W niektórych krajach europejskich sprzedaż e-booków i audiobooków rośnie w ogromnym stopniu.
Federacja Europejskich Wydawców (Federation of European Publishers) przedstawiła parę tygodni temu bardzo ciekawe statystyki sprzedaży książek w różnych formatach, aż do kwietnia 2023.
Na razie opublikowano dopiero wstępny raport, w którym znajdziemy sporo zestawień, jak na sprzedaż książek wpłynęła pandemia oraz wojna.
Najciekawsze jest dla mnie spojrzenie z dłuższej perspektywy, mianowicie porównanie sprzedaży w roku 2022 i „przedpandemicznym” 2019.
Po lewej mamy zmiany w rynku książek papierowych:
- Niemcy i Wielka Brytania bez zmian,
- Hiszpania, Francja, Włochy, Irlandia – kilkanaście procent w górę
- Norwegia aż +22%, ale inne państwa skandynawskie: spadek
No a po prawej trendy dotyczące e-booków i audiobooków. Szkoda, że nie wszystkie, może w pełnym raporcie będą.
Absolutnie rekordowa jest Finlandia. Tam e-booki wzrosły w ciągu 3 lat o 88%, zaś audiobooki o 225%. No i to się przełożyło o głęboki 10-procentowy spadek sprzedaży książek papierowych.
W nieco mniejszym stopniu widzimy to w Danii – tam audiobooki wzrastają o 112%, papier spada o 9%. Szwecja ma +85% w audiobookach i niewielki spadek w papierze. Obroniła się tylko Norwegia, która – szaleństwo – ma wzrosty w każdym formacie!
Popatrzmy jeszcze na węższą perspektywę – porównanie 2022 vs 2021.
Tu też się dzieją ciekawe rzeczy – mimo pożegnania z pandemią, w licznych krajach sprzedaż papieru spada. Pewnie przyczynia się do tego inflacja i obawy dotyczące wojny. E-booki też w 2022 spadły (z wyjątkiem niesamowitej Norwegii), ale widzimy że audiobooki rosną.
Według portalu Publishers Weekly, za rosnącą popularność audiobooków w Skandynawii stoją serwisy streamingowe takie jak Storytel czy BookBeat, skupione właśnie na audio.
Jak komentują to wydawcy? Dyrektor FEP, Enrico Turrin mówi: „to co nie stało się z e-bookami, dzieje się z audio”. Od lat wydawnictwa obawiały się kanibalizacji druku przez książki elektroniczne. Jednak to dopiero ogromna popularność audiobooków sprawiła, że sprzedaż papieru zaczęła spadać. Ktoś kto wysłuchał książki, nie ma już często potrzeby, aby mieć ją w papierze.
A jak to wygląda u nas? Ba, chciałbym to wiedzieć. Jak widzicie, powyższy wykres dotyczy wybranych krajów tzw. Europy Zachodniej.
Do Federacji Europejskich Wydawców należy też Polska Izba Książki, podobnie organizacje branżowe z Czech, Słowacji, Litwy czy Łotwy – jednak żaden z krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie został uwzględniony w statystykach.
W przypadku Polski chodzi zapewne o brak ogólnorynkowych danych o sprzedaży książek. Rynek książki papierowych analizuje projekt Nielsen BookScan, który uwzględnia mniej więcej 1/3 rynku, ale są też duzi gracze, tacy jak Empik, którzy swoich danych nikomu nie ujawniają. Rynku e-booków, audiobooków i abonamentów nikt na dobrą sprawę nie bada. Poruszamy się więc w ciemności, co też ułatwia „sprzedawanie” różnych narracji, zależnie od tego, kto ma jaki interes. Czy polski rynek książki wreszcie dojrzeje do tego, aby najważniejsze informacje nie były tajne?
Źródła: FEP, Publishers Weekly
Obawy z powodu wojny? Przecież widać, że to idzie w kierunku zamrożenia konfliktu, więc tu już nie doszukujmy się aż takich strachów. Pamiętajmy, że łańcuchy dostaw też są odblokowane.
Nawet jeśli teraz tak to wygląda, to sytuacja była dużo bardziej niepewna kilkanaście miesięcy temu, a cały ten okres wpływa na wyniki badania. Zwykli ludzie, którzy podejmują decyzje zakupowe, też niekoniecznie muszą ufać ekspertom, zwłaszcza jeśli eksperci są daleko, a granica z Rosją blisko. I myślę, że nastroje w Finlandii i Skandynawii mogą być trochę inne niż w Polsce, choćby szybkie przyłączanie się do NATO po tylu latach neutralności, pewno dało ludziom do myślenia.
Mowa o roku 2022, wtedy wiele osób w Europie obawiało się eskalacji wojny, ale też tego jak będzie wyglądać zima bez rosyjskiego gazu. Niektórzy mogli ograniczać zakupy „rozrywkowe”, żeby mieć w razie czego rezerwy. A inna sprawa to inflacja w całej Europie, co książek też dotknęło.
W drugim odcinku podkastu Publio „Dobrze czytaj, dobrze słuchaj” Wojtek Chmielarz przyznaje, że audiobooki mają sprzedaż porównywalną z papierem: https://www.youtube.com/watch?v=7qWufdSvgXI&t=1842s
Uwielbiam słowo „kanibalizują” używane przez polskie wydawnictwa czy ludzi z PIK. Jasno pokazuje ich stosunek do e-booków.
Rynku e-booków, audiobooków i abonamentów nikt na dobrą sprawę nie bada. Poruszamy się więc w ciemności, co też ułatwia „sprzedawanie” różnych narracji, zależnie od tego, kto ma jaki interes.
Otóż to, niestety statystyki urywają się na Odrze.
Na skutek zawirowań z cenami papieru (ceny e-booków wzrosły) i sytuacji ze skonsumowaniem niższego VAT przez wydawnictwa (w listopadzie 2019 spadł z 23 do 5%, a ceny e-booków przeważnie wzrosły) znacznie ograniczyłem zakupy w tym roku. Ostatnią kroplą były ceny książek jesienią 2022, niejednokrotnie na okładce widziałem 89 czy 99 zł. No bez żartów. I zaznaczam, rozumiem że papier i prąd podrożał, jeśli wydawnictwo musi sobie tyle zaśpiewać za książkę, to trudno. Ale ja kupować na szczęście nie muszę.
Idę raczej w s stronę czytania/słuchania tego co mam i korzystania z bibliotek. Jak dotąd kupiłem 1/2 tego co w odpowiadającym okresie 2022 i ponad 1/3 tego co w 2021-20. Podobnie kupowałem w latach 2016 i 2018, ale i tak więcej. Nie namawiam do podobnego zachowania, ale może trochę zachęcam. Choć dystrybutorzy zamiast obniżyć ceny pewnie wyciągną ręce po państwowe pieniądze.
A mimo to czytam/słucham całkiem sporo, ot, paradoks. Zauważcie, że na wykresach jest „book market”, czyli sprzedaż. Nikogo nie obchodzi, ile ludzie czytają.
Audiobooki górą ? Czyli ludzie tracą umiejętnosc czytania i pozostaje słuchanie opowieści.
Niektóre książki warte są przesłuchania, np. świetna jest Mitologia nordycka Neila Gaimana czytana przez samego autora. Eddy były oryginalnie opowiadane, dopiero potem je spisano. I z cały szacunkiem dla Lelewela, jak Neal opowiada o Thorze co się za babę przebrał, to nie mogę…
„Historia filozofii po góralsku” Tischnera, fajnie gdyby ktoś to wydał, po czytać można, ale lepiej się słucha, też sam autor opowiada.
Podobnie Homer, jego eposy też były opowiadane. Szukam dobrego audiobooka z „Iliadą” w tłumaczeniu Kazimiery Jeżewskiej, ale nie ma, Jacek Rozenek nagrał, nawet ładnie czyta, ale wersję bardzo pociętą. Są audiobooki z tłumaczeniem Dmochowskiego, ale nie mogę tych jego częstochowskich rymów.
Podobnie taki Szekspir, kto to widział żeby sztukę teatralną czytać? Czy zamiast oglądać film czytasz scenariusz?
Kończę właśnie To Kill a Mockingbird, dokupiłem audiobooka czytanego przez Sissy Spacek i aktorka świetnie oddaje południową wymowę, wszystkie te ma’am czy ain’t. Polecam. Akurat w promocji jest Go Set a Watchman, czyta Reese Witherspoon, próbka też nieźle brzmi.
Można się denerwować, ale nie da się zaprzeczyć, że łatwiej się słucha niż czyta. I dlatego podcasty są bardziej popularne niż blogi, a telewizja czy audiobooki bardziej popularne niż książki czy gazety. Sama kiedy jestem zmęczona tak, że nie mam siły czytać potrafię sobie włączyć audiobooka.
A czemu to niby łatwiej się słucha? To jakiś aksjomat? Ja mam ogromny problem z wszelkimi audiobookami, podcastami. Nie umiem się skupić tak jak na książce czytanej. Muszę się wracać, odtwarzać coś od początku. Po iluś próbach mam serdecznie dość. Jestem zdecydowanie wzrokowcem. Słuchać to ja sobie mogę muzyki. Najlepiej czytając książkę :)
Wymaga to trochę ćwiczenia skupienia, żeby nie odpływać myślami im przede wszystkim, nie sięgać po telefon ;)
Kwestia wprawy, jak ze wszystkim.
W moim przypadku do nie działa. Próbowałem i dałem sobie spokój. Audiobooki czy też podcasty to nie jest moja bajka. Nie lubię tego i nie mam zamiaru tego zmieniać. Poza tym wolę przyswajać tekst w swoim tempie, a nie wg wizji lektora (czyli znacznie szybciej).
Bardzo celne uwagi dotyczące słuchania książek, które początkowo były opowiadane lub inscenizowane. Dodam, że szekspirowskie słuchowiska teatralne wyprodukowane przez Polskie Radio to zwykle majstersztyki. Szkoda, że wszystkie nie są udostępnione za darmo albo komercyjnie; trzeba ich raczej szukać piracko, wiele jest nieosiągalnych. A przecież nie tylko Szekspira PR ingłośnikowało…
Produkcje Audioteki to też majstersztyki. Moja żona, często słucha sobie książki, które wcześniej przeczytała dla samej przyjemności posłuchania świetnych głosów i całej tej otoczki.
Mocne uproszczenie. W moim przypadku za przewaga audiobooków przemawia brak czasu. Jeśli mogę jadąc samochodem posłuchać książki, to czemu nie skorzystać? Zwłaszcza, że dostęp do audiobooków jest teraz tak łatwy i tani – mam rok legimi za darmo z biblioteki. Ebooki czytam w wolnym czasie, książki czytam kiedy nie potrafię ich dostać w żadnej formie elektronicznej.
Audiobooków można słuchać robiąc coś innego (biegając, sprzątając, prowadząc samochód) i coraz więcej ludzi z tego korzysta, bo faktycznie na samo czytanie mogą nie mieć czasu. A część książek w wersji audio wchodzi znacznie lepiej.
Prawdę powiedziawszy, mimo niewątpliwych zalet audiobooków, przyczyniają się one jednak do wtórnego analfabetyzmu. Osobiście preferuję czytanie, a posłuchać to wolę muzyki.
Ludzie nieczytający książek, słuchają audiobooków i tym bardziej nie czytają książek.
Myślę, że to po części efekt przewartościowania które nastąpiło w pierwszych miesiącach pandemii.
Ludzie zauważyli że życie jest kruche, krótkie, a straconego czasu się nie wróci. Po przyjściu z pracy do domu lepiej spędzić czas na spacerze z dzieciakami zamiast w fotelu z książką. A książki można posłuchać podczas jazdy samochodem, koszenia trawnika, albo wieszania prania.
Druga sprawa to kupowanie rzeczy których się nie używa. Wszyscy znani mi nabywcy książek papierowych kupowali ich wielokrotnie więcej niż następnie czytali. Może przynajmniej część z nich przestałą to robić.
„Wszyscy znani mi nabywcy książek papierowych kupowali ich wielokrotnie więcej niż następnie czytali.”
Akurat według mnie, to jest absolutnie normalne, że mamy książki, których nie czytamy :)
Więcej na ten temat: https://swiatczytnikow.pl/czytnik-jako-ideal-antybiblioteki-umberto-eco/
W przypadku eBooków dodatkowe książki tylko kosztują. W przypadku książek papierowych nie dość że kosztują to jeszcze zabierają cenne miejsce i są kłopotem przy przeprowadzce.
Przepraszam jeśli kogoś urażę, ale pandemia to na początku rekordowa liczba przeprowadzek, a później rekordowa liczba pogrzebów i związanych z tym likwidacji mieszkań.
Naprawdę wiele osób mogło się przekonać na własnej skórze że papier to przeżytek. Sama swoją papierową bibliotekę zlikwidowałam w większości już dawno przy którejś kolejnej przeprowadzce. Ale niedawno likwidowałam kolejne mieszkanie po zmarłym. Z tysięcy książek nowy dom znalazło zaledwie kilkaset. Pozostałych nikt nie chciał. Nawet antykwariaty które hurtowo skupują książki jak Tezeusz nie są zainteresowane masowymi wydawnictwami z lat 70. i 80.
Oczywiście. Wiele razy cytowałem (np. tutaj) wspomnienia Marcina Wichy, jak to próbował coś zrobić z biblioteczką po rodzicach, której nie chciał nikt, ani znajomi ani antykwariaty. Wniosek z tego, że książki znaczą to co znaczą – ale tylko dla nas, nie traktujmy ich jak skarbu dla przyszłych pokoleń. A jeśli traktujemy – to upewnijmy się, że oddamy je przed śmiercią, żeby nie męczyć spadkobierców.
Niedawno miałem taki przypadek z zupełnie innej bańki, że jako do byłego szefa polskiego fanclubu Yes zwrócił się do mnie pewien pan na emeryturze, że szuka chętnego do przejęcia jego zbiorów bootlegów. No i chętny się znalazł. :)
Nie tylko e-booki rosną w siłę, zastosowanie e-papieru też, ostatnio właśnie kupowałem termostat do pieca i miał wyświetlacz e-ink (Euroster 4040 Smart Wifi) co jest bardzo estetyczne i funkcjonalne, oby więcej producentów zauważyło zalety e-papieru.
Bardzo zagregowane wyniki, nie odważyłbym się wyciągania daleko idących wniosków, nie do końca wiadomo co jest w środku. A dynamiczny wzrost audiobooków nie robi już takiego wrażenia jak się uwzględni że stanowiły zaledwie 2,5% łącznego rynku książek/ebooków/audiobooków (2021r)
Dla mnie audiobooki mogłyby nie istnieć, wolę słowo pisane. Nie lubię jak ktoś mi czyta i to tak wolnym tempem.
Audiobooki również nie dla mnie, poza pojedynczymi opcjami typu prof. Bralczyk czyta „Pana Tadeusza” oraz słuchowiskami z podziałem na role.
Niestety ale nawet te czytane przez genialnego Rocha Siemianowskiego mają jedną zasadniczą wadę – są czytane w jednym „standardowym/przeciętnym” tempie – człowiek nie ma czasu żeby się zatrzymać albo czegoś nie zrozumieć i przeczytać jeszcze raz.
Audiobooki jednak mają pewne zastosowanie: w samolocie oraz w aucie gdzieś na wygwizdowie bez zasięgu gdy nie mogę włączyć NowegoŚwiatu, 357 ani podcastów Tokfm a Radia (…) nie chce mi się słuchać (ci akurat zasięg mają wszędzie – niby ruska technika do niczego, ale pewnie tylko kasa była ruska a nadajniki zachodnie)
Można sobie cofnąć i powtórnie odsłuchać, sam tak robię jak się zamyślę czy coś. I chyba każdy program ma już regulację prędkości co 0,05 stopnia, kiedyś był tylko Smart Audiobook Player, teraz nawet Audible. Jest też tryb samochodowy, kilka dużych przycisków na ekranie, w tym np. „przewiń 30 s wstecz”.
Ja z kolei nie dałem rady przesłuchać Pana Tadeusza w interpretacji prof. Bralczyka, fajnie czyta, ze swoją manierą, ale nie trzyma rytmu i miejscami jakby nie do końca uważał na to, co czyta, przerywa w środku wersu, zawiesza się… Przerwałem chyba po czwartej księdze i szukam alternatyw.
Moi ulubieni lektorzy to Marcin Popczyński i Maciej Kowalik. Lubię też jak autor czyta swoje książki, poza Gaimanem np. Olga Tokarczuk. I też lubię słuchowiska, „superprodukcje” Audioteki, np. Niezwyciężony.
Dla mnnie na pierwszym miejscu, ebook, wygoda korzystania, na drugim książka papierowa a na samym końcu audiobooki z których i tak nie korzystam. To tak z filmami, jeżeli mam do wyboru film z napisami i z lektorem to wybiorę ten z napisami a z lektorem nie obejrzę bo mi zakłóca mi odbiór filmu.
Mnie odbiór filmu zakłóca, gdy zamiast patrzeć na obraz muszę się skupiać na czytaniu napisach.
Mam dokładnie tak samo. Wersja z napisami jest odpowiednia tylko, jeśli w miarę dobrze znamy język oryginalny dialogów i na napisy zerkamy okazjonalnie przy mniej zrozumiałych fragmentach. Jakbym miał czytać wszystkie napisy, to cierpliwości wystarczyłoby mi na 2–3 minuty. Zawsze wybieram filmy z lektorem.
Niestety, często, szczególnie w starszych produkcjach, ścieżka dźwiękowa z lektorem jest zmasakrowana. tzn, słychać lektora a efekty dźwiękowe filmu są wytłumione, albo spłaszczone, albo odwrotnie, lektora nie można zrozumieć bo efekty go zagłuszają.
Może jestem za stary i słuch już nie ten, ale tak właśnie to odbieram, dlatego kiedy tylko się da to wybieram napisy. Chociaż, znając dobrze angielski to często mnie denerwuje, że aktor swoje a napisy swoje (coś innego)…
Dla mnie lektor to zagłuszacz filmu i powinien być zakazany, tylko napisy, filmów z lektorem nie oglądam.