Na grafice powyżej widzimy liczby dotyczące polskiego rynku podręczników:
- W 2005, gdy uczniów było 6,5 miliona – rynek wart był 620 mln zł
- W 2011, gdy uczniów było już tylko 5,5 miliona – rynek osiągnął okrągły miliard.
Biznes się kręci. Płacą rodzice, płaci państwo, bo tylko w tym roku na tzw. wyprawkę szkolną, czyli dofinansowanie zakupu podręczników dla ubogich rodzin wyda 128 mln zł.
Jednym z rozwiązań jest stworzenie tzw. Otwartych Zasobów Edukacyjnych, czyli wysokiej jakości materiałów w postaci cyfrowej dostępnych za darmo i na wolnej licencji.
Koalicja Otwartej Edukacji uruchomiła dzisiaj petycję na ten temat. Warto podpisać, podobnie jak zrobili to szefowie wielu organizacji działających na rzecz „uwolnienia” kultury. Powiecie, że petycja niczego sama nie załatwi. To prawda. Chodzi jednak o to, aby w przestrzeni publicznej pojawiały się coraz śmielej argumenty za tym, że barierę edukacyjną w postaci drogich, komercyjnych podręczników można w Polsce zlikwidować.
Podpisałem :O)
Wykres mocny – statystycznie pokazuje to co odczuwam finansowo jako rodzic. Problem podręczników do szkoły to szerszy problem materiałów dla dzieci – np. do podręczników trzeba dokupić „ćwiczeniówki”, w których uczniowie notują a więc takiej książki już nie można odsprzedać w kolejnym roku w ramach drugiego obiegu książek. Dodam, że w podręcznikach też już są ćwiczenia do notownia dla ucznia …
To prawda.
Ponadto, nie wiem jaki wydawcy mają w tym interes, ale każda książka czy zeszyt ćwiczeń ma leciutko inny rozmiar – dzięki temu bardzo cięzko dobrać okładki.
Przecież te niestandardowe wymiary chyba tylko podnoszą koszty druku…
Też nie mam pojęcia, czemu ma służyć zróżnicowanie formatów, ale niestandardowe wymiary nie podnoszą kosztów druku. Na podwyższenie wyceny wpłynęłoby dopiero to, że potrzeba więcej papieru, co przy manipulacjach długościami na poziomie centymetra praktycznie nie ma szans się zdarzyć, bo wtedy można regulować obszar, który pozostaje poza zadrukiem.
Trochę różne rozmiary książek, trudniej dobrać okładki, część dzieciaków nie obłoży więc książek, książki się bardziej zniszczą i będzie trudniej je odsprzedać czyli nowy rocznik będzie musiał kupić nowe…
Z obecną władzą nie ma szans. Korporacje popierane przez media wiodące i kupujące odpowiednich ludzi którzy mają władzę by obecny stan rzeczy utrwalać.
Polecam teskt o otwartych podręcznikach w Macedonii na:
conasuwiera . pl/?p=1492
Gdzie indziej takie rozwiązanie działa.
A to już czasem się nie dzieje? Jest chyba projekt „cyfrowa szkoła” i nawet jest powiedziane że chcą podręczników na otwartych licencjach.
np. w tym toku 380 podstawówek zacyzna pracować z interaktywnymi materiałami (source:http://mac.gov.pl/dzialania/nowy-rok-szkolny-zaczynamy-nauke-cyfrowego-uczenia/)
a podręczniki powstaną do sierpnia 2013 (source: http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3493%3Aminister-szumilas-o-e-podrcznikach-na-midzynarodowej-konferencji-qrola-biblioteki-akademickiej-w-ksztatowaniu-spoeczestwa-obywatelskiegoq&catid=25%3Aministerstwo-wydarzenia-z-udziaem-ministrow&Itemid=287)
No to co to za petycja, jak szlak do e-podręczników jest już wytyczony?
http://www.rp.pl/artykul/949125-MEN–byly-nieprawidlowosci-przy-e-podreczniku.html
No i co z tego? Program rusza mimo to dalej.
+ w drugim podejściu miesiąc później wygrała ta sama firma.
http://wyborcza.pl/1,75478,12111547,Konkurs_na_platforme_do_e_podrecznikow_ponownie_rozstrzygniety_.html
„za wizję można było dostać aż 60 proc. oceny”
Czyli kryteria zupełnie subiektywne. Ale miał być przetarg? I był. Potem będzie mówić jeden z drugim „przetarg przeprowadzono zgodnie z prawem, nie mam sobie nic do zarzucenia”.
Dokładnie jak w przypadku autostrad, szpitali, itp. itd.
A skąd wiesz że było subiektywne? Czytałeś SIWZ? Może warto wcześniej zapoznać się z tym dokumentem. Ja nie czytałem dlatego Cię pytam.
Petycja jest potrzebna z dwóch powodów. Po pierwsze, wydawcy tradycyjnych podręczników zgodnie zbojkotowali projekt MEN i nie ustają w działaniach, żeby go uwalić. Po drugie, nikomu nic nie przyjdzie z darmowych podręczników jeśli nie będą z nich korzystać nauczyciele. A nauczyciele są bardzo intentywnie edukowani przez wydawców papierowych podręczników, można się domyślić co słyszą o podręcznikach elektronicznych.
Tutaj można znaleźć moje wyliczenia kosztów jednych i drugich: http://echelon.pl/content/koszty-podr%C4%99cznik%C3%B3w-szkolnych
Problem z tym, że nie ma nic za darmo.
Książkę musi ktoś napisać, zaopatrzyć w ilustracje, zdjęcia, złożyć. Każdej z osób trzeba zapłacić.
Gdyby był jasny przetarg na te podręczniki to ok. Państwo zamawia podręczniki, jasno opisuje w specyfikacji, co chce zamówić a np. wydawnictwa startują w przetargach na e-podręcznik i kto da niższą cenę wygrywa.
Boję się, że skończy się jak wiele projektów IT państwowych. Wydane nie 128 mln tylko 1.28 mld na podręcznik mizernej jakości.
Może też się zdarzyć, że żadne z obecnych wydawnictw podręcznikowych nie wystartuje bo czemu mają podcinać gałąź na której siedzą.
Biadolisz Panie. Skoro ktoś komercyjnie potrafi to wytworzyć to musi się znaleźć garstka osób na posadkach w publicznych instytucjach, które będą w stanie stworzyć takie podręczniki.
A teraz praktyka – sala pełna 25 uczniów zaopatrzonych w e-podręczniki. Dotychczas jeśli któryś zapomniał książki od polskiego, to miał przynajmniej tą od matmy i od biologii, Zapomniał e-podręcznika i klops. Z 25 uczniów 10 ma słabą baterię a 2 bateria się zupełnie rozładowała. I do czego tu się podłączyć. W klasie są 3 gniazdka, ale przecież nie będą siedzieć na podłodze przy kontakcie. Klops. Szkole nagle rosną rachunki za prąd i oprócz klasowego, ubezpieczenia i komitetu rodzicielskiego wprowadza opłaty za energię elektryczną. Ryczałtowe. Rodzice się buntują, bo akurat ich pociecha zawsze przychodzi do szkoły „naładowana”, nie to co Kowalski. I tak oto zaczynamy się potykać o prozę życia.
Podpisałem!!!
Alabama – ależ Ty jesteś pesymista, i mam wrażenie,że nie używasz…czytnika e-booków, a już na pewno nie Kindla !
Może wreszcie te nasze dzieciaki nie będą musiały nosić codziennie kilogramów, ładowarka [ przy K zbędna -:) – moje działają na baterii po jednokrotnym naładowaniu przy BARDZO intensywnym używaniu (8-10 godzin) ok.20 dni] waży trochę mniej niż komplet podręczników.
Pomnóż proszę 200 dni nauki x 5 kg (a to leciutki tornister!!!) = 1000kg (!!!) którymi dzieci NISZCZĄ bezpowrotnie swoje kręgosłupy.
Ciekawe, że w nie socjalnych Stanach Zjednoczonych program CK-12 ma już swoja historię -:)
Alabama (jestem kobitką) miała na myśli ogólną koncepcję cyfrowej szkoły w której pojawiają się głównie tablety i laptopy. Czytniki e-booków funkcjonują tu raczej poza nawiasem rozważań. Projekty „laptop dla ucznia” czy takie tam. Obawiam się, że jesteśmy zbyt słabi (jako obywatele) w starciu z lobby producentów podręczników, wywierających nacisk nie tylko na władze, ale także nauczycieli – wybierz naszą książkę a dostaniesz gratisy w postaci pomocy naukowych czy skryptów (tak nauczyciele są uwiązywani do wydawnictw).
Przepraszam za niefortunną i niezamierzona zmianę rodzju z żeńskiego na męski w poprzednim wpisie -:)
Szacunek dla Pani -:)
Alabama – tak jak nauczyciele do gadżetów byli „uwiązani” farmaceuci ,a po regulacjach prawa już nie są (!) lub w prawie znikomym stopniu.
Książki , teksty itd powinny być dostępne w urządzeniach wyposażonych w ekrany e-ink, a podręczniki winny być dostępne za darmo tak jak w USA, można ,a propo, ściągnąć je sobie ze stron Amazonu lub iTunsa .
np. tu:
http://www.amazon.com/s/ref=sr_pg_3?rh=n%3A133140011%2Cn%3A%212334093011%2Cn%3A%212334155011%2Cn%3A2279458011%2Cn%3A154606011%2Cn%3A157325011&page=3&bbn=2279458011&sort=reviewrank_authority&ie=UTF8&qid=1353964600
Ja np wykorzystuje je do …nauki angielskiego, materiał z danego przedmiotu w szkole poznałem – …dziesiąt lat temu, a teraz powtarzam go ucząc sie angielskiego.
@Alabama: No tak, najlepiej nic nie robić.
Program Cyfrowa szkoła zakłada testy nie na wszystkich przedmiotach, tylko na kilku.
Zresztą przyjęcie, że uczniowie mają korzystać z tabletów jest o tyle sensowne, że tam nie bardzo ma co nie zadziałać, a bateria starcza na dłużej niż w laptopach. Przy czytnikach to jeszcze więcej.
Koncepcja otwartych zasobów zakłada chyba, że kto chce – ten korzysta z tabletu, kto chce, z czytnika – a kto chce, kupuje tanio wydrukowany podręcznik.
Organizuję co jakiś czas spotkania „klubu książkowego” dla ludzi z mojej branży. Niektórzy przychodzą z książką papierową, inni z laptopami, inni z tabletami, inni jeszcze z czytnikami – i jest git.
Jeżeli tekst podręcznika będzie na wolnej licencji to będzie mogło go wydawać kilka wydawnictw, również w formie książkowej. Konkurencja powinna obniżyć cenę.
„A teraz praktyka – sala pełna 25 uczniów zaopatrzonych w e-podręczniki. Dotychczas jeśli któryś zapomniał książki od polskiego, to miał przynajmniej tą od matmy i od biologii, Zapomniał e-podręcznika i klops.”
Czas zacząć uczyć dzieci odpowiedzialności, a nie biadolić, że mój misio to przecież jeszcze taki maluszek. Zapomniał? To ma zajęcie na popołudnie – nadrobienie tego co było na lekcjach.
W podobny sposób możnaby narzekać, że biedactwo zapomni długopisu czy linijki. A przecież innym rodzicom nie będzie się podobać, że pożycza od ich dziecka.
„Z 25 uczniów 10 ma słabą baterię a 2 bateria się zupełnie rozładowała. I do czego tu się podłączyć. W klasie są 3 gniazdka, ale przecież nie będą siedzieć na podłodze przy kontakcie.”
Niech siedzą w ławkach, przy których są końcówki do ładowania.
I – ponownie – uczyć dzieci odpowiedzialności. Ma dbać o to by bateria była naładowana. Tak jak dba (dba?) o to by mieć ołówek. Nie zadbał biedny, mały misio? Ponownie, ma zajęcie na popołudnie – uzupełnienie tego czego nie mógł zrobić w klasie przez swoje własne niedbalstwo.
„Z mojego doświadczenia niestety obecnie ćwiczeniówki są praktycznie do każdego przedmiotu i w prawie każdym podręczniku trzeba coś pisać.”
W czym problem? Czas wrócić do pisania w zeszytach. Zamiast uzupełniać jedno słówko w ćwiczeniach, dzieci będą wpisywać pełną odpowiedź w zeszycie.
Szkoła, która powinna być prekursorem rozwoju i nowoczesnych technologii jest obecnie symbolem uwstecznienia i bastionem skostniałych skamielin z poprzedniej epoki. Nauczyciele starej daty boją się obsługi komputera, a o tablecie większość z nich nie słyszała. Szkolą się, a i owszem, tylko szkoda, że te szkolenia organizowane są na zasadzie „bo nam pieniądze przepadną, musimy je wydać”, a nie są to szkolenia, które wniosą coś istotnego. Że nie wspomnę o całej gromadzie firm organizujących te pseudoszkolenia. Ci, którzy powinni zadbać o rozwój nie robią tego bo to sie im zwyczajnie nie opłaca.
Szkoła nie ucieknie przed postępem. Żenujące jest to, że zamiast wychodzić naprzeciw robi wszystko, by nie dopuścić do niego.
Dorzucę jeszcze przykład z ogólnokształcącej szkoły muzycznej. Nakłady książek do muzyki (rytmika, kształcenie słuchu, nuty itp.) są o wiele niższe w porównaniu do zwykłych co oznacza relatywnie wyższe ceny. Nawet pomijająć tablety i czytniki sam fakt, że podręczniki będą dostępne na wolnej licencji sprawi, że koszt samodzielnego druku/kserowania zamkie się w 40-50% obecnej ceny.
Może wystarczyłyby stare metody: ćwiczenia jako osobna książeczka a książka bez miejsc do uzupełniania, szkoła decyduje się na określone książki na 3-4 lata a nie co rok wymiana, a nawet jeśli są te same to „najlepiej aktualne wydanie !”.
Trochę podręczników cyfrowych już jest ale jeżeli eboków nie będzie można odsprzedawać to poza odciążeniem tornistrów niewiele się zmieni a już na pewno nie w kwestii finansowej. E-podręczniki a raczej ćwiczeniówki są np. do nauki języka angielskiego – wykupuje się dostęp do podręcznika ale cena wcale nie jest zachęcająca (różnica między e-ćwiczeniówką a wydaniem papierowym to ok 3zł).
Nie rozumiesz podstawowej idei „wolnego podręcznika”. Chodzi mianowicie o to, że treść tego podręcznika dostępna jest na licencji CC (Creative Commons), która umożliwia wydawanie go w dowolnej postaci. Krótko mówiąc, wolny podręcznik można sobie ściągnąć z internetu za darmo i dać dzieciakowi na czytniku/tablecie/laptopie/wydrukować w domu/kupić wydrukowany. Nie ma sensu czegoś takiego odsprzedawać, bo nowsze (zaktualizowane) wydanie można po prostu ściągnąć za darmo. Pozostaje tylko kwestia tego 1mld rocznie – za ułamek tej kasy można z pewnością przeprowadzić skuteczny i legalny lobbing, żeby pomysł nigdy nie wszedł w życie…
Rozumiem doskonale, tylko nie bardzo wierzę, że będą one dobrej jakości. W tej chwili sytuacja jest taka, że podręczników mamy mnóstwo ale dobrych podręczników tylko kilka (a w przypadku przedmiotów np zawodowych są to pojedyncze pozycje). Moja obawa jest taka, że na licencji CC dostępne będą właśnie te średnie podręczniki bo dla autorów dobrych podręczników nie będzie to opłacalne.
Z mojego doświadczenia niestety obecnie ćwiczeniówki są praktycznie do każdego przedmiotu i w prawie każdym podręczniku trzeba coś pisać (przeszliśmy już całą szkołę podstawową i jesteśmy w 1 gimnazjum)
Czy to nie jest zabawne? Zamiast nosi kilku kilowe plecaki, dzieciaki mogą nosić jeden tablet… A w dodatku oswajają się z cyfryzacją :) No ale nie bo biznes is biznes…
Wprowadzenie e-podręczników do szkół to według nas świetny pomysł :) Tak jak mówicie, będą one o wiele tańsze oraz o wiele „lżejsze” dla dzieciaków :) Mały czytnik będzie mógł pomieścić w sobie tyle samo, co wielki i ciężki tornister :) Dodatkowe miejsce na półkach to kolejny atut. Jeśli uda się je wprowadzić z pewnością wiele osób będzie bardzo zadowolonych, dobrze, że rozwijamy się pod tym względem :)
Podpisałem petycję. Nie można wychodzić z założenia, że nic nie można zrobić. Drenowanie kieszeni rodziców woła o pomstę do nieba. Kupowanie ciągle nowych podręczników jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto i świadczy o bandyckiej polityce wydawnictw. Natomiast MEN od lat „nie umie” ukrócić tego procederu.
Jestem za jeśli te podręczniki powstaną wysiłkiem zapaleńców, którzy w czasie wolnym stworzą podręczniki, które potem będą na bieżąco aktualizować.
Jestem stanowczo przeciw temu by państwo na nasze, publiczne pieniądze, poprzez niejasne, subiektywne przetargi konkurowało z istniejącymi na rynku wydawnictwami. Wierzę w wolny rynek, jeśli się pojawi zapotrzebowanie na epodręczniki to wolny rynek je dostarczy. Jeśli epodręczników nie ma to znaczy, że nie ma też popytu na nie tak na prawdę.
Spróbujmy też zrozumieć wydawnictwa: zainwestowały kasę, zrobiły podręczniki i je sprzedają na rynkowych zasadach. Gdyby to był taki wielki zysk to powstałoby tych wydawnictw setki, jak w niedawnych czasach deweloperów. To że jest ich może z 5 oznacza zapewne, że nie jest to znowu aż taki łakomy kąsek.
Dlaczego Państwo, które finansuje już szkołę, nie może finansować i podręczników? Równie dobrze mogliby się odezwać właściciele szkół prywatnych, że zainwestowały kasę, zrobiły szkoły i sprzedają wiedzę na rynkowych zasadach, a tu nagle Państwo wprowadza publiczną oświatę i rujnuje im biznes… a ja powiem tak – wara biznesowi od szkół! Może sobie być na uczelniach, może być tam gdzie drugą stroną również są dorośli ludzie, ale tam gdzie są dzieci powinno się stosować rozwiązania najlepsze i absolutnie ani przez chwilę nie przejmować się, że jakiś byznesmen straci, bo to zakrawa na kpinę.
Wolny podręcznik to wolna (darmowa) wiedza. Raz wystarczy zapłacić za stworzenie czegoś takiego i potem rocznie ułamek tej kwoty za aktualizację. Ile wiedzy się zmienia w szkołach podstawowych – 5%? 3%? Do tego podręczniki powinny być dostępne na stronach MEN do ściągnięcia w każdym możliwym formacie łącznie z takim przeznaczonym do druku. Wtedy będzie nie tylko darmowa wiedza, ale i wolny wybór jeśli chodzi o formę dostępu do niej. Lekturę spokojnie można czytać i na papierze i na czytniku i na 10 innych urządzeniach. Trzeba pisać? Od tego są zeszyty. Potrzebne są kolorowe wykresy i zdjęcia? Te parę stron można sobie wydrukować, o ile ktoś nie ma tabletu czy szkoła nie ma rzutnika. A jak ktoś ma ochotę może kupić pięknie wydaną wiedzę w formie książkowej, ale nie ma to być przymus, tak jak jest teraz.
Państwowe szkoły, państwowe podręczniki i co dalej? Wspólne żony :) ?
Już żyłem w państwie, gdzie były podręczniki pisane i drukowane przez państwo. Nawet przez kilka pierwszych lat podstawówki dostawałem je za darmo. Nie zamieniłbym się jednak. Nie wierzę w socjalizm i tyle.
A gdzie tu wolny rynek? Po pierwsze istnieje obowiązek szkolny dla dzieci. Po drugie spróbuj przyjść na lekcję w szkole z innym podręcznikiem niż wybrała nauczycielka.
No właśnie w tym rzecz. Skoro państwo wymaga od uczniów i nauczycieli żeby realizowali ten sam program (i sprawdza to na standaryzowanych testach), to dlaczego utrzymuje się fikcje różnych podręczników, w których ma być w zasadzie to samo.
Ja wyobraziłbym to sobie w ten sposób – że „otwarty” zostaje podstawowy podręcznik zawierający materiały objęte programem. Każdy (w tym dotychczasowi wydawcy) mogą ten podręcznik wziąć i wydać z dodatkowymi materiałami – ale od nikogo nie można wymagać aby miał inny podręcznik niż podstawowy.
Myślę sobie, że w każdej klasie, szkole jest rada rodziców. Zamiast spotykać się na kawce i robić lans to wydaje mi się, że tu można mieć wpływ na to jakie książki szkoła wybierze.
Można próbować wybrać rzeczy tanie, wartościowe i takie, które można będzie w przyszłym roku odsprzedać.
A dlaczego Rada Rodziców miałaby wybierać książki? Jakie mają do tego kompetencje?
„Wierzę w wolny rynek, jeśli się pojawi zapotrzebowanie na epodręczniki to wolny rynek je dostarczy.”
No cóż, mamy wolność wyznania, ale dlaczego przez Twoje zabobony rodzice mają przepłacać?
Rynek podręczników na pewno by się skurczył, ale wydawcy w zasadzie co roku majstrują coś przy podręcznikach, więc te wydatki im się ewidentnie szybko zwracają.