W dzisiejszej Gazecie Wyborczej znaleźć możemy podsumowanie raportu na temat czytelnictwa przygotowanego przez Bibliotekę Analiz.
Najciekawsze są liczby – w roku 2013 wartość sprzedaży na rynku e-booków wyniosła 53,7 mln złotych, co oznacza wzrost o 28%. To wciąż kropla w morzu całego rynku książki, który wyniósł 2,68 mld zł – chociaż z tego duża część to podręczniki.
Autor artykułu pisze, że „e-booki wystrzeliły” – moim zdaniem to jest dość powolny wzrost, biorąc pod uwagę podstawę. Jeszcze trochę czasu minie, aż książki elektroniczne naprawdę będą się liczyły w wynikach sprzedaży.
Mamy jednak pozytywną wypowiedź Beaty Gutowskiej, szefowej Publio:
Rozwój na rynku elektronicznej książki jest zauważalny. Zwłaszcza że systematycznie powiększa się oferta wydawnicza. Wzrosła też świadomość wydawców, e-booki nie są już niczym wyjątkowym, stanowią obecnie naturalne uzupełnienie tradycyjnych, papierowych książek. Zdarza się tak, że książka szybciej ma premierę w wersji cyfrowej niż papierowej. I działa to pozytywnie na całą sprzedaż.
I ciekawą uwagę tradycyjnego wydawcy – Agata Wiśniewska z wydawnictwa Albatros:
– Jeżeli chodzi o tradycyjną książkę, to nasza sprzedaż w 2013 roku wyglądała podobnie jak dwa lata temu. Za to sprzedaż e-booków zdecydowanie się zwiększyła. I co ciekawe, wcale nie kosztem książki papierowej. Wygląda to tak, jakby dzięki łatwemu dostępowi do elektronicznych wydań więcej osób sięgało po książki.
W artykule opublikowano też listę „papierowych” bestsellerów roku 2013 wg Biblioteki Analiz.
Beletrystyka:
- E.L. James „Nowe oblicze Greya” (Sonia Draga) – 356 tys. egz.
- Dan Brown „Inferno” (Sonia Draga) – 320 tys. egz.
- E.L. James „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (Sonia Draga) – 244 tys. egz.
- Andrzej Sapkowski „Wiedźmin – Sezon burz” (SuperNowa) – 214 tys. egz.
- E.L. James „Ciemniejsza strona Greya” (Sonia Draga) – 144 tys. egz.
- Katarzyna Grochola „Houston, mamy problem” (Wydawnictwo Literackie) – 135 tys. egz.
- Anna Ficner-Ogonowska „Zgoda na szczęście” (Znak) – 85 tys. egz.
- Zygmunt Miłoszewski „Bezcenny” (W.A.B.) – 80 tys. egz.
- Stephen King „Doktor Sen” (Prószyński Media) – 77 tys. egz.
- Anna Ficner-Ogonowska „Alibi na szczęście” (Znak) – 70 tys. egz.
Non-fiction:
- Eben Alexander „Dowód” (Znak) – 100 tys. egz.
- Artur Andrus, Maria Czubaszek, Wojciech Karolak „Boks na ptaku” (Prószyński Media) – 79 tys. egz.
- Witold Gombrowicz „Kronos” (Wydawnictwo Literackie) – 60 tys. egz.
- Danuta Stenka, Łukasz Maciejewski „Flirtując z życiem” (Znak) – 50 tys. egz.
- Katarzyna Grochola „Trochę większy poniedziałek” (Wydawnictwo Literackie) – 50 tys. egz.
- Paulina Młynarska, Dorota Wellman „Kalendarzyk niemałżeński” (Znak) – prawie 50 tys. egz.
- Jeremy Clarkson „Moje lata w Top Gear” (Insignis) – 48 tys. egz.
- Maciej Stuhr „W krzywym zwierciadle” (Zwierciadło) – 35 tys. egz.
- Mariola Pryzwan „Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach” (PIW) – 30 tys. egz.
- Mark Owen „Niełatwy dzień” (Wydawnictwo Literackie) – 30 tys. egz.
Nie muszę dodawać, że wszystkie są dostępne w wersji elektronicznej. :-)
Tam chyba powinno być 63,7mln, bo w 2012 było 50mln, więc te 28% dałoby coś koło 63,7mln. (dane za 2012: http://www.instytutksiazki.pl/upload/Files/RYNEK_KSIKI_W_POLSCE_2013.pdf )
Może dane za 2012 im się też zmieniły. :-) Akurat co do tych 50mln z 2012 były różne wątpliwości.
Co do wypowiedzi pani z Albatrosa. No pewnie, sam jestem przykładem takiego czytelnika. Kupiłem kilka książek McIwana na czytnik – były też nieco tańsze niż papierowe. Te dwie rzeczy (forma ebookowa i niższa cena) były decydujące. Inaczej nie chciałoby mi się chodzić do księgarni i szukać tych pozycji. Do kupowania przez interent papierowych wersji zniechęcają skutecznie wysokie koszty wysyłki, często sięgające 1/3 ceny książki.
Oczywiście, że najchętniej to chciałbym mieć obie wersje, papierową i elektorniczną, i mam nadzieję, że kiedyś wydawcy i sprzedawcy poradzą sobie z tą kwestią (żebym mógł mieć obie wersje, najlpiejej w cenie jednej, niech będzie że papierowej).
Raczej Zygmunt Miłoszewski, a nie Miłoszowski. Swoja drogą, „Bezcenny” to bardzo dobra książka. Autor musiał świetnie się bawić wymyślając taką fabułę.
Nawet nie trzeba sprawdzać. Z boku, idealnie na tym samym poziomie co twój komentarz pokazuje się ebook tygodnia Legimi, którym jest…. Domofon Zygmunta Miłoszewskiego :D
Skąd pomysł, że lista ta obejmuje tylko papierowe hity? W gazecie piszą o książkach.
Wydaje mi się, że ten 28% wzrost wywróżony z fusów należy raczej odczytywać jako stagnację. Wydaje mi się, że za przełomowy można uznać rok 2012, kiedy niektóre wydawnictwa zwiększyły obroty z publikacji cyfrowych od 200-300 %. W dużym stopniu przyczyniło się rezygnacja z DRM i wprowadzenie oferty w formacie mobi.
Paradoksalnie w jeszcze rok temu mogłem zobaczyć czytniki na wystawach w trzech miejscach, które mijałem przynajmniej raz w tygodniu Tesco, Euro RTV AGD i w Empiku. To ostatnie zostało zlikwidowane, a w dwóch pierwszych czytniki zniknęły z półek.
2/3 rynku to podręczniki i literatura fachowa. W tym pierwszym ebooki praktycznie nie istnieją, w tym drugim robią pewne postępu w określonych branżach np. informatyka czy prawo.
Wydaje mi się, że dużą przeszkodą jest mentalna bariera wobec płacenia za coś, co nie ma fizycznej postaci. Z osób z kręgu mojej rodziny i znajomych, które posiadają czytniki, jestem prawie pewny, że nie kupują ebooków.
„Wydaje mi się, że dużą przeszkodą jest mentalna bariera wobec płacenia za coś, co nie ma fizycznej postaci.”
Np. prąd, telewizja, telefon. ;)
„Z osób z kręgu mojej rodziny i znajomych, które posiadają czytniki, jestem prawie pewny, że nie kupują ebooków.”
Czyli albo nie czytają, albo czytają tylko wolne lektury albo kradną. No to zaiste spora ta mentalna bariera.
Zasadniczą różnicą polega na tym, że prąd czy telefon ZUŻYWASZ, telewizji, jako sygnału nie odsprzedasz. A książka jako papier ma swoją konkretną, niezbywalną wartość, którą bardzo łato odmówić e-bookowi.
Ależ ja nie mówiłam, że nie ma różnicy między książką papierową a elektroniczną. Zdziwiłam się tylko, że przeszkodą jest akurat bariera wobec płacenia za coś, co nie ma fizycznej postaci.
Bo wg. mnie barierą jest konieczność płacenia za coś z internetów.
Czyli spektakl w operze już wartości nie posiada? Koncert w filharmonii, czy gwiazdy muzyki?
Książka jako taka stanowi pakiet w postaci nośnika i treści. W przypadku czytników nośnik kupuje się tylko raz, a treść traktowałbym jako swoistą usługę. W dokładnie takim samym stopniu jak powyżej przytoczony spektakl czy koncert, czy też udział w szkoleniu składającym z prelekcji, a nawiązując do przykładów oshin dokładnie w takim samym stopniu jak telewizja czy radio.
28% rok do roku, to prawie 1/3 – utrzymanie takiego tempa przez kilka lat (a ja raczej przewiduję większy wzrost) uczyni ebooki silną pozycją na rynku.
Zresztą, dzięki dużemu wzrostowi oferty w tym roku, na dzień dzisiejszy zostawiłem w księgarniach 3-4 razy więcej pieniędzy niż w zeszłym roku…
To nie uczyni e-booków silnymi tylko przyniesie „oszałamiający” skok w udziale na rynku z obecnych 2% do np. 5% czy nawet niechby 10%. Wciąż bardzo mało.
Kluczem jest dostęp do czytników i to nie tylko kindle:). Na polskim rynku musi być ok 500 000-700 000 czytników żeby zacząć notować sensowny rozwój sprzedązy e-booków. Mogę sobie wyobrazić, że każdy gimnazjalista dostaje czytnik z kompletem lektur obowiązkowych na 2 lata co w perspektywie kolejnych 2-3 lat nasyca rynek czytnikami (bo przecież z takiego urządzenia moga korzystać wszyscy domownicy). Potrzeba tylko sensownej decyzji MENu + mądrego skierowania środków MKiDN na wykup dzieł do domeny publicznej. Takie dość proste ruchy powinny obnizyć cenę e-booków i zwiększyć ich dostępność. Poza tym wielkimi krokami zbliża się dyrektywa o dziełach osieroconych która pozwoli wrzucić na rynek tysiące ciekawych tytułów.
Oczywiście sama liczba czytników musi być skorelowana z ceną e-booka. Barierą psychologiczną dla kupujących (którzy już mają czytnik) jest głównie cena która w przypadku słabego polskiego rynku (wynikająca ze słabego czytelnictwa) nie moze przekraczać 5-9 zł brutto czyli wartości tzw. smsa premium (pojęcie z branży telco).
Tylko czy dostęp do czytników przełoży się na zakupy? Może być milion czytników, jeśli 90% będzie ściągało ebooki z chomika, to rynek raczej tego nie odczuje… W Polsce jak dotąd nie było dużego gracza, który czytanie e-booków chciałby promować – nie tylko w sensie sprzętu, ale przede wszystkim nowego zwyczaju społecznego.
W sumie 10% z 1 miliona to jednak więcej niż nawet 50% z 100 000 (a jakoś sądzę, że jest znacznie gorzej). A już od marketingu księgarni i wydawnictw zależy czy potencjał „gryzoniowy” pójdzie w legal.
Podstawowy problem z czytnikiem jest taki, że trzeba go kupić, i dopiero można „konsumować” treści. Jak się już ma, to dużo szybciej kupisz jakąś e-książkę, niż byś musiał kupić pakiet: czytnik + książka. No ale to chyba wiadomo :)
Można by się niby opierać na tablety, duże smyrfony itp, ale tam jest fefnaśćie tysięcy innych ciekawych rzeczy które wołają: uruchom mnie, odtwórz mnie, video, gry – to wszystko odciąga od książki (zresztą mniej wygodnie się czyta). Więc tam jest dużo mniejszy potencjał niż przy typowym czytniku, a w zasadzie potencjał jest spory tylko konkurencja taka wielka, wow :).
Wiec znów wracamy do prostego stwierdzenia: więcej typowych czytników – większy potencjał.
Cena, cena, cena…. Nie żal mi wydać kasy od 9,90 do 15 zł… Na dobrą książkę. A więcej to już myślę … I czekam na promocje ;)
@Robert
Dostęp do czytników przełoży się na zakupy, to prawidło każdego rynku. Na razie w Polsce mamy sytuację w której wszyscy chcieliby zarobić ale nic nie robią żeby zbudować rynek czytników.
Od tego trzeba wyjść. Drugą nie mniej ważną kwestią jest marketing i promocja – ale rozumiana nieco głębiej. Czytnik to niestety nie jest proste urządzenie gdy je porównasz z klasyczną papierową książką. Jednak papierowy interfejs znamy w tej samej wersji już kilkaset lat a czytniki wcale nie są aż tak intuicyjne jakby się mogło wydawać. Oczywiście czytniki szybciej przyswoją młodzi ludzie. Ale w ramach marketingu należałoby zająć się edukację – jak korzystać z czytnika od strony usera oraz pokazać ludziom jak włączyć czytnik w życie codzienne.Takie zajęcia powinny być w szkole np. w ramach języka polskiego. Teoretycznie mogłoby to być zadanie dla bibliotek szkolnych ale sami bibliotekarze w większości niestety nie umieją korzystać z takich urządzeń i nikt nie pomyślał żeby ich grutnownie i konmpleksowo przeszkolić oraz zafundować czytniki. Mogę soie wyobrazić że MKiDN dla bibliotek publicznych a MEN dla szkolnych mogłiby zakupić jednym przetargiem te 100 tys. czytników wraz z pakietem szkoleń dla wszystkich polskich bibliotekarzy. Problem jest więc wielosapektowy i nie załatwią go doraźne akcje.
Chomikiem bym się nie martwił. We wszystkich branżach dotyczących własności intelektualnej jest problem z dozwolonym użytkiem i wydaje mi się że dziś walka toczy się o to by ludzie czytali.
Jak tylko amazon wprowadzi polskie tytuły po cenach adekwatnych do rynku amerykańskiego, tj 1-11$ -> 1-15zł, dopiero wtedy statystyki sprzedaży wystrzelą w kosmos. Nikt nie będzie kombinował, gdy książkę załaduje jednym kliknięciem po zakupie. A co mamy na naszym rynku ? Ebook tańszy od papieru o całe 5zł. A i to rzadko, bo cena ebooka niczym się dla większości tytułów nie różni. Za co ja w takim razie płacę ? Za magazynowanie ? Na wypłatę ekspedienta ? Kosz dostawy może ?
Dodam jeszcze że przeglądając anglojęzyczne tytuły w amazonie ogromna ilość tytułów jest w permanentnej promocji: 0$ – ZERO !
Ale polak i tak ukradnie. Podejście do klienta wymusza jego reakcję…
Już widzę, jak polski Amazon sprzedaje książki po 1-15 złotych :) Trochę realizmu proszę.