Czy fragmenty książek są czymś niezbędnym w przypadku księgarni z e-bookami?
Skorzystanie z darmowego fragmentu jest jakimś odpowiednikiem przeglądania książki papierowej. W przypadku powieści mogę ocenić warsztat językowy autora, upewnić się czy historia mnie wciągnie. W przypadku literatury faktu – sprawdzić spis treści, przeczytać wprowadzenie i fragment pierwszego rozdziału.
Darmowy fragment można zwykle pobrać w postaci pliku MOBI/EPUB/PDF, co pozwala przy okazji sprawdzić jak złożona została książka. Niektóre księgarnie (np. Ebookpoint, Publio, Nexto, Woblink) mają możliwość przeglądania książki bez wychodzenia ze strony sklepu. Księgarnie powiązane z platformami, takie jak Amazon czy Kobo nie udostępniają plików do ściągnięcia, za to pozwalają na wysłanie fragmentu na czytnik powiązany z platformą.
Zwykle darmowy fragment zawiera po prostu pierwsze strony z książek, choć nie jest to regułą. Na przykład wydawnictwo Helion obok spisu treści często umieszcza fragment jednego z dalszych rozdziałów, na przykład czwartego czy piątego.
W przypadku e-booków kupowanych w Amazonie mamy czasami aż dwa darmowe fragmenty.
- Pierwszy – dotyczący e-booka – zwykle obejmuje konkretny procent książki. Przy dużych e-bookach, takich jak pięć tomów Gry o Tron – darmowy fragment zawiera połowę pierwszego tomu…
- Drugi – to fragment skanu wydania papierowego – i tam nieraz mamy losowe fragmenty z dalszej części książki, a także możliwość wyszukiwania pełnotekstowego nawet tych treści, które we fragmencie się nie znalazły.
Osobiście nie zawsze sprawdzam darmowy fragment, szczególnie gdy kupuję książkę przez kogoś polecaną, albo taką po którą i tak bym sięgnął. Ale brak takiego fragmentu jest dla mnie sygnałem alarmowym. Szczególnie przy wydawnictwach, których nie znam. Czy wydawca chce coś przede mną ukryć? Może treść jest tak beznadziejna, że nie można jej pokazać? Jest też obawa – czy zamiast podręcznika nie kupię jakiejś broszurki, zamiast powieści – krótkiej nowelki? Tu jeszcze warto sprawdzić liczbę stron w wydaniu papierowym (lub PDF), którą księgarnia powinna podawać. Jeśli nawet liczby stron nie ma – zakup może nie mieć sensu.
Ale jest jeszcze inny punkt widzenia – większość internetowych sklepów sprzedających wyłącznie książki papierowe nie ma darmowych fragmentów. Co oznacza, że książkę papierową zamawiamy w ciemno – wyłącznie na podstawie opisu czy recenzji. No chyba że dany tytuł też jest dostępny w e-booku.
Oczywiście wiele osób robi coś, czego bardzo nie lubią właściciele księgarń stacjonarnych: przychodzą obejrzeć książkę na żywo, następnie dokonują zakupu w sieci. Jest to zachowanie znane w marketingu, jako odwrócone ROPO („Research offline, purchase online”). Ale być może powodem jest właśnie brak darmowych fragmentów wszystkich książek – szczególnie tych dostępnych wyłącznie w papierze.
Ciekaw jestem, co o tym sądzicie. Jak często wykorzystujecie fragment do oceny czy warto kupić e-booka? I jak ten fragment przekłada się na satysfakcję z całej książki?

Autor zdjęcia: Nevit Dilmen, CC BY-SA 3.0.
Lubię powieści Grishama czy Wattsa, lubię reportaże wydawnictwa Czarne. Takie, sprawdzone firmy, kupuję w ciemno i bez sprawdzania, niezależnie od formy.
Fragmenty są ważne przy nowych rzeczach, zwłaszcza droższych, preferuję spis treści + rozdział ze środka.
W księgarniach tradycyjnych, nie bywam od bardzo dawna.
Dałam „prawie nigdy”, bo sprawdzałam darmowy fragment dotąd wyłącznie wtedy, gdy chciałam się dowiedzieć, kto jest tłumaczem, a nie było na stronie tej informacji.
Przede wszystkim dzięki takiemu darmowemu fragmentowi można sprawdzić jak ebook jest „złożony”. Mam tu na myśli formatowanie, jakość obrazków, tabelek. Jednym słowem mogę ocenić czy „da się to czytać” na czytniku.
Tak, oczywiście. W książkach do informatyki, matematyki spis treści, przykładowy rozdział, indeks to bardzo wartościowe informacje.
Tak samo, spis treści w takich książkach szalenie ważny.
Z tymi darmowymi fragmentami jest rzeczywiście bardzo różnie. Jakieś pobrane przeze mnie demo składało się jedynie ze wstępu tłumacza [totalne nieporozumienie]. Bardzo miło natomiast zostałem zaskoczony próbką książki „Wewnętrzna gra: tenis” – spis treści i bardzo interesujący cały rozdział siódmy. Brawo wydawnictwo Galaktyka.
Darmowy fragment sprawdzam praktycznie zawsze przed kupieniem ebooka, który mnie zaciekawił na podstawie opisu/recenzji. Ale niestety wielokrotnie kończyło się to nietrafionym zakupem. Najbardziej denerwują mnie przypadki, kiedy darmowy fragment okazuje się być całkowicie niereprezentatywny dla całości.
Teraz dodatkowo przeglądam też opinie czytelników na lubimyczytac i, jeśli mogę, kartkuje książki w księgarniach.
Prawie zawsze czytam darmowy fragment, jeśli kupuję w Amazonie. Niestety kilka razy się nacięłam, bo początek był super, a zaraz potem napięcie spadało. Teraz starannie sprawdzam recenzje.
Przy polskich książkach zwykle korzystam z legimi więc w każdej chwili mogę bezkosztowo zrezygnować.
Fragmenty angielskojęzycznych książek ściągniętych z Amazon są dużo dłuższe niż odpowiedniki tych samych tytułów wydawanych w Polsce.
Bo tam jest na sztywno jakiś procent (jak z tym Harrym w komentarzu obok). W Polsce to arbitralna decyzja wydawcy.
Rzadko (prawie nigdy) nie patrzę na darmowy fragment, chociaż mimo to uważam, że to istotne.
„Przy dużych e-bookach, takich jak pięć tomów Gry o Tron – darmowy fragment zawiera połowę pierwszego tomu…” – przy Harrym Potterze w formie 7 książek w jednym ebooku darmowy fragment to cała pierwsza część i jeszcze kilka rozdziałów drugiej. Podejrzewam, że Amazon wybiera jakiś procent książki, ale cały tom w darmowym fragmencie, to trochę szaleństwo.
No tak, to jest automatycznie chyba 10%, a w przypadku HP pierwszy tom jest dość krótki w porównaniu z ostatnimi.
Dlatego właśnie trochę mnie to rozbawiło, bo o ile raczej z darmowych fragmentów nie korzystam, to tutaj chciałam zobaczyć jak to wygląda, czy to jednak sformatowane jako jedna „książka”, czy jednak są osobne pliki per książka. I tym sposobem dowiedziałam się, że ten darmowy fragment jest dość obszerny.
I takiej opcji w komentarzu mi zabrakło. „Rzadko / prawie nigdy”. Czasami to jednak częściej ;-)
Tylko w przypadku książek do programowania, kursów.
Do programowania kursów, czy może do kursów programowania? ;-)
Teraz dopiero zauważyłem przecinek w komentarzu autorstwa R, co czyni mój „zabawny” komentarz powyżej bardziej niż zbędnym.
Kilka razy kupiłem ebooka skuszony opisem i recenzjami, a potem okazało się, że styl pisania autora mi kompletnie nie pasuje. Nauczony tym doświadczeniem nie kupuję książki nieznanych mi autorów, jeżeli nie mogę przeczytać fragmentu i to innego niż sam wstęp. Wyjątkiem są oczywiście autorzy których znam i czytałem ich inne książki.Wtedy wiem jak piszą. Przy książkach technicznych obowiązkowo spis treści plus przynajmniej jeden rozdział. Preferuje początkowy, a nie np. 15
Niezbyt często, ale przeglądam fragment i parę razy pomogło mi to podjąć decyzję o zakupie (a raczej rezygnacji z zakupu) książki. Szczególnie się przydaje, gdy nie wiem czego się spodziewać po danej pozycji (np. jak ostatnio wspominałem o wydawnictwie Medical Education). W książkach technicznych/poradnikach pozwala się zorientować o zakresie poruszanego materiału, ale zdarzało mi się również sprawdzać w darmowym fragmencie informacje o wydawcy/tłumaczu itp., a nawet szukać imienia bohatera.
Pobrałem dzisiaj demo książki bardzo na czasie „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy” Katarzyny Łozy. Niestety próbka zawiera jedynie krótki wstęp autorki.
Czy to jest książka, która jest tylko na swiatksiazki.pl? Bo ona ma datę wydania 2022-10-12, może więc autorka napisała na razie tylko ten wstęp, a nad resztą pracuje. :-)
No tak, ale na wydajenamsie.pl jest wersja papierowa i ostatnio ebookowa ;)
A ciekawe, bo data premiery przyspieszyła na 2022-04-13, jednocześnie piszą że e-book i papier są dostępne.
Cały dochód ze sprzedaży przez pierwsze pół roku ma być przeznaczony na pomoc Ukrainie i stąd pewnie to przyspieszenie ;)
Prawie nigdy. Jeśli znam autora, to wiem, czego się spodziewać. Jeśli nie znam, to opieram się na rekomendacjach innych osób. Tutaj widać wyraźnie siłę tego bloga, bo Robert zawsze coś poleca :)
Czasami, głównie jeśli książka ma zróżnicowane oceny, albo nie do końca jestem przekonana opisem. Efekt bywa różny – czasem kupuję, mimo pierwszej niepewności, czasem odrzucam książkę, na której przeczytanie na 100% się wcześniej nastawiłam, bo nie pasuje mi styl autora.
W którejś księgarni parę lat temu wydawca udostępnił owszem, fragment e-booka, ale nie było tam treści. W ogóle. Tylko strony tytułowe, długaśny spis rozdziałów (same numery, ho ho ho!)… i tyle. Nie kupiłam, bo czułam, że ktoś próbuje mnie tu zrobić w konia.
W książkach technicznych zawsze sprawdzam spis treści i jaki ś fragment ze środka. Bez tego nie kupię. Bo istotne jest by tabelki były czytelnie sformatowane, kod programu ładnie podzielony między strony, a przypisy na marginesie krótkie i konkretne.
Jeśli kupuję papierową to albo sprawdzam to w księgarni i wtedy zawsze kupuję w tej księgarni. Albo sprawdzam na stronie internetowej księgarni zdjęcia. Gdy ich brak szukam innej księgarni, albo kupuję na allegro.
W przypadku powieści nigdy nie zaglądam do środka. Powieści papierowych od lat nie kupuję ale nawet gdy kupowałam nie otwierałam ich w księgarni. W przypadku ebooków z powieściami nigdy nie sprawdzam darmowego fragmentu. Jestem odporna na brak dzielenia wyrazów, sierotki, pojedyncze linie na stronie itp. Mnie to nie odrzuca więc biorę w ciemno i czytam co jest. Ale wiem, że są tacy którzy takie książki ręcznie sobie konwertują. Treści nie mam potrzeby sprawdzać bo kupuję głównie to co wiem, że mi się spodoba, na podstawie recenzji znajomych, gatunku i autora.
Z literatury pięknej jedynie tomiki poezji sprawdzam, bo czasem jakiś wydawca ma dziwną manierę robienia wielkich marginesów, albo interlinii. Ale poezję kupuję tylko na papierze. Chyba powinnam napisać kupowałam, bo ostatnie moje zakupy do Szymborska i Twardowski, a to było dawno temu :-)
Podsumowując dla mnie darmowych fragmentów w powieściach mogłoby nie być, ale w książkach naukowych sa obowiązkowe.