Ceny e-booków wywołują wciąż sporo emocji. Niektórzy na nie narzekają, inni liczą oszczędności, ale nie da się ukryć, że pojawia się wokół nich dużo nieporozumień.
Temat poruszałem tutaj wiele razy – na przykład pytałem czy faktycznie książki są w Polsce drogie?
Michała Michalskiego wiele osób zna z BookRage, a obecnie wydawnictwa i księgarni ArtRage. Na swoim profilu w serwisie Threads niedawno opublikował dwa obszerne wątki na temat cen e-booków. Pomyślałem, że mogą być dla Was bardzo ciekawe.
Za jego zgodą publikuję je poniżej po niewielkiej redakcji.
Część I: czemu e-booki kosztują tyle ile kosztują
Ebooki. Wiele osób uważa że drogie, za drogie, w ogóle że coś kosztują to skandal i tylko pazerność wydawców.
Poniżej wyjaśnienie, czemu ebooki kosztują w Polsce tyle ile kosztują, dlaczego nie może być inaczej, oraz że wydawcy mają tutaj najmniej do powiedzenia. Najważniejsze są tu dwa aspekty.
Aspekt licencyjny. Znaczna część rynku książki w Polsce to pozycje tłumaczone z innych języków. Jako polscy wydawcy kupujemy licencję na ich sprzedaż na polskim rynku. Podstawowa jest na papier. Bywa, że za ebooka trzeba dopłacić. Ale co najważniejsze: standardem jest ustalenie minimalnej (często rosnącej wraz ze sprzedażą) tantiemy od każdego sprzedanego ebooka.
Bardzo popularne jest też ustalanie minimalnej ceny sprzedaży, ściśle powiązanej z ceną papieru (np. nie można sprzedawać ebooka za mniej niż 50% ceny detalicznej papieru, bo inaczej trzeba będzie dopłacić różnicę w tantiemie.
Co równie istotne, tantiemy od ebooka są znacznie wyższe niż te na papier. Na przykład: od papieru jest 10% od ceny detalicznej dla właściciela prawa, ale od ebooka jest 30% od ceny sprzedaży.
Wiele osób często powtarza argument, że ebook powinien być znacznie tańszy niż papier, bo przecież nie tworzy kosztów stałych (abstrahując od tego, że tworzy, ale inne i mniejsze). No więc ta różnica w kosztach jest często niwelowane przez wyższe tantiemy niż za papier.
Pokutuje też mit tego, że dobro cyfrowe WŁAŚCIWIE NIC NIE KOSZTUJE i POWINNO BYĆ ZA DARMO BO W SUMIE TO KUPUJE POWIETRZE.
Tylko że ten ebook został wyprodukowany PRZY OKAZJI książki, którą się przetłumaczyło (koszt), do której się kupiło licencje (koszt), złożyło (koszt), zredagowało (koszt) i zrobiło korektę albo i trzy (to wiadomo nie u każdego ;)). To wszystko koszty składające się na książkę. Ebook nie powstał w oderwaniu od nich. Nie jest czymś, co wzięło się z powietrza.
Aspekt modelowy. Ponieważ rynek ebooków ukształtował się w modelu SPECJALNYCH OKAZJI, bardzo mało ludzi kupuje ebooki bez SPECJALNEJ OKAZJI.
Inaczej mówiąc: Jeśli nie zrobisz jakieś fajnej i atrakcyjnej promocji, która pełni też trochę funkcje i informacyjną o książkach, nikt ich nie kupi. Zakupy ebookowe najczęściej odbywają się bowiem na zasadzie tak zwanego „instant buya” i na bardzo krótkim „loncie” potrzeby zakupu.
Co oznacza mniej więcej tyle, że aby zrobić atrakcyjną promocję, by ktokolwiek zechciał kupić ebook, musisz mieć z czego zejść.
Podsumowując: aby sprzedać ebooka musisz zrobić atrakcyjną (dużą) obniżkę. Np. 40-60%
Ale nie może to złamać zapisu w licencji wiążącej minimalną wypłatę z ceną papieru (tantiema od min. 50% ceny det. papieru).
Musisz więc cenę bazową ustalić na takim (wyższym poziomie) abyś mógł dużo zejść, bo jak zaczniesz z niskiego progu to na nikim twoje promo na 10% nie zrobi wrażenia i nie kupi.
I jeszcze na temat wypożyczeń.
Większości zagranicznych tytułów nigdy nie będzie na subskrypcjach typu empik go. Legimi jest tu wyjątkiem i ewenementem, bo płaci uczciwie. Empik Go czy subskrypcje audiobooków takie jak Storytel poszły full-Spotify, co łamie licencje zagraniczne, które są zresztą pisane właśnie w ten sposób, żeby uniknąć tego co spotkało rynek muzyczny. Czasami zresztą mają wręcz jasny zakaz umieszczania książki w modelach subskrypcyjnych i/lub streamingu.
Link do źródła (tam też odpowiedzi i wątki poboczne)
Część II: o co chodzi z rynkiem książki w Polsce
Jedziemy dalej z tematem DLACZEGO EBOOKI TAKIE DROGIE, albo jak kto woli: DLACZEGO POLSKI RYNEK KSIĄŻKI TAKI ZJ***NY.
Omówiliśmy już dlaczego ebooki kosztują tyle ile kosztują, ale to co jest tutaj bardzo istotne to relacja ceny ebooka do ceny papieru.
Najważniejsze co musicie wiedzieć to to, że wydawca w dużej części ma kontrolę nad ceną ebooka w dystrybucji. Natomiast kontroli nad ceną papieru nie ma żadnej.
Aktualnie cena detaliczna papieru to jest trochę pic. Oczywiście, trzeba ją ustalić, bo to od niej liczy się tantiemy dla autorów (przynajmniej zagranicznych), oraz jest ona punktem odniesienia dla tego jak bardzo wolno, albo nie wolno nam przecenić ebooka (o czym było w poprzednim wątku).
Natomiast prawie żaden klient indywidualny (sprawdzić, czy nie chodzi do księgarni kameralnych ;)) nie kupuje po cenie detalicznej. Co natomiast ważniejsze: żaden klient hurtowy, tj. dystrybutor też nie.
Oczywiście to normalne, że dystrybutor/hurtownik płaci mniej, bo przecież musi narzucić sobie marżę. To nie jest problem. Bo problemy są właściwie dwa.
Po pierwsze, primo, wysokość rabatu bazowego, to jest takiego, z jakim dystrybutor bierze od wydawcy książki (ważne: bierze, to nie znaczy, że kupuje, bo może je sprzeda, a może za pół roku zwróci). Ten rabat bazowy zazwyczaj jest większy niż połowa ceny detalicznej (aka okladkowej) danej książki.
Jak wydawca jest bardzo duży i trzeba się z nim liczyć to niekiedy poniżej 50%. Jak nie jest, to niektórzy dystrybutorzy żądają nawet większego niż połowa ceny okładkowej rabatu bazowego
Rabat bazowy, czyli mniejszego nie ma, ale może być większy. Na przykład, jeśli dystrybutor organizuje „specjalną akcję promo” dla swoich kontrahentów (to jest księgarni, bibliotek, etc) to można w tej akcji wziąć udział, pod warunkiem że udzieli się dodatkowego rabatu. Np kolejnych 7% albo 5% albo 10%. Na jakieś książki, albo na wszystkie.
Oczywiście można by napisać, że jak taki czy owaki dystrybutor nie pasuje, to można iść do innego. Problem taki, że nie bardzo można. Po pierwsze dlatego, że tych dystrybutorów, którzy faktycznie robią robotę jest kilku. Po drugie dlatego, że nie spotkałem się z tym, aby któryś dystrybutor proponował diametralnie inne warunki od pozostałych.
I co najważniejsze: dystrybutorzy bywają właścicielami bądź spółkami powiązanymi z dużymi sieciami księgarń. Wiecie… takimi, w których trzeba być, bo inaczej to śmierć.
Inna sprawa, że dystrybutorzy jakby nieco podzielili się na segmenty rynku. Jak chce się sprzedać do bibliotek, to trzeba być u X. Ja chce się do kameralnych to u Y, a w ogóle to kioski Ruchu są u Z, inmedio u A, a sieci handlowe u B. Chcesz być wszędzie, musisz być u wszystkich.
No ale dochodzimy (wiem, powoli) do sedna sprawy. Czyli tego co się dzieje z książką gdy bierze ją dystrybutor. A dzieje się to, że tracimy nad nią kontrolę.
Gdy do dużej księgarni ebookowej trafia plik, najczęściej trafia bezpośrednio od wydawcy (są duzi pośrednicy, ale ich głównym celem jest ułatwienie obsługi technicznej przedsięwzięcia). Duże księgarnie ebookowe też mają rabat bazowy na którym mogą sobie operować (tzn. przeceniać w jego granicach ebooka wg swojego uznania) i ponieważ rabat bazowy nie jest zbyt wielki, cena ebooka mniejsza, to aby coś zarobić na sprzedaży bez akcji promo, księgarnia nie szaleje z przeceną.
ALE! gdy chce zrobić jakąś super promkę to MUSI zapytać o zgodę wydawcy, który albo udzieli dodatkowego rabatu albo nie. I to on decyduje jak duży ten dodatkowy rabat będzie. Przy papierze to dystrybutor dyktuje warunki i albo je przyjmujesz albo wypad.
Gdy papier trafia do dystrybutora, a on dostarcza go do detalistów (np. duża księgarnia internetowa na B albo jeszcze większa na E), wydawca nie ma żadnej kontroli nad polityką cenową swojego produktu.
Detaliści, ponieważ kupili od dystrybutora – dla przykładu z 53% rabatem (dystrybutor zostawił sobie 2% marży na co może sobie pozwolić, ponieważ sprzedaje tysiące książek dziennie), z uwagi na trwającą wojnę cenową, która nigdy się nie skończy, od razu, od dnia pierwszego, przeceniają książkę np. o 48%, zostawiając sobie 5% marży, na co mogą sobie pozwolić, bo sprzedają tysiące książek dziennie ;) A jak tytuł bardzo idzie i trzeba przycisnąć konkurencję, to zejdą i do 1% marży.
Czyli zrobią coś, na co mali gracze (księgarnie i sami wydawcy) nie mogą sobie pozwolić.
Podsumowując: papier jest często tańszy niż ebook, bo wydawca nie ma nad tym żadnej kontroli, a nie może odmówić tym, którzy mu takie warunki narzucają, bo zasadniczo w tym momencie mógłby zwinąć interes.
Link do źródła (tam też odpowiedzi i wątki poboczne)
Podsumowanie
I ponownie Robert. :) To co napisał Michał nie jest zapewne tajemnicą dla osób siedzących w branży książkowej, ale czytelnikom może wyjaśnić parę rzeczy.
Jak widzimy, kwestia ceny wynika z tego jak działa ogólnie rynek książki papierowej w Polsce. Dystrybutorzy wymuszają walkę na rabaty, przez to ceny okładkowe papieru rosną, aby wydawca miał jakiś zarobek na „swojej” połowie ceny. No, a ceny e-booków są często powiązane z papierem.
Pojawiają się głosy, że sytuację mogłoby uzdrowić wprowadzenie jednolitej ceny książki, o czym już było tutaj wiele tekstów. Według mnie ustawa w obecnym kształcie nie pomoże, bo projekt PIK nie przewiduje innych relacji między wydawcami i dystrybutorami. Zresztą wielu dużych dystrybutorów i sprzedawców taką ustawę popiera. Ale jak twierdzi Michał – inny kształt takiej ustawy byłby możliwy, tylko kto ma ją napisać?
Ale wróćmy do cen e-booków.
Osobiście podtrzymuję to, co mówiłem nieraz – jeśli chcemy kupić e-booka „od razu”, to czasami jest drogi, tak samo jak byśmy weszli po książkę papierową do księgarni na rogu. Płacimy cenę okładkową, ale książkę mamy natychmiast.
Ale jeśli skorzystamy z porównywarki, zajrzymy do okazji cenowych, albo ustawimy alerty – okaże się, że wiele tytułów kupimy poniżej 20 złotych. A do czytania tyle jest, że nie trzeba kupować wszystkiego od razu. Tak więc e-booki są tym tańsze, im więcej okażemy cierpliwości.
Grafika: Midjourney
Jeśli pan Michał będzie to czytał… Drodzy wydawcy:
Cz. 1:
Aspekt licencyjny: czyli ebooki od rodzimych autorów powinny być tańsze od zagranicznych, prawda? PRAWDA?
Aspekt modelowy: to jest patologia, którą sami podtrzymujecie. Nie róbcie tego.
Cz. 2:
No bardzo mi przykro. Może olejcie dystrybutorów którzy z was zdzierają? Pchajcie książki na Legimi, skoro płaci uczciwie. Albo załóżcie własną platformę sprzedażową. Nie, to nie jest aż tak drogie. Porównywarki chętnie was uwzględnią. Z resztą, jak ktoś chce kupić książkę, to wpisuje jej tytuł w google. Jak zamiast woblinka czy innego ebookpointa wyskoczy wasz sklep, to człowiek kupi u was.
Pchacie swoje ebooki w jakieś empiki czy inne sklepy, które są wobec was nieuczciwe, zdzierają z was, odzierają was z kontroli nad ceną. I zamiast próbować ten stan zmienić, to płaczecie w Internecie, że ludzie narzekają na ceny. No błagam, to jest żałosne.
Podsumowując, dalej odmawiam kupowania książek na waszym patologicznym rynku. Jeśli książka jest w Legimi, to czytam na Legimi. Jeśli jej tam nie ma, to jej nie czytam. Jeśli ebook jest droższy niż papier, to robicie to źle.
Niestety komentarz pokazuje, że nie ważne ile książek się przeczyta, czytanie ze zrozumieniem nadal może być ponad możliwości niektórych.
Może to ty niewiele zrozumiałeś, albo nie nadążasz…
Sorry, ale napisałeś komentarz typu „ale dlaczego wszyscy nie chcą być młodzi, zdrowi i bogaci?” i dziwisz się, że ktoś się przyczepił…
„Olejcie dystrybutorów” – doskonały pomysł, dlaczego ci głupi wydawcy jeszcze na to nie wpadli?
Napisałem go, bo padły argumenty pt. „niedasiebonie”. I okej niedasie, będą płakać jak im dystrybutorzy zrobią monopol typu allegro czy amazon i narzucać z każdym rokiem coraz większe prowizje. Sprzedaż ebooka nie wymaga rozbudowanej infrastruktury, punktów sprzedaży i logistyki jak w przypadku książki papierowej, czy innych dóbr fizycznych. Jak kontrahent ciśnie, to się negocjuje, albo szuka innych opcji, takie jest podejście biznesowe. Nie wiem, mam tutaj pięć sił Portera rozrysować?
Nie monopol, a oligopol. I nie będzie, a od dawna jest. I jest to jedno ze źródeł problemu zawyżonych cen okładkowych.
Słusznie, oligopol. Ale czy już jest kompletnie zabetonowany to bym się spierał. W każdym razie, może być coraz gorzej, te problemy się będą pogłębiać, i żale na Threadsie nie pomogą.
Patrzysz na to tylko z punktu widzenia handlu ebookami. Ale jak to już wyjaśniono, kluczowy jest papier i fakt, że część sprzedaży odbywa się wyłącznie „analogowo”, bez żadnego sprawdzania w porównywarkach nawet. Dlatego żaden większy wydawca, sprzedający coś, co nie jest kompletną niszą, nie strzeli sobie w głowę i nie oleje dystrybutorów.
Ale problem z dystrybutorami dotyczy _papieru_, a nie ebooków. Tak, oczywiście mogą też założyć własne firmy dystrybuujące książki i sprzedające książki i nawet sami mogą pisać i czytać te książki.
>Aspekt modelowy: to jest patologia, którą sami podtrzymujecie. Nie róbcie tego.
Nie. To patologia, którą podtrzymują klienci, a do której przez nich zmuszeni są wydawcy. Gdyby ludzie nie polowali na okazji, to by można było od nich odejść, a nie pędzić ku nim, aby ktokolwiek kupił ebooka.
>Aspekt licencyjny: czyli ebooki od rodzimych autorów powinny być tańsze od zagranicznych, prawda? PRAWDA?
Są. A jeśli nie są na samym starcie (a są) to też są dużo mocniej przeceniane, bo mogą.
>No bardzo mi przykro. Może olejcie dystrybutorów którzy z was zdzierają?
Jest bardzo jasno i dość dokładnie wytłumaczone, dlaczego nie można tego zrobić.
>Albo załóżcie własną platformę sprzedażową.
Ale tu jest mowa o papierze. Więc nie wiem co pan proponuje. Założyć własną księgarnie która będzie konkurować z Empikiem, czy co dokładnie?
> Jak zamiast woblinka czy innego ebookpointa wyskoczy wasz sklep, to człowiek kupi u was.
Czyli ad poprzednie zdanie, pomylił pan porządki i nośniki, albo nie przeczytał do końca.
>Jeśli ebook jest droższy niż papier, to robicie to źle.
Jeszcze raz: nie. nie robimy tego źle. Bo to nie my to robimy. Wszystko jest w artykule.
To nie konsument jest winny sytuacji tylko wydawcy i sprzedawcy. Konsument jak ma możliwość to kupuje taniej na promocji, ma takie prawo i takie są prawa rynku (popytu i podaży). Ale to rynek książki w Polsce jest zepsuty właśnie przez was wydawców i księgarzy. Regularna cena ebooka powinna być niższa od ceny książki papierowej o koszt druku i papieru. Tego wymaga elementarna uczciwość. Koniec kropka
Problemem jest, że na rynku nie ma sytuacji win-win jak chcą nam wmówić różni tacy (nie chodzi mi o Michała z Artrage). Jeśli ktoś zarobi, to ktoś inny straci, nie ma tu cudów. Przypomnijcie sobie, co się stało z cenami e-booków przy 1) obniżce VAT na e-booki 2) gwałtownym wzroście cen papieru.
To że „klient” musi mieć promocję to niezaprzeczalny fakt, pamiętam wydawnictwo Mayfly, którego (podobno, nie pamiętam gdzie przeczytane) e-booki w cenie „okładkowej” 10 zł nie sprzedawały się, co innego przecenione z 25 na 15 ;)
Ale ciężko mi patrzeć, jak np. w Świecie Książki papier kosztuje 30 zł a ebook 50. Trochę rozwiązaniem jest nexto Premium, ale ma swoje wady, poza płaceniem za ten rabat.
Panie Michale, no niestety, ale nie ma pan racji. Klient zawsze szuka najlepszej ceny dla siebie. Jeśli wydawca nie zawalczy o najlepsze warunki dla swojej firmy, to klient za niego tego nie zrobi.
Nie, ebooki rodzimych autorów nie są tańsze. Proszę nie kłamać.
>Jest bardzo jasno i dość dokładnie wytłumaczone, dlaczego nie można tego zrobić.
Jest wytłumaczone, ale niezbyt dokładnie. I niestety, mało przekonująco.
>Czyli ad poprzednie zdanie, pomylił pan porządki i nośniki, albo nie przeczytał do końca.
Nie interesuje mnie papier, możecie go w ogóle nie wydawać, dla mnie bez różnicy. Empik również sprzedaje ebooki. I jest symbolem zdzierania z wydawców. Do tego się odnosiłem.
>Jeszcze raz: nie. nie robimy tego źle. Bo to nie my to robimy. Wszystko jest w artykule.
Bzdura. Robicie to źle, i to WY to robicie. Konsument kupuje najtaniej jak może. Dystrybutor rozgrywa to jak najlepiej dla siebie. Wy płaczecie w Internecie.
Akurat Artrage bardo często ma w promocji książki po kilkanaście zł (własne), niedawno się jedną skończyła, jakoś przed świętami. Ile według ciebie powinien kosztować ebook? 9 czy 15 zł to za drogo? Bo po tyle były.
>Ale tu jest mowa o papierze. Więc nie wiem co pan proponuje. Założyć własną księgarnie która będzie konkurować z Empikiem, czy co dokładnie?
A czemu nie? Znam sporo przykładów książek, które odniosły sukces, a były wydawane własnym sumptem przez autorów i sprzedawane poprzez ich bieda strony internetowe. Wydawnictwo stać na zrobienie profesjonalnego sklepu internetowego.
Poza tym e-handel to przyszłość. Ja – będąc już człowiekiem w średnim wieku – prawie wszystko kupuję w sieci, ze spożywką włącznie. A podejrzewam, że młodsze pokolenia są tym bardziej do tego skłonne.
>Gdyby ludzie nie polowali na okazji,(…)
Ja mam w d… „okazje”. Nie obchodzi mnie, czy książkę przeceniono o 10%, czy 90%. Jak mam ochotę coś kupić, to kupuję – u tego, kto aktualnie ma najtaniej. I chociaż mam kindla, to większość książek kupuję w papierze – bo zwyczajnie wolę papier, a ebook musiałby być znacznie tańszy, żeby mnie do zakupu zachęcić. Tyle, że zwykle nie jest.
Autorzy wydający własnym sumptem koncentrują się wyłącznie na jednym tytule i nie potrzebują do tego niczego bardziej zaawansowanego niż najprostsza platforma z obsługą płatności. Jeśli ktoś twierdzi, że dla wydawcy stworzenie osobnej platformy, utrzymanie jej i rozreklamowanie (a niedawno przecież Prószyński zamknął swój sklep, a nie jest to wydawca z dwoma tytułami na krzyż) to taki pikuś, to pokazuje to tylko odklejenie i brak znajomości faktów o rzeczy, o której się wypowiada. No ale w polskim internecie to przecież norma.
Nikt nie każe tworzyć platformy od zera, bo to faktycznie kosztuje w mać pieniędzy. Są dostępne rozwiązania, albo opensourcowe, albo płatne (i to stosunkowo niewiele) do sklepów internetowych. Jedyne co należałoby domontować, to wklejanie znaku wodnego i automatyczna rozsyłka tych dokumentów. Samo utrzymanie platformy to też nie są grube tysiące miesięcznie. Raczej setki. I mówię to jako deweloper.
Może Prószyński po prostu ugrał sobie lepsze warunki?
Po raz kolejny udowadniasz, że nie masz pojęcia, o czym się wypowiadasz. Właśnie dostępne rozwiązania sprawiają, że założenie platformy to pikuś, ale jej dalszy rozwój i utrzymanie – to są prawdziwe problemy.
Oczywiście, wszyscy się mylicie, nikt z was nie ma racji. Musisz być duszą towarzystwa.
Nikt mnie nigdy nie przekona, że ebook w regularnej cenie nie powinien być przynajmniej tańszy o koszt druku od książki papierowej. To co ma miejsce obecnie jest po prostu nieuczciwe względem konsumenta książki. Nikt przecież o zdrowych zmysłach nie mówi też, że ebooki mają być za darmo i nie uwzględniać kosztów licencji. Wydawcy sami sobie robią krzywdę, bo taka polityka cenowa zniechęca do ebooków tym bardziej, że pamiętajmy, iż wejście w ebooki oznacza zainwestowanie co najmniej 500 zł na czytnik. A tak to widzę z lektury powyższego, że ebook jest po prostu traktowany przez wydawców jako dojna opływająca mlekiem/kasą krową… (bo nad ceną detaliczną papieru nie mają kontroli)
Może i powinien być tańszy o koszt druku, ale jak jest dość jasno napisane w artykule, nie będzie, bo ta roznice zjada wyższą niż na papierze tantiema.
Musicie się państwo zdecydować. Czy autor ma zarabiać lepiej, co jest postuloeane regularnie, czy klient ma mieć taniej.
Fikcja modelu promocyjnego polega na tym że prawie w ogóle nie sprzedajecie ebookow w tych regularnych zawyżonych cenach tylko na promocjach 40% czyli efektywnie ebook kosztuje ok. 19-25 zł. Gdyby skończyć z ta fikcją i dać takie regularne ceny ebookow to by ludzie po prostu nabrali przekonania że ebooki są tańsze i że warto w nie wejść ale wy (wydawcy i sprzedawcy w jednym) się właśnie tego boicie bo to oznacza presję cenową na papier i obniżenie wartości rynku wydawniczego. I taka jest moja diagnoza sytuacji. Przy okazji… Woblink = Znak, Publio = Agora, Empik = WAB i tak dalej… Więc skończmy z tą sciemą kto tu dyktuje mechanizm promocji i nim steruje, oczywiście że najwięksi wydawcy którzy też sami sprzedają ebooki
>Nikt mnie nigdy nie przekona, że ebook w regularnej cenie nie powinien być przynajmniej tańszy o koszt druku od książki papierowej.
Ale przecież jest. To te 3-5 zł różnicy w cenie bazowej między papierem i ebookiem.
Koszt wydruku książki papierowej nawet przy wysokich nakładach to 10-15 zł (co może sobie każdy sprawdzić w necie bo drukarnie mają kalkulatory wycen wydruku) i co najmniej o tyle ebook powinien być tańszy a nie 3 zl. To wydawcy psują rynek, bo boją się regularnej niższej ceny ebooka, aby nie wywoływała ona presji cenowej na książkę papierową. To wy wymyśliliście model promocyjny i go wałkujecie, konsument po prostu kupuje taniej jak może, bo czuje że ebooki są za drogie. I słusznie, ebook nie jest po prostu wart tyle co książka papierowa tylko ze 40% mniej
>Koszt wydruku książki papierowej nawet przy wysokich nakładach to 10-15 zł (co może sobie każdy sprawdzić w necie bo drukarnie mają kalkulatory wycen wydruku)
Są książki których druk wynosi 10-15 zł i są takie, których druk kosztuje 5. Zależy od oprawy i objętości oraz użytych materiałów.
Nasze ebooki są prawie zawsze w cenie bazowej tańsze o 10-15 zł od swoich odpowiedników papierowych.
To się chwali, ja akurat nie jestem swiadomy polityki cenowej ArtRage bo przyznaję bez bicia, że mnie wasza oferta wydawnicza dotąd nie zainteresowała, lubię literaturę przyrodniczą, podróżniczą i fakt z historią w tle. Tego u was jest mało albo w ogóle. Poza tym korzystam głównie z abonamentów i uważam, że ten model jest przyszłością i on będzie coraz popularniejszy. Kupuję tylko książki wybitne i wyjątkowe
Koszt druku to raz, ale jest jeszcze koszt składowania i dystrybucji – to pewnie drugie tyle. Po prostu rżną nas jak chcą, a my się na to godzimy.
Dla mnie sprawa jest jasna: e-book minimum 40 proc. tańszy od papieru, a nie droży (jak chcą niektórzy patologiczni sprzedawcy). Tyle.
Nie jest traktowany jak dojna krową, bo sprzedaje się go relatywnie i tak w ogóle, zwyczajnie, bardzo mało. Dużo mniej niż papieru. A cała roznice z zysku zjada wyższą tantiema.
I jeszcze raz. To nie wydawcy ustawili rynek ebookowy nastawiony na promocję. Ja bym mógł zrobić stała i nienaruszalna cenę ebooka np 20 zł. Problem w tym, że nie biorąc udziału w promocjach u dużych graczy (woblink, publio) stracę 70% ebookowej sprzedaży, bo zrezygnuje z ekspozycji na tych serwisach, która odbywa się właśnie na zasadzie aktualnych promek.
To ciekawe co Pan pisze… ale odkąd powstał sklep z ebookami wydawnictwa PIW to WSZYSTKIE wydane przez PIW ebooki (a trochę tego było) kupiłem właśnie tam po 20zł, a nie w księgarniach ebookowych. Więc ciekawi mnie czy PIW stracił 70% ebookowej sprzedaży w ten sposób?
Pisze Pan z jednej strony o promocyjnej patologii w sprzedaży ebooków, a z drugiej strony, że to wydawcy kontrolują cenę ebooka. Proszę wybaczyć, ale w takim razie to ja nie widzę logiki w Pańskim wywodzie. Przykład PIW pokazuje, że istnieje inny model kontroli ceny ebooków i jak się chce to można.
A oskarżanie czytelników książek o to, że to oni są winni patologii rynku księgarskiego (a może tylko ebookowego, bo to Pan stwierdził wprost w jednej z powyższych odpowiedzi), to jest dla mnie już argument „przekomiczny”. Czy to czytelnicy sami sobie stworzyli pierwszą patologiczną promocję i tak już poleciało i od tamtego momentu nie dało się nic sprzedać bez promocji? Czy to może jednak tzw. „rynek księgarski” (wydawca, dystrybutor, sklep, …?) wpadli ma taki pomysł? I jeśli tak, to jaki był do tego powód?
Mimo wszystko myślę, że czytelnicy lub inaczej, kupujący książki, patrzą bardziej na finalną cenę końcową w zł przy przelewie niż na procent zniżki. Nie ukrywam, że wolę zapłacić mniej niż więcej, co chyba jest naturalne w przypadku wszelakich zakupów. Ale naprawdę wolałbym racjonalną cenę np ebooka historycznego niż windowanie ceny do poziomu powiedzmy 120zł, żeby potem łaskawie zrobić mega-promocję na 70zł. Mnie ten akurat przykład ciekawi najbardziej, bo jeszcze całkiem niedawno cena bazowa takich ebooków oscylowała między 40-50zł, żeby w krótkim czasie wystrzelić na poziom 100-120zł. Ale to być może wina czytelników…
Mimo, że nie do końca zgadzam się z Pana argumentami, to szczerze życzę sukcesów wydawniczych i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, bo lepiej żeby książki były wydawane, niż nie były :)
>To ciekawe co Pan pisze… ale odkąd powstał sklep z ebookami wydawnictwa PIW to WSZYSTKIE wydane przez PIW ebooki (a trochę tego było) kupiłem właśnie tam po 20zł, a nie w księgarniach ebookowych. Więc ciekawi mnie czy PIW stracił 70% ebookowej sprzedaży w ten sposób?
Ok, Pan kupił. To jest anegdata. Pańskie doświadczenie. Moje, wielomiesięczne, wielotytułowe jest takie: u nas na wydawnictwie ebooki kupuje niewiele osób relatywnie. Na woblinku (przykładowo) bez promocji, do której zaprzęgnięta jest odpowiednia kampania reklamowa, właściwie nikt. A jak promocja wjedzie, to sprzedaż rośnie lawinowo. Bo promocja w księgarni ebookowej = ekspozycja.
>Mnie ten akurat przykład ciekawi najbardziej, bo jeszcze całkiem niedawno cena bazowa takich ebooków oscylowała między 40-50zł, żeby w krótkim czasie wystrzelić na poziom 100-120zł. Ale to być może wina czytelników…
Nie, to wina zagranicznych licencji, które uzależniają cenę ebooka od ceny papieru. Jest to dość klarownie, wydaje mi się, wytłumaczone. Plus rosnących w miarę sprzedaży tantiem.
To w takim razie coś nasi polscy wydawcy chyba słabo negocjują, bo jak rozumiem u nas licencje są horrendalnie drogie oraz ostro strzeżone karami, a na zachodzie w krajach anglojęzycznych już najwyraźniej nie?
Podam wprost przykład najnowszej książki Beevora, która w oryginale mogła kosztować około 2 dolary w wersji elektronicznej, ale w polskiej licencji jak rozumiem nie wolno zejść poniżej połowy ceny okładkowej papieru, która wynosi 150zł. Zatem za sprzedaż wersji elektronicznej poniżej 75zł są/powinny być naliczane kary. I teraz biedny Woblink, a może wydawca będą musieli je ponieść, gdyż ebook przekroczył magiczny próg i dziś jest rzeczywiście w mega-promocji za niecałe 60zł…
Brutalny ten biznes książkowy :(
„Mimo wszystko myślę, że czytelnicy lub inaczej, kupujący książki, patrzą bardziej na finalną cenę końcową w zł przy przelewie niż na procent zniżki. Nie ukrywam, że wolę zapłacić mniej niż więcej, co chyba jest naturalne w przypadku wszelakich zakupów. Ale naprawdę wolałbym racjonalną cenę np ebooka historycznego niż windowanie ceny do poziomu powiedzmy 120zł, żeby potem łaskawie zrobić mega-promocję na 70zł. Mnie ten akurat przykład ciekawi najbardziej, bo jeszcze całkiem niedawno cena bazowa takich ebooków oscylowała między 40-50zł, żeby w krótkim czasie wystrzelić na poziom 100-120zł. Ale to być może wina czytelników… ”
Święte słowa! Podpisuje się pod tym obydwoma rękami.
Ebooki historyczne skoczyły najbardziej do góry! Daje się to odczuć najbardziej na Woblinku (Znak).
Kiedyś książki historyczne były w promocji po 20-25 zł. Teraz po rabacie jest 50-70 zł – matko co to za cena, to jest jakiś kosmos!!!
Nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłem ebooka historycznego na Woblinku. – Sad But True!
„Kiedyś książki historyczne były w promocji po 20-25 zł.”
Chodzi ci o wydawnictwo Magnum na przykład? W 2018 zostało przejęte przez Bellonę, czy też Dresslera. Czy jest jakiś związek? Nie wiem, może.
http://wydawnictwo-magnum.pl/aktualnosci
Niekoniecznie. Nawet „czarna seria” Znaku jeszcze w poprzednim „rozdaniu” (1-2 lata temu) była po około 40zł (zobacz na jeszcze dostępne w Woblinku starsze pozycje Beevora) „ceny okładkowej ebooka” (a i promocje na Znak były częstsze i pewno za 25zł dało się je raz na kwartał dostać). Teraz poniżej 100 to coraz rzadziej. Na dniach ma być „Wojna Stalina” i aż się boję ceny ebooka – a mityczne 48% o którym pisał powyżej Pan Michał, to na Znak się nie pojawia nigdy… jest 47 ale chyba tylko do jutra, czyli „Wojna Stalina” sprzeda się dopiero za rok ;))
Jak to nie wydawcy? Bez żartów, pan to jednak sciemnia jak może… Woblink = Znak a Publio = Agora
Są wydawcy i są wydawcy. Trudno zestawiać takie np Filtry ze Znakiem.
Co nie zmienia faktu, że największe platformy sprzedaży ebooków w Polsce (może z wyjątkiem Nexto) są w rękach wydawców, więc to oni odpowiadają za politykę cenową na tych platformach. A Znak jest najlepszem przykładem hermetycznego, monopolistycznego podejścia: nie dzielimy się z nikim swoją ofertą, nie udostępniamy jej w abonamencie, sprzedajemy tylko w swojej księgarni po możliwie najwyższych cenach… W efekcie dochodzi do takich patologii jak ceny książek Normana Daviesa
I ile jeszcze takich przykładów podasz? WAB = Virtualo + empik, Helion, dość niszowy jednak (choć jest cała grupa typu Sensus czy Bezdroża, ale to wszystko wąska specjalizacja), i…?
OK, Literackie ma swój sklep, czasem wchodzą niezłe promocje, PIW sprzedaje u siebie e-booki po 20 zł. Dużo to? Mało? Zresztą mam wrażenie że oni nie traktują ebooków jakoś specjalnie priorytetowo. No jest Artrage, ale to też nisza (sorry).
Prószyński niedawno zamknął księgarnię Inverso. MAG tez miał e-booki i nie ma, jasno stwierdzili, że wolą skupić się na wydawaniu książek, nie na handlu i promocji. Można kupić u nich bezpośrednio papierowe wydania, ale też widać, że traktują to niezbyt priorytetowo.
To serio nie jest tak, że student postawi ci sklep za paręset zł, podepniesz płatności typu dotpay i samo się jakoś rozkręci.
Zgadzam się . Takie tłumaczenie że musi być droższy żeby było z czego zejść . Idiotyzm . Jakby ceny były niskie to znacznie więcej ludzi by kupowało eBooki . Nie potrzebne by były żadne promocje . Suma sumarum jest tak że przez takie ceny poprostu ściąga się je z neta za darmo . Tracą wszyscy na tym
Ebooki czy ksiazki ogolnie (zakladajac ze bylyby w tej samej cenie) nie sa w polsce wogole drogie. Byc moze ktos za malo zarabia dla swojego „przerobu” czytelniczego, ale moze wtedy za duzo czyta, zamiast zajac sie praca? a moze jego praca polegajaca na zdobywaniu wiedzy jest za malo wyceniana? – nie wina ksiazek tylko relacji z pracodawca. To tak jakby ktos mowil ze kino jest za drogie – no ja ide z 6-8 x w roku, ale sa ludzie, ktorzy „musza” widziec kazda premiere – no wiadomo to sie nie zepnie przy skromnym budzecie…
Rozumiem doskonale irytację wydawcy niewiedzą konsumentów, ale jak już ktoś bierze się za edukowanie innych, to jednak powinien ograniczyć pasywno-agresywny ton.
Jest różnica pomiędzy wyrażaniem niewiedzy a wmawianiem że się wie lepiej oraz stawianiem zarzutów.
Niemniej staram się być spokojny i tłumaczyć najlepiej jak umiem.
Każdemu, kto czyta po angielsku, polecam przerzucić się na amazon. Polskie wydawnictwa mogą upaść, jeśli o mnie chodzi skoro nie potrafią poradzić sobie z patologią. Od kilku lat płacę za ebooki 3-5$.
Dokładnie, społeczeństwo intuicyjnie wyczuwa i słusznie, że ebook nie jest po prostu wart tyle co książka papierowa ale polscy włodarze książki idą w zaparte i każą nam płacić za ebooki tyle co za papier a nierzadko więcej, a jak łaskawie obniżą na promocji cenę ebooka i dziwią się że ludzie taki przeceniony ebook dopiero zaczynają kupować, to oskarżają społeczeństwo o psucie rynku… To się dopiero nazywa odwracanie kota ogonem! Przypomina mi to sytuację wystawiających na Allegro jakąś rzecz za 999 zl licząc na to że to ktoś głupi kupi kiedy wartość rynkowa tej rzeczy wynosi tylko 9 zł…
Fakt, że Amazon też mnie czasem wkurza bo też potrafi mieć ebooki droższe od papierowych wersji (akurat jestem bezpośrednio w temacie, bo wczoraj kupowałam ksiażkę za 10$, której wersja papierowa kosztuje 6,3$). Z drugiej strony kupowałam ebooka, bo w Polsce ebooki są wydane pierwszego i szóstego tomu i nic poza tym (nie muszę chyba dodawać, że papierowe wersje są wydane wszystkie). Nie rozumiem tej naszej patologii ebookowej, więc pod tym względem jednak można bardziej liczyć na Amazona.
No ja właśnie czekałem latami na przecenę ebooka Susany Clarke „Jonathan Strange & Mr. Norrell”, jest czasem w promocji, ale wydanie niedostępne dla Polaków-rodaków. Zamówiłem więc używkę za pięć ojro, wysyłka drugie pięć.
Nowe polskie wydanie Maga zbyt festyniarskie jednak, choć rozmiar książki super, miałem w ręku, leży dobrze, spodziewałem się cegły. I gdyby nie te ornamenty gdzie popadnie… I tak pewnie kupię ebooka jak bedzie promka w nexto XD
Hmm, ładniejsze jest to nowe wydanie od starego, jak przecenią, to pewnie kupię. :)
Dla mnie ebooki to drugi wybór, raczej nie wygrają z papierem i dlatego czekam na promocje, bo te książki, na których najbardziej mi zależy i tak zwykle już mam w wersji drukowanej i cyfrowa jest dodatkiem ułatwiającym szybki dostęp czy lekturę, a za czytadła, których nie warto w domu trzymać, nie warto też przepłacać. ;)
A to zależy co się czyta. Ja mam pododawanych do listy życzeń sporo tytułów biznesowych, literatury faktu, biografii – no i one zwykle trzymają ceny powyżej 10-12 dolarów. Obniżki zdarzają się bardzo rzadko. Zresztą dlatego, że Amazon ma monopol na platformę dla posiadaczy Kindle, więc nie ma presji cenowej, jaką stwarza konkurencja, np. księgarnie niezależne od platformy, jakie mamy w Polsce.
Amazon odpuscil giga promocje po tym jak apple wprowadzilo iPada I zaczelo wiecej placic wydawcom. To zabilonte szalone promocje codniowe.
Ale ja chcę kupować ebooki, a w amazonie większość to licencja na czytanie ebooka zabezpieczonego DRM, co jest dla mnie warte 0 dolarów. A po tyle chyba nie sprzedają.
Zalezy czego szukasz, obserwuje wiele tytulow ktore od lat nie zeszly ponizej 7$ albo nawet dwucyfrowych cen
Zaklinanie rzeczywistości, a jaka jest każdy widzi.
Opowieści jakie to ebooki muszą być drogie.
O akrobacjach, żeby wytłumaczyć dlaczego papierowa książka drukowana, wożona do sklepu, magazynowana (itd.) jest praktycznie w tej samej cenie co ebook…
Kupuję ebooki i są źle opracowane/przygotowane – za co płacimy?
Z błędami? Autokorekta nie działa?
Mikro obrazki i mikro-mapy w wydaniu elektronicznym?
Ostatnia mega promocja w Woblinku – ceny WYŻSZE, co świetnie było widać w alertach.
Obniżcie ceny ebooków, to nie trzeba będzie robić mega okazji.
Jeszcze jedno:
Cena ebooka nie może być zbliżona do ceny papierowej książki, bo to jest po prostu absurdalne.
A wyższa? Tym bardziej nie.
Zerknijcie choćby na: „Trzynasta opowieść”
Papierowa: 29.50 – 31.76 (w Empiku 38 zł)
Ebook: 29.90 – 39.99 zł
Ceny są wysokie żeby ludzie kupowali masowo na zapas na promocjach. Temu samemu służy brak informacji że jakiś ebook ma zniknąć ze sklepu (tu rzadko trafiają się wyjątki).
Gdyby ebooki kosztowały normalne pieniądze bez promocji, to wszyscy kupowaliby to, co akurat chcą przeczytać. Zamiast chomikować bo jednego dnia jest za 10 zł, a kolejnego i przez najbliższe pół roku będzie za 40. Albo w ogóle nie będzie.
Wmawianie że rynek wygląda tak jak wygląda z powodu klientów jest śmieszne.
Teoretycznie taki jest cel ustawy o cenie książki. Miałbyś jednolitą cenę i wtedy nie trzeba byłoby jej sztucznie windować. Ale w tej sytuacji e-book kosztowałby np. 30 zł na stałe, a nie 40 zł okładkowo i np. 20 zł w promocji.
A póki nie ma ustawy to nie można zrobić „normalnych cen bez promocji”, bo nikomu nie możesz zabronić promocji zrobić, choćby kosztem swojej marży.
To nie klienci są „winni”, a mechanizmy rynkowe.
Robercie, a czy e-book ma cenę okładkową? Bo wydaje mi się, że jednak nie. W przypadku papieru widzę ją na okładce, a w przypadku e-booka, widzę jedynie to co deklaruje sprzedawca.
Jest cena katalogowa deklarowana przez wydawcę. Choć oczywiście można nią też manipulować, co czasami się zdarza (podobnie jak w przypadku cen okładkowych różnych wydań w papierze, np. „filmowych”)
A co jest złego w tym, żeby pozwolić rynkowi regulować ceny towaru?
Jeśli chodzi o promocje, to osobiście wolałbym kupować tańsze ebooki wtedy, kiedy potrzebuję (a kupuję często np. książki techniczne), a nie czekać na promocję. Ale zwykle czekam, bo inaczej cena jest zaporowa. To chyba od wydawcy musi wyjść ustalenie normalnej ceny, żeby przerwać ten cykl zakupów promocyjnych, bo oczekiwanie od klientów, że zaczną kupować książki w zawyżonych cenach, to wtedy wydawca skończy z promocjami i je obniży jest oderwane od rzeczywistości.
Gdyby nawet klienci zaczęli tak robić, to wydawcy uznaliby, że widocznie takie ceny są ok i nie byłoby ani promocji, ani normalnych cen.
To jakim cudem istnieją wydawnictwa, na które praktycznie nie ma dobrych promocji? Krytyka Polityczna czy Tajfuny. Wszystkie księgarnie zmówiły się że akurat na nich promocji nie robią? Czy może jednak wydawnictwa mają kontrolę?
Może nie piszmy, że przy stałej cenie ebook kosztowałby przykładowo 30
złotych. Bo to za wysoka cena dla większości czytających – nie czytają wyłącznie dyrektorzy z korporacji z dużych miast… Książka jest tak podstawowym dobrem kulturalnym, tyle niesie ze sobą pozytywnych efektów dla społeczeństwa, że nie powinno się ustalać cen na poziomie, który zabija czytelnictwo. Wręcz odwrotnie – książki (przynajmniej w wersji ebookowejm – bo tu najłatwiej) powinny być dostępne dla większości Polaków, a więc tanie. Jest nas bardzo wielu takich, którzy możemy sobie pozwolić na 1-2 książki miesięcznie w cenie 10-15 złotych maksymalnie. A więc argumenty, że na ebookach muszą być tantiemy 30% – mnie nie przekonują. (Podobnie myśli i prowadzi działalność mój sąsiad deweloper – z zasady nie buduje dla 'biedoty’, bo on musi kupić sobie co roku kolejne Porsche, etc. Trudno pochwalać taką postawę.)
Naprawdę Panom Wydawcom wydaje się, że ja jako klient potrzebuję kupować ebooki w promocji, bo to mi coś więcej daje? Jakiś dreszczyk emocji czy coś? Poczucie zrobienia super interesu? Udanego upolowania okazji?
No nie, to nie o to chodzi. Kupuję tylko na promocji, bo cena wyjściowa jest chora. Jakbym miał możliwość kupić ebooka za 20 zł przy premierze, a nie musieć czekać pół roku na przecenę 50% od 40 zł, to bym kupował od razu. A może nawet chętniej dałbym wtedy parę złotych więcej, bo nie czułbym się robiony w balona.
I owszem, nie muszę wszystkiego kupować w dniu premiery, ale nie robię tego tylko dlatego, że nie czuję aby cena premierowa była uczciwa.
>Naprawdę Panom Wydawcom wydaje się, że ja jako klient potrzebuję kupować ebooki w promocji, bo to mi coś więcej daje? Jakiś dreszczyk emocji czy coś? Poczucie zrobienia super interesu? Udanego upolowania okazji?
Nie wydaje się to panom wydawcom (ani paniom) tylko panom i paniom właścicielom platform ebookowych, zapewne na podstawie wieloletniego doświadczenia w prowadzeniu tego typu działalności i zobaczenia, co działa, co zwiększa sprzedaż, etc. być może nawet badań konsumenckich i marketingowych.
U nas na stronie wydawnictwa, na przedsprzedażach ebook jest od razu srogo przeceniony (i dostępny zawsze od ręki), a potem również jest zawsze tańszy od papieru.
Czemu się piraci…bo maszyna do ebooków jest droga. To chociaż chcemy odbić straty , wrzucając w nią darmowy kontent.
Taki paradoks czytnika. Bardzo droga okładka na ksiązki. Fakt że na wiele ksiązek.
To takie myśli „nieuczesane”. Przyszły mi do głowy. Może tak jest, może nie.
Ale sam „przewalilem” już 5 czytników, z tego trzy mam osobiście a jeszcze jeden Żona ma w szafie i nie korzysta. Dostała.
Lubię Legimi. Bo wiele książek jest wartych przeczytania raz i nie chce mi się do nich wracać. Kupione to strata dla mnie. Dlatego jak czegoś nie ma na Legimi to jestem niepocieszony.
Ja bym chętnie kupił każdą książkę papierową w normalnej cenie gdyby eBook był do niej za free. Ebooka kupuje się dla wygody czytania. A książkę żeby ją mieć . Dotyk zapach … sami zresztą wiecie
Tylko że przynajmniej przy zagranicznych tytułach tak nie bardzo można, bo oba nośniki rozliczane są osobno u właścicieli praw.
Bańka ebookowo-czytnikowa to nie jedyna bańka, w której siedzę. Siedzę również w bańce inwestycyjnej. I jest tam wydawca, który wydają zagraniczne tytuły w Polsce. Są w wersji papierowej, ebooków i audiobooków. Własna platforma sprzedażowa (nie ma tych książek w żadnych internetowych księgarniach, ani papieru, ani ebooka), promocje jakieś są, ale raczej nie większe niż 10% (a przynajmniej nie przypominam sobie, żebym widziała większą). Są pakiety ebook+papier, czy pakiet kilku książek (wtedy też jest taniej). Ponieważ to często zagraniczne tytuły, więc wszystkie problemy z tantiemami opisane powyżej z pewnością również istnieją. A mimo to ceny wersji papierowych są droższe niż ebooków, co z perspektywy kupującego ma sens. Czyli co? Jednak tak się da?
Chodzi o Maklerska? Bo tam e-booki/druk kosztują często tyle samo, tylko ew. w pakiecie można kupić taniej.
Nie. chodzi o wydawnictwo „Milion Kroków”. Tam ebooki są i zawsze były tańsze od papieru.
Na stronie naszego wydawnictwa też ebooka zawsze jest taniej niż papier.
Pani mówi o przypadku zakupu na stronie wydawnictwa/producenta. Ignorując cały wywód o detalistach/pośrednikach, z których korzysta znacznie więcej osób.
Właśnie nie ignoruję, ale wskazuję na fakt, że nikt wam – Wydawcom nie każe korzystać z pośredników.
Tak. I ubić większość sprzedaży, co tłumaczyłem wielokrotnie powyżej.
Sprzedawanie książek specjalistycznych to nie to samo co sprzedwanie literatury.
To albo ta szeroka dystrybucja zniża ceny do nieopłacalnych wartości, albo bez niej za mało sprzedacie. Jedno albo drugie, zdecydujcie się, oba stwierdzenia nie mogą być równocześnie prawdą, bo wzajemnie sobie zaprzeczają.
To ciekawe, że autor takiego bloga jest po stronie wydawców, a nie konsumentów. I prezentuje i rozumie tylko racje wydawców. Widać, z czego się ten biznes utrzymuje.
„Autor tego bloga” jest po stronie prawdy i chce prezentować różne punkty widzenia, nawet te, które mogą komuś nie pasować.
Na Świecie Czytników opisuję promocje, mam też porównywarkę cenową i obie te rzeczy zwiększają presję na księgarnie i wydawców do obniżania, a nie podwyższania cen e-booków.
Robercie, ale reklamując promocje przyczyniasz się także do utrzymywania tego patologicznego modelu. To nie jest zarzut, tylko fakt. Nie wiem jakie dokładnie masz zasięgi na tym blogu, ale jednak w jakimś stopniu wpływasz na zachowania konsumentów ebooków.
Oczywiście że tak jest. :) Gdybym tego nie robił ja, robiłby kto inny, zresztą moja porównywarka nie jest jedyną.
Sytuację może zmienić wyłącznie zmiana warunków działania rynku, czyli np. ta wspomniana ustawa. Albo wprowadzenie DRM i zamkniętych platform – jeśli dostawca e-booka jest jeden, to nie konkuruje z innymi.
Swoją drogą tak robią różni wydawcy w rodzaju Altenberga – mają pełną dystrybucję papieru/e-booków, nie muszą więc robić promocji i oddawać połowy ceny dystrybutorom.
Co zresztą nie sprawia, że te e-booki są tańsze, wręcz przeciwnie.
Nie wiem czy ustawy nie wprowadzą więcej szkód niż pożytku. Doświadczenie pokazuje, że tam gdzie chciano prawnie rozwiązać jakieś problemy najczęściej kończyło się to źle.
Mimo wszystko nie rozumiem tego problemu, bo w czym właściwie książki różnią się od innych produktów? Jak mamy promocje na telewizory, lodówki, smartfony gdzie przecież również mamy dystrybutorów to tam jest to ok? A jeżeli tak, to co oni robią innego od dystrybutorów książek? Bo jakoś nigdy nie słyszałam o producentach elektroniki użytkowej narzekających na to, że elektromarkety psują im rynek. Ani tym bardziej, że to wina kupujących, że wolą kupić telewizor w promocji zamiast po regularnej cenie.
Może rozwiązanie jakie stosuje Lego – początkowo zestawy są w dystrybucji ekskuzywnej (tylko w ich sklepie), a dopiero później idą do szerokiej (albo niektóre nie idą w ogóle). Ktoś chce kupić szybko, płaci więcej. I wszyscy są zadowoleni.
Ten komentarz pokazuje, że nie odróżnia pani dystrybutora od detalisty, przynajmniej jeśli idzie o rynek książki.
Empik jest detalistą. Dystrybutorem jest Platon.
Bonito jest detalistą. Dystrybutorem jest Ateneum.
Producent telewizorów nie potrzebuje dystrybutora by współpracować z detalistami, bo jest ogromną firmą z ogromnym kapitałem. Wydawcy tak duzi, by ogarniać dystrybucję do detalistów zwykle sami zakładają firmy dystrybucyjne (WAB i Platon, empik zresztą też, mają tego samego wlasciciela).
A jeśli w dodatku nie rozumie pani czym się różni książka od telewizora czy mikrofalówki, to serio nie ma tu miejsca na rozmowę. I nie chodzi nawet o to, że jedno to dobro kultury (czesto) a drugie nie bardzo, tylko o sposób użytkowania jednego i drugiego i roznice w funkcjonowaniu danych rynków.
Ludzie zakładający, że jeśli coś działa z X musi działać też z Y, to ludzie, którzy najczęściej kładą biznesy.
Nie wiem jak tam akurat z elektroniką, ale gros producentów (od rolników po producentów programów komputerowych;) narzeka na warunki narzucone przez hipermarkety…
„w ogóle że coś kosztują to skandal i tylko pazerność wydawców” – dokładnie w tym miejscu zrozumiałem ze nie warto czytać dalej, bo autor wyciągnął wszystko co miał do powodzenia.
Pozdrawiam
PS. Ostatnio kupiłem ebook „Przemiany” Owidiusza. 4 tomy, ponad 1000 stron, 2 języki, wznowienie wydania z początku XX wieku. Książka na allegro: 208PLN. Słownie: dwieście osiem złotych. Ebook – 7.80 PLN. Słownie: siedemsiedem złotych. Aby podtrzymać tezę o spisku dystrybucji, należało by udowodnić ze wydawca tego ebooka dokonuje dumpingu sprzedając ebook o 90% taniej.
Ta teza nie daje sie obronić. Po prostu stosujecie zmowe rynkową a uzasadniacie ją kosztami z zagranicy.
Nie wiem jak wyciągnięcie książki z domeny publicznej jako przykład ma cokolwiek udowadniać. :)
Swoją drogą, przepłaciłeś, bo na Wikiźródłach jest za darmo:
https://pl.wikisource.org/wiki/Przemiany_(Owidiusz)
Nie ma to jak odwołać się do złego argumentu i pominąć merytoryczną stronę zagadnienia: ksiazka o której piszę to cyfrowe ( i papierowe) wydanie z początków XX wieku DWUJĘZYCZNE jak napisałem, czyli jest tekst polski i tekst łaciński strona obok strony. 200PLN vs 7.80 PLN. Obie w domenie publicznej, z tym ze jedna papierowa. To pokazuje gołą skalę realnej różnicy w wydaniu książki.
Istotną procentowo częścią ceny książki jest licencja, czyli wynagrodzenie dla autora książki. Po 70 latach od śmierci autora (i tłumacza, w przypadku tłumaczenia) książka przechodzi do tzw. domeny publicznej, tzn. może ją wydawać, sprzedawać każdy, bez licencji. Tak, nawet ty.
Oczywiście przygodowanie pliku kosztuje i może jakieś wydawnictwo na tym zarabiać, a może jakaś fundacja zdigitalizować i udostępnić pro bono. Robią tak np. Wikiźródła, Wolne Lektury. Może ktoś sam osobiście taką książkę przerobić, udostępnienie jej będzie legalne.
https://domenapubliczna.org/
W tej chwili na Wolnych Lekturach jest Sztuka Kochania.
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sztuka-kochania/
Początkowo powodem wysokiej ceny ebooków był VAT 23%. Vat spadł, ceny nie spadły. Teraz pojawiła się kwestia tantiem. Kolejna ściema. Prawda jest taka, że model sprzedaży, oparty o wysokie ceny wysokie ceny wyjściowe i granie rabatami jest korzystny wyłącznie dla sprzedawcy. I nie twierdzę, że książki są drogie. Po prostu jako konsument odczuwam spory niesmak.
W przypadku VAT ja od początku miałem wątpliwości czy doprowadzi to do obniżki cen.
https://swiatczytnikow.pl/nizszy-vat-na-e-booki-i-audiobooki-juz-od-1-listopada-2019-co-sie-nie-zmieni/
Przede wszystkim e-booki stały się wreszcie dla wydawców tak samo opłacalne jak papier. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ze od paru lat już coraz mniej mamy takich numerów, ze premiera jest najpierw w papierze, potem w e-booku. Szczególnie ostatnio te daty się pokrywają, w sytuacji gdy uderzono w popularne serwisy warezowe.
Panie Robercie co prawda wspomniałem w innym wątku o podwyżce e-wydania Dziennika Gazety Prawnej o 100%, ale ciekawy byłby wpis o prasie na czytniki, która w ostatnim okresie mocno drożeje, albo jest ograniczana głównie do PDF-ow (przykład RASP)
RASP to chyba już dawno z wersji na czytniki zrezygnował. A DGP niestety idzie w kierunku sprzedaży dla biznesu. Sprawdzę jednak, jak to wygląda i może ich dopytam o przyczyny.
To wydawcy odpowiadają za patologię rynku ebooków w Polsce, to wydawcy sterują cenami ebooków i je zawyżają, bo to sami wydawcy sprzedają najwięcej ebooków, wystarczy spojrzeć na fakty
Woblink = Grupa Znak
Publio = Grupa Agora
Ebookpoint = Grupa Helion
Virtualo/Empik = WAB/Grupa Empik
Ibuk = PWN
To nie do końca prawda. Owszem te księgarnie są związane z tymi wydawcami, które podałeś, ale są to osobne byty.
Jasne, tak jak Orlen i Rząd – też dwa „osobne” i „niezależne” byty…
Widzę że sytuacja od dyskusji n/t stałej ceny książki trochę się zmieniła… Wtedy rabat dystrybutora od ceny okładkowej książki papierowej to było NAWET 50%, dzis jest to CO NAJMNIEJ 50…
No ale nie narzekam, niedawno kupiłem czwarty tom cyklu Terra Ignota Ady Palmer w rozsądnej cenie, jakoś nie mogłem przemóc się do zapłacenia 75 zł za ebooka, tym bardziej że za papier dałem 43 z groszami.
Dobra, nie chce mi się czytać przepychanek i wiedzących lepiej, ale słowa jednego z wydawców – na początku ebooki mieli w stałej, dość niskiej cenie (powiedzmy że papier 30 a ebook 15, mniej więcej takie proporcje). No nie było szału sprzedaży. Zrobili jak wszyscy – ebooki blisko ceny papieru i promki po 30-50% – nagle cud, ludzie zaczęli się rzucać jak po torebki Witchen w Lidlu.
Możecie sobie wmawiać wszystko, ale prawda jest taka, że stanowcza większość ludzi kupuje na promocjach bo im się wydaje, że wtedy naprawdę oszczędzają. I większość z was pewnie wiele rzeczy też kupuje, bo „promocja”, tylko sobie racjonalizujecie. I ja pewnie tak samo, choćbym czasem chciała myśleć o sobie inaczej. I to wyprodukowało te wszystkie patologie plus parę innych.
Śmiać mi się chce, jak czytam kocopoły, że ebook powinien być tańszy o koszt druku, bo zazwyczaj oznacza, że autor słów nie ma bladego pojęcia o kosztach produkcji książki. Ale to, że odbiorcy jakiegoś medium mają jakieś wydumane wyobrażenia o kosztach wytworzenia czegokolwiek, o marketingu itd, to nie nowość, bo widzę to wszędzie. Najlepiej za darmo dać, będzie do portfolio.
Ech, pusty śmiech,
> Śmiać mi się chce, jak czytam kocopoły, że ebook powinien być tańszy o koszt druku
A dlaczego nie? :)
Promocja. Cena od 9-15 zł. 20 zł „promocja”. Drożej to już „nic dobrego na wojnie”
A ja myślę, ze my jako konsumenci w Polsce sami na siebie tego promocyjnego bata kręcimy, a nie wyłącznie ci okropni, przebrzydli wydawcy i dystrybutorzy. Widać to także na innych rynkach – cytując artykuł o Rossmannie i dlaczego w Niemczech artykuły zazwyczaj są droższe niż w Polsce – no, chyba że na czas promocji:
„W wywiadzie udzielonym w lutym serwisowi Money.pl prezes Rossmann Polska, Marek Maruszak, mówił, że kwestia tego, że w Polsce mamy czasem do czynienia z wyższymi cenami niż za naszą zachodnią granicą, wynika m.in. z różnic na rynku polskim i niemieckim. Jak powiedział prezes, dostawcy, zależnie od kraju, mają bowiem odmienną politykę cenową. Niemieccy klienci oczekują ponadto nieustannie niskich cen, nie oglądając się na promocje.
Według opinii prezesa Rossmann Polska nasi rodacy mają silniejszą tendencję do poszukiwania okazji niż Niemcy. U naszego zachodniego sąsiada promocje są zdecydowanie mniej popularne niż w Polsce. W Niemczech odpowiadają one za mniej niż 15 proc. sprzedaży. Polscy klienci są natomiast nastawieni na szukanie wyjątkowych okazji cenowych. W naszym kraju na promocjach kupowanych jest ponad 50 proc. produktów.”
Tylko taki „szczegół”, w DE średnie miesięczne wynagrodzenie to 18tys zł (czyli bardzo dużo Niemców zarabia jeszcze więcej), myślę że jakby każdy w Polsce zarabiał tyle, to też nie zwracałby aż takiej uwagi na to, że może coś kupić choćby te 5 zł taniej na promocji… I doprawdy nie wiem jak to ma tłumaczyć zawyżone ceny ebooków w Polsce, to chyba ewidentny dowod na patologię rynku i zbójecką politykę cenową wydawców, bo raczej skoro zarobki w Polsce są niższe to i ceny powinny być relatywnie niższe
Ja nie wiem w takim razie jak pisać, żebyś zrozumiał.
Polacy OCZEKUJĄ promocji, co wybrzmiewa także tutaj w komentarzach, szkopuł tkwi w tym że te promocyjne ceny wynoszą mniej więcej tyle samo co regularna cena w Niemczech.
Gdy przeliczysz to na euro, standardowa cena w Polsce jest WYŻSZA niż w Niemczech, tak żeby było z czego schodzić w trakcie „promocji”, która – co oczywiste – wcale taką promocją nie jest.
To my i nasze bardzo dobrze przebadane zachowania konsumenckie typu „kupię tylko na promocji minimum -40%, ale ogólnie tylko za darmo to uczciwa cena” są tutaj głównym problemem
Polacy nie oczekują promocji tylko mają wysoką wrażliwość na cenę i presję cenową z powodu zarobków. A „promocja” to wynalazek marketingu, po to żeby utrzymywać regularne wysokie wywindowane ceny a tylko z nich schodzić okazjonalnie
Jesteśmy w 40. najbogatszych krajów na świecie, nie jesteśmy biednym społeczeństwem, które mało zarabia, ten argument o niskich zarobkach to można między mity wsadzić :)
Polacy próbują wiecznie oszukać system i kupują mnóstwo (często niepotrzebnych przydasi na zapas) rzeczy na „promocjach” – są całe profile na instagramie czy tiktoku temu poświęcone, przecież cały ten blog jest głównie zbiorem promocji z różnych księgarni.
Odwołujesz sie do przykładu Niemiec i tamtego rynku, więc ja zwracam uwagę, że przeciętny Niemiec zarabia aż 10 tys zł więcej od przeciętnego Polaka. To jest ogromna różnica, więc tamta sytuacja konsumencka jest metodologicznie nieporównywalna do naszej. To prawda, że nasze społeczeństwo jest przyzwyczajone już od lat 90-tych do zjawiska promocji, ale z pewnością jest to narzucony cwaniacki wynalazek speców od marketingu, a nie wymysł i „marzenie” przeciętnego Polaka…
Tylko że jak wejdziesz na amazon.de, książki na Kindle i bestsellery to większość tych bestsellerów kosztuje 12-18 EUR (50-80 zł). Nie wygląda na to, aby były tańsze od papierowych.
Litości, prezes Rossmanna tłumaczy wyższe ceny w Polsce stosując korpobełkot dla maluczkich. Prawdziwa odpowiedź na to, dlaczego ceny w Polsce są wyższe, niż w Niemczech to: a. Bo w Niemczech R ma poważną konkurencję. B. Bo prezes R w PL ma takie, a nie inne cele EBIT i musi je realizować.
Ja czytałem, że Polacy lubią mniej wydajne płyny do mycia naczyń niż Niemcy. Pewnie może mówił to ten sam prezes.
U naszego zachodniego sąsiada promocje są zdecydowanie mniej popularne niż w Polsce. W Niemczech odpowiadają one za mniej niż 15 proc. sprzedaży. Polscy klienci są natomiast nastawieni na szukanie wyjątkowych okazji cenowych.
Bo jak coś kosztuje znacznie mniej w porównaniu do zarobków, to nie trzeba czekać na promocję? Myślę, że gdyby e-booki kosztowały „okładkowo” w Polsce 10-20 zł, mało kto by czekał na promocję po 5-10 zł. Ale to wydawcy narzekali, że tanie ebooki „kanibalizują” sprzedaż papierowych książek (bardzo mi się to słowo podoba) i dlatego nie mamy e-booków po 10-20 zł w cenach niepromocych. Więc nie zgodzę się, że „to czytelnicy tak chcą”.
Oczywiście można też Roberta obwiniać za ten stan, to on rozpropagował na blogu wpisy „Promocje dnia”.
Inna sprawa, czy wydawnictwa dobrze by wyszły na sprzedaży bardzo tanich e-booków, nie sądzę. MAG nie sprzedaje już e-booków Neala Stephensona, nie dostałem odpowiedzi na pytanie dlaczego, pewnie koszt przedłużenia licencji był wyższy niż spodziewane zyski. O tym też pisze Michał – licencja na wydanie elektroniczne kosztuje ekstra.
I było tu w dyskusjach wielu takich, którzy pisali „gdyby e-book kosztował 10 zł, nie 30, to wydawnictwo sprzedałoby 5 sztuk, nie 1, byłoby 20 zł do przodu”. Ale ciągle nikt w praktyce nie pokazał, że to działa.
Dlaczego książka „w debiucie” kosztuje 49.95?
Bo może.
Dlaczego tydzień po premierze jest na promce za 19.99?
Bo tyle jest warta dla klienta (czytelnika).
Podtrzymywanie fikcji ceny okładkowej to oznaka słabości Państwa, które widzi oligopol dystrybutorów i nie potrafi wspomóc wydawców.
A i wydawcy nie są bez winy, sami karmili potwora…
Podsumowując. Ebooki w Polsce są „za drogie” bo takie ceny narzucają wydawcy amerykańscy. Ebooki w Stanach są za drogie bo Amazon na tym dużo zarabia, a może sobie na to pozwolić bo jest monopolistą.
Ja paradoksalnie uważam, że należy się cieszyć z tego jak wygląda polski rynek ebooków przy tych niesprzyjających (dla czytelnika) uwarunkowanaich. Może być gorzej, zwłaszcza w momencie gdy Amazon będzie w stanie wymusić powszechne przejście na DRM.
Zastanawiam po co ten pośpiech wśród czytelników? Za czym ta gonitwa w dniu premiery książek? Przecież grubo ponad 90 % obecnych „nowości” wydawniczych to w gruncie rzeczy romanse, kryminały i fantasy klasy B łamane przez C, do tego jakieś podręczniki kołczów motywacyjnych powielających oklepaną wiedzę na poziomie dziesiątej wody po kisielu oraz N-te wersje bogato zdobionych wydań klasyków. Jak na talerzu więc widać, że „branża książki” szeroko rozumiana, zajęła się odgrzewaniem kotletów oraz taśmową produkcją na akord. Potem wrzucają to „dzieło” w kolorową okładkę, zatrudniają influencerki do reklamy z pseudo recenzjami na YouTubie i trzepią kasę… Literatury faktycznie wartościowej i zarazem nowatorskiej jest w skali roku bardzo niewiele, bo i taka jej natura. Ludzie jednak czekają z wypiekami na twarzy na premiery książek nie mistrzów pióra, lecz rzemieślników, brylujących w telewizjach śniadaniowych i wieczornych talk-show, napędzając tym samym ten patologiczny mechanizm cenowy.
…
P.S. Rzekomy „król” polskiego kryminału, a zarazem „król” polskich bibliotek, jak sam raczy się określać, gościł jakiś czas temu w programie u Wojewódzkiego. Nie sądziłem, że można publicznie się tak chełpić własnym EGO, wielkości Himalajów. Cóż, woda sodowa potrafi jednak działać mocniej niż niejeden napój wyskokowy. Niestety, dobitnie obnaża to stan rodzimej literatury oraz jej rzemieślników, określanych tylko mianem „pisarzy”.
Ale ty masz silną psychikę….
Czy niski poziom czytelnictwa w Polsce przyczynia się do wysokich cen książek? Pamiętam wywiady polskich pisarzy fantasy, którzy wskazywali na nasz bardzo mały rynek książki w porównaniu do Hiszpanii, Francji, Włoch itd. Wydaje mi się, że gdyby Polacy ogólnie więcej czytali, to ceny byłyby bardziej przyjazne dla przeciętnego Kowalskiego. Mamy za mały popyt na książki, prasę. Co o tym myślicie?
Ale u nas można względnie tanio kupić książki i ebooki tyle, że na promocjach i o to toczy się ta dyskusja, kto jest temu winny i dlaczego tak jest i czy tak być musi… Czytelnictwo w Polsce i jak ono się kształtuje na tle sytuacji w innych krajach to jest myślę odrębny wątek na inny artykuł / wpis na blogu
Myślę, że to jedna z przyczyn podstawowych. Jak taki ArtRage chwali się że sprzedał 2 tysiące nakładu jakiejś książki i to jest dobry wynik – no o czym właściwie mówimy. Ktoś kiedyś komentował, że cały polski rynek książki ma mniejszą sprzedaż niż jedna z czołowych spółdzielni mleczarskich.
Ale czy to właśnie nie powoduje sytuacji większej walki cenowej o każdego klienta między księgarniami? Przecież to co tu robisz najlepiej to pokazuje, te ciągłe walki na promocje pomiędzy platformami sprzedaży ebooków…
Na forum Katedra redaktor z wydawnictwa MAG wrzuca czasem sprzedaż tytułów, z komentarzem o opłacalności, i liczby są szokująco niskie, książek myśłałem że dobrych/bardzo dobrych. Część książek sprzedaje się zacnie, ale sporo nie przekracza progu opłacalności niestety, często są to tytuły wydawane w Uczcie Wyobraźni.
Trochę tak, oczywiście jak robisz kosztorys, to żeby wyjść na swoje (nie na zero, książka musi przynieść zysk) musisz policzyć przychód (X) = cena (Y) * liczba egzemplarzy (Z). Skoro sprzedaż Z jest jaka jest, a nie jest duża, cena Y musi być odpowiednio wyższa.
Oczywiście nie do końca zależy to od wielkości rynku. Także, a może nawet bardziej od reklamy, zasięgu dystrybucji (te okropne empiki), sukcesu ekranizacji w HBO, itp.
A poza tym e-booki to ciągle 5% rynku, ale nie wiem, czy wydawcom specjalnie zależy na wzroście. Ciągle mam w głowie te wypowiedzi o „kanibalizacji”. A ja czasem chcę czytać na czytniku albo słuchać audiobooka, bo wygodniej, ale też postawić książkę na półce, bo tak. Na przykład nowe, piękne wydanie „Światłości w sierpniu”, było słuchane, ale książkę też kupiłem.
Przepraszam, ale nijak mnie nie przekują wyjaśnienia wysokich cen e-booków.
To tak jak z niektórymi teoriami fizycznymi – po prostu wydają się przeczyć logice.
I takie też są dla mnie ceny e-booków.
Ciekawe jest porównanie cen ebooków z audiobookami, które wymagają nie tylko autora, wydawcy, ale dodatkowo lektora (lub kilku lektorów), który nie poświęca 30 minut na przeczytanie całej książki. Czy koszt jego/jej pracy jest niższy od wysłania epub do klienta? Gdzie jest haczyk?
Przykład z ogólnopolskiej księgarni
Dawno temu w Warszawie
– okładka miękka 41,99
– ebook 53,99
– audiobook 44,99
Z tym że audiobooki i tak głównie w Polsce sprzedają się w abonamentach.
Błędnie zakładasz, że cena końcowa wprost zależy od kosztów wyprodukowania.
Ja i tak lubię Amazona. „Tłukę” te kolejne książki mojego ostatnimi czasy ulubionego autora, czyli Jeffa Wheelera, i ebook 5 USD, a audiobook (o ile wcześniej kupisz ebooka) – 2 USD. Przestałam już szukać logiki :D
Na przykładzie jednej książki. Sam audiobook 21.88 USD. Audiobook plus ebook – 7.98 USD.