Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Czytelnictwo e-booków w Polsce, czyli błąd statystyczny

Wczoraj opublikowałem artykuł o tym, że redakcje wielu czasopism ignorują wydania elektroniczne. Dzisiaj napiszę, że w zasadzie… mają rację.

Polityka pochwaliła się wynikami sprzedaży opublikowanymi przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy. Według nich, średnia sprzedaż w listopadzie 2013 wyniosła 122 tysiące egzemplarzy. To jest papier. Jeśli chodzi o tzw. mutacje cyfrowe czyli m.in. wydania na czytniki – sprzedaż wyniosła ponad 3 tysiące (czyli nie zmieniła się za bardzo od czasu informacji z maja 2012). To wciąż kilka procent.

Jeszcze smutniejsze – dla nas – są wyniki projektu badawczego „Kierunki i formy transformacji czytelnictwa w Polsce”, który prowadziła Polska Izba Książki i którego wyniki zostały wczoraj przedstawione w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Linki do raportów na stronie Ministerstwa:

W ramach projektu zadano pytanie – ile książek czytali lub słuchali Polacy w ciągu ostatnich 30 dni.

Książki czytane w ciągu miesiąca poprzedzającego badanie: 50% nie czyta papieru, 96% nie czyta elektronicznych, 97% nie słucha audiobooków

I wyniki – trochę lepsze niż to co podaje Biblioteka Narodowa – przynajmniej jedną książkę w ciągu miesiąca poprzedzającego badanie czytała lub słuchała ponad połowa respondentów. Dokładnie 51%.

Ale w większości był to papier. E-booka czytały 4%, audiobooka 3%.

W badaniu pytano nie tylko o książki – ale co jest ważną nowością – również o inne teksty. Prawdą jest bowiem, że jeśli Polacy czytają, to niekoniecznie książki.

Czytający w dniu poprzedzającym badanie: książki 30%, inne teksty 71%, nieczytający 23%

Pytanie o źródła „diety tekstowej” na dzień poprzedni wskazuje, że tylko 23% ankietowanych nie czytało NICZEGO. 30% czytało książki, 71% inne teksty.

Na czym zaś czytają?

Nośniki tekstu: telefon i tablet 1% książki, telefon 52% inne teksty, komputer 5% książki 49% inne teksty, papier 95% książki, 62% inne teksty.

Czego dowiemy się z odpowiedzi? Co ważne – na telefonie czytamy – ale nie książki. Książki na telefonach i tabletach czytało po 1 procent tych którzy poprzedniego dnia w ogóle sięgnęli po książkę. Na komputerze – 5 procent.

A na „innych nośnikach” – i to, jak się dowiadujemy z przypisu są czytniki e-booków – 2 procent.

Do części danych z tego badania mam troszkę podejrzliwy stosunek. Serio, 11% Polaków czytało więcej niż cztery książki w ciągu ostatnich 30 dni? No, tak deklarowali. Pamiętajmy też, że projekt jest dwuletni – a badanie przeprowadzone w roku 2011 i 2013 roku da inne wyniki.

Ale 4 procent czytelników e-booków nie da się podważyć. To jest wciąż odsetek, który przy podobnych badaniach społecznych (2000 respondentów, losowanych z bazy PESEL) wychodzi niewiele wyżej niż standardowy błąd podawany w takich przypadkach.

Dlaczego o tym piszę?

Do tych paru procent już się przyzwyczailiśmy – bo podobny jest też odsetek sprzedawanych e-booków. W artykule My, trzy procent. Niedługo trzedzieści?” zwracałem uwagę na to, że polska branża e-bookowa czeka na wzrosty. Powstają nowe serwisy, księgarnie, firmy. Może te wzrosty nastąpią, chciałbym się do tego ze Światem Czytników przyczynić. Ale na razie sytuacja jest taka, że patrząc na statystyki – można czytelników e-booków ignorować. I musimy z tym żyć. :-)

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

64 odpowiedzi na „Czytelnictwo e-booków w Polsce, czyli błąd statystyczny

  1. zipper pisze:

    Wszystko zależy od formuły pytania. Bo to, że ktoś w ciągu 30 dni czytał, nie znaczy, że PRZEczytał. A to, że czytał nie znaczy, że czytał z włąsnej woli.

    Student to potrafi i 10 książek w ciągu miesiąca (prze)czytać, ale tylko dlatego, że sesja idzie.

    0
    • Doman pisze:

      No i są książki, które się czyta, ale raczej nie „przeczytuje” – słowniki, leksykony, encyklopedie, często poradniki. No i znam ludzi którzy mają jednocześnie jakieś lekkie czytadło do autobusu, bardziej wymagającą lekturę do fotela w domu + kibelkowy czasoumilacz. Może 11 procent się z tego nazbiera.

      0
  2. Wojciech pisze:

    Czy do „innych tekstów” zaliczają się newsy na pudelku, wpisy na fejsiku, skład chemiczny pasty do zębów i podpisy pod demotywatorami?

    0
    • kunaka pisze:

      Do tego sms-y i hasła na bilbordach. Oczywiście.

      0
      • YuukiSaya pisze:

        A także wpisy na blogach, serwisach społecznościowych itp itd. Miałam przyjemność uczestniczyć w tym badaniu, moja rodzina zawyżyła wynik…

        0
        • zipper pisze:

          To wina błędów w metodologii. Osobom odpowiadającym powinno się tłumaczyć, że facebook czy smsy się nie liczą.

          0
          • Doman pisze:

            A może idea była taka, że miały się liczyć? I te 23% to sooby posiadające wstręt do jakichkolwiek liter?

            0
          • YuukiSaya pisze:

            Jak się nie liczą, jak osobno była pozycja dla smsów i serwisów społecznościowych?

            0
            • zipper pisze:

              Gdzie jest ta osobna pozycja? W wynikach badań jakoś jej nie widzę.

              0
              • YuukiSaya pisze:

                No widzisz, w wynikach jej nie ma, a w ankiecie specjalnie były osobno. Teraz mam rozrzut między pytaniami w ankiecie a prezentacją wyników.

                Jako inne teksty są połączone na bank smsy, maile, fejse itp, blogi, artykuły w internecie. Dużo tego było, chyba z 10 czy 12 kategorii…

                0
              • zipper pisze:

                Czyli błędy w metodologii są na etapie prezentacji wyników a nie zadawania pytań.

                0
              • Doman pisze:

                Błąd metodologii to mocne słowo. Określiłbym to jako nieprecyzyjne opisanie wyników. Usprawiedliwieniem jest, że to tylko kilku-slajdowa zajawka. Pełne opracowanie wyników zapewne ukaże się za jakiś czas.

                0
              • 8 o'clock pisze:

                Skoro „inne teksty” to smsy (np. „stoję w korku” albo „zostaję”), to do innych tekstów powinny się też zaliczać paragony sklepowe, skład lub nazwa produktu, „naciśnij tak aby odblokować”, „wtorek”, itp. itd. Osobną kategorią powinny być wspomniane przez Małgorzatę napisy w filmach (pół scenariusza? – pół książki).

                0
              • Bla pisze:

                Jest też możliwość, że w ankiecie specjalnie były umieszczone oddzielnie, aby później można je było odsiać. Gyby takiej opcji nie było, to część osób uznałaby sms-a za „inny tekst”, część nie, przez co wynik byłby przekłamany. A tak prowadzący ankietę może sobie łatwo oddzielić tych, którzy np. czytali artykuły na portalu internetowym, od tych co czytali sms-a.

                0
            • Wojciech pisze:

              Jeśli więc dobrze rozumiem, przy tak bardzo szeroko zakrojonej definicji „innego tekstu”, zdanie tylko 23% ankietowanych nie czytało NICZEGO oznacza, że niemalże co czwarty polak w dniu poprzedzającym badanie nie przeczytał choćby kilku słów? Czy jest w ogóle możliwe aby przez dobę uniknąć przeczytania czegokolwiek?

              0
              • KonradK pisze:

                Jakiś odsetek populacji leży nieprzytomny z kroplówką a jakiś inny budzi się następnego dnia i jest ankietowany.

                0
              • Gustaf pisze:

                Ale ankieta też jest tekstem. Rozumiem, żeby odpowiedzieć na ankietę trzeba ją przeczytać. Chyba, że przepytują…

                0
              • Piotr pisze:

                Odpowiadam na to (dlaczego nie ma pod nim linka do odpowiedzi?):

                Gustaf pisze:
                Ale ankieta też jest tekstem. Rozumiem, żeby odpowiedzieć na ankietę trzeba ją przeczytać. Chyba, że przepytują…

                O ile rozumiem, w ankiecie było pytanie o przeczytanie czegoś w dniu „wczorajszym”.

                0
  3. Money Keeper pisze:

    No ale jeżeli ceny ebooków często są windowane w górę to czego się spodziewać? W sytuacji gdy np. wersja papierowa kosztuje 60 zł (i po przeczytaniu można sprzedać lub oddać dalej) a elektroniczna np. 48 (na promocji dajmy na to 40) to nie ma szans na skuteczne propagowanie. Wydawcy sami sobie blokują drogę.

    0
    • Kamil pisze:

      Ogromna większość nowości sprzedawanych w formie ebooków prędzej czy później dostępna jest w jakiejś większej promocji w którymkolwiek z serwisów, co umożliwia nam jej zakup za cenę mniejszą nawet o 50%, wystarczy poczekać i sprawdzać oferty. Zazwyczaj ebooki kosztują niewiele mniej od wydań papierowych tylko wtedy, gdy sprzedawane są wyłącznie przez samo wydawnictwo lub określoną sieć dystrybucyjną (jak chociażby seria o Harrym Potterze).

      0
      • Money Keeper pisze:

        Tyle, że to właśnie czasowe promocje po jakimś czasie, a po drugie nawet w promocji ceny nie uwzględniają tego, że dobra „wirtualne” nie są materialne (i tak jak wspomniałem po przeczytaniu nie rzuci się ich np. na Allegro). O ile cena 10 zł jest dośc rozsądną, o tyle „w promocji 35” w przypadku e-booka zniechęca. A pewnie na tym wariancie „10-złotowym” całkowity zysk byłby większy.

        0
      • mikaelc pisze:

        Problem polega na tym, że nie zawsze mam ochotę czekać na promocję. Zwłaszcza w przypadku, gdy promocja zorganizowana jest na tyle sprytnie, że niższą cenę ma tylko pierwszy tom serii (później okazuje się, że pozycja zaciekawiła, trzeba zainwestować w tom drugi i trzecia, a tu… prosimy czekać, będzie promocja… prosimy czekać, będzie promocja…).

        0
  4. sl0n pisze:

    Może gdyby Amazon zawitał do naszego pięknego kraju, to podniósłby te smutne statystyki.

    0
    • Grzegorz pisze:

      Zastanawiam się, niby w jaki sposób Amazon w Polsce miałby zmienić liczbę osób czytających? Na obniżkę cen ebooków nie wpłynie, bo sam by na tym wtedy nie zarobił. A Amazon to nie Polska Akcja Humanitarna i dka dich liczy się forsa. Nie sądzę, że mieliby wpłynąć na sytuację sprzedaży ebooków. Kilka miesięcy temu Google weszło na ten rynek w Polsce – bez efektów. Nie porażają ofertą, jak i cenami. Wieszczę, że podobnie będzie z Amazon, jak wejdą na rynek polski. Kindle dostępne są już teraz. Śmiem twierdzić, że są to pewnie najtańsze czytniki na rynku, a i tak nadal są niszowym gadżetem. W Polsce, by poprawić sytuację z powszechnością czytania ebooków potrzeba głębokich zmian prawnych, a przede wszystkim prawnych. Pierwsze po to, aby ebooki były tańsze, a drugie, aby Kindle i inne czytniki przestały być gadżetami, a zaczęły być innym nośnikiem kultury w postaci słowa pisanego. Chciałby bowiem doczekać dnia, gdy dzieci w tornistrach będą nosiły tabliczki z epapierem zamiast podręczników, aby nauczyciel przestał zabraniać czytania na czytnikach, bo cytuję „kalkulatory są zabronione”.

      0
      • anda pisze:

        Google powtórzyło błąd eBay’a wchodząc na istniejący rynek ze słabą ofertą, niedopracowanym (i okrojonym) interfejsem, bez wsparcia reklamowego. Ich wola.
        Uważam, że bez akcji promocyjnych (nie tylko reklamowych) ebooki łatwo się nie przebiją do masowego odbiorcy. Ze względu na wysoki próg wejścia (i finansowy, i kompetencyjny). Z moich obserwacji wynika, że czytają przede wszystkim trzy grupy: dzieciaki (często dlatego, że szkoła zmusza), dojeżdżający do pracy komunikacją zbiorową oraz emeryci. Wśród nich jedynie dojeżdżający są względnie łatwo przestawialni na czytnik. Coraz więcej dzieciaków ma problem z koncetracją (więc skoro czytanie sprawia im przykrość, nie będą szukały drogi do innego wykonywania nielubianej czynności), wśród trochę starszych dorosłych dominuje problem jednorazowej ceny (znalezienie na rozrywkę 300-400 zł na raz w wielu budżetach jest prawdziwym problemem) i bariera techniczna. Do tej ostatniej wielu się nie chce (nawet przed sobą!) przyznać, zasłaniając się mitycznym szelestem kartek i zapachem druku (podczas, gdy rzeczywistym problemem jest niezrozumiały język poleceń i układ menu oraz nieoswojony sposób działania urządzenia). Żeby przełamać taką barierę trzeba pokazać korzyści z jej przejścia – nie wystarczy enigmatycznie wspomnieć, że urządzenie pomieści wiele książek – to najczęsciej spotykany argument, który dodatkowo sprawia, że wiele osób uważa czytnik za zabawkę dla moli książkowych. Niewielu pracujących 30, 40-latków ma czas na dłuższą lekturę, co sprawia, że największa grupa, która swobodnie może się posługiwać czytnikiem od pierwszej chwili, nie jest nim w żaden sposób zainteresowana (bo po co produkt dla moli książkowych człowiekowi, który z ledwością znajduje czas na jedną ksiązkę miesięcznie). Z kolei tablet jest bardzo szybko przejmowany przez dzieci do zabawy, komputer/laptop są za duże i niewygodne – utrwala się przyzwyczajenie do ksiązki papierowej.

        0
        • Spriggana pisze:

          Czasem emerytom wystarczy pokazać że o, tu można zrobić takie duże litery…

          0
          • Robert Drózd pisze:

            Otóż to, jeśli motywacja jest właściwa, to przeszkody w zasadzie nie istnieją.

            (Wpis był cały na ten temat:
            http://swiatczytnikow.pl/kupujemy-czytnik-kindle-babci-lub-dziadkowi/)

            0
          • inkognit pisze:

            jakiś czas temu odwiedziłem sklep z elektroniką (duża sieć w UK – żeby nie było reklamy) zauważyłem tam że jeden na dwa czytniki kindla miał ustawione duże litery, a po chwili gdy sprzedawca pokazywał czytniki starszej (ok. 60) osobie wskazał ten czytnik i pokazywał od razu możliwość ustawiania czcionek i łatwość zakupu książki – wyszukasz-klikasz-potwierdzasz i czytasz- łatwo i bez zbytniej potrzeby orientowania się w „tej nowoczesnej technice” to zdecydowanie plusy czytników. Myślę że ta grupa jest świetnym odbiorcą dla e-czytników. – Oczywiście w Polsce jest nieco trudniej z kupnem, zapłatą i przesyłką książek – ale z roku na rok jest coraz łatwiej

            0
    • zipper pisze:

      Te statystyki raczej dobitnie pokazują dlaczego Amazonu w Polsce nie ma i nie będzie jeszcze przez długi czas.

      0
      • borus pisze:

        Na prawde Amazon to tylko ksiazki? A co z utworami muzycznymi, filmami i cala reszta produktow? Nie potrafie sobie wyobrazic, ze sektor ebookow jest najwazniejszym punktem dochodu dla Amazonu. A jezeli kiedys wejdzie na Polski rynek na pewno moze to tylko pomoc w propagowaniu czytnikow (wzrost o marne kilka procent – ale w porownaniu do obecnej sytuacji to prawie podwojenie :)).
        Sam, gdybym nie wyjechal za granice, w Polsce raczej na 99% nie kupilbym czytnika – a juz na pewno nie Kindle :)

        0
        • zipper pisze:

          Racja. Ale sprzedaż filmów czy muzyki w Polsce raczej też nie należy do najwyższych w Europie :P

          Skoro 30 000 egzemplarzy oznacza platynową płytę…

          0
          • Architeuthis pisze:

            Płatne książki, filmy czy muzyka ściągane z internetu różnią się od pobranych za darmo tylko dodatkowymi ograniczeniami (DRM itd.). Chyba trudno się dziwić, że liczba kupujących spada.

            0
    • bongozz pisze:

      Dopiero co ktos pisal, ze niemiecki Amazon jest ubogim krewnym angielskojezycznych oddzialow w kwestii promocji itp na ebooki.

      0
  5. Japra pisze:

    Rozumiem, że badaniem objęte były też te osoby, które nie kupują książek, tylko wypożyczają z biblioteki czy pożyczają od znajomych? Na pewno jest ich więcej niż czytelników, którzy kupili książkę – nieważne papierową czy elektroniczną. Bezpłatne ebooki w porównaniu z dostępem do bezpłatnych książek w bibliotece czy u znajomych to margines, może wyniki badań BN nie wyglądają dla e-czytaczy tak pesymistycznie ;)

    0
  6. mika pisze:

    A ja czytam, w ankiecie nie brałam udziału . Najpierw na pożyczonym kindlu 2 (IV2010), poźniej na własnej 3 (XII2010) przeczytałam mnustwo książek =powieści, romansów i kryminałów ; w domu , w pociągu, w poczekalni – gdzie sie dało. Teraz zwolniłam i czytam „tylko” 1-2 ksiązki tygodniowo . No tak ale ja ankiety ogladam tylko…. na tym blogu :)

    0
  7. YuukiSaya pisze:

    Dziwnie ogląda się wyniki ankiety, ale Robercie, twoja podejrzliwość wobec tych 11% co czytali co najmniej 4 książki w ciągu minionych 30 dni jest uzasadniona. Wyniki z tej ankiety nie są do końca miarodajne w moim odczuciu – pani z CBOS przyszła do osoby z mojej rodziny z inną ankietą i po jej wypełnieniu zaproponowała wszystkim domownikom udział. Zakładam, że po sprecyzowaniu, że będzie o książkach, chętniej decydowały się osoby czytające. Jako inne teksty są zebrane chyba wszelkie możliwe opcje odczytu literek niebędące książką/prasą. Ok, zabrakło opcji czytania etykiet z butelek w łazience ;)

    0
  8. KonradK pisze:

    Czy przeczytanie tekstu „Pomiń|Drzemka” kwalifikowałoby się w tej ankiecie jako czytanie innych niż książka tekstów na telefonie komórkowym?

    0
  9. kkkx pisze:

    Myślę, że generalnie z czytelnictwem w Polsce nie jest najlepiej, ale mały udział czytników w rynku mnie wcale nie dziwi. Po pierwsze, trzeba na niego wydać te kilka stów, co dla wielu jest już problemem (zawsze się znajdą ważniejsze wydatki). Poza tym, jak ktoś czyta wydania papierowe i mu z tym dobrze, to nie musi odczuwać potrzeby zmiany – i to jest w porządku.

    Jeśli chodzi o ofertę, to ceny e-booków w Polsce nie są szczególnie atrakcyjne (VAT, małe obroty?), nie licząc promocji. Właśnie, promocje – wkurza mnie, że żeby kupić w atrakcyjnej cenie tytuł, który chcę przeczytać, muszę „polować” na okazję. Wolałbym zdecydowanie, żeby e-booki były tańsze o te 30% od papieru (nieraz tak jest, ale nie zawsze) i wtedy mógłbym się spokojnie nie oglądać na promocje, i tak będąc do przodu.

    Kolejna rzecz to oferta. Często tu czytam, że dużo tytułów już jest. Tak, nowości może tak. Ale jak chcę przeczytać serie Kathy Reichs, Tess Gerritsen czy Patricii Cornwell (każda po minimum 10 książek), to okazuje się, że w ofercie są np. tylko 3 książki (i to nie po kolei! – np. 2, 7 i 10, itp.), a reszta tylko na papierze.

    Natomiast jak już ma się co czytać (o co dbam), to czytniki to fajna rzecz i osobiście jestem zadowolonym użytkownikiem (za wyjątkiem zastrzeżeń do oferty książek ww. autorek – zostaje papier).

    Nie każdemu czytnik jest potrzebny i sporo wody w Wiśle jeszcze upłynie, zanim się upowszechnią, ale widać zainteresowanie zarówno ze strony użytkowników, jak i wydawnictw, więc rynek z pewnością stopniowo będzie rósł i różne luki w ofercie, mam nadzieję, zostaną zapełnione.

    0
    • 8 o'clock pisze:

      Nawet nowości nie zawsze są na czytnik. Pierwsze przykłady z brzegu: dwie serie kryminałów M.C. Beaton (z jednej serii wyszły tylko 3 pierwsze tytuły w formie elektronicznej, nie wiem czy nie po ukazaniu się wersji papierowej, więc gromadzę stosiki w papierze i nawet nie liczę ich do książek kupowanych, bo zapominam o kieszonkowych kryminałach), Naomi Novik (trzy pierwsze w ebooku, resztę serii czytaj sobie w papierze), Liga Niecnych Dżentelmenów (na razie 3 książki tylko w papierze), także książki wydawnictwa Galaktyka czytam tylko w papierze (pozycje, które mnie interesują, nie mają formy elektronicznej).

      0
      • 8 o'clock pisze:

        korekta:
        z 3 tytułów jednej z serii Beaton w e=booku jest ich już 5 – bardzo ładnie, tylko ja je czytałam w papierze ponad rok temu… A łacznie wyszło ok. 25.

        0
    • Kiczora pisze:

      Spostrzeżenia kkkx trafne. Uzupełniłbym jeszcze o „tło”. Jak ma się rozwijać czytelnictwo, skoro likwiduje się w Polsce biblioteki, istniejące z roku na rok mają mniejszy budżet na zakupy. Są w kraju gminy i powiaty bez księgarń. Czytelnictwo e-booków, blogów, itp. – wstępny raport Diagnozy Społecznej 2013 stwierdza, że internautami jest 63,2% Polaków {http://www.marketing-news.pl/message.php?art=39036]. Równocześnie okazuje się, że w 2013 roku internet w polskich szkołach wciąż nie jest dobrem powszechnym. W miasteczkach dostęp do sieci jest w 64 proc. szkół, a w dużych miastach w zaledwie 56 procentach. [http://edukacja.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/440077,cyfrowa-szkola-w-polsce-to-mit.html].
      Zatem jak ma się rozwijać e-czytelnictwo, skoro prawie 40 % społeczeństwa podlega tzw. cyfrowemu wykluczeniu? Jak wydawnictwa mają dotrzeć z informacją i ofertą do tych 40% wyłączonych?
      Ponadto ceny książek i e-booków (ten nieszczęsny VAT), bezrobocie, „nieznośna lekkość edukacji” (można przecież w całym cyklu edukacji nie przeczytać ani jednej lektury bez skutku w ocenach na świadectwie), brak promocji w mediach itp., itd.

      0
  10. Kuba pisze:

    Moim skromnym zdaniem, czytniki i e-książki sprawdzają się znacznie lepiej od klasycznych 'nośników tekstu’ poza krajem / na emigracji.

    Dają możliwość do szybkiego i stosunkowo niedrogiego dostępu do słowa pisanego w języku ojczystym.
    Ciekaw zatem jestem, czy wśród osób poza Polską udział czytników jako nośnika jest inny niż w kraju?

    0
    • RobertP pisze:

      Niestety, nie wszyscy sprzedają za granicę. Np. „Sezon burz” jest nie do kupienia w ebooku poza Polską (bez sztuczek typu proxy, zmiany adresu itp.)

      0
      • borus pisze:

        Chyba tez nie ma ksiegarni w ktorej mozna zaplacic bezproblemowo inna waluta niz PLN? Przynajmniej ja mam taki problem, jak na czyms mi na prawde zalezy to musze prosic rodzinke o zakup:)

        0
        • Lukasz pisze:

          w kilku księgarniach można płacić poprzez paypal
          ale faktycznie gdybym nie miał polskiego konta bankowego to miałbym problemy z kupieniem wielu pozycji

          0
  11. tomek pisze:

    Ja kupilem czytnik tylko z racji tego, ze nie mieszkam w polsce i transport kilku ksiazek w plecaku w czasie przeprowadzki z PL do Bangkoku, spowodowal, ze moj plecak wazyl kilka kilo wiecej niz planowalem. Kontakt z literatura w ojczystym jezyku to jedno, transport drugie.
    Trzecia, moim zdaniem, istotna rzecza sa ceny ebookow, bo sorry prosze panstwa, jezeli drukowana knige (jak juz ktos tu wczesniej zauwazyl, moge kupic za 50-60 zl, a ebooka za 40, w porywach 25, to ja jednak zostaje przy drukowanej ksiazce, ktora mi daje wiecej radosci (bo zanim ja kupie ten ebook, najpierw musze wydac pare stow na czytnik).
    Tak, tak. Po kupnie kilku ebookow nawet bez promocji, koszt czytnika sie zwroci, ale w tym przypadku mowa jest tu tylko o ludziach, ktorzy duzo czytaja, a nie o osobie, ktora czyta lub przeczyta ksiazke raz na miesiac, moze dwa.
    Wiem, ze w przygotowanie ebooka, trzeba wlozyc troche pracy, ale jednak jest to koszt o wiele mniejszy niz druk calego nakladu. Ebooki stana sie konkurencyjne do ksiazek drukowanych dopiero w momencie, gdy ich cena przed promocja, zejdzie do 10, max 15zl.
    I na koniec jedna najwazniejsza rzecz. Bardziej istotne od udzialu ebookow albo ich braku, jest fakt, ze polacy w wiekszosci NIE CZYTAJA ksiazek. Tak, tak, mlodziez czyta, czesc doroslych czyta, a proba, na ktorej CBOS czy jakas inna instutcja ktora przyprowadza badania, to tylko proba. Jak maja szczescie, to trafia w ludzi, ktorzy pozeraja po kilka ksiazek w miesiacu, albo maja pecha i trafia w nie czytajacych.
    Ps. IMHO, trzeba byc hardcorem by czytac ksiazki czy gazety na smartphonie.

    0
    • krzysztof pisze:

      „Wiem, ze w przygotowanie ebooka, trzeba wlozyc troche pracy, ale jednak jest to koszt o wiele mniejszy niz druk calego nakladu”.

      To tylko częściowa prawda. Sam koszt przygotowanie wersji elektronicznej rzeczywiście nie jest duży, jednak prawdziwe koszty zaczynają się od momentu, kiedy chcesz czasopismo udostępnić/sprzedać.

      Nie do końca orientuje się jak to jest z elektronicznymi wydaniami książek, ale wiem jak to wygląda w przypadku czasopism.

      Od początku.
      Żeby „złożyć” gazetkę musimy posiadać program (InDesign, Quark) + darmowa wtyczkę (ADPS, Aquafadas, AppStudio). Tego w koszty nie wliczam.

      Następnie, musimy wykupić np. roczną licencję (np. u Adobe’a) pozwalającą wydać gazetę na konkretne urządzenie (bez względu na to czy coś w tym czasie wydasz czy nie – płacisz). Kosz takiej licencji rośnie w zależności od tego, na ile różnych urządzeń chcesz wydać gazetę (np. iOS, android, smortfon). Są to naprawdę niemałe pieniądze, na które mogą sobie pozwolić w zasadzie tylko większe wydawnictwa, które (swoja drogą) na dzień dzisiejszy traktują e-wydania jako sprawę prestiżową, bo – o czym się tez nie mówi – w Polsce jeszcze żadna e-gazeta nie przyniosła jej wydawcy zysku!

      Kolejna sprawa to sklep w którym sprzedajemy czasopismo. Np. AppStore. bierze pieniążki (jakąś stałą kwotę) nie tylko za to, ze sprzedaje gazetkę, ale tez dodatkowo, każe sobie płacić od każdego sprzedanego numeru.

      I chyba ostatnia rzecz – podatek. Ten podpunkt dotyczy także książek.
      Z czego też nie każdy zdaje sobie sprawę.
      „5% VAT na książki nie dotyczy sprzedaży książek audio (audiobooków) oraz książek elektronicznych (e-booków) BEZ WYKORZYSTANIA NOŚNIKÓW, np. w formie plików. Sprzedaż takich książek jest zatem opodatkowana VAT według stawki podstawowej VAT 23%.”

      Koniec końców, mimo tego, ze nie płacimy za: papier, farby, druk i transportu; pieniążki, które wydawca musi zapłacić w innych miejscach (licencja i większy podatek), są porównywalne z tymi, które płacił „po staremu”, a co za tym idzie, cena końcowa czasopisma w wersji papierowej, jest niemal taka sama co w wersji elektronicznej.
      Wbrew temu co niektórzy sadzam, za ceny e-wydań nie są odpowiedzialni wydawcy.

      0
      • Lesław pisze:

        Takie koszty są w przypadku zrobienia dedykowanej aplikacji na urządzenia mobilne, co oczywiście obecnie w Polsce jest nieopłacalne. Natomiast autorowi bloga chodziło raczej o przygotowanie wersji epub/mobi i udostępnienie jest polskim kanałem dystrybucyjnym. Koszty przygotowania pliku mobi z wydania tygodnika typu Polityka to nie więcej niż 200-300 zł, a jeżeli wydawca ma CMSa to praktycznie koszty są zerowe.
        Z własnego doświadczenia powiem, że 3 tys. Polityki to świetny wynik.

        0
      • Robert Drózd pisze:

        Hmmm, jeśli chodzi o złożenie samej gazetki to chyba nie potrzeba dodatkowej licencji od Adobe, a sam Indesign można mieć w ramach chmury Adobe za ~250 zł miesięcznie, co jest chyba kosztem mniejszym niż czas fachowca, który zajmie się składem.

        Zresztą osią artykułu jest stwierdzenie że wydania epub/mobi już są – tylko że redakcje nie bardzo mają interes w ich reklamie.

        0
  12. willlbert pisze:

    Miło być błędem statystycznym, czytam książki zarówno analogowe jak i cyfrowe. Z tymi pierwszymi związany jestem zawodowo, co nie przeszkadza mi korzystać z kindle. Wiadomo,że czytniki nie sprawdzają się przy bogato ilustrowanych książkach czy albumach, za to w komunikacji miejskiej i podróży jest to rozwiązanie idealne.

    0
  13. 8 o'clock pisze:

    Co to w ogóle za próba, wczorajszy dzień lub 30 dni?
    Jeżeli dobrze rozumiem te wyniki, czytających książkę papierową lub elektroniczną traktuje się rozłącznie, a szereg osób czytających na czytniku czyta również książki papierowe: bo (najczęściej) nie ma tych książek w wydaniu elektronicznym albo są, ale akurat mają dostęp do wydania papierowego. Nie mówiąc o tym, że czytanie a przeczytanie i książka a książka to są różne rzeczy.
    Kompletnie nie rozumiem sensu liczenia książek na sztuki.
    A już zliczanie osób, które czytają sms-y (lub promocyjne gazetki sklepowe czy „plakaty”) i zrównanie ich z osobami, które czytają np. teksty zawodowe czy inne specjalistyczne, to już w ogóle śmiech na sali. Czemu służy liczenie czytających sms-y? Ile osób ma telefony komórkowe?

    0
  14. Małgorzata pisze:

    A napisy w filmach i grach oraz program telewizyjny się liczą? Bo chciałabym przestać się martwić, że moi domownicy nie czytają ;)
    Chciałabym też więcej dowiedzieć się o tych „nieczytających” bo kategoria ta przekracza granice mojego pojmowania skoro czytanie reklam i smsów też się liczy – rozumiem ( z trudem), że można nie czytać książek ale jak można nie czytać niczego? No chyba, że część ankiety była prowadzona w żłobku.

    0
    • 8 o'clock pisze:

      Nie, bodaj od 15 r.ż (specjalnie sprawdzałam, żeby wykluczyć żłobek;) )

      Co do źródeł zakupu książki, nie ma ani opcji „kiosk z prasą” ani opcji „inne”.
      W kioskach kupuję średnio 4 książki / m-c.
      Ale też o tym zapominam;-) Na szczęście nie przygotowuję ankiet.

      0
  15. Dagon pisze:

    Hmm, ciekawe jest 0,1%, które przeczytało książkę na bilboardzie bądź innym plakacie… :)

    0
    • 8 o'clock pisze:

      Prawda? :)
      Ale zgodnie z założeniami ankiety oni ją tylko „czytali”, nie przeczytali, więc może nie wyszli poza okładkę.

      0
  16. anu pisze:

    Kurdę, pierwszy raz należę do 1 proc. elity. W miesiącu czytam te 3-4 książki elektroniczne. Czy uprawnia mnie to już do starcia z drzwi K+M+B i napisania kredą do wiadomości sąsiadów Mobi+Epub+Pdf???

    0
  17. 8 o'clock pisze:

    Jeszcze jedno: dlaczego książka może być słuchana, a „inne teksty” już nie i liczą się wyłącznie literki? „Inne teksty” na telefonie komórkowym są ok, wywiad w gazecie także, ale wywiad w radiu już nie?

    0
  18. AS pisze:

    Moim zdaniem, podstawowymi przyczynami stosunkowo niewielkiego odsetka czytanych książek w wersji elektronicznej są:

    1. Cena czytnika – wydatek, który dla wielu osób jest sam w sobie absurdalny. Po co inwestować w czytnik, aby później wydawać jeszcze pieniądze na ebooki? Oczywiście pomijam inne źródła.
    2. Mała świadomość istnienia, a przede wszystkim zalet czytników ebooków. Miałem okazje pokazać kilku moim znajomym mojego Kindle i wszystkim bardzo się podobał. Jednak nie miałem sygnału o tym, żeby ktoś się nań zdecydował.

    Ale jest istotna zmiana. Pamiętam, gdy zamierzałem kupić tablet jakieś dwa lata temu, to w sklepach z elektroniką nie szło nic obejrzeć, przynajmniej w moim mieście liczącym około 100 tys. mieszkańców. Swój tablet zamówiłem przez internet. Jednak od prawie roku tabletów mrowie, a mrowie (parafrazując niezapomnianą Joanne Chmielewską :) ).

    Podobnie jest teraz z czytnikami. Jeszcze niedawno można było zobaczyć coś w Euro RTV AGD. W marketach tez były, ale oparte o wyświetlacze LCD (pseudoczytniki). Teraz jest już w czym wybierać. Nawet w Tesco są (był jakiś czas temu nawet Kindle).

    Z moich obserwacji wynika jedno. Jeśli sklepy z elektroniką w miastach średniej wielkości posiadają na półce taki towar, to oznacza, że są na ten towar nabywcy.

    Czy zwiększy to czytelnictwo ebooków? W jakimś stopniu na pewno tak. Nie sądzę, aby taki czytnik kupowały osoby, które nie wiedzą, że takie urządzenie służy do czytania, a nie do zabawy.

    0
  19. Adam pisze:

    Spadek czytelnictwa smuci, a jak od tych liczb odejmiemy czytających w bibliotekach, od znajomych i „pirackie” ebooki to wychodzi że tylko 46% czytających KUPIŁO książkę a mały nakład = wysoka cena + mała sprzedaż i brak kasy na wydanie kolejnych książek

    W dzisiejszych czasach młodzi nie czytają , 30% nawet nie umie czytać( brak zrozumienia tekstu jest brany za brak umiejętności czytania ) , najwięcej czytają emerytki wypożyczając książki w bibliotekach.

    Książki są drogie i aby coś się zmieniło to Polacy muszą zarabiać więcej albo…książki muszą stanieć lub np: wydawać ebooki ( z zabezpieczeniem czasowym – wypożyczenie) w cenie 5 zł, normalny ebook w cenie 9-15 zł, papierowe do 30 zł.
    No i państwo musi jakość wspierać , 0 Vat , ulgi dla wydawców, zakup e-czytników do szkół itp

    Strona wspierająca czytanie książek, choć tylko z gatunku S-f
    http://www.militarysf.pl/

    0
    • KonradK pisze:

      Nie chcę, żeby państwo wspierało.
      Jeśli ktoś zapłaci 0 VAT, ktoś inny będzie musiał zapłacić więcej. Np. ja, za alkohol i za tytoń. Bo mój nałóg jest be, a czyjaś ambicja nakłonienia półanalfabetów do czytania jest cacy.

      0
  20. Krzywy pisze:

    No nie wiem, czy czytanie e-booków kiedykolwiek w Polsce będzie na znacznie wyższym poziomie niż w formie papierowej. Wydać e-booka jest bardzo łatwo, nawet PWN oferuje rozpisani.pl żeby jeszcze to ułatwić. Ale z tego, co słyszałem to jest to średnio opłacalne dla autorów, a do tego łatwo tutaj o piractwo.

    0

Skomentuj Doman Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.