Czegoś takiego jeszcze nie było. Czytnik e-booków stał się elementem obietnicy wyborczej jednej z partii politycznych. Nie jestem pewien, czy mnie to cieszy.
Chodzi o materiał przygotowany przez partię Biało-Czerwoni, założoną przez weteranów polskiej lewicy, np. Grzegorza Napieralskiego i Andrzeja Rozenka.
Wśród memów dystrybuowanych po sieciach społecznościowych pojawił się i taki:
Elektroniczny czytnik książek dla każdego ucznia. Nowe technologie wspierające nauczanie dzieci. Koszt dla rodziców 35 zł, państwo dokłada resztę,
Dostęp do e-podręczników oraz cyfrowej biblioteki, dla wszystkich uczniów zaczynających edukację w czwartej klasie podstawówki.
Na zdjęciu widzimy czytnik robiący wrażenie e-papierowego z ekranem sześć cali. A tak wygląda oryginalny wpis.
Szczegóły mają się pojawić we wtorek. Polecam też komentarze pod wpisem. O czytnikach wspomniał też Napieralski w jednym z wywiadów (od 31 minuty):
Chodzi mi o takie zmiany, aby szkoła była faktycznie nowoczesna. Skoro tak tania jest nowa technologia, skoro na przykład czytniki do lektur, do książek, są już możliwe do kupienia po 100 złotych, to żeby zamiast tych właśnie tony książek, był taki czytnik. Skoro mamy dostęp do tych technologii, to czemu z nich nie korzystać.
Co o tym sądzić?
Na temat szans realizacji tej obietnicy nie ma się co wypowiadać. Wspomniana partia nie cieszy się popularnością – delikatnie mówiąc – i nie jest moją rolą ocena czy do wyborów uda im się zdobyć poparcie, dające miejsce w Sejmie.
Mam jednak uczucie dejavu – przecież politycy z różnych opcji obiecywali już nieraz – a to laptop, a to tablet dla każdego ucznia. Ot, gadżet, z którym da się połączyć chwytliwe hasło o nowych technologiach. Nowością jest tutaj sięgnięcie po czytnik, na pewno tańszy niż laptopy czy porządne tablety. Model ze zdjęcia przypomina mi któregoś Cybooka – a te na wyprzedażach były do dostania poniżej 200 złotych.
Można powiedzieć – po wielu latach określania czytników jako reliktu przeszłości doczekaliśmy się, że są traktowane jako… obietnica na przyszłość. :-)
Krótko jednak o samym pomyśle. Czytnik jest rewelacyjnym narzędziem do czytania tekstów ciągłych – należą do nich lektury szkolne, podręczniki do polskiego czy teksty źródłowe z historii. Ale jestem sceptykiem jeśli chodzi o zastosowanie tego narzędzia do wszelkich e-podręczników, choćby do matematyki, geografii czy biologii. Czarno-biały e-papier to nie jest właściwe medium do każdej treści.
Co mógłbym podpowiedzieć politykom szukającym nowoczesności w edukacji?
Przede wszystkim – dbajcie o dostępność nie urządzeń, a treści. Dobrze, że będą darmowe e-podręczniki. Ale dlaczego postulat darmowych lektur musi realizować organizacja pozarządowa, czyli Fundacja Nowoczesna Polska, prowadząca Wolne Lektury?
Nie wystarczy zresztą wskanowanie książek dostępnych w domenie publicznej. Oczekiwałbym, że wszystkie lektury szkolne będą opublikowane legalnie i bezpłatnie w sieci. To się zaczyna dziać. We wrześniu 2014 pisałem o programie „Udostępnianie piśmiennictwa”, w ramach którego Instytut Książki wykupi prawa do 131 dzieł klasyki literatury XX wieku – i udostępni je na wolnej licencji. Niestety nie mam żadnych informacji, jakie są postępy programu, nie odpowiedziano na mojego maila z zapytaniem wysłanego parę tygodni temu. Co ważne – taki program kosztuje ministerstwo… milion złotych w przypadku pierwszej tury – to są grosze z punktu widzenia budżetu państwa.
Podsumowując – ja nawet chciałbym, aby o tej obietnicy stało się głośno, bo media będą musiały coś o czytnikach powiedzieć i może nawet niektórzy dziennikarze nie pomylą ich z tabletami… Natomiast nie jestem pewien, czy reklamowanie jakiegokolwiek urządzenia (czytnika, tabletu, komputera) jako recepty na edukację jest dobrym rozwiązaniem.
Aktualizacja z 30 lipca
W serwisie Lustro Biblioteki znajdziemy krótki wywiad z rzeczniczką partii na temat tej propozycji. Fragment:
Nasze założenie jest takie, że każdy uczeń czwartej klasy, zamiast nosić ze sobą ciężkie książki, otrzyma 6-calowy czytnik z wczytanymi książkami i lekturami. Dodatkowo czytnik będzie umożliwiał wypożyczanie elektronicznych książek z biblioteki. […]
Takie urządzenie nie jest drogie, kosztuje ok. 130 złotych za sztukę. Z naszych wyliczeń wnika, że koszt takiego czytnika to 135 złotych, także 100 zł to koszty które ponosiłoby Państwo, a koszt 35 zł to koszt, który ponosiłby rodzic. Łączny koszt projektu dla wszystkich uczniów klas czwartych szkół podstawowych w kraju wynosiłby około 18-20 mln złotych rocznie. W granicy budżetu nie jest aż tak ogromna suma i można byłoby taką sumę wygospodarować. Obecnie 6-calowy prosty czytnik z e-papierem można kupić za około 130 zł za sztukę (cena detaliczna z podatkiem VAT). Przy zamawianiu rocznie prawie 400 tys. sztuk można byłoby osiągnąć cenę poniżej 100 zł za sztukę (wciąż z podatkiem VAT).
Wyobrażacie to sobie? 400 tysięcy czytników rocznie za 20 milionów…
W szkole, w której pracuję na poziomie liceum pozwolono na korzystanie z czytników na języku polskim. Z tego co słyszałem od innych nauczycieli, pojawiają się problemy np. z wyszukiwaniem tekstów (fakt jest faktem, że wyszukiwarka w Kindle jest wrażliwa na wielkość liter, z tego co kojarzę wyszukuje jedynie frazy, a nie np. fragmenty).
A sam pomysł polityków, cóż… Wałęsa nadal nie oddał moich 100 milionów…
Ciekawe kto Panom Politykom podpowiedział czytnik, a nie tablet… jakby nie patrzeć jest to ruch w dobrą stronę.
Szkoda tylko, że takie propozycje nie padają ze strony polityków, którzy rzeczywiście mają szansę na objęcie władzy.
„Świetny”, jak większość pomysłów polityków. Wszystko pięknie ładnie, ale dlaczego my podatnicy mamy za to płacić?
Dlaczego państwo ma dbać o to żeby ludzie czytali? No nie wiem, doprawdy nie wiem. Zero pomysłów.
Np. dlatego, że ludzie wykształceni rzadziej demolują przystanki?
W pełni się zgadzam, ale chyba nie wierzysz w to, że ktoś kto lubi sobie pójść z kumplami rozwalić jakąś wiatę, nagle dostanie czytnik i stanie się osobą oczytaną i wykształconą i przestanie to robić? :)
Jak ja kocham dowody anegdotyczne. To cały mój komentarz.
Ani to anegdota, ani dowód. Zwykłe pytanie, na które udzieliłeś/aś wymijającą odpowiedź.
Może trzeba (nomen omen) przeczytać co to „dowód anegdotyczny” :)
Dla pewności przeczytałem. Definicja na wiki pokrywa się w 100% z tym co mi się „wydawało”, więc wciąż w swojej wypowiedzi nie widzę ani grama takiego czegoś. Powtórzę – nadinterpretujesz – zadałem Ci zwykłe pytanie, na które wciąż nie jesteś w stanie lub zwyczajni nie chcesz odpowiedzieć. W związku z tym, dyskusja chyba nie ma sensu, bo do tego trzeba dobrej woli 2 stron. Pzdr.
Nic dodać, nic ująć :)
Ja wierzę w to, że jeśli ktoś jako dziecko będzie dużo czytał, to jak już dorośnie, nie będzie rozwalał wiat przystankowych.
Tu też się w pełni zgadzam. Ale pytanie jest w drugą stronę zadane. Co, jak ktoś po prostu nie chce i nie będzie chciał czytać i będzie wolał pić tanie wina? Czy „darmowy” czytnik od państwa zmieni gościa w wykształconego i grzecznego obywatela?
Masz na myśli sytuację, że podchodzę do nastolatka pijącego jabola i odciągam go od demolowania wiaty dając mu czytnik? To oczywiście nie ma sensu.
Ale tu przecież chodzi o danie czytnika dziecku, żeby nie wyrosło na nastolatka z jabolem rozwalającego przystanki.
Będzie demolował, z tą tylko różnicą, że oczytany wandal będzie używał bardziej wyszukanego słownictwa :)
Książki nie są lekarstwem na niełatwą rzeczywistość, chyba że mają służyć jako podpałka na stadionach. W końcu nie brakuje literatury przepełnionej agresją i do niej namawiającej – cóż, jeśli ktoś czyta tylko takie książki? :)
Chcę przez to powiedzieć, że wykształcenie i dobre wychowanie to światy równoległe nie mające według mnie punktu styku z 'oczytaniem’. Niejeden co nie przeczytał więcej jak 1 książki poza streszczeniami lektur nie demoluje miasta, niejeden co przeczytał naście książek dobrowolnie jako szczun aktualnie jest liderem grupy przestępczej :)
@mjm – a co ma jedno do drugiego? Czy teraz te dzieci nie mają dostępu do literatury, czy jak? Każde dziecko może czytać, posiadanie czytnika nijak tego nie zmieni – to raczej kwestia wychowania, a nie samej możliwości czytania. Jeden będzie czytał drugi nie, co ma do tego posiadanie czytnika?
Cytat: 'Dlaczego państwo ma dbać o to żeby ludzie czytali? No nie wiem, doprawdy nie wiem. Zero pomysłów.’
Doczepię się: przecież rozdawanie czytników nie sprawi, że ludzie będą więcej czytać. Tyle się tu mówi o tym, że czytnik to taki sam nośnik książki jak papier. Jeżeli jedna, druga, trzecia książka będzie nudna jak flaki z olejem, a jej przerabianie stanowić będzie zwyczajnie koszmar, to ani papier, ani czytnik do czytania czwartej nie zachęcą.
A co do samego pomysłu…
Ani mnie on ziębi, ani grzeje, pod warunkiem, że środki na jego realizację nie będą przesuwane z innych, ważniejszych rzeczy. Czytnik to nie jest produkt pierwszej potrzeby w szkole.
Zgadzam się.
Według mnie aktualny program szkolnictwa (lista lektur) skutecznie ubija zamiłowanie do czytania – wiele pozycji jest według mnie niestrawnych. Kilka razy w ostatnich latach podejmowałem próbę przeczytania klasyków z czasów wczesnej edukacji – tego się nie da według mnie czytać. Ale to temat na osobną rozmowę.
Według mnie pomysł z czytnikami ma sens, ale w polskiej rzeczywistości może pojawić się problem kradzieży – bo to stosunkowo mały i drogi (w stosunku do pojedynczej książki) łup, który może przylepić się do łapy niejednemu.
Myślę, że na początek przypisane do ławek (a nie uczniów) czytniki lub tablety wraz z interesującymi treściami (również formą) mają szansę zaktywizować młody szkielet moralny, by ten po zakończeniu edukacji się nie złamał.
Podatnicy tak czy inaczej płacą – i to kwoty w miliardach http://swiatczytnikow.pl/program-rozwoju-czytelnictwa-czy-branzy-kulturalnej/ – tak więc warto pomyśleć jak mądrzej rozwijać czytelnictwo.
Źle mi się to kojarzy. Ustawiony ktoś wygra przetarg na dostarczenie czytników, zapewne po zawyżonych cenach. Chyba, że bezpośrednio od producenta, ale jakoś mi się nie widzi, żeby władza nie skorzystała z okazji.
@winif
Zresztą chodzi mi głównie o to czy to rzeczywiście jest potrzebne i rzeczywiście istotnie rozwinie czytelnictwo. Przykładowo w moim wieku szkolnym książki pożyczało się z biblioteki. Kto chciał ten czytał. A kto nie chce to wątpię, że zachęci go akurat czytnik skoro w książce jest jednak więcej magii i skoro do książek chętnie nie zaglądał. 35 za czytnik, resztę dokładają podatnicy, potem na allegro za połowę rynkowej ceny i będzie zarobek. Oczywiście będzie miało to i pozytywny wpływ. Tak jak i rozdawanie 500zł na każde dziecko też będzie miało swój pozytywny akcent. Socjalizm jak wiadomo bohatersko walczy z problemami, które sam stwarza.
Socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi innym ustrojom :)
To była pierwsza moja myśl – czytniki zaczną ginąć i pojawiać się na rynku wtórnym. Pamiętajmy również, że ekrany e-ink są delikatne, a maluchy niekoniecznie ostrożne. Na masową skalę może to spowodować niemały problem.
Łatwo jest rzucić pomysłem ubranym w ogólniki – jednakże prosta analiza SWOT pokazuje kilka czerwonych obszarów, których zaadresowanie będzie wymagało dodatkowego wysiłku umysłowego od polityków – i tu pojawia się problem, bo klepnięcie ustawy jest łatwe, a co dzieje się później to już nie jest problem przedstawicieli ludu.
Manfred Spitzer – „Cyfrowa demencja” – polecam poczytać:)
Kolorystykę p. Napieralski & s.k.a ukradli partii Razem. Nawet tutaj nie potrafią być oryginalni. Proponuję porównać: https://www.facebook.com/partiarazem ; http://partiarazem.pl/
Na początku sądziłem, że to jest właśnie materiał Razem.
Nie, to nie nasze, my jesteśmy partią lewicową ale nie populistyczną – aby tak się reklamować. Kiełbasy w zamian za poparcie ani iphona 6 dawać nie będziemy :)
Wow, tez bylam pewna, ze to Razem. Ich materiały zawsze tak wyglądają. Kiepskie to.
„dla wszystkich zaczynających uczniów zaczynających edukację w czwartej klasie podstawówki.”
czyli dla nikogo, czy może nie bardzo posłowie i posłanki umieją po polsku? :-)
Ale to akurat ja się walnąłem przy przepisywaniu z banera. ;-)
Na bannerze też to jest. Chodzi mi to, że nikt nie zaczyna edukacji w czwartej klasie podstawówki.
A, o to chodzi, myślałem że o powtórzenie „zaczynających”.
To jest jak najbardziej poprawne. Nie chodzi o „edukację” tylko o „edukację w czwartej klasie”, a tę też się rozpoczyna – obecnie 1 września w roku, w którym kończy się 9 lat.
Kiedyś PO obiecywała laptopy, no ale czego oni nie obiecali…
Nie jestem pewien czy dobrym pomysłem było dodawanie artykuły związanego tak bardzo z polityką, mimo tego że dotyczy czytników.
Jak zauważyłeś, o polityce w artykule nie było prawie nic. Nawet nazwę partii wymieniam tylko raz. Mam też nadzieję, że czytelnicy się dostosują i nie zrobi się z tego dyskusja/kłótnia o polityce, bo nie to było celem wpisu.
Czytniki służą również do czytania „Polityki”
A dlaczego mamy nie rozmawiać o dobru wspólnym (publicznym)? O osobach lub podmiotach, które mogą za parę miesięcy kształtować to nasze dobro wspólne. Czy mamy o tym milczeć w imię fałszywie pojętej „poprawności politycznej”? Jeśli widzimy sączący się z mediów głównego nurtu „jad polityczny” (bo to jest nośne i to zapewnia dużą oglądalność) i jesteśmy nim zrażeni, to czy mamy o tym naszym dobru wspólnym milczeć? Przecież możemy dać przykład, że można debatować o przyszłym kształcie naszych wyborów i przyszłym kształcie rządów naszego kraju w atmosferze wzajemnego szacunku, nieprawdaż?
Oczywiście, tylko nie na tym blogu.
A o tym pozwólmy zdecydować gospodarzowi tego bloga :)
Nie do końca – bo gospodarz bloga szanuje wolę swoich czytelników (większości), którzy przychodzą tu dyskutować o książkach i czytnikach, a nie o polityce czy o „dobru wspólnym”. Taką też wolę wyraził już chyba niejednokrotnie?
… ergo – według twojego rozumowania – tym wpisem złamał własną wcześniej wyrażoną wolę?
Wg mnie nie, ale widzę że zdania są podzielone, także jednoznacznie Ci nie odpowiem :)
Odniosłem wrażenie, że gospodarz określił swoje stanowisko w tej kwestii wielokrotnie :-)
Jeśli chodzi o „Udostępnianie piśmiennictwa” to według informacji uzyskanych przeze mnie w grudniu 2014 roku sfinalizowane były do tego czasu tylko trzy umowy: „Życie na niby” i „Rzeczy wspólne” Wyki oraz „Dziecko przez ptaka przyniesione” Kijowskiego. Wszystkie na licencji Creative Commons. Nowszych informacji nie posiadam.
Mają główki do interesów. Magazyny już są napełnione. Teraz tylko trzeba je opróżnić tzn. lobbować w parlamencie do sfinansowania przez budżet państwa. Hasło wyborcze : „Czytnik z dziełami klasyków marsksizmu i leninizmu dla każdego ucznia”. Trwa poszukiwanie i nabór lobbystów.
Zauważyłem, że na stronie http://www.instytutksiazki.pl/p,otwarte-zasoby.html jest informacja, że można zgłaszać nowe propozycje dzieł do wykupu: „Podstawą do ułożenia listy rekomendowanych dzieł są zgłoszenia osób prywatnych, instytucji i organizacji za pomocą elektronicznego formularza zgłoszeń (por. prawa kolumna tej strony). Termin przesyłania propozycji dzieł rekomendowanych do wykupu upłynie w 2015 roku z dniem 31 lipca.”
Tak więc, jeśli ktoś chciałby zobaczyć jakieś dzieło na liście rankingowej http://www.instytutksiazki.pl/upload/Files/Lista_RANKINGOWA_131_dzie.pdf dzieł przeznaczonych do wykupu w kolejnym roku to powinien pośpieszyć się ;)
O, bardzo cenna informacja. Chociaż chciałbym się dowiedzieć, jakie są losy zeszłorocznej listy…
Tak jak pisałem wyżej, Instytut Książki napisał mi, że podpisano umowy dotyczące trzech utworów. Udało mi się dzis dotrzeć do artykułu z grudnia 2014 roku: http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3685602,wielkie-dziela-literatury-xx-w-nie-beda-zbyt-szybko-bezplatne,id,t.html , który wymienia te same pozycje, ale napisane jest, że zostało podpisanych pięć umów, a nie trzy. Bliżej nie wiadomo, o jakie dwa inne utwory chodzi. Wg dyr. Gaudena wykorzystano, tylko 150 tys. zł. 650 tys. zł wróciło do budżetu państwa. Jednym słowem można powiedzieć o marnych efektach programu. Tych trzech książek ciągle nie ma w Polonie, mimo, że miały być już w styczniu.
PS. Jedną z tych dwóch niewiadomych będzie pewnie „Mój wiek” A. Watta, ale na restrykcyjnej licencji edukacyjnej, więc praktycznie nic z tym zrobić nie będzie można, podobnie jak to było z Korczakiem do niedawna.
PS. Piątą pozycją będą pewnie „Utwory zebrane” Rafała Wojaczka – też prawdopodobnie na licencji edukacyjnej.
O tym piszesz?
Umie ktoś napisać wniosek o udostępnienie informacji publicznej? Bo zdaje się, że książki na stronie polona.pl jeszcze się nie pojawiły.
Kontaktowałem się z Instytutem Książki telefonicznie i powiedziano mi, że oficjalnie w sprawie owoców poprzedniej listy zostaniemy poinformowani po 15 września br. Jedno jest pewne na palcach jednej lub dwóch rąk (jeszcze do końca nie wiadomo) można policzyć podpisane umowy. Polona prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku opublikuje dzieła.
Dzięki wielkie. Niezbyt to zachęcające nawet do zgłaszania propozycji na następny rok. Wygląda na to, że oferty wyliczone na podstawie tej listy były dla wielu właścicieli praw autorskich na tyle nieatrakcyjne, że po prostu temat zignorowali.
To nie do końca tak. Wg mojej rozmówczyni, głównymi przyczynami odmowy podpisywania umowy licencyjnej nie były pieniądze, ale paradoksalnie brak zrozumienia czym jest licencja. Brak zrozumienia, że licencja ta nie wyklucza podpisywania kolejnych umów licencyjnych np. na ekranizację itp. czego głównie obawiali się dysponenci praw. Czasami problemem były już podpisane wcześniej umowy z wydawnictwami, które nie pozwalały na podpisanie nowej umowy. Czasami problemem jest to, że nie bardzo wiadomo z kim rozmawiać, bo dysponentami praw autorskich jest kilka osób. Często są to osoby niemłode, które z dużą ostrożnością i nieufnością traktują takie propozycje itp.
Niech kupują te czytniki dzieciakom ale za własne pieniądze z własnych kieszeni.
Nie pozwalam tak okradać podatników w tym siebie.
Kolejne pomysły spod znaku oszołomstwa i warcholstwa politycznego.
Które gdy tylko dorwie się do władzy stoczy Polskę w odmęty „greckiej tragedii”.
Chciałoby by się rzec: trochę powściągliwości, szacunku i prostej uczciwości i to wystarczy.
Zdjęcie, zdjęciem, okaże się, że jakieś pierwsze lepsze z darmowego portalu pobrane. Jakoś mam przeczucie, że prędzej skończyłoby się na tablecie, który nazwano by e-czytnikiem, bo wycięty miałby sklep google i uruchamianie innych aplikacji niż domyślne.
To że jakaś partia obiecuje że coś będzie rozdawać nie zaskakuje i nie robi wrażenia. Może gdyby to Korwin-Mikke obiecał? ;-)
Gdyby wymusić przygotowanie wszystkich podręczników od razu w formie e-booków to rodzice sami chętnie kupią czytniki. Za pełną kwotę, bez dofinansowania.
Jako człowiek mocno w średnim wieku pamiętam podręczniki do biologii i geografii z czarno – białymi grafikami. Nawet podręcznik do wychowania plastycznego Zielińskiego na ponad 200 stron dumnie podkreślano że kilka tablic było w kolorze. Może e-ink nie jest najlepszym medium dla każdej treści jako jedyne i podstawowe ale jako dodatkowe wspomaganie jest bardzo cenne.
Co o tym sądzę? Bardzo źle sądzę. Najdroższe są te rzeczy, które dostajemy „za darmo”. Pomysł pod publiczkę. Wolałabym aby zajęli się problemem podręczników (możliwość korzystania przez kilka lat z tych samych przez kolejne roczniki) i zeszytów ćwiczeń (rezygnacja – wystarczą zwykłe zeszyty). Wolałabym aby lepiej dostosowali program i treści podręcznikowe do uczniów i by podręcznik w 5 klasie przypominał podręcznik, a nie książkę gdzie na stronie jest jedno zdanie, a reszta to rysunki. Wolałabym by dzieci w szkole się uczyły, a nie nudziły, bo program pisano pod kątem idiotów.
O to to. Nasza światła władza bardziej interesując się interesem wydawnictw i lobbystów nie potrafi wprowadzić jednego zestawu książek dla wszystkich klas, który byłby niezmienny przez wiele lat. Co więcej jeszcze twierdząc, że zmiany książek co chwila oczywiście leżą w interesie uczniów, ich rodziców i to wszystko dla ich dobra.
Jeśli chodzi o programy „pod idiotów” to jest to wynikiem „wyrównywania szans” i równego traktowania wszystkich uczniów na siłę. Przy czym jest to równanie w dół. Blokuje się rozwój najzdolniejszych uczniów, a z najsłabszych na siłę chce się zrobić myślicieli. Ja np. nie widzę powodów dla których jakieś dziecko, które nie radzi sobie z danym materiałem, musiało go koniecznie opanowywać w ramach „wyrównywania szans”. Może zostać glazurnikiem, czy wykonywać dziesiątki innych zawodów wymagających sprawnych rąk i zwinności, a nie myślenia i to wciskanie wiedzy na siłę robi mu tylko krzywdę.
Ależ właśnie ta „światła” władza realizuje program „jednego zestawu” książek, dla wszystkich oddziałów z danej klasy, bo rozumiem, że pod pojęciem „wszystkich klas” nie miałeś na myśli np. klas I–VI w szkole podstawowej… Podpowiedź: program „Darmowych podręczników”. Odnośnik poniżej.
Oczywiście, że nie musimy wyrównywać szans, oczywiście, że glazurnik nie musi znać myśli Platona, Sokratesa itp. Idźmy dalej, po co w takim razie uczyć tego glazurnik alfabetu, przecież do układania płytek nie musi znać liter. Niech idzie terminować do majstra i tyle. Zaoszczędzimy na nim. Pieniądze te zainwestujmy w guwernantki i guwernerów, niech w domach kształcą „wybitne” jednostki. I radośnie patrzmy jak kolejne pokolenia idiocieją i jak rośnie rozwarstwienie społeczne…
Rozumiem, że pisząc to zadałaś sobie trud i wiesz na czym polega program „Darmowych podręczników” https://men.gov.pl/pl/zycie-szkoly/program-darmowy-podrecznik, na który to program, nota bene, sama też się dołożyłaś (vide podatki)? O ile oczywiście je płacisz…
Już miał być laptop dla każdego ucznia! :-D
Nie może być – Napieralski zaproponował coś sensownego! Tylko czemu on pierwszy, po tylu latach istnienia czytników?
Czytam około 30 książek rocznie (na czytniku e-książek), czyli znacznie więcej niż przeciętny Polak (1,5 rocznie), a mimo to nie przeczytałem w pełni ani jednej lektury szkolnej i jakoś wcale nie jest mi z tego powodu wstyd.
Lektury te są po prostu potwornie nudne, kompletnie nieprzystające do dzisiejszej rzeczywistości (nie uczą praktycznie niczego prócz wbijania do głowy, że zostało się pokrzywdzonym przez wszystkich dookoła i należy się przez to nieustannie umartwiać nad swoim losem) i omawiane na zajęciach prowadzonych przez nauczycieli, którzy idą do szkoły tylko po to by odbębnić godziny lekcyjne.
Jestem niemal przekonany, że podarowanie mi czytnika bym na nim czytał lektury szkolne niczego by nie zmieniło – i tak bym ich nie przeczytał.
Do czegokolwiek innego niż literatura piękna czytniki e-książek kiepsko się nadają, m.in. przez żałosną obsługę PDF-ów w większości z nich, a innego, sensownego formatu dla większości podręczników szkolnych nie ma.
Czytam sporo książek technicznych – nawet czytanie tych przygotowanych specjalnie w epub/mobi nie jest niczym przyjemnym.
Jeśli politycy tak wierzą, że czytniki to rozwiązanie, to szkoda że jednak nikt nie myśli jak to rozwiązać też i u podstaw. Ebooki są traktowane jako usługa elektroniczna i mają całkowicie inną stawkę VAT niż książki. Bajer polega na tym, że Państwo tylko i wyłącznie by zyskało, gdyby nagle w szkole był nakaz używania czytników. Ile to pieniędzy pójdzie w przetarg na dostarczenie czytników a potem o ile więcej pieniążków pójdzie podatku?
Same plusy.
(przykład, uczeń nie kupuje książki za 30 zł w której jest zawarte 2.22 zł podatku, ale kupi ebooka za 25 zł w którym podatku jest już 4.67 zł. Dwa razy więcej podatku od każdego ucznia…). Tu jest bajer :)
Chyba nie – czytniki mają służyć raczej do czytania lektur, które zazwyczaj są w domenie publicznej, przynajmniej większość. Różnica w stawce VAT od kwoty 0 PLN, jest stosunkowo niewielka chyba ;)