Wydaje mi się że ma tu miejsce opisana właśnie wyżej sytuacja.
To jedynie mała anegdota, ale miałem pewną znajomą której też ekran „sam z siebie” padł w PocketBooku. Rzecz w tym, że zazwyczaj wrzucała go do torebki bez żadnej ochrony ekranu i nie widziała w tym żadnego problemu, bo „to przecież nie szkło jak w telefonie”. A realnie ekrany e-ink są delikatniejsze niż te w telefonach.
Przecież tutaj się pojawia marketing szeptany, są osoby które prowadzą wojnę Kindle-Pocketbook (na tej samej zasadzie jak Android-Apple), powołują się na historie z internetu, albo znajomego znajomego, więc trzeba do nich podchodzić z dużą dawką ostrożności. Ale Pocketbook miał problemy z pęczniejącą baterią, która uszkadzała ekran, ponoć w nowszych modelach rozwiązany.
PocketBook cały czas nie przyznaje się, że był taki problem, więc tym bardziej nie mam mowy, że ostatnie zmiany konstrukcyjne miały za zadanie ten problem rozwiązać ;-)
Przynajmniej producenta stać na pełne spolszczenie czytnika, natomiast firmy Amazon (wartej niby prawie 2 biliony dolarów) już nie (i nie widzi ona nic zdrożnego w sprzedaży w Polsce czytnika, w którym nie możemy nawet wpisać polskich znaków diaktrycznych, bo tak trudno im przygotować nawet polski układ klawiatury ekranowej).
Może będę nudny… ale nie potrafię znaleźć żadnego uzasadnienia dla takiej polityki Amazon (niestety czym większa korporacja, tym bardziej PROSTE z pozoru decyzje urastają do rangi kosmicznych i niemożliwych… coś co potrafili zrobić w wolnej chwili programiści-amatorzy w ramach jailbrake-ów przerasta zasoby kadrowe i finansowe firmy Amazon… uśmiałem się na helpdesku Amazona, gdy konsultant chciał sprzedać mi „szablonową korpogadkę”, iż dodanie języka polskiego wymagałoby przez Amazon alokacji nie wiadomo jakich zasobów finansowych i kadrowych…).
Uzasadnienie jest banalnie proste, w Polsce sprzedaje się promil Kindli sprzedawanych globalnie. I to dosłownie. Amazon co miesiąc sprzedaje około 600 tysięcy Kindli z czego około 600 w Polsce. Dosłownie promil. Sprzedaż w Polsce dla Amazona jest wielkości błędu statystycznego, więc spolszczanie interfejsu zwyczajnie nie ma biznesowego sensu. Dla PocketBooka sprzedaż w Polsce jest istotna.
Źródło: https://swiatczytnikow.pl/jak-sprzedaje-sie-kindle-w-polskim-niemieckim-i-amerykanskim-amazonie-mamy-duzo-interesujacych-liczb/
Te dane i sposób ich wyliczenia są wysoce nieprecyzyjne… w badanym okresie nie było też w Polsce żadnych promocji… zresztą nawet część tych sprzedanych czytników w amazon.de jedzie później do Polski. Wiele osób kupuje też czytniki na Allegro czy bezpośrednio w polskich sklepach (a te zaopatrują się w Kindle za granicą i tam nabijają statystyki sprzedaży). Jaka jest rzeczywiście liczba czytników w Polsce wie tylko Amazon (choćby ze zbieranych danych telemetrycznych).
Nie wydaje mi się też, żeby 38-milionowa Polska była gorszym rynkiem niż malutka (trzysta kilkadziesiąt tysięcy) Islandia (dla islandzkiego layout klawiatury od dawna jest).
Inna sprawa, że Amazon nigdy szczególnie nie promował Kindle w Polsce (prawdziwa kampania reklamowa), czytniki rozchodzą się bardziej na zasadzie marketingu szeptanego i recenzji w fachowej prasie/blogach dot. rynku ebooków.
Spolszczenie urządzenia (to wcale nie są jakieś olbrzymie koszta i raczej dosyć elementarne potrzeby… dotyczy też wielu innych krajów/języków… i jakoś inni producenci spokojnie to ogarniają, więc czemu gigant branży nie może/nie potrafi… próby usprawiedliwiania na siłę tego stanu rzeczy są dziwne) czy rozpoczęcie sprzedaży polskich ebooków przy aktywnej kampanii też mogłyby diametralnie i momentalnie zmienić wyniki sprzedaży i rynek książek elektronicznych w Polsce.
Kindle w Polsce są pozbawione większości usług, z których znany jest Amazon (sklep, audiobooki itd.).
To nie chodzi o to że nie chce lub nie potrafi tylko o to że ma polski rynek gdzieś i ma do tego prawo. Jeszcze porównujesz Polskę w której przeciętny Polak czyta mniej niż pół książki rocznie do Islandii, której przeciętny mieszkaniec czyta niemal 3 książki miesięcznie i Polskę w której większość Polaków nie zna angielskiego i czyta tylko i wyłącznie po polsku o ile cokolwiek, do Islandii w której niemal każdy zna angielski i czyta sporo po angielsku, przez co chętnie korzysta z biblioteki książek Amazonu a nie z niezależnych od Amazona księgarni internetowych lub abonamentów…
Mówimy o tej samej firmie, która gdy tylko chce, to jest w stanie finansować od lat dumpingowe ceny w Polsce np. na Prime Video i dopłacać do tego interesu?
Przecież wystarczy popatrzeć ile wynoszą średnio ceny wszystkich innych serwisów SVOD w Polsce i ile Prime Video kosztuje w Niemczech, UK czy USA by zobaczyć, że coś tu się nie spina ;-)
Oczywiście nie zamierzam z tego powodu płakać… i korzystam sobie z serwisu, póki cena jest atrakcyjna.
I tej firmy nie stać zatrudnić programisty, który ogarnie (raczej w dosyć krótkim czasie) parę dodatkowych układów klawiatury? Niech zatrudnią gościa od jailbreaka (ma już gotowy kod) ;-)
Co to niby ma do rzeczy? Porównujesz jabłka do gruszek. Użytkowników czytników jest w Polsce jakieś 90 tysięcy. Użytkowników platform streamingowych jakieś 15 milionów. To poważnie takie dziwne że Amazon chce walczyć o rynek streamingu a nie chce walczyć o 170-razy mniejszy rynek książek elektronicznych?
Takie banalne rzeczy jak choćby lokalny układ klawiatury powinny być dostępne dla każdego rynku, na którym urządzenie jest oficjalnie sprzedawane.
Koszty prawie żadne, poziom skomplikowania (jeśli chodzi o pracę programisty) niewielki, a WIELKA różnica dla klientów w danym kraju.
Czy nie jest tak, że wszyscy pozostali producenci (Kobo, inkBOOK, PocketBook) jadą na tym samym wózku i działają na tym samym polskim ryneczku? A jednak oni widzą sens dostosowania produktu do lokalnych wymagań i nawet się nie zastanawiają.
Może po prostu wielkie korporacje są zbyt aroganckie (patrz też sztandarowy eBay, który zaliczył jedną wielką wtopę w Polsce). Polski Amazon przecież w wielu miejscach jest niedopracowany i co raz wychodzą różne kwiatki (zarówno w samym sklepie, jak i usłudze Prime Video).
O ile przygotowanie pełnego spolszczenia menu angażuje jakieś zasoby (i potem trzeba je utrzymywać, wraz z rozwojem oprogramowania i nowymi funkcjonalnościami), to przygotowania zwykłej polskiej klawiatury ekranowej (i każdej innej: czeskiej, greckiej itd.) jest raczej proste, tanie i w zasadzie jednorazowe.
Drobna zmiana = WIELKA różnica dla lokalnych klientów w tych krajach.
Uważam, że na taki MINIMALNY gest (i elementarny szacunek w stosunku do kupujących) powinno stać Amazon w każdym kraju, w którym czytniki te są OFICJALNIE sprzedawane.
Widzę, że myślimy podobnie.
Z doświadczenia dodam tylko, że tłumaczenie pełnego interfejsu może sprawiać o tyle niewielkie dodatkowe i nieprzewidziane problemy, iż czasami wymaga drobnych zmian w interfejsie (bo tekst się nie mieści w danym języku) lub dodatkowych etykiet/stringów (z uwagi na różnice w gramatyce/odmianie wyrazów… to co po angielsku sprawdzało się w kilku różnych miejscach i było jednym stringiem, po polsku może wymagać kilku osobnych wariantów z inną odmianą). Aczkolwiek Kindle ma już ileś wersji językowych i na pewno już to przerabiali (tak jak i producenci Pocketbooka).
Sama klawiatura ekranowa byłaby dobra na początek (byłby to jakiś pierwszy krok i wyciągnięcie ręki do polskich użytkowników). I miałoby to też jakiś malutki wpływ na sprzedaż (czasami… podkreślam czasami… takie rzeczy jak brak możliwości używania polskich liter mogą zadecydować o wyborze czytnika). Znam też kilka osób, które dowiedziały się o tym dopiero po fakcie i były srodze zawiedzone (co wpływa na gorszą posprzedażową satysfakcję klienta).
Może jakiś dziwny jestem, ale używam Kindli od 2014 roku i nigdy nie brakowało mi polskich znaków na klawiaturze. Może dlatego, że Kindla używam w bardzo nieszablonowy sposób: do czytania, a nie pisania.
Do pisania też nie używam, ale bez polskiej klawiatury trudno też wyszukiwać frazy zawierające polskie ogonki, a to już nie jest bardzo naciągane wykorzystanie czytnika. Pełnotekstowa możliwość przeszukania treści to potężna przewaga nad książkami drukowanymi.
Niektórzy używają czytników do nauki – polskie literki mimo wszystko przydałyby się przy notatkach czy wyszukiwaniu tekstu w polskich podręcznikach/własnych dokumentach. A i w paru innych miejscach/funkcjach systemu znajdą zastosowanie (np. wpisanie nazwy dla własnej kolekcji itp.; przeglądarka internetowa – tak wiem, ułomna… ale kilka razy zdarzyło się skorzystać z niej w sytuacji awaryjnej, z braku innego urządzenia pod ręką).
Gdyby nie było to komuś potrzebne, to Amazon nie przygotowałby bodajże ok. 27 układów klawiatury w różnych językach/wariantach i nie rozwijał funkcji związanych z adnotacjami.
Pamiętajmy, że ludzie używają czytników w baaardzo różny sposób… nie tylko do czytania powieści, ale także jako czytniki komiksów, odtwarzacz audiobooków itd.
Ja w ostatnim czasie mocno korzystam z funkcji słownika (otwieranego bezpośrednio).
Myślę, że brak supportu Kindle dla języka polskiego był jeszcze akceptowalny w czasach, gdy urządzenia trafiały do polski trochę nieoficjalnie, z zagranicy (np. przez amerykański czy niemiecki Amazon) czy były przywożone z zagranicznych podróży.
Odkąd Amazon działa oficjalnie w Polsce (a to już proszę państwa 3,5 roku!) i Kindle są oficjalnie w polskiej dystrybucji, takie braki i ignorancja wobec lokalnych klientów przestają być akceptowalne.
Obecną politykę Amazon można sparafrazować jednym zdaniem ;-)
„Nie mamy pańskiego języka i co nam pan zrobisz?”
Niektórym najwidoczniej z tym dobrze i są w stanie bronić i racjonalizować politykę koncernu.
Racjonalizowanie i szukanie przyczyn nie jest bronieniem. Chyba że przyjmiemy, że Amazon po po prostu nie lubi Polaków i złośliwie języka nam nie daje. :)
Weźmy pod uwagę, iż ceny czytników Kindle w Polsce są zazwyczaj wyższe niż w innych krajach (choćby w Niemczech). Więc niech przynajmniej Amazon wykorzysta ten „ekstra podatek” i dodatkowe zyski do sfinansowania polskiej lokalizacji.
Nasuwa się trochę analogia z Apple… gdzie też płacimy najczęściej więcej za sprzęt, a dostajemy produkt niepełnowartościowy i pozbawiony części funkcjonalności (np. brak w Polsce zlokalizowanej asystentki Siri – flagowej funkcjonalności iPhone, brak Emergency SOS via satellite, nie ma wszystkich funkcji dot. map; brak też wielu dodatkowych usług jak Apple Fitness+, Apple News, Apple Card).
Oczywiście sam produkt jest przynajmniej w pełni zlokalizowany i wiele innych serwisów jest dostępnych oficjalnie w Polsce (Apple Store, Apple Podcasts, Apple Music, AppleTV+ itd.) po polsku.
Z Kindle jest o tyle dziwna sytuacja, iż Amazon jakby pozostawił tą kategorię produktów samej sobie i… w zasadzie nic z nią nie robi w naszym kraju.
Ceny nominalne Kindle w Polsce są podobne jak w Niemczech (z dokładnością do zmian kursu euro), więc nie ma sytuacji z jak z Apple, że czasami tę dodatkową marżę wyraźnie widać. Zgadza się, że w DE po prostu są częściej promocje, ale jeśli są też w polskim, to ceny też są podobne – przykładowo ostatni Prime Day.
Coś jednak jest na rzeczy:
Kindle Paperwhite (16 GB)
aktualne ceny (z naliczonym podatkiem VAT dla Polski):
DE – 752,41 PLN (po kursie Amazon-a)
IT – 175,81 EURO (=752,67 PLN)
PL – 789,99 PLN
Dlatego wspomniałem o kursie euro. Obecnie kurs EUR/PLN jest około 4,3 zł, ale w 2021 jak debiutował Paperwhite i jak ustalano jego ceny, to było około 4,6-4,7 zł.
https://stooq.pl/q/?s=eurpln&c=5y&t=l&a=lg&b=0