Czytniki e-booków, podobnie jak inne urządzenia bywają gubione. Na szczęście istnieje wciąż szansa na ich odnalezienie.
Wystarczy chwila nieuwagi, rozproszenie, pośpiech czy też podstępna szpara między fotelami i… po powrocie do domu uświadamiamy sobie, że nie mamy naszego czytnika. Niektórzy próbują wrócić na miejsce zguby, dają ogłoszenia, pytają ludzi, czasami jednak odpuszczają temat, bo znalezienie czytnika w wielkim mieście wydaje im się niemożliwe.
Na stronie urzędu miasta Warszawa znajdziemy artykuł o warszawskim Punkcie Odbioru Rzeczy Znalezionych. Znajduje się on na antresoli stacji M2 Stadion Narodowy. Trafia do niego prawie 3 tysiące przedmiotów rocznie, które zagubiono w warszawskim metrze. Jedna trzecia odnajduje właściciela. Jeśli sądzimy, że czytnik zgubiliśmy w metrze, można też zadzwonić lub zapytać mailowo.
Gdy zainteresowani się nie zgłoszą, przedmioty trafiają do ogólnomiejskiego Biura Rzeczy Znalezionych przy ul. Dzielnej 15. Do biura odsyłane są też rzeczy odnalezione przez policję, Tramwaje Warszawskie, centra handlowe itd.
Podobne biura są też w innych dużych miastach Polski. W Krakowie biuro znajdziemy na Wielickiej 28a, w Łodzi na Piotrkowskiej 153, w Poznaniu na placu Kolegiackim 17 itd.
Co gubią ludzie?
Bardzo ciekawe są statystyki:
W 2022 r. w miejskim Biurze Rzeczy Znalezionych przyjęto na przechowanie 9400 rzeczy, rok wcześniej było ich 6600. Warszawiacy gubili głównie dokumenty, telefony, zegarki i elektronikę. Na ul. Dzielną 15 przyniesiono w ubiegłym roku blisko 5600 dokumentów oraz 3800 przedmiotów, w tym portfele, pieniądze, 612 telefonów, 187 zegarków, 76 laptopów, 65 tabletów, 36 czytników e-book, 26 rowerów oraz 23 aparaty fotograficzne.
36 czytników to nie jest dużo, w porównaniu choćby z liczbą telefonów, no ale za każdą zgubą kryje się jakieś osobiste rozczarowanie.
Na stronie Biuletynu Informacji Publicznej m. st. Warszawy znajdziemy link do arkusza ze wszystkimi rzeczami przechowywanymi w biurze w ubiegłych latach. Ściągnąłem plik dla 2023 i przefiltrowałem po słowie „czytnik”.
Jak widać, wśród znalezionych modeli dominuje Kindle, choć zdarzają się też PocketBooki i jeden Kobo. W spisie z poprzedniego roku znajdziemy też czytniki inkBOOK, Sony (no, to rzadkość), a także Tolino – zapisany jako „Talino”…
Co ciekawe, pracownicy biura byli nieraz w w stanie określić nawet który konkretny model został znaleziony – np. Kindle 10, Paperwhite 3, PocketBook 631 (Touch HD) czy też Basic Lux 3.
Na wykazach z Krakowa (w PDF) znajdziemy też Kindle, PocketBook czy Sony.
Aby odebrać czytnik trzeba będzie pokazać dowód zakupu lub w inny sposób potwierdzić, ze jesteśmy właścicielami. Przypuszczam, że w przypadku Kindle wystarczy pokazać, że czytnik o tym numerze seryjnym jest przez nas zarejestrowany. W przypadku innych czytników – opisać zawartość, ewentualnie wygląd, okładkę itd.
Rzeczy znalezione są przechowywane przez dwa lata, następnie w przypadku Warszawy właścicielem staje się miasto i nimi rozporządza. Laptopy trafiają np. do uczniów z warszawskich szkół. Dokąd trafią czytniki – nie wiem.
Jak ułatwić odnalezienie czytnika?
Dobrze by było, gdyby osoba, która czytnik znajdzie, wiedziała w jaki sposób może go zwrócić.
Parę sugestii:
- Warto na czytniku umieścić plik z naszymi danymi kontaktowymi. Może znalazca na niego trafi.
- Podobnie – jeśli czytnik nosimy w okładce – może da się wstawić gdzieś karteczkę z naszymi danymi.
- Jeśli mamy Kindle – warto go zarejestrować, wtedy imię i nazwisko znajdą w sekcji „Settings – Your Account” i jest szansa, że ktoś nas odnajdzie, choćby na Facebooku.
- Na Kindle w sekcji „Your Account” jest też opcja „Personal info”, gdzie można podać np. swój numer telefonu.
Gdy już czytnik zagubimy, warto poza biurem rzeczy znalezionych przejrzeć też lokalne grupy facebookowe. Mieszkając na warszawskiej Ochocie widzę jak często ludzie donoszą o znalezionych przedmiotach, które zabierają do domu i na Facebooku szukają właścicieli. Czasami się to nawet udaje. Choć jeśli np. mieszkamy w Krakowie, a czytnik zgubimy gdzieś w stolicy, ciężko znaleźć odpowiednią grupę…
A czy Wam zdarzyło się kiedyś zagubić czytnik? I czy udało się go odnaleźć? I w jaki sposób? A może odwrotnie – znaleźliście czyjś czytnik i szukaliście właściciela?
PS. Przypominam też historię sprzed wielu lat o zagubionym czytniku, który przetrwał zbronowanie. :)
Źródło grafiki: Midjourney.
Czytaj dalej:
- Jak działa obsługa pamięci USB-OTG na czytnikach? Testuję PocketBook, inkBOOK, Onyx Boox i Kindle!
- PocketBook InkPad Color 2 – nowy czytnik z kolorowym ośmiocalowym ekranem!
- PocketBook ogłasza czytnik InkPad 4! Ekran Carta 1200 i wbudowany głośnik
- PocketBook Era – siedmiocalowy czytnik jest już w sprzedaży!
- PocketBook Viva – pierwszy czytnik z kolorowym ekranem E Ink Gallery 3 – już na wiosnę!
- Nie tylko „urządzenia Paczkomat”, czyli o korporacyjnej pisowni marek czytników i nazwisk autorów
1 – wyrazy szacunku dla pracowników Biura za drobiazgowe opisanie przedmiotu. Znają się na rzeczy i wiedzą, że to czytnik a nie czarno-biały tablet
2 – na swoim Kindle mam plik z danymi kontaktowymi do mnie (mail i telefon); wierzę, że w razie zguby znalazca się ze mną skontaktuje
3 – Robercie, może przy okazji tego wpisu warto przypomnieć historię Pielgrzyma, który został pobity, a potem Pan Rolnik go odnalazł i oddał m.in. czytnik?
ad 1. też jestem zaskoczony, że de facto nie trzeba przychodzić do biura, żeby sprawdzić, czy coś co przypomina naszą zgubę mogło zostać przyniesione.
ad 3. racja, sam zapomniałem o tej historii, a warto ją przytoczyć :)
https://swiatczytnikow.pl/o-czytniku-ktory-przetrwal-zbronowanie/
Ja jeszcze nie zgubiłem swojego hd3.. Ale zapobiegawczo, tuż po zakupie wrzuciłem grafikę kodu qr z moimi danymi kontaktowymi jako główny ekran po wyłączeniu czytnika. Ktoś powie dlaczego nie od razu napisałem ich plaintextem – bo po prostu nie chciałem by każdy czytał moje dane stojac obok mnie w tramwaju/autobusie (a włączanie trwa te pare sekund). No i tak żyje z nadzieją że w razie czego „Potencjalny Znalazca” będzie miał chęci i wiedzę by mnie namierzyć :)
Mnie się zdarzyło kiedyś zostawić czytnik na lotnisku w Warszawie. Siedziałem koło bramki i czytałem coś na kindlu, kiedy zaczął się boarding. Położyłem czytnik na siedzeniu obok, zebrałem się i ruszyłem do kolejki do wejścia na pokład.
Gdy już miałem dawać kartę pokładową do zeskanowania, zorientowałem się, że nie mam czytnika. Szybko wróciłem do miejsca, gdzie wcześniej siedziałem, ale w ciągu tych góra 5 minut, gdy mnie nie było, kindle był znikł.
Poleciałem bez czytnika. Kilka dni później zadzwoniłem do biura rzeczy znalezionych na warszawskim lotnisku i uzyskałem informację, że czytnik jest u nich. Udało mi się poprosić znajomą osobę o odebranie kindla.
A ponieważ mój ówczesny wylot z Polski był elementem wyprowadzki za granicę, to czytnik wrócił w moje ręce dopiero pół roku później, gdy odwiedzałem ojczyznę na święta. Ale wtedy też miałem już ze sobą tolino, kupione w zastępstwie dla zagubionego kindla.
Syn zgubił czytnik na placu zabaw gdy był w 3. klasie. Na czytniku był napisany adres email i znalazca napisał do nas na ten adres.
Teraz wszystkie czytniki i telefony nasze mają naklejkę z etykieciarkę z telefonem. Dodatkowo gdzie się da, czyli w telefonie czy Onyx Poke na ekranie blokady / wyłaczenia mamy też podany nr kontaktowy.
Panie Robercie, może warto ustalić, co robią z czytnikami, jak się nikt nie zgłosi. To byłoby interesujące. Pozdrawiam.
Tak jak pisałem, tablety i komputery trafiają do szkół. Czytniki może do jakiejś biblioteki? 30 czytników (a nie wiadomo ile jest odebranych) to nie jest duża liczba. Poza tym jeśli taki czytnik leży przez dwa lata bez ładowania, to bateria może być już nieraz do wymiany.
Swoja droga… na tej liscie (biuro „krakoskie”) jest dużo rowerów (tłumaczę sobie to tym że ktos ukradł by podjechać w jakieś miejsce i potem porzucił – no bo inaczej nie wyobrażam sobie zgubienia roweru )..
Ale jest też na liście jedna.. pralka… :D
Mój teść zgubił samochód (zapomniał gdzie zaparkował i już zdążył zadzwonić na policję, że mu ukradli). Także wszystko jest możliwe :D
No dobra.. Przekonałaś mnie że można w taki sposób zgubić rower… Ale pralkę ;)
Za tą pralką to się może jakaś ciekawa historia kryje.
Np. żona która nie pozwoliła mężowi kupić szóstej pralki do kolekcji, bo on lubi przecież pralki i każda do czego innego by była. :D
Choć może być i tak, ze ktoś wystawił po prostu zepsutą pralkę na ulicę i zamiast do elektrośmieci, trafiła do biura rzeczy znalezionych.
Z gubieniem czytników wiąże się też taki problem, że pliki z nich ze znakiem wodnym wskazującym na nas mogą trafić do szerokiego obrotu w sieci.
Wybacz, ale to co napisałeś, to bzdura totalna. Jakie niby możesz mieć problemy? Weź mi zapodaj odpowiedni przepis prawny i jego wykładnię.
Taki że księgarnie Cię pozwą o nieuprawnione udostępnianie książek. Nikogo nie będzie obchodziło czy to ty czy złodziej, oczywiście się z tego wykręcić. Ale zanim to nastąpi zablokują Ci konto w księgarni, dostaniesz jakiś nie miłe pismo itd.
Wiesz to tak jak z przechodzeniem prze przejście na zielonym jak widzisz że jakiś debil nie hamuje to raczej na nie nie wychodzisz bo niby prawo jest po twojej stronie, ale czy na pewno będzie Ci się opłacało udowodnienie swojej racji?
A słyszałeś chociaż o jednym takim przypadku? Znaki wodne są od 10 lat. Nie pozwano dotąd nikogo, kto udostępniał e-booki z takimi znakami. (Pozywano oczywiście właścicieli warezowni itd. – ostatnio kilkanaście popularnych serwisów poleciało, np. vorek i właściciel płacze że zbiera na pomoc prawną i jak to – reklamowali się u niego, a teraz go pozywają)
No właśnie to jest ciekawe, że raczej nie było głośnego przypadku pozwania klienta. Z drugiej strony, chyba trudno nie uznać, że mechanizm znaku wodnego opiera się właśnie na obawie użytkowników przed ewentualnym pociągnięciem do odpowiedzialności. Zatem ja działam zgodnie z projektem i trochę się cykam o pliki ze znakiem wodnym. ;) W podróży Kindle mam przeważnie zablokowany hasłem.
Krótko.
Świadomie nie można czegokolwiek zgubić z zamiarem i w celu, dotyczy to ruchomości, nieruchomości, praw itd.
W przypadku książek, to wciąż penalizowane jest tylko świadome użyczanie, a najlepiej dla wydawnictwa, publikacja z zamiarem uzyskania korzyści.
Oczywiście wydawnictwo Cię w życiu nie pozwie za zgubienie czytnika będącego nośnikiem treści do których ma prawa. Chyba że wydawnictwo przekona prokuratora, iż „gubisz” czytniki codziennie, a z owego procederu uczyniłeś sobie źródło dochodu.
Idea „znaku wodnego” polega na próbie ustalenia kto treść udostępnił jako pierwszy – podkreślam udostępnił.
Już samo ściąganie treści obarczonej takim znakiem z „warezów” jest zupełnie legalne, jeżeli oczywiście nie udostępniasz jej dalej.
Prawodawca słusznie założył, iż czytelnik nie ma środków i wiedzy, pozwalającej na określenie czy dana książka została opublikowana w internecie legalnie.
Tak jak czytelnik książki papierowej, kupionej w księgarni, nie ma środków i wiedzy pozwalającej na ustalenie czy wydawnictwo X wydało tytuł Y leganie tj. posiadając prawa do publikacji itd.
Pozdrawiam
No własnie. Podobnie jest z plikami MP3/FLAC i filmami.
Kurczę, sprawdziłem, ale nie znalazła się moja nówka sztuka patelnia z Ikei, którą zostawiłem, chyba mniej niż dwa lata temu, w autobusie linii 5**.
Zgubiłem jakieś pięć lat temu w Trójmieście. Sprawdzenie biur rzeczy znalezionych PKP, SKM, miejskich, niestety nic nie dało. To był mój pierwszy czytnik więc strata duża;). Pomysłu z danymi kontaktowymi w pliku/na wygaszaczu nie znałem. Pliki ze znakiem wodnym chyba nie trafiły do sieci, a przynajmniej nie miałem takiego sygnału. Wtedy zresztą też otrzymałem na tutejszym forum informację, że to możliwe, ale mało prawdopodobne.