Pojawiła się inicjatywa zaostrzenia kar na piractwo e-booków, a także wprowadzenia kar dla osób, które je pobierają.
Inicjatorkami akcji są Marlena Rytel (pisarka) oraz Marika Krajniewska (pisarka i właścicielka wydawnictwa Papierowy Motyl). Założyły na Facebooku stronę: STOP nielegalnemu pobieraniu książek w internecie.
Tak tłumaczą swoją inicjatywę:
Zwracam się do Was z gorącą prośbą o poparcie naszej akcji STOP kradzieży w internecie. To już nie są incydentalne przypadki. To już jest prawdziwa plaga! Plaga, z którą należy, a nawet trzeba walczyć! Dość okradania autorów, twórców, wydawców, księgarzy z ich pracy! Musimy w końcu powiedzieć DOŚĆ! Musimy w końcu zacząć działać, zamiast pokornie znosić fakt, iż jesteśmy okradani z pieniędzy, na które uczciwie zarabiamy. Tracimy nie tylko my, ale i czytelnicy, chcący legalnie wspierać naszą pracę.
Rozwiązaniem ma być podjęcie stanowczych kroków – między innymi list otwarty, którzy przygotowały autorki, a który poparło już kilkudziesięciu pisarzy.
Treść listu
List otwarty cytuję za portalem granice.pl. Skierowany jest do premiera, ministra kultury, ministra sprawiedliwości, a także posłów i senatorów.
Szanowni Państwo,
My, niżej podpisani autorzy książek, ilustratorzy, graficy, tłumacze i wydawcy, zwracamy się z prośbą o wysłuchanie naszego głosu.
W związku z bardzo licznymi przypadkami nielegalnych internetowych udostępnień i pobrań naszych utworów na coraz liczniej powstających serwisach oferujących usługi tego typu, zwracamy się do Państwa o pomoc w stanowczym przeciwstawieniu się takim procederom.
Na coraz bardziej masowym nielegalnym udostępnianiu i pobieraniu książek (we wszystkich formatach elektronicznych, w tym e-booków i audiobooków) przez internet, tracą nie tylko pisarze. Traci przede wszystkim kultura, czytelnicy chcący legalnie ją wspierać, oraz traci skarb państwa. Im mniej sprzedanych książek, tym mniej pieniędzy od autorów, wydawców, dystrybutorów i księgarzy zasila budżet państwa. Napisanie książki to na ogół co najmniej rok ciężkiej pracy autora, związanej nie tylko z pisaniem, ale często i z pracochłonnym zbieraniem materiałów. Jej wydanie to kilka miesięcy pracy zespołu wydawnictwa, a potem kolejnych kilka – dystrybutorów i księgarzy. Natomiast nielegalne udostępnienie książki w internecie to tylko kilka naciśnięć klawisza, i kilka, żeby ją nielegalnie pobrać. Kradzież w internecie jest kradzieżą, jak każda inna. Z powodu narastającej plagi nielegalnych udostępnień na książce nie zarobi żadna z osób, które nad książką pracowały, żadna z nich również w związku z tym nie zapłaci od tych dochodów podatku. Książka krąży wyłącznie w szarej strefie.
Nie możemy się na to zgodzić! W jaki sposób my, autorzy, wydawcy oraz osoby zawodowo związane z powstawaniem książki mamy krzewić kulturę i miłość do literatury, jeśli jesteśmy jawnie okradani? Postulujemy więc działania w obronie własności intelektualnej, w obronie praw autorskich, naszej pracy, naszego źródła utrzymania, w obronie kulejącej kultury i czytelnictwa, a także w interesie państwa polskiego. Aby walczyć z plagą kradzieży w sieci, potrzebujemy wsparcia zarówno społeczeństwa, jak i odpowiednich organów państwowych.
Dlatego wnioskujemy o:
1. Zwiększenie kary dla osób nielegalnie udostępniających książki
2. Wdrożenie kar dla osób pobierających nielegalnie książki.
3. Konsekwentne ściganie kradzieży własności intelektualnej w internecie.
4. Ustawę umożliwiającą podjęcie kroków prawnych w stosunku do serwisów umożliwiających kradzież własności intelektualnej.
5. Społeczną akcję informacyjną dotyczącą powyższego problemu.
Mamy nadzieję, że nasz apel nie pozostanie bez odpowiedzi i odpowiedniej reakcji ze strony ustawodawców.
Pod listem podpisali się również inni autorzy – cytuję znów granice.pl, m.in.: Małgorzata Warda, Iwona Banach, Aneta Krasińska, Marta Fox, Katarzyna Ryrych, Romuald Pawlak, Renata Piątkowska, Magdalena Witkiewicz, Katarzyna Bulicz-Kasprzak, Piotr Tymiński.
Na stronie FB Marleny Rytel jest lista wszystkich popierających autorów – w tym momencie liczy sobie 67 osób.
Co o tym sądzę?
Od kiedy mamy możliwość kupowania legalnych polskich e-booków, jestem zdecydowanie przeciwny nielegalnej dystrybucji. Tylko kupując książki elektroniczne możemy sprawić, że będą wydawane kolejne, że i autorzy i wydawcy będą chcieli kontynuować taką formę sprzedaży.
Nie rozumiem narzekania na ceny. Czy 15-20 złotych (tyle kosztuje przeciętnie książka elektroniczna) to dużo? To jest koszt kanapki w Macu, kawy (lub dwóch) w sieciówce czy biletu do kina. E-booki są tanie. Jeśli uważasz, że nie warto dać tyle za książkę autora, którego lubisz, zgadzasz się na okradanie jego i wszystkich ludzi, którzy przyczynili się do wydania książki.
I bardzo słuszne jest wkurzenie Kuby Ćwieka, który na swoim profilu na Facebooku parę tygodni temu napisał o pracy nad Szwindlem – jego nową powieścią:
Mogę za to dość dokładnie wskazać liczbę dni poświęconych zawodowo wyłącznie „Szwindlowi”, bo również mam je zapisane. Dwieście jedenaście. Tyle dni zajęło mi pisanie pierwszej wersji, poprawianie jej samemu, pisanie drugiej, ze zmienioną koncepcją oraz redakcja. Nie były to rzecz jasna dni ciągiem, ale zsumowany dały taki właśnie wynik. Dni, które poświęciłem „Szwindlowi” częściowo, nie liczę, bo nie zaznaczałem.
Pisałem średnio po sześć do siedmiu godzin dziennie. Reszta dnia to praca koncepcyjna, przygotowanie do następnego dnia i odpoczynek. Bywały dni, że wyciskałem z tych godzin dziesięć stron, zdarzało się, że jedną, a resztę stanowiły poprawki nanoszone na pracę z poprzednich dni. Zaliczyłem podczas pisania trzy kryzysy wiary w tę książkę z czego jeden naprawdę poważny. Uratowała mnie wyrozumiałość wydawcy i kilkoro betatesterów, dzięki którym wpadłem na pomysł jak załatać dziury.
Mam cztery notesy uwag do „Szwindla”, sześćdziesiąt trzy notatki zapisane w telefonie i czterdzieści siedem nagranych – te tworzyłem, prowadząc. Blisko połowa nie znalazła zastosowania w książce. Większość uległa modyfikacji. […]
Szczerze i bez fałszywej skromności. Napracowałem się pisząc „Szwindel” i uważam efekt tej pracy za dobry. I jeśli czytelnicy dadzą mi szansę, przy kolejnych książkach napracuję się znowu. Nad niektórymi dłubię już od naprawdę dawna w trybie, który nie pozwala mi uznać tego za hobby. Pisanie to moja pasja, ale i główne źródło zarobku. Mogę mieć inne, paru rzeczy się w życiu nauczyłem, ale jakoś lubię to.
Przygotowanie takiej książki to jest ogromna praca, za którą możemy zapłacić mniej niż 20 złotych. A ktoś sobie klika i cieszy się, że ma za darmo.
Dodajmy, że pisarze mają przerąbane w porównaniu do wielu innych zawodów artystycznych.
Jeśli nawet ściągniesz płytę, to masz trochę możliwości, aby wynagrodzić muzykom ich trud. Możesz jeszcze pójść na koncert, kupić koszulkę, zapętlić Spotify czy nagranie na YT. Jest parę zespołów, które mają nawet swoje marki piw – np. dość niszowy brytyjski progresywny Big Big Train.
W przypadku książek autor innej możliwości zarobku, jak dochody z książek nie ma. Przynajmniej dopóki autorzy nie organizują tras z płatnymi biletami, albo nie wypuszczą swojego gatunku piwa (swoją drogą tacy goście jak Kuba Ćwiek nadawali by się dobrze na ambasadorów jakiegoś krafta).
[Dodam, bo przypomniałem sobie – a nie wszyscy autorzy o tym wiedzą – jeśli książki są dostępne w bibliotekach publicznych, od paru lat można ubiegać się o wynagrodzenie z tego tytułu. W pierwszym roku wypłaty dla popularnych autorów były całkiem wysokie.]
Dlatego zgadzam się z autorkami listu, że nie możemy się zgodzić na akceptację okradania artystów.
Kary za pobieranie – nie!
Jednocześnie uważam, że kary za pobieranie e-booków nie są rozwiązaniem.
Wymagałoby to zmiany prawa autorskiego, które zakłada, że to udostępnianie i publikowanie nielegalnych treści jest karalne, jednak nie jest dziś karalne korzystanie z udostępnionych treści.
Za utrzymaniem istniejącego stanu rzeczy jest kilka argumentów:
- Nie zawsze wiemy, czy treści z których korzystamy są legalne czy nie. Karalne mogłoby być nawet przypadkowe kliknięcie jakiegoś linku, który dostaliśmy od znajomego.
- Prawo autorskie musiałoby zachować dozwolony użytek prywatny, ale jednocześnie przynosiłoby ryzyko – czy aby ten e-book, który dostaję od kogoś z rodziny został przez tę osobę pozyskany legalnie?
- Ściąganie nie oznacza korzystania – ilu z tych, którzy wynaleźli w necie te paczki „1000 e-booków epub/mobi” przeczytało choć jednego? Dlatego śmieszy mnie przeliczanie liczby ściągnięć na stratę, w czym lubuje się branża wydawnicza – pisałem o tym szerzej w artykule o „250 milionach straty”, no i przy okazji wątpliwego raportu Deloitte.
- W dłuższym okresie korzystanie z treści kultury, niezależnie jak pozyskanych prowadzi do tego, że zaczniemy je kupować. Jak ktoś ma 18 lat, może naprawdę nie mieć kasy na książkę, a w lokalnej bibliotece pustki. Czy lepiej aby ściągnął pirata, czy aby został przy lekturach szkolnych, które ostatecznie zniechęcą go do czytania?
- No i finalnie – jeśli dziś wytwórnie płytowe, wydawnictwa, właściciele treści mają problemy ze ściganiem osób udostępniających e-booki czy filmy – jakim cudem mieliby ścigać tych, którzy je pobierają? Mamy dążyć do stworzenia kolejnego przepisu prawa, który nie będzie przestrzegany, bo nie ma na to technicznych i prawnych sposobów?
Popatrzmy na ten ostatni punkt – czyli kwestie ścigania. Dziś nielegalne jest udostępnianie książek, chyba że odbywa się to w ramach dozwolonego użytku prywatnego. Jednak wrzucanie na Chomika, dyski internetowe, czy „hobbystyczne” grupy na Facebooku to już czyste piractwo.
E-booki z polskich księgarni mają zwykle znaki wodne lub informacje o nabywcy. Ma być to zabezpieczenie „psychologiczne” przed udostępnianiem ich dalej. Ale nie słyszałem dotąd o przypadku, aby ktoś był ścigany dlatego, że wydawca zidentyfikował jego kopię jako tę, która wisi sobie w pirackim serwisie.
Należałoby zapytać, dlaczego tak właściwie jest? Ale to w sumie pytanie do wydawców, a nie do czytelników.
Przecież pokazowe złapanie paru osób – i nałożenie choćby symbolicznej kary – mogłoby niektórych otrzeźwić. Jest to szczególnie zastanawiające w przypadku Facebooka – bo tam na grupy „dzielenia się” ludzie wrzucają pliki często pod własnym nazwiskiem, a na profilach mają mnóstwo informacji ułatwiających identyfikację. Nie wiem czego jeszcze trzeba, aby podjąć kroki prawne. Do tego nie potrzebujemy wcale „zwiększenia kar”, potrzebujemy, aby ktoś zaczął takie osoby ścigać.
Podsumowanie
Jak najbardziej wspieram wszelkie inicjatywy uświadamiające, jak ważne jest kupowanie (a nie piracenie) książek. Jednocześnie nie sądzę, aby skuteczne było zaostrzanie prawa dotyczące pobierania e-booków.
Rozwiązaniem jest dla mnie skuteczność egzekwowania istniejącego prawa, a także promowanie legalnego nabywania e-booków. Niestety wciąż są ludzie przyzwyczajeni do tego, że cokolwiek znajdą w sieci jest darmowe i przecież za czytnik to oni zapłacili. To jednak ulega powoli zmianie – i sądzę, że jesteśmy na dobrej drodze, do tego, aby płacenie za e-booki było równie oczywiste, jak płacenie za gry.
Co sądzicie o tym liście otwartym? I jak, według Was należy walczyć ze zwyczajem pobierania nielegalnie udostępnionych e-booków?
PS. Dla użytkowników Wykopu prośba o zagłosowanie. :)
Źródło zdjęcia: FreeImages.com/Victor Iglesias
Karać za pobieranie? Nie.
Czy pobieram nielegalnie? Rzadko. Legalnie kupuję prasę (dwa tytuły) i książki (dzięki, Robert, za porównywarkę cen i alerty!)
Jak walczyć z piractwem? Nie wiem.
Firma od tego raportu nazywa się Deloitte (dwa tt, a nie dwa ll).
Dzięki, poprawione. :)
Sam piracę w zasadzie tylko ebooki książek, których już w ogóle nie ma dostępnych (np. Przepływ) lub książki, które są dostępne w wersji papierowej.
Co do walki z piractwem, to w zasadzie tylko kampania edukacyjna coś może zdziałać. Skoro jest problem z egzekwowaniem obecnego prawa, to po co dodawać kolejne przepisy, które będzie jeszcze ciężej egzekwować?
Ja też książki które chcę przeczytać i są dostępne legalnie kupuję i praktycznie wszystko co wychodzi w ciągu ostatnich trzech lat (a przynajmniej to co ja czytam) jest dostępne legalnie. Niestety wiele starszych książek wydanych legalnie w formie ebooka brak :( i jak chce się przeczytać w formie ebooka to pozostaje szukać w „alternatywnych” miejscach ;) , a szkoda…
Przy obecnych cenach nie mam problemu z płaceniem za ebooki, jak ktoś napisał niżej, to cena za McZestaw czy dwie kawy a przyjemność i radocha trwa o wiele dłużej :)
Nie ma nic bardziej wkurzającego niż znaleźć książkę, wejść na stronę księgarni i przeczytać że nakład książki w wersji elektronicznej (zbioru zer i jedynak gdzieś na dysku księgarni) został wyczerpany. WTF??
Zdecydowanie jestem przeciwna karaniu pobierających. A prawo karające udostępniających już mamy.
Nie zgadzam się z Tobą że ebooki są już tanie. 15-20 zł to cena w promocji. Normalnie ebook częstokroć kosztuje więcej niż książka papierowa (bo są dyskonty książkowe z pernamentną promocją), kiedy powinien kosztować mało bo po jego opracowaniu (co często pozostawia wiele do życzenia i nie jednokrotnie „piraty” są lepsze) każda kolejna kopia nie kosztuje wydawnictwa nic ew. chwilę pracy serwera (generowanie znaku wodnego)
Poza tym co z książkami, które nie mają oficjalnych ebooków? Ściąganie ich „piratów” też jest złe?
A co do innych kanałów pozyskiwania pieniędzy to wystarczy żeby autorzy podawali swój numer konta, na które to zadowolony czytelnik mógłby wpłacić stosowną sumę. Łatwiej zapłacić za coś, co już sprawdziliśmy, że jest dobre.
Książka w dyskoncie książkowym często nie jest książką, a makulaturą. Zobacz paragon.
To kolejne obejście prawa – „spadki sprzedażowe”, których nikt nie chciał skupowane są jako makulatura – wydawnictwo się pozbywa, a dyskont książkowy sprzedaje je bez zwrotu chociaż grosza do autora.
Dla mnie ebook może kosztować tyle co papier. Byle większa część kwoty trafiła do autora i nie zginęła w ramach dystrybucji.
Ok, 15-20 złotych to cena promocyjna, ale na e-booki jest taki ogrom promocji, że wynaleźć sobie coś do kupienia to naprawdę nie jest żaden problem jeśli ktoś nie ma jakiegoś mega niszowego gustu. Sam musiałem przestać po prostu śledzić promocje, bo kupowałem za grosze masę książek, a nie mam czasu i takiej siły przerobowej, że zaczynała się robić sterta, której przez bardzo długi czas nie będę w stanie ogarnąć.
A sam pomysł jest oczywiście głupie. Przede wszystkim wprowadzić by to trzeba było na inne typu plików, bo czemu książka ma być w świetle prawa w jakikolwiek sposób uprzywilejowana? W przypadku plików graficznych i dźwiękowych darmowych treści jest ogrom, dlaczego mam się zastanawiać i szukać czy akurat dany plik jest z darmowej dystrybucji czy to pirat? Kretynizm.
Śmieszne jest też liczenie sobie strat na podstawie pobrań plików, gdzie wiadomo, że gdyby nie było możliwości pobrania to dużą część ludzi by nie kupiła, więc nie można określić zakresu strat.
Takie bezsensowne biadolenie bez pomysłu na rozwiązanie. Piractwo było, jest i będzie. Trzeba się z tym po tych 20 paru latach w końcu pogodzić. A zwalanie odpowiedzialności na użytkownika jest zwykłym dojeniem frajera, bo udostępniający jest w przeważającej liczbie przypadków za cwany na załapanie, a taki szary Kowalski co czasem, niekoniecznie świadomie coś pobierze często się przestraszy i zapłaci. Dla mnie obrzydliwa praktyka.
Z tymi promocjami to bym się nie rozpędzał. Książki Sapkowskiego niemal nie trafiają na przecene. Trylogia Husycka w ebooku kosztuje tyle co papier, więc kupiłem papier. Chętnie odkupił bym sobie ebooka ale przy tych cenach nie ma takiej opcji.
No widzisz – kwestia preferencji. Ja bym wybrał ebooka nawet gdyby był droższy :D
30 złotych to nadal nie jest drogo.
A obecnie Wiedźmaki są po 21.66, to niby jest drogo?
Mam je wszystkie już w papierze, przy cenie poniżej 20 (nawet jakby to było 19) to prędzej czy później kupiłbym wszystkie. Przy cenie na poziomie 22-25 wolę kupić coś nowego.
30 to jest drogo bo za tyle bądź niewiele więcej mogę mieć papier (który ma dużo wyższe koszty wytworzenia i dystrybucji).
A czy książki elektroniczne „wiszą w powietrzu”? Pliki muszą być gdzieś przechowywane, komuś trzeba zapłacić za stronę, za obsługę. A koszt wytworzenia książki papierowej jest śmiesznie niski w porównaniu do jej ceny końcowej.
Natomiast koszty serwera są śmiesznie niskie w porównaniu z kosztami wytworzenia książki papierowej.
21,66 zł za zbiór pikseli, których kopiowanie jest praktycznie bezkosztowe zawsze będzie wyglądało drogo.
Problemem jest raczej kultura nie-czytania książek i powiązany z nią karłowaty rynek. W takich warunkach jakiekolwiek piracenie urasta do rangi problemu.
Na większość eksiążek są dobre promocje. Od powieści noblistów przez fantastykę po literaturę faktu i popularnonaukową. Seria na podstawie gier CD Projektu to jeden z nielicznych popularnych wyjątków.
„Seria na podstawie gier CD Projektu to jeden z nielicznych popularnych wyjątków.”
Ekhm, raczej odwrotnie…
Kolega chyba nowy w internetach.
Jakoś od 1998 roku…A „Seria na podstawie gier CD Projektu” wnioskuję, że o Wiedźminie mowa, a to jest akurat odwrotna historia (gry na podstawie Wiedźmina).
To była ironia. Już parę razy widziałem jak się tak nabijali z mistrza pióra bo przecież gry mu narobiły smrodu i wcale nie pomogły w promocji ich na świecie.
Ok, myślę, że rozumiem ;)
Mnie ciekawi, że często autorami takich apeli są jakieś niezbyt znane wydawnictwa czy dalszoligowi autorzy. Ciekaw jestem czy czytelnicy innych wydawnictw (Czarnego, Znaku czy Dowodów na Istnienie) nie piracą książek? A może jeśli dla czytelników to taka jednorazowa, mało znacząca lektura to dlatego nie są chętni płacić za nią nawet tych 20 złotych.
No, nie chcę być złośliwy, ale może to jest tak, że taki autor myśli „nie kupują moich książek, musi piracą” podczas, gdy popularniejsi autorzy wiedzą, że część kupuje, część piraci, co też oczywiście komfortowe nie jest – cytuję zresztą Ćwieka.
A ja powiem tak… Popatrzcie na takiego producenta gier jak CD Projekt Red. Wydali serię gier Wiedźmin i jakoś nie mieli oporów przed wydaniem ich bez zabezpieczeń DRM i jeszcze mnóstwo zarobili bo… cena w porównaniu do tego co otrzymali gracze była naprawdę atrakcyjna. Czy tak jest z ebookami? Moim zdaniem nie. Ebook nie powinien kosztować tyle co wersja papierowa a niestety często tyle kosztuje. Owszem, nie jestem za ściąganiem „piratów”. Odkąd pracuję, nie zdarzyło mi się ściągnąć pirackiej gry (a mam ich już kilkaset), zawsze kupowałem z rozwagą, przeważnie w promocji i tak samo staram się robić z ebookami. A co do proponowanych zmian w prawie opisanych wyżej. Niestety, obawiam się, że w obecnej sytuacji politycznej i stanu sądów jak i prawa, ktoś kto się za to weźmie, może zrobić to bez jakichkolwiek konsultacji i wypuści bubel prawny a potem będą wielu z nas ścigać za byle co.
No ale w Polsce ebooki są już od dawna bez żadnych DRM-ów. Na rynku gier taki Wiedźmin jest nielicznym pierwiosnkiem, a u nas to w zasadzie norma.
Ale dlaczego e-book nie powinien kosztować tyle, co papier? Czyżbym o czymś nie wiedziała i e-booka nie trzeba napisać, zredagować, przetłumaczyć, zrobić korekty, łamania, opracowania graficznego, dystrybucji, reklamy? Łał. Tyle lat w niewiedzy. Żyłam w przekonaniu, że koszt druku i magazynowania wynoszący te ~5pln od sztuki to wystarczająca różnica cenowa.
Zależy czy patrzysz na to od strony kosztowej, czy od tego co dostaje czytelnik.
Kupując papier stajesz się właścicielem i posiadaczem egzemplarza utworu, który możesz przeczytać, spalić, zjeść, sprzedać albo zostawić komuś w spadku.
Płacąc za ebooka nabywasz prawo do czytania.
Jak ebook jest beznadziejny napisany, fatalnie zredagowany, przetłumaczony przez googla i jeszcze reklamowany jako siódmy cud świata to nie mogę go zbyć. Tyle na ten temat.
Jeśli chciałbym wydać ebooka istniejącej już książki w papierze muszę ją „zredagować, przetłumaczyć, zrobić korekty, łamania, opracowania graficznego”? Nie prościej wykorzystać już istniejące tłumaczenie, korektę i opracowanie graficzne?
Oczywiście to tylko obserwacja nie znającego się na wydawaniu książek laika.
1. To zależy jak dawno powstał papier, kto go robił, czy zachowały się materiały źródłowe. Czasem twórcy takiego ebooka musza pracowac na skanach papieru a to chyba mniej wygodne niż plik elektroniczny dostarczony przez pisarza.
2. Fakt, redakcji nie trzbeba robić, ale w niektórych przypadkach korekta może być jak najbardziej wskazana (np. błędy skanowania)
3. Za tłumaczenie, ew ilustracje, okładkę itd. trzeba zawrzeć nowa umowę i od nowa zapłacić (jeżeli nie było to uwzględnione wprost w umowie na papier).
4. Ebooka jednak składa się trochę inaczej, chyba, że chcesz czytelnikom dać pdf-a będącego odwzorowaniem książki 1:1
Nie znam branży, nie wiem ile kosztują powyższe rzeczy i jak są czasochłponne, ale wiem że istnieją i e-book nie „robi się sam”.
Dzisiaj składa się książki w programach, które umożliwiają eksport do pliku epub, potem już tylko drobna kosmetyka. Nie jest to wcale kosztowne i czasochłonne. Inna sprawa ze starociami, które nie były składane na komputerze.
Chyba nie:
https://swiatczytnikow.pl/matematyka-jest-wszedzie-e-book-z-mbanku-i-jego-fatalna-konwersja-na-czytniki/
To zależy:
https://swiatczytnikow.pl/ile-kosztuje-digitalizacja-e-booka-wyjasnienia-z-wolnych-lektur/
Ale nawet w przypadku nowości może być trudno korzystać z już opracowanego tekstu.
Sam od czasu do czasu czytam książki w której czegoś nie widać — najczęściej pierwszych liter rozdziału które są ,,ozdobne” (np. w Kindle dla Android to dość częsty problem).
Pomaga zmiana tła z czarnego na inne.
Może dlatego, że faktycznie ciężko wielu czytelnikom uzmysłowić sobie, że wytworzenie FIZYCZNEJ kopii książki to jest tak mały ułamek ceny? Robiąc ebooka, faktycznie koszty – o których pisałaś powyżej – zamykają się wewnątrz wydawnictwa. Nie ma drukarni, nie ma transportów, magazynowania, hurtowni oraz sklepów detalicznych. To wszystko przecież kosztuje, każdy po drodze na każdym egzemplarzu książki musi zarobić. I na koniec okazuje się, że to wszystko jest niby warte 5zł z 50zł ceny książki? Nie, nie jest. Po prostu wydawnictwo ma większy zysk z ebooka niż papierowej książki przy takiej samej cenie końcowej. Inna kwestią jest to, że dzięki różnym promocjom i silnej konkurencji, nie trzeba tych ebooków za taką cenę kupować. Większość (poza nowościami oraz kilkoma silnymi pozycjami) można spokojnie kupić w przedziale cenowym 10-20 zł. W tej cenie już trudniej nabyć wersję papierową.
„Może dlatego, że faktycznie ciężko wielu czytelnikom uzmysłowić sobie, że wytworzenie FIZYCZNEJ kopii książki to jest tak mały ułamek ceny? ”
Nie, to nie jest „mały ułamek” tylko 10-15% ceny okładkowej (czyli ok 40% ceny wytworzenia bądź nawet więcej). Do tego dochodzą znaczne koszty dystrybucji i przechowywania…
Kilka lat temu przetoczyła się dyskusja na ŚC odnośnie ceny papieru i ebooka i różnic pomiędzy nimi. Wyszło, że ebook powinien być tańszy i różnica nie wynosi 5 pln tylko znacznie więcej.
Ja nie piracę książek od dawna. A kiedy Wydawnictwa zaczęły wydawać ebooki bez opóźnień w stosunku do papieru to często kupuję w przedsprzedaży. Z tych autorów wymienionych w tekście to tylko Ćwieka kojarzę i kilka jego książek przeczytałem. Ale nasuwa mi się taka myśl, że być może wydawnictwa tych autorów robią za mało w kwestii ich promocji. Mogę jako dobry przykład podać pewne wydawnictwo od fantastyki, które robi co może by czytelnika powiadomić o nadchodzących nowościach, wydaniach, wydarzeniach i dodając śmieszkujące teksty na FB by dzień był lepszy.
„Ale nasuwa mi się taka myśl, że być może wydawnictwa tych autorów robią za mało w kwestii ich promocji.”
Trochę tak, ale trochę też jest tak, że te wydawnictwa (Novae Res, Psychoskok) mają niestandardowy model biznesowy. Chodzi o tzw. „współfinansowanie”, czyli umowę, że to autor pokrywa koszty korekty, redakcji, druku, itp. Wydawnictwu niekoniecznie zależy na promocji wydanej tak książki, bo swoje już zarobiło, a promocja kosztuje. Z kolei klient, czyli autor, niekoniecznie jest świadomy że to on ma teraz te książki sprzedawać.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1613159,1,chcesz-byc-autorem-ksiazki-najpierw-zaplac.read
W eBooku nie robi się łamania ;)
…czy chociaż raz zajrzałaś do arkusza CSS i w arkuszs tekstowego ebooka?
Z tego co widać NIE.
Tak na prędko i żeby było łatwo ogarnąć.
Na początku akapitu wstawiasz regułę formatowania np.
[p class=”akapit”] blok tekstowy.[/p]
[p class=”akapit”] kolejny blok tekstowy.[/p]
…i reguły formatowania tekstu same „łamią” tekst, dodatkowo sam czytnik przetwarza te bloki tekstowe (wielkość fonta, dodawanie interlini, szerokość marginesów.
P.S
…jak napiszesz książkę zrobię Ci pełny skład…baaa, nawet zaprojektuję kartę tytułową za „free” i będzie to trwało o „niebo” krócej niż łamanie wersji papierowej.
…zapomniałem dopisać, że naczniki formatowania są jako , użyłem kwadratowych – aby strona nie przetworzyła ich jako kodu CSS
…i właśnie to nastąpiło.
Nawias otwierający znacznik „”.
A może po prostu dlatego, że jak jesteś małym wydawnictwem albo pisarzem z takiego wydawnictwa, to jak masz nakład 200 sztuk i zobaczysz, że 20 osób udostępnia twoją książkę na chomiku to jest to trochę bardziej bolesne niż dla dużego wydawcy?
Dla takich pisarzy i wydawnictw sprzedaż jednego tytułu to często być albo nie być.
1. Darmowa/po kosztach reklama wydawnictwa dzięki „akcji”.
2. Efekt skali – mały zazwyczaj nie ma popularnych autorów (mniejsza skłonność do kupna tylko dla nazwiska, co mnie się akurat zdarza, więc zakładam, że innym również) i nakłady na promocje mniejsze, co się przekłada na sprzedaż, a jak jeszcze ktoś darmowo rozpowszechni, to bardziej odczuje niż duży.
Widzę, że po przemyśle muzycznym teraz przemysł wydawniczy zabiera się za lobbing, bo im dochody nie pasują…
Wszystkiemu oczywiście winne piractwo…
Stara śpiewka, tylko pisarze jacyś mało cenieni na tej liście…
Przeczytałem tę listę pisarzy i pisarek i muszę się przyznać, że żadnej z tych osób nie znam (przy kilkudziesięciu przeczytanych książkach rocznie).
Czy coś ze mną jest nie tak?
Czy może ci państwo podszywają się pod pisarzy?
Ja akurat Romualda Pawlaka coś tam czytałem. Z reszta on sam sporo swojej twórczości udostępnia za darmo.
Ale ogólnie to wydaje mi się, że ta akcja powstała spontanicznie na początku tygodnia, a jakiś większy rozgłos zdobyła dopiero dwa dni temu. Jest też środek sezonu urlopowego. Dlatego większość podpisanych to krewni i znajomi autorek i ew. ludzie, którzy maja za dużo czasu na siedzenie na facebooku :)
Bez przesady. Dla przykładu:
Anna Fryczkowska – popularna autorka m.in. kryminałów
Joanna Jagiełło – autorka literatury młodzieżowej, laureatka nagrody IBBY
Manula Kalicka, Magdalena Witkiewicz, Ałbena Grabowska, Lucyna Olejniczak, Karolina Wilczyńska – bardzo popularne (i płodne) autorki „powieści dla kobiet”
Przy czym książek z dwóch ostatnich kategorii nie czytuję, a mimo to nazwiska kojarzę – trudno je przeoczyć na blogach książkowych, w bibliotekach czy na promocjach e-booków.
Nie trzeba być Myśliwskim czy Tokarczuk, żeby móc wystąpić publicznie jako pisarz/rka.
Andrzeja Marka Grabowskiego starsi mogą kojarzyć z programów w TV, mam nawet w domu jego książkę ;-)
Jest Anna Janko, poetka i autorka świetnej książki Mała Zagłada, o starciu przez Niemców z powierzchni ziemi wsi Sochy na Roztoczu.
No właśnie przed chwilą wypatrzyłam Annę Janko – bardzo rozpoznawalna jak na poetkę, kiedyś nominowana do Nike, ostatnio do Angelusa. Fox też chyba pisze powieści dla młodzieży, Piekarska – jeśli to ta sama – pisała kiedyś felietony muzyczne do Cogito. Nie rozumiem deprecjonowania pisarzy tylko dlatego, że się nie gustuje w ich gatunku.
Dlatego byłbym ostrożny w takich ocenach. Wprawdzie inicjatorki akcji (która wydaje zresztą w Novae Res) nie kojarzę, ale jeśli nie kojarzę, nie znaczy że nie może być znana. :)
Przyznaję, czasem ściągam. Ale też nie mniej często potem kupuję kolejne tegoż autora. Z drugiej strony równie często okazuje się że lekturę przerywam dotyczy to zarówno ściągniętych jak u kupionych książek. Nie zawsze zwłaszcza w przypadku nowości lub mniej popularnych pozycji można znaleźć recenzje. O autorach tejże petycji przykładowo nie słyszałem. Jeśli mają być kary to powinna być też sensowna polityka zwrotów jak na Amazon. Tyle że to wymuszało by powrót DRM
Jakieś nieznane panie śmią się wypowiadać w imieniu czytelników kupujących ebooki czyli m.in. moim więc ja się śmiem z nimi nie zgodzić. Nic przez piractwo nie tracę a czasem zyskuję mogąc zapoznać się z jakimś białym krukiem, którego próżno szukać w księgarniach.
A mnie ciekawi następująca kwestia, o ile mi wiadomo to mogę wykonać kopie zapasową dobra które nabyłem, np. płyty, w związku z tym ciekawi mnie jak autorzy zapatrują się na sytuacje, gdy posiadam książkę w wersji papierowej i chciałbym pobrać do niej ebooka. Z tego co kojarzę, to empik miał swego czasu takie rozwiązanie i bardzo mi się podobało.
A mnie ciekawi coś podobnego. Jeśli wypożyczyłem książkę z biblioteki, która nigdy nie była wydana w formie elektronicznej i sam sobie takiego ebooka z niej zrobiłem to jestem kim? Piratem?
To chyba zależy czy pozostajesz w relacji osobistej z bibliotekarzem.
Możesz sobie zrobić, zeskanować, zocrowac, zrobić korektę i przeczytać. Piratem stajesz się, gdy wrzucisz efekt tej pracy na chomika czy gdzie tam jeszcze.
Z tego co pamiętam z zajęć z prawa autorskiego to guzik możesz, a nie zrobić sobie kopie zapasową. Nie kupujesz w żaden sposób licencji na używanie płyty, filmu, grafiki czy piosenki tylko na konkretną sztukę. To taki sam mit jak to, że można ściągnąć plik jeśli się go skasuje przed upływem 24 godzin.
Przynajmniej tak mnie uczono kilka lat temu.
Idiotyzmy opowiadasz. Zmień szkołę. Nawet serwisy pośredniczące w sprzedaży używają oprogramowania do backupu danych. Prawo nie zabrania, aby zrobić sobie kopię swojego zbioru. Zabrania zaś ten zbiór udostępniać i tylko poza członków rodziny lub przyjaciół.
No ale zbiór nie jest swój, tylko biblioteki. Od tego się zaczeło.
@Alos
„To taki sam mit jak to, że można ściągnąć plik jeśli się go skasuje przed upływem 24 godzin.
Przynajmniej tak mnie uczono kilka lat temu.”
Gdybyś napisał „w takim i takim przepisie prawa jest o tym napisane” czyli podał podstawę prawną to można by się z Tobą zgodzić ale jak ktoś pisze „przynajmniej tak mnie uczono” to można polemizować z tym czy ma rację bo nigdy nie wiadomo kto go uczył i czy dobrze go uczył. To tak samo jak w powiedzeniu:
– wydaje mi się, że to jest tak i tak…
– masz rację, tylko Ci się wydaje
Empik sprzedaje płyty winylowe z linkiem do ściągnięcia sobie tego materiału w formie mp3. Przydałoby się takie rozwiązanie w książkach fizycznych.
Niedługo spadnie VAT na e-booki, obstawiamy czy ceny dla czytelnika spadną odpowiednio?
Ano właśnie, o to w tym proteście chodzi żeby wydoic tyle ile tylko się da, wszelkimi możliwymi środkami. Nie mam za złe że grabia pod siebie – ich prawo. Ale nie musimy wierzyć w każdą napisana bzdurę. Kiedyś książki były drogie bo podobno druk drogi, dystrybucja itp, pojawiły się e-booki, to się okazało że druk jednak tani, ale VAT wysoki. VAT spadnie, to będzie że maja horo curke albo coś. Przykro mi, ale nie mam żadnego szacunku dla ludzi z wydawnictw – ot pijawka przyssana z jednej strony do autora a z drugiej do czytelników.
Książki są drogie bo cena na okładce jest sztucznie zawyżana tak, by było z czego dawać wysokie rabaty wymuszone przez sieci dystrybucyjne. Było to wałkowane jakiś czas temu przy okazji prób wprowadzenia ustawy o stałej cenie książki. Sami wydawcy to mówili, np. szef Albatrosa, chyba już nieżyjący niestety. Bardziej realne są ceny w internecie, kupując w stacjonarnej księgarni drogi przepłacasz.
he! się zdziwię i to mocno, jak ceny ebooków spadną po obniżeniu stawek vat. Tak słodko to nigdy nie będzie!
Uważam, że ceny ebooków są WYSKOKIE i zerknijcie na porównywarki, bardzo często cena ebooka jest wyższa, niż wydania papierowego. Dlatego popieram Pana Roberta, że warto polować na promocje.
Dawniej kupowałam bez opamiętania książki w wersji papierowej i często nie miałam czasu, a później nawet ochoty ich przeczytać, ale wciąż dokupowałam nowe pozycje. Aż w końcu zlikwidowałam bibliotekę papierową – część książek sprzedałam, część oddałam do biblioteki, bo żal mi było patrzeć, że stoją na półkach i kurzą się. Bo nie o to chodzi, żeby mieć książki, tylko o to, żeby je przeczytać i to najlepiej ze zrozumieniem.
Dziś podobnie dzieje się z ebookami. Mam ok 300 książek na kindlu i ile z tego przeczytałam? 50-60% . Opanowałam się, kupuję ebooki w promocji, bo co się stanie jeśli nie przeczytam książki w dniu promocji? No nic się nie stanie :)
jako czytelnik mam nadzieję, że ceny ebooków nie spadną, tylko że mali wydawcy zobaczą, że mogą na wypuszczeniu ebooka zarobić na większej marży.
Vesper i Wiatr od Morza.
Podejrzewam, że małe wydawnictwa oszczędzają na licencji na ebooki.
Myślę, że dyskusję o zakazaniu pobierania treści pirackich warto byłoby powiązać z dyskusją o znacznym skróceniu okresu ochrony w prawie autorskim. Na przykład z obecnych 70 do rozsądnych i możliwych do uzasadnienia 25 lat po śmierci autora.
Zgadzam się, ale tego się nie zrobi lokalnie w Polsce, zmiana musiałaby być ogólnoeuropejska, na co jednak koncerny medialne nigdy nie pozwolą. Wyobraź sobie np. że nie da się już zarabiać na muzyce Hendrixa, Presleya, Marleya czy solowych płytach Lennona.
To jeszcze pikuś. Nie zarobią na Myszce Miki, a to pod nią te całe prawo ;-)
Jeśli dobrze kojarzę, to pierwotnie w Stanach ochrona była na coś około 28 lat od opublikowania dzieła z opcją przedłużenia jeśli autor nadal żył. Po naciskach korporacji Disney, zmieniono to na 50 lat od śmierci, a później aby dalej ochraniać jego prawa na 75. Europa musiała do tego się dostosować, żeby lokalni autorzy nie byli aż tak pokrzywdzeni. Najgorsze, że na obecnym prawie tak na prawdę zarabiają duże korporacje a nie autorzy lub ich najbliższe rodziny.
Moim zdaniem zamiast karać branża powinna wdrożyć rozwiązania zwiększające wygodę użytkowania, np poprzez promocję legalnego czytelnictwa, zniesienie podatku z 23%, scalenie rynku audiobooków z ebookami, tak jak to robi Amazon i do tego jeszcze raz przede wszystkim edukować. Taki Spotify, dezer i Tidal mocno ograniczyły piractwo muzyczne z powodu wygody rozwiązania i edukowania. Dzisiaj ściąganie MP3 to po pierwsze jest passe, gdyż trąci cebulą na odległość ( masz telefon za 2000zl i nie stać cię na 19,99zl premium Spotify? To siedź na darmowej wersji z reklamami. ), A po drugie nie trzeba szukać piosenek po internecie, które nie zawsze są w dobrej jakości i za starych czasów trzeba było jeszcze na nich dokonać znormalizowania głośności, gdyż jedna od drugiej miała rozjechana głośność
A „konkurencja” dla Netflix spowodowała, że mamy wzrost piractwa ;)
Ale jak to „branża”? Każdy sobie… największy gracz, empik, ze trzy razy się zabierał do ebooków (Oyo, Pocketbook, teraz empikGO) i albo oni czegoś nie mogą, albo pod naszą szerokością geograficzną nie da się stworzyć sensownie działającego sklepu z ebookami, dostępnego z czytnikam, no po prostu nie i już.
Legimi jest super… używałbym jak głupi, gdyby nie te inkbooki :-P Z Pocketbookami i Kindle za dużo zachodu. Ja nie mówię, żeby zaraz pisać natywną appkę na Pocketbooki (choć przecież technicznie to do zrobienia), ale kasowanie przeczytanych tytułów, żeby nie pobierały się co miesiąc to chyba jest w zasięgu możliwości?
W sumie są jeszcze ONYXy do używania Legimi.
Korzystałem kiedyś z darmowej wersji Spotify. Miałem ją dodaną do Google Home. Reklama płatnej wersji Spotify i to dość długa leciała co jeden/ dwa utwory. I bardzo fajnie się mówi to tylko 19.99 – piszmy od razu 20 żeby nie ulegać temu taniemu(sic!) chwytowi marketingowemu. potem jeszcze YT premium coby pozbyć się reklam tam, jakaś premiówka tu, jakaś premiówka tam i nagle 300 zł znika z wypłaty. Rynek właśnie zamiast się łączyć znów zaczyna się dzielić mamy Amazon Prime – ale trzeba dokupować kolejne add-ony. Regionalizacja produktu też jest uciążliwa – patrz Netflix
A kto nakazuje z tego wszystkiego korzystać? Ileż na to czasu wolnego trzeba mieć?
Skoro jest problem z uczciwym korzystaniem ze względów finansowych to może dobrze byłoby więcej pracować – to rozwiązałoby sprawę na dwa sposoby jednocześnie, ponieważ grosza byłoby więcej a wolnego czasu mniej ;)
Ot, taka rada z własnego doświadczenia :)
Karać za udostępnianie – TAK
Karać za pobieranie – TAK
Karać nawet za myślenie o pobieraniu TAK
Karać – TAK
Gocha, tylko latem zawsze nos majtki pod kiecka, bo tez moze byc kara :-)
Karać nawet za myślenie o pobieraniu TAK
widzę że pewne pomysły z książki „1984” się Pani spodobały.
Ktoś nie zrozumiał ironii
Rozumiem, że chodzi o karanie za książki, które są dostępne, a które ktoś pobierze zamiast kupić.
A co z sytuacją, że książki na rynku w wersji ebookowej nie ma (jest papier)? Mam kupione w papierze, ale wolę czytać ebooka. To nie mogę sobie pobrać zrobionej_przez_kogoś wersji ebookowej? Jak wyjdzie oficjalnie ebook to pewnie też go zakupię, żeby zalegalizować. A do tej pory jestem piratem?
Nie ma papieru, bo się nakład wyczerpał lata temu, lokalna biblioteka nigdy tej książki nie miała, nie ma też legalnego ebooka. Pobranie nielegalnej kopii z neta będzie karane? Większy śmiech na sali niż wyrok więzienia za batonik w sklepie.
Wróć. Nie będzie kary, bo niby kto miałby ścigać za taką nielegalną kopię? Autor? Wydawca? Ścigane z urzędu?
Jeszcze inny przypadek. Założyłem konto na jakimś portalu, zapłaciłem za niego abonament, za pakiet danych, albo płacę za dostęp do danej, pojedynczej pozycji, itp. Strona wygląda ładnie, profesjonalnie, ma mądre i długie regulaminy, które ciężko zrozumieć nie mając prawniczego wykształcenia. I jak nie będąc specjalistą mam odróżnić taką porządnie przygotowaną stronę piracką od innej działającej legalnie?
I właściciel strony będzie bezpieczny, bo zarejestrowany gdzieś w państwie bezprawia a ja ścigany?
Jak dla mnie taka inicjatywa ma jedno na celu i miała by jedynie sens w przypadku całkowitego zdelegalizowania kopii cyfrowych. Tylko i wyłącznie papier legalny, kupiony u dystrybutora, który zgarnie 99% zapłaconej ceny. Bo inaczej to już piractwo będzie. Jako użytkownik miałbym spory opór przed zakupem w necie, bo zawsze jest ryzyko, że strona fałszywa, że jakiś phishing, że o świcie po mnie przyjdą.
Odpowiadam na dwie pierwsze linijki: Jaguar nie produkuje już E-type’a, w wypożyczalniach samochodów też go nie mają, czy pożyczenie sobie jednego z londyńskich parkingów też jest karane? Przecież ja chcem mieć!
Jeśli zdołasz szybko zduplikować tego jaguara tak, aby właściciel nie zauważył jego braku – na zdrowie :-)
Książki z Twojej, ani nikogo innego nie ukradnę.
Na mojej „nielegalnej” kopii nikt nie zarobi, na legalnej też, bo jej nie ma. W czyim interesie będzie ściganie za przestępstwo skopiowania utworu, którego legalnie nie można kupić? Autora? Wydawcy? Z podatków opłacimy policję, prokuratora i kilka innych osób, żeby, no właśnie co?
A jeśli książka jest dostępna w legalnym źródle, to teoretycznie wystarczy wyegzekwować obowiązujące przepisy w stosunku do udostępniającego.
Ale wróć. Wydawca jest za wąski w uszach, żeby walczyć z tym tajemniczym i przepotężnym, wszechmocnym piratem, nie może we wsparciu Państwa wyegzekwować swoich praw, więc będzie kopało najsłabszego.
Większość postulatów jest sensowna. Jedyną głupotą i strzałem w stopę inicjatorów jest postulat karania pobierających.
Jak dla mnie, tym jednym punktem pogrzebali cel całej akcji. Chyba, że chcą tylko i wyłącznie zrobić szum. Negatywny, ale byle było głośno.
To się nie uda, to nie „M jak…”, żeby kogoś zainteresowało.
Na razie piszemy, dyskutujemy na forum „branżowym” ;-)
Jeżeli ściągnę plik z chomika, to nie zabieram/kradnę/pożyczam „oryginalnego” pliku tylko dla siebie, tylko tworzę kopię tego co już jest tam umieszczone.
Jest jeszcze problem książek, które są niedostępne dlatego, że komuś zależy na tym żeby tak było. Najlepszy przykład to twórczość Józefa Mackiewicza. I o ile jestem przeciwnikiem piractwa, to w tym konkretnym wypadku gdybym dysponował „papierem”, to byłbym nawet gotów poświęcić swój czas na skanowanie i udostępnienie tego w „pirackich” ebookach.
Ojej, dlaczego tryb przypuszczający? Przecież możesz kupić papier, jest powszechnie dostępny, zeskanować i udostępnić…
Muszę przyznać, że nie śledziłem w ostatnich latach możliwości zakupu tego autora. Wcześniej przez dwadzieścia kilka lat wydanie jego utworów było blokowane przez spadkobierców i dlatego były całkowicie niedostępne. Oprócz tych oczywiście, którzy mieli egzemplarze dość niskich nakładów wydań podziemnych i emigracyjnych najczęściej z okolic roku 1980 i 1989. Tymczasem widzę, że w 2017 ukazał się komplet utworów i nadal są dostępne. Tym samym dla mnie skanowanie traci sens.
Podobnie jak z narkotykami, jedyna sluszna strategia walki to edukacja i uswiadamianie. Zakazami i paragrafami nic sie nie osiagnie.
Gdy bylem studentem polowalem na PDF-y w sieci na nielegalnym windowsie. Od ponad 10 lat wszystko poszlo w dokladnie przeciwna strone i wydawanie pieniedzy na legalne programy czy tresci sprawia po prostu przyjemnosc, gdyz wiem, ze wynagradzam czyjas ciezka prace i wynagrodzona osoba/firma bedzie miala wieksze szanse na przetrwanie, a wiec takze jej produkty.
Popieram zdanie Roberta i jestem przeciwny penalizacji korzystania z pirackich wersji dóbr kultury.
W młodości wychowywałem się w biednej rodzinie. Moi rodzice z trudem wiązali koniec z końcem i nie było nas stać, żeby kupić zbyt wiele książek, nie mówiąc już o płytach z muzyką, grach czy filmach. Nasza prowincjonalna biblioteka miała zbiory głównie z czasów PRLu i początku lat dziewięćdziesiątych. Mnie ratowały właśnie pirackie wersje. Z ekranu komputera czytałem długie serie książek Rogera Zelaznego, Terrego Goodkinda i wiele innych. Korzystałem też z pirackich gier i muzyki.
Gdy dorosłem i zacząłem pracować, stopniowo zebrałem pokaźną biblioteczkę książek i oryginalnych gier. Mam na półkach większość dzieł McCarthyego, Coetzeego, Llosy, Dostojewskiego i wielu innych autorów. Kupiłem setki ebooków, opłacam Legimi, Spotify i Netflixa. Każda branża, z której w młodości korzystałem jako mały pirat, zarobiła na mnie później z nawiązką. Nie wiem czy tak by było, gdybym dawniej nie wciągnął się w czytanie pirackich ebooków.
Dlatego apeluję, pozostawcie piratom nieco przestrzeni w ramach „zaworu bezpieczeństwa”, dzięki któremu mniej majętni nie zostaną odcięci od wiedzy i kultury.
Super historia :)
Karać.
Po namierzeniu przez CBA lub ABW takiego nielegalnego „pobieracza” powinien o godz. 6 rano szturmem wtargnąć do mieszkania oddział antyterrorystyczny.
Następnie z udziałem lekarza sądowego dokonać na miejscu sterylizacja – kastracji danego osobnika.
Całość operacji winna być rejestrowana w formie video.
Po tym wszystkim nagranie z akcji należy w całości retransmitować w głównym wydaniu wiadomości tv. Tuż po wystąpieniu prezesa lub premiera.
Problem piractwa zniknie jak ręką odjął.
Nie zapomnij o konfiskacie całego majątku „pobieracza” i jego dalszej i bliższej rodziny i przekazanie go do instytucji zajmującej się zbiorowym zarządzaniem praw autorskich.
Z czegoś tą sterylizację i transmisje trzeba finansować.
Choć mam wrażenie, że dzień po takiej transmisji to nawet i empik trzeba byłoby zamknąć, taki byłby strach przed książką i płytą z muzyką ;-)
Do piątego pokolenia :)
Nie bardzo wiem jaki jest sens takiej kary. Ebooki nie są jakoś przesadnie drogie, zwykle są kilka złotych tańsze od papieru i często mają promocję (zresztą coś muszą kosztować by autor mógł dostać kasę). Nawet jeśli zdaniem niektórych cena jest za wysoka to pozostałe zalety ebooków ją rekompensują.
Należę do osób, które lubią zajrzeć do książki przed kupnem, więc mnie przed piraceniem powstrzymują darmowe fragmenty w księgarniach. I dlatego też jest to moim zdaniem najskuteczniejsza metoda zapobiegająca piractwu.
A co do darmowych egzemplarzy (np. Fantazmaty) to przyznam się, że leżą i czekają na lepsze czasy. W pierwszej kolejności czytam to za co zapłaciłem, bo „szkoda żeby się zmarnowało” :D
Należę do osób, które lubią zajrzeć do książki przed kupnem, więc mnie przed piraceniem powstrzymują darmowe fragmenty w księgarniach. I dlatego też jest to moim zdaniem najskuteczniejsza metoda zapobiegająca piractwu.
Wiele lat temu jak chodziłem często do Empiku to zawsze była tam grupa ludzi która czytała książki nie kupując ich. Co w takim przypadku zrobić? Czy można to nazwać formą kradzieży? Mogę np. co kilka dni wpadać i szybko przeczytać kilka rozdziałów
Żeby nie było – ja się nie czepiam, fajnie jak online można podejrzeć część treści, szkoda, że często jak fragment są to strony z dedykacjami, copyright, spis treści i może kilka stron właściwej książki, więc cieżko na tej podstawie wywnioskować czy tytuł mi się spodoba.
W ostatnim czasie telewizja przekazywała relację z poszukiwań, ostatecznie zamordowanego, chłopczyka, w której widzieliśmy setki osób mundurowych chodzących po polach. Wydaje się, że Policja ma ważniejsze sprawy na głowie niż, powiem brutalnie, pilnowanie dochodów wydawnictw czy autorów. Sprawa jest trochę nakierowana na zwrócenie uwagi na problem niż realnym wezwaniem do działań prawnych. Nie ma innej drogi jak uświadamianie. W naturze człowieka jest kradzież. Tego nie zmienimy. Macie wokół domu ogrodzenie? No właśnie. Dopiero wyrównanie poziomu trudności pozyskania nielegalnego materiału (pamiętacie lewe podpinania do osiedlowych kablówek albo internetów?) z relatywnie niską ceną oryginału może spowodować, że ludziom po prostu nie bedzie sie chciało piracić. W przypadku książek bezwzględnie za zakupem przemawia jakość wydania (formatowanie tekstu, grafiki, schludność, brak błędów).
Rozumiejąc autorskie rozgoryczenie, mam wrażenie że wcale nie jest to intelektualna elita narodu. Na jaki poziom edukacji trzeba się wdrapać żeby odpowiedzieć sobie na pytanie czy powszechna penalizacja zwiększy czytelnictwo w RP? W mojej opinii to jest największy problem, a to czy kogo stać lub nie na książki, kupi czy ukradnie, jest co najmniej drugorzędne wobec faktu że statystycznie wcale mu się nie chce czytać!
co do cen książek – przypominam, że jest Legimi, gdzie za 20 zł miesięcznie można czytać bez limitu większość beletrystyki wydanej po polsku. IMHO to jest śmiesznie niska cena w porównaniu np. z komiksami, gdzie za materiał na dwie godziny czytania trzeba zapłacić 50 – 100 zł.
No i jeszcze, jeśli pisarze i wydawcy chcą zaostrzenia odpowiedzialności dla czytelników, niech sami się zdyscyplinują. Co powiecie na kary dla pisarza, który nie napisał kolejnego tomu na czas? Porzucił cykl, zostawiając czytelników z cliffhangerem? Co z wydawnictwem, które tłumaczy środkowe tomy cyklu? Albo może niech ochrona obejmuje tylko pozycje, które od początku mają wersję w ebooku?
I to ebooka opublikowanego wraz z premierą wersji papierowej!
Wypuszczenie ebooka miesiąc po premierze papierowej wersji oznaczało by zgodę wydawcy na piracenie, albo karę za zaniechanie ;-)
” Legimi, gdzie za 20 zł miesięcznie można czytać bez limitu ”
Oj, nie za 20zł – ebooki bez limitu 32,99 zł, przy umowie na 12mieś, bez umowy to już 39,99 zł.
W telefoniach komórkowych za 20 PLN.
Sam korzystam w Play i sobie chwalę.
Wiesz, to cena jak uwiążesz się do danej sieci.
Na potrzeby dyskusji raczej powinna być pełna cena, chyba, że doliczymy do niej koszt abonamentu na telefon…
W T-Mobile wygląda, że jest dostępne dla klientów na kartę.
http://www.t-mobile.pl/r/repo1/tm/documents/doc_00008/D_007_0009220.pdf
2.1. Produkt jest przeznaczony dla Osób uprawnionych, tj. abonentów T-Mobile, użytkowników T-Mobile na kartę, użytkowników systemu Heyah Mix i Heyah;
Poza tym dużo ludzi jest z jakąś siecią i tak uwiązana… Jak nie ja sam, to mama, tata, siostra, brat…
Więc mimo wszystko stałbym na stanowisku, że za 20 PLN miesięcznie. Wystarczy chcieć.
Pytałem się u swojego operatora (wirtualny, sieć Play), nie planują.
W Plusie, wg strony Legimi jest to teraz 30,75 zł brutto miesięcznie, co nie zmienia faktu, że akurat w moim przypadku nie udało się aktywować.
(Wystąpił błąd podczas komunikacji z usługami Plus. Spróbuj ponownie lub skontaktuj się ze Wsparciem Technicznym.)
A co to za czytanie na telefonie? Komfort żaden to i przyjemność też żadna. W paru miastach podobno są biblioteki, w których posiadacze kart czytelniczych mogą wypożyczać ebook`i . Nie wiem jakie są te zasoby i co proponowane jest czytelnikowi ale to wydaje się lepszym rozwiązaniem niż uwiązywanie się na smyczy Legimi. I na koniec „ab ovo” – ebooki są za drogie i ja będę szukał taniej „pirackiej” wersji bowiem na czytanie pozwalają mi jeszcze moje stare oczy a na zakup „oryginalnych” ebooków nie pozwala mi głodowa inżynierska emerytura.
@Dziadeczek
Zakładam, że abonament w sieci tel. dopuszcza używane na czytniku (mam inkBooka Obsidian).
@Dziadeczek,
Legimi w telefonii komórkowej nie jest smyczą, wyłączasz kiedy chcesz, możesz po miesiącu. W usłudze tej możesz korzystać z czytnika, pocketbook, inbook i Kindle działają.
Tłumaczenie, że mnie nie stać, bo mam marną emeryturę, to będę piracił to hm…. Auta też będziesz kradł? Jedzenie?
O, zwrot kasy wydanej na niedokończone przez wydawnictwa serie albo skiepszczone przez autora kolejne tomy to byłoby coś. Lekko licząc z jedną minimalną pensję bym od Maga i Fabryki Słów wyciągnęła.
Wymyśliłem fajny limeryk, zaczynający się od słów „Raz jedna pisarka z Warszawy…” ale boję się go opublikować w internecie, bo zaraz jakiś zwyrodnialec skopiuje go tak po prostu, bez opłacenia odpowiednich tantiem. A my, artyści, powinniśmy zajmować się tworzeniem sztuki, a nie ściganiem pospolitych przestępców, od tego jest prokuratura i policja.
Jeszcze dodałbym karanie za korzystanie z bibliotek. 8]
Przecież dzisiaj można sobie pójść do biblioteki i wypożyczyć książki, filmy, muzykę. A dalej to już strach myśleć co z tym można zrobić. 8]
A tak serio, to skoro dyskutujemy:
1. Mamy już przepisy pozwalające na ściganie tych co udostępniają. Po co nam nowe? (Biblioteki co ciekawe są z nich wyłączone osobnymi przepisami – na czystą logikę to jakaś ciekawostka jest. Ale ma bardzo dużo sensu.).
2. Są firmy które na piractwie ich użytkowników zrobiły sobie model biznesowy. Są świetne przepisy prawne aby można było ich ścigać. Ale walczyć z dobrymi prawnikami z firmy zarejestrowanej na Cyprze która zanim się proces rozpocznie może zmienić 5 razy miejsce swojej siedziby to się nikomu nie chce.
3. Właściwie poza ściganiem tych co pobierają to wszystko już jest, tylko mało kto z tych przepisów korzysta.
A teraz argumenty do gorącej dyskusji:
4. Piractwo pomaga. EU zapłaciło za badania nad wpływem „piracenia” na sprzedaż i wyszło im odwrotnie niż zakładali.
https://gizmodo.com/the-eu-suppressed-a-300-page-study-that-found-piracy-do-1818629537
5. Prawa autorskie i pochodne przepisy są już wystarczająco skomplikowane dla większości ludzi, po co dodawać kolejne miny?
Przykład: Człowiek pobrał legalnie zdjęcie – po czym się okazało, że ktoś je wrzucił nielegalnie do serwisu łamiąc jego regulamin. W związku z tym serwis się wypiął na użytkownika bo inny użytkownik wrzucający zdjęcie złamał regulamin.
https://fstoppers.com/legal/photographer-legal-battle-over-unsplash-image-after-user-uploaded-image-photo-390211
Polecam poczytać jeszcze komentarze. Skrzywione bo większość z tych fotografów uważa, że nie można oddać swoich zdjęć za darmo bo to psuje rynek. Ale bardzo mi się podoba ten:
„It’s easy for a troll to have a second account to do the uploads and one to file a complaint.”
Zbytnie penalizacja prowadzi do absurdalnych przepisów prawa, których nikt nie zna – przykład wjazd samochodem do lasu.
Pytanie: Gdzie to jest opisane?
Odpowiedź: W przepisach o lasach.
https://www.lasy.gov.pl/pl/informacje/faq/samochod
Pytanie: A co to jest w takim razie las?
Odpowiedź: Proszę sobie wziąść wypis z geodezji.
https://autokult.pl/32071,wjazd-do-lasu-wciaz-jest-problemem-pojawia-sie-nowe-regulacje-ktore-pomoga-kierowcom
I cytat z artykułu:
„Okazało się, że na nieco ponad 9 mln hektarów lasów formalnie, mamy około 800 tys. hektarów, czyli blisko 10 proc. terenów, które wyglądają jak las, a nim nie są. ” 8]
A co z książkami które nie są dostępne w sprzedaży? Bez możliwości z „piracenia” nie ma szans ich przeczytać. Przykład – Właściciel prawny nie chciał pozwolić na jej wydanie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mein_Kampf
Aby niepotrzebnie nie rozwijać dyskusji w kierunku innym niż przepisy prawne:
– Mein Kampfu nie czytałem, ale chętnie bym przeczytał z dobrym komentarzem.
– Uważam Hitlera i Stalina za największych zbrodniarzy XX wieku. Nie popieram ich ideologii ani czynów.
– Właśnie sprawdziłem i posiadam ponad 120GiB w pełni legalnych eBooków (zakupionych lub udostępnionych mi przez właścicieli autorskich praw majątkowych). Sam się zdziwiłem, że aż tyle. :)
– Posiadam też kilkaset legalnych gier i jeszcze więcej legalnych filmów (zakupionych).
Ale ten przykład z punktu 6 jest jakiś wydumany. Możesz kupić kradziony samochód czy telefon, możesz nieumyślnie wejść na zakazany teren bo ktoś cie oszuka albo zniszczy oznaczenia itd. itp. Te przepisy tez chcemy zmieniać? Różnica jest taka, że w przypadku telefonu z szemranego źródła trzy razy sprawdzimy, a z internetu przyzwyczailiśmy się brać jak leci za darmo.
Są jakieś statystyki? Jak na moje to burza w szklance wody. Czyta w Polsce promil. Na czytnikach promil promila. Piraci promil promila promila.
No w takiej sytuacji każdy pirat jest na wagę złota! On może stanowić 5-10% całego nakładu ;-)
Tak zwany pirat homeopatyczny.
Tak zwany pirat homeopatyczny.
A wiadomo że im rozcieńczenie większe, tym pirat jest skuteczniejszy :)
„Jeśli uważasz, że nie warto dać tyle za książkę autora, którego lubisz, zgadzasz się na okradanie jego i wszystkich ludzi, którzy przyczynili się do wydania książki.”
jeśli to jest Twoje prawidłowe stwierdzenie to „odrobinę” popłynąłeś… sugerujesz tym, że każdy kto uważa że książka jest za droga, zgadza się na okradanie jej autora (!!!!)…
przecież napisał, że chodzi o cenę 20 zł, a nie jakąkolwiek cenę
to nieistotne…
ludzie mogą się nie zgadzać nawet na cenę 5 zł twierdząc że jest za wysoka… ale to nie znaczy, że automatycznie zgadzają się na kradzież takiej książki (!!!), a to sugeruje takie swierdzenie
Jeżeli lubisz jakiegoś pisarza, a jednocześnie uważasz że 5 zł to za dużo za jego książki, no to z nieba na czytnik ci one nie spadły.
A co jak osobiście nie przepadam za pisarzem, ale podoba mi się jego twórczość?
Nie zrozumiałeś.
„Książka jest za droga, nie kupię jej” to nie to samo co „książka jest za droga, więc ją ściągnę z chomika”…
kto tu kogo nie zrozumiał?
„Jeżeli lubisz jakiegoś pisarza, a jednocześnie uważasz że 5 zł to za dużo za jego książki, no to z nieba na czytnik ci one nie spadły.”
Proste, nie „spadła na czytnik”, po prostu nie kupiłem jej, bo była za droga…
Czego nie rozumiesz? Że ludzie nie kradną jak jestza droga, mimo że lubią markę???
Mercedes też jest za drogi, a mimo wszystko nie ukradłem go…
Bardzo dobry artykuł. Czytając list miałem sporo wątpliwości, z których Autor większość bardzo dobrze przedstawił. Sam nie jestem zwolennikiem piractwa i uważam, że za pracę należy się wynagrodzenie (chociaż oczywiście dyskutować można, czy również kilkadziesiąt lat po śmierci autora), jednak pod listem podpisać bym się nie mógł.
Poza opisanymi problemami chciałbym zwrócić uwagę też na pozostałe punkty. Czy na prawdę trzeba zaostrzać kary za udostępnianie? Szczerze powiedziawszy obecnie wydają mi się na adekwatnym poziomie, problem polega na tym, że nie są wymierzane. Ale przecież ich zaostrzenie wcale nie spowoduje ich częstszego wymierzania…
Ściganie? Przez policję? Policja już teraz jest niedofinansowana i ma jasne zadanie — łapać kryminalistów, a nie bronić prywatnych interesów żadnej z grup społecznych czy firm. To służba utrzymywana przez społeczeństwo. Dlatego też ściganie naruszeń praw autorskich (bądź też innych spraw cywilnych) nie należy do jej obowiązków.
Walka z serwisami — chyba nie ma co przytaczać tu wszystkich argumentów przeciwko ACTA2. Dość powiedzieć, że przerzucenie odpowiedzialności za użytkowników na serwisy oznacza konieczność wprowadzenia cenzury prewencyjnej.
Z tym wielkim okradaniem autora to przesada. Radek Kotarski czy Michał Szafrański zdradzili, że gaża autora to maksymalnie 10% ceny sprzedaży książki. Na 10% mogą liczyć tylko ci powszechnie znani, reszta musi zadowolić się 3-6%. Tak więc przy normalnej cenie 30 zł przeciętny autor dostaje 1,5 zł od sztuki, a pewnie sprzedaż wynosi kilkaset.
Świetnym rozwiązaniem byłoby rozpowszechnienie form darowizn dla autorów czy chociażby profili na Patronite.
Państwo Autorzy, dlaczego ciągle sprzedajecie przez wydawnictwa? Jak ktoś ma wyrobione nazwisko w branży, to niech oleje jałmużnę 3 zł za sprzedany egzemplarz , wątpliwy marketing, wydumane blurby i wydaje ebooki własnym sumptem. 7-15 zł ze egzemplarz i nikomu by się nie chciało piracić. Book Rage pokazał, że można niską ceną zrobić niezły spread na ilość. A wy dalej w neolicie…
Autorzy sprzedają nadal przez wydawnictwa najprawdopodobniej dlatego, że nie mają ochoty własnym sumptem robić tego wszystkiego, co robi wydawnictwo. Sporo czytelników ma chyba wyobrażenie, że autor przesyła do wydawnictwa gotową książkę, a w wydawnictwie po 2 latach nicnierobienia ktoś magicznym przyciskiem uruchamia drukarza, dopija kawę i zgarnia 90% ceny okładkowej ze 100% nakładu. Tymczasem sam koszt dystrybucji to może być nawet 50% ceny okładkowej. Autor z wyrobionym nazwiskiem na pewno wynegocjowałby sobie na pojedynczą książkę lepszy, tylko jakoś utknął w neolicie i mu się nie chce…
A dlaczego nie można kupić samochodu w fabryce, mleka prosto od krowy a bimber pędzić w piwnicy?
Można, kto Ci zabroni? Ja mleko mam od krowy.
No jeśli nie mają ochoty minimalizować kosztów i przekładać tego na maksymalizację zysków, to kto bogatemu zabroni?
eeee, co? Przejście na własne wydawanie, promocję i sprzedaż, a w konsekwencji ponoszenie 100% ryzyka finansowego, to jest minimalizacja kosztów?
Albo maks zysków, albo zero ryzyka…
To się nazywa wolny rynek…
„Autorzy sprzedają nadal przez wydawnictwa najprawdopodobniej dlatego, że nie mają ochoty własnym sumptem robić tego wszystkiego,”
Sorry, ale to nie jest argument…
Zobacz na youtuberów – wielu z nich oprócz samej prezentacji treści sama zajmuje się obróbką, montażem, marketingiem. Takie mamy czasy, że mam ochotę powiedzieć „Nie chce ci się? No to nie płacz”…
No właśnie przykład BookRage pokazuje, że mimo dużej rozpoznawalności nie da się przy e-bookach wyjść poza te parę tysięcy sprzedanych egzemplarzy.
Ciekawym przypadkiem jest wydawnictwo Altenberg prowadzone przez Radka Kotarskiego, które w ubiegłym roku wydało 12 tytułów i miało z tego 14 mln zł przychodu: https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/radoslaw-kotarski-ile-zarabia-wydawnictwo-altenberg-w-2018-roku-14-mln-zl-wplywow-i-1-8-mln-zl-zysku (ale to jest głównie papier i model spopularyzowany przez Michała Szafrańskigo – sprzedaż przez autorów którzy mają już duże zasięgi).
Bo na Rage Book rzadko sprzedają dobre książki. Ale pokazali, że można to robić tanio.
Rzadko dobre? Lem, Zajdel to absolutny top polskiej fantastyki. Ale jednak tam też były ograniczenia.
…Podrzucki, Kres czy oczywiście Grabiński :-)
Inna sprawa, że chyba jednak nie był to chyba taki super biznes dla wszystkich, skoro zmieniła się nazwa, właściciele i koncepcja (zarzucono tworzenie ebooków od zera).
To co wymieniłeś, znam już odkąd skończyłam 15 lat. I nie, to nie jest dobre, może z wyjątkiem Kresa, choć i jego KC jest bardzo nierówna.
„może z wyjątkiem Kresa”
o, jak prychłem w tym momencie xD
Lema i Zajdla ma w domu w papierze prawie każdy czytacz. Mówię o ebookach-nowościach i skoro już weszliśmy na sf, to oprócz tego Lema nic ciekawego tam nie było, Zajdel to literatura dla ludzi, którzy mają odporność na ramoty. Pamiętam Brzezińską, jakieś Lovecrafty, wszystko to już mamy od dekady co najmniej przeczytane.
A pan Sapkowski by został milionerem, gdyby odpuścił swojego dość słabego wydawcę.
W teorii to proste. Tylko dla tych wszystkich samodzielnych działań trzeba założyć działalność gospodarczą. I na wstępie, zanim sprzedasz pierwszą książkę ZUS da ci łupnia. Przy założonej marży 7-15 zł na sam ZUS musisz co miesiąc sprzedać 100-200 egzemplarzy (nie licząc innych kosztów). A to już nie jest takie łatwe, jak nie jesteś znanym pisarzem/pisarką? Ilu polskich współczesnych pisarzy utrzymuje się wyłącznie z wydawanych książek – dziesięciu, dwudziestu?
Nie, nie musisz.
Możesz rozszerzyć swoją odpowiedź, bo jestem zainteresowany. Poważnie!
Po prostu możesz wszystkie potrzebne czynności wykonać jako osoba prywatna (ze zleceniem redakcji, korekty itd), a następnie sprzedawać książki na własnej stronie internetowej.
Do żadnej z tej czynności nie potrzebujesz DG, zwłaszcza jako twórca (choć, w razie sukcesu jest to zdecydowanie wygodniejsze).
Chyba nie do końca masz rację. Wg interpretacji US już sam udział w wieczorze autorskim połączonym ze sprzedażą książki wymaga DG.
Podasz linka do wiarygodnego info?
Bo ja akurat na prośbę znajomego żyjącego za granicą specjalnie pytałem o to mojej księgowej kilka miesięcy temu.
Zwróciła mi uwagę, że chociaż US może _próbować_ podpiąć samodzielną sprzedaż swoich publikacji pod „działalność sprawowaną ciągle i w zorganizowanej formie”, to jednak nie obroni tego w sądzie gdy sprzedaż będzie mała (tzw „sporadyczna”, a jak będzie duża, to i tak bardziej się kalkuluje DG).
Źródła teraz nie mam. Ale czytałem w poradach prawniczych, gdzieś w sieci pod hasłem „samodzielna sprzedaż książki”. Sprzedaż sporadyczną można prowadzić od niedawna w ramach działalności nierejestrowanej (do 1050 zł miesięcznie), ale i tak na koniec roku trzeba się rozliczyć w US. Inaczej jest balansowanie na cienkiej linie.
Znalazłem ten link:
http://piszebochce.pl/rozliczyc-sie-ze-sprzedazy-ksiazki/
A więc znalazłeś potwierdzenie tego, co napisałem :)
I jeszcze biblioteki zdelegalizować! ;)
Ebooki powinny być dużo tańsze, bo odchodzi koszt druku, transportu i magazynowania.
Artykuł bardzo mi się podobał.
Sytuacja. Mam legalnego ebooka (waska branza – wysoko specjalistyczna praca) i cholerne watpliwosci moralne, czy podzielic sie ze znajomymi (niby dozwolone, ale mam watpliwosci).
Daje go 2 – 3 osobom.
Po jakims roku, poznaje na specjalistycznej grupie autora tegoz ebooka. Zgadujemy sie, utrzymujemy kontakt. Autor daje mi dostep do swojej chmure 40 gb specjalistycznych ebookow z calego swiata (raczej pirackich)…
Prosze o ocene.
Tak sama jak w przypadku deklarującego abstynencję dziennikarza złapanego na dużej bani po wypadku.
1. Tutaj warto zaznaczyc, ze czlowiek nie utrzymuje sie z pisania ksiazek, choc ich kilka napisal – swietnych – aby byc rozpoznany w branzy.
2. nie jest fizycznie mozliwe, zeby sam to zgromadzil – nawet piracko – za duzo tego jest. Raczej wymiana miedzy ekspertami z dziedziny z kilku krajow …
Ale czy ty oczekujesz od nas rozgrzeszenia, że niby możesz kraść, bo twój tajemniczy znajomy (prawdopodobnie) kradnie?
Rozgrzesenia dla niego?
Ja nic zlego nie zrobilem.
MUsialbym skorzystac z tej biblioteki.
Przejrzalem ja, owszem, ale we fragmencie, ktory mnie interesuje nic ciekawego nie bylo, bo mam prawdopodobnie, kazda napisana ksiazke na ten temat po angielsku – na papierze. – w ebookach malo jest rzeczy na ten temat – to co jest w ebookach to juz dawno mam – kupione.
A ja sobie strzele, ze Wasza tematyka to cybersecurity :-)
Pudło… Lol. Kulinaria. Cos co będzie trendy za 2-3lata…
A czemu takich protestów i listów nie ma na praktyki hurtowników, dystrybutorów i ten jakże nie lubiany przez każdą ze stron Empik?
Kopie się słabszych?
Kiedyś przeprowadzono badania piractwa w branży muzycznej. Nie pamiętam szczegółów, ale okazało się, że ci, którzy najwięcej ściągają, są jednocześnie tymi, którzy najwięcej kupują. Podejrzewam, że może zachodzić pewna analogia z rynkiem książki. Ktoś, kto czyta jedną książkę rocznie mógł ją dostać na urodziny albo pożyczyć od koleżanki, ktoś, kto ściągnął (i przeczytał, czyli skonsumował!) dziesięć, mógł w ciągu roku przeczytać ich kilkanaście.
Myślę, że gdyby postulaty autorów listu zostały spełnione, sprzedaż książek byłaby jeszcze niższa, bo bibliofile korzystaliby z więziennych bibliotek.
Zazwyczaj kupuję książki elektroniczne. Piszę „zazwyczaj” gdyż dla przykładu spróbujcie kupić jakąkolwiek e-książkę wydawnictwa Okultura. A takich wydawnictw jest znacznie więcej.
Do Okultury pisałem nawet jakiś czas temu w tej sprawie. Większość ich pozycji (o ile nie wszystkie) to książki zagranicznych autorów, bez problemu dostępne elektronicznie w obcych językach na Amazonie i innych księgarniach. Polskie wersje tych publikacji są jedynie dostępne na papierze. Odpisano mi lakonicznie, że „być może, w niedalekiej przyszłości” i „raczej nie wcześniej niż w przyszłym roku” i tylko „część książek”.
W takim wypadku wybieram lewe elektroniczne kopie i nie czuję grzechu. Grzech zaniedbania jest po stronie wydawcy li tylko.
15-20 zł? Owszem są takie książki, ale np literatura historyczna, albo np książki traktujące o armii, bitwach itp to wydatek nawet 50-70 -zł. Mnie akurat takie książki interesują. Książki za 15-20 zł to przeważnie crapy. Nie chodzio to by kupić coś w promocji co kosztuje mało, byle kupić. Dobre książki kosztują dużo więcej.
Książki, które cię nie interesują to niekoniecznie są crapy. A jeśli mowa o ebookach to na te historyczne też są promocje.
dziwi cię, że książka, która ma często kilku autorów, kilkaset pozycji w bibliografii i setki godzin researchu, pracy naukowej itd. jest droższa od byle powieści?
Co jeszcze cię dziwi? Że bilet do opery droższy niż do kina?
Kolejny co nie zrozumiał…
Gość tylko pisał, że „książki kosztują 15-20zł” to nie jest prawda…
Przecież ta wypowiedź jest przytaczana w kontekście tego, czy e-booki są drogie. Naprawdę kolego masz spore problemy.
Hm, akurat książki historyczne wydawane przez Znak trzymają cenę, ale bardziej z powodu ograniczonej dostępności – kupisz je tylko w Woblinku.
Jestem czytelnikiem i z mojego punktu widzenia (podkreślam CZYTELNIKIEM) ściągnięcie ebooka za darmo a wypożyczenie z biblioteki to jest dokładnie to samo. Pomińmy kwestie techniczne typu tu musisz iść a tu kliknąć.
Dlaczego miałbym być karany za ściągnięcie ? Powinienem wtedy też być karany za wypożyczenie z biblioeki !!! I to i to za darmo.
I żeby nie było nie udostępniam innym ebooków i uwazam iż to jest piractwo. Autorzy niech nie jęczą i nie bredzą bo np. takiego chomika mają jak na widelcu i co ? I nic z tym nikt nie robi……chomik ma się dobrze…..
Pomijając kwestie techniczne (np. Alpy) to z perspektywy kierowcy Szwajcaria jest całkiem nizinnym krajem.
1. Przede wszystkim powinny być kary dla „pisarzy” i pseudowydawnictwa, za wprowadzanie czytelników w błąd. Ludzie wierzą, że jest jakiś poziom, skoro „wydawnictwo” wydało książkę, niewielu jest świadomych, że jak wygląda takie „wydanie” książki.
2. Kara dla firm telekomunikacyjnych, rządu, banków – za współudział w paserstwie i pomocnictwo w łamaniu prawa (smsy, vat z smsów, przelewy np. na „legalne” treści w gryzoniu).
3. Kara dla sędziów za łamanie demokracji i nierówne traktowanie, wobec tych samych przepisów (jedne serwisy z nielegalnymi treściami zamykane, a inne gryzonie bezkarne)
4. Skoro nie ma kary dla powyższych, to jakim prawem karać osobę, która legalnie płaci za dostęp do gryzonia?
A jeszcze jedna mała dygresja….
Mam a raczej miełem książkę papierową – dlaczego mam płacić powtórnie za e booka?
Tylko dlatego, że mogę wziąć na wakacje jeden czytnik zamiast walizki książek?
Opłata dla twórcy i wydawcy już została wniesiona.
„Mam a raczej miełem książkę papierową – dlaczego mam płacić powtórnie za e booka?”
Bo to jest dodatkowa praca, nikt tego nie robi za darmo…
„Tylko dlatego, że mogę wziąć na wakacje jeden czytnik zamiast walizki książek?”
Tak. Dokładnie.
„Opłata dla twórcy i wydawcy już została wniesiona.”
Nie za bardzo, to jednak są inne, dodatkowe koszty.
Rozumiem, że zgodnie z twoją logiką jeśli kupuję ebooki a zachce mi się posiadanie biblioteczki ze względów estetycznych to mam iść do empiku i wynieść sobie papierowe książki bez płacenia?
Pomińmy ebooki, mam inny przyklad. Kupiłem sobie najnowszą książkę Pilipiuka, ale przy jedzeniu usmarowałem ją sosem. Tak już mam, że jestem estetą i nie mogę czytać takiej książki. Rozumiem że mogę sobie gratisowo wymienić egzemplarz w empiku? Opłata dla twórcy i wydawcy już została wzniesiona.
To po co w ogóle kupowałeś papier?
No tak, po co mam kupować dvd z filmem? Przecież zapłaciłem za film jak poszedłem do kina. Należy mi się…
A ja poszedlem do kina na film, po czym opowiedzialem go znajomemu za 3 zlote.
Albo skiepściłeś opowiadanie, albo strasznie nisko się cenisz. Poświęciłeś czas i kasę na research, czas na opowiadanie i tylko 3 zł?
Wolny rynek… Bał się, że emigrant ze wschodu opowie z 2.50 ;)
Lepszy biznes byłoby stać przy wejściu na salę kinową i pobierać po 5 zł za niezdradzenie zakończenia.
Przed wojną piractwo polegało na tym, że pod kinami studenci sprzedawali śpiewniki z piosenkami filmowymi, które sami spisywali podczas seansów.
Potwierdzone info
&
Muzycy narzekają na piractwo ale żyją bogato. Na emerytury z ZUS też narzekają ale jak je wypracowywali to płacili stawki minimalne.
Czy pisarze u nas umierają z głodu ? Chyba nie. Sami wybrali sobie taką pracę i znali jej plusy i minusy. Piszą w konkretnym kraju, w konkretnych warunkach prawa i rynku.
Czy ebooki są za drogie ? Tak. Te 15-20 zł to promocje. Normalne ceny to 30-40 zł. Ebooka mogę zgodnie z prawem tylko pożyczyć rodzinie, koledze ale nie mogę sprzedać.
Zainteresować się należy tym dlaczego pisarz dostaje za mały kawałek tortu ze sprzedaży swojego ebooka. Może tak naprawdę okradają ich wydawcy, marketingowcy ?
Moim zdaniem pisarze/wydawcy powinni uhonorować Roberta oraz Cyfranka i Marcina za propagowanie kupowania ebooków, napędzanie sprzedaży itp. Ale prędzej zapostulują ich ukaranie bo wskazują jak kupić tańsze ebooki. ;)
Amazon powinien dać jakąś nagrodę Robertowi za zarażenie Polaków sprzętem Kindle, który (dobry jakościowo) tak naprawdę nie za bardzo nadaje się na nasz rynek bo nie ma jeszcze na nim amazonowej infrastruktury i jest zamkniętym środowiskiem ograniczającym czytelnika. Coś jak iPody i iPhony od Apple.
Prawda. Pierwsze kilka miesiecy po zakupie kindla zylem bez swiadomosci istnienia tej strony. Odkrycie jej bylo jednym z bardziej przelomowych momentow w zyciu :-)
Do dzis, po 3 latach, wydalem na ksiazki jakies 4tys zlotych, wszystko przez promocyjne linki z tej strony. Mam nadzieje, ze Pan Robert ma z tego jakies namacalne profity.
Tu moja opinia o tej całej akcji:
Użytek własny i kociokwik niszowych autorów
https://seczytam.blogspot.com/2019/08/uzytek-wasny-i-kociokwik-niszowych.html
Biblioteki i czytelnicy z nich korzystający od wieków uprawiają podobny proceder. Jeden zakupiony egzemplarz bywa udostępniany wielu osobom. W 2017( według GUS ) mieliśmy 7953 bibliotek. Koszty takiego propagowania czytelnictwa pochodzą ze środków publicznych. W jaki sposób w tym sysemie zabezpiecza się interes autorów?
tu masz coś na ten temat
http://stl.org.pl/baza-wiedzy/sytuacja-tlumacza/wynagrodzenia-od-wypozyczen-bibliotecznych/
Więc nie jest to podobny proceder
Płaci mniejszość bibliotek – uniwersyteckie i szkolne są z tego zwolnione. Np. w mojej rodzinnej gminie jest jedna biblioteka publiczna, a cztery biblioteki szkolne.
Dzięki, zgoda ,dla pisarzy … różnica jest oczywista. Nie można czegoś podobnego rozszerzyć na ebooki i zalegalizować ?
Jest tak dopiero od paru lat i to z powodu unijnego bata. Wcześniej było dokładnie tak jak pisze @Włodek.
Już to widzę. Włączam tv za kilka lat, jakiś kanał z wiadomościami, a tam: „Poszukiwany listem gończym za nielegalne ściąganie ebooków Artur P. został właśnie zatrzymany. Oskarżony nie przyznaje się do winy, twierdzi, że w momencie popełnienia czynu karalnego był odurzony alkoholem i nic nie pamięta. Oskarżonemu grozi do 5 lat pozbawienia wolności”. Normalnie strach po bułki do sklepu wyjść.
W Polsce w porównaniu do innych państw czyta bardzo mało ludzi. Niech wydawnictwa i pisarze spróbują ich zagospodarować czymś lepszym niż żenujące kampanie typu „nie czytasz – nie idę z tobą do łóżka” to zarobią więcej.
„Jeśli uważasz, że nie warto dać tyle za książkę autora, którego lubisz,”
Może za autora którego lubię warto zapłacić, ale jak czytam ponad 50 książek rocznie to tych co lubię mam już dawno przeczytanych…
Zresztą czym się różni ściągniecie z netu od wypożyczenia w bibliotece?
Książki beletrystyczne zazwyczaj przeczyta się raz i nie udostępnia się po ściągnięciu.
Generalnie pomysł autorek jest słaby.
Żeby wilk był syty i owca cala to może powinna powstać webowa platforma do wypożyczania?
Np. książka za złotówkę, wypożyczenie na dwa tygodnie. połowa idzie do autora polowa na funkcjonowanie platformy.
Amazon ma swoją wypożyczalnię są też inne, więc możliwości są.
Faktem jest że tradycyjne biblioteki są dość nierównomiernie wyposażone, ja mieszkam w jednej z warszawskich dzielnic i w tej dzielnicy sa wlasciwie wszytkie ksiażki (inaczej – jest bardzo niewiele książek które chciałbym przeczytać a nie ma ich w bibliotece), ale w innych dzielnicach jest duuuuzo gorzej.
Autorki chyba nie sądzą na poważnie że jak ktoś czyta beletrystykę (która zazwyczaj czyta się raz) w ilości kilkudziesięciu sztuk rocznie to każdą będzie kupował – koszty by szły w tysiące złotych. Zostaje tylko biblioteka (albo darmowe promocje na amazonie – czasem za 0$ rozdają bardzo fajne książki).
Ja bym był bardzo skłonny płacić niewielkie sumy (np. wspomniane 1 zł za wypożyczenie) – to byłoby zresztą wygodniejsze niż tradycyjna biblioteka a autor otrzymywałby stale wsparcie a nie jednorazowe jak biblioteka kupuje książkę.
1. Jeżeli kogoś nie stać na zakup książki i ściągnie ebooka, to strata autora wynosi 0 zł, bo ten ktoś nie kupiłby tej książki, bo zabrakłoby mu na chleb. Potencjalnie autor może zanotować zysk, bo – jeśli książka jest tego warta – osoba ta może polecić ją znajomym/internautom.
2. Z założenia nie ściągam pirackich ebooków. Drażni mnie, że cena ebooka jest taka sama jak wersji papierowej (teksty o kilkuprocentowej różnicy w vacie można sobie włożyć do kieszeni), więc wpisuję taką knigę do wyszukiwarki ebooków i czekam aż cena spadnie. Nagle okazuje się, że ten ebook, za którego wydawca chce 35 zł i mniej się nie da, bo marże, vaty i powódź w Wietnamie, nagle kosztuje 15 zł. Rozumiem, że postępując w ten sposób okradam wydawcę, co nie?
3. Jeżeli nie wiem, czy warto kupić jakąś pozycję, bez wahania ją ściągam. Jeśli uznaję, że chcę ją przeczytać, kupuję. Jeśli nie, kasuję. Dokładnie tak samo, jak przeglądam w księgarni papier przed zakupem. Co w tym złego? Szczególnie kiedy autorem jest np. znana nikomu Pąciak Dżesika. Zakupionej książki w wersji elektronicznej zwrócić się nie da, a ja nie lubię być wydutkany na strychu. Czy proponowanie szmiry zamiast literatury nie jest wyłudzeniem?
4. W wielu miejscach można spotkać półki, szafki z książkami. Ktoś zostawia, ktoś może wziąć. Za darmo. Czy to też powinno być karane? No bo to chyba nie jest ten użytek dozwolony, bo daje się obcemu, nawet go nie widząc. Jeśli można tak z papierem, to dlaczego nie z ebookiem? Jeśli wypożyczę książkę w bibliotece, to ok, a jak ebooka, to hurrdurr. Logika w lesie.
5. Nietrafiony wydaje mi się argument, że pisarzowi się należy, bo nie może inaczej dorobić. A gdyby tak zamiast pisaniem zająć się np. układaniem glazury? My naprawdę nie potrzebujemy miliona pisarzy! Tylko że ludzie teraz januszują. „Napisał ja ksionszkie, to niech mie utrzymujo. Założył stronkie, to niech bulo za obglondanie reklam, bom infulanser i robię git dziubka do kamery.” Nosz kuźwa, jak założę na Gubałówce stragan z ziemniakami na 50-kg worki, to mogę żądać żeby mi się to opłacało? Nie mogę się z tego utrzymać, to zmieniam branżę, i tyle (widziałem listę ałtoruf pod tym listem i zaręczam z ręką na sercu, że gdyby zajęli się pracą na etacie albo pieleniem kalarepy, świat nie stałby się gorszy). Nie podoba mi się, że ludzie wymieniają się książkami elektronicznymi, to nie wydaję ebooków, proste. Ciekawe, że nie mają nic do bibliotek, gdzie zasada jest dokładnie taka sama…
6. Z drugiej strony rozumiem, że dla sygnatariuszy tego listu jest to problem, bo są to tak znane postaci, że jak pięć osób wymieni się ebookiem z ich twórczością, to jest to ze 20% nakładu…
Wydawało by się, że ludzie czytający książki należą do tej inteligentniejszej części społeczeństwa.
To jest jakaś beka, czy na poważnie?
To się nazywa prawdopodobnie zagłuszanie sumienia. :)
Bo kupuje ebooki po 15 zł zamiast po 30? To już też coś złego? xD
1. Brak pieniędzy twoim zdaniem usprawiedliwia kradzież?
2. Gdyby ceny wyjściowe były na poziomie 15 zł, to pewnie byłbyś zły że nie ma żadnych promocji… Po tym jak kupiłem swój czytnik w miesiąc trafiłem na tyle promocji, że miałem zapas czytania na kilka miesięcy – ebooków praktycznie nie trzeba kupować za pełną cenę.
3. W ebookach masz darmowe fragmenty, przegląd spisu treści – to zwykle wystarczająco dużo, żeby się zorientować czy chcesz przeczytać książkę. Zawsze możesz też iść do księgarni i przejrzeć wersję papierową.
4. Istnieją subskrybcje ebooków (jak np. Legimi). Plus istnieje różnica pomiędzy sytuacją – oddaję książkę, niech sobie weźmie ją ktoś inny, a wrzucę książkę do neta niech sobie pobierze ją setka osób. Jeżeli zacząłbyś skanować książkę, drukować na własną rękę i rozdawać kopie to wtedy złamałbyś prawo – a wrzucenie ebooka do sieci należy porównać do takiego działania.
5. Ty tak na serio?
6. Argumentum ad personam.
Generalnie się z Tobą zgadzam, ale:
Ad 1. Nazywanie „spiracenia” utworu „kradzieżą” jest nieuprawnione i jest typowym zabiegiem stosowanym przez branże wydawnicze.
Nieautoryzowany dostęp do treści NIE JEST kradzieżą – kradzież to zabór mienia.
Ad 5. Tak, on tak poważnie. Ja też. Jeżeli Twojej (w domyśle – autora) treści nie znajdują odbiorców, to niech się zajmie tą glazurą. Akurat na rynku książki grafomanów/ek u nas aż nadto.
Naprawdę, czasami otwieram jakieś „utwory” w Legimi z wydawnictw self-publishing i mi normalnie ręce i nogi opadają…
Przeciez punkt 5 jest jak najbardziej serio. Za duzo mamy we wspolczesnosci wszelkich tancerzy, aktorow, pilkarzy, spiewakow czy pisarzy. Za duzo produkujemy i nie ma ma kto tego przerabiac umyslowo.
Pamietaj, ze wartosciowe jest to, co przetrwa 300 lat. A ja Tobie gwarantuje, ze za 300 lat nikt nie bedzie czytal dzisiejszych szwedzkich kryminalow, a po Dostojewskiego dalej beda siegali. Zaklad?
Za komuny czytałem z trudem zdobywane książki SF. Z reguły znanych pisarxmzy i wartościowe. Lem, Asimov, Zajdel, Harrison, Dick. Teraz ukazuje się mnóstwo fantastyki, bez promocji w sporych cenach. A większość z nich to jednak słaba literatura. Zarówno polska jak i zagraniczna. Faktycznie może jednak „pisać każdy (nie) może” ? Jeśli wydawali by to własnym przemysłem i wyznaczali umiarkowane ceny to ok. A tak może zaczną być glazurnikami, inżynierami, motorniczymi a nie pisarzami.
Niedobór sprawiał, że wydawano tylko część tego, co ukazywało się na zachodzie, a i w PL trafiało pewnie wielu grafomanów, tyle że dziś o nich się nie pamięta. Dzisiaj trzeba po prostu robić selekcję, a jedną z metod jest wybór wydawcy, choć tu oczywiście niemal każdy wydawca w pogoni za kasą może zacząć wydawać gnioty, albo sprzedawać YA/romanse jako fantasy.
pewnie to samo mówili o Dostojewskim
Ja jestem ciekawy jak Wielki Elektronik chce rozstrzygnąć zakład… tzn. chętnie się założę, ale proszę o szczegóły.
Szkoda że Państwo nie zainwestuje w biblioteki elektroniczne (cyfrowe) podobnie jak inwestuje w klasyczne. To nie zniszczyłoby jeszcze długo bibliotek z papierem bo czytniki na naszym rynku jeszcze nie rządzą. ElBiblioteki mogłyby działać przy tych zwykłych. Czyli jesteś zapisany w bibliotece, możesz być także abonentem elbiblioteki. Aby zaspokoić żądania autorów – możesz wypożyczyć jednego – dwa ebooki za darmo. Je$li chcesz więcej – dopłać kilka złotych miesięcznie. Tylko trzeba by dopracować system, że po miesiącu ebook jest już niemożliwy do odczytu ( tu zamknięty ekosystem Amazon nie ułatwia). Niestety na razie Państwo oddaje walkowerem czytelnictwo elektroniczne. I potem mamy Legimi żądające prawie 50 zł abonamentu. Czyli zwykły „interes”. Jak sprzedaż samochodów.
Czytelnictwo to nie to samo co słuchanie muzyki czy oglądanie filmów. To kształtowanie człowieka. Ale rządzący to odpuszczają, zachęty do czytania są słabe. Biblioteki niedoinwestowane.
Bardzo dobrym pomysłem był program „Udostępnianie piśmiennictwa” przez co sporo klasyki trafiłoby do każdego. No, ale wiadomo jak się to (nie) skończyło.
„tu zamknięty ekosystem Amazon nie ułatwia”
Kolejny powód, żeby się trzymać zdala od zamkniętych systemów.
A co reszty, to napisanie odpowiedniej aplikacji do innych czytników to wręcz bułka z masłem dla dobrego developera (najlepiej przerabiając jakiś otwartoźródłowy soft).
Na Pocketbookach jest 'otwarty’ ekosystem, cokolwiek to znaczy, tzn. można napisać własny soft. I co z tego, jak Legimi się nie pali do zrobienia własnego sklepu, wolą się bawić tylko w synchronizację.
Na inkbookach jest turbomegaotwarty android, tyle że bez dostępu do sklepu Google :-D I tak naprawdę jest tylko parę aplikacji, które według recenzji szału nie robią.
Cudzysłów jest dobry, bo przecież Legimi nie udostępnia aplikacji do pobrania, a musi ją dystrybuować razem z oprogramowaniem PB (co przy okazji wyłącza niedostępną i tak w Polsce funkcję PocketBook Cloud). Jaka to więc otwartość?
A co do inkbooka – no jeśli się nie robi aplikacji z założeniem, że będzie działała na mało wydajnym urządzeniu z eink – to duża szansa, że będzie mało przydatna.
Chodziło mi raczej o zewnętrzne appki, choć nie wiem czy to działa na nowych wersjach systemu. Na starych działało, np. TL1, ale w międzyczasie zmieniła się chyba wersja systemu, TL1 ma 4.4.X, nowe już 5.X.X.
https://wiki.mobileread.com/wiki/PocketBook_apps
Przez cudzysłów chodziło mi bardziej o to, że możemy instalować takie paczki, ale nie mamy roota.
„Na Pocketbookach jest ‚otwarty’ ekosystem, cokolwiek to znaczy, tzn. można napisać własny soft. I co z tego, jak Legimi się nie pali do zrobienia własnego sklepu, wolą się bawić tylko w synchronizację.”
Ale co do tego ma PocketBook? Aplikację instalować można, nie zmienia tego fakt, że Legimi tego nie robi.
„Na inkbookach jest turbomegaotwarty android, tyle że bez dostępu do sklepu Google :-D I tak naprawdę jest tylko parę aplikacji, które według recenzji szału nie robią.”
No i? Dalej można napisać i zainstalować własną aplikację.
Nijak nie odniosłeś się do tego, co napisałem…
Cieszę się że Pan zauważył że karanie za pobieranie prowadzi do sytuacji że można karać niewinnych (za kliknięcie, za otwarcie załącznika) bardzo niewielu dziennikarzy zwraca na to uwagę.
Cieszę się też że zwrócił Pan uwagę że piracenie prowadzi do kupowania. Każdy znany mi student piracił – bo bez tego nie zdałby na kolejny semestr, ale prawie każdy przestał gdy zaczął zarabiać.
Myślę że to jest częściowa odpowiedź na pytanie dlaczego dziś wydawcy nie ścigają za udostępnianie książek na chomuku lub FB. Oni na tym procederze nic nie tracą! Kto chciał kupić ten kupił a inni jeśli za darmo przeczytają to co najwyżej zrobią pozytywną reklamę książce i znowu jakiś ich znajomy ją kupi.
Do kompletu brakuje mi jeszcze jednej kwestii. Lektury szkolne. Dziś często mamy taką sytuację że jakaś książka z cyklu została lekturą. Np. Magiczne Drzewo. Książki nie ma w bibliotekach (albo jest w niewystarczającej ilości) i rodzice są zmuszani do kupowania. Autor zarabia niemałe pieniądze na tym że ktoś (chciałbym wierzyć że uczciwie) tak sobie wymyśl że akurat jego książka będzie lekturą.
Tymczasem to powinno działać inaczej. Jeśli autor chce by jego książka była lekturą udostępnia ją za darmo. A zarabia na innych książkach z cyklu które kupią rodzice dzieciom którym spodobała się ta jedna.
W tym momencie mamy rozwiązane dwa problemy – kosztów przerzucanych na rodziców i promocji dobrej literatury dziecięcej. Bo taki układ odpowiadałby tylko autorom takich książek które podobają się dzieciom i zachęcają do sięgnięcia po inne książki tego samego autora.
Dziś mamy fikcję niby mamy zagwarantowaną konstytucyjnie darmową edukację a w praktyce by taką była rodzice muszą piracić książki dla dzieci. I nie chodzi o kasę ale o zasadę dlaczego jakiś arbitralnie wybrany autor ma się bogacić kosztem rodziców.
Poruszenia tego aspektu bardzo mi w Pana wpisie brakuje.
I samochody też niech rozdają za darmo – producenci samochodów zarabiają krocie na tym, że ktoś porobił drogi (chcę wierzyć, że uczciwie). Niech rozdają auta za darmo, to będą zarabiać na częściach zamiennych! Dziś mamy fikcję, niby mamy darmowe drogi a w praktyce trzeba płacić za samochody.
Jak czytam takie oszołomskie teksty, to zaczynam wierzyć, że karanie ściągających jest zasadne. Cóż, machającym łopatą wydaje się, że praca umysłowa, to nie jest praca…
Żal mi Pana. Wyzywa Pan innych od oszołomów podając ułomny przykład świadczący o tym że nie zrozumiał Pan o czym piszę.
W przeciwieństwie do samochodów mamy tysiące tekstów które są darmowe i mogą być lekturami. Nie są tylko dlatego, że ktoś swoją arbitralną decyzją tak zdecydował!
Ponieważ widzę że do Pana to nie dociera to wyjąśnię czym to w praktyce skutkuje. W wiejskich bibliotekach jest po kilka sztuk lektury. A ponieważ dana książka jest lekturą od niedawna więc nie można skorzystać z książek pozostawionych przez poprzednie pokolenie (dla odmiany „Pana Tadeusza” czy „W Pustyni i w Puszczy” wielu ma w domach). W efekcie dzieci nie czytają a nauczyciel nie realizuje programu. Fragmenty są czytane na lekcji i to wszystko. I nie ma możliwości by te dzieci karać za nieprzygotowanie, bo to by była niesprawiedliwość – bo to nie ich wina że są pozbawione dostępu do literatury. Szkoła oczywiście nie ma pieniędzy na zakup tylu książek ile potrzeba by 30 dzieci mogło jednocześnie czytać tę samą pozycję.
Księgarnie? Kiedyś jakaś byłą w pobliskim miasteczku ale padła. Do najbliższej 50-100 km i oczekiwanie że rodzic weźmie dzień wolnego i tam pojedzie nie wiedząc czy książkę kupi jest absurdalne.
Zakupu przez internet? Przypominam że piszemy o wsi gdzie poziom komputeryzacji to jakieś 10% i akurat ci sobie poradzą ściągając z chomika.
A to wszystko dlatego że ktoś zdecydował (naprawdę chciałabym wierzyć że uczciwie) że jakiemuś autorowi należy zapewnić wielotysięczny nakład.
Jeśli ktoś z nas jest tu oszołomem to na pewno nie ten co przeciw temu protestuje ale ten co taki układ popiera!
„Oni na tym procederze nic nie tracą!” – to jest popularny mit. Owszem, tracą potencjalne przychody, bo to jest pytanie: czy jeśli ktoś nie znajdzie książki na Chomiku, kupi ją czy nie?
Poruszałem to kiedyś: https://swiatczytnikow.pl/wszystkie-nasze-pirackie-hipokryzje/
Z drugiej strony oczywiste jest, że 90% tych, którzy ściągają książki za nie by nie zapłaciło, ale wiele też ich i tak nie przeczyta.
Co do lektur szkolnych – tutaj był rządowy pomysł programu Udostępnianie Piśmiennictwa, w której Instytut Książki wykupowałby prawa do współczesnej „klasyki” i udostępniał ją w domenie publicznej. To kompletnie nie wypaliło, o czym pisałem np. tutaj: https://swiatczytnikow.pl/nik-pyta-o-e-booki-i-pokazuje-stan-programu-udostepnianie-pismiennictwa/
Problem autorów i wydawców zarabiających na statusie lektury nie jest jednak jakiś ogromny, bo ile współczesnych tytułów jest lekturami? A np. takiemu Rafałowi Kosikowi gratuluję statusu autora lektur, bo dzięki „Felixowi…” może w Powergraph wydawać też znacznie więcej tytułów dorosłych.
>Poruszałem to kiedyś: https://swiatczytnikow.pl/wszystkie-nasze-pirackie-hipokryzje/<
Ale akurat przykład zamieściłeś błędny – ten artykuł z Młodego Technika można sobie kopiować do woli (proste informacje prasowe nie są objęte ochroną z tytułu prawa autorskiego, co poniekąd wyjaśnia sytuację wielu dzieł, które określiłeś jako "osierocone").
„Owszem, tracą potencjalne przychody, bo to jest pytanie: czy jeśli ktoś nie znajdzie książki na Chomiku, kupi ją czy nie? ”
Pamiętam nagonkę na ściągających filmy z internetu. Koncerny liczyły sobie wielomilionowe potencjalne straty. Aż pewnego dnia ktoś pokusił się o zrobienie zestawienia i okazało się że filmy które zostały „spiracone” (przepraszam za słowo, ale w tej chwili nie znam lepszego) szybciej miały większą oglądalność kinową niż te które zostały „spiracone” później.
Wielu ludzi chodzi do kina a nie na konkretny film. Idą na „jakiś horror”, albo „jakieś romansidło”. A jednocześnie nie lubią płacić za kota w worku więc wolą iść na coś co kolega widział na komputerze i poleca. W tym przypadku piractwo przyczyniało się do zwiększenia zysków.
Oczywiście są też przypadki odwrotne np. „Harry Potter” czy „Władca Pierścieni”. Jeśli ktoś jest fanem serii to raczej nie zrezygnuje z obejrzenia tego tytułu na rzecz innego. I w tych przypadkach (i tylko takich) możemy mówić o jakiś stratach.
Ale nadal przypominam mówimy o okresie gdy film jest w kinach. Bo gdy już leciał w telewizji zupełnie legalne jest nagranie go i podzielenie się takim nagraniem (jak z piosenkami nagrywanymi kiedyś z radia) więc w tym momencie naprawdę nie ma znaczenia czy ktoś dostanie film nagrany przez kolegę czy ściągnie go z sieci. I tak by go nie kupił.
Aż pewnego dnia ktoś pokusił się o zrobienie zestawienia i okazało się że filmy które zostały „spiracone” (przepraszam za słowo, ale w tej chwili nie znam lepszego) szybciej miały większą oglądalność kinową niż te które zostały „spiracone” później.
Kolega interesujący się kinem i statystyką prosi o źródło tych rewelacji, a także o podstawę do wyciągniecia takiego wniosku. W szczegolnosci czy zależność nie szła w drugą stronę, tj. czy to nie było tak, że popularniejsze firmy udostępniono w sieci szybciej?
Dobrze, że podano inicjatorki pomysłu. Nawet o nich nie słyszałem.
No, ja też nie słyszałem. :) Łatwo więc ten protest zignorować biorąc pod uwagę to, że to nie są autorzy z „pierwszych stron gazet”, z drugiej strony stwierdziłem, że warto zwrócić uwagę na argumenty i je rozbroić, bo a nuż ktoś je potraktuje poważnie.
„(…)zapętlić Spotify czy nagranie na YT.(…)”
Przepraszam, ale to jest z kolei metoda okradania Spotify i Google’a.
Nie żebym ich żałował, ale skoro mówimy o nieuczciwych praktykach, to jednak nie sadźmy cebuli.
&
Zachciało mi się przeczytać książki z serii the 100, bo serial mi się spodobał.
I co? Pierwszej części nigdzie nie da się kupić, nie ma jej też w Legimi.
A na chomiku dostępna od ręki. Na razie poczekam na rozwój sytuacji, bo kolejka rzeczy do przeczytania długa, ale jak za jakiś czas nie będzie dało się tego kupić, to bez wyrzutów sumienia sobie ściągnę.
Nie chcą moich pieniędzy, to ich nie dostaną. Ale potem bez płaczu, że „piraco”.
Jak nigdzie nie da się kupić, jak papier księgarnie wyprzedają za 10 zł?
Z resztą co to za czasy, żeby rzucać się na nowelizacje serialu telewizyjnego. Jeszcze trochę i jeszcze ktoś netfliksowego Wiedźmina napisze.
Nie da się kupić e-booka. Potrzebuję e-booka, żeby być w stanie normalnie czytać, bo wzrok niedomaga.
Nie warto tego czytać, serial jest w tym przypadku dużo lepszy.
A to już sobie pozwolę sam ocenić.
Przy odpowiedniej technologii można wymysic pobieranie treści, jak ktos kasuje okienka z wideo czy innymi to wie.
Moim zdaniem mamy problem bo nie wolno pobierac programów a mozna ksiazki czy wideo. to jest złe. Prawo jest nierówne i stąd sa problemy.
A ja jestem zdania, że jednak przypadki użycia arkusza kalkulacyjnego sa jedna znacząco różne niż np. nowego skandynawskiego kryminału, więc i prawo musi to odzwierciedlać. Z drugiej strony, gdybym miał dostawać tantiemy od softu, który kiedyś stworzyłem…
Też piszę i czasami wydaję. Nie płaczę jednak, że internauci kopiują. Wykonuję na co dzień inna pracę, a pisarstwo traktuję jako hobby. Jeśli się nie chce pracować, to się narzeka. Popieram ściągających wszelkie pisma z internetu, jeśli ma to komuś służyć. Kto chce, niech płaci. Pisanie za pieniądze to wcale nie tak dawna działalność. Niegdyś za to nie płacono (na pewno nie płacono za tak zwaną literaturę) chyba, że jakiemuś człowiekowi z pieniędzmi coś się spodobało, to zostawał mecenasem. Jestem za wolnym dostępem do sztuki. Jestem przeciwko zawodowym pisarzom-literatom.
Każdy kij ma dwa końce.
W każdym biznesie trzeba się liczyć z pewnymi stratami których nie da się uniknąć.
I tak jak sklep spożywczy musi się liczyć z kradzieżami, które są nie do uniknięcia. Tak sklep/wydawnictwo internetowe musi się liczyć z piractwem.
Istnieje jednak zasadnicza różnica między sklepem wirtualnym a materialnym. W świecie materialnym straty są nieporównywalnie większe. Każda wyprodukowana jednostka to koszt. Więc każda kradzież wiąże się z materialną stratą. W świecie wirtualny powielanie produktu nie kosztuje nic. Raz przygotowany produkt można sprzedawać bez końca.
Ale chwila ktoś może powiedzieć że utrzymywanie serwerów też kosztuje.
Owszem tyle że jest to frakcja tego co trzeba by zapłacić za magazynowanie rzeczy materialnych. Dlatego śmieszą mnie wszelkiego rodzaju wyliczenia „pobranie = stracona sprzedaż”.
Tak więc możemy podejść do sprawy albo zdroworozsądkowo, z pewną dozą zaufania (sprzedający kupujący). Albo wręcz odwrotnie ścigać, karać a przy okazji utrudniać życie normalnym użytkownikom. Jak to ma miejsce z wszelkimi produktami cyfrowymi. Chociaż tu muszę zaznaczyć że sytuacja w Polsce z ebookami jest bardzo dobra. Znak wodny to dobre pośrednie rozwiązanie.
Autorzy i wydawcy jakoś lubią zapominać że produkt cyfrowy również wiąże się z ograniczeniami praw kupującego. Ale w tej sprawie listów pisać nie będą…
Pobieranie ksiazek z internetu NIGDY nie powinno byc scigane prawem. Dlatego, ze adres IP nie jest i nie byl identyfikatorem sprawcy. To co moze byc scigane prawem, to strony oferujace takie nielegalne ksiazki.