Oto zestawienie TOP 30 z porównywarki za lipiec. Mamy już wakacje, a to oznacza znacznie mniej nowości.
Poniżej widzicie najpopularniejsze e-booki ostatniego miesiąca.
O rankingu:
- Popularność w wyszukiwarce jest wypadkową kilku czynników: tego co sami wpisujecie, tego, do czego linkuję na blogu, a także wejść z Google. Ale to ostatecznie czytelnicy „głosują kliknięciami”.
- Nie ma w Polsce rankingu sprzedaży książek elektronicznych, obejmującego wszystkie najważniejsze księgarnie. Dlatego popularność e-booków musimy oceniać w inny sposób.
- Bieżący ranking TOP 30 znajdziecie na stałe w porównywarce – jest on aktualizowany raz dziennie.
Uwagi do zestawienia z lipca:
- Tak jak w czerwcu, na pierwszym miejscu okopało się „Małe życie”. To faktycznie książka, na którą szukamy dobrych cen i którą z racji na jej rozmiary warto kupić w formie e-booka.
- Popularność „Odchudzania” z wydawnictwa E-bookowo zadziwia kolejny miesiąc. Ale z Google na tę książkę wchodzą tłumy.
- Lipiec to miesiąc urlopów w wielu wydawnictwach, stąd znacznie mniej nowości – zaledwie sześć – pierwsza, czyli „Oblany test” pojawia się dopiero na 18 miejscu.
- Dość szybko spada popularność nowych powieści Ziemiańskiego i Pilipiuka. Rozumiem to tak, że fani kupili od razu po wydaniu, a inni pewnie poczekają na lepsze ceny.
Przypominam, że jeśli na któryś z tych tytułów mamy ochotę, a obecna cena nas nie zadowala, można ustawić alerty cenowe, o których był obszerny artykuł.
Parę dni temu uruchomiłem też dział z okazjami cenowymi, pokazujący książki, które są najtaniej w historii. Na czele, niejako symbolicznie jest „Chciwość” – i zainteresowanie tą pozycją sprawiło, że w aktualnym rankingu zdążyła już wskoczyć na trzecie miejsce. :-)
Czytaj dalej:
- Książka Roku 2022 według lubimyczytac.pl – tym razem aż 96% nominowanych tytułów przeczytamy na czytnikach!
- Książka Roku 2023 według lubimyczytac.pl – już 97% książek przeczytamy na czytnikach!
- Opowiadania nominowane do Nagrody Zajdla za rok 2022 – bezpłatna antologia na czytniki
- Media: „Zetki wolą książki drukowane!”. Ale według badań to młodzi czytają najwięcej e-booków!
- Kolejne trzy bezpłatne antologie fantastyki: Fantazmaty – Światła na niebie, Zapomniane sny – Tu był las oraz Ścieżki wyobraźni – Niewidoczne
- Jubileuszowe wydanie miesięcznika „W drodze” – numer specjalny w wersji na czytniki do pobrania za darmo!
A dziewczyna z pociągu do góry o cztery miejsca. Ech..
No cóż. W swojej kategorii jest dobre, a że kategoria choć niskich lotów to popularna. To co zrobić? Cieszyć się, że jednak czytelnictwo nie skrobie od dołu ;-)
Bo film robią.
To chyba dobrze, że jest choć jakiś odsetek ludzi, którzy chcą znać literacki pierwowzór.
:-)
Ciszyć się chyba teraz wybada, że przynajmniej kolorowanki nie są na pierwszym miejscu ;-)
A co jest wartościowszego w czytaniu kolejnej sensacyjnej historyjki od kolorowania kolorowanki?
Jak tak będziemy podchodzić, to w ogóle te całe dyskusje o promocji czytaniu są bez sensu, bo co z tego, że ktoś czyta skoro czyta romansidła, albo sensację.
Tylko Bułhakow, Faulkner, Dostojewski i Mann! Parnicki i Joyce!
Ale to co wymieniłeś to dalej wymyślone historyjki, tyle, że nie sensacyjne. Bardzo lubię czytać beletrystykę ale to tylko rozrywka.
Jedyny sensowny powód, który każe mi patrzeć na akcje promujące czytelnictwo przychylnie, jest mocno egoistyczny – więcej czytelników to większy wybór książek i niższe ceny.
Zostawiam do przemyślenia cytat z Feliksa W. Kresa, który ostatnio widziałem w podobnej dyskusji:
„Sayl był dziwny. Czytał nie tylko potrzebne rzeczy, takie jak rejestr statków. Kiedyś złupili kogę, na której był kufer ze zwojami, a na samym jego dnie kilka solidnych ksiąg. I Sayl to wszystko przeczytał, zanim sprzedał. Jakieś wymyślone historie, które wcale się nie zdarzyły… Mevev też umiał czytać, kiepsko bo kiepsko, ale zawsze. To była dobra i potrzebna rzecz, umieć czytać. Przydawała się. Ale takie historie, które się nie zdarzyły?… Można posłuchać różnych bajek w knajpie przy piwie, ale… czytać? Tyle się natyrać dla historii, które się nie zdarzyły?”
Czytam właśnie drugi tom „Czarodziejskiej góry” i zaprawdę, powiadam ci, lektura wybitna, 12/10. Nigdy nie podejrzewałem, że mierzenie temperatury może budzić takie emocje.
@asymon: ciekawe jak Ci podejdą ostatnie rozdziały. Od jakiegoś czasu uważam, że są trochę zbyt randomowe, ale z drugiej strony to nigdy nie zaważyło na ocenie książki.
Idąc dalej zaryzykuję stwierdzenie że przywoływanie dzisiaj wyników sprzedażowych czyli np. : top30″ itp., nie niesie żadnego wskazania co do wartości literatury.
Zwykły marketing.
Kiedyś głównym źródłem oceny był głos zawodowych krytyków, w tym wypadku od literatury. Czyli ludzi zawodowo znających się na rzeczy. Dziś rola krytyka literatury, filmu, muzyki itp. praktycznie zanikła.
Nikt, czy raczej większość nie ma zamiaru wychodzić poza poziom własnego komfortu.
Jeszcze gorzej że ludzie którzy nie mają nic do powiedzenia mówią dając innym złudne przekonanie o czymś na czym się nie znają.
I to jest problem.
Miejsce krytyków z krwi i kości próbują zająć blogerzy książkowi. Znowu będzie, że się czepiam, ale…
Przejrzałem już chyba grubo ponad setkę tego typu blogów i na palcach jednej ręki można policzyć te wybitne, wyróżniające się poziomem czy też stylem autora. Większość to niestety zwykłe słupy reklamowe, na których umieszczane są „recenzje” w postaci: streszczenie fabuły + akapit o tym, że książka się podobała + podziękowania dla wydawnictwa za egzemplarz recenzencki. I tyle, zero głębszych refleksji.
Przeceniasz rolę krytyków, która nigdy nie była zbyt wielka, nawet w XIX wieku, kiedy autorytety odgrywały dużo większą rolę niż w XX, nie mówiąc o czasach obecnych. Mickiewicza zachłostali pierwsi krytycy – klasycyści. „Nowa Heloiza” Rousseau była bestselerem XVIII wieku, choć nie wzbudziła zachwytu ówczesnych tuzów literatury.
Popularność aktualnych dzieł zawsze wynikała głownie z tego, co dziś nazywa się marketingiem szeptanym. Ludzie sobie nawzajem polecali książkę. Tyle że robili to szczerze, a nie za egzemplarz drukarski.
Natomiast rangę twórców takich jak Mann, Dostojewski czy Bułhakow ustalała historia. Ludzie przekazywali młodzieży, że warto czytać tych twórców, a potem to już – nakazywali lekturę.
Jak nigdy muszę się zgodzić z pancerniakiem.
Kreatywne kolorowanki potrafią wyczyścić umysł i naładować akumulatory. A pulpowe książki pokroju „Dziewczyny z pociągu” co najwyżej ogłupiają i zubożają intelektualnie.
Rzekłem.
Jak nigdy dałem ci łapkę w górę. ;P
Szaleństwo :P
Tylko dlaczego kolorowanki są w dziale książka? Okładka książki nie czyni ;-)
Ale mniejsze podatki płacić można dzięki małemu nadużyciu.
Kolorowanie gotowego wzoru kontra własny rysunek – co bardziej kreatywne?
To, że odprężą, zrelaksują to jedyna wartość dodana kolorowanki. Kreatywność w tym niewielka, żadna. A w dodatku większość z nich tak wydana, że rysując czymś innym niż kredka, niszczy się wzór z drugiej strony. W moim odczuciu zwykła moda i skok na kasę. Na szczęście moda powoli mija.
Choć nie czytałem, to liczyłbym, że przynajmniej z „Dziewczyny z pociągu” poznam opis pociągu ;-) innego niż nasze pkp ;-P Da radę coś wycisnąć. To nie od gatunku a od autora zależy, czy dla czytelnika będzie coś wartościowego.
A pulpa tak samo jak kolorowanie może zrelaksować, naładować akumulatory. Częstym zarzutem jest, że przy tego typu literaturze myśleć nie trzeba. A przy kolorowaniu? Żeby za linie nie wyjść? ;-)
Jak ludzie czytają – to źle, bo nie tą jedyną i właściwą książkę. Jak nie czytają to źle.
Wcześniej na topie były wszelkiej maści „Zniszcz ten dziennik”-i, które też miały budzić kreatywność, ale taką bardziej dynamiczną. Z dwojga wolę kolorowanki, bo to jakoś tak bardziej spokojne zajęcie. I ratunek dla tych, którzy rysować nie umieją, a mają wyczucie kolorów czy innego smaku.
Co do czytania pulpy, to ja (nie)stety mam taką cechę, że jak czytam (lub od biedy oglądam) coś słabego, to z miejsca wynajduję wszelkiej maści ułomności danej pozycji. Więc nie znajduję w tym żadnej przyjemności ;)
To też rodzaj sportu ;-) Wypunktować wszystkie wady książki.
Poczytaj sobie na Lubimy Czytać opinie użytkownika Vaherem do serii o Dorze Jakubowskiej.
Ja ostatnio katowałem się tak Nocarzem, pulpa jakich mało, opinii pozytywnych sporo, a od pierwszych minut zacząłem układać opinię, nie napisałem jej, bo sam się przestraszyłem tego jadu w niej zawartego. Tylko nie czuję, żebym był głupszy po lekturze książki, przestawiła na inne tory, wymusiła inne spojrzenie, itp.
A co do blogów literackich i tych niby recenzenckich. Brr… Zalew tego spory, każda nastolatka chce coś napisać, z poziomem wypracowania gimnazjalnego nie może przeskoczyć. I szukaj człowieku tej igły w stogu. Teoretycznie powinna być szybka selekcja naturalna. Ale to jest towarzystwo wzajemnej adoracji. Jak popatrzy się na komentarze pod wpisami to tylko inne blogerki się udzielają, więc ten teatrzyk jeszcze trochę potrwa.
Mnie tylko dziwi to, że wydawnictwa wysyłają takowym dziewuszkom (bo, że większość tego typu blogów brzmi jak pamiętniki gimnazjalistek to fakt) egzemplarze recenzenckie… Działy promocji nie weryfikuję poziomu tych wypocin i stawiają na ilość „recenzji” i wyświetleń? Dlatego też nie wchodzę już na Lubimyczytać, bo jak zauważyłem to wzajemne plusowanie opinii jest tam na porządku dziennym. Wraz z tandetnym marketingiem w stylu „reszta recenzji na moim blogu”.
Inna sprawa, że jestem pozytywnie zaskoczony pisarstwem Miłoszewskiego. „Uwikłanie” było dobre, a po 51% „Ziarna prawdy” mogę powiedzieć, że to też solidna powieść.
Zdaje się, że to jednak działa, akurat w Polityce z 3 sierpnia jest artykuł „Marketing klikany” zahaczający o temat blogerów książkowych.
Nic nowego, ale wypowiada aię parę osób z branży.
Przy interesującej mnie książce na LC odsiewam opinie blogerek, trochę tam siedząc, człowiek się orientuje, kto zawsze pisze w superlatywach.
A tego marketingu szeptanego to nie zrozumiem. Blogi słabo wypozycjonowane, mały zasięg, zamknięte środowisko, lipa. Dla mnie jedyne sensowne wytłumaczenie, że ten pojedynczy egzemplarz książki tak mało warty, że można na lewo i prawo rozdać. Cena okładkowa to tylko marże i narzuty. Taniej prościej dać kilka egzemplarzy niż przebijać się do magazynów o odpowiedniej renomie.
Ale logika internetu trochę dziwnie działa, więc nie zdziwię się, że ta strategia przynosi wystarczające efekty.
Kolorowanki odgrywają ogromną rolę przy wyrabianiu ręki u dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym – przygotowują do pisania.
Ja jestem ciekawy ile z tych osób hejtujących „Dziewczynę z pociągu” przeczytało książkę :D
Patrząc na najbardziej plusowane oceny na lubimyczytać to chyba całkiem sporo.
A co to jest „plusowana ocena”?
Jeśli się opinia podoba, możesz dać plusa, klikając w link „wartościowa opinia”.
Domyślnie na LC ustawione jest sortowanie wg „liczby plusów”, tzn. te najbardziej plusowane są najwyżej. Co oczywiście ma swoje wady, jak wszystko.
Nie ma dowodu na to, że osoby które postawiły plusa przy niepochlebnych opiniach książkę czytały. Nie szukając daleko taki na przykład Grzegorz tak pulpowej książki jak „Dziewczyna z pociągu” z pewnością nie przeczytał, bo on czyta tylko ambitne w jego mniemaniu dzieła, za które na dodatek dużo zapłacił, a poczuł się upoważniony do wyrażenia swojej opinii [cytuję »A pulpowe książki pokroju „Dziewczyny z pociągu” co najwyżej ogłupiają i zubożają intelektualnie«].
Przedstaw mi zatem dowód na to, że „Dziewczyna z pociągu” jest wartościową lekturą i myliłem się w swojej wypowiedzi.
To jest raczej niemierzalne i nie o to tu chodzi. Uważam, że żeby wypowiadać się na temat jakiejkolwiek książki wypada najpierw ją przeczytać, ale rozumiem, że niektórzy lubią oddawać się namiętnemu szufladkowaniu wszystkiego i wszystkich. Ot, taka ludzka słabość.
Dla mnie nie była (patrz niżej), ale niektórym ta książka dostarczyła rozrywki, zwykłej dobrej zabawy i relaksu. Nie każdy od książki wymaga zawsze gimnastyki mózgu. Każdy jest inny i każdy ma inne oczekiwania. Nie czytam takich mądrych książek jak Ty, ale takie proste życiowe rzeczy rozumiem. Polecam większą otwartość.
Np. ja. I ledwo dotrwałem do końca, rzadko przerywam lekturę. W tym przypadku żałuję, ale przynajmniej nie jestem już ciekawy „o co to halo”. Coś za coś :-)
No to mamy 1:1 ;)
Ja. Wiem, co krytukuję.
Sokrates był zdania że czytanie osłabia umysł, niszczy zdolność zapamiętywania, uszkadza wzrok, upowszechnia błędy językowe, upośledza samodzielne myślenie, niszczy potencję i jest przyczyną wielu chorób. Spartanie nie czytają.