Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Ceny książek są za wysokie, ale… nie czytalibyśmy więcej, gdyby były niższe?!

W ostatni czwartek podczas Warszawskich Targów Książki portal lubimyczytac.pl przedstawił wyniki badania „W sieci o książkach 2017”. Kilka wniosków może nas zainteresować.

Była to druga edycja badania – pierwsza miała miejsce rok temu.

Warto zacząć od przypomnienia założenia – to badanie ponad 6 tysięcy użytkowników serwisu, czyli nie całej populacji. Na jego podstawie możemy więc określić, jakie są zwyczaje i opinie zapalonych czytelników, bo tacy tworzą aktywnie społeczność lubimyczytac.pl.

Ile e-booków czytamy?

Pierwsze pytanie dotyczy książek elektronicznych.

Podobnie jak w ubiegłym roku, ok. 66% badanych użytkowników LC czyta e-booki. To całkiem sporo – widzimy, że wśród świadomych czytelników książki elektroniczne przebijają się szybciej. Z drugiej strony ten odsetek nie wzrasta – tak jakby przekonanych już nie przybywało.

Jednocześnie wzrasta liczba przeczytanych e-booków. Aż 19,5% twierdzi że w poprzednim roku czytało ponad 20 e-booków.

Chociaż to i tak blednie wobec odpowiedzi dotyczących książek papierowych.

Aż 59% badanych czyta ponad 20 książek papierowych rocznie!

Ile czytamy jednocześnie?

A jak wygląda czytanie kilku książek na raz?

Większość badanych odpowiedziała, że czyta jednocześnie 2-3 książki. Nie jest to nic dziwnego, szkoda że nie rozbito tego pytania na e-booki i papier, bo przecież właściciele czytników są tutaj w uprzywilejowanej sytuacji.

Widać też, że 4-5 książek to górna granica, więcej jednocześnie czytają tylko hardcorowcy. :-)

Czy wydawnictwo ma znaczenie?

Kolejne pytanie, na które chcę zwrócić Waszą uwagę dotyczy wpływu wydawnictw na wybór książek.

64% zapytanych twierdzi, że kojarzy wydawnictwa, ale się nimi nie kieruje. Mniejszość (20%) twierdzi, że ma swoje ulubione wydawnictwa, a tylko 16% nie zwraca na nie uwagi.

Odpowiedź na to pytanie trochę mnie zaskoczyła, bo odnoszę wrażenie, że Wy jako świadomi czytelnicy zwracacie znacznie częściej uwagę na wydawnictwa, np. przy promocjach. Ale może to jest skrzywienie wynikające z tego, że właśnie w promocjach sztucznie rozdzielamy informację na temat oferty poszczególnych wydawców.

No i te ceny…

Kilka dość pouczających odpowiedzi.

Najpierw zapytano czy ceny książek są odpowiednie?

  • W przypadku papieru aż 70% twierdzi, że są za wysokie i że idealna cena to 26-35 zł.
  • W przypadku e-booków twierdzi tak 49%, ale zwracajmy uwagę na 41% nie mających zdania – to ci, którzy takich książek zapewne nie kupują. Tutaj wymarzona cena e-booka to poniżej 25 złotych.

Przed obejrzeniem następnego wykresu zatrzymajmy się chwilę nad tymi odpowiedziami. 91% poparcia dla najniższej ceny e-booka nie dziwi.

Ale już w przypadku papieru dla 53% pożądana cena to 26-35 zł i przecież… chyba większość popularnych pozycji w tej cenie da się kupić. Czy zatem te ceny są za wysokie, czy takie jak trzeba?

No i ostatnie pytanie.

Co by się stało, gdyby obniżyć ceny książek? Jak rozumiem, pytanie dotyczyło dowolnego formatu.

Otóż 30% twierdzi, że czytałoby więcej, ale 56% uważa, że czytałoby tyle samo, ale… kupowałoby więcej.

Jaki z tego płynie wniosek? Problemem wielu zapalonych czytelników nie są ceny książek, a brak możliwości czytania. Prawdopodobnie brak czasu. Owszem, narzekamy na ceny – ale wiemy, że nawet gdybyśmy mogli kupić więcej, to nie dalibyśmy rady ich przeczytać.

Czy z tego da się też wyciągnąć wniosek, że cen książek nie warto obniżać? Tu byłbym ostrożny, bo pamiętajmy – ankietę wypełnili ludzie, którzy dużo i czytają i kupują. Jeśli postawimy się w miejscu ucznia, studenta, czy kogoś kto zarabia niewiele ponad płacę minimalną, to książki mogą wydawać się drogie – nie dziwi mnie swoją drogą popularność książkowych wyprzedaży w Biedronce.

Ale jako czytelnicy e-booków dobrze wiemy, że kupujemy więcej niż możemy czytać. Zjawisko to nie jest nowe – odwołam się do swojego artykułu sprzed pięciu już lat: Jak to się dzieje, że kupujemy więcej e-booków. E-booki sprawiają, że więcej kupujemy, ale i więcej czytamy, bo możemy wykorzystać każdą możliwą chwilę. Dotyczy to zresztą również audiobooków, które mogą przejąć te chwile, gdy nie moglibyśmy skupić się na słowie pisanym, a słuchać możemy.

Każdemu zatem, kto mówi że nie ma czasu na to by usiąść z książką papierową polecić mogę czytnik, albo nawet aplikację w telefonie. Od czegoś trzeba zacząć.

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

54 odpowiedzi na „Ceny książek są za wysokie, ale… nie czytalibyśmy więcej, gdyby były niższe?!

  1. Cyber Killer pisze:

    25 za ebooka? Drogo, tym bardziej, że na wyprzedażach papier jest poniżej 10 zł (o używkach nawet nie wspomnę, bo te w ogóle bywają za darmo). Skoro opłaca się sprzedawać papier za 10, to tym bardziej wersje elektroniczne można za tyle sprzedawać i będzie się opłacało jeszcze lepiej.

    No i gdyby były tańsze to też kupowałbym więcej :-).

    8
    • Magdalaena pisze:

      Niestety papierowe książki za 10 zł, to raczej nie jest to na co ma ochotę większość czytelników. Poza dziełami z domeny publicznej (które w ebooku zazwyczaj można mieć za darmo) zostaje sieczka :-(

      4
      • Dumeras pisze:

        Dla mnie oboje macie po troszku racji. Jak nie ma parcia na nowości, to da radę polować na promocje i mieć czytania. Tylko bardziej chodzi o skalę. Mi w zeszłym roku udało się upolować w papierze kilka ciekawych (dla mnie pozycji) w cenie poniżej 10 złotych. Nie nowości, ale i tak mam zaległości, więc taki kilku letnie pozycje chętnie do biblioteczki dorzuciłem. I tamten rok był udany w polowaniu na okazje. Miałbym czytania na cały rok, jak doliczę wymianę ze znajomymi. Ale były okresy, że w papierze nawet jak udało się coś upolować, to okazywało się to żałośnie słabe, zalega teraz i kurz zbiera, albo było tego na tyle mało, że tylko licząc na takie źródło byłoby ciężko. A tak się składa, że do biblioteki trochę mi nie po drodze i godziny jej otwarcia kolidują z moją pracą.

        Promocje na ebooki są idealne :-) Dlatego regularnie, dzień po dniu tu zaglądam. I kupuję na zapas.

        1
  2. Magdalaena pisze:

    Co do wydawnictw – mam firmy (tzw. vanity publishing), które skreślam już na starcie: ridero, psychoskok, novae res, wydaje.pl, e-bookowo.

    9
    • Tomek pisze:

      Nigdy nie mów nigdy …

      0
    • Matty pisze:

      Na mnie jeszcze wydawnictwo Fronda działa odstraszająco ;)

      8
      • Tomek pisze:

        Nie wolno generalizować, można się pomylić. Ja akurat zamierzam wydać w jednym z tych wydawnictw tłumaczenie powieści pewnego austriackiego pisarza, którego utwory są zupełnie nie znane w PL a moim zdaniem warte zaprezentowania czytelnikom. Tradycyjnych wydawnictw w ogóle nie rozważam, śledząc perypetie osób, które próbowały z nimi rozmawiać. Są osoby, które zdecydowały się na self-publishing i odniosły sukces (w PL)!

        0
        • Robert Drózd pisze:

          Ale vanity press to nie jest self-publishing. Wiele z tych wydawnictw po prostu maksymalizuje zysk, obiecując autorom złote góry. Jeśli zdecydujesz się na wydanie w ten sposób, pilnuj tego, do czego się zobowiązują – choćby redakcji i korekty.

          1
          • Tomek pisze:

            W moim przypadku self-publishing nie wchodzi w rachubę z wielu powodów – brak czasu, praca zawodowa, konieczność założenia działalności gospodarczej (dla jednej książki!), cała procedura organizacyjno-wydawniczo-finansowa, etc. Książka jest w profesjonalnej korekcie, skład będzie w wydawnictwie, obsługa podatkowa też. Ma to wiele zalet, szczególnie dla osób, które zawodowo zajmują się zupełnie czymś innym. Chętnie opiszę swoje zmagania z tym przedsięwzięciem.

            3
        • mjm pisze:

          W Polsce wydaje się ponad 20 000 książek rocznie, więc trzeba generalizować. I tak jak Magdalaena, „wydawnictwa” Ridero, Psychoskok, Novae Res, Wydaje.pl, czy e-bookowo odrzucam automatycznie.

          4
          • TxF pisze:

            Oj, też coś kiedyś Psychoskoku czytałem… Wryło mi się w pamięć, bo poziom był taki, że trzeba się było nisko schylać…

            4
        • Magdalaena pisze:

          @ Tomek – myślę, że każdy, kto wydaje książkę, uważa, że jest „warta zaprezentowania czytelnikom”. Problem tylko, czy czytelnicy też będą tak myśleli.

          O niskiej jakości tych wydawnictw przekonałam się, korzystając z legimi – brałam kolejne pozycje, które miały poziom słabego fanfika, porad cioci Kloci czy niszowej pracy magisterskiej. W końcu poszperałam i doszłam do wniosku, że skreślam wydawnictwa, na których stronie internetowej wisi wielka reklama „Wydaj u nas książkę” zamiast „nowa powieść Pipścińśkiego od dziś w sprzedaży”.

          „Są osoby, które zdecydowały się na self-publishing i odniosły sukces (w PL)!”

          Nie wiem, jak rozumiesz taki sukces. Michał Szafrański chwali się dobrym finansowym wynikiem sprzedaży swojego poradnika. Zdarzają się popularni autorzy np. Monika Szwaja, którzy zakładają własne wydawnictwa.

          Ale nie słyszałam o żadnej naprawdę dobrej powieści wydanej przez którąś z wymienionych wcześniej oficyn. Takiej, która miałaby dobre recenzje u cenionych przeze mnie osób, dostała jakąś nagrodę i która ostatecznie by mi się podobała.
          Ale może się mylę i Ty masz do polecenia jakiś hit?

          2
          • Tomek pisze:

            Być może masz rację. Też czytałem sporo próbek z tych wydawnictw i zazwyczaj kończyłem lekturę na kilku pierwszych stronach… Ale cóż ma począć początkujący pisarz, bez znanego nazwiska, odrzucany przez „wielkie” wydawnictwa a jeśli się nawet przebije przez pierwsze sito, to zazwyczaj otrzymuje głodowe stawki rok po wydaniu książki? Znasz alternatywną drogę ? Wielu próbuje, uda się jednostkom. Coś w tym jest, że wielcy artyści zazwyczaj za życia przymierali głodem…

            0
            • Magdalaena pisze:

              „Ale cóż ma począć początkujący pisarz, bez znanego nazwiska, odrzucany przez „wielkie” wydawnictwa”

              Z mojego (czytelniczego) puntu widzenia – niech próbuje dalej, pisze więcej i lepiej, aż wydawnictwa go przyjmą.

              2
              • Cyber Killer pisze:

                Strasznie wredne podejście. A ja wolę żeby selfpublishing działał prężnie. Na Smashwords bardzo wielu świetnych autorów znalazłem. Sam, bez jakiegoś odgórnego filtra w postaci wydawcy. Poza samą twórczością, tacy autorzy niezależni są dużo bardziej dostępni dla fanów, można napisać do nich np maila, skomentować co się podobało czy też nie w ich książce, poznać ich uzasadnienie, czy też po prostu porozmawiać.

                2
              • Magdalaena pisze:

                @ Cyber Killer – Ja łaknę dobrych książek, osobisty kontakt z pisarzami nie jest mi potrzebny.

                Zresztą rzuć nazwiskami tych „świetnych autorów” ze Smashwords, sprawdzę, co piszą.

                0
            • Dziad z lasu pisze:

              @Tomek:
              A w vanity początkujący pisarz nie dość, że otrzymuje głodowe stawki rok po wydaniu książki (o ile w ogóle otrzymuje, bo jeśli nie ma zysku ze sprzedaży „dzieła”, to z czego wypłacać?), to jeszcze na starcie musi opłacić koszty wydania i zysk „wydawnictwa”, które przecież żyje nie ze sprzedaży „wydawanych” przez siebie książek, tylko naciągania naiwnych w myśl zasady, że – parafrazując znane powiedzenie – nie matura lecz 5 tysięcy zrobią z ciebie pisarza. Furda talent, grunt to umiejętność podpisania umowy (najlepiej bez czytania) i zlecenia przelewu. W razie czego pomiędzy okładki można wstawić nawet „lorem ipsum…”
              Początkujący pisarz ma pisać, ćwicząc warsztat i cierpliwość, poddając jednocześnie płody swojej wyobraźni weryfikacji czytelniczej (za czytelników na początku mając redaktorów). Oczekiwanie zaszczytów i bogactwa natychmiast po wydaniu debiutu jest tak samo naiwne jak oczekiwanie zatrudnienia i odpowiednich zarobków w pierwszej firmie, do której się zakołatało szukając pracy.
              A jak komuś nie odpowiadają głodowe stawki za debiutanckie tomy, to zawsze może zostać np. spawaczem – dobrym specjalistom płacą niemal złotem.

              4
              • Tomek pisze:

                Nie jest chyba aż tak źle:
                1. Znalazłem wydawnictwa, które oferują rozliczenie na koniec miesiąca, więc nie trzeba czekać roku.
                2. Stawki są zdecydowanie wyższe, niż w tych uznanych wydawnictwach.
                3. Wydruk książki w ciągu miesiąca, po korekcie.
                4. Już po miesiącu masz (jakiś) odzew czytelników (choćby mniej lub bardziej znajomych).
                5. Nikt z początkujących nie oczekuje kokosów ale raczej obiektywnej recenzji swojej twórczości.
                6. W uznanych wydawnictwach koszt druku książki to jedna z mniejszych pozycji w kosztorysie… Reszta to marże, pośrednicy, (pseudo)reklama, etc.

                0
      • asymon pisze:

        Fronda wydaje Chestertona i teraz zaczęli Borkowską, choć „Gar’Ingavi” ma podobno podzielona trzy (!!!) tomy,

        1
      • BorQ pisze:

        Czemu? Akurat ostatnio jeden tytuł Frondy mnie zainteresował, ale nie ma na niego żadnej promocji w moich ulubionych księgarniach.

        0
  3. h. pisze:

    „Jaki z tego płynie wniosek? Problemem wielu zapalonych czytelników nie są ceny książek, a brak możliwości czytania. Prawdopodobnie brak czasu. Owszem, narzekamy na ceny – ale wiemy, że nawet gdybyśmy mogli kupić więcej, to nie dalibyśmy rady ich przeczytać.”
    Ja z tego wyciągam wniosek zupełnie inny: większy odsetek przeczytanych książek stanowiłyby książki kupione a nie pożyczone.

    Tak samo z cenami – książki owszem da się dostać w widełkach 25-35zł, ale nie są to ceny okładkowe, a sądzę, że nawet jeśli nie ich dotyczyło pytanie, to tak było interpretowane. A ceny okładkowe mieszczą się zwykle między 40-55zł. To że ceny okładkowe są nabijane, żeby potem były rabaty, żeby się pośrednik upasł itd. to jest insza inszość. Kowalski idzie do księgarni stacjonarnej i widzi cenę nie do zaakceptowania. Mnie naprawdę już trochę męczy, że nie mogę wejść na spontanie do księgarni i sobie kupić paru książek, bo się zaraz z tego robi rachunek na 150-200zł. I potem kultura, halucynacje z niedożywienia i śmierć.

    23
    • Magdalaena pisze:

      Przed Bożym Narodzeniem nagle okazało się, że potrzebuję kilku dodatkowych prezentów, poszłam do księgarni i ceny okładkowe po prostu mnie zszokowały. 50 – 70 zł za powieść w ładnej oprawie!

      6
      • asymon pisze:

        Haha! Poszedłem kupić „Syna” Meyera na prezent, też się nielicho zdziwiłem.

        A na amazonie The Son za dychę – i jak tu nie wziąć? Książkę bym nawet pożyczył, ale cegła konkretna, przynajmniej widać za co się płaci :-D

        EDIT: Dam reflinka do amazonu, będą trolle miały zajęcie z usuwaniem.

        4
  4. Darth Artorius pisze:

    Heh… gdyby książki które chcę kupić kosztowały od 9 do 13 zł, to kupowałbym ich więcej. Już teraz mam „zawieszonych 15 tytułow i czekam na promo.

    Czas bym znalazł. Chętnie czytam.

    3
    • mjm pisze:

      Ale zacząłbyś więcej wydawać, czy po prostu zamiast 10 książek po 20 zł kupiłbyś 20 książek po 10 zł?

      4
      • No pewnie kupiłbym 20 książek za 10 zł każda…
        Brakuje mi w tej chwili kilka kolejnych tomów cykli SF, na których promo czekam. Niestety w tej działce promocje są coraz słabsze.

        W PL mamy niestety „elitarny” dostęp do kultury. Przez ceny.. Znam ludzi, którzy czytają sporo, głownie z zasobów domowego zwierzątka a kupują najwyżej papier. Może jakby ceny spadły ?

        3
        • Jarek pisze:

          Nie przesadzałbym z tym „elitarnym dostępem do kultury” i wysokimi cenami książek. Ludzie jakoś nie mają oporów przed jednorazowym wydaniem trzydziestu złotych na kino czy pizzę. Książki może i nie są najtańsze, ale mam wrażenie, że obecnie nic już nie jest. Badziewny magazyn wypełniony po brzegi reklamami kosztuje dychę. Poza tym są biblioteki, promocje i centra tanich książek.

          5
          • Jakub pisze:

            Odkąd mam Kindla (lipiec 2014) kupiłem 112 e-książek. Średni koszt kupionych przeze mnie ebooków wynosi wg Excela 16 zł i 41 gr. Mniej niż dwie butelki dobrego, kraftowego piwa.

            0
          • Darth Artorius pisze:

            Pizza i kino to z reguĺy niska rozrywka. Nad książka trzeba podumać, literki poskładać. No i rodzi sie elita.

            0
          • Dumeras pisze:

            „Nie mają oporów przed wydaniem trzydziestu złotych na kino” – też mocno generalizujesz i przesadzasz. Pamiętam rozmowę ze znajomą z pracy, obje pracujący, z dwójką dzieci. I jak zaczęła mi opisywać, jakie koszta generuje u nich wypad do kina, to daleki jestem od stwierdzeń, że to rozrywka dla każdego. Pomijając wybór filmu, żeby całej familii pasował ;-) to wyliczyła mi koszty dojazdu do kina (nie każdy mieszka w dużym mieście z metrem od domu pod kino), obiadu, bo razem z seansem i reklamami to sporo godzin, popcorn, bo jakoś ciężko w multikinach odmówić dzieciakom dodatkowej atrakcji. Przy czterech osobach robi się konkretna suma. Nawet raz w miesiącu to spore obciążenie dla budżetu.

            0
  5. Adam Jarecki pisze:

    Sprawa ostatniego punktu: „kupowaliby więcej, czytaliby tyle samo” – po prostu przestaliby podkradać z gryzonia. :-)

    15
    • Bociek pisze:

      Trafna uwaga. Ciekaw jestem wyników tej ankiety, gdyby rozróżniać książki kupione od pobranych z gryzonia.

      2
      • Lidia pisze:

        Ja na pewno nie czytałabym więcej (grubo ponad 100 książek rocznie i tak ledwie znajduję czas na sen) ale na pewno kupowałabym więcej. Teraz niestety jestem skazana na łaskę i niełaskę (na szczęście w moim przypadku głównie na łaskę z uśmiechem) Pań w bibliotekach. Kupuję głównie książki, o których wiem, że w bibliotece nie szybko się pojawią. Książki, do których wiem, że będę wracać, klasykę i książki moich ulubionych autorów. Mimo tego najwięcej jednak czytam książek z biblioteki i ebooków (Legimi, ebooki własne kupione w promocyjnych cenach).
        Chomika od lat nie odwiedzam.
        Marzę jednak o czasach, w których w stacjonarnych księgarniach będą ceny internetowych. Już nie pamiętam ile lat minęło od mojego ostatniego stacjonarnego zakupu pozycji książkowej. A to tak cudowne uczucie…

        4
    • ketyow pisze:

      Niezbyt trafna uwaga. Czytam rocznie ok. 30 pozycji, kupuję ok. 100. Jestem łowcą promocji, który się od nich uzależnił. Już teraz mógłbym przestać kupować a lektur starczyłoby mi do końca życia. Podobnie mam zresztą z grami komputerowymi. Podobny problem mają chyba wszyscy moi ebookowi znajomi. I zaznaczyłem opcję, że przy niższych cenach kupowałbym więcej, ale więcej już nie przeczytam. Gryzoń nie ma tu nic do rzeczy, i tak nie mam na niego czasu. Natomiast wiem kiedy on faktycznie staje się alternatywą – kiedy danej pozycji nie da się przeczytać w żaden inny sposób. Z gryzonia ściągam też czasem pozycje, które od dawna mam w papierze, ale na czytniku wygodniej się czyta.

      3
      • Gregrex pisze:

        Ufff, jak to miło że nie jestem sam. Już myślałem że jestem chory (ewentualnie obaj cierpimy na tę samą chorobę;-)))

        O ile z grami udaje mi się nie kupować – gdy gra stanieje to już będzie tania trwale, nie trzeba aż tak polować a do tego wiem ile mam na gry czasu – o tyle z e-bookami już nie jest tak różowo: trzeba polować bo okazje zdarzają się raz na rok-dwa, czasami 2x w roku a do tego myślę sobie że jak nie teraz to przeczytam na emeryturze.

        Jako że e-booki w promocji czyli poniżej 10zł lub niewiele ponad postrzegam jako tanie kupuje ich zdecydowanie więcej niż mi potrzeba (po prostu kolekcjonuję e-bibliotekę – przy okazji moja odp. na ankietę to: „gdyby książki papierowe były po 10zł kolekcjonowałbym bibliotekę”).

        Z kolei e-booków ponad 20zł praktycznie nie tykam bo uważam że to drożyzna za ten rodzaj wydania (i/lub że będą taniej w promocji).
        Mam też kategorie: historia, powieści, literatura piękna – zwykle w e-booku, wydawnictwa naukowe – w papierze.

        Z książkami papierowymi jest zupełnie inaczej – tutaj akceptowalna dla mnie cena to 30-80zł/sztukę, z tym że kupuje zwykle jakieś tomiszcza w twardej oprawie.
        W papierze kupuję głównie wydawnictwa naukowe (makroekonomia, finanse), część popularnonaukowych (z racji ograniczeń e-papieru) oraz niektóre pięknie wydane książki z pierwszej grupy (lit.piękna, historia itp) no i wydania niszowe niewystępujące w e-booku.
        Choć daleko mi do Carla Lagerfelda z dochodami zdarza mi się stosować jego rozwiązanie – kupowanie dwóch książek: gdy bardzo podoba mi się e-book a do tego (koniecznie) papierowe wydanie jest ładne zdarza mi się kupić drugi format.
        Zdarza mi się też kupowanie „w drugą stronę” – żeby mieć wygodny format pod ręką np „Boże Igrzysko ;-)” dokupuję e-booka.

        1
  6. magneto pisze:

    Ja walczę sam ze sobą na chorobliwy zakupoholizm promocji ebookowych. Czytam około 10-12 książek rocznie (na więcej brak czasu), a w zapasie czeka jeszcze około 50 pozycji. No ale jak wyczekiwany tytuł jest za 12-13zł to ciężko się powstrzymać. 😊

    11
    • Jerzy46 pisze:

      Mam to samo. Czytam około 50 książek rocznie, ale kupuję dużo więcej. Jak widzę na promocji dobrą książkę to nie mogę sobie odmówić przyjemności jej zakupu. W kolejce do czytania czeka kilkadziesiąt tytułów. Jedno z wydawnic przyznało mi nawet odznakę „promocjożercy”, co na własny użytek przerobiłem na „padlinożerca”. Na pewno brak promocji książek, w moim przypadku znacznie ograniczyłaby ich zakup.

      4
  7. Agnieszka pisze:

    Nie do końca zgadzam się z wnioskiem: „Problemem wielu zapalonych czytelników nie są ceny książek, a brak możliwości czytania. Prawdopodobnie brak czasu.”.
    To, że ludzie nie czytaliby więcej, nie znaczy jednocześnie, że czytają za mało. Po prostu więcej przeczytanych książek stanowiłyby książki kupione niż wypożyczone. Gdyby chodziło o brak czasu, zmiana ceny nie powinna zmienić ilości kupowanych książek – bo po co kupować książki, których i tak się nie przeczyta?

    5
    • Robert Drózd pisze:

      To prawda, w badaniu nie było mowy o wypożyczeniach, może dlatego że jednymi z głównych klientów LC są wydawcy, którzy na słowo „biblioteka” reagują chyba dość nerwowo.

      6
    • Cyber Killer pisze:

      Z różnych powodów… Ja kupuję jak jest promocja, bo wiem że później będzie drożej, albo w ogóle książka zniknie ze sklepów kompletnie i nie będę mógł jej przeczytać wcale (szaleństwo w epoce cyfrowej – że produkty są usuwane ze sklepów, po to żeby zmusić ludzi do kupowania nowych produktów, zamiast ciągle tych samych; albo wydawca znika z rynku i zabiera ze sobą wszystkie pozycje jakie sprzedawał itp). Można kupować, bo ładnie wygląda kolekcja na czytniku, albo żeby wesprzeć finansowo ulubionego autora. No albo po prostu kupować na prezenty dla rodziny i znajomych.

      Mój backlog ma ciągle uparcie około 400 pozycji (zarówno kupionych jak i legalnie darmowych), a czytam 30-50 książek rocznie. Jak widzę promocje, albo bundle ebooków to mnie aż ręce świerzbią.

      9
    • asymon pisze:

      bo po co kupować książki, których i tak się nie przeczyta?

      Przeczyta się, tylko nie wiadomo kiedy :-)

      15
  8. kermit pisze:

    Ta ankieta jest trochę dziwna, za mało progów dotyczących cen. Gdyby była opcja „do 100 zł”, to można by wyciągnąć wniosek, że dla większość czytelników wymarzona cena ebooka „to tak do 100 zł”. ;)

    0
  9. Wojciech pisze:

    Z tymi wydawnictwami jest ciekawie, bo faktycznie, czytając książki papierowe, nie miałem zupełnie rozeznania w polskim rynku. Oczywiście, byłem świadomo istnienia PWNu, Prószyńskiego, Muzy, itp. Jednak dopiero od czasu zakupu czytnika i śledzenia promocji na ŚC, wiem mniej więcej czego można się po nich spodziewać – mniej więcej oczywiście, bo w tych największych znajdzie się obok siebie mydło i powidło.

    9
  10. Andrzej pisze:

    Ja poluję na książki na przecenach lub w księgarniach „Taniej książki” Tylko w tym tygodniu kupiłem ” Limonow” za 12,99 /39,90/ i „Na ratunek Italii ” 9,99 /44,99/. Można kupić tanio- Można!

    0
  11. asymon pisze:

    Co do wydawnictw – zdecydowanie wolę fantastykę wydawaną przez MAGa czy Powergraph od Fabryki Słów – mam tak od czasów lektury Achai.

    2
    • Dumeras pisze:

      Po Fabrykę chętnie sięgam, mają sporo „głośnych” polskich nazwisk, ale podchodzę do tego jak do hollywoodzkich megahitów. Jak w ogólnym mniemaniu fantastyka należy do tych lekkich i rozrywkowych tytułów, tak te wydawane przez Fabrykę już na pewno do takich zaliczam. Umilacze czasu jak znalazł.
      :-)

      0
  12. Gregrex pisze:

    Co do czytelnictwa – od dawna, może trochę snobistycznie – uważam że niższe ceny nie zwiększą czytelnictwa i te 80% ludzi która nic nie czyta i tak czytać nie będzie niezależnie od tego czy książka będzie kosztowała równowartość „krowy” czy „vipa” – bo zawsze będą woleli te pieniądze wypić.

    Zszokowany byłem jedynie tym że w 1/4 chałup nie ma ani jednej książki.

    3
    • Dumeras pisze:

      Małe metraże ;-) Nie każdy mieszka w odremontowanej kamienicy, gdzie pokoje na 3m i więcej wysokie ;-) A telewizory mimo, że coraz cieńsze to coraz większe :-D

      0
  13. Darth Artorius pisze:

    Nie chodzi o to aby 80 procent czytało ale aby te 20 procent miało taniej i kupowało wiecej.:)

    4
  14. tema pisze:

    krótko i na temat:
    kiedyś książki były tańsze i czytałem ich bardzo dużo
    potrafiłem przywieź cały plecak książek z miasta i tak co 3-4 miesiące

    0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.