Oto kolejna urodzinowa promocja Ebookpoint! Tylko dziś i jutro kupimy ponad 10 tysięcy książek w cenach od 6,90 do 19,90 zł.
Jak to stało się zwyczajem, co roku na początku listopada księgarnia Ebookpoint ma dla nas promocje sięgające nawet 90%. Będzie też okolicznościowy konkurs. Do dyspozycji są cztery progi cenowe: 6,90 zł, 9,90 zł, 14,90 zł oraz 19,90 zł.
Zapraszam do przeglądu promocji i paru podpowiedzi, jak sobie radzić z tak ogromną liczbą książek.
Aktualizacja – promocja została przedłużona do niedzieli włącznie! Zobacz też moje rekomendacje na ten rok.
Megalista
Przygotowałem kompletną listę książek w promocji dla wszystkich, którzy chcą spokojnie wybrać, co kupią.
- Plik Excela do pobrania: http://bit.ly/ebookpoint-listopad2017
- Arkusz w Google Docs
- Arkusz w Excel Online (działa chyba stabilniej)
W pliku są dwie zakładki: e-booki i audiobooki.
Arkusze można filtrować np. po kategorii, wydawnictwie albo autorze i w ten sposób znaleźć, to co nas interesuje. Jest też data wydania – możecie więc wybrać np. tylko tytuły z ostatniego roku czy dwóch lat.
Uwaga: arkusze są oparte o informacje, które dostałem z księgarni parę dni temu. Może się zdarzyć, że jakaś książka jednak w ostatniej chwili „wypadła” z promocji. Dlatego sprawdzajmy cenę na stronie przed zakupem.
Nowości, nowości!
W promocji znajdziemy sporo nowości. Jest aż 105 tytułów wydanych w październiku 2017.
Oto rzeczy sprzed paru niemal dni:
- Nieoficjalny podręcznik gracza League of Legends – Beata Atłas-Leśniewicz, Krzysztof Kopel (14,90 zł)
- Rywalizacja totalna. Wojny za kulisami F1 – Ross Brawn, Adam Parr
- Dane i Goliat. Ukryta bitwa o Twoje dane i kontrolę nad światem – Bruce Schneier (19,90 zł)
- Prawo dla twórców internetowych – Agnieszka Witońska-Pakulska (19,90 zł)
- Smak suszy – Tomasz Sekielski (9,90 zł)
- To jest napad! Czyli kawałek nieznanej historii Ameryki – Marek Wałkuski (19,90 zł)
- Jak wynagradzać pracowników w start-upach i małych firmach. Wskazówki dla przedsiębiorców zarządzających małym zespołem – Piotr Sedlak (19,90 zł)
- Kapitalizm i wolność – Milton Friedman (19,90 zł)
- Cicha siła introwertyków. Jak dorastać w świecie, który nie przestaje gadać – Suzan Cain (14,90 zł)
- Ostatni policjant – Ben H. Winters (14,90 zł)
- Posłuszni do bólu. O uległości wobec autorytetu w 50 lat po eksperymencie Milgrama – Dariusz Doliński, Tomasz Grzyb (14,90 zł)
I tradycyjny przegląd ciekawszych tytułów z każdego progu cenowego.
E-booki po 19,90 zł
- Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym – Daniel Kahneman
- Jak się nie pomylić, czyli potęga matematycznego myślenia – Jordan Ellenberg
- Wojny konsolowe – Blake J. Harris
- Lód – Jacek Dukaj
- Kroniki Amberu, tom I – Roger Zelazny
- Restauracja na końcu wszechświata. Życie, wszechświat i cała reszta – Douglas Adams (jest też Autostopem przez Galaktykę)
- Czysty kod. Podręcznik dobrego programisty – Robert C. Martin
- English 4 IT. Praktyczny kurs języka angielskiego dla specjalistów IT i nie tylko – Beata Błaszczyk
- Finanse korporacyjne. Teoria i praktyka. Wydanie II – Aswath Damodaran (93% zniżki!)
- Python dla każdego. Podstawy programowania. Wydanie III – Michael Dawson
- Adobe Photoshop Lightroom CC i Lightroom 6. Podręcznik dla fotografów – Martin Evening
- Adobe Photoshop CC/CC PL. Oficjalny podręcznik – Andrew Faulkner, Conrad Chavez
- Podręcznik startupu. Budowa wielkiej firmy krok po kroku – Steve Blank, Bob Dorf
- Pięciodniowy sprint. Rozwiązywanie trudnych problemów i testowanie pomysłów – Jake Knapp, John Zeratsky, Braden Kowitz
E-booki po 14,90 zł
- Prywatne życie łąki – John Lewis-Stempel
- Rdza – Jakub Małecki
- Leon – Mons Kallentoft
- Mistrz i Małgorzata – Michaił Bułhakow (przekład Drawicza)
- Zaczynaj od DLACZEGO. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania – Simon Sinek
- Python na start! Programowanie dla nastolatków – Michał Wiszniewski
- Zarządzanie projektami dla początkujących. Jak zmienić wyzwanie w proste zadanie – Marcin Żmigrodzki
- Rozmowa kwalifikacyjna. O czym nie wiedzą kandydaci do pracy, czyli sekrety rekrutujących. Wydanie III – Angelika Śniegocka
- Ryzykownie znaczy dziś bezpiecznie – Randy Gage
- Start-up po polsku. Jak założyć i rozwinąć dochodowy e-biznes – Kamila Mikołajczyk, Dariusz Nawojczyk
E-booki po 9,90 zł
- Inna dusza – Łukasz Orbitowski (i sporo innych tytułów Od deski do deski)
- E-booki. Poradnik dla początkujących e-czytelników – Bartosz Danowski (o tym poradniku pisałem osobno)
- Przejmij kontrolę nad swoim życiem. Przewodnik po NLP – Richard Bandler, Owen Fitzpatrick, Alessio Roberti
- Linux. Komendy i polecenia. Wydanie IV rozszerzone – Łukasz Sosna
- Bieszczady. Przewodnik-celownik. Wydanie 1
- Talent nie istnieje. Droga do praktycznego osiągania mistrzowskich umiejętności – Artur Król
- Mininawyki. Małymi krokami do sukcesu – Stephen Guise
- Zen To Done. Proste sposoby na zwiększenie efektywności – Leo Babauta
- Znaczy kapitan – Karol Olgierd Borchardt
- I nie było już nikogo – Agata Christie (i większość innych powieści Christie)
- Poza napisanym – Jarosław Czechowicz
- Przygody księdza Browna – Gilbert Keith Chesterton
E-booki po 6,90 zł
- Opowieści z Narnii. Lew, Czarownica i stara szafa – C.S. Lewis (cała seria z Narnii w tej cenie!)
- Doktor Dolittle i jego zwierzęta (nowe wyd.) – Hugh Lofting
- Biblia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu (UBG) – o tym wydaniu był osobny artykuł
- Most nad Otchłanią – Konrad T. Lewandowski
- Władcy nocy, złodzieje snów – Eugeniusz Dębski
- Montaż komputera PC. Ilustrowany przewodnik. Wydanie II – Adam Chabiński, Bartosz Danowski
- Medytuj, jedz i biegaj – Adrian Gostomski
- CZWARTA DROGA. Przełom w budżecie domowym – Paweł Nowak
- Lektury w klasie I. Zbiór
- Wiejskie gryzmołki Pana Pierdziołki – Jan Grzegorczyk, Tadeusz Zysk
- Perła, tom I trylogii Dzień, w którym upadł Kanaan – Rafał Kosowski
- Wyrażenia regularne. Leksykon kieszonkowy. Wydanie II – Tony Stubblebine
- Mgła jedwabna. Wybór poezji koreańskiej XX wieku – Kim Soweol
- Inteligenci w bezpiece: Brystygier, Humer, Różański – Paweł Sztama
Audiobooki
Nieco w cieniu jest promocja audiobookowa, ale to też kilkaset tytułów. M.in.
- Getting Things Done, czyli sztuka bezstresowej efektywności – David Allen (9,90 zł)
- GRYWALIZACJA. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych – Paweł Tkaczyk (9,90 zł)
- Cukiernia pod Amorem. Tom 1 Zajezierscy – Małgorzata Gutowska-Adamczyk (9,90 zł)
- Bóg Einsteina – Tadeusz Niwiński (9,90 zł)
- Czarna – Wojciech Kuczok (14,90 zł)
- Ekonomia dobra i zła – Tomáš Sedláček (14,90 zł)
- Afryka Kazika – Łukasz Wierzbicki (9,90 zł)
- Rycerz Siedmiu Królestw – George R.R.Martin (19,90 zł)
Konkurs!
I na koniec informacja o konkursie na 6. urodziny. Tym razem nie będzie to konkurs na najwyższe zamówienie (co wykluczało jednak sporą część kupujących), a taki, w którym może wziąć udział każdy. No, prawie każdy – trzeba mieć Facebooka.
Zwizualizuj fabułę swojej ulubionej książki! Wykorzystaj do tego dowolną formę przekazu, np. zdjęcie, rysunek, film. Pracę zamieść na Facebooku – na tablicy księgarni Ebookpoint.pl [https://www.facebook.com/ebookpointPL/].
Do wygrania trzy czytniki PocketBook:
- PocketBook Aqua 2 (linki prowadzą do opisu na stronie dystrybutora).
- PocketBook Basic Lux
- PocketBook Basic 3
Konkurs trwa do 12 listopada, a zwycięzcy zostaną powiadomieni do 20 listopada.
Podsumowanie
Już dawno minęły czasy, gdy w urodzinowej i noworocznej promocji mogliśmy znaleźć tylko poradniki i książki informatyczne. Owszem – jest ich sporo i najlepsze rabaty (powyżej 80%) są wciąż na informatykę. Ale skoro w promocji jest 10 tysięcy tytułów, czyli jedna piąta całej oferty księgarni – na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.
Przypominam: urodzinowa promocja Ebookpoint trwa tylko przez dwa trzy dni: do niedzieli włącznie. Nie czekajcie do ostatniej chwili z zamówieniem, rok temu serwery wprawdzie wytrzymały, ale lepiej zajrzeć wcześniej.
PS. Co ciekawe, w Ebookpoint jest wciąż kategoria z moimi poleceniami z dawnej promocji noworocznej. :-)
Za 2 x 19,90 można kupić komplet „Autostopem przez Galaktykę”.
Komplet wydany po polsku, bo jeszcze dwa tomy zostały.
Ale generalnie bardzo mnie cieszy, że w drugiej części: Restauracja na końcu wszechświata. Życie, wszechświat i cała reszta zmieścili dwa tomy. Pewnie trzecia część tak samo będzie zawierać dwa ostatnie.
Racja, za bardzo się rozpędziłem.
Polecam przy okazji słuchowisko BBC… znakomita Trillian, przezabawny Zaphod, Arthur Dent, którego każdy brał za małpę, jego kolega For Prefect, Marvin Android paranoik i oczywiście The Book … jest aż pięć części. To było… ładnych parę(naście?) lat temu jak je odkryłem, ale nadal mnie to bawi. Eh… to były czasy. Trzeba będzie tego znowu wysłuchać zanim się płyty CD zdezintegrują.
Takie promocje psują rynek…
A jeszcze parę dni temu pewien jegomość biadolił, że przy okazji promocji w nexto z kodem rabatowym 50% on sobie nie może jeszcze od tego odliczyć kolejnych 40% z premium. I oczywiście foch i drama i unsub;)
Wniosek z tego bardzo dobrze znany : Ludziom to nie dogodzi.
Ja już się przyzwyczaiłem, jak promocja nie jest „wszystko po 9,90”, to dla niektórych jest zła. :)
No ja właśnie nie rozumiem, skoro 2 i 3 część „Autostopem przez Galaktykę” kosztuje 19,90 zł, to dlaczego pierwsza nie jest w cenie 9,90? Przecież to logiczne, c’nie?
Do dyspozycji są cztery progi cenowe: 6,90 zł
Cena OK. Może na coś się skuszę.
9,90 zł
Sporo. Tu już muszę dłużej pomyśleć.
14,90 zł
Za drogo.
oraz 19,90 zł
Niewiele jest e-booków, które w mojej ocenie są tyle warte.
Oczywiście moje wartościowanie opieram na konkretnych, mierzalnych kryteriach, wśród których najistotniejsza jest staranność przygotowania e-booka (a dokładniej przyjemna dla czytelnika forma) oraz korzystanie z podstawowych możliwości formatów wynikowych (dlaczego wersje KF8 wciąż są sprzedawane bez dzielenia wyrazów? dlaczego pliki EPUB nie przechodzą testu epubcheck?).
I oczywiście nie zapominajmy o powszechnym braku korekty – na początku napisane korekta: nazwisko, a już na następnej stronie, w pierwszym akapicie powieści „literówka”. Nagłówek drugiego rozdziału z „ortografem” – sytuacja z dzisiejszego poranka – odechciało mi się czytać.
Kurde, a dla mnie ważniejsza jest treść książki niż jej formatowanie ;).
A żeby być w temacie to kupiłem Rossa Brawna.
Ja przez jakiś czas zaznaczałem sobie na czytniku błędy (różne: ortograficzne, interpunkcyjne, składu) i wysyłałem do sklepów z prośbą o poprawki.
Z czasem zaprzestałem tej praktyki, okazało się, że sklepy mają moje uwagi tam, gdzie oni mogą pana majstra pocałować.
I żeby nie było, najwięcej błędów było w książkach z amazon.com, a wcale nie czytałem tak dużo stamtąd… :-D
I tak, treść jest ważna, ale błędy w tekście to tak jakbyś rozmawiał z kimś mądrym, ale komu brzydko pachnie z ust. Trochę przeszkadza.
„Niewiele jest e-booków, które w mojej ocenie są tyle warte.”
– nawet takie, które w papierze kosztują po sto złotych? W wielu przypadkach najważniejszy jest dostęp do treści, a formatowanie ma przede wszystkim nie przeszkadzać. Literówki w nagłówkach (czy brak nagłówków) to jest skandal, ale mi zdarza się to rzadko.
„Literówki” w nagłówkach spotkałem dwa razy – oba w ciągu ostatnich 3 miesięcy. M.in. dlatego uważam, że jakość e-booków spada. Może nie raziłoby mnie to tak bardzo, jakby na wstępie było napisane: konwersja ze skanu w programie XYZ, ale było napisane inaczej – skład wersji elektronicznej: imię i nazwisko, a linijkę niżej – korekta: inne imię i nazwisko.
Błędy w wersjach drukowanych, o ile nie jest to pierwsze wydanie (i to też nie zawsze), są incydentalne. Poza tym zrozumiałe, że nikt nie wycofa całego nakładu, z uwagi na „literówkę” (porządni wydawcy dodadzą erratę na osobnej kartce).
W przypadku e-booków poprawienie błędu nie stanowi technicznie (!) żadnego problemu. Późniejsze replikowanie pliku tym bardziej. Dlatego, w mojej ocenie, takie błędy jak najbardziej zasługują na piętnowanie.
Na Kindle’u nie czytam książek, które w druku kosztują po 100 zł. Może i coś takiego się po drodze trafiło, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego tytułu. Powieści rozrywkowe kosztują najczęściej od ok. 15 zł do max. 45 zł (oczywiście wersje drukowane).
Ale w nowych e-bookach, wydanych w tym roku? Bo ja jestem dokładnie innego zdania – że jakość rośnie, wydawcy coraz rzadziej idą po taniości. Najgorzej było na samym początku, gdy nie wiedzieli czy jest sens inwestycji w e-booki, więc zlecali konwersje setek tytułów za śmieszne pieniądze.
W obu przypadkach rok wydania: 2017.
Jeśli chodzi o ocenę jakości to sinusoida – obecnie zbocze opadające.
Ja mam wielki problem z Wydawnictwem Amber i ich ebookami z tego roku. Podkupili dwoje moich ukochanych autorów i się zaczęło…
Niestety nie wiem, jak sprawa wygląda z papierem, ale ebooków nie da się czytać. W trakcie lektury poszczególne akapity krzyczą wręcz „Tę konstrukcję zdaniową występującą w języku angielskim tak ładnie przetłumaczył google translate”. Albo nie, google translate nie przenosi tak ordynarnie kalek językowych i nie używa internacjonalizmów w złym znaczeniu. Chamskie literówki w co drugiej linijce, w każdym rozdziale albo poucinane akapity, albo zdublowane…
Nie jestem bardzo cięta na pojedyncze błędy, ale trzech książek nie dało się czytać, w jednej zaznaczyłam ok. 300 błędów i pisałam do wydawnictwa. Oczywiście mnie olali. Musieli zobaczyć moje komentarze, w których dzieliłam się wrażeniami z lektury, na wszystkich swoich kontach social media i kilka maili, żeby COKOLWIEK odpisać. Naprawdę przeraża mnie fakt, że ostatnio często płacę za ebooki, w których bohaterka zmienia imię i nazwisko w trakcie książki kilkukrotnie, jej płeć też nie jest sprawą pewną, i muszę przerywać lekturę, żeby zacząć się zastanawiać, o jaką treść mogło chodzić autorowi, bo w Wydawnictwie Amber zamienili ją w rebus.
Ponieważ dzieje się to ZA CZĘSTO i notorycznie w jednym wydawnictwie, uważam, że to jest pójście po taniości. Bo jeśli nie, to tylko głupota ludzka…
Ponoć o Amberze krążą legendy wśród ludzi zajmujących się korektą/redakcją/składem. Więc nie spodziewałbym się rychłej poprawy, polityka wydawnictwa to „ma być tanio w przygotowaniu”.
Jak już „jedziemy po nazwisku” to mi podpadło hachi.media (dawniej 88em). Z 12 e-booków na jakie ”się nadziałem” tylko jeden nie powodował „bólu zębów” przy czytaniu („Starość aksolotla”).
A „Bastion” w Legimi na Kindle przygotowany przez tę ekipę jest porównywalny do beznadziejnych konwersji ze skanów na „gryzoniu”.
Przykro mi to słyszeć, ale niestety wygląda to tak, jakby o to chodziło…
Tak z ciekawości – ta zmiana nazwiska i płci to w jakiej książce?
Szczegóły wyparłam, ale była to któraś książka Sharon Bolton, zmiana imienia to było coś w stylu Elly/Nelly lub Milly/Molly, kojarzy mi się, że z nazwiskiem którejś bohaterki robili coś podobnego, a płeć zmieniała przez różne końcówki osobowe czasowników, co podejrzewam, też było literówką…
No i pięknie, zaczęłam szukać o którą książkę mogło chodzić… Zobaczyłam, że szanowny Amber wydał kolejny tytuł Sharon Bolton, a za parę dni także Sebastiana Fitzka, który jest drugim „krzywdzonym” autorem. I teraz będzie mnie szarpać dylemat, płacić za coś, co jest fuszerką, czy może tym razem się poprawią? Ale nie, papier Bolton w sprzedaży, a ebooka brak…
:)
Mnie formatowanie też tak bardzo nie rusza, ale ortografy i literówki to już gruba przesada!
Oh ten wiCHajster w „Mieście Archipelag” ;)
Gdybym miała przestawać czytać po pierwszej napotkanej literówce to chyba nic bym nie ukończyła. Pojedyncze literówki są zarówno w pozycjach Amazonu jak i skądinąd dobrze przygotowanych pozycjach z Wolnych Lektór. Pozostałe źródła mają ich jeszcze więcej. A z czasów książek papierowych też je pamiętam. Może dlatego że sama popełniam błędy mniej mnie rażą. Po prostu zauważam je i czytam dalej. Może mam takie podejście bo gdy zaczynałam swą przygodęz e-czytaniem to jedyne dostępne w Polsce eBooki to były skany po OCR. Czasem bardzo podłej jakości a czasem całkiem dobre (np. „Scan-dal”). O takich rzeczach jak dzielenie wyrazów nikt nawet nie myślał. Ale jeśli treść byłą wartościowa to forma nie była dla mnie przeszkodą. Bywało i tak że jak jakiejś książki nie dało się zdobyć na papierze bo nakłąd wyczerpany wieki temu i brak wznowień, a jedyna dostępna forma to krzywe i mocno skompresowane skany w postaci dwukolorowych (bez odcieni szarości) obrazków że czytało się i w takiej formie wyświetlając je na ekranie. A kto pamięta literaturęwydawaną w podziemiu gdy ze względu na oszczędność papieru używano najmniejszych czcionek ten wie, że jak komuś bardzo zależy na treści to forma nie będzie barierą.
„przygodęz” ?!?
Rozumiem, że za te: „mocno skompresowane skany w postaci dwukolorowych (bez odcieni szarości)…” nie płaciłaś?
Aha… odechciało mi się po drugiej, z tym że jedna i druga „grubego” kalibru – „biją po oczach” nawet jak się w nie nie wpatrujemy.
„Może dlatego że sama popełniam błędy mniej mnie rażą.”
Piszę o książkach których nie dało się kupić. Więc nie, nie płaciłam :-)
No ale… „Amazonu”, „Lektór”. Nie za duże nagromadzenie błędów?
To od czytania książek z błędami. Tak to działa…
Za „lektór” przepraszam. Teraz jak na to parzę to „oczy mi krwawią”, ale wcześniej mi umknęło. Cóż, w trakcie wypowiedzi też skupiam się na treści a nie na formie :-)
Za „Amazonu” nie przepraszam – tak mi bardziej pasuje. Dyskutowaliśmy tu kiedyś na ten temat. Ja stoję na stanowisku że to ogół stanowi normę. Jeśli ludzie tak mówią i dziennikarze tak piszą, a jednocześnie mnie też taka forma wydaje się bardziej naturalna to tak piszę.
Nie sądzę by to było od czytania książek z błędami. Takich błędów to tam nie ma :-) Żaden OCR nie zamieni 'u’ z 'ó’ ani 'rz’ z 'ż’. To raczej od nieużywania języka ręcznie (a więc powoli) pisanego. Na co dzień nie dość że mało piszę to jeszcze głównie po angielsku i w dodatku wszystko na komputerze.
Ja stoję na stanowisku że to ogół stanowi normę.
To dlaczego propagujesz formę używaną 10 razy rzadziej?
Do tego sprzeczną ze słownikami, z opiniami językoznawców (pisemną wypowiedź dra Adama Wolańskiego zacytowałem pod innym wpisem) i ostatecznie inną niż używana przez pracowników tej korporacji (w oficjalnych pisemnych materiałach).
„Oficjalnych pisemnych materiałów” nie widziałam, w tekstach na które trafiam częściej pojawia się forma „Amazonu”. Przy poprzedniej takiej dyskusji było cytowanych sporo artykułów zawierających tę formę. W języku mówionym w ogóle się z inną formą nie spotykam.
Ale jeśli Amazon będzie się trzymał innej odmiany, a za nim dziennikarze to OK przerzucę się na tę inną formę. Na razie po prostu jakoś jej nie widuję.
Tyle że z firmami to bardzo różnie bywa, a dobry przykład to firma Avon. Przez jakiś czas w reklamach można było słyszeć: „zostań kosultantką firmy ejwon”, później zmienili to na: „zostań kosultantką awonu”, bo prości ludzie nie kojarzyli co to za firma ten „ejwon”.
Poprawność – poprawnością, a rozpoznawallność to pieniądz.
Możesz przytoczyć te „sporo artykułów zawierających tę formę”? Pod poprzednią dyskusją było wymienione sporo artykułów zawierających formę „Amazona” – kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt różnych źródeł.
„Amazonu” funkcjonuje tylko tutaj i na takich „poważnych inaczej” portalach jak AntyWeb i SpiderWeb. Wszędzie indziej spotykam poprawną formę.
Przyznaję, próbowałem znaleźć coś sensownego na chomikuju, ale zwykle trafiałem na:
– pdf ze wskanowanymi obrazkami marnej jakości
– mobi skonwertowane z pdf z podzielonymi w połowie wersami
– mobi skonwertowane z doc zrobionym z OCR bez korekty
– mobi skonwertowane z doc zrobionym z OCR z korektą pierwszych kilkunastu stron, chyba na zachętę ;-)
Niektóre zacząłem nawet poprawiać, ale stwierdziłem, że wolę wydać te paręnaście zł niż robić korektę wieczorami przez tydzień. Zresztą oferta ebooków się wciąż powiększa i drugi tom „Czarodziejskiej góry” czytam 100% na legalu.
Widzę często w autobusach ludzi, którzy czytają tak przygotowane pliki, zwłaszcza te mobi z pdf rzucają się w oczy. Ja bym tak nie mógł.
Jaki drugi tom? Nie to żebym zamierzał wrócić do tej pozycji, ale widziałem tylko jedną – 800 stron druku.
W tych 800 stronach Muzy są dwa tomy, pierwszy kończy się Nocą Walpurgii i długą rozmową po francusku.
Książkę często rozdzielano na dwa tomy, tak jest w przypadku większości starych wydań dostępnych na Allegro. Moim zdaniem to lepsze rozwiązanie niż cegła drobnym drukiem, ale teraz wszyscy tak wydają, jeszcze w twardych okładkach.
W ebooku to oczywiście bez znaczenia.
Zacząłem czytać w papierze i musiałem przerzucić się na e-booka. Wydanie Muzy to ciężka cegła, którą nawet siedząc w łóżku niewygodnie się czyta nie wspominając już o zabraniu tej książki gdziekolwiek. W wersji dwutomowej miałoby to więcej sensu.
Kiedyś nie zwracałem uwagi na takie rzeczy… Pewnie dlatego odkąd mam kindla czytam więcej.
Jak się nie ma co się lubi… to się czyta co się znajdzie.
Czytam głównie klasykę i naprawdę wielu pozycji brakuje w eKsięgarniach. Tu dwa przykłady z ostatniego czasu:
„Kocia kołyska” – Vonnegut Kurt
„Do latarni” – Virginia Woolf
A czemu nie spróbować po angielsku? Na książki Vonneguta są regularnie promocje w Amazonie, a twórczość Virginii Woolf jest w domenie publicznej, dobrze złożone ebooki są np. na feedbooks.com.
Choć tak się wymądrzam, a poległem na niby cienkim „Heart of Darkness” Conrada, klasykę zwykle trudniej się czyta.
Spróbować? Za późno :-) Czytam po angielsku regularnie, ale raczej prostsze formy literackie: Jakieś książki przygodowe albo detektywistyczne. Na poważną literaturę mój zasób słownictwa jeszcze ciągle jest dużo za mały. Akurat „Kocia Kołyska” była językowo dość prosta więc pewnie dałabym radę, ale gdy się brałam do lektury nie wiedziałąm czego się spodziewać. „Do latarni” w ogóle sobie po angielsku nie wyobrażam. Te wszystkie zdania wielokrotnie złożone i wielopoziomowe wtrącenia… Nie, to jeszcze nie ten etap.
Kiedyś zauważyłam, ze jeśli nie rozumiem jednego słowa na stronie to nie przeszkadza mi to w odbiorze książki, a jednocześnie się językowo rozwijam. Jeśli jednak muszę sprawdzać w słowniku kilka słów w każdym zdaniu to już tracę całą przyjemnść z czytania. Dlatego na razie pozostaję przy takich autorach jak Doyle, Dickens, Twain, Verne czy London – czyli jak pisałam głównie przygodówki pisane prostym językiem. Mam nadzieję, że już za rok lub dwa uda mi się przejść do czegoś bardziej poważnego.
19.90 to raczej średnia promocja, takich jest na pęczki codziennie. Poniżej 19.90 to już same pasztety. Promocja na zasadzie, sprzątamy magazyny i staramy się złapać zyski zanim będzie za późno. Trochę smuteczek.
Czy można prosić o sortowanie po nazwiskach? W obecnym kształcie sortowanie po autorze jest mało przydatne.
Niestety nie bardzo. Można w Excelu wstawić kolumnę po polu autor i tam dodać funkcję zamieniającą imię i nazwisko, ale i tak przy wielu autorach pokaże głupoty.
EDIT: zresztą tak to wygląda – http://bit.ly/megalista2017-wg-nazwisk
Idealnie może i nie jest, bo niektórzy autorzy używają inicjału po pierwszym imieniu, ale jak dla mnie w takiej wersji i tak jest o niebo łatwiej wyszukiwać.
Zajrzałem na moje dwa tytułu, które „przechowuję” w rozumie ;) oczekując na promocje. Żadnego. No to słabe urodziny – piwo , wódka jest a kompociku nie ma ? ;)
Kod do Wobilinka ważny do 05.11.2017 21:52: exicdcpu
Szukam książki (najlepiej cyklu) opisującego życie w kosmosie, podróże międzyplanetarne itp. Coś na wzór „Przebudzenie Lewiatana” lub „Czerwony Mars”. Ktoś poleci coś wartego uwagi?
Spróbuj Davida Webera – np. cykl o Honor Harrington. Polecam :-)
Zaciekawił mnie ten cykl, mimo strasznych okładek :) Na szczęście czasami kindle ma problem z ich wyświetlaniem ;)
Siergiej Sniegow cykl „Ludzie jak Bogowie” :) . Jedna z moich lektur zapoczątkowujących przygodę z sci-fi. Ależ było to dawno…
Jak starocie, dorzucę niedawno przesłuchane „Opowieści o pilocie Pirxie”, wiem że lektura i wszyscy znają, ale może Elmo jakoś przegapił?
„Dzieci czasu” – Adrian Tchaikovsky
Ze współczesnych cykli polecam trylogię „Świt nocy” Peter F. Hamilton – space opera jak się patrzy …
A ja tam coś wybrałem – 2x Narnia po 6,90, Wojny konsolowe za 19,90 i Niebiańskie pastwiska Majki za 19,90 (drugi raz w historii tak dobra cena). No i jeszcze parę złotych taniej za stały rabat. Dobrze jest, tak trzymać ebookpoint.pl :)
Dziękujemy i zapraszamy po więcej ;)
Szał zakupów normalnie…Dobrze że poczekałam 😊😊😊
Tez dalem sie skusic I poszlo blisko 150zl na 11 ksiazek.
Do konca roku bedzie co czytac :)
aaaa jesteśmy okropni ;) psssyt a może jeszcze jedna? :)
Ludzie piszą w komentarzach, że ich wkurzają literówki w ebookach, a tu takie coś… Dobre trolle w Helionie siedzą, pozdrawiam.
Ja się skusiłem tym razem na audiobooka. Po tej recenzji:
https://czytamrecenzuje.pl/1136/recenzja-audiobooka-czarna-wojciecha-kuczoka
Czytałam książkę, ale po tej recenzji i tak kusi mnie audiobook :)
Ja prosty człowiek jestem – czy przygotowanie ebooka i książki papierowej czymś się różni? Byłem przekonany, że to po prostu pliki elektroniczne – jeden wydrukowany, drugi przekonwertowany. Ewentualne błędy powinny być te same.
W zasadzie dla nowych książek nie powinno być problemu. Gorzej jest ze starymi. Czasami wydawnictwo nie ma żadnej formy elektronicznej, tak więc jedyny sposób stworzenia e-booka to OCR wersji drukowanej – a tam o literówki łatwo, szczególnie jak się oszczędza na korekcie. Choć i najlepszy korektor nie wszystko wyłapie.
Wtrącę się, czy myślisz Robercie że możliwe jest by wydawnictwo nie miało wersji elektronicznej książki którą wydało? Chyba że ostatnie wydanie w latach 70-80, wtedy jest to możliwe.
Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Ano nie mają. Są jeszcze takie sprawy, że ksiązka może być poprawiana już w drukarni, a nie podczas składu, więc wersja elektroniczna którą ma wydawnictwo będzie się różnić od tego co zostało wydrukowane. Znam pewnego dużego wydawcę czasopism księgowo-prawnych, który ma też serwis z artykułami z tych czasopism. No i z tego powodu, że często coś jest zmieniane w ostatniej chwili – jeszcze parę lat temu mieli specjalny dział, który na potrzeby internetu… odzyskiwał tekst ze świeżo wydanych numerów. Straszliwe marnowanie sił i środków, ale innej metody aby zapewnić aktualność wersji elektronicznej nie mieli.
No, i należałoby jednak zdefiniować co to „wersja elektroniczna”. Bo bywa, że dla starych książek to PDF z egzotycznym sposobem kodowania polskich literek albo plik PageMakera czy czegoś podobnego.
No właśnie, bo często w najlepszym wypadku można wyciągnąć z niej wyłącznie tekst, bez żadnego formatowania, nie mówiąc o poważniejszym składzie. To się niespecjalnie różni od skanu, który trzeba potraktować OCR-em.
Choć i najlepszy korektor nie wszystko wyłapie.
Kwestia polemiczna…
Oszczędzanie na korekcie często oznacza, że e-book przed publikacją nie był otworzony w żadnym programie, na żadnym czytniku i nie był sprawdzony epubcheckiem.
Są „literówki” małej skali (np. zamiast „że” jest „ze” lub odwrotnie) i takie, które każdy edytor mający podstawowe sprawdzanie pisowni podkreśli szlaczkiem (najczęściej czerwonym) – np. wyraz „epubcheckiem” z akapitu powyżej. Istnienie tych pierwszych świadczy o niestarannym przygotowaniu e-booka (najpewniej pod presją czasu). Istnienie tych drugich nazywam niechlujstwem i w mojej ocenie to nadal niezbyt dosadne określenie.
Zajmuję się jednym i drugim. E-booki przygotowuję incydentalnie (mniej niż 20 sztuk rocznie), książki do druku na co dzień.
Jeśli chodzi o sam skład – różnice są zasadnicze i tym większe im bardziej odchodzimy od linearnego tekstu. Przede wszystkim parametry druku są znane zazwyczaj przed rozpoczęciem pracy, dlatego wszystkie elementy można precyzyjnie poustawiać. Poważne różnice są w kwestii nawigacji, a jak do tego dochodzi jeszcze np. indeks, to już nie widzę podobieństw.
Skala pracy porównywalna, ale to nie są procesy równorzędne (jeśli są to wychodzą „potworki”).
Czasami wydawnictwo nie ma żadnej formy elektronicznej, tak więc jedyny sposób stworzenia e-booka to OCR wersji drukowanej…
Nie jedyny – zawsze można uważnie przepisać z druku – wtedy na bieżąco jest „redakcja” i korekta (przynajmniej podstawowa).
Tu bym polemizował – popatrz na historię krytyki tekstu biblijnego i nawarstwiające się błędy, których dokonywali skrybowie przy przepisywaniu. :)
Ej… to „cios poniżej pępka”.
„będziesz żył w celi bracie”
Byłeś pierwszy…
@Athane
„Nie jedyny – zawsze można uważnie przepisać z druku – wtedy na bieżąco jest „redakcja” i korekta (przynajmniej podstawowa).”
Koszt redaktora jest zbyt wysoki, by używać go do przepisywania tekstu.
Słyszałem kiedyś o wydawnictwie, które do digitalizacji zatrudniało firmę z Indii. Teksty były przepisywane dwukrotnie (przez różne osoby) potem porównywane i poprawiane tylko różnice. Było to taniej, niż przepisywać jednokrotnie po stawkach europejskich.
To było jakieś 20 lat temu. Teraz programy OCR są znacznie lepsze niż wtedy.
Koszt redaktora jest zbyt wysoki, by używać go do przepisywania tekstu.
To wyjątkowe sytuacje. W większości przypadków osoba składająca e-booka ma tekst w formacie cyfrowym.
@Athame
„To wyjątkowe sytuacje. W większości przypadków osoba składająca e-booka ma tekst w formacie cyfrowym.”
1. Zdecyduj się o czym piszesz. Komentowałeś sytuację, w której nie ma złożonego tekstu.
2. Tekst w formacie cyfrowym jest tekstem złożonym. Nie trzeba go składać, bo już jest złożony. Kolejny etap to łamanie. Zapewne mylisz łamanie ze składaniem.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sk%C5%82ad_tekstu
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81amanie_tekstu
Jestem zdecydowany. Po prostu ilość książek jakie trzeba odtwarzać z druku jest relatywnie mała. Klasyką zajmują się „fundacje”, a nowe książki mają zazwyczaj wersję elektroniczną (choćby txt). Dla tych wyjątkowych sytuacji można, w celu uzupełnienia jakiegoś katalogu, poświęcić większe środki na przygotowanie e-booka – w ekstremalnych sytuacjach na granicy opłacalności ekonomicznej.
Te definicje są nieostre – składem określam nadanie końcowej formy, czyli to co na wikipedii nazwane jest łamaniem.
@Athame
„Jestem zdecydowany.”
OK. Natomiast ja się odnosiłem tylko i wyłącznie do tej częsci wypowiedzi, w której pisałeś o książkach bez wersji elektronicznej, tzn. odnosiłem się do poniższej wypowiedzi:
„Robert Drózd:Czasami wydawnictwo nie ma żadnej formy elektronicznej, tak więc jedyny sposób stworzenia e-booka to OCR wersji drukowanej…
Athame:Nie jedyny – zawsze można uważnie przepisać z druku – wtedy na bieżąco jest „redakcja” i korekta (przynajmniej podstawowa).”
@Athame
„składem określam nadanie końcowej formy”
Określasz inaczej niż cała reszta świata. Masz prawo tworzyć własne znaczenia istniejących terminów. Tylko nie dziw się, że będziesz inaczej rozumiany niż Ci się wydaje.
Określasz inaczej niż cała reszta świata.
Niezupełnie. Wg mnie to wikipedia jest nieprecyzyjna. Istnieje cała grupa programów nazywanych systemami składu tekstu i robią dokładnie to, co na wiki jest opisane jako „łamanie”. To co jest na wiki opisane jako „skład” realizują edytory/procesory tekstu.
Nie słyszałem za to o systemach łamania tekstu.
Dlatego lepiej używać bardziej precyzyjnych określeń, zamiast ogólnych, które jeszcze mają swoje historyczne konotacje (jak skład i łamanie). A tak na marginesie jest też słowo fotoskład, które jest bliższe temu, co opisujesz.
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/skladanie;3975950.html
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/lamanie;3934825.html
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/fotosklad;3902295.html
Wracając do tematu.
Dyskutujemy o sytuacji, w której wydawnictwo nie posiada żadnej wersji elektronicznej. Przypuszczam, że wydawnictwa jednak nie każą redaktorom przepisywać książek ze względu na to, że stawka redaktorska jest jednak wyższa niż maszynistki. Redakcja tekstu podczas przepisywania też raczej nie wchodzi w grę.
Skoro już dyskutujemy o praktyce: koszt redaktora, który zgodnie z umową ma przepisać tekst bez błędów (za błędy potrącenie wynagrodzenia) jest czasem niższy niż wynagrodzenie dla korektora, poprawiającego tekst po OCR.
Praca podobnie żmudna (wyjątek: jeśli tekst po OCR nie wymaga poprawek, z tym że to utopia), ale przepisywanie płynniejsze niż czytanie (powolne, dokładne) i poprawianie zauważonych błędów.
@Anu
„czy przygotowanie ebooka i książki papierowej czymś się różni? Byłem przekonany, że to po prostu pliki elektroniczne – jeden wydrukowany, drugi przekonwertowany. Ewentualne błędy powinny być te same.”
Oj, zdziwiłbyś się. Niektórzy, gdyby mogli, to wydrapaliby poprawki na matrycy. :-)
Do poziomu składu obie wersje elektroniczne są takie same. Potem jest łamanie i książka staje się bardziej obrazkiem niż tekstem. Owszem – możesz chcieć mieć możliwość konwersji wstecznej, jednak to zawsze kosztuje. A jeśli w złamanej książce chcesz mieć jakieś fikuśne rzeczy, to umarł w butach. Trzeba to przejrzeć ręcznie.
Pamiętam dyskusje w dużym wydawnictwie przy okazji dużej pozycji w którym momencie w cyklu wydawniczym oderwać pierwowzór od tego, co zostało wydane. Stanęło na tym, że najtaniej jest poprawki po pewnym etapie łamania wprowadzić ręcznie na oryginale. Przy okazji należało decydować, czy w wersji elektronicznej poprawka ma sens. Dotyczyło to na przykład drobnej zmiany zdania po to, by lepiej wyglądało w papierze. Fakt, że nie była to beletrystyka, ale nawet w beletrystyce możesz w książce napisać „m.in.” lub „między innymi”. Znaczenie to samo, ale przy danym złamaniu gdzieś tam coś lepiej wygląda.
Promocja ebookpoint bardzo OK:)
Jedyne na co liczyłem, ale po cichu, to mozliwość otrzymania ebooka gratis przy zakupie wersji drukowanej ;/