Polowanie na e-booki czas zacząć! Wielu z Was wchodzi codziennie koło południa na Świat Czytników szukając ciekawych ofert. Jak przy tym nie zrobić sobie krzywdy?
Z promocjami na książki elektroniczne jest tak jak na wszystko inne. Sprzedawcy je przeceniają, bo chcą zwrócić naszą uwagę na daną książkę. My kupujemy. I kupujemy. I kupujemy.
Jak korzystać z tych promocji mądrze? Oto siedem rad.
Aktualizacja z 20 listopada 2023: uzupełniłem punkt 1 (na temat dyrektywy Omnibus).
Spis treści
1. Poluj, ale nie zawsze ufaj księgarniom
To powinna być chyba pierwsza zasada „myśliwego”. Jeśli księgarnia twierdzi, że ma książkę w promocji – to wcale nie oznacza, że ma ją w dobrej (dla nas) cenie.
Są cykliczne akcje, takie jak „promocyjny sklep” Virtualo, zmieniający się co dwa tygodnie. Podobnie „zbiorówki” Woblinka, ogłaszane często w piątek. Tam nie ma może spektakularnych zniżek, ale całe kategorie są tańsze. I mogą wypaść taniej niż cena „promocyjna” w innej księgarni.
Zauważyłem, że im mniej znana księgarnia, tym większy szum robi wokół zniżek rzędu 20-30%. Czasami są one faktycznie znaczące, bo nie jest tak, że każdy e-book schodzi w końcu do 50%. Ale zazwyczaj w porównaniu do liderów są to obniżki skromne. Małe księgarnie mają mniejsze możliwości negocjacji rabatów z wydawcami, ale też liczą na mniej świadomych klientów, którzy np. nie porównują cen.
Warto więc zawsze sprawdzać ceny. Oczywiście porównywarka też może się mylić:
- Podaje „zwykłe” ceny w księgarniach i nie zawsze uwzględnia promocje specjalne, szczególnie takie, które wymagają przejścia na osobną stronę – np. Okazja dnia w Nexto.
- Istnieje pewne opóźnienie w aktualizacji cen i zdarzają się błędy po stronie sklepów. Na ogół najbardziej wiarygodne wyniki są wieczorem.
Do tego dołóżmy nasze indywidualne zniżki wynikające z programów lojalnościowych księgarń. Jeśli mamy:
- konto Premium w Nexto,
- kupione promocyjnie punkty w Virtualo,
- złotą półkę w Ebookpoint,
- kod rabatowy z Publio,
- punkty w Klubie Mola Książkowego w Legimi
- albo kod z Bumeranga w Woblinku
… to opłacalność może się bardzo różnić.
W porównywarce jest dział Okazje cenowe – znajdziemy tam książki, które są dziś najtaniej w historii. To faktycznie mogą być dobre okazje do zakupu, choć pamiętajmy, że… jutro cena może być lepsza, szczególnie w przypadku nowości – tam „najniższa cena w historii” będzie czasami powtarzać się regularnie przez parę tygodni – bo ze zniżki rzędu 15% dojdziemy do 45%.
Specyficznym przypadkiem jest to, gdy o danym autorze czy tytule zrobi się głośno z powodu jakiejś nagrody – Nobel dla Olgi Tokarczuk czy NIKE dla Radka Raka sprawiły, że rabaty na ich e-booki zostały zdmuchnięte. Mamy wtedy wybór – kupować w wyższej cenie, z rabatem rzędu 20%, czy poczekać parę miesięcy, aż wszystko wróci do normalności.
Uzupełnienie z listopada 2023: od niemal roku sklepy zmuszone są do przestrzegania tzw. dyrektywy Omnibus i podawania najniższej ceny w ciągu ostatnich 30 dni. Pisałem o tym dokładniej w styczniu 2023. Z jednej strony pozwala to uniknąć „udawanych” promocji, w których cały czas de facto mamy tę samą cenę, a zmienia się tylko etykieta. Ale jednocześnie część księgarń nie chce już podawać obniżek procentowych, wobec czego tracimy punkt odniesienia. Tym bardziej istotne jest, abyśmy porównywali ceny.
2. Sprawdzaj formaty
Większość księgarń przyzwyczaiła nas już do multiformatu. Kupując w Virtualo, Nexto, Ebookpoint, Publio czy Woblinku dostajemy zwykle dwa formaty czytnikowe i czasami – według mnie za rzadko – plik PDF.
Ale wciąż są także księgarnie, które sprzedają pojedynczy format. Z reguły da się go przekonwertować np. EPUB na MOBI (i na odwrót), gorzej jeśli kupimy z rozpędu PDF. Szczególnie warto uważać na księgarnie wydawców, które potrafią być bardzo zapóźnione.
Haczyk innego rodzaju dotyczy niektórych wydawnictw, np. Dowody na istnienie – które w większości księgarni mają EPUB+MOBI, ale w niektórych… wyłącznie PDF. Wynika to z tego, że ich książki są u dwóch różnych dystrybutorów.
Dlatego nie traktujmy nigdy formatu jako czegoś oczywistego i sprawdzajmy, co akurat ta księgarnia nam sprzedaje.
W przypadku, gdy kupujemy w Kindle Store – warto też sprawdzić, czy nie ma alternatywnej – i tańszej wersji e-booka.
3. Nie biegaj za różnicą 50 groszy
Szczególnie w przypadku premier księgarnie walczą o to, żeby być tymi najtańszymi, które pojawią się na górze w porównywarkach, czy choćby moich zestawieniach.
Teraz to się trochę uspokoiło, ale parę lat temu wyglądało tak, że piszę: w księgarni X mają e-booka za 18 złotych. Godzinę później w księgarni Y pojawia się za 17,60 zł i dostaję maila z prośbą o dodanie banerka. Czy to oznacza, że należy skasować z koszyka w pierwszej i kupować w drugiej?
Cena nie zawsze jest najważniejsza. Księgarnie różnią się pod względem łatwości obsługi, metod płatności czy też funkcji dodatkowych. Wspominałem o tym choćby w moim przewodniku na temat kupna książek. O tym też warto pamiętać i kupować w księgarniach, z którymi mamy dobre doświadczenia.
4. Uważaj na paradoks wyboru
Być może spotkałeś się z taką sytuacją, że oto w promocji jest 12 książek, wybierasz dwie, w ostatniej chwili dorzucasz trzecią. Ale gdy w promocji jest 700 książek – wzruszasz ramionami, mówiąc „nic tam nie ma”.
Było takie klasyczne badanie psychologii społecznej: badano ile dżemów (albo czekolad) w promocji kupią ludzie w zależności od tego, jaki wybór mają. Im większy wybór – tym mniej kupowali.
I regularnie widzę taką reakcję, gdy Ebookpoint robi promocję urodzinową lub noworoczną. Nic tam dla mnie nie ma – niektórzy piszą. A jednocześnie serwery ledwo zipią, bo inni coś znajdują dla siebie, nieraz z pomocą moich rekomendacji.
Liczy się tutaj też nasze podejście. Czy kupujemy „dlatego że jest w promocji”, czy też mamy pewien zakupowy plan, który realizujemy i w pewnym momencie stwierdzamy – tak, cena jest dobra, książka mi jest potrzebna, więc biorę. Wiele osób tworzy sobie po prostu alerty cenowe, co w pewnym stopniu zwalnia ze śledzenia promocji.
Czasami wybór warto sobie ograniczyć – bo zwykle promocję da się zawęzić do ulubionej kategorii. Jak nie mam czasu na przeglądanie wszystkiego – to sprawdzam na przykład historię.
5. Kupuj na zapas, bo może już nie być
Książki znikają z oferty księgarń. Nikt tego dokładnie nie śledzi, ale popatrzmy na jedną liczbę. W bazie danych porównywarki e-booków było w pewnym momencie 79 tysięcy tytułów. Z tego 12 tysięcy nie miało ani jednej oferty. Czyli aż 15%! Są tam oczywiście tytuły, które są dopiero zapowiedziami, które mają inne wydanie (pod inną nazwą), albo zdarzające się duplikaty.
Najczęstszym powodem wycofania e-booka jest kończąca się licencja, która na przykład została udzielona na dwa lata i wydawca zdecydował, że nie będzie jej przedłużał, bo to wiąże się np. z dodatkowymi opłatami.
Czasami księgarnie o tym informują i robią np. pożegnalną promocję – tak było kilka razy z tytułami z wydawnictw Sonia Draga, RM czy WAB. Ale zdarza się, że księgarnie są zaskoczone tak samo jak my – ot, po prostu dystrybutor czy wydawca wycofują e-booka z dnia na dzień.
Te mniej „ogarnięte” księgarnie mogą mieć taki tytuł nadal w ofercie przez wiele dni. Dopiero gdy go kupimy, dowiemy się, że sorry – nie ma. Na szczęście nie ma tu problemu ze zwrotem pieniędzy, czy przeznaczeniem ich na inne zakupy. Niemniej jeśli książka zniknie ze wszystkich sklepów, a tu wciąż jest – lepiej czasami wysłać maila z zapytaniem.
Zdarza się, że książki po wycofaniu wracają – w innej serii, u innego wydawcy, no i z inną ceną. Są autorzy, którzy z całym dorobkiem „migrują” między wydawcami. Bywa też tak, że wydawca robi „reset” – po jakimś czasie nieobecności e-book wraca z nową okładką – tak jakby wróciło wydanie papierowe. Od pewnego czasu obserwujemy w ten sposób wznowienia wczesnych powieści Mroza – np. seria „Parabellum”.
Niestety, jest w tym wciąż duża doza niepewności. Tegoroczne premiery raczej szybko nie znikną, ale w przypadku starszych tytułów nie warto czekać w nieskończoność. Jeśli chcemy dany tytuł mieć, warto go kupić, gdy będzie okazja, najlepiej w ciągu dwóch lat od premiery.
6. Kupuj na zapas, ale z umiarem
Księgarnie, dystrybutorów, wydawców i autorów (a także mnie jako uczestnika programów partnerskich) zdecydowanie cieszy jeśli kupujecie dużo. Zdecydowanie mniej cieszy to nasze portfele.
A e-booki kupić dziś jest niezmiernie łatwo. Jeśli mamy zapisaną w księgarni naszą kartę płatniczą, albo korzystamy z płatności punktami – zakup zajmie dosłownie parę kliknięć.
Nie widzę nic złego w kolekcjonowaniu książek ulubionego autora czy na dany temat. Ja kupuję na przykład sporo książek historycznych, o których wiem, że ich w całości nigdy nie przeczytam. Ale gdy akurat mam „fazę” na szukanie informacji na jakiś temat – książka będzie pod ręką.
Szerzej o tym temacie pisałem w artykule Czytnik jako ideał „antybiblioteki Umberto Eco”.
Znam osoby, które kupują od razu wszystkie 10 tomów jakiejś serii, choć są dopiero na drugim. Czemu nie, będzie motywacja do czytania.
Ale nie łudźmy się, że przeczytamy wszystko. Jakiś czas temu w komentarzach napisał pan Marian:
Z doświadczenia starego człowieka (82 lata) wynika, że nie warto kupować na zapas. Od lat zbieraliśmy z żoną książki do przeczytania na emeryturze – mamy ich całą masę i do żadnej nie zaglądamy. Wyrzucamy powoli, choć czasem żal. Gust się zmienia, potrzeby też – wolę pójść na spacer, niż siedzieć nad starociem, który kiedyś był modny, ciekawy, ważny.
W przypadku e-booków przynajmniej nie mamy problemu z nadmiarem fizycznych egzemplarzy książek. Ale wydatków już nikt nam nie zwróci.
Jest też cienka linia, za którą kolekcjonowanie staje się nałogiem. Jeśli musisz rezygnować z jakiegoś wydatku, aby kupić kolejną książkę w tym miesiącu, warto się jednak zatrzymać. Jakimś rozwiązaniem może być określenie kwoty, jaką w miesiącu chcemy wydać, albo… zdecydowanie się na abonament, choć on nie sprawi, że przestaniemy kupować, bo wielu tytułów w abonamencie nie ma.
No i nie kupujmy książek na kredyt. :-) Wprawdzie nie sądzę, aby byli ludzie, którzy w celu nabycia e-booka zaciągają kredyty gotówkowe, ale mogą być tacy, którzy płacą po prostu kartą kredytową, a gdy nie spłacą miesięcznego zadłużenia – czekają ich odsetki.
Oczywiście mogą być przypadki – i niewykluczone, że dotyczą też czytelników niniejszego bloga, w którym nałóg wymyka się spod kontroli. Jeśli na e-booki regularnie wydajesz więcej niż planujesz, zastanów się nad specjalistyczną pomocą. Nie rujnuj sobie życia przez to, co powinno to życie wzbogacać.
7. Rób kopie zapasowe
Wiele osób kupuje e-booki, które zamierza przeczytać dopiero w przyszłości. A skoro w przyszłości, to nie ma sensu ich teraz ściągać. Otóż jest.
Księgarnie będą upadały – jeśli nawet nie w najbliższych miesiącach, to później. Czasami nie chodzi o bankructwo, ale po prostu zawieszenie takiej działalności.
Wymienię tylko te, gdzie e-booków już nie kupimy: Ravelo, Lideria, Infoactive, Eplaton, Ksiazki.pl, Ebooki Allegro, Bez Kartek, Bookoteka, Wolne Ebooki, Eclicto, Merlin (przed zmianą właściciela), Nakanapie, Inverso…
To nie byli pierwszoplanowi gracze, ale wiele osób u nich mogło kupować. Na kilka tygodni przed zamknięciem zwykle wysyłali przypomnienie, że powinniśmy wszystko ściągnąć, ale w natłoku maili mogliśmy go nie zauważyć.
Dlatego warto pobierać e-booki i robić kopie zapasowe w wybrany przez nas sposób.
Warto też mieć jedno miejsce w którym trzymamy wszystkie kupione e-booki – czy będzie to jeden folder, czy też baza programu Calibre. Pisałem o tym np. w artykule na temat ogarniania cyfrowej biblioteki. Przy tylu księgarniach możemy za parę miesięcy nie pamiętać, w której danego e-booka kupiliśmy! A i pewnie niektórym się zdarzy, że… o jakimś tytule zapomną i kupią go… w kolejnej promocji. Co ciekawe – niektóre polskie księgarnie nie blokują ponownego zakupu książki u siebie. Możemy więc mieć dwa egzemplarze na jednej półce. :-)
Zdarzyła się też taka sytuacja, że oto w księgarni pewnego wydawcy pani widziała książkę na półce, ale… nie mogła jej ściągnąć. Zapytała obsługi – dostała odpowiedź, że aby oni mogli jej wygenerować ponownie plik, to ona musi… kupić cokolwiek, wtedy ten plik podłączą pod to zamówienie. Trudno w to uwierzyć, ale po prostu mogą nie mieć innej technicznej możliwości.
Mając u siebie na dysku plik, mamy nad nim kontrolę i nie musimy się o niego w przyszłości dopraszać.
Podsumowanie
Nie ma co ukrywać, to promocje sprawiają, że kupujemy tyle e-booków. Wiele tytułów można przy odrobinie cierpliwości kupić za kilkanaście złotych – i to sprawia, że wielu z nas książki elektroniczne pokochało.
Największą pułapką polowania na e-booki jest jednak co innego. Gdy zwracamy uwagę na książki ze zniżką 50% – czasami nie popatrzymy nawet na te, której mają maksymalnie 20%, albo nie ma zniżek wcale. Taka bywa polityka wydawców. No, ale to wtedy wiele osób powie – to ja sobie poczekam, a tymczasem w promocjach dnia wpadło coś nowego. No i… możemy przegapić okazję do przeczytania czegoś świetnego.
Bo przecież nie powinniśmy książek oceniać po tym, jak tanio udało się je kupić, tylko jaką wartość wnoszą do naszego życia. Dobra powieść daje nam wiele godzin wspaniałych przeżyć. Czy po tych godzinach będziemy myśleli: „o, fajnie że zapłaciłem ledwie 15 zł, jakbym wydał 40 zł, to bym się tak nie bawił”? Dobry tytuł zawodowy czy poradnikowy może nam przynieść sporo pieniędzy, albo poprawę w jakimś obszarze. Nowa praca czy zrealizowany pomysł biznesowy dają wymierny zysk. Ale ile może być warty uratowany związek, udane wychowanie dziecka, albo utrzymane zdrowie? Wiedzy i mądrości, którą zyskujemy dzięki lekturze nie da się wycenić.
Dlatego wpis o promocjach zakończę przewrotnie – nie pozwólmy im organizować naszego życia czytelniczego. Kupujmy te książki, które uważamy za warte przeczytania, nawet jeśli czasami nie są w żadnej promocji.
A jakie byłyby Wasze najważniejsze rady na temat korzystania z promocji?
Czytaj dalej:
- Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów
- Księgarnia Inverso zakończyła działalność po czterech latach. E-booków nie sprzedawali już od maja
- Abonament naukowy IBUK.pl – jak działa, ile kosztuje i jakie e-booki zawiera + KOD RABATOWY
- [Aktualizacja: już poprawione] PIW zmienił stronę, no i nie działają stare konta, jak i dostęp do zakupionych e-booków…
- Ostatni dzień na pobranie książek ze „starego” ArtRage. Jak ściągnąć je wszystkie?
- Anglojęzyczna księgarnia Feedbooks została zamknięta – mamy dwa tygodnie na pobranie e-booków
Po pierwsze, tworzyć listę posiadanych książek. Po drugie tworzyć listę książek, które się chce. Po trzecie ustawić alerty.
Popieram!
Mam za dużo e-booków, za które zapłaciłem, a których najprawdopodobniej nigdy nie przeczytam.
Teraz nie kupuję na zapas. Chcę przeczytać teraz, to kupuję teraz, po takiej cenie, jaka akurat jest.
I tak wychodzi taniej, bo kupuję mniej.
To jest mądre i racjonalne podejście, tylko jeszcze wymaga silnej woli. Ja sobie od dawna obiecuję, że tak właśnie będę robić. A potem zaglądam na Świat Czytników albo Kindle Deals… i znów coś kupuję :(
Ja mam podobnie
To oczywiste dla każdego kto to sobie uczciwe policzy. Jeśli są ludzie którzy kupują 300 książek rocznie a czytają 50. To naprawdę nie ma znaczenia że kupują je po 5 zł zamiast po 20. 300×5 to więcej niż 50×20
A druga zaleta niekupowania na zapas to oszczędność czasu. Nie kupuję na zapas i ogólnie nie trzymam przeczytanych książek. Mój zapas to obecnie czytana książka + do dziesięciu. Wszystkie mam wgrane na czytnik.
Na komputerze nie trzymam kopii nie muszę ich katalogować i backupować. W ogóle nie musze tracić czasu na zajmowanie się moją „kolekcją” bo ja książek nie kolekcjonuję ale czytam :-)
Są oczywiście wyjątki jak np. jakiś słownik czy biblia, ale tych książek ma kilka więc nie muszę w żaden sposób zarządzać tą kolekcją.
A jak za 10 lat zechcę wrócić do jakiejś książki to ją najwyżej kupię ponownie. Naprawdę nie widzę sensu trzymania tysięcy książek tylko po to by zaoszczędzić na ponownym zakupie kilku.
Można podsumować – kto bogatemu zabroni. A tak na poważnie, każdy ma inne priorytety i inne rzeczy sobie ceni.
Dokladnie. Jedyna kolekcje ktora tzrymam to sa ksiazki kulinarne (wole te papierowe ale jest duzo zdigitalizowanych) poza tym abonament legimi a czego nie ma to publio.
Ja osobiście nie jestem mistrzem katalogowania, ale zrzucenie od czasu do czasu folderu albo ustawienie kopii w jakiejś chmurze czy prywatnym dysku jest na tyle łatwe, że żal tego nie zrobić.
Bardzo żadko wracam do przeczytanych książek, ale czasem zdarza mi się, że do dyskusji o książce (oczywiście o fistaszki) potrzebuję sobie cos przypomnieć, albo wyciągnąć cytat i wtedy mam.
Świetny tekst!
Mnóstwo potrzebnych uwag łącznie z ograniczeniem kupowania „na zapas”, „na kredyt” czy szukaniem pomocy w przypadku podejrzeń uzależnienia. No i oczywiście
Ja bym jeszcze dodała:
– nie płać za klasykę – Książki autorów, którzy zmarli co najmniej 70 lat temu są już w domenie publicznej i zazwyczaj można je legalnie skądś pobrać za darmo. W przypadku przekładów trzeba jeszcze odczekać 70 lat od śmierci tłumacza.
– jak dają za darmo, to bierz – Co jakiś czas księgarnie i wydawnictwa udostępniają pełnowartościowe (pod względem rynkowym) książki za darmo albo za złotówkę. Warto je wtedy pobrać, bo a nuż za rok będziemy potrzebować np. przewodnika po Wybrzeżu Bułgarii. A ebooki nie zajmują miejsca.
– jeśli naprawdę marzysz o przeczytaniu konkretnej książki już teraz zaraz, kupuj! – w końcu lepiej wydać kasę na jedną świetną pozycję niż na dwie takie sobie.
Z tą klasyką to jest straszny bałagan, bo jednak trzeba sprawdzać przekłady i jakość opracowania. Szykuję dłuższe FAQ nt. lektur szkolnych, bo tam często na książki z domeny publicznej trafiamy i potem dzieciak czasami czyta jakieś przestarzałe tłumaczenia z XIX wieku…
Z ostatnią radą jak najbardziej się zgadzam. Jeśli czegoś naprawdę potrzebuję, to nie przejmuję się i kupuję za tyle, za ile jest. Ostatniego Wegnera kupiłem w dniu premiery, „Ludową Historię Polski” wprawdzie w promocji, ale nie czekam aż będzie poniżej 20 zł.
Najczęściej za darmo są na wolnych lekturach a ja nienawidzę ich wydań z tysiącami bezsensownych przypisów. Ostatnio zabrałem się za Nad Niemnem i zaraz wywaliłem z czytnika darmowego ebooka chcąc kupić jakiegoś lepszego. Na szczęście lepszy też był za darmo w którejś księgarni ale gdyby nie było to bym chętnie zapłacił.
„ja nienawidzę ich wydań z tysiącami bezsensownych przypisów.”
A ja nie wyobrażam sobie czytania Schulza bez tych przypisów.
Czekam aż kiedyś wydadzą „Ulissesa” Joyce’a bo jestem pewna że czytając go nie wyłapałam większości aluzji i nawiązań. A przypisy bardzo by w tym pomogły.
„Najczęściej za darmo są na wolnych lekturach a ja nienawidzę ich wydań z tysiącami bezsensownych przypisów. ” Ale właściwie co Ci te przypisy przeszkadzają? Przecież nie trzeba ich czytać?
No, jak przy co drugim słowie masz przypis numer 4321, to trochę rozprasza, ale jak sobie po Potop i Krzyżaków sięgałem, wybierałem i tak wydanie WL.
Chciałem tylko dodać, że książki na wolnelektury.pl są zwykle solidnie zredagowane, przez kompetentnych redaktorów, więc znalezienie czegoś lepszego jest raczej trudne.
Z tą klasyką darmową czy prawie-darmową trzeba jednak uważać. Jakiś czas temu kupiłam „Ziemie obiecaną” Reymonta, bo wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej jej nie czytałam. Wybrałam najtańszy egzemplarz jaki był. Tylu błędów, literówek i niechlujstwa nie widziałam jeszcze w żadnej książce. Jeden rozdział był w połowie powtórzony. Lepiej wydać kilka złotych więcej, ale dostać porządną wersję i taką wersję czytać, z szacunku do twórcy, dzieła i samego siebie.
Pod warunkiem, że masz gwarancję, że ten sprzedawca „poprawionej” wersji ją rzeczywiście zweryfikował, a nie chce ordynarnie wyciągnąć kasy za darmowego e-booka. Sprawdzenie darmowego fragmentu to rzecz obowiązkowa.
Co do Ziemi Obiecanej, wydanie WL jest bardzo dobre i nie powinno mieć literówek. https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ziemia-obiecana/
Mając odpowiedni czytnik i dojście do niższej ceny – trochę przekonałem się do Legimi. Jest dobre, kiedy możemy uzyskać niższą cenę niż zwykły abonament (czyli np. 19.99 ). Wtedy mogę poczytać coś co czytam np. z obowiązku (czyli chcę skończyć jakąś serię, która jednak nie do końca jest taka fajna jak myślałem).
Poza tym zawsze kuszą ceny typu 9.90 zł czy 10 zł :).
Ja mam tak, ze ustawiam sobie limit. Gdy mam więcej niż 5 nieprzeczytanych książek „w poczekalni” po prostu przestaję kupowac dopóki jednej z tych książek nie przeczytam.
Całkiem działa ta taktyka
Trochę niski ten limit :) Zanim bym zszedł do takiej liczby w poczekalni to wiele lat by minęło (udaje mi się 30-40 książek rocznie przeczytać).
Bardzo dobre rady Robercie. Dzięki.
Przydaje się też zwykła świadomość ile ma się książek a ile nieprzeczytanych.
Bo jak piszesz nie widać ile miejsca na półkach zajmują, a z drugiej strony wpadamy w manię kupowania, w tym na zapas. Czyli tutaj zgadzam się też z Pawłem (kilka komci wyżej).
Pełna zgoda co do
„Z tą klasyką to jest straszny bałagan, bo jednak trzeba sprawdzać przekłady i jakość opracowania. ”
Co do indywidualnych zniżek to całkiem mi się sprawdzają (mam złotą półkę i od niedawna premium w nexto).
Właściwie przestałem kupować książki w promocjach. Po pierwsze: mam taki „zapas”, że pewnie wystarczyłby na kilka lat… Po drugie: jeśli coś potrzebuję przeczytać, po prostu to kupuję – z nexto premium albo złotą półką w ebookpoint. Zdaje się, że udało mi się w końcu zerwać ze zgubną (dla portfela ;) ) praktyką kupowania „na zapas”…
Dlatego, Robercie, swiatczytnikow służy mi ostatnio głównie jako „donosiciel” o nowościach książkowych, które mogłem przegapić korzystając z innych „kanałów informacyjnych”.
Dzięki i Szczęśliwego Nowego Roku! :)
Sprzeciw :)
W przypadku ksiazek technicznych lub innych „doradczych” warto miec ich jak najwiecej. Gdy czegos potrzebuje, to uniksowym grepem przeszukuje caly sklad po slowie kluczowym i szybko offline moge czesto znalezc rozwiazanie.
Rowniez ksiazki dla dzieci kupowane w promocyjnych cenach. Nie mialem szans, zeby przewidziec, ktora zabawka sprawi dzieciom radosc i bedzie na dlugo, a to samo dotyczy ksiazek. Duzo kupionych okazyjnie daje wieksze szanse na trafienie w gusta przy tej samej wydanej kwocie.
Powyzsze 7 rad jest wspanialych w ogolnosci i za nie bardzo dziekuje.
No, jak wyżej pisałem, nie widzę przeszkód, aby mieć biblioteczkę na ulubiony temat. Już parę razy tak było, że chciałem poczytać np. o słownikach w Pythonie, więc sobie przeszukałem kindla, znalazło mi ujęcie tego samego w kilku podręcznikach.
A uniksowy grep radzi sobie z PDF i EPUB?
Radzi sobie tylko wypisujac, ze w danym pliku binarnym jest wystapienie tego slowa. Ale to mi czesto wystarczy, zeby otworzyc kilka plikow i przeszukac dokladnie.
Przepraszam. Od razu odpisalem, bez myslenia. Grepem szukam roznych wystapien lancuchow w skompilowanych programach, a pliki pdf przeszukuje z pomoca pdfgrep.
A Calibre nie ma takiego indeksowania?
Nie mam duzego pojecia o Calibre. Przydalby sie opis, jak w Calibre zrobic dobra konwersje epub, mobi i pdf do zwyklego tekstu w celu przeszukiwania.
EDYTOWANE dla Roberta:
Dzieki twojemu pytaniu zauwazylem, ze w poszukiwaniach omijalem jakas czesc archiwum, bo oprocz roznej dokumentacji linuksowej mialem rowniez epub i mobi.
Wciaz brakuje nam jakichs narzedzi. Dobre tymczasowo byloby chyba stworzenie kopii do przeszukiwan, czyli przekonwertowanie wszystkiego do tekstu z ewentualna kompresja.
Sprawdzilem to przed chwila na malym archiwum z samymi plikami pdf. Ten sam skrypt z pdfgrepem na plikach *.pdf oraz z grepem na plikach *.pdf.txt po konwersji.
Zmiana jest potworna :)
1.
$ time for x in `find testy_grep/ -type f -iname „*.pdf” -print0 | xargs -0 echo`; do echo ${x}; pdfgrep wydzia ${x}; done
real 2m1.829s
user 1m36.922s
sys 0m23.656s
2.
time for x in `find testy_grep/ -type f -iname „*.pdf.txt” -print0 | xargs -0 echo`; do echo ${x}; grep wydzia ${x}; done
real 0m0.235s
user 0m0.000s
sys 0m0.125s
Czyli przeszukiwanie zupelnie losowo wzietego tekstu w plikach pdf trwalo u mnie o ponad 50 000 % dluzej niz w plikach z zawartoscia samego tekstu.
Nie wiem czym moge przekonwetowac epub, ale wtedy uniksowy grep na tak przygotowanych plikach bylby juz w miare dobrym narzedziem do poszukiwan. Rowniez w Windowsie w srodowisku cygwin. Jeszcze raz dziekuje.
Plik EPUB to ZIP z upchanymi w środku plikami HTML, obrazkami (np. okładka) i plikami metadanych, spisu treści.
Epuba możesz rozpakować poza calibre, a jeśli chcesz często robić grepa na plikach HTML, to po prostu trzymaj rozpakowana kopię każdego ebooka, usuń obrazki, one zajmują najwięcej miejsca, i tak będzie najszybciej.
Teoretycznie masz program zipgrep, ale on też nie jest szybki. Albo możesz spakować programem gzip i masz do tego zgrep, on w niektórych przypadkach działa porównywalnie szybko do grepa.
„Plik EPUB to ZIP …”
Dawno nie bawilem sie w testy na plikach :)
Rzeczywiscie idzie ladnie unzipem i powstaje katalog, gdzie po usunieciu gifow i jpegow zostaly tylko tekstowe pliki, gdzie oprocz tresci sa pliki bedace spisem tresci, spisem plikow i stylem. Dzieki. To rzeczywiscie jest moment skryptami do rozpakowania calosci biblioteki epubow i usuniecia podstawowych obrazkow.
zgrep to ogolnie tylko nakladka rozpakowujaca „w locie” archiwum dla gzipa. Ma wiec pewnie sens miedzy miejscem na dysku i szybkoscia, gdy wszystkie katalogi z samymi tekstami epuba zostana razem spakowane i skompresowan gzipem do jednego pliku. Wtedy moze byc to naprawde dobre rozwiazanie.
Dziekuje, bo ostatnio przez mechanike i automatyke rzadko uzywam uniksow.
Z innej (podobnej beczki) – Ja mam tak, że każdą (prawie) książkę czytam dwa razy. Czytając drugi raz wyłapuję rzeczy których za pierwszym razem nie zauważyłem, nie zwróciłem uwagi, inaczej pewne rzeczy rozumiem itp. Też tak ktoś ma, czy to tylko moje zboczenie?
Miałem tak w dawnych czasach jak się filmy na kasetach VHS wypożyczało :) Pierwsze obejrzenie każdego filmu, potem drugie i trzecie. No, jak film słaby to trzeciego nie było.
Z książkami to wracam do ulubionych, teraz przez święta Ojca Chrzestnego przeczytałem ponownie, począwszy od drugiej częsci, potem wróciłem do początku.
Też tak mam. Plus jeszcze, niektóre książki czytam dla samej przyjemności kontaktu z danym światem, bohaterami czy językiem, mimo że znam akcję (prawie) na pamięć.
Tak mam z Wiedźminem, Harrym Potterem, kiedyś z Przeminęło z wiatrem…
Tylko te ksiazki, ktorych „nie rozumie co autor mial na mysli” ze zastosowal jakies skroty myslowe, ktorych nie gibnalem – mieszkam 15 lat poza polska i pewnych rzeczy juz nie kumam. Ojca chrzestnego kiedys czytalem kilkanascie razy po polsku i angielsku. Teraz nie uwazam tego za genialna literature…
Nazywam się Robert i jestem uzależniony.
Przez ostatnie 9 lat kupiłem 1050 e-booków, na które wydałem ponad 12,5 tysiąca złotych. Średnia za e-book 12 zł wydaje się przyzwoita.
Problemem jest to, że z tych wszystkich książek przeczytałem tylko 650, więc 400 pozycji mam w zapasie. Ciągle wychodzą nowe książki, codziennie są nowe promocje… Niektóre z zakupionych książek już mnie nie pociągają, ale wciąż o nich pamiętam i widzę je przy każdym włączeniu Calibre. Sporo z nich kupiłem dzięki Twoim sugestiom, ale nie mam pretensji :)
Nie liczę tu nawet pozycji darmowych (ok. 300 e-booków), które uzbierały się przez ostatnie lata w różnych promocjach, rozdawnictwach, konkursach etc.
Promocje śledzę codziennie, a i tak udaje mi się przegapić książki, których szukam, o czym dowiaduję się po fakcie, gdy jest już po terminie.
Co do rad:
Niby trzeba kupować na zapas, bo „zabraknie”, ale trudno tu znaleźć złoty środek jeśli szukamy naprawdę „dobrej” ceny.
Na pewno nie należy zwlekać zbyt długo, bo książka może zniknąć bez żadnej zapowiedzi.
Pamiętam, że bardzo chciałem przeczytać książkę „Poker z Pitagorasem” (polskie wydanie w 2012 roku). Obserwowałem cenę – zwykle ponad 21 zł, niezła 17,40 zł, przez kilka dni (10-13 stycznia 2014 r.) spadła do 14,90 zł, potem znów wzrosła. A ja czekałem, aby spadła poniżej 12 zł. Nigdy to nie nastąpiło i książka znikła z wszystkich księgarni, a ja jej nie kupiłem.
Podobna sytuacja z „Kantyczką dla Leibowitza”. Przegapiłem ostatnią promocję i… nie do kupienia :(
Jeśli się uprę to oczywiście znajduję wersję papierową czasami w jeszcze lepszej cenie (ostatnio kupiłem kilka książek papierowych po 6 zł za egzemplarz i żadna z nich nie miała dostępnej wersji elektronicznej).
Są e-booki, które nigdy nie schodzą poniżej 20 zł pomimo super-hiper-promocji i wtedy mogę zasugerować rozglądanie się za wersję papierową – książkę „raz przeczytaną” można upolować za kilka złotych, więc nawet z przesyłką może wyjść taniej niż e-book.
Kindla mam od 2013 r. więc moja elektroniczna biblioteka jest nieco mniejsza, ale na porównywalnym poziomie.
Dla mnie problemem jest nie tyle ilość co jakość kupowanych książek. Kiedy byłam nastolatką czy studentką potrafiłam połykać książki nawet w jeden albo dwa dni. Co i rusz trafiałam na pozycję, która mnie urzekała i zachwycała. Niektóre książki (Sienkiewicz, Sapkowski) czytałam po wiele razy, robiłam mapki i tabelki.
Teraz jestem po czterdziestce i większość książek, które czytam wydaje mi się taka sobie – owszem można przeczytać, ale już nie zarwać nocy czy czytać drugi raz. Szczególnie ciężko mi znaleźć dobrą powieść, zwłaszcza że ostatnio zaczęło mnie irytować, jeśli bohaterowie kolejnej i kolejnej książki są nastolatkami. W zasadzie w ostatnich latach zachwycił mnie tylko cykl Wegnera i „Piąta pora roku” Jemisin.
Dlatego zdarza mi się, że zaczynam czytać, nie mogę się przekonać do książki i rzucam po kilku rozdziałach. Jeśli książkę kupiłam, odczuwam wtedy mocną irytację na „stracone” pieniądze. Dlatego wolę czytać w abonamencie.
Magdalena jak ja Cię rozumiem.
Teraz tak naprawdę z zainteresowaniem czytam tylko Archera i Lee Childa (gdy pojawi się coś nowego).
Ze starszych pozycji mogę polecić Ericha Segala. Jak ktoś tu ostatnio pisał w komentarzach akurat można trafić na promocje tego autora co nie zdarza się często (patrz wyszukiwarka).
Ps. A propos Lee Childa to ostatnia książka Wojciecha Chmielarza („Prosta sprawa”) przypominała mi trochę (polskiego) Jacka Reachera i podobnie wciągała.
I gdzie tu problem? Ja mam kupione ponad 900, przeczytałem z tego ze 200. Jak zaczynam nową książkę to mam wielki wybór, jak patrzę na promocje to większość tego co chciałem mieć już mam a życia na przeczytanie reszty mi raczej nie braknie o ile nie zdarzy się coś niespodziewanego. Do tego dzięki promocjom za dyszkę odkryłem wiele ciekawych książek o których bym się nigdy nie dowiedział w inny sposób.
Największy problem zdecydowanie mam z pkt. 6 – panuje nad tym (hehe – każdy nałogowiec tak mówi), bardzo dokładnie planuję zakupy ale pomimo czytania 70-80 książek rocznie lista się wydłuża z roku na rok. Kindla mam już 10 lat, więc lista jest dość spora. Ale z drugiej strony to jest wspaniałe uczucie, gdy kończę czytać jedną książkę i mam do wyboru tak dużo na kolejną…
Ja osobiście nie jestem mistrzem katalogowania, ale zrzucenie od czasu do czasu folderu albo ustawienie kopii w jakiejś chmurze czy prywatnym dysku jest na tyle łatwe, że żal tego nie zrobić.
Bardzo rzadko wracam do przeczytanych książek, ale czasem zdarza mi się, że do dyskusji o książce (oczywiście o fistaszki) potrzebuję sobie cos przypomnieć, albo wyciągnąć cytat i wtedy mam.