„Szanowni Państwo, od dziś na przekroj.pl udostępniamy cyfrowe archiwum z lat 1945-2000” – taka informacja pojawiła się dzisiaj na profilu facebookowym pisma i zelektryzowała wszystkich jego czytelników.
Bo ten tygodnik, jak niewiele innych dorobił się specyficznego stylu, do którego nawiązuje obecne wydanie w postaci kwartalnika. Wielu czytelników wciąż przechowuje w domu oprawione starsze roczniki pisma. Ci, którzy się nie załapali, mają teraz okazję zobaczyć, co decydowało o sukcesie „Przekroju”, nawet w mrocznych czasach PRL.
W archiwum znajdziemy skany poszczególnych numerów z 55 lat historii pisma. Na stronie głównej witają nas losowe numery:
Możemy wybrać dekadę i konkretny rok. Możemy też przeglądać znane rubryki pisma.
Chociażby:
- 2238 odcinków Profesora Filutka
- 1440 odcinków Humoru zeszytów szkolnych
- Dwutygodnik Stefanii Grodzieńskiej: Żona
Możemy też wyszukiwać po tytułach i autorach, w ten sposób znajdziemy konkretne artykuły.
Przykładowo:
- Teksty o The Beatles – od pierwszej wzmianki z 1964 – „znany angielski zespół rokendrolowy”, po artykuł Marka Garzteckiego o rozwiązaniu The Beatles
- Wywiady i reportaże Doroty Terakowskiej
- Opowiadania i felietony Leopolda Tyrmanda
- Artykuły Jerzego Waldorffa – podejrzewam że tematyka polityczna, jaką się zajmował w czasach stalinizmu spowoduje spore zadumanie u osób, pamiętających go tylko z ostatnich lat.
- Doroczne sprawozdanie: Warszawa 1978 – m.in. wciąż budujący się Ursynów, albo Warszawa 1983 – gdy ruszyła budowa „kolei podziemnej”.
Po wejściu do artykułu mamy po prostu skan całej strony, z możliwością powiększenia oraz przełączenia na widok dwustronicowy.
Przeglądać to najlepiej na dużym monitorze, albo tablecie o rozmiarze 10 cali i więcej. Nadal nie jest to bardzo wygodne, ale możliwe i to najważniejsze. Na czytniku nawet nie próbowałem tej strony odpalać.
A kto pamięta MBC?
Cyfrowe archiwum Przekroju nie jest niczym nowym. We wrześniu 2013 napisałem artykuł: Archiwum „Przekroju” online – tylko dlaczego biblioteka je ukrywa?
Tytuł wiele mówiący – bo archiwum skanów Przekroju w formacie DJVU istnieje już od 2011 roku i znajduje się w zasobach Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.
Co więcej – jakiś czas temu doszły wszystkie pozostałe numery z lat 2001-2013, czyli aż do niechlubnego końca tygodnika – ostatniego numeru z września 2013. Wtedy to Zuzanna Ziomecka i Marcin Prokop informowali, że cała redakcja dostała wypowiedzenia. Te skany są już w PDF.
Tyle, że kto o tym wiedział? Małopolska Biblioteka Cyfrowa na stronie głównej chwali się tym, że od roku 2006 miała 24 miliony czytelników i że wskutek nowego dofinansowania UE zrealizuje projekt „MBC w horyzoncie 21. wieku”.
O tym, że znajdziemy tam archiwa Przekroju, Tygodnika Powszechnego, Znaku czy Życia Literackiego wiedzą tylko wtajemniczeni. Bo oprogramowanie biblioteki zakłada głównie jeden scenariusz korzystania z niej – że wiemy, czego szukamy, przychodzimy np. po 35 numer Przekroju z 1961 roku i zostanie on nam udostępniony.
Dla twórców systemu dLibra, na którym oparte są polskie biblioteki cyfrowe miałbym taki specjalny krąg piekła, w którym będą musieli codziennie przeglądać swoje serwisy w poszukiwaniu czegoś do przeczytania.
Podsumowanie
Archiwum udostępnionemu przez „Przekrój” daleko od ideału. Przede wszystkim – to wciąż skany. Ale sposób organizacji i nawigacji, zaproponowany w tym nowym archiwum oznacza krok naprzód w stosunku do tego co było w MBC. Wreszcie nacisk został skierowany na to, aby czytelnicy mieli do dyspozycji ciekawe materiały z ogromnej historii pisma.
I jeśli niejeden czytelnik zatonie na godzinę czy dwie w artykułach z lat 50. czy 60. to zapewne cel twórców archiwum zostanie spełniony.
Z najostatniejszego numeru w archiwum 2 ostatnie (z 10) życzenia Stanisława Lema na nowe tysiąclecie, czyli to, co mamy teraz:
9. Żeby każdy miał święty spokój.
10. Jeżeli to nie wystarczy, żeby można było się upić.
;)
Akurat dLibra tu nie ma nic do rzeczy. Bardziej chodzi o to, że skanowano całe roczniki, nie wyodrębniając pojedynczych tekstów i nie opisując każdego osobno. dLibra a instytucje wykorzystujące system to dwie różne rzeczy.
Dla twórców systemu dLibra, na którym oparte są polskie biblioteki cyfrowe miałbym taki specjalny krąg piekła, w którym będą musieli codziennie przeglądać swoje serwisy w poszukiwaniu czegoś do przeczytania.
Teraz jeszcze do tego trzeba dodać, że nowsze wersje przeglądarek przestały obsługiwać pluginy do DjVu (i nie tylko), przez co trzeba korzystać z przeglądarki HTML5, która jest wolniejsza i ma o wiele mniej funkcji, albo ściągać na dysk.
…a jeśli masz Windows w wersji 64-bitowej, to w ogóle żaden plugin do DjVu nie odpali…