Podczas trzech dni na Warszawskich Targach Książki wybrałem się na kilka paneli dyskusyjnych. W czwartek trafiłem na debatę o stałej cenie na książki.
Przypomnę o co chodzi – środowisko wydawców i księgarzy skupione wokół Polskiej Izby Książki pragnie uchwalić Ustawę o książce, której istotnym elementem ma być stała cena na nowości. Książka mająca mniej niż 18 miesięcy będzie miała określoną cenę okładkową i nikt nie będzie mógł jej sprzedawać taniej, choć będą wyjątki dla samych wydawców czy bibliotekarzy. Według wnioskodawców, ma to doprowadzić paradoksalnie do spadku (czy też niższego wzrostu) cen książek – bo obecnie w cenę okładkową są już wliczone „obowiązkowe” rabaty.
Tematem ustawy zajmowałem się dokładniej w listopadzie 2013, na spotkaniu interesowało mnie (a także obecnych przedstawicieli kilku księgarni) przede wszystkim to, czy ustawa obejmie e-booki.
Obecny stan jest jasny – na razie stała cena będzie dotyczyć tylko książek papierowych. W odpowiedzi na dokładniejsze pytania ludzie z PIK stwierdzili, że w ciągu dwóch-trzech lat prawdopodobnie e-booki także zostaną nią objęte.
Padł jednak bardzo ciekawy głos – podobna ustawa w Niemczech powstała zanim pojawił się rynek książek elektronicznych, ale wszyscy uznali, że obejmuje ona także e-booki. Czegoś takiego w Polsce jednak się nie przewiduje – będzie raczej nowela do ustawy.
Gościem debaty był ex-minister Michał Boni, a jego wystąpienie pokazało, jak bardzo zawodowy polityk różni się od lobbystów branżowych. Ci narzekali głównie na spadające przychody, podczas gdy Boni walnął taką uniwersalną mowę, że po niej byłem w stanie poprzeć całą ideę. :-) Zaczął od tego, że książki nie można traktować wyłącznie jako towar, bo jest ona kulturotwórcza. Promocje sprawiają, że proces kupowania jest zaburzony – nie patrzymy na wartość, a tylko na cenę (o tym samym pisałem przy analizie promocji na 9,90 zł). Stała cena książki to jednak tylko jeden element – musi się zmienić cały system, w którym funkcjonują książki.
Rozmawiałem o ustawie z przedstawicielami kilku księgarni e-bookowych. Co by się stało, gdyby dzisiaj zamrozić ceny premier na półtora roku? Co by robiły działy marketingu, które dziś zajmują się głównie organizowaniem przecen? Może wreszcie księgarnie zamiast „szczuć ceną” skupiłyby się na pokazywaniu tego co czytać, na wyszukiwaniu bardziej kreatywnych form promocji i poprawie obsługi klienta? Jeśli za nowość będziemy musieli zapłacić na przykład 19,90 zł – kupimy ją w tej księgarni, która ma najlepszy proces płatności, bezproblemową wysyłkę na Kindle czy Dropboxa oraz wszystkie możliwe formaty. Przy okazji znaczenie stracą też porównywarki cenowe.
Z drugiej strony pytanie, czy takie regulacje nie sprawią, że książki elektroniczne będą „zamrożone” przez te 1,5 roku i w obliczu wysokiej ceny nikt ich nie kupi? Księgarnie nie będą miały wyboru i skupią się na promowaniu „staroci”. To oczywiście zależy też od tego, jak ustawa określi stałą cenę na książki elektroniczne. Jeśli byłoby to np. -40% w stosunku do ceny papieru, pomysł robi się sensowny.
W tym momencie zdania o ustawie jednak nie zmieniam – to próba ochrony interesów branży, która skupia się na księgarniach stacjonarnych.
W ustawie zawarto na przykład wymóg dla księgarzy, aby sprowadzali na żądanie klienta każdą książkę dostępną na rynku. Ma to sprawiać, że nawet malutkie księgarnie, które dzisiaj żyją tylko z bestsellerów i podręczników miały dostęp do całej oferty. To jest cenna rzecz dla czytelników – ale… o dwadzieścia lat spóźniona! Po co mam iść do księgarni, aby sprowadzili mi książkę, skoro mogę ją sobie samodzielnie sprowadzić przez internet?
Czy ustawa o książce zostanie uchwalona? Trudno powiedzieć – na razie PIK rozmawia z klubami parlamentarnymi, podobno wszędzie spotyka się z niezłym przyjęciem. Pewnie w ciągu kilku miesięcy ustawa trafi do Sejmu i wtedy zaczną się głośniejsze debaty.
Czytaj dalej:
- Dyrektywa Omnibus – co to oznacza dla kupujących e-booki i jak przygotowały się polskie księgarnie?
- Nie tylko ceny, czyli inne zmiany, które przynosi Omnibus
- [Aktualizacja] O tym jak czekam od miesiąca na e-booka, czyli o problemach sprzedażowych małych wydawców
- Księgarnia Inverso zakończyła działalność po czterech latach. E-booków nie sprzedawali już od maja
- Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów
- [Aktualizacja] Jeśli nie ściągnęliście wcześniej swoich książek z pakietów BookRage, to… już tego nie zrobicie
No ja może jakiś nieobeznany jestem z tematem ale śmieszy mnie pojecie „wolnego rynku” w naszym państewku :) a jeśli narzucą mi stałą cenę książki to jej poprostu przez wrodzony upór nie kupię, tylko poczekam 18 miesięcy czytając starsze książki, których zapas jak większość z nas mam spory.. Swoją drogą ciekawe, że tu ebooki można traktować jak książki a przy podatku vat to już nie…
Dokładnie
Przecież cenę ustalą taką żeby nikt nie stracił (poza czytelnikiem który zapłaci więcej i autorem który dostanie tyle samo albo mniej). A potem będzie wielkie zdziwienie, że spadła ilość sprzedawanych książek.
Poza tym ciekawe czy to będzie też dotyczyło np.wydawnictw z powiedzmy Czech (spółek-córek polskich wydawnictw), przecież nikt im nie zabroni wydawać i sprzedawać polskich książek
O właśnie! Nagle powstanie tyle spółek-córek w Czechach/na Słowacji itd ile jest wydawnictw u nas. Jedynym skutkiem debilnej ustawy będzie to, że będzie mniej wpływów z podatków do budżetu. Genialnie, jak zwykle :/
@czarny kapelusz
Słusznie piszesz „wolny rynek” w cudzysłowie, bo nigdy czegoś takiego nie było i nie będzie. Lepiej sięgnąć do książki 23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie niż wzdychać do wolnego rynku.
Słusznie piszesz „wolny rynek” w cudzysłowie, bo nigdy czegoś takiego nie było i nie będzie.
Jesteś pewny, że nigdy nie było. Nawet autor „23 rzeczy…” dla podkreślenia tego „nigdy” przywołuje np. regulacje z początku 19 wieku. A co było wcześniej? Nie istniejemy przecież dopiero od dwustu lat.
Z tym „nie będzie” to z jednej strony obawiam się, że możesz mieć rację, ale z drugiej strony mam nadzieję, że się jednak mylisz.
W społeczeństwie feudalnym czy merkantylistycznych monarchiach wolnego rynku tym bardziej nie było.
Ale przecież o to chodzi krulowi i kucom.
To jest właśnie ten mityczny wolny rynek.
Bo czymże innym jest ustrój, w którym wszystko jest własnością prywatną, a w umowy miedzy obywatelami nie może wtrącać się państwo?
Tylko trzeba słuchać ze zrozumieniem – co akurat większości przysparza bardzo wielu problemów.
Autor 23 rzeczy lekko miejscami bredzi. Moim zdaniem korzystne dla rozwoju jest umiarkowane dążenie do wyimaginowanego wolnego rynku. Regulowanie tego ile mamy zapłacić za książkę niezależnie od jej wartości artystycznej jest na pewno krokiem w złym kierunku.
Wolny rynek w ustach niektórych piewców przypomina mi dyskusje o komunizmie.
Zatwardziałe komuchy też twierdzą, że komunizmu nigdy nie było, więc nie można go oceniać. Ale lepiej zostawmy ten temat na tym blogu.
Rozmawiajmy o książkach i ich przyszłości.
co do ostatniego zdania, to się jeszcze okaże, mogą probować przepchnąć” to po cichu (zależy od „sponsora” oczywiście)
To co zostało streszczone jako wystąpienie pana Boniego, to socjalizm w czystej postaci. Tylko skrajny „antyekonomista” może mówić takie bzdury (zakładając, że to co zostało napisane w artykule jest zgodne z prawdą).
Panie Franek, ekonomia nie jest nauką ścisłą, wręcz przeciwnie. To co ty nazywasz ekonomią, to tylko pewien jej nurt. Niestety jak dowiodły ostatnie dekady, neoliberalizm w ekonomii nie prowadził do maksymalnego możliwego wzrostu gospodarczego, raczej do jeszcze większej kumulacji zysków w rękach nielicznych. Słyszałeś o 83 ludziach, których majątek przekracza majątek ponad połowy ludzkości?? Nie? To powinno ci dać do myślenia: mianowicie, że to, co nie zgadza się z głównym nurtem wolnorynkowej ekonomii nie musi być od razu socjalizmem. Tylko może być np. próbą naprawy chorego systemu. Ale się rozpisałem, ale i tak psu na budę. Pewnie na JKM się głosowało, to nie ma co dyskutować.
Ekonomia jest jak najbardziej nauką ścisłą. W jakim państwie istniał liberalizm w ostatnich dekadach? Skąd wiadomo jaki jest maksymalny możliwy wzrost gospodarczy? Najbogatsi na świecie korzystają w sposób szczególny z protekcjonizmu państwowego. Jaki jest ten chory system wymagający naprawy?
Nauką ścisłą jest matematyka, ekonomia tylko rościła sobie pretensje do naukowości, z marnym skutkiem, vide choćby ostatni kryzys, którego żaden z wolorynowych guru nekonomii nie przewidział nawet na dzień przed. Ekonomia to jedna z nauk społecznych czy humanistycznych. W ekonomii podsatwowe twierdzenia są oparte na przesłankach, których słuszności nie tylko nie da się dowieść, ale także mają charakter arbitralny, często ideologiczny. Jak ktoś tego nie dostrzega, to nic nie widzi.
Wielu ekonomistów przewidziało kryzys, z wyjątkiem tych którzy z ekonomii zrobili ideologię.
Gratuluję dobrego wzroku i przynależności do grupy osób które wszystko widzą.
Jacy to byli ekonomiści? Bo na pewno nie z nurtu wolnorynkowego. Mnie chodzi o to, żebyś spuścił z tonu, a nie wygłaszał tutaj swoich wysoce wątpliwych „prawd” jako prawd objawionych czy naukowych. Bo te twoje „prawdy” nigdy nie będą naukowe ani obiektywne, nawet jak usłyszysz na nich na wyższej uczelni i przeczytasz o nich w książkach. To co głosisz o „wolnym rynku” to tylko szkodliwa ideologia ekonomiczna, nic więcej.
„Wielu ekonomistów przewidziało kryzys, z wyjątkiem tych którzy z ekonomii zrobili ideologię.”
Błąd poznawczy, który popełniasz nazywa się Confirmation Bias. Wielu ekonomistów głosiło to, a wielu co innego a Ty potem wybierasz wypowiedzi tych co trafili. To jak rysowanie tarczy po strzale.
franku, jak najbardziej to ty jesteś naiwnym doorniem albo kłamcą
I ZSRR miał swoich ekonomistów i na Zachodzie pojawiło się kilka szkół ekonomii.
Zgadzają się one, w najlepszym wypadku, co do tego jak jest, jeśli jest wyraźnie źle. Każda natomiast ma inne poglądy, co do tego, jakie są przyczyny. Jeśli ktoś krzyczał, że statek może wpłynąć na skały i wpłynął, inny powie, że wpłynął dlatego, bo ten pierwszy się darł i przeszkadzał sternikowi.
Niestety jak dowiodły ostatnie dekady, neoliberalizm w ekonomii nie prowadził do maksymalnego możliwego wzrostu gospodarczego, raczej do jeszcze większej kumulacji zysków w rękach nielicznych.
I to też jest jedna z tych szkół.
P.S.
Nie głosowało się na JKM, a to dlatego tylko, że w moim okręgu wyborczym nie startował.
Wprowadzajcie dziadki z poprzedniej epoki, chomik będzie jeszcze potężniejszy.
Wszystkim tym osobom dziękujemy. Dziś zmarł był ostatni symbol komunizmu w Polsce, tow. gen Jaruzelski, i tego typu pomysły – rodem z głębokiego PRL-u i czasów regulacji/reglamentacji – powinny zostać pogrzebane razem z nim. Nie po to setki ludzi ginęło w walce o wolność i demokrację aby dziś grupa lobbystów zawracała nas do czasów ciemnogrodu w imię „wydmuchanych” argumentów. Za wolny rynek, ludzie oddawali życie. Nie oddawajmy tej wolności w imię czyichś bezzasadnych interesów. Cui bono?!! Na pewno nie mój! Zresztą „róbta co chceta” ja i tak odczekam te pół roku. Ostatnio premierę miała „Para w ruch” Pratchetta – czekam aż w ebooku będzie za jakieś 15 PLN. Bardzo ciekawi mnie „Antologia 100/X” – czekam, aż 2 tomy będą za 30 – 40 PLN. W wolnym kraju na wolnym rynku o cenie decyduje klient a nie urzędnik, pamiętajmy o tym, bo za to krew oddawali „Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni”.
złamałam się i na targach kupiłam Pratchetta za 22 zł
Też bym za tyle kupił. Ale nie za 36 ( czy 32) jak w empiku. Poczekam.
Golem, coś ci się pomerdało w tej głowie: nie za wolny rynek ludzie oddawali życie, tylko za wolność, niepodległość. Nikt nie ginął za to, żeby zostać niewolnikiem we własnym kraju.
> „Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni”
To akurat niezbyt trafiony przykład, walczyli z podwyżką cen, wymuszonych ekonomią a nie regulacją państwa. Związki zawodowe z definicji są socjalistyczne, nie wołają „sterujcie fabryką z godnie z wolnym rynkiem” tylko „zachowajcie miejsca pracy i dajcie więcej pieniędzy pracownikom”, gdzie tu prawdziwy wolny rynek który kieruje się tylko zyskiem?
Jeśli chodzi o blokowanie ceny, to chcą traktować e-booki na równi z książką papierową, ale już w kwestii opodatkowania traktuje się je jako zupełnie oddzielne tematy. Ot polityka…
No no ! I jeszcze chomika zlikwidować i najlepiej wprowadzić mechanizmy kasujące książkę na ebooku po 12 miesiącach – niezależnie czy czytana czy nie.
Otóż drodzy lobbyści – pokażę wam palca a książkę ściągnę z chomika – tak !
Nie dlatego że będę ją chciał ukraść tylko dlatego, żebyście zadusili się własną pazernością…
Potraktuje to jako element walki z natarczywym monopolem rodem z Orwella.
Gorzej jeśli nikt takiej książki w ramach protestu nie będzie chciał kupić i nie będzie komu jej wstawić na chomika. Ale myślę że wtedy społeczność SC się zbierze i każdego dnia inna osobą drogą przymusu kupi książkę i udostępni innym :D
Z niewolnika nie ma czytelnika.
Lepiej niech niewolnik w ogóle nie czyta (np. bo drogo), łatwiej takim sterować.
Skoro zrownaja ebooki z ksiazkami pod wzgledem stalej ceny to powinni je takze zrownac pod wzgledem stawki vat. Inaczej to będzie bzdura…
Najgorsze, że faktycznie mogą to wprowadzić. Koniec końców stwierdzą, że rynek ebooków jest niewielki, wpływ będzie jeszcze mniejszy itp. itd., więc lepiej od razu wprowadzić i mieć spokój. A ty, drogi czytelniku, sądziłeś, że jak kupiłeś czytnik, to książki taniej dostaniesz? Za luksusy się płaci! Czytać się zachciało, burżuazji jednej. Chce czytać, to płaci!
Niech wprowadzają, na chomiku mam akurat giga transferu pozostałego do wykorzystania. Jak znalazł na nowości literackie….. :D
… a po 18 miesiącach „akcja legalizacyjna” wybranych ebooków jak będą już ceny promocyjne? :)
To dokładnie jak z usztywnieniem (i jednoczesnym zakazem promocji) cen leków refundowanych. Prowadzi to jak zwykle do jednego: zwiększenie szarej strefy oraz zdecydowany spadek konkurencyjności a co za tym idzie zwykłe ubicie przedsiębiorczości na wolnym rynku. Najpierw przez połowę naszego życia uczy się nas jak działa rynek po czym wmawiają nam, że lepiej będzie działał, jeśli będzie to ekonomia sterowana centralnie. Większych bzdur już ciężko wymyślić… widzę, że coraz mocniej zbliżamy się do systemu kolonialistycznego…
I wystarczy poprosić Panią z apteki o lek spoza polskiej dystrybucji. To samo ale taniej, bo bez urzędnika do opłacenia.
Ale swoją drogą zawsze mnie dziwiło, że najwięcej promocji w polskich księgarniach jest na nowości – bo w takim amazonie nowość jest droga, a starsze książki danego autora tańsze.
Zdarza się, że pierwszy tom kupię w promocji za 99 centów, a kolejne są coraz droższe ;-)
No właśnie o to chodzi, że w Amazonie jest mniejsza konkurencja. Tam wydawca ma wolność decyzji czy przeceniać książkę, bo nawet jak nie przeceni, to zwykli ludzie z Kindle nie pójdą do innej księgarni.
ale czemu w naszych księgarniach nie opłaca się najpierw zedrzeć pełną cenę z najbardziej zdesperowanych czytelników, a potem sprzedać na promocji tym umiarkowanie zainteresowanym?
Jak dla mnie pytanie jest, co nazywamy promocją na ebooka w przypadku nowości? Premiera książki, cena okładkowa papieru 40 zeta. A w eksięgarni promocja na tego ebooka i jego cena to 25 zeta. Promocja? Czy normalny poziom różnicy wynikający z kosztów papieru vs. bita?
Bardzo często promocje na ebooki w przypadku nowości liczone są od poziomu ceny książki papierowej.
AFAIK w Stanach to nie wydawca podejmuje decyzję o przecenie i jej wysokości, tylko sklep sam steruje sobie ceną, a rozlicza się z wydawcami % od ceny sprzedaży.
Przestanę kupować i tyle. Nie ma się nad czym rozwodzić.
Proponuję, żeby stosowną ustawą wprowadzić podatek od czytelnictwa. Wówczas każdy dostałby 5 „darmowych” książek rocznie. KKRC (Krajowy Komitet Rozwoju Czytelnictwa) będzie wybierał autorów którzy te książki napiszą oraz wydawnictwa które te książki wydadzą. Dodatkowo KKRC będzie rozdzielał fundusze na napisanie i wydanie kolejnych 12 książek rocznie. Sprzedawane będą 10-tego każdego miesiąca po ustalonej cenie. Rodziny wielodzietne, osoby niepełnosprawne oraz emeryci i renciści będą mogły otrzymać dofinansowanie po złożeniu odpowiedniego wniosku w MOPS-ie. Czytanie na głos będzie zabronione (szczególnie w miejscach publicznych), bo ktoś może podsłuchać i bezprawnie zapoznać się z treścią książki. Zgody KKRC będzie wymagało opowiadanie dzieciom bajek. Treść bajki którą chcemy dziecku opowiedzieć należy zgłosić wcześniej do KKRC gdzie zostanie ona oceniona pod względem naruszenia praw autorskich oraz poprawności przekazywanych treści. Oczywiście za każdorazowe opowiedzenie bajki należy odprowadzić podatek VAT w wysokości 30%. Za nieprzeczytanie otrzymanych książek grozić będzie grzywna lub reedukacja w Gminnym Ośrodku Rozwoju Czytelnictwa. Powyższe regulacje z pewnością przyczynią się do rozwoju czytelnictwa w Polsce. Ilość przeczytanych książek wzrośnie minimum trzykrotnie. Będzie także znacznie sprawiedliwiej, bo wszyscy otrzymają takie same, najlepsze (bo wybrane przez KKRC) książki i nie będą czytać pozycji bezwartościowych, których jest bez liku w sytuacji gdy pisane i sprzedawane są bez żadnej kontroli. Powyższe regulacje nie dotyczą książek spoza UE których dystrybucja zostanie uregulowana odrębną ustawą.
Nie podsuwaj im pomysłów!
Franek, daj pan spokój. Jesteś jak ten zboczek z dowcipu, któremu się wszystko z seksem kojarzyło, tak tobie wszystko kojarzy się z komunizmem – każda próba regulacji rynku. Każdy rynek jest regulowany i będzie regulowany, na szczęście
Nie widzę żebym gdziekolwiek użył słowa „komunizm” natomiast rynki są regulowane na nieszczęście konsumentów.
Może być regulacja „z urzędu”, która posłuży dobru konsumenta, np. interwencja przy zmowie cenowej.
Znasz jakiś przykład zmowy cenowej z czasów gdy nie było żadnych regulacji w gospodarce?
Franek, jak dzieci pracowały w fabrykach po 12 godz. to był dopiero wolny rynek. Pewnie wzdychasz po nocach do tych pięknych czasów z początku XIX wieku.
Po krótkim zastanowieniu, nie znam okresu w historii, w którym nie było regulacji.
Co najwyżej okresy, w których danej grupie interesów dawano spore przywileje, które niektórzy obecnie mogą brać za przejaw „wolnego” rynku.
No pewnie, pomyślmy jakby to „spadły” ceny żywności gdyby nie regulacja rynku w postaci dopłat.
Pomyśl, jakby spadły twoje zarobki, gdyby nie było ograniczenia emigracji i gdyby Chińczyk mój zająć twoje miejsce pracy. A to też jest regulacja.
Chińczycy, działający poza teren Chin, żądają za swoje towary i usługi opłaty w euro, w dolarach, ale jakoś nie w juanach.
To znaczy, że potrzebują kupić w Europie, w USA coś, czego nie mogą wytworzyć u siebie, lub nie mogą wytworzyć odpowiednio tanio.
Równie możliwe jak to, że Chińczyk by mnie wykolegował na stanowisku pracy, jest to, że nowa fabryka podzespołów elektronicznych powstałaby nie w CHRL, nie na Taiwanie a w Polsce.
Ale dzięki regulacjom można uniknąć i tego, i tego.
A fabryka powstanie tam, gdzie będzie funkcjonować taniej.
Realizacja powyższych wytycznych zgodna jest z ostatnią dyrektywą kc pzpr. Ma ona pełne poparcie organizacji kombatanckich, związków zawodowych oraz rad ochrony miejsc pamięci i męczeństwa. powyższe wytyczne przedstawione zostaną na najbliższym plenum komunistycznej partii związku radzieckiego.
Popierane są i wdrażane również w Niemczech i Francji.*
*bodajże w tych krajach jest regulowana cena książki i to na te kraje się powołują lobbiści
a dodam, że w tych krajach wprowadzane były w latach, gdzie władzę sprawowały partię „socjalistyczne”
Kadry urzędnicze do KKRC już są. Wystarczy że PIK „sPIKnie” się z ZAiKS-em… ;)
A co do wypowiedzi Boniego to jest skandaliczna. Jeżeli konsument chce traktować książkę wyłącznie jako towar, to jest to jego prawo. Kształtowanie „myśli” poprzez ustawy to jakiś ponury żart.
Aha, i nie cieszyłbym się na jakiś pomysł w stylu „ustawowa cena na ebooki -40% od papieru” bo to może doprowadzić do tego, że ebooki po prostu będą się rzadziej pojawiać.
Na chomiku? ;-)
Nie ma co wychwalać tego chomika. Kiedy książka nie jest oficjalnie dostępna w ebooku to zwykle (Są oczywiście wyjątki) ebooki pirackie na chomiku są fatalnej, nienadającej się do używania jakości.
Bo ja szukam na chomiku tylko, jeśli się nie da czegoś kupić w kraju. I zwykle jest to samo – odstępy co linijkę, zlepione wyrazy, błędny OCR, brak spisu treści, a ludzie i tak to ściągają i czytają.
Bo dla nich bardziej się liczy treść niż forma!
Ale jak masz całe słowa pozmieniane to jak treść ma być najważniejsza? Poza tym łamanie linii co pół zdania i odstępy co drugie zdanie t- tego się nie da czytać. Jeżeli kogoś satysfakcjonuje taki kontakt z treścią, to w sumie jest to podobna sytuacja z ludźmi, którzy ściągają filmy nagrywane kamerą w kinie. I też tego nigdy nie zrozumiem.
Bzdury kolego piszesz.
Jak pokazuje rzeczywistość chomikowa zawartość potrafi (sic!) być lepsza niż oryginalnie wydana w pierwszym rzucie.
Nie ma co porównywać video do treści czysto znakowej którą po krótkiej edycji można doprowadzić do stanu należytej używalności.
To, że potrafi nie oznacza, że zawsze jest. Chomikowa rzeczywistość zazwyczaj jest… taka sobie. Znajdź na chomiku „Rafę Jasności” Davida Brina i spróbuj przeczytać.
„Znajdź na chomiku „Rafę Jasności” Davida Brina i spróbuj przeczytać”
Dobieranie dowodu do tezy to słaba argumentacja. ZAWSZE jak potrzebujesz znajdziej coś czego nie ma ANI w ebooku ANI na chomiku. Widocznie zainteresowanie tym tutułem jest bardzo ubogie i dlatego nikt nie podjął wysiłku zchomikowania.
większość tego, czego nie można kupić legalnie a co jest na chomiku i na co ja trafiłem, to śmieci.
Chlubnym wyjątkiem do niedawna był Sezon Burz, którzy w sumie nadal jest lepszej jakości niż oficjalny plik.
cyt: „Dobieranie dowodu do tezy to słaba argumentacja.”
Mam wrażenie, że to właśnie pojedyncze przypadki mają potwierdzić tezę, że na chomiku są dobre ripy. Z własnego doświadczenia znalazłem tam jedną książkę nie wymagającą poprawek. Ktoś nie przejął się znakiem wodnym i wrzucił książkę prosto z eksięgarni. Druga przyzwoicie opracowaną był „sezon burz”
Dlatego czasami lepiej sobie od czasu do czasu coś kupić, niż marnować czas na chomiku.
Nie tak dawno o tym pisałem. Od dość dawna nie udało mi się na chomiku znaleźć w sumie czegokolwiek sensownego. albo są odnośniki do sklepów (bez promocji), albo fragmenty książki, również z odnośnikiem do sklepu, albo spakowane pliki, z hasłem za które trzeba zapłacić, albo jakość jest tragiczna. A często nic nie ma.
I nawet nie można powiedzieć, że treść się na chomiku bardziej liczy niż forma, bo przez przekłamania i literówki po procesie ocr, słowa są poprzekręcane.
A może mylisz skutek z przyczyną ?
Może brakuje bo ceny są na tyle dobre że się to nie opłaca ??
Przykład „Sezon burz” który pod wpływem uporu wydającego „nie chcem i nie wydom w ebooku” szybko pokazał się na torrentach i chomikach w wersji „home made”.
Tylko, że „sezon burz” tak na prawdę jest jedynym przykładem.
Może to i lepiej ;-)
Często da się je dostosować tak, żeby dało się czytać, choć z reguły trzeba przysiąść dłuższą chwilę. ;)
Ale dłuższą chwilę oznacza, że lepiej kupić książkę. Mój czas też kosztuje. Jeśli cena jest rozsądna, nie będę się męczył z kiepskim „chomikiem”.
Obawiam się, że regulowana cena będzie na tyle wysoka, że mój czas na poszukiwania wersji alternatywnej i jej dopasowanie do moich potrzeb będzie opłacalne.
Ja do szanownych Państwa mam tylko prośbę – najpierw spróbujmy (wprowadźmy to w praktyce), a później oceniajmy. Tak jak Robert napisał – regulacje wchodzą stanowczo za późno, ale skoro od wydawców nie ma (i nigdy nie było) jednego głosu, to już ostatnia chwila, aby „poeksperymentować” w tej materii. Nie demonizujmy tej ustawy, ona ma przynieść korzyści czytelnikom a nie dzielić ich.
„Po co mam iść do księgarni, aby sprowadzili mi książkę, skoro mogę ją sobie samodzielnie sprowadzić przez internet?”
Robert, takie jest założenie tej ustawy. A Twój argument jest czystą tautologią (a może demagogią?), bo po co zamawiać przez internet jak mogę w księgarni? Od tego jest ta ustawa – szeroki dostęp do zróżnicowanej oferty wydawniczej (z podkreśleniem dla istotności przymiotników).
Nie demonizujmy tej ustawy, ona ma przynieść korzyści czytelnikom
Nie żartuj.
Teoretycznie mogło by tak być.
Nawet rynek księgarski podlega prawom popytu i podaży, więc ceny na start nie mogły by być za duże, bo nikt nie kupi (w papierze masz przecież zamrożoną gotówkę), więc muszą być niższe by poszły. I już nie możesz zrobić promocji bo to zabronione, i to na 1.5 roku.
W sumie to nie wiem czemu wydawcy tak ochoczo to popierają. Popierają?
Część wydawców ma już „zmacany” rynek i mniej więcej by potrafiło dać cenę okładkową która by nie zabiła popytu, ale i tak nie widzę tego w jasnych barwach, jeśli chodzi o różnorodność oferty dla czytelników, bo będzie się opłacało wydawać tylko „pewne pewniaki”.
A więc na dzień dobry zabijamy twórczość mało znanych autorów, bo jak zaiskrzy nieznana pozycja to się nie robi promocji (albo małe), a jak nie zaiskrzy to się robi mega promo aby nakład się zwrócił po kosztach, a tak to 1,5 roku zamrożone, a po tym okresie to tylko na makulaturę pójdzie.
@Ar’t
A jak wytłumaczyć paradoks, że sporo małych wydawców optuje za ustawą? Wydawców, których nie stać na duże i głośne nazwiska? Sprawa nie jest taka zero-jedynkowa.
A te sporo, to jakie konkretnie?
Bo ja to tak widzę, że właśnie te małe wydawnictwa będą najbardziej zagrożone. Zamrożona cena na 1,5 roku to czasem być albo nie być dla takiego malucha.
No chyba, że chodzi o magastory które nie chcą gadać z takimi maluchami, ale to akurat chyba można załatwić, owszem ustawą, ale nie wylewając dziecka, tj przymusem stałej ceny.
Skoro „toczy się debata” w sprawie wprowadzenia ustawy, to znaczy, że się nie mogą dogadać „poza ustawą” :)
Jeszcze raz powtórzę – konkretów na razie nie ma i w tym jest największy problem, że czytelnik widzi tylko cenę (pół-środek), a powinien widzieć (w miarę jasny) cel :)
Jak ich nie stać, to niech się łączą, niech zawierają porozumienia, niech się dogadują. Jeśli nie potrafią istnieć na wolnym rynku, to może należałoby zwinąć żagle? Natura nie znosi próżni – w ich miejsce na pewno wskoczą inni wydawcy.
Jak czytam takie pochwały dla gospodarki centralnie sterowanej to się za głowę łapię.. Super regulacje, tylko za późno, uregulujemy i wszyscy czytelnicy będą zadowoleni, będzie szeroki dostęp, zróżnicowana oferta. Jak na półkach sklepowych za PRLu. Szanowny Panie, idź pan w …
Założenie na razie jest takie, że książka stanieje dopiero 18 m-cy po jej wydaniu. Ponadto ebook może będzie kosztował tyle, co papier, a to już bzdura na resorach. W takim wypadku, jak masz ograniczone środki a towar drożeje, to kupisz go więcej? Nie. Czy jak ebooki będą po 30-40 zł z samego założenia i nie będzie można ich przecenić (żadnych promocji), to sprzedadzą się? Nie. A jak ebooki się nie sprzedadzą, to będą wydawane? Jeśli na ostatnie pytanie odpowiedziałeś „TAK”, to nie prowdziłeś nigdy firmy.
A oburzenie jest, bo nikt nie wierzy, że projekt ustawy ma na celu dobro kogokolwiek poza wydawcami, bo ja jako czytelnik nie dostanę nagle ciekawszej i bogatszej oferty, a to, co się pojawi, będzie poza moimi możliwościami finansowymi.
Fajnie, że jej bronisz, ale w obecnych warunkach społeczno-ekonomicznych jest to naprawdę kula w płot. Każdy tytuł zamówisz przez internet z odbiorem do domu i fakt, ze książka będzie zarówno w empiku jak i w księgarni na rogu wcale faktu nie zmieni. Jak chcą promować czytelnictwo, niech dofinansują biblioteki, żeby było co czytać.
„A oburzenie jest, bo nikt nie wierzy, że projekt ustawy ma na celu dobro kogokolwiek poza wydawcami”
Niestety tak nie jest. Inicjatywa wychodzi od branży księgarskiej, której to interesów broni PIK-ej i Biblioteka Analiz. Ustawa ma chronić przede wszystkim niezależne księgarnie, które nie potrafią być niezależne, drukarnie i dystrybutorów. Dla wydawców i autorów ta ustawa jest strzałem w oba kolana (zaś dla czytelników i rynku w łeb). Warto tutaj przywołać stanowisko niedawno zmarłego prezesa wydawnictwa Albatros http://booklips.pl/newsy/prezes-wydawnictwa-albatros-ustawa-o-stalej-cenie-ksiazki-jest-nam-potrzebna-tak-jak-lodowki-na-antarktydzie/
Mnie się to wspieranie małych księgarni kojarzy z jakąś taką zaściankowością. Tak jakby dla każdego liczył się klimat i osobisty kontakt ze sprzedawcą, a nie ceny i dostępność książek.
To może jeszcze do „zapachu papieru” następnym argumentem będzie „zapach księgarni i księgarza” ;-)
Ja bardzo chciałbym odwiedzać małe księgarnie, gdzie po pierwsze sprzedawca mnie kojarzy, wie co lubię i może mi coś polecić, taka znajoma pani z biblioteki. Ale nie oszukujmy się, życie to nie „Dym” Austera, w większości małych księgarni pracują ludzie, którym wszystko jedno czy sprzedają mydło, powidło czy Calvino. Żyją ze sprzedaży podręczników, a na większość pytań odpowiadają „nie wiem”, lub „nie ma” (przynajmniej już wiem dlaczego). Jedyny naprawdę „wkręcony” księgarz, to właściciel sklepiku knigi.pl, gdzie kupuję raczej filmy, bo na książki po rosyjsku ciągle jestem za cienki :-( – odbiór osobisty zawsze kończy się dłuższą rozmową o nowościach.
Moim zdaniem ustawa ma „ubić” małe internetowe księgarnie, sprzedające z minimalnymi marżami i robiące konkurencję dużym sieciom, więc przytaczane argumenty to czysta demagogia.
Pamiętam jeszcze za młodu taką małą księgarnię, baaaardzo małą. Regularnie tam chodziłem i kupowałem. Pozycje dla mamy, zwłaszcza serię z dwoma serduszkami. Właścicielka była dobrze zorientowana akurat w tym segmencie. Dla siebie nigdy tam nic nie znalazłem :-( Księgarnia padła zanim internet się rozpowszechnił, a empika jeszcze też nie było.
Po co sztucznie utrzymywać jakiś byt? Zwłaszcza, że z każdym rokiem kruszy się pokolenie „analogowe”.
Prawo nie jest od tego żeby eksperymentować. Po to ocenia się ustawę przed jej wprowadzeniem, żeby nie wprowadzić bubla, który potem ptrzeba interpretować, nowelizować, a czasami uchylać. Tak to powinno działać. W Polsce często nie działa – ale kompletnie niezrozumiała jest dla mnie pochwała takiej legislacji.
Nie będziemy dawać szansy żadnym opresyjnym ustawom. Nie i koniec. W państwie demokratycznym regulacja cen w ogóle nie powinna zaistnieć. Opór to jedyna forma walki z głupi pomysłami. Jeśli państwo wprowadzi tę ustawę w życie, nie wydam na nowości złamanej złotówki. Zobaczymy, kto kogo przetrzyma.
Poprę Cię słowem i portfelem. Gorzej, jak wprowadzą abonament i obowiązek kupowania 1 książki na miesiąc.
Muszę ostudzić gorące głowy (i głosy):
Po pierwsze, nie jest powiedziane, że ustawa na pewno wejdzie.
Po drugie, oprócz jej kształtu, który nie jest ustalony, równie ważna jest czas jej wprowadzenia.
I z tych dwóch powodów nie będę wchodził w jakieś wielopoziomowe debaty (może przyjdzie jeszcze na to czas?).
Dla „wolnorynkowców”. Lubicie argumenty czarno-białe. Muszę Was zmartwić – ideą Państwowości są pewne ramy regulacyjne. Gaz, prąd są regulowane, podatek o VAT też jest formą regulacji… Ta ustawa podobno wychodzi od uczestników wolnego rynku – wydawców? Nie ma w tym żadnej inicjującej iskry o charakterze stricte politycznym.
Do czarnowidzów – ochrona branży wydawniczej? Jeśli będzie tak czarno, to dlaczego wydawnictwa ukręcają na siebie bat? Przecież oni prowadzą firmy?
„Mnie się to wspieranie małych księgarni kojarzy z jakąś taką zaściankowością.”
Dla mnie to jedyny kontakt z książką przed wydaniem swoich pieniędzy. Pani przywołuje stereotyp małej księgarni, a ja myślę o normalnej księgarni, a tych jest coraz mniej. Pani woli korzystać z Amazona, równie dobrze mogę stwierdzić, że uzależnianie się od jednego dostawcy, z restrykcjami prawnymi, też jest formą zaściankowości.
Pani Martyno,
po to wymyślono instytucję nowelizacji. Prawo zawsze będzie wyznaczać tylko pewne ramy (ramy są sztywne, tkanka społeczna już nie) i jego skuteczność zawsze rewiduje się w praktyce, a nie w kancelarii. Innymi słowy, to problem nie materii prawa, ale egzekucji jest istotniejszy. To do czego Pani się odnosi, to utopia, często korzystali z nich dyktatorzy ;)
I jeszcze jedno – proszę mi nie wmawiać poparcia, jego braku bądź szeregu ideologii. Mnie bardziej martwi, że ta cała dyskusja toczy się „w kuluarach”, przy nikłym poziomie transparentności, co niestety prowadzi do kuriozalnej, ocierającej się o absurdy, polaryzacji stanowisk. To jest problem nad którym trzeba si pochylić, a którego nikt z Państwa nie akcentuje.
Ale która strona oprócz WYDAWCY i MAŁEJ księgarni na tym skorzysta?
Autor? Albo ma zapłacone z góry, albo konkretną złotówkę od sztuki, obojętnie ile książka kosztuje. Ilu autorów dostaje % od ceny okładkowej?
Kupujący z ceną okładkową i nawet bez zniżki za „stałego klienta”?
@Krzysztof – nie mam nic przeciwko ludziom, którzy lubią kupować książki bezpośrednio, ale wkurza mnie traktowanie takiej postawy jako domyślnej.
Coś jak beztroskie uogólnienia zwolenników komunikacji miejskiej, jak to jeżdżenie samochodem w korku jest bardziej stresujące.
A ludzie są różni – dla jednego ciasny i duszny autobus będzie wyjątkowo denerwujący, dla drugiego w księgarni liczy się cena.
Ale co to znaczy postawa domyślna? Jeszcze raz podkreślam, ta ustawa jest tylko jednym elementów wpływających na cały rynek, sama ustawa nie jest wyrocznią, złotym lekiem i zawsze można się z niej wycofać (podobnie jak Wielka Brytania).
Nie ma co „rozdzierać szat”, sama dyskusja tocząca się wokół tej ustawy jest już jakimś małym osiągnięciem, a to czy ona wejdzie w dużej mierze zależne jest od wydawców. Opór w postaci bierności ze strony instytucji politycznych też jest, więc nadmierne gdybanie, a już na pewno czarnowidztwo, nic nie zmieni – i ja to rozumiem, bo tak jak napisałem – brakuje w tym wszystkim transparentności.
@quiris
Nie istnieje wolny rynek, bo istnieje monopol Państwa w tych obszarach z różnych względów.
Być może ta ustawa też chce być częścią regulacji utrudniająca monopol na rynku księgarko-wydawniczym.
Jeśli miałbym już sobie gdybać na poziomie czysto emocjonalnym, to uważam, że podniesie VAT-u miało większe reperkusje dla ceny książki niż by miało jej CZASOWE usztywnienie.
Gaz i prąd dla odbiorców indywidualnych są regulowane, ponieważ tak naprawdę nie istnieje w tych obszarach wolny rynek. Kropka. To zupełnie inaczej niż rynkiem księgarskim. Z VAT-em też kula w płot, akurat rynek książki papierowej już teraz jest uprzywilejowany w porównaniu z innymi obszarami. Postulujesz poniesienie VAT-u do podstawowej stawki?
Panie Krzysztofie,
widzę kompletne niezrozumienie instytucji nowelizacji. Jej istotą jest dostosowanie obowiązującego prawa do zmieniających się warunków, a nie korekcja aktów prawnych wprowadzonych dla eksperymentu. To oczywiste, że prawo wyznacza ramy, w których się poruszamy. Natomiast gdyby prawo miało być rewidowane wyłącznie „w praktyce”, to zapewne niepotrzebne byłyby czytania sejmowe czy też komisje – a jednak sama regulacja procesu legislacyjnego wskazuje na potrzebę zastanowienia się nad sensem i wartością aktu prawnego przed jego uchwaleniem.
Materia prawa jest własnie tym, co stosujemy w praktyce. Jeśli jest wadliwa, można do pewnego stopnia skorygować ją odpowiednim stosowaniem przepisów – ale jedynie do pewnego stopnia. Nie da się oddzielić materii prawa od jego stosowania.
Konkludując, nie mówię o utopii, tylko o obowiązujących zasadach ustawodawczych, które najwyraźniej nie są Panu bliżej znane. Utopią można by nazwać co najwyżej wiarę, że zawsze da się przewidzieć wszelkie komplikacje związane z konkretną regulacją, jednak nie jest to wiara, którą bym podzielała.
Jedynie na marginesie dodam, że między innymi kancelarie są miejscem, w którym stosuje się prawo i rozważa jego praktyczne aspekty. Być może pomylił ją Pan z uniwersytetem?
Pani Martyno
nie wchodząc w argumentacje ad personam, powiem tylko, że nasz poglądy są tożsame, A Pani argument zrozumiałem właśnie w sposób ujęty w przedostatnim akapicie. Problemy legislacji w Polsce to osobny temat (ot choćby dokładnie zilustrowany przez rozdźwięk między „prawnym traktowaniem” książki i e-książki), którego nie ma sensu poruszać na tej stronie, a już szczególnie w tym temacie.
Ja do szanownych Państwa mam tylko prośbę – najpierw spróbujmy (wprowadźmy to w praktyce), a później oceniajmy.
No to zacznij od siebie i od spróbowania facetów, jeśli jesteś hetero (kobiet, w innym wypadku).
i np. taki Sapkowski napisze nowy tom Wiesława i ten nowy Wiesław będzie miał taką samą cenę jak nowa książka o pedagogice prof. Jaśnieciemniewskiego?
i co to będzie za cena? żeby zarówno na tę pierwszą jak i tę drugą znaleźli się nabywcy?
ach, te upały :)
@golem14
25 maja 2014
Też bym za tyle kupił. Ale nie za 36 ( czy 32) jak w empiku. Poczekam.
W przeddzień premiery można było zamówić w Matras za 24zł z odbiorem w wybranej księgarni.
No i to jest wolny rynek, to mnie się podoba! Wprawdzie tego nie wiedziałem ale jest ok!
Haha, jak Sapkowski jest po 20, to to jest wolny rynek, a jak po 28 to komuna panie, że szkoda słów.
Tak, na tym polega wolny rynek. U jednego jest 36 u drugiego 20, pierwszy daje kawę „gratis” i reklamówkę do książki, drugi daje tylko książkę do łapki. Ja wybieram tego, który mi się bardziej podoba. To jest wolność.
No właśnie przypomniał mi się artykuł jaki to nasz rynek jest wyjątkowy :-) i dochodzę do wniosku że eksięgarnie wymyślą jak sprzedawać taniej B-) no nie wiem moze, wypożyczą książkę na. 18 miesięcy po czym stanie się Twoja własnością. Poradzili sobie z wysokim vat to i z tym sobie poradzą, a jak nie to skostniejemy jak sąsiedzi zza zachodniej granicy.
Jedyną instytucją, której zaszkodzi ta ustawa są same księgarnie. Klienci po prostu przeniosą się na „alternatywne” kanały dystrybucji. Harakiri masowe normalnie.
Taaaa dla kulturynajlepszym rozwiązaniem jest sprzedawać o połowę mniej książek za to ponad 2 razy drożej. Bo jeśli ktoś myśli że ceny okładkowe spadną to lepiech niech się wybudzi z tego fantastycznego snu – będziemy mieć szczęście jak nie wzrosną po wprowadzieniu drugiego monopolu (stała cena połączona z tym że dana książka wydawana jest tylko w jednym wydawnictwie). Dzień wprowadzenia tej ustawy będzie ostatnim dniem kiedy kupie jakąkolwiek książkę w polskiej dystrybucji. Choćby ceną startową był jeden grosz – nie kupię nic. Trzeba mieć jakieś zasady i nie zatwierdzać swoim portfelem działań wymierzonych przeciw konsumentom. Co to za piękny model prowadzenia biznesu – wydawcy mają problem z sprzedawcami więc znajdują rozwianie które rozwiązuje ten problem kosztem czytelników. Brawa dla „wolnego” rynku – nie mam zamiaru być częścią tej farsy.
A potem, w wyniku ustawy, promocje będą tak wyglądały: http://woblink.com/e-book,jackie-czy-marilyn-ponadczasowe-lekcje-stylu-moda-moda-pamela-keogh,10105 – a wszystko dla dobra czytelnika.
Polecam nagranie debaty w radiu Tok Fm sprzed 2 tygodni pt. „Ile kosztuje pół kilo książki”, miałem zrobić wpis, ale nie dam rady w rozsądnym czasie :-(
http://audycje.tokfm.pl/audycja/122
Interesujące, że wszyscy zainteresowani ustawą, tzn. przedstawiciele PIK, BN, są gorącymi zwolennikami interwencjonizmu państwowego, także w postaci wykupywania części lub całości nakładu przez biblioteki – według Tomasza Makowskiego z Biblioteki Narodowej w Polsce średni nakład książki wynosi 3tys., a jest 32 tys. bibliotek, więc same biblioteki mogą „generować popyt”…
– obecna sytuacja na rynku uderza głównie w małe księgarnie, nie w wydawców;
– ceny „okładkowe” mogą być dzięki ustawie niższe, bo wydawca może lepiej skalkulować koszty produkcji książki, w Wlk. Brytanii po zrezygnowaniu z ustawy ceny książek wzrosły o 17%;
– nikomu jakoś nie przeszkadza oligopol dystrybutorów, którzy wymuszają na wydawcach rabaty rzędu 50-55% od ceny okładkowej, czy „wstawianie” do księgarni tylko swoich pozycji, według części dyskutantów nie tu leży problem, głos z sali „jak z tym walczyć” został bez odpowiedzi
– wychodzi też chyba trochę nieznajomość tematu ebooków, np. według Grażyny Szarszewskiej z PIK, ebooki i sprzedaż książek w internecie są „pozytywną sprawą” (choć nie wiem, czemu wrzuca obie rzeczy do jednego worka), ale i tak trzeba stawiać na małe księgarnie…
– na głos z sali, dlaczego nie wprowadzić abonamentu na treści cyfrowe, czyli konkurencji dla „takiego jednego portalu”, odpowiedź Beaty Stasińskiej, że to długi proces, trzeba przekonać wydawców… Choć przecież jest Legimi (ale fakt, z niezbyt obszerną ofertą)
– według kolejnego głosu z sali, Artura Olchowego z grupy GOREktyw, promującej czytelnictwo, wydawcy nie są zainteresowani współpracą i promocją, to jego organizacja zwykle „dobija” się z propozycjami akcji promocyjnych.
Itd. itp… Nagranie polecam, dyskusja jest naprawdę ciekawa, mimo swej długości, pada trochę liczb i statystyk, np. poziom czytelnictwa ebooków przytoczony przez Beatę Stasińską z GW Foksal: w Stanach 30% i stanęło, w Wlk. Brytanii kilka %, Francji 3%, w Polsce poniżej 1%. Przyszłością są biblioteki, konieczne fundusze na nowości, także dla dzieci.
Ciekawy głos prof. Przemysława Czaplińskiego z UAM – nie wiadomo, czy wzrost czytelnictwa rozwiązałby problemy rynku, akcja promocyjna może zająć półtora pokolenia. Trzy źródła
„rozkręcają” czytelnictwo: dom rodzinny, szkoła i media. Spadek, wręcz tąpnięcie, o 12% pkt w 2008 pokrywa się z momentem, gdy pełnoletność osiągnęli ludzie urodzeni u schyłku lat 80-tych, zawiedli rodzice i szkoła, a szczególnie media (w serialach się nie czyta).
Naszła mnie jeszcze jedna refleksja, kilka lat temu takim „lekiem na całe zło” miał być 5% podatek VAT na książki, też słyszałem z ust zainteresowanych same pochwały tego projektu, czas pokazał, czy to pomogło.
I wisienka na torcie – pretekstem do dyskusji był problem z dostępnością książki Italo Calvino „Niewidzialne miasta”, która miała być polecana w akcji „Warszawa czyta”, ale najpierw jej nie było, a jak pojawił się dodruk, to w dużym rozrzucie cenowym, od 18zł do ponad 40. Ebook oczywiście był cały czas dostępny, choć o ile pamiętam WAB rzadko robi promocje.
Dzięki za ten komentarz, muszę w końcu posłuchać tej audycji.
Co do dystrybutorów, ciekawe jest, że oni w większości tę ustawę popierają, tak więc jest im pewnie też na rękę. Taki Empik musi konkurować z małymi księgarniami w internecie, ludzie przychodzą do salonu, oglądają książkę i potem zamawiają o 20-30% taniej.
w radiowej 2 też o tym dyskutowano:
http://www.polskieradio.pl/8/3044/Artykul/999108
inna debata:
http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/3707/ksiazka-przedmiotem-pierwszej-potrzeby
dokładnie. wydawcy często narzekają na empiki itd. no bo wyciska z nich duże marże, ale empikowi zależy na tym, żeby ta ustawa weszła.
dalej będą wyciskać z wydawców maksymalne marże a odpadnie im morze konkurencji.
Taki Empik musi konkurować z małymi księgarniami w internecie, ludzie przychodzą do salonu, oglądają książkę i potem zamawiają o 20-30% taniej.
Tym bardziej, że na liście członków Polskiej Izby Książki, poza wydawcami jest też Matras czy Empik właśnie, a nie widzę tam bonito, dedalusa, czy księgarniwarszawa.
EDIT: FK Olesiejuk też nie jest członkiem PIK.
Robert, a dziwi Cie ze dystrybutorzy to popierają (w tym jeden wielki, bedacy rowniez wydawcą).
Jesli od malego wydawnictwa biorą ksiazki z rabatem 50% i platnosciamy 120-180 dni to kto na tej ustawie PRZEDE wszystkim zarobi. Wydawca? Myślę, że wątpię.
Książki w Polsce są drogie bo wydawcy zawyżają cene okladkową, zeby wkalkulować złodziejski rabat, ktorego oczekują dystrybutorzy.
W niedawnej promocji GW Foksal książki Calvino („Niewidzialne miasta” również) można było kupić poniżej 9 zł. za sztukę. Zaczynam żałować, że nie kupiłam. Jak widać, przy takich a nie innych głupich pomysłach wydawców i polityków kupowanie na zapas ma sens.
książki nie można traktować wyłącznie jako towar, bo jest ona kulturotwórcza. Promocje sprawiają, że proces kupowania jest zaburzony – nie patrzymy na wartość, a tylko na cenę
Krótko mówiąc: im wyższa cena, tym wyższa kultura wg p. Boniego.
Dostęp do wyższych dóbr kultury zostawiam więc twórcom ustawy.
Cóż. Recepta jest prosta – nauczyć się angielskiego i czytać w oryginale. A tym naszym pożał się Boże księgarzom krzyżyk na drogę.
Jak się czyta polską i rosyjską fantastykę to niestety ta rada nie pomoże… Rosyjskiego można się nauczyć, jest w planach, ale najpierw japoński ;)
Nie bój keiran, czytasz czy nie – i tak pośrednio zapłacisz.
Ja właśnie tak robię. Ostatnio kupuję głównie na Amazonie. Więcej do wyboru a nierzadko taniej wychodzi np. 6$ za książkę.
Po uchwaleniu ustawy przewiduję gwałtowny rozwój gryzoni.
Po wejsciu tej ustawy w zycie to nawet 10-12$ na Amazonie bedzie wygladac jak promocja… ;-)
Skończy się tak jak z zakazem sprzedaży psów, kiedy to psy są dodawane jako gratis do smyczy :D
Pomijając już fakt, że nie pojmuję rozumowania typu „ludzie kupują za mało książek, jak im podniesiemy ceny, na pewno kupią więcej”, największym nieporozumieniem wydaje mi się powoływanie się na dobry przykład rynku niemieckiego. Podejrzewam, że Niemiec na książkę (przy zamrożonej cenie okładkowej) musi pracować mniej niż godzinę. W Polsce to co najmniej pół dniówki, jak nie więcej. Ale tego jakoś nikt nie bierze pod uwagę.
A jaki to dobry przykład rynku niemieckiego? Że nie został zarżnięty? Czy jakieś statystyki powiedzą o liczbie firm, które mogłyby konkurować ceną, ale tego nie robią, bo im nie wolno?
Ktoś jest chory na raka i wciąż żyje. To też jest dobry przykład tego, jak być może. Nie wiem tylko, czy dobry jako wzór do naśladowania.
To nie ja się powołuję, to twórcy ustawy. „Bo w Niemczech tak mają i jest dobrze.” Widocznie sprawdzili i wiedzą.
Wiem, że nie Ty. Odnoszę się do tego, co przytoczyłaś (bez względu na to, czy się z tym zgadzasz, czy nie).
Cieszę się, że wiesz :)
Według mnie sam pomysł jest tak oderwany od rzeczywistości, że aż trudno mi to komentować.
Wydawcy, z którymi zdarza mi się rozmawiać powtarzają, że nowość żyje ok. 3 miesięcy. A i wtedy potrzebne są promocje, bo przecież codziennie ukazują się nowe rzeczy i potencjalny czytelnik szybko skupia się na innych tytułach. Potwierdza to zmieniająca się w błyskawicznym tempie wystawa mojej lokalnej księgarni (która jakoś sobie radzi, ma dostępne wszystkie nowości, a i praktycznie każdą pozycję można zamówić – czy to w księgarni, czy na ich stronie internetowej).
Ciekawe, jak wobec tego twórcy ustawy chcą rozciągnąć zainteresowanie książką na te 18 miesięcy… Bo ja raczej przewiduję 18 miesięcy zalegania nakładu w magazynach, a potem szybka wyprzedaż praktycznie po kosztach (a na to tylko największe wydawnictwa stać).
Jak utrzymać zainteresowanie? Nie trzeba go utrzymywać, tylko je po 18 miesiącach wykreować.
Z żyjącym autorem sprawa nie musi być trudna: wystarczy puścić mały nakład na początku, po półtora roku przekształcić autora w celebrytę najlepiej jakimś smakowitym skandalem, a potem szybciutko zrobić dodruk (nie drugie wydanie) …
Tylko jak to się ma do kultury?
„W ustawie zawarto na przykład wymóg dla księgarzy, aby sprowadzali na żądanie klienta każdą książkę dostępną na rynku. Ma to sprawiać, że nawet malutkie księgarnie, które dzisiaj żyją tylko z bestsellerów i podręczników miały dostęp do całej oferty. To jest cenna rzecz dla czytelników – ale… o dwadzieścia lat spóźniona! Po co mam iść do księgarni, aby sprowadzili mi książkę, skoro mogę ją sobie samodzielnie sprowadzić przez internet?”
Tak…
Bardzo mi brakowało możliwości ciągania po sądach kogoś, kto nie ma w ofercie czegoś dla mnie i nie zamierza tego sprowadzić. Teraz, zamiast iść do bardziej wszechstronnej konkurencji, mogę udupić prawnie małą księgranię, albo wymusić sprowadzenie czegoś, czego normalnie by nie sprowadziła, bo może się jej nie opłacało.
Spodziewam się raczej usłyszeć w księgarni odpowiedź typu „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi”, w wolnym tłumaczeniu chodzi mi o to, że usłyszymy „taaak, mooogę panu sprowadzić tę książkę za 3 tygodnie, aaa moooże lepiej kupić w interneeecie”?
Co do upadku małych księgarni, jest to fakt, nie ma co dyskutować. W powiatowym mieście, gdzie chodziłem do liceum były trzy księgarnie, teraz nie została chyba żadna. Ale podobnie jest z drogeriami, też wypiera je niemiecka sieć na literkę R, ale nie słyszałem o żadnej PIM (Polskiej Izbie Mydła), która lobbuje za tym, żeby rząd ustalał cenę kostki mydła. A niech ktoś spróbuje powiedzieć, przy obecnych upałach, że mydło nie jest ważne!
A właśnie, przypomniało mi się :) Czy ostatnio były jakieś dofinansowania na działalność księgarń? Bo w moim mieście (do 60 tys. mieszkańców) ostatnio niemal jednocześnie powstały dwie nowe. Tak zupełnie znienacka i w marnych (wedle mojej oceny) punktach.
Drogerie jak drogerie. Praktycznie już nie ma sklepów płytowych, a chyba nikt nie ma wątpliwości co do ich kulturotwórczej roli.
Pytanie, czy jest jakiś istotny powód, żeby chronić małe księgarnie – i czy można by to robić w inny sposób.
Nie chciałbym ochrony małych księgarń, tak jak nie chcę ochrony dużych. Mają umrzeć śmiercią naturalną, niech umierają. Ale niech się ich nie zmusza do robienia interesów, bez robienia których dotychczas funkcjonowały.
Nie przeszkadza mi, że pewna firma taksówkarska nie przewozi mebli a jedynie pasażerów. Może to przeskadzać jej konkurencji, która przewozi i meble, i pasażerów a tych drugich drożej.
Kto by nie chciał konkurencji zmuszonej działać w obszarach, w których jest nieporadna a w której sam jest dobry?
Może taki frajer, jak ja, nie chciałby takiej konkurencji wymuszonej ustawowo.
Z uwagi na higienotwórczą rolę mydła powinno się wprowadzić nań stałą, zryczałtowaną cenę.
Faktyczną wartość książki można ocenić, nie po cenie, ale po przeczytaniu. Siłą rzeczy nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkiego, więc w jakiś sposób wybieramy książki, które chcemy przeczytać, już to po okładce, już to według list bestsellerów czy poleceń znajomych.
Pozostaje nadzieja, że górną granicę na książkę ustalą na 14.99 zł.
Zdecydowanie za mało jest regulacji. Mam nadzieję, że idiotyczne pomysły tych zabetonowanych dziadków przepadną z kretesem…
PS. Panie właścicielu bloga, Pana analiza promocji za 9,9 zł, to czysta hipokryzja, bo jakby Pan nie był uprzejmy zarabiać na tych linkach do promocji tych wszystkich polskich eksięgarni…
Jak ja lubię jak polityk mi mówi, jak powinnam wydawać moje ciężko zarobione pieniądze i jak traktować to, co za nie nabędę.
A może ja mam fantazję by sobie książki kupować i używać w zastępstwie papieru toaletowego. Nic im do tego, do cholery jasnej.
I to mówi polityk z partii, która ma (miała?) w programie coś o liberaliźmie…
Już widzę jak rynek wydawniczy kwitnie dzięki tej ustawie.
Moim zdaniem nadal pozostanie furtka na promocje. Kilka sposóbów:
Kup premierową książkę w cenie 30zł (okładkowa cena 29 albo 30), a dostaniesz poprzednią część gratis/ możesz kupić za złotówkę.
Kup 2 nowe książki wybraną książkę dostaniesz gratis (wydaną przed 18mc).
Kup u nas 2 książki a wyślemy je do Ciebie za darmo.
Kup ksiązkę a dostaniesz bon o wartości 10zł na kolejne zakupy.
Dla chcącego nic trudnego.
Kłopocik w tym, że wystarczy jeden dodatkowy punkcik tej „ustawy” i promocje łączone będą niedozwolone.
A nawet jeśli nie, to jedynym podmiotem jaki na tym zarobi będzie empik. On zmusi dostawców, wydawców, aby pokryli koszty takich promocji. Małe księgarnie, jak to małe, będzie miała mniejsze pole manewru i wyjdzie na to, że jest to ustawa dla empiku.
Ponadto chcę zauważyć, że politycy i ministrowie na pewno świadomie używają słowa kultura, mając na myśli odpowiednią ustawę.
Tak więc kulturotwórczy z pewnością będzie „Pan Tadeusz”, ale już nie książka o podatku VAT.
Tak samo nie powinny mieć ceny regulowanej inne książki np. wydawnictwa Helion o Linuxie, tworzeniu sieci itp. , poza tym atlas roślin i zwierząt, podręcznik wychowania psa, poradnik jak być zawsze pięknym i bogatym lub najlepszą panią domu, wszystkie książki z zakresu dydaktyki, wszystkie książki naukowe, więc całe wydawnictwo PWN itp itd.
Nie jest tak źle ;-)
Książki pani Charlotte Roche też są raczej womito niż kulturo-twórcze.
One powinny być darmowe wg logiki ex ministra.
Ale akurat nie chodziło mi o wartościowanie, tylko o to, że ustawodawca określił, co rozumie przez kulturę, i szereg dobrych książek do niej się nie zalicza.
Po przespaniu tematu tak sobie myślę, że ta ustawa to taka janusowa trochę jest.
Wydawcy bardzo jej chcą, bo powinna im przynieść profity ale może ona zarżnąć całą branżę. Podobno z czytelnictwem w Polsce jest źle, książki kupowane są rzadko a jeśli już to najlepiej w promocjach. Jeśli cena książki będzie regulowana i „sztywna czasowo” to tym bardziej nikt książek nie będzie kupował. Mniejsza sprzedaż oznacza straty a nie zyski. Oznacza to również konieczność przechowywania niesprzedanego nakładu, co kosztuje i zajmuje przestrzeń magazynową. Sprzedawcy będą więc czekać z niecierpliwością, aż skończy się „okres ochronny” aby wypchać „makulaturę” kilka razy taniej, aby tylko poszła – to może być dobre dla nas, czytelników. :-D
Anna pisze: „Wydawcy, z którymi zdarza mi się rozmawiać powtarzają, że nowość żyje ok. 3 miesięcy”. Jeśli więc okres ochronny będzie dłuższy od 3 miesięcy, jeszcze bardziej spada szansa na zbycie towaru, tym samym wzrasta potrzeba szybkiego wyzbycia się go po uwolnieniu cen. Po premierze książkę kupi ten, dla którego cena nie ma znaczenia. Doświadczony czytelnik, z mniej zasobnym portfelem odczeka swoje i kupi, kiedy książki kosztujące pierwotnie 40 PLN będą wypychane po 4 PLN. Chyba, że wcześniej przeczyta ją z biblioteki lub od znajomych, wtedy nie kupi.
Tak sobie myślę, że na tej ustawie najwięcej stracą księgarnie. Wydawca opchnie książki hurtownikowi po ustalonej cenie i będzie zacierał ręce. Hurtownik będzie miał już problem, bo księgarnie zamiast brać po 20 egzemplarzy, będą brały po 3. Księgarz zaś będzie się głowił jak tu sprzedać książkę obarczoną jakąś horrendalną ceną zaporową.
Jak zwykle pojawią się (wzmiankowane tu) polskie pomysły typu „żarówka wstrząsoodporna”, „pies dodawany gratis do obroży”. Taki Empik to się wykpi, doda do książki gratis w formie ekranizacji na DVD lub BluRay albo Audiobooka, kubki lub figurki z postaciami – wszystko to ma w swojej ofercie. Co jednak z księgarnia „U Pani Lusi”, co ma kobieta karkówkę gratis dodawać do książki (bo brat ma ubojnie więc taniej).
Zamiast być normalnie, będzie ja zawsze – po naszemu czyli „grówno”. Odgrzebie się sprawdzone partyzanckie metody. 5 osób zrzuci się na bestseller, jedna zrobi ripa i do divix’a – sorry – do pdf’a lub na ksero w pracy. Od biedy można przeczytać wg. kolejki. rozkwitnie szary rynek i odżyją edonkey.
Niech sobie strzelają w stopę jak chcą, ja i tak zagłosuje portfelem. Jestem na tym etapie, że nie odczuwam przymusu posiadania książki w dniu jej premiery.
No, ale ktoś, jakaś wdzięczna izba, zasili dotacją budżet odpowiedniej partii. Całkiem legalnie. I to też się liczy. Skoro nie udało się przeforsować ustawy, która zmusiłaby kierujących abstynentów do zakupu alkomatu, to można spróbować w taki sposób.
A przecież budżet to troska każdego szanującego się rządu.
Prawie tak jak kultura i bezpieczeństwo na drogach.
Wiem, wiem chodzi Ci o szerszy kontekst, masz rację ale odbiegasz od meritum. ;
Bardzo to ciekawe – ale dlaczego ktoś ma mi mówić, po ile chcę sprzedać daną książkę? A jak przyjdzie mi do głowy dać ją czytelnikom za darmo? To co, złamię prawo?
Interesujące podejście do wolnego rynku, zaiste…
To trochę nie tak. Nikt nie narzuca za ile ją sprzedać, czy za 40 zeta, czy rozdawać gratis. po prostu przez 18 miesięcy tej ceny nie można zmienić.
Jak ktoś nie chce czytać, to nic go do tego nie zmusi.
Nie wiem z czym ma ta „ustawa” walczyć, ale na pewno wzrostu czytelnictwa nie przyniesie.
Po prostu nie sprzedadzą tych nowości. Ja nie kupię w takich cenach. Jest mnóstwo ciekawych starszych książek i bez problemu znajdzie się ich tyle że nie starczy czasu na czytanie
Abonament i mamy nowosci po taniosci ;)
Legimi powinno się juz cieszyc.
Wszystko da sie obejsc poczekajmy na przepisy. Moze chomik da opcję wyslij na kindle czy inny czytnik ;)
Ja widzę, że przy „obowiazku sprowadzenia przez ksiegarnie książki” małe wydawnictwa liczą, że rzesze klientów przychodzących do Empików zamówią książki właśnie z ich wydawnictwa.
A czkawką się to odbije przede wszystkim tym małym księgarniom – duże wydawnictwa będą sprzedawać im te „książki na życzenie” po cenie takiej, żeby księgarnia nie miała marży.
+ w pełni popieram obserwację, że w przyrodzie nic nie ginie i wydawnictwa momentalnie zaczną sprzedawać ze Słowacji, Wlk Brytanii czy nawet z Ukrainy.