Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

„Z papieru wyczytasz więcej” – Newsweek zniechęca do e-booków

Podczas gdy w Stanach e-booki mają już 30% rynku, zaś amerykański Newsweek na moment nawet zniknął z dystrybucji papierowej – artykuł w polskim Newsweeku przedstawia książki elektroniczne jako samo zło.

Artykuł Z papieru wyczytasz więcej, który znalazłem w najnowszym wydaniu był tak zadziwiający, że zastanawiałem się nawet, czy to nie jest przedruk sprzed trzech albo pięciu lat.

Aktualizacja z 6 marca 2017: prawie trzy lata po publikacji tego artykułu został on opublikowany ponownie na stronach Newsweeka, z aktualną datą. Szkoda, że muszę ponownie wracać do tego tematu.

Po pierwsze: pomieszanie pojęć

Cały tekst Katarzyny Burdy wydaje się być jedną wielką polemiką z e-czytaniem, mimo tego, że go wcale nie definiuje. W nadtytule czytamy „Książka kontra czytnik”, jednocześnie widzimy ilustrację starszego pana z tabletem. Artykuł zaczyna się od takiego stwierdzenia:

E-booki robią zawrotną karierę. Sprzedaż elektronicznych książek i urządzeń do ich wyświetlania – czytników, tabletów – rośnie lawinowo.

I tyle – nie mamy żadnego rozgraniczenia między różnymi rodzajami e-booków i urządzeń, jakby to było oczywiste, albo takiej różnicy nie było. Od razu przechodzimy do argumentów przeciwko wykorzystaniu książek elektronicznych w nauce. Pierwszy jest taki, że e-booka zapamiętujemy gorzej:

Młodzi ludzie uczący się z e-booka musieli kilka razy więcej przeczytać materiał, aby go zrozumieć i przyswoić, niż studenci mający w rękach tradycyjną książkę. Co więcej, nauka z książki papierowej sprawiała, że badani na dłużej zapamiętali materiał i po kilku tygodniach łatwiej przywoływali go z pamięci.

Zaraz – jak ten e-book był czytany? Na tablecie, czytniku czy też może z ekranu komputera? Jest jeszcze drugie badanie, które stwierdza mniej więcej to samo:

Poprosiła dwie grupy licealistów o przeczytanie tekstów podobnej długości i o takim samym stopniu trudności, ale w dwóch różnych postaciach – na ekranie komputera w postaci dokumentu PDF, w którym najczęściej zapisywane są e-booki, oraz na tradycyjnych wydrukach. […] Z udzielonych odpowiedzi wynikło jasno, że osoby czytające artykuły na papierze zrozumiały z nich więcej niż uczniowie siedzący przed komputerem.

Czy ja muszę to komentować? No jasne, że PDF na ekranie komputera nie jest idealnym medium do czytania, dziękujemy że pani profesor Anne Mangen z norweskiego uniwersytetu w Stavanger to nam udowodniła. Widzimy w tym miejscu błąd traktowania wszystkich e-booków jako jednego zbioru.

Kolejne badania – o dziwo, już nie o uczeniu, ale najwyraźniej pasowały do założeń:

Średnio przeczytanie opowiadania Ernesta Hemingwaya zajmowało ochotnikom 17 minut i 20 sekund – dowiódł eksperyment przeprowadzony przez firmę badawczą Nielsen Norman Group z Fremont w USA. Ale ujawniły się bardzo duże różnice w szybkości czytania w zależności od nośnika tekstu. Bezapelacyjnie wygrała tradycyjna książka – przeczytanie opowiadania na iPadzie trwało o 6,2 proc. wolniej niż z książki, a z czytnika Kindle – aż o 10 proc. wolniej.

Powołano się tutaj na badanie z roku… 2010, w którym wzięły dumnie udział Kindle 2 oraz pierwsza generacja iPada. Wow. Problem w tym, że nawet notki prasowe z takich badań trzeba czytać w całości. Cytuję:

The iPad measured at 6.2% lower reading speed than the printed book, whereas the Kindle measured at 10.7% slower than print. However, the difference between the two devices was not statistically significant because of the data’s fairly high variability.

Thus, the only fair conclusion is that we  can’t say for sure which device offers the fastest reading speed. In any case, the difference would be so small that it wouldn’t be a reason to buy one over the other.

Czyli, że niby wyszło, że na Kindle czytano wolniej (respondenci narzekali też na szary ekran starszej generacji Vizplex), ale… statystycznie tego nie potwierdzono. I to ma być „bezapelacyjnie”?

Po drugie: jakie przewijanie?

Przechodzimy do analizy wpływu e-booków na działanie mózgu: taka książka nie ma formy fizycznej i nie pozwala stworzyć w umyśle mapy jej zawartości:

Książka elektroniczna nie sprzyja tworzeniu takiej mentalnej mapy – cały czas dotykamy palcem jednego fragmentu ekranu, a w niektórych e-bookach nie widać nawet numerów stronic. Skoro mózg nie może stworzyć mentalnej mapy nowych informacji, zostają zapisane w pamięci w sposób losowy, rozproszony – i trudniej je potem odnaleźć.

To jest według mnie jedyna słuszna teza w artykule i to odnosząca się do wszystkich e-booków, chociaż liczy się głównie w kontekście czytania w celu nauki. Czy brak mapy mentalnej dla powieści ma takie znaczenie? Tam nie skaczemy z miejsca na miejsce.

Ponadto większość urządzeń stara się jakoś zrekompensować brak formy fizycznej – mogę np. zobaczyć miejsce w książce, w którym jestem, podejrzeć sąsiednie stronice, albo zobaczyć miniaturki wszystkich stron, mogę sobie stworzyć własny mentalny model przez system zakładek.

Kolejne argumenty:

Problemem jest też sposób obsługi czytników i wielkość ich ekranów. – Kiedy czytamy długą książkę na małym ekranie, musimy wciąż przewijać tekst. Mózg, który w tym czasie mógłby wykorzystać swoje zasoby na zrozumienie i przechowywanie czytanych informacji, ciągle na nowo próbuje umiejscawiać tekst w przestrzeni, skupia się na śledzeniu przesuwających się wersów – tłumaczy dr Erik Wästlund z uniwersytetu w Göteborgu w Szwecji.

Nie znam ani jednego czytnika, ani aplikacji na tablety, gdzie tekst się przewija. Zwykle zmienia się po prostu stronę i zaczyna czytać od górnego, lewego rogu: to takie wyjaśnienie dla osób, które w życiu czytnika w ręku nie trzymały. Owszem, są aplikacje, gdzie można np. włączyć automatyczne przewijanie co linijkę – to się przydaje na małych ekranach telefonów – ale na pewno nie jest to standard.

Po trzecie: jeszcze raz uogólnienia

Najlepszy cytat na koniec:

– Kiedy czytamy książki na urządzeniach mobilnych, tabletach czy smartfonach, bardzo łatwo jest ulec pokusie ciągłego przełączania się pomiędzy oknami i aplikacjami, sprawdzania w czasie czytania, co słychać na Facebooku, albo odbierania
e-maili. A przecież mózg do uruchomienia procesu twórczego i wyobraźni potrzebuje przede wszystkim koncentracji – tłumaczy w rozmowie z „Newsweekiem” Jason Merkoski z Amazona, jeden z twórców czytnika Kindle.

Coś jest w tym cytacie nie tak? Ależ nie. Tak właśnie się dzieje, gdy czytamy na tablecie – mogą nas rozproszyć różne inne funkcje. Tyle, że powołując się na jednego z „twórców czytnika Kindle” autorka przypisała niejako ten cytat do wszystkich urządzeń. Na Kindle i innych czytnikach nie sprawdzamy co się dzieje na Facebooku i nie odbieramy e-maili, bo są to urządzenia przeznaczone wyłącznie do czytania.

Podsumowanie

Podsumowując: ręce opadają. Jeden taki artykuł psuje więcej niż wszystkie akcje promujące e-czytanie. Do standardowych argumentów, że e-booki psują oczy, nie szeleszczą i nie pachną dojdą teraz stwierdzenia z cyklu „naukowcy udowodnili”. Ile osób po lekturze artykułu nie kupi czytnika swoim dzieciom, lub co gorsza – rodzicom czy dziadkom, nawet gdy byłoby to dla nich zbawienie?

Newsweek to jedyny obok Gościa Niedzielnego polski tygodnik opinii, który nie ma dotąd wersji czytnikowej (mają ją Polityka, Wprost, Tygodnik Powszechny, Do Rzeczy czy wSieci) – jest tylko PDF do kupienia np. w Nexto. Jest to o tyle zabawne, że pismo Tomasza Lisa stara się na wszelkie sposoby odmieniać różnego rodzaju synonimy nowoczesności i postępu. Szkoda, tylko, że patrząc po okładkach ostatnich wydań ograniczają się do spraw obyczajowych.

Aktualizacja z 2017: Newsweek ma już od roku 2015 wersję czytnikową, choć wciąż niestety są aktualne moje uwagi do jej jakości.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

94 odpowiedzi na „„Z papieru wyczytasz więcej” – Newsweek zniechęca do e-booków

  1. Robert pisze:

    Czyżby artykuł sponsorowany?

    1
    • Robert Drózd pisze:

      Ale przez kogo? Zrzeszenie drukarzy polskich? :-) Choć fakt, że w tym tygodniu zaczynają się Targi w Warszawie (zdominowane przez branżę „papierową”) może rodzić różne teorie spiskowe. :-)

      4
      • zipper pisze:

        Sponsorowany raczej nie, ale fakt, że Newsweek nie ma epubów/mobi jako jedyny z tygodników opinii pokazuje, skąd ten artykuł się wziął.

        Po prostu nikt w redakcji / zarządzie nie ma zielonego pojęcia o czytnikach i ebookach.

        6
        • quiris pisze:

          Ot, po prostu redaktor naczelny przejechał się kiedyś na „elektronicznej” wersji jego książki http://www.ekofora.pl/index.php?showtopic=5585 i myśli pewnie, że ebooki to samo „zuo”, a beneficjentami są głównie ci wstrętni piraci ;)

          1
        • Poza „Newsweekiem” brakuje jeszcze „Gościa Niedzielnego”.
          Dwa tygodnie temu pytałem o format mobi Piotra Stasiaka odpowiedzialnego za treści cyfrowe w Newsweeku i Forbsie.
          Odpowiedział mi że „mają to na horyzoncie”.
          Stasiak wie co to ebooki, bo współtworzył „Politykę Cyfrową” z tego co pamiętam ;)

          0
      • W. pisze:

        A dlaczego nie sponsorowany? Szanse w bitwie przeciw darmowemu (lub jak kto woli rozdawanemu) elementarzowi wydają się coraz słabsze, więc warto solidnie okopać się przed dalszą wojną. Bo na pewno zakres darmowych podręczników w formie elektronicznej może być znacznie szerszy niż w formie papierowej.

        1
        • faure pisze:

          Po co czytac głupie gazety? I głupie artykuły?
          A co do tekstu sponsorowanego… Portal Lisa miał ich kilka (parówki, napoj energetyzujacy), więc dlaczego nie gazeta Lisa? Bo to niemozliwe ? ;))

          1
          • Czarny pisze:

            Jeżeli już głupoty mają wychodzić, to lepiej w wersji elektronicznej niż papierowej, szkoda lasów…

            1
  2. Lag pisze:

    Przeczytałem artykuł z dużym zainteresowaniem. Artykuł z Newsweek przypomina te wszystkie szmatławe teksty o konsolach, gdzie – wg autorów – gra się na joystickach. Ręce opadają…

    Ja jednak nie potrafię się uczyć z czytnika ;) Potrzebuję papieru i odręcznych notatek.

    1
    • g pisze:

      A ja łączę przy nauce różnice źródła/narzędzia: czytnik, tablet, papier, każde ma swoje zalety, żal nie korzystać.

      1
    • wolbashi pisze:

      Ja potrafię uczyć się z czytnika, w przeciwieństwie do nauki z komputerowego ekranu. Owszem ideałem byłoby posiadanie wydruków, ale nie będę bezsensownie drukować slajdów z prezentacji :)

      0
    • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

      Miałem multum notatek w formie pików DOC. Kundel to było zbawienie. Nie wyobrażam sobie drukowania wszystkiego (i kosztów tego).
      Ale muszę przyznać, że z książki czytam szybciej. Łatwiej się też „skanuje” tekst wyszukując tylko ważne informacje albo czyta pobieżnie.

      1
  3. zipper pisze:

    Brak elementarnej wiedzy o komentowanym temacie. Ot, polskie dziennikarstwo.

    1
  4. Łukasz pisze:

    Czytając takie artykuły i mając pojęcie jak bardzo mijają się z prawdą doskonale widać jak łatwo manipuluje się czytelnikiem. Przerażające jest to w kontekście takim, że przecież nie na wszystkim się znamy, kupujemy tygodnik i czytamy artykuł żeby się poznać właśnie, lub przynajmniej poszerzyć wiedzę, wyrobić opinię. I co? I klops, bo wystarczy przyjąć, że średnia „mijania się z prawdą” dla danego tygodnika jest taka jak widać na przykładzie tego artykułu, by zastanowić się jaki jest sens czytania pozostałych artykułów. Nie mam nic do Newsweeka, to bardziej taka dygresja ogólna o poziomie niektórego dziennikarstwa.

    1
    • zipper pisze:

      Nic, co nie ma bibliografii pod tekstem nie należy traktować jako sprawdzonych informacji…

      Dziennikarzyna wyguglał jakieś artykuły, trochę przetłumaczył, trochę przepisał, dodał coś od siebie, zgarnął wierszówkę i cześć.

      1
    • Magdalaena pisze:

      No właśnie – ja mam takie samo wrażenie, ilekroć czytam artykuł dotyczący sfery, na której się znam :-(

      1
  5. vlad pisze:

    nie wiedziałem, że kindle i ebooki to takie zło :( od dzisiaj wracam tylko do książek papierowych… tylko nie wiem czy powinienem jescze raz przeczytać te wszystko książki, które czytałem w wersji elektronicznej? Pewnie nic z nich nie zrozumiałem bo czytając nie czułem zapachu papieru i tylko ciągle przewijałem tekst :)

    3
    • Anna pisze:

      A Twój czytnik ma już na pewno wgłębienie w tym nieustannie dotykanym miejscu ekranu. Ciekawe, co mają właściciele czytników z przyciskami.

      1
      • maciej pisze:

        Jak to co? przyciski mocowane klejem….

        1
      • asymon pisze:

        Zwyrodnienia stawów. Ludzkie dłonie są ewolucyjnie przystosowane do przewracania kart pergaminu, a nie przycisków czy (olaboga!) dotykowych ekranów. Zostało to naukowo udowodnione, czytałem w internecie, więc to prawda!

        A tak bardziej serio: męczę Legimi na smartfonie 4″.” I jest słabo. A uczyć się z ebooków nie jestem w stanie.

        2
  6. Anna pisze:

    Autorka tego tekstu powinna zacząć badanie tematu od zbliżenia się do czytnika na odległość mniejszą niż 10 km.
    Mam nadzieję, że zaleje ją słuszna fala krytyki, po której odszczeka wszystko pod stołem, a nagranie z odszczekiwania umieści w sieci.

    1
  7. Krzysztof pisze:

    Nie chce wartościować tekstu, ale Twoja polemika Robercie z wyciągniętymi z kontekstu fragmentami nie koniecznie musi znaczyć, że tezą tego tekstu jest zniechęcanie do e-książek, czy szerzej do e-czytania. Bo jeśli mowa o pewnej higienie czytania, to tutaj nie ma co polemizować – papier jest bez porównania przyjemniejszy.

    Nie zarzucałbym tendencyjności artykułowi w NW, bo też zapomniałeś dodać, że trend zdobywania przez e-czytelnictwo rynku amerykańskiego, zdecydowanie przyhamował ;)

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Dla mnie tezą artykułu jest to, że książki elektroniczne nie nadają się do nauki, z tym że argumenty z tym związane są wątpliwe, a niezorientowany czytelnik przeniesie wnioski na wszystkie e-booki.

      Co do rynku amerykańskiego trend dotarł po prostu do pewnych naturalnych granic.

      0
      • asymon pisze:

        W moin przypadku to prawda, wolę sobie przekartkować papierowy podręcznik, ale znam sporo osób, które nie widzą różnicy.

        0
      • RA pisze:

        Ja widzę to inaczej. Doświadczenie związane z nauką technicznych elementów z czytnika 6″, papieru i tabletu 10″ (telefonu 4″) wyrobiły u mnie osobiście inne podejście do tematu.

        1. Papier najlepiej nadaje się do nauki procesu działania czy funkcjonowania czegoś, bo nie rozprasza. Powoduje, że człowiek się odpręża i koncentruje na czarnych literach na białym tle. Rysunki ryciny lepiej zapamiętuję, bo mają wyższe dpi i są bardziej wyraziste i kolor, który nie wypala oczu.

        2. Tablet-telefon tylko z odpowiednimi aplikacjami do nauki słówek, zapamiętywania trudniejszych znaczeń i terminów. Sfera multimedialna działa na wyobraźnię, a nauka ze słuchu pomaga wyobraźni i tworzeniu ruchomych obrazów zapamiętywanych pojęć. Oglądanie statycznego obrazu męczy, świecący i migający obraz powoduje irytacje i niechęć do pracy. Kolor i znośne dpi działają wspomagająco w procesie zapamiętywania.

        3. Czytnik z E-ink to taka niedorobiona książka z elementami tabletu-telefonu. Brakuje koloru, by łatwiej kojarzyć i wyróżniać opanowywany temat. Słabe dpi i wolne reagowanie powoduje, że nie nadaje się do niektórych multimedialnych zastosowań. Tekst jest czytelny jednak jak w książce. Zależnie od wielkości czytnika pewne teksty lepiej czyta się na e-papierze, bo można dostosować czcionkę i formatowanie. Pojęcie kartek i stron nie ma znaczenia, ponieważ nie zapamiętuje się ich obrazu.

        Mnie najlepiej się uczy ze słuchu w połączeniu z kolorowymi diagramami: słownictwo, definicje. Wzory i formułki oraz kod programu wymagają kolorowania składni zmiana czcionki i kroju pisma nie wystarcza na szybkie kojarzenie, a nawet utrudnia, jak źle dobierze się font. Zdjęcia, rysunki tylko papier niestety. Najmniej zapamiętuje i utrwalam filmy i prezentacje multimedialne. Muszę robić notatki, wtedy zwiększa się ogólnie tempo i zakres zapamiętywanego materiału.

        0
        • Konik pisze:

          Czytnik z E-ink to taka niedorobiona książka z elementami tabletu-telefonu. Brakuje koloru, by łatwiej kojarzyć i wyróżniać opanowywany temat.

          Z wrażenia aż spróbowałem zadzwonić do mamy ze swojego Kundla, żeby się podzielić tą nowiną :)

          2
          • RA pisze:

            Zdanie to wyrwane z całego wywodu. Czytnik ma pewne cechy telefonu-tabletu i należy to tak interpretować. Niedorobiona, bo kuleje dpi, brak 16 podstawowych kolorów o odpowiednim nasyceniu (obecne wersje kolorowego e-papieru nie spełniają tego + słabszy kontrast), a do wyświetlania zdjęć potrzebujesz więcej. Rozmiar czytnika powyżej 8″ to przepłacany gadżet pomimo tego jednak czekam na 13″ bo zmęczony jestem dźwiganiem książek, czytaniem projektów z ekranu komputera i ciągłym drukowaniem nie zawsze istotnych fragmentów projektu.

            Piszę o zapamiętywaniu i rozwijaniu moich zainteresowań z mediów elektronicznych. Spróbuj na 6″ lub nawet 9″ czytniku otworzyć rysunek techniczny (np. w PDF) i skupić się na detalach, z których musisz wyliczyć rozkład sił działających na przedmiot. Zapewniam, że papier i kolorowe linie pomagają bardziej sprecyzować tok myślenia, a to przy wysokim dpi. Nie wszystko musisz robić na komputerze ręczne tworzenie projektów technicznych ma swoje plusy. Ciekawe czy czytanie kodu programu urządzenia i analizy MES przedmiotu lepiej ci wyjdzie na e-papierze czy tradycyjnym z kolorowaniem na dużym formacie. Jeżeli twoja mama uczy się z czytnika i ogarnia duże projekty w ten sposób to tylko pozazdrościć.

            0
            • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

              Obstawiam jednak, że przeważająca większość (na podstawie całkowicie wiarygodnych danych zapisanych u mnie na suficie) czytników używana jest do czytania szeroko rozumianej beletrystyki. Brak kolorów czy wielkość ekranu porównywalna z wydaniami kieszonkowymi nie jest w tym wypadku aż tak dużym problemem. Kwestia przeznaczenia urządzenia. Czytnik jest bardzo zogniskowany na jednym rodzaju użyteczności i próba opisania (i porównania) go poprzez takie parametry jak np. ilość kolorów mija się z celem, bo nie po to został stworzony. To tak jakby stwierdzić, że komputer stacjonarny jest zły, bo laptop jest lżejszy, a tablet to już w ogóle przy nich niebo na ziemi. Inne zastosowanie produktu, który czasami przy okazji można wykorzystać w inny sposób.

              Owszem, brakuje mi trochę dpi, bieli tła i czerni liter…
              …ale ja czytam na Kindle3. Zanim padnie, myślę, że jeszcze trochę dopracują technologię. A nie jedna książka którą czytałem wyglądała gorzej.

              1
            • Konik pisze:

              Owszem, czyżby chodziło ci o to że :
              Czytnik z E-ink to taka niedorobiona książka. Czytanie na nim ma trochę z czytania na tablecie i telefonie. Brakuje koloru, by łatwiej kojarzyć i wyróżniać opanowywany temat.

              Reszta jak tam wolisz.
              Na pewno nie ma idealnego narzędzia dla wszystkich, ale przyznaj, że autor artykułu w N generalizuje i nie nadąża za tematem, podając wątpliwej jakości argumenty. W twoim przypadku, niszowym wszakże, pasują one bardziej do tezy niż w przypadku czytelnictwa ogólnie pojętego. Za kilka lat prawdopodobnie, jeśli popyt na takie rozwiązania zostanie rozpoznany, rozwiniesz sobie płachtę e-inkowego papieru w kolorze w wysokim DPI i zagłębisz się w inżynierskie problemy.

              0
        • YuukiSaya pisze:

          Jak dobrze, że nie uczę się zdjęć i rysunków, tylko ideogramów, z zasady CZARNYCH jak smoła, tudzież tusz do kaligrafii.

          Swoją drogą niby jestem wzrokowcem, ale jak napaćkali kolorków w podręcznikach to poziom przyswajalności informacji przeze mnie spadł. Sami pozaznaczali kolorkami, podkreślili, dorzucili notatki na marginesach – jak się uczyć, jak nie mogę w tym nowoczesnym podręczniku zrobić własnych notatek? Bo albo nie ma miejsca albo jest już upstrzone kolorami jak na odpuście i figę widać. Na czarno-białym podręczniku trzeba było samemu ołówkiem smarować i zaznaczać ważne elementy – i tu jest pies pogrzebany, bo nie kolorki defaultowe wspomagają uczenie, ale jak uczeń sam sobie podkreśli, pokreśli, domaluje wąsy królowi na fotce, bo to angażuje jego MÓZG. A czytanie odpustowych podręczników nie angażuje nic, poza mięśniami do ich dźwigania.

          0
        • ellsworth pisze:

          Równie dobrze można by powiedzieć, że to książka jest niedorobioną wersją czytnika. Nawet tak podstawowej rzeczy jak wyszukiwania w niej nie ma…

          1
          • RA pisze:

            Indeksy, spisy treści, skorowidze i notatki dobrze u mnie działają w analogowej książce. Wyszukiwanie to nie problem.

            0
    • zipper pisze:

      „Bo jeśli mowa o pewnej higienie czytania, to tutaj nie ma co polemizować – papier jest bez porównania przyjemniejszy.”

      Takie zdania w jakiejkolwiek dyskusji nie mają miejsca bytu. Skąd taki wyniosek? Na czym poparty?

      Ja czytam i papier i z czytnika i różnicy nie widzę żadnej. Może poza taką, że na czytniku równie wygodnie czyta się książki mające 100 stron jak i te mające 1000 stron.

      0
      • faure pisze:

        Jest róznica, na niekorzyść papieru. Na czytniku mozna skalować czcionkę. To wbrew pozorom ważna sprawa, mnostwo ksiązek papierowych drukowanych jest malą czcionką, dla wielu osob bardzo niewygodną w czytaniu.

        0
    • Magdalaena pisze:

      „Bo jeśli mowa o pewnej higienie czytania, to tutaj nie ma co polemizować – papier jest bez porównania przyjemniejszy”
      Dla kogo przyjemniejszy? Dla mnie czytanie z czytnika stało się na tyle oczywiste, że teraz odczuwam pewien dyskomfort, jeśli sięgam po papierową książkę. Okazało się, że sporo pozycji ma za duży format (źle się je trzyma w jednej ręce) i trzeba przesuwać wzrok z lewej na prawą stronę.

      0
      • Anna pisze:

        O to to to… Książki są ciężkie. Jak już się dobrze ułożę do czytania strony parzystej, to mam z nieparzystą problem. Przysnę na chwilę – zamknie się taka podstępnie i nie wiem, gdzie skończyłam. W co najmniej połowie książek czcionka ma nieodpowiednią wielkość, o odstępach między wierszami nie wspominając. W ogóle nie wiem, jak ja to wszystko kiedyś znosiłam. Teraz, jeśli już sięgam po książkę papierową, to są to wydania w twardej oprawie (bo zapewniają jeszcze jako taki komfort lektury). A poza tym ebooki i czytnik przekonały mnie całkowicie. Przyłapuję się nawet na próbach sprawdzenia w rogach książek papierowych, która jest godzina, a brak informacji, ile czasu pozostało do końca czytania wywołuje u mnie lekką dezorientację (żeby nie powiedzieć panikę ;) ).

        1
        • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

          W twardej?
          To ja właśnie po lekturze „Długo” Clancy’iego w twardej oprawie stwierdziłem, że najwyższa pora na czytnik: ciężkie toto, a rogi twardej oprawy wbijają się w dłoń. 8-)

          0
        • KBKBKB pisze:

          Nooo…. Ja kiedyś na papierze chciałem machnąć palcem notatkę, ale… się nie udało :)

          0
      • g pisze:

        Też tak mam, coraz „dziwniej” czyta mi się na papierze, nie potrafię się ułożyć, tu mi się okładka zamyka, tu ręka drętwieje. Szczególnie przy większych gabarytach zaczyna się doceniać czytnik i jego wygodę.

        0
      • YuukiSaya pisze:

        Wydawało mi się, że pod pojęciem higieny czytania rozumie się też ustawienie tekstu wobec oczu, co czasem w przypadku papieru jest zgoła niemożliwe – albo ręce odpadają od trzymania, albo sorry, opierasz o brzuch, kolana, stół, poduszkę, byle tylko tomiszcze jakoś ogarnąć wzrokiem.

        Właśnie dostałam tymczasowo książkę analogową. Na szczęście paperback, więc możliwe, że jakoś przetrwam ustawianie się względem osi kartek. Ebooka niestety nie ma, no co za pech…

        0
    • asymon pisze:

      Krzysztofie, zapomniałeś dodać „moim zdaniem” :-)

      Ja ostatnio odłożyłem na później książkę „Odtrutka na optymizm” Petera Wattsa, która została wydrukowana na bardzo nieprzyjemnym papierze.

      0
      • Anna pisze:

        Aż poszłam sprawdzić ten papier, bo nie pamiętam, żebym jakoś strasznie cierpiała w trakcie lektury, ale teraz stwierdzam, że faktycznie jakiś taki chropowaty…

        0
      • Lukasz pisze:

        O, coś nowego od Wattsa. Dzięki za cynk!

        0
    • pioterg666 pisze:

      „Bo jeśli mowa o pewnej higienie czytania, to tutaj nie ma co polemizować – papier jest bez porównania przyjemniejszy.” Dlaczego nie ma co polemizować? Ja np. uważam, że bez porównania przyjemniejszy jest plastik niż szorstki papier, który akurat mi wysusza skórę i co kilkadziesiąt stron muszę kremować ręce. Bez porównania przyjemniej mi trzymać sztywny czytnik jedną ręką, niż wyginający się na wszystkie strony miękki papier. Mógłbym wymienić jeszcze kilka argumentów, ale mi się nie chce. Chciałem Ci tylko drogi Krzysztofie pokazać, że inni mogą mieć swój punkt widzenia i temat do dyskusji jak najbardziej się nadaje.

      0
    • Su pisze:

      „Bo jeśli mowa o pewnej higienie czytania, to tutaj nie ma co polemizować – papier jest bez porównania przyjemniejszy.”
      Nie jest. Książka może nieładnie pachnieć np. farbą drukarską, może być zabrudzona, podarta, może mieć zniszczoną okładkę, mogą z niej wypadać kartki – wrażenia niezapomniane. Książka może być ciężka, niewygodna w trzymaniu, nienadająca się do czytania w podróży (format i waga). Jak dla mnie czytnik wygrywa z książką papierową.

      0
    • Teresa pisze:

      1/ Jeśli chodzi o higienę czytania, to przyjmując literalnie czytnik jest o wiele bardziej higieniczny, bo można go zdezynfekować, książka zaś zatrzymuje wszystkie bakterie i grzyby, które ludzie mają na rękach. Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale teraz nie tylko przed ale i po każdym czytaniu książki z biblioteki myję ręce. Inaczej powinno się czytać je w rękawiczkach, jak tę księgę z „Imienia Róży”.
      2/ Dochodzi jeszcze problem małej czcionki w papierowych wydaniach, który powoduje zmęczenie oczu. W czytniku tego problemu nie ma.
      3/ Wielokilogramowe papierowe tomiszcza również przegrywają z czytnikiem, bo dźwiganie nie jest zbyt zdrowe dla kręgosłupa, jeśli chce się poczytać w plenerze.

      0
  8. YuukiSaya pisze:

    Nie mam sił… Poziom dziennikarstwa tu się liczy w dużych liczbach, ale ujemnych, niestety. Pomieszanie tabletów i czytników, pomieszanie wszystkiego. Aż szkoda słów. A potem jak ten idiota tłumaczysz, że to wcale nie tak, pokazujesz własny czytnik na dowód, ale oni przeczytali w Niusłiku i wiedzą lepiej.

    Dlatego nie czytuję już publicystyki, jedynie książki, opowiadania i czasem coś popularnonaukowego. Mniej nerwów.

    0
  9. Krzysztof pisze:

    To co chce podkreślić, to to, żeby być daleko od antagonizowania czytania i e-czytania, a takie artykuły z NW i tego typu polemiki (z pewnym ładunkiem jednostronności) dają powody do tego typu waśni. Grunt, żeby dostrzec te niuanse, bo jednak e-czytanie i czytanie mają zupełnie inny posmak. Specjalnie użyłem słowa posmak, bo niekoniecznie odnosi się ono do twardych, empirycznych faktów, jakimi Państwo w ciągu kilkunastu minut raczyli mnie zasypać powyżej :)

    Teza, że z e-książkami jest mniejszy komfort nauki wcale nie jest bezpodstawna. Kto jak kto, ale czytelnik jest ciekawy świata (nawet ten czytający tylko NW) i zdrowy rozsądek jest niezbędny przy każdym tekście – szczególnie o charakterze publicystycznym.

    0
  10. Simplex pisze:

    „w postaci dokumentu PDF, w którym najczęściej zapisywane są e-booki,”

    Właściwie to w tym miejscu można zakończyć lekturę i przyłożyć dłoń do twarzy.

    1
  11. KonradK pisze:

    Kto nie zrobił doktoratu na udowodnieniu wyższości margaryny nad masłem, habilitacji na udowodnieniu czegoś odwrotnego, teraz może próbować sił z papierem i ebookami.

    A kto potrzebuje naukowego autorytetu, zawsze gdzieś go znajdzie. W Newsweeku, w Strażnicy… Do wyboru, do koloru.

    0
  12. Jachu pisze:

    Ciekawe co by powiedział autor (autorka?) tego artykułu w Niusłiku gdyby się dowiedział, że średnio w ciągu roku czytałem 8-14 książek w papierze, a teraz na Kindlu czytam 3-4 razy tyle? O dziwo – pamiętam też je wszystkie (przynajmniej na razie) ;)

    0
  13. Girl pisze:

    Przyznam, że nie próbowałam się uczyć z ebooka, ale z książki drukowanej nigdy mi dobrze nie szło. Zawsze musiałam sobie przepisywać odpowiednie fragmenty / robić notatki na papierze. I tu z czytnika spisuje się znacznie wygodniej, bo nie trzeba manewrować tomem, żeby dał się otworzyć, nie zamykał, itp.

    Natomiast możliwość zabrania czytnika z wgranymi odpowiednimi książkami na konferencję w porównaniu z taszczeniem przez pół Polski drukowanych odpowiedników – i późniejsze przeglądanie w celu przypomnienia sobie potrzebnych informacji (zwłaszcza z zaznaczonymi zakładkami) – bezcenne.

    0
  14. Konik pisze:

    Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi zazwyczaj o pieniądze. Dostępne dla wszystkich elektroniczne wersje podręczników, to chyba najlepszy strzał jak ktoś słusznie już tu zauważył. To jest naprawdę sporo kasy, która wydawnictwom przejdzie koło nosa.

    Co do wyższości jednego nad drugim. Co kto lubi i niech tak zostanie. Badania udowodnią prawie wszystko jak się nagnie informację i kontekstu się nie poda.
    W przypadku artykułu, jeśli tak autor podaje informacje za źródłami, to ja takiemu autorowi „naukowemu” dziękuję serdecznie.
    Pozostanę przy czytaniu na czytniku : nie męczącym wzroku bardziej od książki (Kindle 3), nie posiadającym skrolowania (matko, ten fragment chyba o czytaniu z PC pliku tekstowego wzięto, a może z „czytania Internetu”), nie zmuszającym mnie do targania kilkusetstronicowego tomu w plecaku na spacer do parku.
    Wiem, że mając do dyspozycji tylko papierowe wersje książek, nie byłbym w stanie przeczytać tylu pozycji ile przeczytałem od czasu kupna Kundla. Czy pozostało w mojej głowie mniej treści niż wyczytanej z papieru? Śmiem to kwestionować na całej linii. Drogi „hautorze z niufsłika” nie masz mojego „lajka” :P

    0
  15. Jaga pisze:

    I ja i mój mąż na Kindle-u czytamy szybciej niż z papieru. Naciśnięcie klawisza, na którym palec przez resztę czasu odpoczywa, trwa znacznie krócej niż odwrócenie kartki. Nie za bardzo też rozumiem, z czego miałoby wynikać wolniejsze czytanie na urządzeniu, które nie męczy oczu.

    A co do wąchania, dotykania itd. papierowych książek – muszę przyznać, że chociaż miałam w rękach sporo tomiszczy, służyły mi one do czytania, a nie niuchania czy macania i zupełnie nie rozumiem takiego podejścia…

    0
  16. R pisze:

    Czytnik – książki do czytania :D w powieści itp.
    Do nauki papier i książka papierowa +czytnik, szybkie przechodzenie miedzy rozdziałami pisanie na marginesach mazanie zakreślaczami, szuranie po kartce wskaźnikiem (szybkie czytanie). Ale czytnik ma pierwszeństwo pod względem mobilności i korzystania wszędzie gdzie chce (czytania wcześniej przygotowanych notatek) a wraz z okładką jest niezastąpiony podczas przepisywania zeszytu koleżanki z zdjęć.

    Ogólnie smuci mnie ten artykuł w związku z tym zna ktoś może adres mailowy a najlepiej pocztowy autora to by się wysłało list papierowy (żeby podczas czytania lepiej zrozumiał i nie zwiedzał facebooka) z faktem że w dużej mierze przedstawił jednak bardzo stronnicze poglądy.

    0
  17. Z tych fragmentów wynika, że tekst miał po prostu słaby „risercz”. Bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć przewijanie tekstu (to w ogóle na jakichś czytnikach/aplikacjach jest?) albo „większość e-booków w PDF-ach”, bo już od jakiegoś czasu królują epub i mobi. Za to porządnie napisany artykuł o tym, jak się uczymy, jak mózg reaguje na papier/ekran/czytnik byłby ciekawy, są różne badania (np. ostatnio było badanie o tym, że dzieci z iPada uczyły się czytać szybciej niż w trakcie słuchania, jak im czyta rodzic). Oczywiście wyniki nie zawsze mają się sensownie do rzeczywistości, ale to inny problem. I musiałby to być dobrze napisany tekst.

    Zdecydowanie jest różnica pomiędzy uczeniem się z papieru a interaktywną książką na tablecie, widziałam też artykuł o nauczycielu, który skompilował własnego e-booka i wysłał studentom, bo dzięki temu mogli się uczyć we własnym tempie, a nie narzuconym przez jakiegoś wydawcę – naprawdę można by skrobnąć świetny artykuł o e-czytaniu…

    0
  18. kunaka pisze:

    Nie przeczytałam całego artykułu w Newsweeku (przyznaję się od razu), ale przytoczone fragmenty nieuchronnie kojarzą mi się z artykułem „Papier kontra ekran” Ferrisa Jabra (Świat Nauki, grudzień 2013). Pod artykułem polecono prace „The Myth of the Paperless Office” (2001) i „Proust and the Squid” (2007). W samym artukule przytoczono kilka interesujących badań, z którymi koniecznie powinni się zapoznać ludzie proponujący, żeby dzieciaki mogły korzystać z podręczników na szkolnych komputerach i produkujący je w pdf-ach ;-), bo dane dotyczące stopnia przyswajania i rozumienia tekstu ciągłego są dość porażające. Sęk w tym, że wspomniane badania dotyczą wyłącznie tekstów ciągłych właśnie i to czytanych w większości na komputerze. Tu również daje się zauważyć nierozróżnienie czytnika do tabletu, a nawet monitora. Autor zwraca uwagę na nową jakość, czyli książki interaktywne, zawierające fragmenty muzyki, czy filmów, ale niemal zupełnie pomija, czy raczej nie umie znaleźć miejsca dla czytników – troszkę jak pomijanie faktów niepasujących do tezy. Natomiast opis zapamiętywania tekstów i wiązania ich z miejscem w książce papierowej jest godny uwagi, podobnie jak porównanie aktywizacji różnych rejonów mózgu przy pisaniu ręką i za pomocą klawiatury.

    0
    • Ocelot pisze:

      Natomiast opis zapamiętywania tekstów i wiązania ich z miejscem w książce papierowej jest godny uwagi, podobnie jak porównanie aktywizacji różnych rejonów mózgu przy pisaniu ręką i za pomocą klawiatury
      I tu wydaje mi się, tkwi sedno sprawy. Przynajmniej dla mnie (czuciowca) zapisywanie informacji na klawiaturze nie ma takiej „mocy” jak odręczne notatki. Po prostu muszę „poczuć” zapisywana informację, zakreślony fragment, rysunek czy diagram. Książka papierowa ma tutaj dwie zalety. 1. Można na niej pisać (barbarzyństwo) i 2. Można przekładać kartki własnymi notatkami.
      Wiem, że do każdego pliku można dodać notatki, nawet rysunkowe (to już w przypadku komputer) ale jak już wspomniałam nie ma w ich tworzeniu elementu fizyczności który wspomaga pamiętanie (ostatecznie jesteśmy zwierzętami pamięć potrzebna jest/była do zapamiętania jakiejś czynności). Obsługa klawiatury jest IMHO zbyt prosta, żeby wspomóc pamięć takich osób jak ja.

      0
      • 8 o'clock pisze:

        W takim razie co z osobami, które uczyły się w czytelniach? Robiły notatki odręcznie i zabierały ze sobą.

        0
  19. Eczytacz pisze:

    Wydaje mi się, że jednak czytając z papieru więcej umysł zapamiętuje, z drugiej strony w czytnikach mamy lepszą możliwość wyszukania czegoś w tekście, zaznaczenia fragmentów, dodania zakładek.. Papier w większości przypadków ciągle deklasuje czytniki pod względem kontrastu.
    Trudno oceniać artykuł, gdy nie przeczytało się go w całości. Na podstawie przytoczonych fragmentów widać tu dziennikarstwo oparte na cytatologi za dr, a nie na doświadczeniu.

    O Newsweeku można powiedzieć tyle – jaki pan, taki kram.

    0
    • Ewa78 pisze:

      Opinia o Newsweeku trafiona w dziesiątkę!

      Ale… Kocham mój czytnik! Jak pomyślę o tych wszystkich książkach, które kiedyś gdzieś kupiłam i musiałam sprzedać/rozdać przeprowadzając się do innego kraju (cena transportu/nadbagażu i cała logistyka przeprowadzki nie sprzyja kompletowaniu biblioteki), to teraz patrząc na mój mały, leciutki czytnik mam ochotę go ucałować :)

      Do tego dochodzi oszczędność miejsca w mieszkaniu. Wiem, że są osoby, które lubią mieć taki „biblioteczny” wystrój, ale mnie on do szczęścia nie jest potrzebny. Książki papierowe oczywiście uwielbiam, na nich się uczyłam czytać i czytałam większość życia, ale kiedy są na czytniku, nie zabierają mi przestrzeni życiowej w moich czterech kątach :)

      Poza tym, ze względów praktycznych i ekologicznych (te wycinane drzewa…), zaczynam ważyć, na ile istnienie fizyczne danej książki jest usprawiedliwione. Są książki pięknie wydane, niemal małe dzieła sztuki, które warto mieć fizycznie właśnie ze względu na estetykę. Wtedy te argumenty o macaniu i wąchaniu mają więcej sensu. Taką książkę przyjemnie wziąć do ręki i przyjemnie na nią patrzeć na półce, trochę jak na bibelot… Większość książek do czytania jednak doskonale ma się na czytniku i tak wolę.

      Acha – kontrast. Tu sprawę rozwiązuje podświetlenie. Ze względu na wadę wzroku nie byłam zachwycona kiedyś czytnikami (czytanie na szarym tle jednak męczy), ale od kiedy mam światełko, jest idealnie. Lepiej niż na papierze :)

      0
  20. KecajN pisze:

    A tak z nieco innej beczki… Magazyn Pro-Test opublikował „Pojedynek na e-czytanie”:
    15 CZYTNIKÓW W TEŚCIE: Dobry czytnik e-booków? Wybór nie jest prosty. Okazało się, że jakość wyświetlaczy pięciu czytników pozostawia wiele do życzenia, zaś z ładowaniem książek problemy miała większość urządzeń z testu. Tylko jeden czytnik okazał się bardzo dobry.

    Nie wiem który, bo nie będąc zainteresowany wynikiem, nie zainwestowałem 7,99PLN.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Ja zainwestowałem. Tym „jedynym” był PW2.

      Jest lepiej niż 1,5 roku temu, gdy porównywali Kindle z iPadem Mini. teraz nie ma rażących błędów. Ale i tak nie wydaje mi się, czy jest sens wydawać tę kwotę – test składa się z dość krótkiego artykułu i tabelki, z której dowiemy się np. że „ładowanie książek z zainstalowanego sklepu” w PW2 zostało ocenione na „bdb”, a w PW1 już na „db”. Brakuje dokładniejszego omówienia poszczególnych modeli. W tabelce jest większość czytników, choć o dziwo pominięto popularnego Onyxa, ale opisano Trekstora czy Tolino – tak jakby ktoś ten test pisał w Niemczech.

      0
  21. eksplor pisze:

    Tak, oczywiście znacznie gorzej uczyć się z e-książki niż z tradycyjnej. Dlaczego? Ano dlatego, że zwyczajnie e-podręczników praktycznie nie ma! Próbowałem kiedyś policzyć ile kilogramów, na plecach, przetransportowało moje dziecko – tych jakże wspaniałych, komfortowych i higienicznych podręczników, zrobionych z wstrętnego kredowego papieru. Z domu do szkoły i z powrotem, przez okres nauki w podstawówce i gimnazjum. Szybko zaprzestałem liczenia, bo wychodziły astronomiczne liczby.
    Osobną sprawą jest kiepska jakość większości już nawet nie papierowych, a „plastikowych”, nowomodnych podręczników, tak graficzna jak i merytoryczna. ZRÓB SOBIE mapę mentalną z tych 10 zdań treści ledwo mieszczących się na 5 stronach rozdziału – pomiędzy wielkimi marginesami, słodkimi, kolorowymi prostokącikami tła i zupełnie przypadkowymi zdjęciami kawałka katedry, albo portretu słynnego człowieka (ach jak pięknie to wydane). Z taką mapą nie trafisz nawet na sąsiednią ulicę! Gdybyż były wersje e-bookowe, gdyby wywalić te całe śmieci ozdóbek, zostawić samą treść odpowiednio przygotowaną, okazałoby się, że CAŁY podręcznik można przeczytać bez trudu kilka razy i choćby czytać 10 razy wolniej niż na papierze to i tak pożytek byłby z tego większy. Bo dostać się do zakładek, samodzielnie sporządzonych, żeby powtórzyć materiał – w e-booku to tylko chwila, a przekartkować podręcznik „kredowy” – to tylko można sobie pociąć palce.
    Moim zdaniem nie ma innego czytania na papierze i e-czytania. Jest tylko czytanie, niezależnie na czym. Liczy się tylko jakość tego co się czyta, a treść papierowej książki się NIE ZMIENIA w e-książce, chociaż można zmienić czcionkę, odstępy… W moim domu czyta się książki jeśli są ciekawe, a nie sugerując się żadnym „posmakiem”, może to być jedynie niesmak jeżeli treść jest marna, niezależnie od tego czy na papierze czy w pliku elektronicznym. Moja mama (70+) nie mająca do czynienia z komputerem, ledwo obsługująca podstawowe funkcje telefonu komórkowego, bez problemu poradziła sobie bez niczyjej pomocy i potrafiła załączyć mojego onyxa (mającego często opinię trudnego w obsłudze), włączyć podświetlenie, powiększyć czcionkę, znaleźć książkę, która ją zainteresowała i czytać. Tak treść ją zafascynowała, że pokonała tę, z pozoru, nieprzekraczalną barierę nowości. Nie przeszkadzało jej w czytaniu, że nie jest to papierowa książka. Wręcz przeciwnie, chwaliła wygodę (lekkość czytnika) i że lepiej widzi litery, lepiej niż w papierowej czy gazecie.
    Tak, liczy się tylko jakość tego co się czyta. Dlatego unikam czytania wątpliwych treści w pisemkach takich jak tu przytoczone, choćby nie wiem jak były kolorowe i śliczne. Szkoda czasu.

    0
  22. Olo pisze:

    Może dlatego, że posiadam Kindle’a classic, to o ile czyta mi się świetnie beletrystykę, to do nauki Kindle jest średnio przydatny, jesli w ogóle. Brak koloru w ilustracjach, wielkość strony, możliwości oglądania normalnie tabel i wykresów zniechęca. Uczę się też rzadko liniowo, tzn. po kolei, a przemiatanie stron w czytniku też nie jest wygodne. Tablet i komputer to już w ogóle porażka poza jakimś sporadycznym dostępem do informacji. Zatem artykuł cos w sobie ma – czytnik jako źródło do nauki, zwłaszcza czego innego niż humanistyki, niewiele różniącej się w formie od beletrystyki, jest do kitu.

    0
  23. Art pisze:

    Robercie, jeśli chodzi o „naukę”, to nie pierwszy raz przekonałem się, że jedna forma jest uzupełnieniem drugiej.

    Na przykład całkiem niedawno (!?) odkryłem opcję wyszukiwania słów i fraz we wszystkich dokumentach. No coś fantastycznego. W ten sposób robię sobie przekrój problemowy ze wszystkich publikacji, jakie mam w czytniku.
    Papier może to mieć tylko w odniesieniu do jednego egzemplarza w indeksie nazw, skrótów, itd.

    Ale papier ma swoje plusy, to fakt.

    BTW, widziałeś już test czytników w PRO-TEST ?
    Ja jeszcze nie zaglądałem. Tylko wniosek końcowy: „tylko jeden czytnik otrzymał notę bardzo dobrą”

    0
  24. Art pisze:

    A, nie spostrzegłem poprzednich wpisów o teście :)

    0
  25. Andrzej pisze:

    Mnie najbardziej śmieszy fakt, że na Kindle czyta się dłużej. Nawet jeśli są to padania na Kindle 2 i z 2010 roku to ja zadaję pytanie: No i co z tego? Z tego co wiem, to czytanie książek nie jest wyścigiem.

    0
    • 8 o'clock pisze:

      Nie mierzyłam tempa czytania, ale być może czasem MOGĘ czytać na czytniku dłużej. Czytnik mam – z wyboru oczywiście – ustawiony na duże litery, przy czytaniu książek papierowych mogę ogarniać wzrokiem większą ilość strony przy czytaniu beletrystyki na przykład, na czym prawdopodobnie trochę traci koncentracja.

      Przy czytniku nie dekoncentruje mnie na przykład niewygodny format książki, szukanie miejsca, gdzie skończyłam czytanie, brzydki druk, bylejakość wydawcy, brzydko zniszczona (samym upływem czasu lub użytkowaniem) książka czy obrzydliwa graficznie okładka. Co do „map mózgowych”, o których pisze dziennikarka, to zdecydowanie nie chcę mieć takich map;)

      Wydaje mi się, że łatwiej koncentruję uwagę przy czytniku, z tym, że przy dobrze wydanej, interesującej mnie książce papierowej nie ma to znaczenia.

      0
  26. Przemek pisze:

    Z własnego doświadczenia powiem, że książki tradycyjnie czytane dłużej pamiętam, a konkretnie dłużej pamiętam te, które posiadam i „patrzą na mnie” z półki, np. z biblioteki nie ma różnicy.
    Prawdopodobnie jest to spowodowane ciągłym mimowolnym zerkaniem na grzbiet książki. Książki z biblioteki ulatują tak jak na czytniku.
    Swego czasu robiłem sobie tapetę z okładkami ostatnio przeczytanych książek.
    W Kindle i w ogóle na innych czytnikach, fajna by była opcja wygaszacza z ostatnio czytanych książek.

    0
  27. Krzysztof pisze:

    O czasu zakupu czytnika *ony czytelnictwo wzrosło dramatycznie, no i mam prenumeratę Po*ityki z czego jestem niezwykle zadowolony. Dla mnie Newsweek może pozostać na popierze, do samego końca :-)
    Tak serio to e-czytnik do beletrystyki? Jak najbardziej!! Do podręczników? Trochę gorzej, bo dobijające jest przełączanie stron. Tak samo np. korzystanie z przewodnika turystycznego na e-czytniku jest dość utrudnione – często trzeba skakać w po stronach, a na czytniku się już nie sprawdza.

    0
  28. kuba pisze:

    Ten mój czytnik do niczego się nie nadaje!!! Schabowego z ziemniakami mi nie zrobi a na książce papierowej pożyczonej z biblioteki czasami resztki obiadu mogę poczuć ;)

    0
  29. Aga pisze:

    A ja po ludzku zazdroszczę studentom, którzy już nie muszą biegać po całym mieście za lekturami, bo akurat cały rok polonistyki czyta tę samą książkę. Mam nadzieję, że wszystkie podręczniki akademickie niedługo będą dostępne w wersjach elektronicznych.

    0
  30. Don Simon pisze:

    Robercie – planujesz napisać polemikę z tekstem?
    Chętnie bym ją tam przeczytał.

    0
  31. patyczak pisze:

    Mnie, od czasu kiedy na świecie pojawiła się moja córka, trafił inny aspekt „konfliktu” między „prawdziwymi” książkami, a ebookami. Czytam w każdej wolnej chwili na Kindle i na telefonie, a zwykłej książki już dawno nie miałem w dłoni. Młoda zamiast widzieć mnie z książką widzi mnie z jakim urządzeniem w dłoni. Chciałbym oczywiście zarazić ją czytaniem i w sumie nie ważne na czym będzie czytać, ale chciałbym ją nauczyć czytać normalne książki. Chciałbym żeby nauczyła się, że książka jest (może być) realnym przedmiotem, żeby nauczyła się z nich korzystać. A że dzieciaki uczą się przez naśladownictwo to wygląda na to, że będę musiał na jakiś czas wrócić na łono książek analogowych.

    Coś nie idzie mi dzisiaj przekładanie myśli w tekst, ale mam nadzieję, że w miarę jasne jest o co mi chodzi.

    0
    • asymon pisze:

      U mnie wygląda to tak, że „czyszczę” półki, przerzucając na czytnik własną bibliotekę, a to miejsce zajmują książki dla dzieciaków. Najlepsza inwestycja ever.

      Choć parę książek już córce przeczytałem na czytniku (Narnia, Tappi), podświetlany czytnik doskonale się nadaje do wieczornego czytania przy przygaszonym świetle.

      0
    • oshin pisze:

      Tłumacz i opowiadaj co robisz :)
      Moi natychmiast zapytali „a co to?” (licząc na nowe cudowne urządzenie pełne gier ;) i przyjęli, że książka. I doskonale wiedzą kiedy rąbię pasjanse na telefonie, a kiedy chodzę z kindlem, czyli czytam.
      Chłopcy na razie siedzą w papierze, po to by mogli czytać sami, bo przecież im mojego czytnika nie oddam ;). Poza tym dla nich na razie bardzo ważne są obrazki i cała zabawa z typografią w książce. Ale kupiłam testowo dwa e-booki, m.in. Tappiego i całkiem nam nieźle szło. W książce dla dzieci najbardziej mi brakuje 2 w jednym, czyli pakiet papier+e. To byłby strzał w 10.

      0
  32. KaCzKa pisze:

    Przełączanie, przewijanie… jeden czort. Fakt faktem, jest to bardzo niewygodne. Zwłaszcza, że wydawcy mają manię wstawiania dzikich marginesów, psucia justowania itp. Osobiście _żadnej_ z książek na Kindle nie jestem w stanie czytać bez choćby drobnych poprawek, a większość przepuszczam przez TXT –> ODT –> konwersję do AZW3 -> filtry poprawiające -> dodatek Hypenation. Niewiele z pozycji tego nie wymaga, choć i one przez np. usuwanie czcionek trzeba przepuścić, bo Kindle co prawda umie ignorować krój, ale i tak takie teksty wyświetla nieco dziwnie, a czasami np. całość pogrubioną.

    A jak pomyślimy o czymś innym niż powieść, to idea czytania z ekranika, nawet jak to jest e-papier i nie świeci, nadal jest przerażająca.

    0
  33. KaCzKa pisze:

    A co do braku numerów stron, to też mnie to wkurza na Kindle. Co z tego, że jest pasek z procentami? On jest względny. Nie wiem ile mi zostało do końca, bo wszystko jest przeskalowywane do przedziału 0-100. A przecież ,,o, jestem w połowie Janka Muzykanta” to trochę coś innego niż ,,o, jestem w połowie Bastionu Kinga”. Czytając podług procentów nie wiem ile mi zostało jeszcze…. 2 tygodnie do końca czy 2 miesiące do końca czy 2 lata do końca, bo nie wiem ile te 50% to tak naprawdę objętościowo. Już wolałbym, żeby z bajtach podawało niż procentach.

    0
    • 8 o'clock pisze:

      O ile się nie mylę, to te kropki pod tytułem książki (na stronie głównej czytnika) oznaczają wielkość pliku (książki). W każdym razie tak je traktuję.

      0
    • asymon pisze:

      Kindle Paperwhite może podawać stronę, nie tylko w książkach kupionych w amazon.com. Starsze modele chyba nie, na K3 pamiętam były tylko procenty. Pamiętam problem z motywacją przy czytaniu 4-tomowego wydania „Pieśni Lodu i Ognia” Martina, jako że „czteropak” miał prawie 4000 stron, czasem po kilku godzinach czytania pasek postępu nie drgnął ani o procent.

      Zjawisko podobne do czytania papierowego tomiszcza ~1000 stron, gdy będąc w środku spada mi prędkość czytania, bo nie widzę postępu, tylko dużo kartek za mną i jeszzce więcej przede mną ;-)

      0
    • rudy102 pisze:

      Strona też może oznaczać co innego, bo druk ma różne czcionki, książki mają różną wielkość itp. Dla mnie te procenty i kropki na linii oznaczające rozdziały to jest coś pięknego i jedna z zalet czyniących e-czytanie lepszym od czytania książek.

      0
  34. nitjsefni pisze:

    Moje uwagi:
    1. Utrudniony dostęp do konkretnej strony tekstu na czytniku. Przeglądanie książki raczej nie wchodzi w rachubę, czyta się zwykle i najwygodniej „liniowo”.
    2. Brak numerowania stron na czytniku (w sensie: jakiegoś sensownego odwzorowania papier-książka, nie można na ten przykład powiedzieć: „cytat ze strony 20”)
    3. W przypadku książki elektronicznej: brak poczucia, że obcuje się z czymś w rodzaju dzieła sztuki, czymś, co ktoś złożył w określony sposób, wybrał określoną czcionkę, wydrukował na konkretnym papierze w określonym formacie – wszystko to w określonym celu, którym nie była li tylko treść, ale PRZYJEMNOŚĆ obcowania z rzeczą wartościową i ładną.
    4. W większości przypadków fatalne problemy z książkami w wersji elektronicznej. Masy błędów i literówek, sklejone słowa, brak akapitów, złączone dialogi… To mnie absolutnie i bezapelacyjnie drażni najbardziej. Mam wrażenie, że płacę za coś, co jest niedorobione, nieskończone, bylejakie. Chciałbym, żeby ktoś (Ty, Robercie?) poruszył tę kwestię w osobnym artykule. Olewanie „czytelnika elektronicznego” na tym polu jest największe. Przyzwyczaiłem się już do sytuacji, w której po ukończonej lekturze odsyłam książkę z reklamacją do księgarni, punktując błędy. I nawet dostaję odpowiedź, że plik został poprawiony i że mogę sobie go pobrać znowu… tylko co z tego? Mam to czytać drugi raz i napawać się poprawkami? Przecież ZAPŁACIŁEM za coś, co ma być skończone i wolne od błędów!

    Reszta uwag to same plusy. Mały rozmiar, kilka tysięcy książek przy sobie, wygoda czytania praktycznie w każdym miejscu. A nawet to, że książka elektroniczna nie zamknie mi się podstępnie i znienancka w czasie lektury :)

    0
  35. patyczak pisze:

    O, jeszcze jeden mały plusik eksiążek. Jechałem sobie ostatnio pociągiem. Przewidywany czas podróży 5:30, a książkę aktualnie czytaną miałem przerobioną mniej więcej w połowie. Pomyślałem sobie, spokojnie wystarczy na całą podróż. Nie wystarczyła. Kolejnego tomu nie miałem. Ale to nie problem z ebookami. Kilka kliknięć w ulubionej księgarni internetowej i książka była kupiona, pobrana i gotowa do czytania. Pozostałe 1,5 godziny przyjemnie sobie czytałem.

    0
  36. Agalin pisze:

    Co do tego przewijania… Miałem tak w czytniku tequilacat na j2me jeszcze i było fajne. A skoro test zawiera opinie o iOSie… To warto wspomnieć, że iBooks również ma taki tryb – choć nie jest domyślnie włączony i nie wiem czy za czasów pierwszego iPada już był, bo wszedł chyba w wersji sprzed dwóch lat.

    0
  37. zenek73 pisze:

    No dobra – jak nie papierze to na czym? Na tablecie? Dziękuję. Na czarno-białym einku?
    Nie ma mowy. Uwielbiam co tydzień papierowe wydanie Polityki. Może za 5-10 lat będzie lepsza technologia – ale na dziś papier górą jeśli chodzi o tego typu literaturę :)

    0
  38. PuszkaPandora pisze:

    O kant d…. potłuc taki artykuł. Pani Kasiu, pani mi napisze taki artykuł, żę e-booki to samo zło. Tak na 3 strony. A potem wychodzi taka sieczka informacyjna.
    W ten sposób sami z siebie robimy kompletnych baranów. Sprawa jest poważna i nam jako czytelnikom i e-czytelnikom bardzo zależy na poważnym potraktowaniu tematu. To przecież nasza przyszłość, naszych rodziców i dziadków i dzieciaków.
    Zagraniczni wydawcy wcześniej zaczęli swoją przygodę/rewolucję z książkami elektronicznymi. Pojawiły się urządzenia i pliki, na początku ściśle związane z komputerami obecnie dedykowane czytniki czy tablety, itp. Ale był to pewien postęp, ewolucja, proces. Pierwsze zwykłe edytory tekstu dzisiaj aplikacje do czytania książek, komiksów gdzie symuluje się nawet przewracanie strony. Po drugie możliwość współistnienia dwóch mediów niosących treść, czyli książka + ebook. Zwłaszcza w wydawnictwach specjalistycznych, np nauka programowania (świetny przykład wydawnictwo O’Reilly). Jeżeli będziecie mieć możliwość obserwować serwisantów do różnych urządzeń biurowych i nie tylko. Zobaczycie, że noszą oni ze sobą całą biblioteczkę elektronicznych manuali i podręczników do wszelkiego ustrojstwa z jakim przyjdzie im się zmierzyć. A teraz zamknijcie oczęta i wyobraźcie sobie tych ludzi z papierowymi wersjami… ciężka praca. Pliki w formatach e-książek dzisiaj epub, mobi wcześniej txt, rtf, doc. Tu też się zmienia. Dzisiaj już nie wykorzystujemy niejako obok formatu dokumentów tekstowych ale tworzymy wyspecjalizowane pliki do prezentacji treści. Mają one nieść ze sobą wszelkie możliwe informacje o formatowaniu tekstu, justowaniu, akapitach, spacjach, odstępach, czcionkach i innych, tak żeby czytający czuł się jak najbardziej komfortowo podczas czytania. Zaszywa się w plikach udogodnienia i gusta, większość narzekań na e-booki w polskich wydawnictwach to właśnie skargi na formatowanie. Tak więc forma plików książek elektronicznych cały czas się zmienia dzisiaj te działają dobrze i są najpopularniejsze ale nie znaczy to, że proces jest zamknięty. Tak samo czytniki, tablety, telefony i komputery. Praktycznie każde z tych urządzeń powinno mieć dedykowany dla siebie format uwzględniający specyfikę ekranu i możliwości: kolor, multimedialność. Każdy kto miał w rękach i używał komputera, czytnika i tabletu/smartfona wie, że posługujemy się nimi podobnie ale nie tak samo. Zwykła czynność czytania książki na tych trzech typach urządzeń będzie się zauważalnie różnić.
    I tu dochodzimy do najważniejszej części: przeznaczenia książki elektronicznej. Inne wymagania mamy do beletrystyki, tablic trygonometrycznych, sprawozdania finansowego z działania fundacji „Krzak” a zupełnie inne do podręcznika lub książeczki dla małych dzieci. Jakoś nikogo takie rozróżnienie i specjalizacja wydawnictw nie dziwi w przypadku papieru. Nawet tego nie zauważamy a e-book ciągle jest powszechnie postrzegany jako przydługi plik w notatniku, ani to piękne ani wygodne. Nie zwracamy uwagi na możliwość jego przekształcenia, powstania nowego formatu albo treści dodatkowych dołączonych, które mogą nam ułatwić i uprościć oraz wzbogacić czytanie i uczenie.
    I tu byłyby bardzo pomocne badania nad przyswajaniem treści z różnych mediów na różnych typach urządzeń. Przytaczane tu smętne rozważania, że z wersji elektronicznych uczymy się gorzej, brak znaków charakterystycznych, bodźców z którymi możemy powiązać wspomnienia i utrwalić zapamiętywaną treść jest tylko połową prawdy. Tak, zgadza się jest to faktem dla podręczników w formie ciągłego tekstu, jednolicie sformatowanego bez dodatkowych kolorów i krojów, który trzeba przewijać. Ok, a co się stanie gdy tekst będzie zawierał dodatkowe elementy graficzne, dostanie niezbędną dawkę kolorów, osiągniemy korzystny balans między treścią czytaną a multimedialną? Wykorzystamy elastyczność „elektroniki” do powtórzeń i ćwiczeń utrwalających? Czy efekt i skuteczność będzie taki sam? A jak złośliwie dodamy do tego papierowy podręcznik jako podstawę i wersję mobilną do powtórzeń i dźwigania do szkoły? Uczciwe i rzetelne badania w tym zakresie nie spowodują zatrzymania pochodu e-booków ale mogą go zmienić na lepsze. Na pewno zmiana formatu pociągnie za sobą dostosowanie urządzeń do wymagań klientów a chciałbym zobaczyć wydawców, którzy nie chcieliby dorwać się do „nowego” rynku podręczników. Takie plucie jadem to tylko zwykły strach, wszyscy chcą łupów wojennych ale chętnych wejść na mur nie ma. Ot chwała temu kto tego dokona i po drodze nie spadnie.
    I tu mamy problem, bo polski rynek e-booków ma wielka szansę zostać światową awangardą. Dołączyliśmy do wyścigu niejako w połowie, po trupach prekursorów. Nie musimy wymyślać koła od nowa ale musimy mieć pomysł i chęci na nowe e-booki a zwłaszcza na podręczniki. Mamy zdolnych naukowców z różnych niezbędnych nam dziedzin żeby opracować podstawy merytoryczne, dydaktyczne, softwerowe i wszystko co jest nam potrzebne. Wywaliliśmy praktycznie z rynku hamulcowe DRM-y, możemy sobie poszaleć. A odważnych nie ma…
    Wypada zakończyć: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swoje e-booki mają…”
    PS.: Mam tylko nadzieję, że Mistrz mi wybaczy i spoczywa w pokoju. ;)

    0
    • Robert Drózd pisze:

      „I tu byłyby bardzo pomocne badania nad przyswajaniem treści z różnych mediów na różnych typach urządzeń. ” – to jest bardzo ważne stwierdzenie – czytając takie artykuły odnoszę wrażenie, że jesteśmy w przedszkolu, gdzie trzeba wyjaśniać podstawowe rzeczy.

      0
  39. bartek pisze:

    To jakiś PR. Nawet jeśli to prawda, to co z tego? W wielu sytuacjach czytnik to wybór pomiędzy czytaniem a nie czytaniem (np. wyjazd na wakacje, brak fizycznej dostępności danej książki itp.).

    0
  40. ania pisze:

    Kocham mojego kindla.

    2

Skomentuj eksplor Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.