Dzisiaj między godziną 11.30 i 12.30 na Lubimy Czytać pojawi się mój ósmy już artykuł, przygotowany w ramach akcji „Poznaj nową stronę czytania”.
Tytuł artykułu to: dlaczego warto kupować legalne e-booki. Przedstawiam w nim kilka argumentów, chociaż tak naprawdę najważniejsze jest dobro autora, który nie ma szans, aby dostać od nas kasę w inny sposób. Pisarz to nie muzyk, nie ma tras koncertowych, nie sprzedaje koszulek, nie dostaje tantiem za swoje utwory puszczane w radiu.
Z każdym artykułem jest powiązany konkurs, w którym jedna osoba otrzyma Kindle Paperwhite, zaś autorzy pierwszych 50 odpowiedzi – rabaty w księgarni Ebooki Allegro. Z tego co widziałem w komentarzach, pierwsi zwycięzcy otrzymali już swoje czytniki. :-)
Przypominam, że od drugiego tygodnia obowiązuje nowa formuła, w której nie wygrywa pierwsza prawidłowa odpowiedź, a któraś z kolei. :-) Już nie będzie trzeba nerwowo odświeżać strony, choć oczywiście pierwsze 50 maili spływa dość szybko. O bieżących zasadach przeczytacie w artykule.
To już przedostatni tekst z tego cyklu. Więcej o samej akcji „Poznaj nową stronę czytania”, która trwa przez 9 tygodni pisałem przy jej zapowiedzi.
Rany, tantiem! Nie „tantiemów”!!!
Poprawione. :)
Autor, owszem, dostaje tantiemy, jeśli książka jest czytana w radio, o ile jest członkiem organizacji zarządzającej prawami, to są wyższe, ale radio niechętnie bierze autorów, których prawami zarządzają takie organizacje.
Fakt, w radiu rzadko można usłyszeć jakieś powieści – chlubnym wyjątkiem jest Trójka, choć tam to jest też element promocji jakiegoś tytułu, któremu patronują. Bardzo mi się spodobała parę tygodni temu transmisja na żywo z czytania Ojca Chrzestnego. Pod wpływem usłyszanych fragmentów sam kupiłem e-booka…
W tok fm też są audiobooki czytane, chyba codziennie wieczorem.
http://www.polskieradio.pl/7,Jedynka/1530,Lektury-Jedynki
http://www.voxfm.pl/radio/audiobooki
W każdym z czterech programów Polskiego Radia są stale czytane powieści. Codziennie rano i wieczorem.
Od czasu gdy się google wypiął, używam feedly.
1. Rano post – jak ten – pojawia się na feedly.
2. Wtedy artykułu na Lubimy czytać jeszcze nie ma.
3. Kiedy artykuł tam się pojawia, na moim feedle nie ma już posta z tą informacją.
4. W ten sposób nie przeczytałem ani jednego artykułu z tej serii:(
Jak to nie ma w feedly? Możliwe, że pokazujesz tylko nieprzeczytane – a jak przeczytasz raz, to już wyświetlany nie jest.
Notkę o artykule na LC publikuję wcześniej, bo to jest też przypomnienie dla biorących udział w konkursie.
W feedly oczywiście pojawiają się artykuły ze świata czytników. Raz przeczytane, już się jako nowości nie wyświetlają – to prawda.
Chodzi mi o co innego: gdy czytam info na świecie czytników, na lubimy czytać jeszcze promowanego artykułu nie ma. Gdy się już pojawi zgodnie z zapowiedzią – kilka godzin później – ja już do niego nie wrócę bo zwyczajnie temat umyka.
Próbowałem też szukać tych archiwalnych artykułów na lubimy czytać, ale bezskutecznie:)
Efekt jest taki, że choć dziś jest osmy w serii artykuł, ja nie przeczytałem ani jednego:) Wolałbym info na świecie czytników w momencie kiedy artykuł już jest dostępny.
To jest bardziej ogólny problem ze wszystkimi aktualizacjami – RSS jest wprawdzie aktualizowany, w Feedly artykuł się odświeża, ale ponownie nie robi się nieprzeczytany.
Co do artykułów z LC, jak będzie podsumowanie cyklu, podlinkuję je jeszcze wszystkie ponownie, myślimy też o innej formie prezentacji.
Mam podobny problem z czytnikiem RSS… z tym, że… oczywiście nic nie znika, tylko zmienia status na „przeczytany”. No, a wiadomo… że po kilku godzinach nie pamięta się, że nieprzeczytane należy przeczytać… :)
Lenistwo RSS’owców można „obsłużyć” przez zdublowane publikowanie artykułu… także na tym blogu… oczywiście z należytym opóźnieniem… :)
To, że autor nie dostanie pieniedzy za swoje dzieło jest bardzo ważne. Równie ważne jak to, że my po prostu nie będziemy złodziejami. No, ale jak nam podpierzyć rower to wielki skandal, jak my podpierzymy cudzą własność intelektualną to nie ma problemu,…
Polecam: https://www.gnu.org/philosophy/words-to-avoid.en.html#Theft
Bułhakow pewnie będzie smutny, jak się dowie, że dzisiaj „ukradłem” „Mistrza i Małgorzatę” i nie dostanie z tego powodu pieniędzy. :P
Lewandowska powinna być smutna, o ile to jej tłumaczenie ściągnąłeś.
Lewandowska nie jest autorką „Mistrza i Małgorzaty”, a traktowanie tłumaczenia jako pełnoprawnego utworu na równi z książką uważam za jeden z absurdów polskiego prawa autorskiego.
Dlaczego? Bo tak łatwo tłumaczy się książkę?
nie, bo daje mu to pretekst do zassania z netu.
Czyli jak kupuje książkę po polsku to jej pierwotny autor ile z tego otrzymuje ?
Nie ma ustawowej stawki :) – zależy od konkretnego kontraktu z wydawnictwem.
Co do argumentów to szczególnie mnie rozwalił ten o dozwolonym użytku – większość księgarni łaskawie pozwala mi pożyczać ebooki znajomym!
Reklamacja kupionej ostatnio przeze mnie książki najprawdopodobniej zakończy się po tym, jak ją przeczytam, a to błahostka polegająca tylko na braku podziału książki na rozdziały.
Darmowe legalne ebooki? Ostatnio naszła mnie ochota na „Bunt” Reymonta. Znalazłem za darmo w którejś księgarni i jakością to nie różni się od książek chomikowych. Wstyd, że takie coś się w księgarni znajduje. W drugiej jest za 2 zł, ale boję się kupować, bo pewnie będzie to samo.
Powoływanie się na przypadek Malanowskiej przy argumencie o wspieraniu autorów to straszna demagogia. Nikt nie czyta jej książek to nie zarabia, proste. Chciała pieniędzy to trzeba było pisać coś, co się sprzedaje. Równie dobrze mógłbym napisać, że cały polski rynek ma się świetnie, bo Witkowski dostaje pół miliona zaliczki.
Te argumenty są mocno naciągane.
Ja kupuje większość ebooków, które czytam, ale takimi naiwnymi wpisami skali piractwa się na pewno nie zmniejszy.
Wsparcie autorów? Wg różnych źródeł 1-3 złote z 30 okładkowej ceny.
To już lepiej wpłacić 10 na konto autora ;)
Wsparcie wydawnictw? Może jeszcze wsparcie kopani, stoczni, szpitala i na końcu mnie. Bo jak mnie zabraknie, to i praca którą wykonuję będzie wykonana przez kogoś innego lub wcale ;)
Gwarancja jakości? Tego nawet nie skomentuję i potraktuję jako dobry żart.
Wydawnictwa Albatros i Literackie to najlepszy przykład.
Możliwość dozwolonego użytku to już totalne kuriozum. Można legalnie pobrać z internetu ebooka, a autor pisze o dozwolonym kopiowaniu kupionego ebooka :)
Czytelnicy, również ściąganych książek, to nie są idioci i nie warto ich tak traktować. Po przeczytaniu takiego tekstu raczej uśmiechną się z politowaniem.
„To już lepiej wpłacić 10 na konto autora ;)”
Gdyby była taka możliwość to nawet bym nie pomyślał o męczeniu się z piratami.
Ten argument był poza problemem piractwa. Bo w obu przypadkach to wsparcie finansowe jest albo żadne (piracki ebook), albo iluzoryczne (z księgarni).
Chodziło o to, że jeśli chce się wspierać autora, to zakup jednego egzemplarza ebooka nie robi różnicy bo są to groszowe sprawy.
Różnica widoczna jest tylko w przypadku dystrybutorów i pośredników.
Ja to czasami muszę piracić szukam ebooka Olgi Gromyko i legalnej wersji nie ma, a chomik ma jakieś pdfy. Wpłacił bym tej Gromyko nawet i 2 dychy ale nr konta też nie mogę znaleźć, a papierowa wersja mnie nie interesuje zbytnio.
Jeżeli czytasz po rosyjsku, to w litres.ru komplet Wiedźmy poniżej 30 zł (z prowizjami licząc, a w moim przypadku to chyba rubel–>dolar–>euro–>złoty). Jest też dostępna jakaś druga seria tej autorki, ale nie kupowałam.
Jak zwykle to samo, a znającżycie żaden z was nawet nie próbował wysyłać pieniędzy na konto żadnego z autorów. Bambolenie dla samego bambolenia, jak zwykle u piratów.
Nie oceniaj innych swoją miarą.
Gdy argumentów brak, to zaczynają się wyzwiska od piratów.
Żałosne.
Ten wpis był adresowany do czytelników, którzy nie kupują ebooków.
Albo czytają w papierze (większość użytkowników LubimyCzytać), albo czyta wersje pirackie.
Tak słabe argumenty raczej nikogo nie skłonią do zmiany swojego postępowania.
Mam przesłać potwierdzenie wykonanych przelewów z PayPala? Czy może wyniki nieudanego wyszukiwania kont autorów, którzy niestety nie pomyśleli jeszcze o takim sposobie pozyskiwania wyrazów wdzięczności fanów?
Płaciłam wielokrotnie, a jeszcze częściej zamierzałam płacić – bezskutecznie, bo autorzy nie udostępnili takiej możliwości. Są tacy, których sprawdzam regularnie, bo ciągle liczę, że wreszcie zapłacę im bezpośrednio.
„Wsparcie autorów? Wg różnych źródeł 1-3 złote z 30 okładkowej ceny.
To już lepiej wpłacić 10 na konto autora ;)”
I co, wpłaciliście kiedykolwiek? ;) Nie oszukujmy się. Akurat ten argument, że autor i tak mało dostaje dla mnie trochę ociera się o hipokryzję. Takie kopanie leżącego. Dobijmy go, bo i tak ledwo się rusza. Chyba lepiej, jeśli dostanie od Was te kilka złotych, niż nic. Piwo sobie chociaż kupi bidak. ;)
To już raczej ich wina, że proponują takiego wsparcia od czytelników.
W czasach wszechobecnego internetu, fejsbuków, „fanpejdżow”, paypala itp. mogłoby się to sprawdzić. Nie jako alternatywa piractwa, ale forma dodatkowego docenienia autora.
W innych dziedzinach to całkiem sprawnie działa. I takie dobrowolne dotacje nie są czymś ani rzadkim, ani skomplikowanym i sam kilka razy wpłacałem drobne kwoty via PayPal na różne projekty.
Wpłaciłam. Chcesz potwierdzenia przelewów z PayPala?
Dlaczego najczęściej nie warto kupować legalnych e-booków.
Artykuł to właściwie powtórzenie komunałów powielanych przez wydafców i lobbystów co najmniej odkąd na rynku pojawiły się magnetowidy, obalonych tysiące razy na tysiące sposobów, ale co tam, tysiąc pierwszy raz może nie zaszkodzi a nawet komuś pomoże.
Wspierasz autorów[,] wydawców
Przede wszystkim wspierasz martwy model biznesowy oparty na dwóch założeniach: 1) że można wymusić zapłacenie za kopię, 2) że autor nie poradzi sobie bez wydafcy. Te założenia były kiedyś prawdziwe, dziś już nie są.
1. Nie można wymusić zapłacenia, koniec kropka. Bity można kopiować i już, kto będzie chciał zdobyć kopię za darmo, zdobędzie. Trzeba się z tym pogodzić i nauczyć się radzić z nową sytuacją, nie zawracać Wisły kijem.
2. Kiedyś wydanie książki własnym nakładem oznaczało poważne wydatki, na które wielu autorów sobie nie mogło pozwolić. To już przeszłość. Ebooka można przygotować samemu, jeśli autor nie umie, profesjonalne przygotowanie to niewielkie pieniądze.
nie mamy innego sposobu, aby wynagrodzić autorów, jak tylko przez kupowanie ich książek.
Dokąd autorzy nie ruszą się zza biurek (choćby wirtualnie) i nie zaczną takiego sposobu szukać, to pewnie nie będzie. Zapewne prędzej czy później będą musieli to zrobić i tak.
Chociaż może nie. Lamenty jak dziś o ebooki były podnoszone nie raz, choćby o filmy co najmniej odkąd pojawiły się magnetowidy. Mimo to dziś produkuje się wysokiej jakości, znakomite filmy i seriale, które niezmiennie lądują na piratach niemal równo z wejściem do kin czy TV. I co? I nico, producenci pogodzili się z rzeczywistością, czasem coś prawnicy próbują dorobić, ale mało kto już tym się przejmuje. Może tak będzie też z książkami? Nawet jeśli nie, trudno. Sposób na zarabianie się znajdzie, nie taki to inny.
sprzedają bilety na koncerty, a na nich gadżety
A dlaczego autorzy nie mogą tak robić? Sam mogę wymienić nastu autorów za spotkanie z którymi byłbym gotów zapłacić; nawet za spotkanie wirtualne, bo przecież nie chodzi o to, żeby usłyszeć na żywo. Jasne, to wymaga więcej roboty, dotąd było tak, że odkąd wydafca zaakceptował tekst, autor mógł przystąpić do pracy nad następną książką, a za tą mniejsze lub większe tantiemy spływałyby do końca jego życia i o 70 lat dłużej. Jasne, każdy woli robić mniej niż więcej…
Oczywiście nie wiem czy ten model ze spotkaniami by się sprawdził, ale tak czy inaczej autorzy muszą się ruszyć, tak jak dotąd zarabiać już raczej nie będą.
ostre słowa Kai Malanowskiej[…]poza książkami pisze scenariusze…
Być może po prostu książka Malanowskiej jest kiepska i mało kto ją kupował? Albo jest po prostu niszowa a ona poszła do klasycznego wydafcy i dostała 5% ceny detalicznej zamiast wydać sama jako ebooka i dostać (co najmniej) połowę?
wciąż tym podmiotem, który inwestuje w autora (…) zakłada, że bestsellery sfinansują także te słabsze tytuły.
O właśnie. Kupując legalnie pamiętaj, że płacisz nie tylko autorowi za jego pracę i wydafcy za średnio potrzebne usługi, ale też innym, których nikt nie chce czytać. Na pewno chcesz im płacić?
Tak naprawdę zresztą płacisz nie tyle innym autorom co finansujesz wydafcy koszt wydania klapy, autor z tego i tak nie będzie miał pieniędzy.
chcemy, aby za kilka lat wydawali tylko „pewniaki”(…)?
Tak! To nie skończy się tak, że będziemy mieli do wyboru pięć tytułów rocznie tylko tak, że więcej autorów pójdzie w self-publishing i będzie szukać nowych sposobów zarabiania. Nie ma co się bać nowego, przyjdzie tak czy inaczej. A wydafcy? Nie będę ich żałował.
Gwarancja jakości
Z jakością jest różnie. I u wydafców, i na piratach. Bestsellery lepsze są u wydafców, nisza często na piratach. Zdarzyło mi się nie raz, że kupiona książka była chamskim OCRem, którego nawet nie przepuścili przez spellchecker. Można złożyć reklamację, ale jak czytam książkę, to chcę ją, like, czytać, a nawet jak złożę reklamację to przecież nie poprawią jakości w kwadrans, więc albo muszę przerwać na dłużej czytanie, albo i tak czytać kiepską kopię.
Możliwość dozwolonego użytku
Niestety. Sytuacja prawna jest niejasna. Można pisać, że określenie ebooka jako usługi jest absurdalne, ale dokąd to nie upadnie, trzeba liczyć się z tym, że może wygrać. Skoro ślimak może być rybą a marchew owocem to ebook może być usługą. Co więcej, nawet jeśli ebook jednak okaże się nie być usługą, licencja może zawierać ograniczenia, które nie dotyczą dozwolonego użytku; część z nich może być bezprawna, część może być zgodna z prawem, ale całe ryzyko tych niejasności jest po stronie klienta. Wydafca kasę wziął, może co najwyżej wziąć więcej.
Obecnie wydafcy do dzielenia się ebookami podchodzą raczej lekko, ale nikt nie zagwarantuje, że tak będzie zawsze. Za kilka lat może być inaczej. Chcesz się dowiedzieć z pozwu, że ebook, którego kupiłeś i wgrałeś cioci jest na torrentach?
Na piratach nie ma żadnych takich ograniczeń. Ebook, który każdy może ściągnąć zgodnie z prawem, podlega jedynie ograniczeniom prawa autorskiego.
Większość księgarni skłania się ku [nie-usłudze]
Dziś. A co będzie za dwa lata? Co będzie jak księgarnię, w której dziś kupiłeś przejmie ktoś z zagranicy, zmieni interpretację i zacznie egzekwować? To, że dziś tak nie robią nie jest żadnym zobowiązaniem, że nie będą w przyszłości.
Ktoś tam napisał, że jestem paranoikiem. Nie jestem. Wydafcy, czego dowodzą sprawy redtube, odsiebie i wiele podobnych, są zdolni do działania na granicy prawa a czasem zdecydowanie za nią. Nie zawsze się kończy tak szybko i wesoło, jak przy redtube, a nawet ostateczne zwycięstwo może kosztować wiele czasu i stresu.
Dostępność
Jest różnie, na piratach jest zdecydowanie więcej starszych i niszowych książek. Nowe i popularne też szybko tam trafiają. Są wyjątki, ale jeśli ktoś nie musi zacząć czytać w dniu ukazania się tytułu, to też na piratach szybko znajdzie. Piraty zdecydowanie wygrywają dostępnością.
tl;dr: Ściąganie nie jest niczym złym. Nie umarł od tego film, nie umrą też książki.
Temu panu to już chyba podziekowaliśmy?
„Co więcej, nawet jeśli ebook jednak okaże się nie być usługą, licencja może zawierać ograniczenia, które nie dotyczą dozwolonego użytku; część z nich może być bezprawna, część może być zgodna z prawem, ale całe ryzyko tych niejasności jest po stronie klienta. ”
Po pierwsze: ebook nie jest usługą i nie powtarzaj bredni. Usługą (opodatkowaną wyższym Vatem) jest sama usługa udostępniania/sprzedawania ebooka. Dotyczy to tylko i wyłącznie prawa podatkowego. Władza korytko ma pojemne i łatwiej je zapełniać Vatem 23% niż 7%.
Po drugie: Żadne bzdurne regulaminy nie mają większego znaczenia. Nadrzędna jest ustawa o prawie autorskim, która daje dosyć spore możliwości konsumentom kultury.
Z tą paranoją rzeczywiście jest coś na rzeczy ;)
Pobierać sobie możesz co chcesz, ale to żaden powód do chwalenia się.
Koniec jałowej dyskusji z mojej strony.
ebook nie jest usługą (…) sama usługa udostępniania/sprzedawania ebooka.
Nie, to ebook jest usługą. Inaczej możnaby sprzedawać ebooka za 20 zł i usługę dostarczenia za 1 grosz. Dziwne to, ale tak jest. Dla pieniędzy marchew może być ślimakiem a ryba owocem. ;-)
Obecnie to na pewno dotyczy prawa podatkowego. Czy w sprawie karnej albo cywilnej taka interpretacja by przeszła – nie wiem. Ktoś to pewnie kiedyś sprawdzi.
regulaminy nie mają większego znaczenia. Nadrzędna jest ustawa
Chyba że ebook jednak jest usługą. A nawet jeśli nie jest, to przecież nie będzie tak, że wydafcy będą się jakoś bardzo przejmować z góry ustawą, raczej pojadą Urmann-style, choć pewnie nie tak na chama. Po prostu każdy, czyj znak wodny się znajdzie na piratach dostanie propozycję ugody. Jeśli pójdzie do sądu, pewnie wygra, ale co czasu i nerwów straci…
Oczywiście pewnie historia z Urmannem i Redtube mi się przyśniła.
Pobierać sobie możesz co chcesz, ale to żaden powód do chwalenia się.
Pobieram i nie widzę powodu, żeby się wstydzić.
Miałem już zakończyć dyskusje, ale tylko dopiszę:
Ebook jest egzemplarzem utworu w rozumieniu ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. (t.j. Dz. U. z 2006
r., Nr 90, poz. 631 ze zm.) i tylko tyle mnie interesuje.
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19940240083
A na pewno nie interesuje mnie to, co myślą wydawcy. W sądzie można sobie to wsadzić w pewne ciemne miejsce.
„Dla pieniędzy marchew może być ślimakiem a ryba owocem. ;-)”
Jeśli się jest idiotą to owszem. Jak się ma rozum, to się nie definiuje świata na podstawie prawa podatkowego. Wystarczy zajrzeć choćby do wikipedii.
Miałem już zakończyć dyskusje, ale tylko dopiszę
Oczywiście. Jak ktoś pisze, że kończy dyskusję to zawsze tylko po to, żeby potem jeszcze coś tylko dopisać.
Ebook jest egzemplarzem utworu
Może być jednym i drugim, przynajmniej jeśli chodzi o definicję prawną. Może być tak, że ebook jest egzemplarzem jeśli kupiony na CD a usługą jeśli przez Internet. Może to być w prawie podatkowym, może nie tylko.