Zainteresowani polskim rynkiem książki wiedzą, że niedawno Ministerstwo Kultury odwołało szefa Instytutu Książki, Grzegorza Gaudena. Ciekawsze od roszad personalnych są wyniki kontroli NIK opublikowane parę dni temu.
Jeden z pojawiających się w mediach zarzutów był, trzeba przyznać, dość absurdalny – statystyki czytelnictwa w Polsce spadają i to mimo działań Instytutu. Nie wiem, jak oni jedni mogliby to zmienić, choć oczywiście mają pewne środki do dyspozycji.
Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła jakiś czas temu kontrolę, a kilka dni temu opublikowano tekst NIK o rozwoju czytelnictwa. Z 49-stronicowego załącznika dowiemy się, co kontrolowano.
Celem głównym kontroli była ocena finansowanych z budżetu państwa programów oraz projektów upowszechniania i promocji czytelnictwa w zakresie zapewnienia wzrostu czytelnictwa w Polsce.
[…]
Kontrole przeprowadzono w czterech jednostkach: Bibliotece Narodowej, Instytucie Książki, Narodowym Centrum Kultury oraz Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Pierwszą rzecz, która nas interesuje, znajdziemy w podsumowaniu kontroli:
NIK zwraca uwagę, że działania upowszechniające czytelnictwo w niewielkim stopniu dotyczyły książek w formie elektronicznej (e-booków i audiobooków). Mimo braku odrębnych działań w tym zakresie w ramach NPRCz, czytelnictwo książek w formie elektronicznej w latach 2012-2014 wzrosło w większym stopniu, niż książek w formie papierowej (o 15 pkt procentowych w przypadku audiobooków i o 5 pkt procentowych w przypadku e-booków). Dlatego też NIK wskazuje na konieczność zainicjowania i intensyfikowania działań związanych z upowszechnianiem i promocją książek w formie elektronicznej.
Przekładając na polski – Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa, na który w latach 2014-2020 przewidziano okrągły miliard złotych – dotyczy głównie czytelnictwa „tradycyjnego”. Pisałem zresztą kiedyś o tym, że cały program wydaje mi się bardziej dofinansowaniem branży „kulturalnej”, niż działaniami, które mają zwiększyć zainteresowanie książką.
NIK nie podpowiada oczywiście, jak należy promować książki w formie elektronicznej. Ja podpowiem tylko jedno – jeśli publikacja jest finansowana w całości czy w dużej części z budżetu – powinna być udostępniana bezpłatnie w formie elektronicznej, jeśli nie od razu, to po paru tygodniach od publikacji wersji papierowej.
Przykładowo – w empikach można np. kupić niskonakładowy miesięcznik „Nowe książki” zawierający recenzje nowości wydawniczych. Jest on wydawany właśnie przez Instytut Książki na zlecenie Ministerstwa Kultury. Wszystko w obrębie instytucji publicznych. Dlaczego więc nie mogę pobrać go bezpłatnie, mimo że płacąc podatki przyczyniam się do jego stworzenia?
Co z udostępnianiem piśmiennictwa?
Mnie w tym raporcie najbardziej interesowały losy programu „Udostępnianie piśmiennictwa”, o którym pisałem – i to w superlatywach – prawie dwa lata temu.
Chodziło o to, że Instytut Książki dostał środki, aby wykupić i „uwolnić” prawa autorskie do znanych dzieł literatury polskiej oraz przekładów literatury światowej. Na liście 132 pozycji znalazły się m.in. dzieła Mrożka, Lema, Gombrowicza – a także przekłady Bułhakowa, Joyce’a czy Dostojewskiego. Po wykupie, dzieła miałby być opublikowane na wolnej licencji w formie elektronicznej. Podobne programy wdrażają inne kraje.
Moglibyśmy przeczytać 132 tytuły, gdyby akcja się udała. Ale się nie udała. Program ruszył i… do tej pory nic nie było wiadomo o jego losach. Instytut Książki nie podawał żadnych szczegółów.
Dopiero NIK coś wyjaśnia. Na stronie 36 raportu czytamy:
W wyniku programu Zakup praw do utworów literackich pn. Udostępnianie piśmiennictwa dokonano 320 zgłoszeń publicznych i propozycji ekspertów dzieł do wykupu (m. in. „Czarny potok” L. Buczkowskiego, „Na wysokiej połoninie” S. Vincenza; tłumaczenie W. Dąbrowskiego i I. Lewandowskiej „Mistrza i Małgorzaty” M. Bułhakowa), z których Minister zatwierdził 131 dzieł.
IK zakupił autorskie prawa majątkowe do trzech z planowanych sześciu utworów. Program ten miał charakter pilotażowy i nowatorski, w związku z czym początkowo miał nikły odbiór wśród właścicieli praw autorskich;
Niesamowite. Zatwierdzono 131 utworów, a zakupiono tylko trzy?!
Które dostąpiły tego zaszczytu? Tego dowiemy się z przypisów:
Podpisano umowy:
- Andrzej Tadeusz Kijowski – przeniesienie praw autorskich do dzieła pt. „Dziecko przez ptaka przyniesione” autorstwa Andrzeja Kijowskiego – 44 tys. zł,
- Marta Wyka – przeniesienie praw autorskich do dzieła pt. „Życie na niby. Szkice z lat 1939-1945” autorstwa Kazimierza Wyki – 27,5 tys. zł,
- Marta Wyka – przeniesienie praw autorskich do dzieła pt. „Rzecz wyobraźni” (wyd. uzupełnione 1977 r.) autorstwa Kazimierza Wyki – 60,5 tys. zł
I jeszcze sprawdźmy koszty całego programu, w tym celu zaglądam do Wystąpienia pokontrolnego NIK (strona 8).
- obsługa programu „Udostępnianie piśmiennictwa” – wydatkowano 55 tys. zł na cztery spotkania gremiów opiniujących program i posiedzenie zespołu sterującego;
- zakup autorskich praw majątkowych lub licencji dla dzieł literatury polskiej w celu udostępnienia ich w Internecie w ramach programu „Udostępnianie piśmiennictwa” – zakupiono prawa do 3 utworów za kwotę 132 tys. zł;
W roku 2015 Instytut Książki otrzymał dotacje w wysokości 40 mln zł na „działania dotyczące upowszechniania i promocji czytelnictwa”. W tym:
- obsługa programu „Udostępnianie piśmiennictwa” – 150 tys. zł,
- zakup autorskich praw majątkowych lub licencji dla dzieł literatury polskiej w celu udostępnienia ich w Internecie w ramach programu „Udostępnianie piśmiennictwa” – 850 tys. zł,
Dalej raport mówi jasno: „Z planowanych w 2014 r. 850 tys. zł wydatkowano 132 tys. zł.”
Jaka była przyczyna takiego fiaska?
W raporcie czytamy: „Program ten miał charakter pilotażowy i nowatorski, w związku z czym początkowo miał nikły odbiór wśród właścicieli praw autorskich„.
Czyli wygląda na to, że właściciele praw autorskich nie byli zainteresowani sprzedażą.
Jaka była tego przyczyna? Czy chodziło o zbyt małe honoraria, brak zgody autorów na użycie wolnej licencji, a może o słabą aktywność przedstawicieli Instytutu Książki? Domyślam się, że utwory o dużym potencjale komercyjnym (np. Lema), mogą zarobić znacznie więcej niż oferuje państwo. Ale w przypadku wielu innych – oferta np. 40 tysięcy na stół powinna być atrakcyjna. O tym w raporcie, ani na stronie Instytutu nie przeczytamy.
Wielka szkoda, że na razie to tak wygląda. „Uwolnienie” dziesiątek tytułów przez państwo ułatwiłoby życie uczniom, którzy nie musieliby po bibliotekach szukać np. „Zbrodni i kary”, ale mogliby ją po prostu ściągnąć za darmo na czytnik. Możliwość sięgnięcia do klasyki literatury XX-wiecznej byłaby niezłym impulsem do rozwoju czytelnictwa.
Mam jednak nadzieję, że Instytut Książki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i że program będzie kontynuowany, tym razem skuteczniej.
Czytaj dalej:
- Po 11 latach (!) sąd wydał wyrok w sprawie Chomikuj.pl i naruszenia praw autorskich
- O tym jak narzędzia AI masowo korzystają z pirackich e-booków
- Internet Archive przegrało proces z wydawcami w sprawie „kontrolowanego wypożyczania” e-booków
- Sztuczna inteligencja uczy nas o e-bookach i sama pisze e-booki. Co będzie dalej?
- Księgarnia Inverso zakończyła działalność po czterech latach. E-booków nie sprzedawali już od maja
- Wieści z Legimi: Wszystkie abonamenty podrożały właśnie o 5 złotych, a w firmę inwestuje Wirtualna Polska
problem w tym, że nawet tych trzech książek nie ma na polonie udostępnionych, jak obiecywano
Te cały instytut jest zbędny, podobnie jak i całe Ministerstwo Kultury.
Warto wiedzieć na co marnuje się środki pochodzące z naszych podatków.
Tylko smutna to wiedza.
„Niesamowite. Zatwierdzono 131 utworów, a zakupiono tylko trzy?!”
Przecież to jasne, to wskazówka dobrej zmiany dla autorów. Zatwierdzono awansem 131 utworów (wg aktualnie obowiązujących kanonów sztuki – zamach smoleński, żydokomuna PO, prezydent Lech Kaczyński – wielkość na miarę faraona, żołnierze wyklęci jako sukces Polski w II wojnie). To więc jasne przesłanie dla przyszłych autorów, jakie utwory mają szansę na finansowanie… Dobra zmiana zdążyła zapewne dosięgnąć i czytelnictwo. Chcecie czytać taniej albo za darmo – to będziecie czytać utwory zaaprobowane przez dobrą zmianę.
Ty chyba z każdego posta zrobiłbyś okazję do wpisu o polityce. :] Ale na tym blogu nie dyskutujemy o polityce.
Przepraszam. Ostatnio ciągle jesteśmy karmieni takimi faktami, więc siłą inercji było to moje pierwsze skojarzenie. W zamierzeniu miał to być żart, gorzki ale żart… Taka mała ironia na stan faktyczny…
OK :)
Szanowny Panie Robercie, „mimo, że nie interesujesz się polityką, to ona się tobą interesuje”. Zresztą, co raz tutaj np. w jakichś screenach z czytników mamy jak byk gw i gw, więc o jakiej cnocie „niepolityczności” mówimy. Swoją drogą maciekk niechby sobie uświadomił zakodowany ;) w danych przekaz, że one dotyczą działalności jego ulubieńców.
Bzdeczysz. Według Gospodarza blog ma być wolny od wycieczek politycznych i światopoglądowych. Przy odrobinie dyscypliny emocjonalnej do osiągnięcia. W przeciwnym wypadku o czytnikach i ebookach byłby co dwudziesty post w morzu trollingu. A propos – w Twojej notce nie ma nic na temat czytników czy ebooków.
To słówko”bzdeczysz” to pewnie z erudycyjnego oczytania – w ebookach? Właśnie o Polonie poniżej napisałem – że powtarza się w pewnym sensie sytuacja z PBI. Więc jest i o ebookach. ;)
Nadinterpretujesz. Polityką powinniśmy się interesować z tego powodu o którym mówisz. Ale to jest blog o e-czytaniu i do tego co robią politycy zaglądamy tylko wtedy, gdy musimy (i czynimy to z niechęcią).
To może podaj, jako uzupełnienie wpisów Roberta, odnośniki do tekstów publikowanych przez inne media niż GW – zakładając, że będziesz wskazywał na materiały tyczące opisywanego przez Roberta zagadnienia.
Mnie zastanawiają kwoty za przeniesienie praw autorskich. Nie żebym autorom (właścicielom praw) żałował, ale to dosyć wysokie kwoty i zastanawiam się czy oni dostali takie kwoty gdy ich książki były wydawane. A od ich wydania minęło już trochę czasu i jeśli miało by to zostać wydane ponownie po tylu latach i w dodatku za budżetowe pieniądze to chyba powinno to mniej kosztować. Do tych pozycji pewnie mało kto wraca, więc możliwość ponownego wydania jest bonusem.
No i tu kłania się wersja elektroniczna książek. Z 850 mln pln wydając tylko połowę bezpośrednio na skład wersji elektronicznej można by wydać prawie 330 tysięcy!!! pozycji (liczę po 1300pln za sztukę). W papierze tego się nie uzyska, a jak się wyda to za 50 lat te książki zjedzą mole i zabawę trzeba będzie powtarzać. Szach, mat. ;)
Jakiś sposób wyliczania płatności musieli wymyśleć, nie mogło to być uznaniowe, żeby właśnie nikt się nie przyczepił przy kontroli. Tak więcprzyjęli założenie:
„Na potrzeby algorytmu, przyjmuje się średnią sprzedaż w liczbie 500 egzemplarzy dzieła rocznie, co przez okres 40 lat daje średnią sprzeda
ż dzieła w liczbie 20 000 egzemplarzy łącznie.”
Tu szczegółowo: http://www.instytutksiazki.pl/upload/Files/1_Algorytm_wyceny_autorskich_praw.pdf oraz http://www.instytutksiazki.pl/upload/Files/tabela_wyceny_2015.pdf
No i własnie dla jakichś niszowych esejów 40 tys. to dużo – ale podejrzewam, że spadkobiercy bardzo popularnego autora mają więcej z tantiemów.
W sumie jest to jakaś baza do tego by było to w miarę sprawiedliwe, ale jeśli by chcieli wydać je ponownie to nie wróżę im takich zarobków.
I zdawałoby się, że odzew będzie spory, bo gro z tej listy wybranych się zgłosi, a tu cisza. I pytanie która strona blokuje? Instytut, bo nie dotarł tam gdzie trzeba? auto, bo liczy na więcej? Liczyłem na ciut bardziej spektakularny wynik, a za taki uznał bym ok. 50 tytułów i rozszerzanie listy o kolejnych kandydatów.
tantiem
http://sjp.pwn.pl/slowniki/tantiem%C3%B3w.html
[do usunięcia po korekcie]
Panie Robercie, a jak sie to wszystko ma do wolnelektury.pl? Jest jakis zwiazek miedzy programami? A jesli nie, to dlaczego po prostu nie przeslano pieniedzy tym, ktorzy wiedza ja kto robic (wlasnie „wolne lektury”)?
W uproszczeniu wolnelektury jest prywatną inicjatywą, tutaj mowa o państwowej instytucji. Wolnelektury bazują na dziełach, które z ustawy przeszły do domeny publicznej, te z listy Instytutu jeszcze się na to nie łapią, ale ze względu na swoje walory przydałoby się je propagować, choćby przez wolny i darmowy do nich dostęp.
Mniej więcej tak jak pisze Dumeras – wolnelektury.pl zajmują się już publikacjami „uwolnionymi” – a inicjatywa „Udostępnienie piśmienictwa” polega na wykupie praw i publikacji utworów na wolnej licencji.
Teoretycznie nic nie stałoby na przeszkodzie, gdyby po takim uwolnieniu, książka pojawiła się w Wolnych Lekturach i w ich opracowaniu. Natomiast wciąż jest niepewność, jak to będzie publikowane – oby nie jako skan na Polonie.
A ja się zastanawiam, co się stało z zasobami PBI. Mieli trochę rzeczy przetworzonych na tekst, nawet z jakąś wstępną korektą. Robiła to jakaś zewnętrzna firma, pamiętam że była taka informacja.
Mam parę książek, pobranych skryptem t3da, ale reszta chyba przepadła bezpowrotnie. I cała ta praca i wydane pieniądze poszły (chyba) na marne, bo dostępu do książek nie ma.
Z jednej strony miło czytać że skrypty się przydały, ale z drugiej właśnie się dowiedziałem że PBI zniknęło…
Szkoda słów, co za banda nami rządziła (dotacja 40mln, a na planowany wykup 800tys., zresztą z tego co pamiętam, to też tylko ułamek kwoty z miliarda na zakup książek dla bibliotek, kpiny…) Takie programy, to okazja do rozdania naszych podatków w ręce kolesi… A patrząc na działania obecnej ekipy, też nie ma co liczyć na poprawę…
Znowu o „kolesiach”…
Tak przy okazji, co się dzieje z PBI? Miałem nawet programik do ściągania tych poszatkowanych na strony dzieł, bo przecież nikomu do głowy nie przyszło zrobić chociaż pdfa z całości. Teraz podobnie jest w Polonie, jedne mają całość, a inne nie. Cisną się na usta wyrazy wulgarne o osobach zarządzających Poloną.
ten program to porażka, program wykupu praw mógłby działać gdyby czytelnictwo było na poziomie 75% a nie 25%.
Aby zwiększyć czytelnictwo należałoby przeznaczyć większość kasy na zakupy nowych książek ( typowo rozrywkowych ) do bibliotek, a w późniejszym czasie jak ludzie zaczną masowo czytać i kupować książki, powoli wprowadzać bardziej ambitne utwory.
Z poziomem czytelnictwa w Polsce to rzeczywiscie jest zagadka. Kraj przed wojna prawie calkowice skladajacy sie z analfabetow ( z wyjakiem Slaska i Wielkopolski) wiec wydawaloby sie ludzie nie czytaja. Rosja tez kraj do rewolucji (i pewnie troche i po) kraj analfabetow a czyta w cholere ludzi. Nawet w amerykanskim podreczniku do rosyjskiego mam „kulturowa notke” – nie mow rosjaninowi, ze czytasz niewiele, moze byz zle odebrane.
Aby zwiększyć czytelnictwo należałoby przeznaczyć większość kasy na zakupy nowych książek
Zdaje się, że na to idzie większość funduszów z NPRCz: http://www.instytutksiazki.pl/wydarzenia,aktualnosci,33927,narodowy-program-rozwoju-czytelnictwa-2016-2020.html
Tylko wiesz, pełne biblioteki są dobre dla osób, które już czytają. Może trzeba zatrudnić hostessy, które na ulicy będą zaczepiać przechodniów i zapraszać do bibliotek? Kojarzę, że dyskonty książkowe w Krakowie mają od tego ludzi :-)
A ja mam taki pomysł, oczywiście w szczegółach mógłby być zmieniony. Ogólnokrajowy program darmowego (czyt. sponsorowanego przez min. Kultury, np. w 50-100% dopłaty) rozdawnictwa czytników. I tu można by definiować tzw. target, czyli grupę docelową. Nie wiem – ktoś mądrzejszy musiałby się tym zająć. Np. wszyscy uczniowie, albo też studenci, albo osoby po 60 roku życia :), itp. Co Wy na to?
W mojej ocenie nie byłby to właściwy pomysł. Lepiej jest likwidować bariery przed czytaniem/e-czytaniem, niż wydawać nasze pieniądze na rozdawnictwo bez względu na to, jaki miałby temu przyświecać cel.
Dzięki za głos. Moim zdaniem kluczem do zwiększenia czytelnictwa byłaby jednak powszechność używania czytników. Czyli np. prezent dla każdego 3-szo klasisty. Państwo może fundować „darmowy” podręcznik to mogłoby zafundować i eczytnik. A także włączenie czytników w cały system edukacji byłoby ważne. Przekroczylibyśmy wówczas jakiś punkt krytyczny w masowej świadomości.
Widzisz, problem leży w podejściu do instytucji państwa. Chciałbyś, aby państwo zapewniło szerszy dostęp do czytników i w ten sposób zachęciło do czytelnictwa. Ja wolałbym, aby państwo nic nikomu „za darmo”* nie dawało, a zamiast tego nie przeszkadzało tym, którzy chcieliby czytać, tj. nie obciążało dodatkowo podatkami w różnej postaci. Łatwiejsza dostępność czytników i ebooków poprzez zniesienie barier ekonomicznych w dłuższym czasie sama stałaby się zachętą do sięgnięcia po lekturę.
W każdym razie to już chyba temat na dłuższą dyskusję, na którą komentarze na tym blogu raczej nie są przeznaczone :)
*”za darmo” w cudzysłowie, bo jak wiadomo są to nasze pieniądze z naszych podatków.
Zgoda, zacząć by można np. od obniżenia stawki VAT na ebooki.
Mam nadzieję, że następca Grzegorza Gaudena okaże się apolitycznym fachowcem, który weźmie się ostro do roboty. I naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że za rok-dwa OMCh będzie mógł tu napisać, „a nie mówiłem”.
Efekt byłby taki, że nagle na allegro pojawiły by się promocje „od studenta”.
Tak z poza tematu… czy nowy wygląd menu w Kindle Paperwhite III jest na stałe? To jakaś aktualizacja?
Zależy co masz na myśli. Jeśli chodzi o domyślny „pulpit”, to możesz spokojnie wyłączyć go w opcjach:
Settings -> Device Options -> Personalise Your Kindle -> Advanced Options -> Home Screen View -> Off.
To mam wyłączone. Ale ikony wygladaja od dzis inaczej. Domek stal sie zwykłym pieciokatem, zamiast zarowki mam sloneczko. Jakby zmienil sie desing
Tak, zmienił się z oprogramowaniem 5.7.2:
http://swiatczytnikow.pl/oprogramowanie-5-7-2-dla-dotykowych-kindle-nowy-ekran-startowy-panel-szybkich-funkcji-font-open-dyslexic/
https://www.dropbox.com/s/bhczhud79taczn6/DSC_0221.JPG?dl=0 tak to teraz od rana u mnie wygląda.
O to dostałam czytnik w pt zeszłego tygodnia i dopiero dziś mi to zaktualizowało ;p Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy dziś otworzyłam go a tu taka zmiana ;p
Tak, to nowy wygląd.
A zaktualizowało Ci się wczoraj, ponieważ pojawiła się nowa wersja oprogramowania 5.7.3
z innej beczki – promocja
http://www.amazon.com/Kindle-Paperwhite-High-Resolution-Display-Built/dp/B00OQVZDJM/187-9151183-2221843?ie=UTF8&ref_=gb1h_tit_m-3_8262_fbd27cad&smid=ATVPDKIKX0DER
Wersja US-Only. Ta wysyłana do Polski to 119 dolarów + podatki itp, czyli nie opłaca się.
„Mimo braku odrębnych działań w tym zakresie w ramach NPRCz, czytelnictwo książek w formie elektronicznej w latach 2012-2014 wzrosło w większym stopniu, niż książek w formie papierowej (o 15 pkt procentowych w przypadku audiobooków i o 5 pkt procentowych w przypadku e-booków).”
Magia liczb, ale brak zrozumienia. Nie można porównywać procentów od różnych wielkości. Gdyby wielkość czytelnictwa papierowego i ebookowego była taka sama, to podawanie procentowych przyrostów i porównywanie ich ze sobą miałoby sens. Ale jeśli czytelnictwo papierowe jest nadal wielokrotnie wyższe, to powiedzmy 1% wzrostu w papierze może być większy, niż 10% w ebooku.
Jednak jest miło, ze NIK zauważył ten aspekt rynku. Czytelnictwo ebookowe ma szanse rosnąć, chyba że Amazon zostawi w ofercie wyłącznie flagowe modele za niesamowite pieniądze.
offtop: Podzieli się ktoś kodem z Woblinka?
A proszę bardzo (ważne do 24.05.2016 13:42)
ijmscnjr
ujyyizgt
xqynlxsy
Ostatni kod wykorzystany
Dzięki Szymon. Wykorzystany kod ijmscnjr.
mogliby te 40 baniek przeznaczyc na lobbing w celu skrocenia czasu ochrony dziela, np do 25 lat tak jak to bylo przed ’94 :).
Pięknie marnuje się publiczne pieniądze, pięknie… :(