W części województw trwają ferie zimowe, w kilku się właśnie skończyły, a w innych jeszcze na nie poczekamy. Poruszę jednak temat związany ze szkołą i e-bookami.
Przeglądając Twittera (konto Świata Czytników) zauważyłem jakiś czas temu narzekania ucznia, który… do szkoły nie może zabrać swojego Kindle. Dopytałem i otrzymałem cytat z regulaminu szkoły:
uczniowie nie mogą używać na terenie szkoły urządzeń telekomunikacyjnych i/lub odtwarzających dźwięk lub obraz
Zacząłem googlować i widzę, że podobne zapisy w regulaminie ma więcej szkół. Przykładowo:
Na terenie szkoły obowiązuje bezwzględny zakaz korzystania w czasie lekcji z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych nagrywających lub odtwarzających dźwięk i obraz. Jednocześnie szkoła nie ponosi odpowiedzialności za zniszczenie lub zagubienie w/w przedmiotów.
Są też bardziej szczegółowe określenia – gimnazjum w Jasienicy daje 3 punkty ujemne za takie zachowanie:
Korzystanie z telefonu komórkowego , urządzeń elektronicznych lub innych rejestrujących i odtwarzających obraz i dźwięk podczas lekcji oraz podczas przerwy
Co więcej:
Uczeń oddaje urządzenie, które następnie złożone zostaje w szkolnym sejfie.
Książki w sejfie? No, to byłby temat na porządny reportaż interwencyjny. :-)
Oczywiście pytanie, na ile te regulacje obejmują też czytniki. Rozumiem troskę dyrekcji szkół, aby podczas lekcji nie oglądać pokątnie filmów, nie łazić po sieci i nie grać, no i żeby na przerwach nie szpanować wypasionymi tabletami – z czytnikami sprawa ma się jednak inaczej. Są to urządzenia odtwarzające przede wszystkim nie obraz, ale tekst.
O ile nie dziwiłbym się konfiskacie czytnika z ulubioną powieścią np. podczas lekcji matematyki, to co w przypadku wyjęcia na polskim elektronicznej wersji lektury? Jak na to reagują nauczyciele?
Tego bloga czyta na pewno wielu uczniów, dajcie znać, jak to wygląda w Waszych szkołach.
Podmieniłem ankietę, zamieniając w odpowiedziach słowo „wolno” na „można” – bo liczy się stan faktyczny, a nie zawartość regulaminów. :-)

Trzeba powalczyć o używanie e-czytników. One nie rejestrują niczego same z siebie i służą tylko do czytania książek. Można ewentualnie wprowadzić zakaz używania przeglądarki internetowej w czytniku, ale nie samego czytnika. Ja bym taką decyzję zaskarżył.
PocketBook Ultra ma wbudowany aparat fotograficzny.
A Kindle Keyboard ma (nieużywany oficjalnie) mikrofon. :-)
Coś więcej na ten temat, jako i w czym można z niego korzystać?
Były jakieś nieoficjalne aplikacje do tego (dyktafon itd), ale ponieważ nie używam jailbreaka, nigdy mnie to nie interesowało. Lista aplikacji jest na Mobileread, np. tutaj: http://www.mobileread.com/forums/showthread.php?t=128704
Ciekawsze pytanie – jak Amazon może z niego korzystać… ;-)
Ja mogę na lekcji polskiego mieć lekturę na czytniku i z niego korzystać:)
Bo masz fajnego nauczyciela.
Po prostu nie ma za nauczyciela postkomunistycznego „betona”. Nauczyciel z racji wykonywanego zawodu powinien być otwarty na nowości i w minimalnym stopniu orientować się w trendach, nawet jeśli się nie zna bo nie ma możliwości technicznych (czyt. pieniędzy na gadżety) to powinien chociaż nie przeszkadzać i blokować możliwości innym.
W mojej szkole regulamin zakazuje jakichkolwiek urządzeń elektronicznych, ale jak to bywa nie jest on przestrzegany w tej sferze, więc na polskim bezproblemowo korzystam z niego.
Czyli już widzę że w ankiecie powinno byc „nie wolno, ale i tak używamy” :)
Czyli zegarka elektronicznego też nie można ;))
Czytnika dorobiłam się dopiero na studiach, ale nie było problemów z korzystaniem z niego na zajęciach z literatury. Ba! zdarzało nam się wyszukać odpowiedni cytat szybciej niż ludzie „z papierem”.
Jaki sens w udostępnianiu lektur na zasadzie darmowych plików, skoro potem nie można z nich korzystać w szkole? Trzeba wyraźnie zaznaczyć: czytnik to nie telefon komórkowy, smartphone czy tablet. No, ale w szkole różnie bywa.
Dopóki w zbiorowej świadomości będzie pokutować pogląd, że „czytnik = tablet”, to będzie z tym niestety trudno.
Bardziej bym napisał „tablet = czytnik”. Matematycznie niby jest to samo, lecz językowo nie. Ta kolejność bardziej odzwierciedla prawdę.
Myślę, że językowo „=” znaczy też to samo:)
Wydaje mi się, że prawdą jest zarówno pierwsze i drugie stwierdzenie. Faktem jest, że większość ludzi uważa posiadanie czytnika za ekstrawagancję, bo przecież ebooki można czytać na tablecie, a ma on dużo więcej funkcji i jest kolorowy (tablet=czytnik). Ale też wiele osób widząc czytnik myli go z tabletem (czytnik=tablet). A ten drugi aspekt może być niestety decydujący jeśli chodzi o zakaz używania czytnika w trakcie lekcji i traktowanie go inaczej niż książkę papierową, więc kolejność użyta przez Grzegorza jest lepsza.
Nie spodziewałem się, że moja wypowiedź wywoła taką dyskusję :) Wydaje mi się, że zastosowana przeze mnie kolejność jest właściwa, bo na pierwszym miejscu znajduje się przedmiot, którego dotyczy osąd, a na drugim ten, do którego go porównujemy. Ale mogę się mylić ;)
Wszystko pewnie zależy od indywidualnego podejścia nauczyciela i charakteru przedmiotu. Mnie w liceum czytnik bardzo ułatwił funkcjonowanie, nie wywoływał on negatywnych reakcji nauczycieli nawet, kiedy wspomagałem się nim przy prowadzeniu różnych prezentacji, jak również na języku polskim, angielskim, a ile oszczędził mi drukowania to tylko moja drukarka wie. W każdym razie wielkie tak dla czytników w szkołach, tylko przystosować podręczniki do 6 calowych ekranów i byłoby idealnie.
Nierealne. Z tego, co się orientuję, to polski e-podręcznik ma być z interaktywnymi wodotryskami, nie zaś przygotowany na e-papier.
Z moich doświadczeń wynika, że nauczyciele reagują pozytywnie, organizując nawet chwilę na lekcji, aby o czytniku mógł właściciel/ka kilka słów powiedzieć. Gorzej z użytecznością. Łatwiej kartkować i „odnaleźć się” szybko w książce papierowej. Koniec końców do noszenia na lekcję wygrywa papier .
Kiedy byłem w liceum, to nie było problemów nie tylko z używaniem czytników, ale i tabletów. Można było spokojnie odpalić lekturę na jednym z takich urządzeń i w ten sposób uczestniczyć w lekcjach polskiego.
Co prawda szkołę skończyłam dwa lata temu, ale we wrześniu, w klasie maturalnej dostałam kindle. Nigdy nikt się nie przyczepiał, jak z niego korzystałam (choć przyznaję, że nie tylko na lekcjach polskiego i nie tylko w celu czytania lektur). Ale u mnie w liceum nie przyczepiali się też do laptopów i tabletów, a na komórki nie zwracali większej uwagi.
Nie wiem, jak byłoby z tym w podstawówce, czy gimnazjum.
Sprawdzałem na studiach – do czytania strona po stronie były bardzo dobre, bo bardziej poręczne niż drukowane teksty ustaw. Ale z kodeksami-książeckzkami Kindle Classic zdecydowanie przegrywał.
Wykładowcy czy ćwiczeniowcy w ogóle się tym nie interesowali, podobnie jak laptopami czy tabletami.
Aż tak dużo się zmieniło odkąd 7 lat temu kończyłem liceum, czy też może podobne zapisy istniały za moich czasów i były tak wtedy jak i obecnie martwym prawem?
Chyba tak, dziesięć lat temu (jak kończyłem liceum) nawet telefony nie były takim problemem (pierwszy kupiłem dopiero na studiach). Takie gadżety miały pojedyncze osoby w klasie i problem bardzo szybko rozwiązywała „pała” do dziennika. Dzisiaj nawet na występie artysta musi się poniżać do wywalania hołoty nieumiejącej posługiwać się tego typu urządzeniami w miejscach publicznych. ;)
Jako polonistka i jako użytkowniczka Kindla: chyba nie ma czego żałować. Ostatnimi czasy z Wolnych Lektur ściągnęłam sobie „Lorda Jima”. I okazało się, że najstarsze tłumaczenie, jedno z najsłabszych, krytykowane za ingerencję w treść książki. Nie uczę w ogólniaku, ale, fantazjując, nie chciałabym, aby moi uczniowie czytali właśnie tę wersję. Niech lepiej z papierową książką przychodzą na lekcje.
W przypadku opowiadań Czechowa dostępnych za darmo w necie nawet nie wiem, kto tłumaczył. W przypadku polskich staroci e-booki nie mają prawie żadnych nowoczesnych redakcji, nie mówiąc o dobrych przypisach.
W podróży, podczas pobytu za granicą, drugiego czytania – to nie są duże problemy. Jednak lektura, za którą powinna pójść dobra analiza, powinna być dobrej jakości (technicznej, redakcyjnej, przede wszystkim zaś świetnie przetłumaczona).
A tak zupełnie na boku: dlaczego w naszych księgarniach nie ma zwyczaju podawania tłumacza?
Ależ można znaleźć tłumacza, ale w zawartości książki, na stronie redakcyjnej… Niestety w księgarniach internetowych to rzadkość by był podany, przynajmniej w opisie…
Niestety w przypadku tłumaczeń, w domenie publicznej są tylko te najstarsze i często dość słabe.
Problem braku informacji o tłumaczu w księgarniach jest dość poważny, wspominałem kiedyś o tym, że czasami księgarnia ma kilka wydań tej samej książki i nie daje możliwości oceny, które wydanie nabyć.
Tłumaczenia literatury obcej w XIX wieku często były anonimowe, zwłaszcza jeśli chodzi o powieści dla młodzieży.
Mojemu synowi (podstawówka) nauczyciele pozwalają używać czytnika (lektury na lekcjach lub dowolne książki na przerwach) ale – pretensje mają inne dzieci (i ich rodzice). No bo jak to – M. może korzystać z czytnika a pozostali nie mogą z telefonów i tabletów…
Ja natomiast korzystałem z czytnika właśnie na matematyce. Miałem na nim trudno dostępny podręcznik. Nauczyciel tylko podszedł, popatrzył, uśmiechnął się pod nosem i poszedł dalej. Konfiskaty nie stwierdzono.
Uwaga: przez chwilę serwer się zakrztusił i były problemy z zapisaniem komentarzy czy odpowiedzi w ankiecie. Już powinno być wszystko ok.
Ach ta sława…
Nie, prawdopodobnie z początkiem nowego miesiąca Zenbox zresetował limity i musiałem poprosić o zwiększenie. No bo co to jest 100 tysięcy zapytań do bazy? :)
Nikt jeszcze nie wspomniał (i pewnie nie wspomniałby ;)) o zupełnie innym aspekcie. Nie wiem, czy tak było w mojej podstawówce/gimnazjum (jestem rocznik 1989), ale bywają w szkołach zakazy przynoszenia wszelkich urządzeń elektronicznych – nieważne, czy telefon, mp3, czy czytnik. Chodzi o sam sprzęt o większej wartości, żeby nie było potem problemów kradzieży. W końcu plecaki zostawia się często na korytarzu bez żadnej kontroli. I o ile pewnie w liceum większość ludzi jest na tyle rozgarnięta, żeby plecaka pilnować, o tyle wątpię w rozgarnięcie uczniów SP/Gim. A szkoła nie chce przecież problemów, awantur rodziców i śledztw.
Dokładnie. Kosztowne przedmioty przynoszone do szkoły przez uczniów (głównie elektronika), to ryzyko kradzieży, a potem pretensje rodziców i oczekiwanie, że szkoła znajdzie i ukaże winnego. Wygodniej jest wprowadzić zakaz przynoszenia cennych rzeczy lub zapis, że można to robić tylko na własną odpowiedzialność i w ten sposób umyć ręce. Przeznaczenie tych przedmiotów (rozrywka czy pomoc naukowa) nie ma znaczenia.
Przyznam też, że ja sam wolę, żeby córka nie nosiła czytnika do szkoły, z obawy, że go zgubi lub jej ukradną.
Na marginesie – do wprowadzenia zakazu nie potrzeba, żeby przedmiot miał dużą wartość materialną; znam szkołę w której po kilku zgłoszeniach kradzieży wprowadzono zapis o przynoszeniu na własną odpowiedzialność… kart kolekcjonerskich Panini (wartość od kilkudziesięciu groszy do kilku złotych) ;-)
Moim zdaniem chodzi nie tyle o wartość urządzeń (chociaż to pewnie w jakimś stopniu również), ale o to do czego mogą zostać użyte. Nagrywanie innych osób (uczniów, nauczycieli) i upublicznianie w internecie itd.
W takim razie zakaz przynoszenia urządzeń byłby całkowity a nie warunkowy „na własną odpowiedzialność”. Oczywiście głośne swego czasu afery związane z nagrywaniem kolegów i nauczycieli też mają przełożenie na regulaminy i stąd zwykle są zapisy o zakazie używania w szkole telefonów i urządzeń nagrywających. Tyle, że taki zakaz nie wyklucza użycia czytnika na lekcji j.polskiego, a zakaz przynoszenia do szkoły jakichkolwiek urządzeń elektronicznych już niestety tak.
Myślę, że nauczyciel orientujący się, czym jest czytnik, nie będzie uczniowi robił problemów.
Zakaz używania jest dla mnie dość „oczywisty”. Sam zakaz przynoszenia? A jak to jest niby egzekwowane? Ktoś uczniom robi rewizje osobistą? Przeszukuje plecaki? Czy jednak interwencja jest w momencie użycia?
Nie wiem jak ze świadomością nauczycieli, w kwestii tego do czego może służyć czytnik, ale przypuszczam, że gdybym w szkole korzystała z niego tak jak z książek papierowych niezwiązanych z tematem lekcji [na co nudniejszych lub gdy książkę pozyczono mi dosłownie na jeden dzień, podczytywałam ukradkiem], zabrano by mi go tak samo jak zabierano mi książki papierowe. Odbiór był po lekcji ;)
Z tego co pamiętam, to zakaz używania urządzeń rejestrujących obraz i dźwięk wprowadzono w szkołach po tym, jak uczniowie w jednym z gimnazjów wyśmiewali się ze swojej klasowej koleżanki, udawali nawet gwałt na niej, a swoje „popisy” nagrali telefonem. Ofiara po tym incydencie odebrała sobie życie.
Z parę lat temu jak jeszcze chodziłem do szkoły, to książkę miałem w Samsungu Wave 533 i polonistka nie robiła mi problemu jak telefon miałem na ławce.
Niestety, ja nie miałam takiego szczęścia jak większość komentującyh. Jak 3 lata temu byłam w klasie maturalnej i przyniosłam lekturę na czytniku to moja polonistka oświadczyła, że nie życzy sobie czytników na lekcji i kazała przynieść książkę papierową :/
Uzależniona od wąchania? ;-)
Do tej pory nikt nie zauważył, że kalkulator to też urządzenie elektroniczne.
Za moich czasów kalkulatorów też używać nie wolno było ;)
U mnie na lekcji matematyki doszło nawet do sytuacji, że jedne kalkulatory można było, a drugie nie. Jeśli można było na kalkulatorze dodawać i odejmować, to ok. Kalkulatory „inżynierskie” były zakazane. Ale co się dziwić, jak kumpel przyniósł kalkulator, który nawet wykresy rysował ;-)
U mnie w technikum jako że każdy ma kalkulator naukowy to jest zakaz używania funkcji ponad podstawowe działania i pierwiastkowanie :D
Tak, i wartość sinusa musisz potem ręcznie w tablicach sprawdzać. Paranoja.
Tak jest na maturze – mozna używać zwykłego kalkulatora (CKE wyjaśnia dokładnie jaki ma być). Reszta potrzebnych informacji jest w tablicach matematycznych, też dopuszczanych przez CKE. Dlatego przyzwyczaja się uczniów do liczenia na zwykłych kalkulatorach, bo to też sztuka, dla niektórych
Ojej, to u mnie w liceum (co prawda o profilu mat-fiz) było wręcz odwrotnie. Na fizyce i matmie mieliśmy mieć kalkulatory (czyt. 'naukowe’), a nie 'liczydła’ ;)
Jetem nauczycielem w podstawówce i zabieram starszego classica ze sobą, chociaż nie mam w szkole zbyt dużo okazji do czytania. Moi uczniowie wolą bawić się komórkami podczas przerw, niż czytać książki w jakiejkolwiek formie.
chociaż nie mam w szkole zbyt dużo okazji do czytania
:-D
Regulaminy szkoły mają za zadanie ograniczyć odpowiedzialność szkoły za działania uczniów. Trzeba być świadomym, że takie urządzenia kosztują często dużo (szkoła ma ograniczony budżet). Kwestie kradzieży, zniszczenia cennego mienia i brak wyobraźni rodziców co do rozwarstwienia w dochodach coraz bardziej widać w posiadanych w szkole gadżetach.
Urządzenia pozwalają na nagrywanie i odtwarzanie niedozwolonych treści (np. ściąg, o innych niecenzuralnych nie mówiąc). Pozwalają nagrać także niekompetencje nauczycieli co może doprowadzić do skandalu (brak autorytetu na lekcji lub nieścisłości merytoryczne).
Nauczyciele są dziś za mało wymagający i sami nie przestrzegają regulaminów. Rodzice z kolei za bardzo roszczeniowi i pozwalają sobie na za dużo. Każdy ma pretensje do drugiej strony, a rozwiązaniem jest przestrzeganie i egzekwowanie prawa. Dyskusja czy czytnik powinien być w szkole dozwolony, jest bezcelowa. Takim sprzętem powinna zarządzać szkoła, by nie dochodziło do nadużyć przez uczniów, co jest często dziś nagminne. Nauczyciele nie nadążają za rozwojem technologi (brak prawdziwych szkoleń), a uczniowie to wykorzystują, stając się półanalfabetami w wielu dziedzinach. Dawniej cechy poznawcze, analiza tekstów i interpretacja zadań była na dość stałym poziomie. Obecnie pomimo tych wydawanych optymistycznych badań można zauważyć odwrotny trend. Dzieci się specjalizują i mają braki w ogólnej wiedzy.
Studenci kierunków ścisłych to najlepszy przykład, ilość studentów odpadających na pierwszym roku pomimo zaniżenia progów jest nadal bardzo wysoka. Poziom studenta dziś to poziom technika dawniej, jeżeli chodzi o znajomość zagadnień matematycznych i fizyki na pierwszym roku. Trzeba powtarzać podstawy to, co powinno być przerobione w szkole średniej, a całki, pochodne i macierze były dawniej przerabiane w 4-5 klasie technikum, dziś tłumaczy się to brakiem czasu i ograniczeniem godzin. Na studiach też ogranicza się liczby godzin i jak tu tworzyć specjalistów z tych mniej douczonych.
Zakaz uzywania urzadzen zapisujacych/odtwarzajacych obraz i dzwiek w szkolach istnieje odkad pierwsze komorki pojawily sie na polskim rynku. Jednak o ile korzystajac na lekcji z PDFa lub CBZ (komiksy) jest to ewidentnie odtwarzanie obrazu, o tyle korzystanie z mobi czy epuba pod odtwarzanie obrazu nijak juz sie nie chce zakwalifikowac.
A jeśli PDF składa się z zeskanowanych obrazów? Albo epub zawiera ilustracje?
Dzielenie włosa na czworo moim zdaniem. Zakaz przynoszenia elektroniki pod groźbą konfiskaty to wystarczające i dobre rozwiązanie. I nie ma co tłumaczyć się bezpieczeństwem uczniów. W szkole jest telefon stacjonarny, w ostateczności komórki może użyć nauczyciel. Kiedyś komórek nie było i krzywda się nie działa.
W mojej szkole nie było absolutnie żadnego problemu. Nauczycielka wiedziała czym są czytniki e-booków i rozumiała, że książkę (szczególnie jakąś „cegłę”) można czytać na takim małym urządzeniu. Problematyczne było jednakowoż korzystanie z czytnika w poszukiwaniu konkretnych treści w lekturze (Kindle Classic). Dlatego też książkę czytałem na Kindle’u a na zajęcia przynosiłem książkę papierową.
mam małe OT…
kindle keyboard sam przełączył się na duokan’a (z kindlowego oprogramowania). prawdopodobnie nastąpiło to przy wyłączeniu czytnika.
spotkał się ktoś z takim przypadkiem? może jest jakiś skrót? wujek G mi nie pomógł…
duokan’a nie używam na co dzień, bo kindlowe czcionki lepsze.
Regulaminy szkolne muszą być napisane ogólnie i tak za „urządzenie elektroniczne odtwarzające dźwięk” można uznać zegarek elektroniczny z budzikiem. Po za tym z regulaminów wynika, że uczniowie nie mogą korzystać z komputerów na lekcjach informatyki.
Ja swoim uczniom pozwalam korzystać z elektroniki, ale tak by uczestniczyli w lekcji, a nie zajmowali się głupotami.
Wystarczy zapis, że dozwolone jest korzystanie z urządzeń będących własnością szkoły. Czy to korzystanie jest zawsze zgodne z celem dydaktycznym to już inna sprawa.
W prawdzie szkołę ukończyłam prawie 2 lata temu, ale w klasie maturalnej dość często korzystałam z czytnika (głównie przynosiłam na nim teksty potrzebne na polskim, wosie i historii) i nikt z nauczycieli nie miał z tym żadnego problemu. Zdarzało się też w mojej klasie, że ktoś korzystał z tabletu (mając na nim lekturę albo jakiś referat, którego nie zdążył wydrukować) – również nie wywołało to żadnego sprzeciwu. Nie wiem, jak to wygląda w innych szkołach, ale wydaje mi się, że nauczyciele już się oswajają z obecnością nowych technologii w życiu codziennym młodzieży i raczej nie zabraniają tego robić, tak długo jak korzystanie z urządzeń jest uzasadnione/nie przeszkadza w prowadzeniu lekcji :)
Już widzę jak zamiast papierowych ściągawek uczniowie korzystają z e-czytnika podczas klasówek i egzaminów :)
Za moich czasów nie było telefonii komórkowej, tabletów, czytników i innych gadżetów, a szczytem możliwości technologicznych był walkman, albo kalkulator inżynierski, którego – nota bene – nie mogłem używać podczas egzaminów i sprawdzianów (Jezu, ja aż taki stary jestem?).
W liceum na ławkach mieliśmy lektury, ich streszczenia i pomoce naukowe z matmy. Jak skonstruować regulamin, aby książki (lektury, pomoce naukowe z matmy, czy fizyki) były dozwolone, a z drugiej strony książki (streszczeń lektur oficjalnie nie wolno nam było używać) były zakazane? Moim zdaniem tak samo jest z elektroniką. Nikt nie jest w stanie określić którego urządzenia w jakiej sytuacji wolno używać, dlatego na wszelki wypadek i dla ułatwienia zakazuje się wszystkiego. No bo czy czytnik z Androidem i zainstalowanymi aplikacjami jest jeszcze nośnikiem pomocy naukowych, czy już służy rozrywce?
A tak z innej beczki, skłonnością Polaków jest tworzenie regulaminów i zakazów, a jedyne, czego tu tak naprawdę potrzeba, to zdrowego rozsądku.
Wypowiem się najpierw jako nauczycielka języka polskiego: byłabym zachwycona, gdyby moi uczniowie przynosili na lekcje czytniki, ponieważ wtedy mogłabym założyć, ze cokolwiek czytają… Jak nie oni, to ich rodzice. Bo – po co komu czytnik, jeśli nie do czytania właśnie? Sama korzystam na lekcjach ze swojego kindle, rzadko- ale jednak.
Ostatnio jeden z moich uczniów przyniósł lekturę w komórce. No cóż, lepiej tak niż wcale!
Jako nauczycielka w ogóle rozumiem te zakazy bardzo dobrze. Często urządzenia elektroniczne są wykorzystywane przez dzieciaki do robienia krzywdy rówieśnikom – tego tematu nie będę rozwijać, wszyscy chyba wiedzą, o co chodzi.
Dobrodziejstwa techniki trzeba wykorzystywać, ale mądrze, a to już jest dla wielu osób zbyt trudne.
Dlaczego nauczyciele zabraniają e-czytania? Nie wiem i nie rozumiem. Dlaczego zaś lepiej przynosić na lekcje papierowe książki? W podstawie programowej są wymagania dotyczące umiejętności pracy z tekstem, co później mają (teoretycznie) sprawdzić egzaminy. Trudno byłoby wyćwiczyć taką umiejętność tylko przy użyciu nowoczesnej technologii…
Myślę, że w tym wszystkim należy znaleźć po prostu zdrową równowagę.
Pozdrawiam!
No właśnie – praca z tekstem. Zrobiłem mały test. Próbowałem wyszukać fragment tekstu który czytałem dwa dni temu i wyszukiwarka w czytniku zwróciła zero wyników. Kolejne kilka innych uproszczeń wyszukiwanej frazy i w końcu po ok. 5 min (średnio 30 sekund na wklepanie tekstu w czytnik) trafiłem, ale patrząc na czas jaki mi to zajęło i porównując to z czasem jaki by mi zajęło wyszukanie w książce, to czytniki przegrywają. Może w komórce było by szybciej bo tam epuby odtwarzam w google books, plus jest jeszcze kilka innych ułatwień związanych z wyszukiwaniem i wprowadzaniem tekstu.
Pytanie, czy ten tekst w papierze miałbyś pod ręką ;-)
Większe szanse, że te dwa dni czy kilka miesięcy przeleży na czytniku niż na biurku ;-)
Gdybyś ten sam test wykonał na komputerze, w dodatku korzystając z programu obsługującego wyrażenia regularne, to oczywiście wyniki byłyby o wiele lepsze. Idea jest słuszna, winna jest toporna konstrukcja urządzenia przenośnego.
Tak na marginesie, to
„Uczeń oddaje urządzenie, które następnie złożone zostaje w szkolnym sejfie.”
nie brzmi jak nakaz, natomiast egzekwowanie jest dysponowaniem czyjąś własnością. Stawia to nauczycieli w niewygodnej pozycji. Myślę, że nauczyciele mają swoje sposoby na ustawienie ucznia do pionu bez takiego pseudo nakazu.
Nie widzę problemu od strony prawej. Tzw. regulaminy zakładowe mogą narzucać różne zakazy i nakazy, w tym zakaz wnoszenia określonych przedmiotów. Nie różni się od sytuacji, w której czasowo konfiskują ci w kinie aparat.
W Olsztynie w jednej ze szkół podstawowych panuje bezwzględny zakaz używania urządzeń elektronicznych. Córka miała kiedyś lekturę na czytniku i chciała go używać w szkole. Poszedłem z córką do pani dyrektor i poprosiłem o pozwolenie. Po rozmowie sam się wycofałem z tego pomysłu. Stwierdziliśmy razem, że zrobienie wyjątku i zezwolenie na używanie takiego czytnika może spowodować zbyt duże zamieszanie. Inne dzieci nie zrozumieją i będą też zaraz chciały używać swoich telefonów/tabletów skoro ktoś inny dostał pozwolenie na używanie „dziwnego-telefonu-inaczej”. Zezwolić na używanie czytników dla wszystkich? Wtedy pojawią się problemy z określeniem co jest czytnikiem, a co nie, istnieją już przecież jakieś hybrydy. Lepiej to zostawić na razie.
Co jest czytnikiem da się prosto określić, że jest to urządzenie z ekranen eink. Co by tam nie siedziało w środku tego urządzenia to nie ma technicznych możliwości żeby oglądać na tym filmy, czy grać w jakieś w zaawansowane gry, nie mówiąc o innych funkcjach smartfona czy tableta. Dla mnie czytnik z e papierem jest jak kalkulator, ściśle wyspecjalizowanym urządzeniem, na którym sensownie da się tylko czytać, a to dla ucznia nie jest złe. Na przykładzie swojego siostrzeńca widzę, że jedynym sposobem żeby coś czytał było kupienie mu kindla. Ma fajny kolejny gadżet,ale używa go w jakimś pozytywnym celu. Książki papierowe dla młodego pokolenia są nudne i archaiczne.
Na Pocketbooku, np. 623, jest pasjans, szachy i sudoku – zabawa na długie godziny gwarantowana ;-)
Kilka czytników ma mikrofon (wczesne modele), pojawiają się czytniki z aparatami fotograficznymi i z systemem Android, Linux po przeróbce umożliwiają oglądanie filmów (może jeszcze to kuleje, lecz postęp techniczny wyeliminuje i tę wadę). Wszystkie czytniki pozwalają przynieść np. gotowe opracowania, na co część nauczycieli się nie zgadza (sam uważam, że opracowanie nie zastąpi obcowania z książką, a uwłaczające jest to, że grono nauczycieli pozwala na to, bo lepiej przeczytać opracowanie niż nic). Zadaniem nauczyciela jest zachęcenie do samodzielnego uczenia. Łatwo powiedzieć, więc się zapytam, dlaczego w części szkół to jest normalne i zalicza się je do elity (pomimo niewielkiego wkładu własnego), a reszta chce prostować do dołu. Tłumaczy się, że uczeń w dzisiejszym świecie woli konsumować łatwe treści w postaci opracowań, muzyki, filmu czy programu komputerowego, lecz to wymówka rodziców zmęczonych codziennością. To oducza dzieci samodzielnego myślenia i dążenia do zgłębienia problemu już teraz politycy, media sterują nami. Poczytajcie książki o NLP, marketingu oraz socjologi, a następnie obejrzyjcie wiadomości i przefiltrujcie przez wiedzę zdobytą z książek. Wstydzę się, że próbuje się nam w mawiać, że jesteśmy mądrzejsi od amerykanów, a jesteśmy nawet bardziej sterowani.
Technicznie także stajemy się hipokrytami (mamy smartphony, smartwatche a brak nam smartpeople :( ). Zamiast dążyć do społeczeństwa wiedzy i techniki dążymy do lenistwa.
Tu masz urządzenie z ekranem e-ink, a nie jest to czytnik tylko smartphone:
https://yotaphone.com/pl-pl/
Jak jeszcze rok temu chodziłem do liceum to u dwóch moich nauczycieli, z którymi miałem przyjemność mogłem używać Kindle’a na lekcjach. Nie stwarzało im to żadnego problemu.
Ja u siebie w drugiej liceum nie mam problemów z używaniem czytnika (K3). Pani nawet nie zwraca uwagi na niego. A poza tym mam na nim większość lektur więc zawsze można się nim posiłkować przy pisaniu jakichś wypracowań :)
Liceum – jeden nauczyciel godził się na czytniki, chociaż twierdził, że znacznie lepiej mieć papier, ze względu na np. możliwość zakładek, notowania czegoś na marginesie, szybki dostęp do różnych fragmentów itp. Jak ktoś chciał, to nawet na 4-calowym smartfonie można było mieć lekturę (czy na tablecie czy czymkolwiek). Inna nauczycielka nawet nie zwraca uwagi na czytniki, więc nie spotkałem się nigdy z przypadkiem, żeby były zabronione.
Syn od pierwszej klasy gimnazjum (a więc drugi rok) czyta lektury na czytniku i nosi go do szkoły. Nie ma z tym żadnego problemu.
Ja jestem polonistką w liceum i nie tylko pozwalam, ale raczej zachęcam do korzystania z czytników. Warunek jest jeden: tekst ma być zawsze na lekcji i nie obchodzi mnie na jakim nośniku (smartfony i tablety także dopuszczalne)
„Urządzenie rejestrujące i odtwarzające obraz i dźwięk” – chodzi o to, żeby nie nagrywać nauczyciela lub/i uczniów (a to najczęstsza metoda gnębienia słabszych). W pełni się zgadzam z takim dopiskiem w regulaminie.
Z urządzeniami elektrycznymi tak naprawdę zależy od nauczyciela… Np. na historii w liceum pan profesor często pytał: „Nie znacie odpowiedzi na to pytanie? No dobra, kto ma dostęp do Internetu i sprawdzi?”. W sprawie komórek wypowiadał się w ten sposób, że uważał je za dodatkowe pomoce edukacyjne (oczywiście, jeśli rozsądnie używane).
Jak byłam w gimnazjum to jeszcze nie miałam czytnika, ale śmiem twierdzić, że nauczyciele by zabraniali ich używania. W końcu w gimnazjach młodzież jest rozpuszczona i trzeba ją jakoś wychowywać (niestety). Natomiast w liceach bez problemu, sam pan od polskiego pozwalał korzystać i nawet zachwalał swój czytnik :D (powiedział, że dzięki niemu po raz pierwszy w życiu przeczytał „Nad Niemnem” w całości…).
O studiach chyba się nie muszę mówić – widuję sporo osób z kundelkami, tabletami czy nawet laptopami, na których trzymają omawiane lektury, na co wykładowcy bez problemu przystają.
W marcu 2012 r tj. drugiej klasie szkoły średniej kupiłem czytanik i stopniowo zacząłem zastępować nim książki papierowe. Początkowo polonistka była sceptycznie nastawiona, ale po kilku tygodniach przywykła (duży wpływ na to miał fakt, że przeciętna lekcja składała się z 20-30 minut rozmowy ze mną i piętnastu wykładania materiału ;) ).
Nie będę ukrywał, że czytałem wówczas kiedy tylko mogłem. Ale to nie był wpływ urządzenia – po prostu tak miałem od najmłodszych lat… A noszenie Kundelka zamiast tomiszczy pokroju Metro 2033 zbawiennie wpłynęło na mój kręgosłup ;)
Uczę w szkole (po prawdzie wyższej, a raczej nie o taką pytałeś). Jednym z zajęć, które prowadzę, jest lektorat. Część studentów ma podręczniki, większość – komputery, komórki, ktoś chyba też czytnik, a na tych urządzeniach mniej lub bardziej legalne skany podręcznika. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Tak długo jak zapytani o przeczytanie następnego punktu w ćwiczeniu, nie będą musieli zaglądać do kolegi, mogą mieć ten podręcznik nawet ręcznie wykaligrafowany na welinie.
„Podmieniłem ankietę, zamieniając w odpowiedziach słowo „wolno” na „można” – bo liczy się stan faktyczny, a nie zawartość regulaminów. :-) ”
Szkoła ma uczyć pozytywnych postaw – omijanie regulaminów i wyszukiwanie w nich luk, tłumaczenia, że czytniki służą wyświetlaniu tekstu a nie obrazu/filmów – czemu ma to służyć? Zwłaszcza, że artykuł skierowany jest do uczniów. Trochę to nie po kolei. Może warto byłoby zaproponować czytelnikom przeprowadzenie własnych ankiet wśród nauczycieli? Potem przedstawić tu wyniki, może takie działanie w szkole przyczyniłoby się do zmiany regulaminów – taka droga wydaje się bardziej właściwa. Nasze społeczeństwo jest i tak już dość „przekombinowane” . A tak na marginesie – przynoszenie wszelkiego rodzaju urządzeń do szkoły o których wspomniano w artykule – czasem daje skutek wręcz odwrotny do zamierzonego – potrafi bardzo rozpraszać kolegów i koleżanki.
Cel tej zmiany był trochę inny. Pierwszym krokiem musi być określenie, czy w ogóle mamy problem, czy niezależnie od regulaminu można używać czytników czy nie. Jeśli nawet w regulaminie jest zapis podobny do tych, które cytowałem w artykule – to kwestia, czy można przynosić czytnik jest wynikiem interpretacji (i znajomości) tego regulaminu przez kadrę. Nie widzę tutaj kombinowania, tylko raczej niedostosowanie zasad do rzeczywistości. Czytniki służące wyłącznie do wyświetlania treści książek są inną kategorią urządzeń niż tablety i nie mogą służyć do rozrywki (w tym nagrywania lekcji) – choć jeśli celem regulacji jest po prostu nieprzynoszenie drogich urządzeń elektronicznych do szkoły – wtedy obejmą także czytniki.
Jeśli wyniki ankiety i komentarzy wskażą na rzeczywiste istnienie problemu, wtedy można planować dalsze działania.
Co do rozpraszania – jasne, jeśli jest to pierwszy czytnik w grupie, to wiele osób będzie chciało go obejrzeć, tak samo było gdy 5 lat temu koleżanka przyniosła Nooka pierwszej generacji do pracy… Ale po jakimś czasie to powszednieje i z czytnika korzysta się jak z innego narzędzia. Na warszawskich UX Book Club, które kiedyś prowadziłem niektórzy przynosili książki w papierze, inni na laptopach, na tabletach i na Kindle – każdy korzystał, jak mu wygodnie.
W szkole moich dzieci zarówno podstawowej jak i gimnazjum nigdy nie było problemów z zabraniem czytnika ze sobą na lekcje. Dzieci same proszą o wgranie lektury na czytnik i w razie potrzeby zabierają go ze sobą do szkoły.
Czasem biorę kindla do szkoły. Na tą okazję opancerzylem stare etui z allegro o dwie warstwy mocnego plastiku i cordure. Inaczej bym się bał ;)
Dasz jakieś foto? :D
Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu komentarzy. Oto rozwiązanie godne polskiej szkoły: zabronimy przynosić sprzęt elektroniczny do szkoły i po problemie.
A potem zdziwienie, że dzieciaki nie wiedzą, że nie wolno komuś robić zdjęć bez pozwolenia, że w teatrze, kinie, na wykładzie wyłączamy telefon, że nie raczymy rozmową wszystkich w autobusie. Gdzie człowiek ma się nauczyć współżycia w społeczeństwie, oswajania z technologią jeśli nie w szkole? Przecież komórki tak wrosły w nasze życie, jak każde inne urządzenie ułatwiające codzienne funkcjonowanie. To samo z czytnikami, komputerami i innymi. Wychodzi na to, że polska szkoła, to jakaś równoległa rzeczywistość, w której żadna elektronika nie istnieje.
Właśnie dlatego zawsze będziemy w tyle, a co zdolniejsi będą musieli uciekać na studia i do pracy za granicę. Bo u nas pani nauczycielka drży na samą myśl przed włączeniem rzutnika, nie wie gdzie się wkłada „ten, no patyczek”, i wygłasza sakramentalne „może ktoś z was wie jak to włączyć?”. Pani nauczycielce nie chce się wysilić i ustalić z uczniami, że jak mamy telefon, czy czytnik a na lekcji ich nie potrzebujemy to trzymamy je wyłączone w plecaku.
No ale przecież te wszystkie komputery, czytniki, telefony to zło dla rozpuszczonych gówniarzy… ;)
U mnie w szkole w regulaminie też jest taki zapis, dlatego spytałam polinistki (która jest na prawdę starego rocznika) czy mogę korzystać na lekcjach z mojego kindla i nie miała z tym żadnego problemu. Poza tym na matematyce korzystam na nim z tablic matematycznych i z tym też nauczycielka nie ma problemu.
Ja sobie nawet normalnie na religi wyciągam i czytam
Ostatnio spotkałem się z tym problemem. W plecaku tylko czytnik, a lekturę przerabiać trzeba. Polonistka, niechętnie bo niechętnie, zgodziła się, ale gdybym miał też papierowe wydanie książki, pewnie tak kolorowo by nie było. Ja widzę natomiast drugi problem. Czy czytnik jest wygodnym narzędziem do korzystania w szkole? Często pracuje się na tekście i trzeba coś w nim zaznaczyć, szybko się do czegoś odnieść. Dla mnie, mającego zwykły czytnik bez dotykowego ekranu, jest to niezbyt wygodne. Wolę już pofatygować się do biblioteki i zaopatrzyć się w papierową wersję lektury, co dziwne, z wygody.
No ale w książkach wypożyczonych z biblioteki nie wypada niczego „zaznaczać”…