Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów

Ile w Polsce sprzedaje się książek papierowych i e-booków? Mam sporo danych z ArtRage.

Szef ArtRage, Michał Michalski nieraz ujawniał już różne informacje na temat sprzedaży w jego wydawnictwie, co jest bardzo ciekawe, zarówno dla (porównującej) branży książkowej, jak i dla samych czytelników.

Tym razem podzielił się na Facebooku liczbami dotyczącymi bestsellerów ubiegłego roku. Za jego zgodą publikuję tu niemal pełne wypowiedzi z moim komentarzem.

Fosse! Czyli co daje Nagroda Nobla?!

Pierwszy wątek to efekt Nagrody Nobla dla Drugiego imienia Jona Fossego.

Przed noblem sprzedaliśmy „Drugiego imienia” 1 040 egzemplarzy w papierze i 233 ebooki.

To jest 1 271 kopii.

To był super wynik, bo wydrukowaliśmy 3k egzemplarzy tej książki, a nie drukujemy zwykle tyle. Do tej pory wydrukowaliśmy 3k tylko „Wszystko na darmo” (mniej więcej w tym samym czasie), bo trochę zostaliśmy do tego zmuszeni. Zresztą Kempowskiemu nakład też się wyczerpał, ale zajęło mu to 3 miesiące.

Pierwszy nakład Fossego zszedł ostatecznie 5 października. Bo był Nobel.

Łącznie, od początku sprzedaży do końca grudnia sprzedaliśmy:
24 551 kopii „Drugiego imienia”. W tym:
2 419 ebooków
22 132 papieru

Bardzo duży przyrost sprzedaży ebooków był w październiku, kiedy przez ponad 2 tygodnie papierowej książki nie było na rynku. Poszło wtedy 2 087 kopii ebooka.

Łącznie, w kilku transzach, wydrukowaliśmy 38 000 egzemplarzy powieści.

Czy 24,5 tys powieści świeżego noblisty to dużo czy mało, w sumie nie wiem. Z jednej strony: to tylko niecałe 4 miesiące sprzedaży. Takiego wyniku z jakąkolwiek inną książką pewnie nie wykręcimy już nigdy i przez lata.

Z drugiej strony, gdyby to była proza nieco bardziej przystępna, a my byśmy mieli zapas i nie musieli się boksować z drukarniami, pewnie wynik byłby lepszy. O ile? Strzelam, że dobilibyśmy do 30 tysięcy.

Co z resztą nakładu? Zakładam, że się sprzeda do końca licencji. W lutym najświeższa nowelka Jona, potem, na jesieni kolejny tom Septologii. Potem, w 2025, ostatni tom, a i pewnie kolejna nowelka. Te 15 000 egz powinno starczyć, chociaż życzyłbym sobie, aby oczywiście było inaczej.

W przypadku Fossego e-booki stanowiły niemal równo 10% całej sprzedaży. I to mimo tego, że zaraz po nagrodzie Nobla wyczerpał się nakład papieru.

Bestseller czyli Strømsborg

I teraz drugi wątek:

Zacznijmy od naszych największych hitów, czyli książek Linn Strømsborg.

Nigdy, nigdy, nigdy ukazało się na rynku w listopadzie 2022, i od razu dystrybutorzy rozszarpali pierwszy nakład 2500 (w tydzień nie było nic na magazynie). Ale go nie sprzedali. My jeszcze młodzi, piękni i głupi, od razu dodrukowaliśmy drugi nakład w tej samej ilości.

Do końca grudnia 2023 papieru „Nigdy, nigdy, nigdy” sprzedało się równo 3 000 egzemplarzy.

To oczywiście super wynik (dla nas zwłaszcza). Ale teraz najlepsze: w tym samym czasie sprzedaliśmy 4 200 ebooków. Ogromną tego cześć na Legimi, gdzie zresztą tytuł utrzymał się w TOP5 chyba przez jakieś 10 miesięcy.

Razem to jest 7 200 egzemplarzy „Nigdy, nigdy, nigdy”.

Pod koniec października 2023 wypuściliśmy więc kolejną książkę Linn, tę z brzydkim słowem 😉

I tu od razu też zażarło jak głupie, ale nie byliśmy już specjalnie zdziwieni.

Do końca grudnia 2023 książka sprzedała się w 4 500 kopiach.
– 1 665 papieru
– 2 835 ebooka

Czyli trend przy książkach tej autorki utrzymany 😉

No i tu jest bardzo ciekawie, w przypadku pierwszej z książek Strømsborg e-booki stanowią 58% sprzedaży, w przypadku drugiej 63%.

Inne bestsellery ArtRage

I ciąg dalszy wypowiedzi Michała:

Pozostałe nasze najlepiej sprzedające się tytuły z zeszłego roku:

 Wszystko na darmo Waltera Kempowskiego
3 287 kopii
– 2 600 papieru (nakład był 3k, jest już sprzedany, robimy dodruk w miękkiej)
– 687 ebooka

Chwile wieczności Kjersti Annfinsen
2 860 kopii
– 1 900 papieru (pierwszy nakład 2 000 egz wyczerpany, zrobiliśmy niewielki dodruk 800 egzemplarzy teraz)
– 980 ebooków

Mógłby spaść śnieg Jessica Au
3 555 kopii
– 2 734 papieru (pierwszy nakład 1500 egz sprzedany, zrobiliśmy drugi, też 1500 i chyba musimy już robić trzeci)
– 821 ebooków

Największe flopy, które się nie zwróciły? Oczywiście reportaże: Miasto jest nasze Justina Fentona i To nie jest Miami Fernandy Melchor, Gdy oślica ujrzała anioła Nicka Cave’a. Liczby zostawię za zasłoną milczenia ;))

Oczywiście nadal, i pewnie jeszcze długo, sprzedać dla nas 1000 egz papieru jakiegoś tytułu to jest super sprawa. Super, jeśli w tym roku będziemy mogli zmienić zdanie i powiedzieć, że sprzedać 1 500 papieru to dla nas super sprawa 😉

No i tutaj mamy udział e-booków w sprzedaży: kolejno 21%, 34% i 23%.

[Uzupełnienie] Tym razem na podstawie Threads, sprzedaż reportaży:

„Powrót do Uluru” Mark McKenna
Papier: 800 egz
Ebook: 315 egz

„Miasto jest nasze” Justin Fenton
Papier: 800 egz
Ebook: 315 egz

To nie jest Miami” Fernanda Melchor
Papier: 650
Ebook: 285

Tak, sprzedaż pierwszych dwóch taka sama. Tu też mamy 28-30% udziału e-booków.

Podsumowanie

Liczby, które podał Michał mówią bardzo dużo o rynku książki w Polsce.

Po pierwsze: przy „książkach, które trzeba mieć” ludzie wciąż wybierają papier. 10% e-booków w przypadku Fossego rozczarowuje, szczególnie że po ogłoszeniu Nobla nakład papieru się wyczerpał i to by naturalnie skłaniało do nabywania wersji elektronicznej.

Pytanie oczywiście, ilu z 22 tysięcy nabywców „Drugiego imienia” kupiło go wyłącznie po to, aby postawić książkę na półce i mówić znajomym, „no czytam, czytam, ciężko trochę bez tych kropek”. Na pewno wiele egzemplarzy kupiły biblioteki, które chcą oczywiście mieć noblistę w ofercie. W takim razie ile osób właściwie Fossego przeczyta? W paru warszawskich bibliotekach wszystkie egzemplarze są wypożyczone, ludzie czekają też na listach rezerwowych.

Po drugie: im „lżejsza” literatura, tym e-booki sobie radzą lepiej. Ale tego, że w przypadku Strømsborg wersja elektroniczna będzie stanowić większość to się nie spodziewałem. Duże znaczenie ma tutaj Legimi – działa to chyba tak, że jeśli ktoś przekroczy w ramach abonamentu 10% treści książki, to liczy się już jako zakup e-booka.

Po trzecie: cieszy 21-34% udziału e-booków dla książek ambitnych, ale raczej nie tak znanych, aby kupować je dla lansu. Pokazuje to, że wersje elektroniczne to już ważny element każdego planu wydawniczego i wcale mnie nie dziwi, że wydawcy już nie jęczą, jak to im źle wydawać e-booki. Szczególnie od czasu zrównania VAT na wszystkie formaty publikowanie e-booków również się opłaca. Warto zwrócić uwagę, że „przed Noblem” e-booki Fossego miały udział 18%, czyli też więcej.

Oczywiście przypadek ArtRage nie musi być reprezentatywny dla rynku. Mamy tu niewielkie wydawnictwo, nie publikujące np. kryminałów czy romansów, które sprzedaż mają zapewne o rząd wielkości większą i podobnie jak Michał nie zdziwiłbym się, gdyby taki Chmielarz (choć bez Nobla) sprzedawał się lepiej niż Fosse. Również kanały promocji/dystrybucji ArtRage są mocno internetowe, więc przypuszczam, że nabywców e-booków będzie procentowo więcej niż w innych wydawnictwach. Nie mówiąc o tym, że ArtRage, czyli dawny BookRage właśnie od e-booków zaczynało.

Po czwarte: te liczby, jak by ich nie porównywać są po prostu małe. Dobre tytuły kupuje parę tysięcy osób? Ile je ostatecznie czyta? Tysiąc? Taki jest zasięg literatury pięknej w naszym kraju, no i ma to też konsekwencje biznesowe, bo ile na takich tytułach można zarobić.

Pod artykułem Michała z końca grudnia na temat rynku książki i cen e-booków wybuchła gwałtowna dyskusja, niektórzy mieli pomysły jak to powinno wyglądać. Ale jeśli bestsellerów sprzedaje się parę tysięcy, a „flopów” pewnie kilkaset czy mniej, ciężko mieć pomysł na zarabianie na czymś, gdzie nie ma klientów. Regularnie słyszę, że w takich Czechach czy na Łotwie nakłady bywają większe.

W roku 2012 Łukasz Gołębiewski porównał wielkość polskiego rynku książki do obrotów Spółdzielni Mleczarskiej Mlekpol z Grajewa. Sprawdziłem jak to wygląda teraz. W pandemicznym 2020 roku Mlekpol miał 4,5 mld przychodu. W tym samym roku rynek książki w cenach zbytu wydawców osiągnął 2,55 mld.

Warto pić mleko i warto czytać. Ale nie da się ukryć, że producenci nabiału radzą sobie lepiej niż wydawcy książek.

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

51 odpowiedzi na „Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów

  1. nitjsefni pisze:

    Michał, trzymajta się tam w tym artrage! :) Kilka tych ebooków to ja, robicie świetną robotę! Jestem nieustannie pełen podziwu – zarówno dla determinacji w wydawaniu TAKIEJ literatury, jak i dla otwartości, z jaką dzielicie się danymi. PS. „Gruby” bardzo mi się podobał!

    24
  2. mjm pisze:

    „Oczywiście przypadek ArtRage nie musi być reprezentacyjny dla rynku. Mamy tu niewielkie wydawnictwo, nie publikujące np. kryminałów czy romansów, które sprzedaż mają zapewne o rząd wielkości większą i podobnie jak Michał nie zdziwiłbym się, gdyby taki Chmielarz (choć bez Nobla) sprzedawał się lepiej niż Fosse.”

    Myślę, że ArtRage może mieć nadreprezentację w stosunku do rynku, jeśli chodzi o ebooki, również ze względu na historię – BookRage/ArtRage zaczynał przecież od ebooków i zbudował sobie bazę fanów, którzy nie mają przesadnego fetyszu papieru.

    Inną rzeczą, która się nie pojawiła, są audiobooki. Przywołany Chmielarz w publiowym podkaście stwierdził, że rynek wersji audio dorównuje już papierowi:
    https://www.youtube.com/watch?v=7qWufdSvgXI&t=1842s
    Z tego co pamiętam, kwestia ebooków w rozmowie się nie pojawiła.

    1
  3. kolargol pisze:

    Ależ ebooki są, jak najbardziej. Ale większość jest ściągana za darmo po to są czytniki ebooków żeby za książki nie płacić. Większość udzielających sie tu w komentarzach zapewne tak robi, również tych święcie piractwem oburzonych.

    4
    • Robert Drózd pisze:

      „Większość tak robi” – to się nazywa projekcja.

      39
    • Magda pisze:

      Mierzenie innych swoją miarą może się źle skończyć

      16
    • Jud pisze:

      No nie wiem, ja mam czytnik ebooków, żeby nie kupować i nie składować książek papierowych, bo prostu. Nikt z moich znajomych nie piraci książek. Przy obecnych cenach np. abonamentu legimi ściąganie książek za darmo to jakiś skrajny obciach.

      14
    • Sylwia pisze:

      Well…. Nie będę kłamać, że zaraz na początku mojej historii z czytnikiem (2014) zdarzało mi się piracić. Ale kto pamięta jak wyglądał wtedy rynek książki, ten może zrozumie dlaczego. Natomiast dzisiaj nie piracę już wcale. Nie ma ebooka po polsku, trudno – kupuję po angielsku. Moje ulubione ksiązki mam kupione podwójnie i w ebooku i w papierze (a czasem mam też angielskiego ebooka, albo hiszpańskiego). Te, które podobały mi się, a czytałam je z Legimi, też mam kupione (więc też de facto podwójnie). Mało tego, wszyscy moi znajomi z pracy kupują ebooki, a nie piracą i dla wszystkich jest to oczywiste. Także nie wiem o kim mówisz, ale nie sądzę, żeby większość piraciła.

      16
    • Koszyczek pisze:

      Swoją drogą to ciekawe, że kradzież dóbr kultury zwykło się nazywać piractwem. Piraci dokonywali rozboju i napaści, tutaj po prostu ktoś kradnie i jest złodziejem (w ukryciu, bez świadków, bo sieć jemu na to pozwala). Może jakby to było nazywane po imieniu kradzieżą to by było większe piętno społeczne

      9
      • Bociek pisze:

        Kradzież to jest zabór w celu przywłaszczenia. Zabierasz coś właścicielowi i pozbawiasz go tym samym tej właśnie rzeczy. W przypadku piractwa pozbawiasz wydawcę potencjalnego zysku ze sprzedaży, ale samej rzeczy już nie. Stąd różnica.

        13
    • Limm pisze:

      Z moich obserwacji wynika, że najczęściej piracone są pozycje raczej niedostępne w formie ebooków bądź w ogóle w rodzimym języku. Po prostu ktoś zrzuci tekst do pliku, w mniejeszym lub większym stopniu sformatuje i voila. W sumie mnie to nie dziwi.
      Jednak jeśli jest dostępna oficjalna forma elektroniczna, to raczej rzadziej są one piracone, tylko pobierane z legalnych źródeł.

      1
  4. klm pisze:

    Nabiał można odpuścić. Zwłaszcza patrząc na dobrostan zwierząt, to już lepiej dzika upolować.

    6
  5. PNTB pisze:

    Potwierdzam diagnozę – bardzo ważne książki i takie, co przeczytają wszyscy domownicy, kupujemy w papierze. Większość na czytnik.

    4
    • KK pisze:

      Mysle, ze diagnoza szla bardziej w kierunku, ze ksiazki w papierze maja jedna, wazna funkcje, ktorej nie maja ebooki – zacnie wygladaja na polce i podnosza prestiz wlasciciela :)
      Mysle, ze odsetek ludzi, ktorzy maja te bardzo wazne ksiazki na polkach, ktorych nigdy nie przeczytaja, jest calkiem spory. Ci ludzie zasadniczo nie czytaja, wiec ebook nie ma dla nich zadnej wartosci.

      3
  6. PKB pisze:

    Ja Fossa przeczytałem w ebooku ale okazał się tak dobry że chce mieć na papierze (jeszcze nie nabyłem) Szkoda że tyle czekania na kontynuację cyklu. Osobista książka roku 2023.

    0
  7. Janka pisze:

    Pracuje w Bibliotece, ten fakt sprawia, że czytam dużo na papierze, ale mam od ponad 10-ciu lat czytnik i osobiście wolę kupować książki w elektronicznej wersji. Wyjątkiem jest poezja, którą mam formie papierowej, co do zasady.

    11
  8. Fretka pisze:

    Ach, w końcu muszę się za Strømsborg zabrać.

    Nie mam zamiaru pozować na wielką intelektualistkę, do wielu pozycji tego wydawnictwa mnie nie ciągnie (ale reportaże zerknę, obiecuję!), ale kibicuję całym sercem. I może powinnam sobie w cele czytelnicze wpisać parę ich pozycji, również dla własnego rozwoju?

    3
    • zombiecamel pisze:

      „To nie jest Miami” w takim razie warte polecenia! Lekko, bardzo wciągająco napisane, żywe – a tematyka niepojąca, nieco kryminalna.

      3
      • asymon pisze:

        W wpisu Michała na fb:
        Największe flopy, które się nie zwróciły? Oczywiście reportaże: „Miasto jest nasze” Justina Fentona i „To nie jest Miami” Fernandy Melchor, „Gdy oślica ujrzała anioła” Nicka Cave’a. Liczby zostawię za zasłoną milczenia ;))

        No i komu wierzyć ;)

        Za to Cave’a miałem za uber-pretensjonalnego już w liceum, kiedy ktoś podrzucił mi „Oślicę”. Choć niektóre piosenki spoko w sumie.

        1
        • bmaj pisze:

          „To nie jest Miami” zdecydowanie nie zasługuje na bycie flopem. Ale lepiej zacząć od znakomitej powieści tej autorki „Czas huraganów”. Jest tam coś w klimacie Faulknera.

          0
      • asymon pisze:

        Ej, zaraz, chwila. „Miasto jest nasze” Fentona to książka powiązana z serialem „Miasto jest nasze”? I „The Wire”?

        Dobra, sam się namówiłem, skończyłem właśnie „The Wire” i miałem brać się za serial dokumentalny. Jak lubicie seriale kryminalne, polecam.

        2
  9. Maria pisze:

    Myślę że z czytelnictwem nie jest aż tak źle jak by można na pierwszy rzut oka sądzić po sprzedaży.

    1. Literaturę piękną czytają głównie ludzie z wyrobionym gustem a nie młodzież.
    2. Ludzie dojrzali nie czują takiej potrzeby by od razu czytać wszystko co nowe – mogą poczekać aż książka będzie dostępna w lokalnej bibliotece. W przypadku noblistów nie ma z tym problemu i książki po czasie się pojawiają.
    3. Pomijając książki kupione do kolekcji pozostałe żyją. Ludzie sobie je pożyczają, albo darowują. W przypadku eBooków te zabezpieczone znakiem wodnym często też krążą w małych rodzinnych gronach
    4. W przypadku eBooków popularne jest pobieranie polików z sieci i dzielenie się takimi plikami.

    Biorąc to wszystko pod uwagę myślę, że książkę przeczyta w ciągu roku 5-10x więcej osób niż ją kupi.

    Nie mam danych na potwierdzenie, ale wydaje mi się że z roku na rok rośnie też odsetek „czytelników” którzy książek słuchają zamiast czytać. Sama wiele książek pochłaniam w ten sposób przy okazji sprzątania, gotowania czy koszenia trawy. Kolega który codziennie dojeżdża 20minut do pracy słucha stojąc w korkach, innych śłucha podczas biegania. Wszyscy robimy to obok a nie zamiast czytania. Ale tradycyjne czytanie wymaga czasu, a słuchać można przy okazji innych czynności.

    Ostatnimi czasy do czytania zostawiam sobie już tylko „trudne” pozycje wymagające skupienia, a lżejsza literaturę wyłącznie słucham. Nie ma dość wolnego czasu byt wszystko czytać w tradycyjny sposób, bo jednak jak mam wolną sobotę to wolę jechać z dziećmi w góry niż siedzieć w fotelu z książką.

    9
  10. R pisze:

    ArtRage robicie to dobrze :)

    1
  11. Czytelnik pisze:

    Dlaczego wszyscy się dziwią, że sprzedaż ebooków jest tak niska? Ja mając do wyboru papier lub plik, wezmę papier. Szczególnie, jeśli cena za papier jest niższa. E-booki zwykle są droższe niż papier… Poza tym, abonamenty typu Legimi zabijają poniekąd sprzedaż ebooków. Sam korzystam z Legimi (wtedy papier lub plik kupuję, jeżeli nie ma tego tytułu w abonamencie). Do tego dochodzi problem jak z SVOD – część tytułów jest np w Legimi, część w Empiku. Już nie wspomnę o tym, że wielu wydań cyfrowych po prostu nie ma (tych do zdobycia legalnie). A zdawało by się, że wydanie cyfrowe ma wszystko, aby obniżyć ceny książek i zaoferować ich większą dostępność… Tak, wiem.. licencje itp. To też pokazuje, jak wydawcy, autorzy i pewnie z milion innych osób po drodze są pazerni.

    4
    • Olej pisze:

      z tego co rozumiem to abonamenty typu Legimi wliczaja sie do sprzedazy ebookow, bo jak przeczytasz w Legimi to rozliczaja to z wydawca jakbys kupil

      no i generalnie kazdemu jego porno, ja np wezme ebook z wielu powodow, ale juz na przyklad nie mam sily tlumaczyc znajomych czemu nie mam jakiegos spotify tylko tysiace fizycznych plyt na polce ;)

      9
      • Czytelnik pisze:

        Domyślam się, że jakiś % skapnie z Legimi, ale zapewne nie jest to taki % jak ze sprzedaży egzemplarza. Ciekawe jak to wygląda naprawdę? Jeżeli chodzi o Spotify – ja korzystałem z kodów przez kilka lat (raz się zgapiłem i nie anulowałem subskrypcji), ale obecnie korzystam z oferty Plusa (5 PLN za SIM, aby mieć Tidala za darmo na rok). Mam trochę płyt w domu, i część albumów kupiłem w Google Play, gdy ten jeszcze oferował muzykę. Wolę mieć fizyczne wersje, które mogę w dowolnym momencie odtworzyć. Tak samo mam z filmami – mam naprawdę sporo filmów na DVD/blu-ray, ale poza tym kilka usług SVOD. Z książkami mam podobnie (na półce kilkaset pozycji, w Kindlu kilkadziesiąt, a reszta to Legimi). Kupiłbym więcej ebooków, ale np taki Harry Potter, który w wersji cyfrowej jest dostępny w Google Store ma zabezpieczenie i na Kindle go nie wrzucę. Poza tym cena za wersję cyfrową to jakaś paranoja. W takim wypadku wolę mieć wersję papierową. A ludzie dziwią się potem, dlaczego nikt ebooków nie kupuje – cena, dostępność, zabezpieczenia…

        1
        • Koszyczek pisze:

          Wyniki sprzedaży ebooków to złożony problem i różne są pewnie tego przyczyny, ale sądzę, że jedną z głównych barier jest koszt samego czytnika, który mieści się przecież między 500 a 1500 zł. To spora bariera zważywszy, że książkę papierową na promocji można kupić i mieć od ręki za dwadzieścia kilka zł

          0
          • asymon pisze:

            No tak, ale czytnika nie kupuje raczej ktoś, kto czyta 2-3 książki rocznie. Jak kupujesz e-booki w promocjach, a nie jak @Czytelnik, drożej od papieru, zwraca się szybko.

            7
            • Koszyczek pisze:

              I tu jest też możliwa przyczyna problemu. Jako taka skala czytelnictwa. Jeżeli (poza studentami i uczniami czytającymi z musu lektury i podręczniki) statystycznie nie czytamy dużo książek tylko kilka maksymalnie kilkanaście rocznie, to ebooki i czytniki wydają się drogim luksusem. Dużą zmianę można upatrywać w dalszym rozwoju audiobooków, gdyż nimi można sobie urozmaicać inne aktywności niczym słuchaniem muzyki, i do audiobooka nie jest potrzebny drogi czytnik tylko apka i smartfon, którego i tak każdy ma

              4
            • Czytelnik pisze:

              Chyba się nie zrozumieliśmy – jeżeli widzę, że ebooka nie ma w Legimi, to patrzę czy dana wersja jest droższa w wersji papierowej, czy cyfrowej. Kupuję tę tańszą. I to też nie od razu, bo jeżeli cena jest (jak dla mnie zaporowa), to czekam. Mam na półce jeszcze tyle książek papierowych i w Kindlu do przeczytania, że szkoda mi po prostu pieniędzy. Są też wyjątki – taki Tolkien jest u mnie tylko w wersji papierowej (i ten po polsku i po angielsku). Tak samo jest z książkami o Bournie. Wszystkie części tylko w wersji papierowej. I kilka innych pozycji, których nie chciałbym mieć w wersji cyfrowej.

              Co do pochłaniania książek. Ja czytam dość wolno, poza tym inne obowiązki sprawiają, że czytam 2, góra 3 książki na miesiąc. Zależy od mojego humoru, sił, czy różnych zobowiązań. Moja żona natomiast pochłania książki. U niej lepiej sprawdza się Legimi. Ona jest w stanie przeczytać jedną książkę dziennie (w weekend), czasami w dwa dni (mowa o książkach mających około 300-400 stron). Później ma przestój na kilka tygodni i wraca do książek.

              1
    • Robert Drózd pisze:

      „Ja mając do wyboru papier lub plik, wezmę papier. ”

      Ale to przecież *zależy*. Ja wciąż kupuję książki papierowe, ale np. powieści od 10 lat tylko w e-booku. I każdy ma inną „strategię” zdobywania nowych książek. Wygoda e-booka i brak miejsca w domu na papier też może mieć tu znaczenie.

      9
      • Fretka pisze:

        Ja papier jak kupuję to muszę być naprawdę przekonana, że chcę. Półki nie są z gumy. Mieszkanie tym bardziej. Są serie, które kolekcjonujemy z mężem – Uczta Wyobraźni, książki z Tajfunów, Bezdroża i parę innych. Ale jeśli książki nie ma na Legimi ani Storytel, to najpierw celuję w ebooka, bo w 99% przypadków chcę jedynie pozycję przeczytać. Dopiero jeśli papier ma wartość dodaną lub nie ma ebooka, stawiam na półkę fizyczną.
        I dlatego dziś kupiłam kilka przewodników z Lonely Planet w formie elektronicznej, będziemy na telefonach przeglądać podczas wyjazdu :P

        3
      • mikeyoski pisze:

        Nie dotyczy pewnego wydawnictwa na „v”, które ma w najgłębszym poważaniu e-booki (nie wiem jak z audiobookami) ;)

        2
    • M-GB pisze:

      „[…] korzystałem z kodów przez kilka lat (raz się zgapiłem i nie anulowałem subskrypcji) […]” – XD

      Wydawcy, autorzy i inni pazerni? A co powiedzieć o takich januszach, jak ty? Wszystko by chciał za darmo…

      0
  12. Czytelnik A pisze:

    Na GPW można obejrzeć ostatni raport firmy konkurencyjnej czyli wydawnictwa Muza – co roku zysk netto ok. 3mln przy sprzedaży ok 30mln i rentowności 8% (wiele sektorów może pomarzyć o takiej marży). Jak mamy konkurencję na rynku rozrywki czyli TV, VOD, gry planszowe, komputerowe to po prostu użytkownik sie segmentuje i tendencja raczej bedzie oczywista – to tak jak z prasą. Z drugiej strony nie rozumiem ludzi narzekających, na ceny ebooków. W promocjach zazwyczaj mozna kupić coś pomiedzy 10-30zł… przy obecnej średniej krajowej to na prawde niewielki wydatek na 1 ebooka w miesiącu. Niektóre książki są pisane kilka lat – ciekawe ile osób chciałoby poświecić kilka lat na badania i opisanie potem tego za marny zarobek.

    2
    • Czytelnik pisze:

      Nie chodzi o to, że na e-booki czasami są jakieś promocje i kupisz taką książkę za np. 20 PLN, tylko o to, że ceny ebooków w stosunku do wersji papierowych są za wysokie (czasami takie same, zwykle jednak e-booki są droższe). Poza tym, nie czarujmy się – na ciekawe e-booki zwykle promocji nie ma, na książki papierowe tak.

      3
      • rudy102 pisze:

        Przecież to kompletna bzdura i jest dokładnie na odwrót. Na zdecydowaną większość ebooków są co jakiś czas dobre promocje, a na papier nie ma takich prawie w ogóle, nie licząc jakichś pojedynczych resztek, które się wygrzebie z koszy po 10 zł.

        5
        • Athame pisze:

          Żartujesz sobie? Książki papierowe mają w większości ceny na poziomie ⅓ ceny okładkowej (jak się wie gdzie kupować), a e-booki są incydentalnie przeceniane i nawet na przecenach są podejrzanie drogie.

          0
      • asymon pisze:

        Ale czy papierowe książki też kupujesz w „salonach” empik w cenie okładkowej? Tak się utarło, że ceny e-booków są (absurdalnie) wysokie, ale często są w promocji, więc jeśli nie chcesz/musisz kupić teraz-zaraz, to zwykle w ciągu miesiąca-dwóch da się kupić może nie za kilkanaście, ale sporo taniej niż papier w internecie. Pisał niedawno o tym na ŚCz Michał Michalski, szef ArtRage. Zresztą ceny książek rosną, nowe wydania, także e-booków, są droższe. Tyle że ceny okładkowe papieru to fikcja, więc na starcie w internecie masz 30-40% taniej.

        Dwie uwagi:
        1)Niektóre wydawnictwa nie robią dużych promocji, np. Zysk i S-ka, trzeba kombinować z promocjami sklepów, kodami rabatowymi, albo po prostu dłużej czekać.

        2) Niedawny wzrost cen papieru spowodował wzrost cen e-booków, hehe, na szczęście ceny papieru (i e-booków) wracają do rozsądnego poziomu. Czwarty tom Terra Ignota, „Być może gwiazdy” Ady Palmer kosztuje w wydaniu elektronicznym… 75 zł, ukazał się na górce cenowej. Ale w grudniu 2023 kupiłem za 24 zł – nie tanio, ale akceptowalnie, wcześniej było za 19,90, przegapiłem.

        0
      • asymon pisze:

        „na ciekawe e-booki zwykle promocji nie ma” – jest konkurencyjna do światczytnikowej porównywarka cen, coś o polowaniu w nazwie, ma ona historię cen, z wykresami, można sprawdzić konkretny tytuł.

        0
    • Robert Drózd pisze:

      Takie wyjaśnienie znalazłem: „Mocny wzrost przychodów, a w efekcie lepsze wyniki finansowe to zasługa m.in. bestsellerowego cyklu “Rodzina Monet” autorstwa Weroniki Marczak.” :)

      No i tak odnośnie cen – warto popatrzeć, że na Rodzinę Monet to ogromnych promocji nigdy dotąd nie było. Żadna z części po 9,90 zł nigdy nie hulała.

      2
  13. arn pisze:

    Nie warto pić mleka.

    2
  14. Book pisze:

    Co się dziwić. Czytelnictwo w Polsce trochę kuleje. Wg badań Biblioteki Narodowej w 2022 roku tylko co trzecia osoba wśród co najmniej piętnastoletnich Polek i Polaków w ciągu ostatniego roku czytała co najmniej jedną książkę.

    0
  15. Bogdan pisze:

    „Oczywiście przypadek ArtRage nie musi być reprezentacyjny dla rynku”. Panie Robercie, nie tylko nie musi, ale wręcz nie może, bo „reprezentacyjna” to jest np. kompania Wojska Polskiego. Natomiast przypadek wydawnictwa może być (bardziej lub mniej) reprezentatywny dla rynku.

    3
  16. Treo pisze:

    Irytujące, że analizy na temat czytelnictwa przedstawiane są zazwyczaj z perspektywy wydawców.
    Czytam ok 50 książek rocznie, celuje mniej więcej w jedną na tydzień. Liczę to co czytam „dla siebie” bo są jeszcze rzeczy bezpośrednio związane z pracą ale tego nie uwzględniam bo rzadko coś z tego przeczytam w całości. Raczej pojedyncze rozdziały.
    Ile z tego kupuje? Prawie nic. Większość pożyczam z bibliotek, jeżeli już cos kupię to najczęściej używki z olx. W zeszłym roku wszystko co kupiłem było wydane poza polską, po angielsku lub hiszpańsku, najczęściej w kraju pochodzenia jakieś lokalne publikacje wiec raczej traktuje je jako pamiątki z podróży.
    Kiedyś kupowałem dużo książek ale już z tego wyrosłem. W którymś momencie zorientowałem się, że trzymanie w domu kilkuset kilogramów makulatury niewiele wnosi do mojego życia. Poza tym, że przed znajomymi mogę się lansować na intelektualistę, tylko zbierają kurz i zajmują miejsce. Przy którejś przeprowadzce wystawiłem prawie wszystko na olx i sprzedały się w tempie ekspresowym. Ludzie którzy je kupili również nie wliczają się do statystyk wydawców na temat czytelnictwa.
    Ja oczywiście rozumiem, że takie podejście jest solą w oku wydawców zwłaszcza, że nie jestem w mniejszości – z bibliotek korzysta naprawdę dużo ludzi. Jednak rozciągnie wniosków ze sprzedaży nowych książek na poziom czytelnictwa jako taki jest delikatnie mówiąc nieuprawnione.

    9
  17. jimbeam pisze:

    Nie wiem jakie książki kupujecie, mnie interesują np. popularnonaukowe i czasem powieści. Topowe popularnonaukowe pozycje są w papierze niemal zawsze tańsze od ebooków, względnie kosztują podobnie. Co biorąc pod uwagę niedostatek odwzrowania ilustracji czy map w ebookach, a także formy wydania papierowego (często to HC z obwolutą) wydaje się po prostu łupieniem e- czytelnika. Nic takiej polityki cenowej nie uzasadnia. Ktoś pisał, że niby wydatek za czytnik się po czasie zwraca… no nie wiem, nie w moim przypadku, skoro za gorzej wydane książki nie place wcale mniej. A co do rzekomych promocji – jedyne czym skutkują to tym, że lagwiej eczytelnia przekonać do kupienia większej ilości książek na raz w stosunku do czytelnika anologowego. A przy porównaniu wydatkowanych kwot w przeliczeniu na egzemplarz – po prostu nie wychodzi taniej. (promocje na papier 2+1 też nie są rzadkoscią, do tego istnieją biblioteki, ksiazkodzielnie gdzie można brać sobie książki za darmo, no i łatwiej trafić książkę do pożyczenia od anologowego znajomego). Korzystam z czytnika od co najmniej 5 lat, głownie ze względu na brak miejsca, ale ciągle czuje się przez polskich wydawców i księgarzy robiony w balona.

    2
    • Athame pisze:

      Nie tylko książki popularnonaukowe w papierze są tańsze od e-booków. Właściwie wszystkie, które sprawdzałem (ponad 50 tytułów, więcej mi się nie chce). Oczywiście porównywać możemy ceny regularne (nie ceny okładkowe!) jednego i drugiego lub ceny promocyjne – też jednego i drugiego. W oby przypadkach, ceny e-booków są absurdalne i wynikają jedynie z pazerności wydawców i innych pośredników (no i trochę z kulawego prawa).

      0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.