Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Los książki… według ankiety z 1958 roku (oraz archiwum Miesięcznika ZNAK)

Wiadomością dnia jest dla mnie udostępnienie swojego archiwum przez Miesięcznik ZNAK. Wszystkie numery z lat 1946-2006 można ściągnąć w formacie PDF ze strony czasopisma. Są też pojedyncze artykuły z późniejszych lat.

Dawny „Znak” był rewelacyjnym pismem – zadawał mnóstwo pytań, inicjował dyskusje na najważniejsze tematy teologiczne i filozoficzne XX wieku, był też wielkim orędownikiem reform soborowych, które przemieniły polski Kościół, choć też sprawiły, że numery Znaku z lat 60. cenię wyżej niż te współczesne… W domu mam kilkanaście numerów, które kupiłem kiedyś m.in. przy pisaniu artykułów dla Wikipedii, ale teraz rzuciłem się do ściągania reszty, którą będę konsumował na moim Kindle DX. Na 6-calowcach po przekręceniu też da się od biedy czytać. Pliki PDF to skany z nałożoną warstwą OCR.

I tak – na chybił trafił otworzyłem numer 55 ze stycznia 1959 (link do archiwum lat 50.), a w nim artykuł „Los książki”.

Chodzi o podsumowanie ankiety opublikowanej w sierpniu 1958 przez The Times Literary Supplement. Rozważa się w nim ówczesny stan i przyszłość książki – z różnych perspektyw: forma, treść, rynek, czytelnicy.

Christopher Logue pisze ironicznie o upadku książki z powodu… nowych technologii!

Zanim wymyślono maszynę drukarską, prozy było niewiele; można więc śmiało przypuszczać, że gdy rozwiną się sprawniejsze środki porozumienia, maszyna drukarska i jej córka — książka — pójdą do lamusa. Skorzystają na tym poeci: krótkie wierszyki łatwo zapamiętać. Czytanie staje się niepopularne. Wkrótce młode, bogate damy będą się uczyć czytać tak, jak dawniej uczyły się haftować lub grać na harfie. […]

Wiedzę i literaturę będzie się podawać tylko przez wzrok i słuch. Dzięki naszym abstrakcjonistom możemy sobie doskonale wyobrazić opowiadania, złożone z miejsca i  czasu, pozbawione czegokolwiek, coby można umiejscowić lub uczasowić. Zawodowi  czytacze znajdą się na niskim szczeblu drabiny społecznej, zarabiać będą skromnie,  pracować do późna (bo czyta się powoli), każdy pozna ich łatwo po obrzęku powiek i zgarbionym grzbiecie. Ale będą pożyteczni: gdy jakaś  staroświecka   ciołka  przyśle   ci  list,  zaniesiesz  go  do  Przychodni Czytelniczej.

Nie będzie się czytania tępić. Ale będzie się je łagodnie likwidować przez umiejętną propagandę: rozplakatuje się np. afisze wbijające dobitnie w głowę, że czytanie wywołuje ślepotę. Wielkie kombinaty obrazoglosu zorganizują doroczne „polowanie na książki’ . Każde dziecko, które w ciągu sześciu dni znajdzie co najmniej sześć książek i przekaże je do kombinatu, otrzyma premię w postaci trójwymiarowego, wielobarwnego, samoczynnego telewizora na całą ścianę oraz dziesięć nagrań z serii: „Najpiękniejsze deklamacje z dawnych, dawnych czasów”.

Kiedy czytałem pomysły Logue – przypomniała mi się debata sprzed paru dni oraz argument, że… skoro są tablety i smartfony to młodzi ludzie nie będą czytali. To samo opowiadano pół wieku temu, gdy o rząd dusz walczyły telewizja i kino. Konkurencja środków przekazu doprowadziła oczywiście do tego, że czyta dziś się mniej, ale nie wyeliminowała książki jako takiej.

O tym, że tytuły niektórych autorów czytają dziś głównie… inni autorzy.

Kult specjalisty rośnie, lecz eliminowanie amatora musi z czasem wyeliminować pisarza — chyba że ten schowa się bezpiecznie do przegródki poety, dramaturga, powieściopisarza, krytyka itp. Wkrótce możemy już nie mieć autorów, lecz tylko autorytety, które dadzą świadectwo swej fachowości pisząc książki, inne zaś autorytety będą je sądzić — aż w końcu nikt, prócz nich, nie potrafi tych książek zrozumieć (Maurice Cranston).

I jakże aktualne uwagi na temat rynku książki:

W ogóle nie tak łatwo skłonić ludzi do czytania, zwłaszcza jeśli pisarz ma do powiedzenia coś nowego, lub mówi to w sposób nowy — stwierdza Leonard Wooll, twórca „Hogarlh Press”, która ze skromnych, chałupniczych i amatorskich początków rozrosła się w znakomite wydawnictwo. Pisarz, uznawany dziś za klasyka, świetnie zarabiający (on sam lub jego spadkobiercy), musiał nieraz szalenie długo czekać na czytelników. Pierwsza powieść Virginii Woolf, The Voyage Out, wyszła nakładem Duckwortha w roku 1915. Krytycy ogromnie ją chwalili, ale upłynęło dwanaście łat, nim sprzedano dwa tysiące egzemplarzy pierwszego wydania. Nakład  trzeciej  powieści  tej   autorki,  Jacobs   Room   (1922),   wyniósł 1200 egzemplarzy w Europie („Hogarth Press”) i 1500 w USA („Harcourt”). Po dwunastu latach pisania Virginia Woolt opublikowała piątą powieść, To the Linghlouse: w Europie trzy tysiące egzemplarzy, w USA cztery tysiące. Ale c ztery lata później szósta jej powieść, The Waves, miała dwanaście tysięcy nakładu w Europie i tyleż w USA (rozsprzedano ją w ciągu roku), a w sześć lat później siódma powieść, The Yeors, skoczyła na osiemnaście tysięcy w Anglii i 38 tysięcy w USA.

Smutny jest morał ekonomiczny, wynikający z tej statystyki. Pisarz, którego czeka sława, może pisać dwanaście czy piętnaście lat, nim jego książki zaczną iść — a wówczas następuje nagły skok nakładów. Czterdzieści lat temu pisarz nic by nie zarabiał w czasie tych piętnastu lat chudych, a wydawca ledwo by związał koniec z końcem. Dziś w analogicznych warunkach pozycja autora byłaby jeszcze gorsza, a wydawca by na nim sporo stracił.

[…]

Oczywiście w momencie, gdy autor staje się klasykiem, on sam i wydawca zaczynają zbierać piękne żniwo w nagrodę za cierpliwość, ale właśnie z tego widać, w jakim stopniu pisanie i wydawanie poważnych książek jest dzisiaj loterią.

Minio to, jak dotychczas nic nie dowodzi, by popyt na książki, w szczególności na książki poważne — spadał, lub miał spaść w bliskiej przyszłości. Przeciwnie: bardzo wzrósł popyt na autorów o ustalonym nazwisku. Natomiast nie podwoiła się — jak powiedziałem — ilość potencjalnych czytelników książki nowatorskiej.

I o tym że nie można się utrzymać z pisania książek – coś, co wielu dzisiejszych pisarzy doskonale wie.

Cała pociecha (ekonomiczna…) w tym, że pisarz może (i musi…) nie tylko pisać książki. Gdy życie było tanie, wielu pisarzy mogło sobie pozwolić na pisanie tylko tego, co najbardziej im odpowiadało. Dzisiaj, aby się utrzymać, przeciętny pisarz musi znaczną część czasu poświęcić na pisanie tego, czego inni od niego chcą, lub też na pracę, która nie ma nic wspólnego z literaturą. Popyt na owe uboczne usługi pisarskie jest dziś większy niż kiedykolwiek. Rozwój przemysłu, prosperity itd. poszerzyły peryferie rynku literackiego na niekorzyść samego rynku. Kurczy się zapotrzebowanie na pisma literackie, wiersze, poważne powieści i nowele. Rośnie zapotrzebowanie na artykuły, odczyty, recenzje, scenariusze radiowe i telewizyjne.

Ludzie nie zdają sobie zwykle sprawy, jak mało zarabia pisarz na książkach. Oczywiście są wyjątki, ale w zasadzie zarabia się o wiele więcej na peryferiach rynku niż w jego centrum. Otóż czy się to komu podoba, czy nie — fakt je9t faktem, że pisząc dla rynku literackiego było się wolnym człowiekiem, a pisząc dla peryferii jest się sługą, wykonującym zamówienie.

Można powiedzieć – nihil novi – pisarze sprzed ponad pół wieku narzekać mogli na niemal to samo, co dzisiaj. Pamiętajmy, że w ankiecie panuje perspektywa tzw. Zachodu – w Polsce panowały nieco inne reguły. Ale już w 1958 roku zauważa się, że rośnie zapotrzebowanie na inne formy aktywności pisarza. Tak jak dzisiaj muzyk nie utrzyma się ze sprzedaży płyt, ale z koncertów, tak samo autor powinien dyskontować status osiągnięty dzięki sukcesowi książki. Jeśli sukcesu nie osiągnął – pozostaje pisanie jako hobby.

Ankietę komentują też współpracownicy Znaku i zostawię Was jedynie z fragmentem wypowiedzi Marii Morstin-Górskiej, poetki i publicystki zmarłej w 1972 roku:

Paradoksalne i pesymistyczne przepowiednie Christopher Logue’a są na szczęście pozbawione wszelkiego prawdopodobieństwa. Umiejętność czytania jest nie tylko potrzebna do rozkoszowania się arcydziełami literatury, ale także do przekazywania wiedzy i do porozumiewania się między ludźmi. Potrzeba wrażeń artystycznych wygaśnie chyba dopiero z końcem istnienia ludzkości i „piękna sztuka pisania” nie może być tu wyjątkiem. Zawsze znajdą się osobniki, dla których pewien układ słów, wyrażający coś więcej niż te same słowa w mowie potocznej – a word-pattern, jak mówi Aldous Huxley — będzie źródłem zachwytu i wzruszenia. Nie wyginą zapewne i tacy, którzy będą chcieli do tych wzruszeń do woli powracać, a to może dać im jedynie książka — dyskretny, nie narzucający się, a za każdym zdjęciem z półki gotowy do udzielania się przyjaciel.

Mamy rok 2013, a nasi dyskretni przyjaciele, choć nieraz w zupełnie innej formie nadal nam towarzyszą. Kto wie, może w 2058 roku artykuł nadal będzie aktualny?

PS. Współczesne numery Miesięcznika ZNAK kupimy bez problemu – w formatach EPUB+MOBI na Woblinku, a PDF w Virtualo. Nie pytajcie mnie, dlaczego wszystkich formatów nie znajdziemy w obu księgarniach, to jeden z takich małych absurdów rynku prasy cyfrowej…

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

23 odpowiedzi na „Los książki… według ankiety z 1958 roku (oraz archiwum Miesięcznika ZNAK)

  1. Majka pisze:

    I właśnie za takie wpisy kocham ten blog.

    Dziękuję, Panie Robercie :-)

    0
  2. Paweł pisze:

    Informacja dobra, ale niepełna. Na stronie archiwum są dostępne również pełne teksty z lat 2010-2012 a zaglądając w menu górne można chyba sądzić, że luka zostanie szybko zapełniona. Nie są co prawda w pdfach, ale można je czytać na jednej stronie co jest dla mnie wystarczająco wygodne.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Racja, uzupełniłem to – nowe artykuły ze Znaku i tak chyba były na ich stronie, ważniejszy dla mnie jest dostęp do tych starszych.

      Swoją drogą PDF-y do roku 1988 były już wcześniej w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej: http://mbc.malopolska.pl/publication/66758

      0
    • mikeyoski pisze:

      Nie do końca (pewnie to kwestia czasu), bo przy niektórych artykułach pojawia się takowy komunikat: „Pełna wersja tekstu dostępna jest w drukowanych i elektronicznych wydaniach Miesięcznika Znak”

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Zauważyłem jeszcze coś takiego – w PDF zdarzyły się wycięte strony w numerze w którym miał być artykuł Kołakowskiego „Czy diabeł może być zbawiony” – pewnie nie mieli praw do jego ponownej publikacji. Nie wiem na ile to częste bo na razie przejrzałem kilkanaście numerów.

        0
  3. bastard pisze:

    Świetny tekst i dobre podsumowanie tamtej debaty.

    0
  4. RobertP pisze:

    „Zawodowi czytacze znajdą się na niskim szczeblu drabiny społecznej, zarabiać będą skromnie, pracować do późna (bo czyta się powoli)”

    Tego nigdy nie zrozumiem. Osobnik regularnie czytający jest w stanie szybko wyłowić tekstu niezbędne mu informacje. Niech ktoś spróbuje to zrobić z 10 min. nagraniem wideo. Żona jest prawnikiem i wcale nie cieszą jej pomysły nagrywania rozpraw sądowych. Jest w stanie szybko przewertować akta by dotrzeć do opinii biegłego czy zeznań świadka. Nikt tego nie zrobi z dwugodzinnym plikiem MP3.

    0
    • LPG pisze:

      Jak się nagra, to będzie można zaprząc automat do odsłuchania, otagowania albo i do rozpoznania mowy, przecież to tylko kwestia narzędzi.

      0
      • Aby ostatecznie otrzymać wersję tekstową, którą miało się bez całej tej „technologii” ;)

        Co do losu książki: to tylko medium, opowieść przetrwała już niejedną cywilizacyjną „zawieruchę”, więc gawędziarze przetrwają, co najwyżej pióra zamienią na miecze świetlne ;)

        0
        • Roddy pisze:

          I to chyba najlepszy komentarz do tych wszystkich prognoz. Słowo klucz: „opowieść”.
          W pełni sie z tym zgadzam.

          0
      • slawek pisze:

        Póki co te narzędzia mogą służyć co najwyżej za ciekawostkę.

        0
  5. kw pisze:

    Znak dał przykład innym periodykom.

    0
    • asymon pisze:

      Mam gdzieś w domu płytę z rocznikami Nowej Fantastyki, dodawaną do pisma kilka lat temu. Niestety też w pdf, ale miło by było, gdyby się dało ściągnąć ze strony.

      0
  6. Kiczora pisze:

    Podobnie prorokowano upadek książki w latach ’60 po dyskusji wokół prac Herberta Marshalla McLuhana, potem w latach ’70 podczas „eksplozji” globalnej telewizji, dalej Internet miał zabić ostatecznie staromodne czytanie. Przytoczony fragment wypowiedzi Marii Morstin-Górskiej wielkiej urody. Czuję się pokrzepiony i zainspirowany.
    Podobnie do pani Majki składam podziękowanie za tak smakowitego bloga. Książka to przyjaciel, który nigdy nas nie zdradzi.
    Ściskam Waćpanu prawicę.

    0
  7. isaak pisze:

    Nie ma co ukrywać że niegdyś książka była jedną z nielicznych rozrywek, wraz z rozwojem cywilizacji musi konkurować z innymi wynalazkami, kinem, telewizją internetem czy gadżetami typu smartfon czy tablet. Czasu jako ludzie XXIw mamy mniej niż 100 czy 200 lat temu kiedy tak się za pieniędzmi nie goliło, a doba ma dalej tylko 24h.

    0
    • bastard pisze:

      Można na to spojrzeć z innej strony.
      Dzięki dzisiejszej technologii książki są teraz łatwiej dostępne. Nie tylko książki, ale i opinie o nich, recenzje. Dzięki internetowi można podzielić się wrażeniami z innymi czytelnikami, skorzystać z sugestii innych etc.

      Brak czasu to nie jest decydująca sprawa.
      Jeżeli ktoś lubi seriale — więcej wolnego czasu oznacza więcej seriali, a nie więcej czytania.
      Nie wiem czy rzeczywiście wolnego czasu było kiedyś więcej. Myślę, że dziś po prostu większość ludzi go po mistrzowsku marnuje siedząc na fejsbukach czy przed ekranem telewizora.

      0
    • pioterg666 pisze:

      100 czy 200 lat temu czasu nie wiem czy było więcej. Owszem, za pieniądzem się tak nie goniło, nie jeździło się na zakupy, za to każdy pracował „na siebie” – w tym dzieci i młodzież. Nie wiem czy miał tak dużo czasu ktoś, kto większość czasu spędzał na polu / w oborze / kurniku, przy naprawach dachu, ścian, cerowaniu sobie skarpet i koszul :)
      A zimą dzień krótki i nie każdy miał oświetlenie, ewentualnie było ono kosztowne. Jasne, obaj generalizujemy trochę ale uważam że czasu teraz i kiedyś było tyle samo. Jeszcze 3-5 lat temu sam nie miałem czasu na czytanie. Obecnie w wolnym czasie jeżdzę na rowerze, rolkach, chodzę na spacery z psem, oglądam tyle samo TV (tak, w tym sporo chłamu) a oprócz tego czytam paredziesiąt książek w roku. Można? Można. :)

      1
      • Doman pisze:

        W przemyśle 8-godzinny dzień pracy to też raczej wynalazek międzywojenny

        1
      • isaak pisze:

        Ustosunkuję się do tego, moja babcia i prababcia opowiadały o częstych spotkaniach rodzinnych gdzie zawsze urodziny imieniny spotykała się cała rodzina, w zasadzie zarówno jedna jak i druga mówiły że wraz z upowszechnieniem się samochodów czasu zaczęło brakować, coś w tym musi być… Przynajmniej moim zdaniem

        0
  8. Doman pisze:

    Swoja drogą zastanawiam się jak nowe technologie zmienią świat książki.

    Muzyka już kilka razy dostosowywała się do technologii: Przed epoką radia muzycy byli performerami. Radio promowało techniczne dopracowanie muzyki, bo nie dało się za bardzo rekompensować braków warsztatowych osobowością sceniczną czy show. Potem, gdy większość pieniędzy pochodziła ze sprzedaży płyt muzycy przestawili się na tworzenie albumami a teraz znowu wracają do koncertowania bo internet sprawił, że ze sprzedaży ciężko wyżyć.

    0
    • Zasadniczo literatura nie ulegnie dużej przemianie. Na XXI wiek trzeba spojrzeć jak na XIX wiek. Wtedy też zachodziły duże przemiany, a wcale nie czytało się tak wiele. To jest mit, że kiedyś rynek książki był krainą mlekiem i miodem płynącą. Internet i e-booki są odpowiednikami ówczesnych magazynów, tak więc do łask wróci (już wraca) nowela (utwory między 20k – 40k słów). Literatura dalej będzie się dzielić na dwa obozy: literaturę rozrywkową (przedmiot) i literaturę piękną (forma). Język zawsze podlegał zmianom, więc nic nowego. Mentalność pisarzy też się nie zmieni, gdyż większość z nich to introwertycy, tak więc performerami na pewno nie zostaną ;-)

      E-czytniki nie zmieniają literatury, a jedynie medium. Internet i sposób, w jaki treści są dostarczane, zmieniają najwięcej, gdyż tracimy umiejętność skupienia się na dłuższą chwilę, stając się coraz mniej cierpliwymi. Zmienia się również mentalność czytelników: nie ufność fikcji na rzecz literatury faktu (np. większe zainteresowanie życiem pisarza niż jego książkami); lenistwo intelektualne; ubogość wyobraźni (nieumiejętność wizualizacji); brak znajomości „kanonu” i podstawowej wiedzy literackiej i językowej (gąbczastość pospolita); nieumiejętność czytania ze zrozumieniem; i kilka innych. Ale to już nie jest wyłącznie problem literatury…

      Internet i wszelakie blogi i serwisy o książkach nie mają wielkiego wpływu na kształt rynku, ponieważ jedynie uwidaczniają to, co jest znane od lat, cytując Flauberta, „Nie mówcie mi nigdy o mieszczanach! Nienawidzę ich! Oni mają odrazę do wszystkiego, co jest dobre, słuszne lub wielkie, a lubią tylko to, co jest brzydkie, głupie i coco!,” więc listy bestsellerów wyglądają podobnie, jak w XIX wieku ;-)

      0
  9. Piotrek pisze:

    Mam informację dla korzystających z archiwum „Znaku”. Przy próbie otwarcia/ściągnięcia niektórych numerów tj. pojedynczych numerów z zakresu 575, 624-652 pojawia się błąd serwera 500 Internal Server Error. Numery te znajdują się na stronie, ale nie można ich ściągnąć – próbowałem na różnych komputerach/przeglądarkach. Wysłałem także maila do „ZNAK-u” ale póki co nie dostałem odpowiedzi. Na stronie brak informacji o przyczynach – chciałbym mieć kompletne archiwum „ZNAK-u” a taka sytuacja moim zdaniem psuje dobre wrażenie…

    0
    • Piotrek pisze:

      Witajcie;)
      Próbuję się „dorwać” do archiwalnych numerów ZNAK-u: 575,624,633-636,641,643,645,648-652. Czy komuś z was udało się je pobrać?
      Serwery archiwum nadal nie pozwalają na ściągnięcie wyżej wymienionych numerów. Zastanawiam się tylko dlaczego nie ma informacji na stronie, że nie wszystkie pdf-y są dostępne? Czyżby to przypadek podobny do słynnego archiwum Przekroju – pojawiło się coś wartościowego w internecie, ale czy w pełni działa to już nikogo nie interesuje?

      0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.