Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Stała cena na książki: komisja senacka jest „za”, a także ciekawa opinia z lubimyczytac.pl

cena3990-2

Pomysł części wydawców i dystrybutorów, aby ustalić stałą cenę na nowości wciąż powraca przy różnych okazjach. Dziś będzie o dyskusji w Senacie i analizie skutków. 

Czego by o tej ustawie nie mówić – to najważniejsza jest ścieżka legislacyjna.

Parę dni temu, 17 marca 2015 zebrała się senacka Komisja Kultury i Środków Przekazu. Tematem posiedzenia było „Czytelnictwo w Polsce. Jaki jest jego faktyczny stan i dlaczego konieczna jest regulacja rynku książki?” – a poza senatorami wypowiadali się przedstawiciele rynku książki, głównie ci lobbujący za jej wprowadzeniem.

Na stronie Senatu znajduje się nagranie z posiedzenia Komisji.

Trwa ponad dwie godziny i jeszcze go nie przesłuchałem, ale relacjonują je m.in. Dziennik Internautów oraz Lubimyczytac.pl. Na spotkanie wybrała się też szefowa tego serwisu, Iza Sadowska, przy czym dostała taką ładną plakietkę.

11_14266890293_300

Pierwsze jej wrażenia:

Po wczorajszym posiedzeniu odnoszę wrażenie, że przeważająca część rynku książki jest za i przychylnie patrzy na ustawę o jednolitej cenie książki. A także potrafi aktywnie lobbować na jej rzecz. Nie wiem, według jakiego klucza Senat zapraszał gości, ale prawie wszyscy zabierający głos przedstawiali ustawę w samych superlatywach.

I podsumowanie:

Jaki był wynik spotkania? Siedmiu senatorów jednogłośnie zagłosowało za jak najszybszym rozpoczęciem prac i w rezultacie za wprowadzeniem ustawy oraz podkreśliło, że mają możliwość bardzo szybko ją wprowadzić (nawet jeszcze w tej kadencji – czyli przed najbliższymi wyborami).

Trzeba się więc liczyć z tym, że ustawa o książce zostanie niedługo wprowadzona w życie.

Jak wiemy, przedstawiciele PIK nie ukrywają, że ustawa o stałej cenie miałaby objąć w przyszłości e-booki. Dlatego nie warto tego tematu ignorować, choć na początku może nas nie dotyczyć.

Przypomnę, że na ten temat było już tutaj kilka artykułów:

  1. maj 2013: Pożegnamy promocje? Wydawcy i księgarze chcą stałych cen na nowości!
  2. listopad 2013: Projekt ustawy o cenie stałej na książki – niby nas nie dotyczy, ale i tak możemy się obawiać
  3. maj 2014: Ustawa o stałej cenie na książki – za kilka lat obejmie także e-booki!
  4. w październiku 2014 pisałem o liście otwartym Polskiej Izby Książki pod sugestywnym hasłem „Polska książka potrzebuje ratunku”. Niedawno dostałem z PIK informację, że z końcem lutego cała akcja się zakończyła, zbierając ponad 2300 podpisów.

Ten ostatni wpis był jednym z rekordowych pod względem liczby komentarzy na Świecie Czytników. Nie dziwię się, bo na pomysł stałej ceny można patrzeć z rozmaitych perspektyw.

Ostatnio bardzo ciekawą analizę: Co nam da stała cena na książki, raczej niewiele – opublikował w Lubimyczytac.pl Marcin Zwierzchowski i warto ją tutaj przybliżyć.

Zaczynamy od pytania – dlaczego akurat książka ma być uprzywilejowana i co, jeśli ustawa nie zadziała?

Będąc złośliwym, aż chciałoby się zapytać, co jeżeli ustawa nie wypali, co jeżeli nie odniesie oczekiwanego skutku? Powstanie nowa? O obowiązkowym skupie książek przez rząd, albo konieczności zakupu przynajmniej jednej książki miesięcznie na gospodarstwo domowe? Bo przecież książka to nie jest zwykły produkt, jak powtarzają zwolennicy ustawy. Jasne. Podobnie film, komiks, muzyka, obraz, zdjęcie, nawet ten artykuł nie jest zwykłym produktem. I co? Mamy zamiar objąć parasolem ochronnym całą twórczość?

A ustawa może nie zadziałać – jak donosi np. Dziennik Internautów, w Izraelu nastąpił spadek sprzedaży książek, choć to było związane nie tylko ze stałą ceną, ale też z upadkiem jednej z sieci sprzedaży.

Wydawcy i dystrybutorzy

Według autora ustawa rzeczywiście może zahamować wzrost cen okładkowych, bo dzisiaj rzeczywiście ceny te podnosi się głównie po to, aby było z czego schodzić przy promocjach.

Szczególnie absurdalnie sprawa wygląda na rynku e-booków.

Tutaj sytuacja jest tak chora, że bez rabatu na starcie nie ma jak handlować. Eksperyment przeprowadziło wydawnictwo Powergraph. Przez kilka miesięcy oferowali e-booki w niskich cenach, nie promocyjnych, ale okładkowych. Sprzedaż? Taka sobie. Potem ceny podnieśli, od razu jednak dając kilkadziesiąt procent rabatu. Mimo iż w takiej „promocji” e-booki kosztowały więcej, niż ceny okładkowe partii z pierwszej części eksperymentu, sprzedaż poszybowała w górę. Przecież to jakaś paranoja! Wie o tym Powergraph, ale co ma robić wydawca, skoro rabat to dla klienta warunek konieczny? Dołącza do reszty, zawyża ceny i od razu je obniża. Powtórzmy: to chore.

O tym samym napisał niedawno na swoim blogu Rafał Kosik, szef Powergraphu:

To jest chore, a efektem jest po prostu taka wstępna cena e-booka, która zakłada przyszłe promocje. Czyli podnieśmy ceny dwukrotnie, żeby móc sprzedawać za pół ceny. Brzmi idiotycznie, ale działa. Ludzie zdecydowanie chętniej kupują coś, co kosztowało 40 PLN, ale jest dostępne w promocji za 20 PLN (niezbędne są wielkie litery „PROMOCJA”), od czegoś, co na starcie kosztuje 20 PLN. To jest już chyba temat dla socjologa, czemu ludzie dokonują takich wyborów.

Wygląda na to, że niedługo będziemy mogli sprawdzić, jak to wyjdzie w rzeczywistości, bo ustawa o stałej cenie książki pewnie przejdzie. W tym przypadku, jak zwykle zresztą, jestem ostrożnym pesymistą.

Nie jest więc tak, że z tym się nie można nie zgodzić. Jeśli zamiast walki cenowej zacznie się mówić więcej o zawartości książek – to może pomóc czytelnictwu. Swoją drogą – gdy w kinach pojawia się ewidentny hit, to ludzie bez szemrania wydają kilkadziesiąt złotych za bilety dla dwóch osób. Dlaczego nie chcą wydać tyle na książkę?

No ale przecież, obniżenia cen okładkowych ustawa nie zagwarantuje, a księgarnie nadal będą chciały konkurować ofertą. Jak pisałem kiedyś przy swojej analizie projektu ustawy, jakim problemem będzie wyrwać z książki ostatnią stronę i tym samym w majestacie prawa uczynić ją „używaną”? Zwierchowski wpadł na ten sam pomysł i dorzuca jeszcze kolejne:

Wydawca szykuje dwie edycje nowej powieści, gdzie jedna ma cenę np. 39,90 zł, a druga (na wyłączność dla Empiku) już 29,90 zł. Problem z głowy. To się nie opłaci? W porządku. Więc może za książkę Rowling zapłacicie 45 zł, ale wydawca tak dogada się z konkretnym sprzedawcą, że 30% z tej ceny przy zakupie automatycznie wraca na waszą kartę lojalnościową.

I rzecz najważniejsza, czyli marża dystrybutora:

Problem widzę też w tym, że skoro obecnie wydawcy dają dystrybutorom i 50% rabatu, to czy bez argumentu promocji taki dystrybutor od razu zejdzie do 20%? Nie. Może do 45%, może do 40%, ale z pewnością nie będzie to łatwe i przyjemne dla wydawcy.

A pamiętajmy – że najwięksi dystrybutorzy są za ustawą. Krzywdy im więc nie zrobi.

Księgarnie i czytelnicy

Czy ustawa uratuje małe księgarnie? Niekoniecznie. Duże sieci mają to do siebie, że nie tylko jest tam taniej (acz nie zawsze) – przede wszystkim jednak są pod ręką, w centrach handlowych, po drodze z pracy itd, kuszą też innymi zakupami. No, a księgarnie w małych miastach nie mają sieciowej konkurencji – co więc zmieni ustawa? Zmusi czytelników do kupowania w tych księgarniach?

Co gorsza:

Paradoksalnie wręcz ustawa może uderzyć w małe księgarnie, bo będzie nakładać na nie obowiązek sprowadzenia na życzenie klienta dowolnego dostępnego na rynku tytułu, i to w cenie okładkowej. Czyli jeżeli koszt sprowadzenia pojedynczego egzemplarza będzie wysoki, to księgarz oberwie po kieszeni? A co, jeżeli ktoś książkę zamówi, ale się rozmyśli i nie będzie chciał kupić? Księgarz go zmusi? Jasne.

Po co właściwie to całe sprowadzanie na żądanie?

Uwaga, rewelacja: już teraz można sobie zamówić, co się chce, często poniżej ceny okładkowej. To się nazywa księgarnia internetowa. Jeżeli zaś ktoś nie ma internetu, to może skorzystać z niego w bibliotece. Jeżeli ktoś nie ma karty kredytowej, to może zamówić za pobraniem. Po co więc ta ustawa?

Powiedziałbym bardziej dosadnie – zapis o ściąganiu przez księgarnie dowolnych książek jest kopią z innych ustaw powstałych w erze przedinternetowej – i lobbyści starają się ignorować fakt, że żyjemy już w XXI wieku. Takie myślenie życzeniowe, że zapisami da się zmienić rzeczywistość.

Idziemy dalej.

Skąd pomysł, że brak rabatów zmusi księgarzy do poszerzenia oferty o pozycje niszowe, tym bardziej, jeżeli nie będzie można ich oferować w promocji? Jak to ma działać?

Już to sobie wyobrażam, jak czytelnicy rzucają się na ambitną literaturę po 50 złotych, w sytuacji gdy nie zamawiali jej, gdy była po 35 zł, włączając w to wysyłkę. No dobrze, załóżmy, że cena okładkowa spadnie do tych 35 złotych. Co to właściwie zmieni?

Jest jeszcze jeden problem.

Co zaś mnie najbardziej martwi, mocno po uszach dostaną księgarnie samych wydawców. Bo, według mnie, zdrową sytuacją jest taka, w której za pośrednictwem swojej strony internetowej wydawca sprzedać może sporą część nakładu. Uniezależnia go to od dystrybutorów. Ustawa ten trend jednak wyhamuje, bo tak jak inne księgarnie internetowe, księgarnie wydawców będą przegrywać ze stacjonarnymi. Wydawcy więc znowu stracą samodzielność.

No właśnie, każdy specjalista od handlu powie, że sprzedaż dla konsumentów (B2C) nie może podważać sprzedaży hurtowej (B2B), ale w przypadku wydawców możliwość ominięcia dystrybutora, którą dał przecież internet powinna być jednym z najważniejszych kierunków rozwoju. I to ustawa im zabiera.

Tu dodam coś z perspektywy Świata Czytników – większość wydawców ma swoje księgarnie z e-bookami, ale rozmowy na temat ich obecności np. w porównywarce były zwykle mało owocne. Odnoszę wrażenie, że wielu wydawców woli płacić dystrybutorowi jego marżę, zamiast bezpośrednio promować swoją księgarnię. Wśród nielicznych wyjątków jest Helion, który od dawna docenia możliwość bezpośredniego dotarcia do czytelników.

Zaletą ustawy mogłoby być to, że wydłuży czas życia książki – dziś dramatycznie krótki. Tak naprawdę dopiero po roku zacznie się konkurencja między księgarniami, warto będzie więc starsze książki promować i wracać do nich.

Rozwiązanie: jedna minuta dla książki?

Według Zwierzchowskiego regulacja ceny książki nie rozwiąże podstawowego problemu, jaki jest w Polsce – czyli ogólnego spadku czytelnictwa. Wiara w to, że ludzie nie czytają, bo książki są za drogie ilustruje tylko część rzeczywistości.

Problemem jest brak miejsca dla książki w przestrzeni publicznej.

Jak to się dzieje, że gdy do księgarń trafia „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, to nagle okazuje się, że takie książki chce czytać 400 000 osób?

Jak to możliwe, że po premierze serialu „Gra o tron” lawinowo przybyło ludzi, którzy sięgnęli po książki Martina? Efekt było widać w warszawskim metrze – nie chodzi o to, że ludzie zazwyczaj czytający przerzucili się na Martina, ale o to, że generalnie przybyło ludzi czytających. Cud? Nie. Efekt obecności tych tytułów w zbiorowej świadomości.

No właśnie – książki są zupełnie wyrugowane z przestrzeni publicznej, nie rozmawia się o nich, żaden polityk z książką się nie pokaże, a jeśli już nawet jakąś przed wyborami napisze, głównie po to, aby reklamy „książki”, czy raczej jego wizerunku, obchodziły zgrabnie ograniczenia kampanii wyborczej.

Coraz większa w narodzie jest świadomość bezsensu czytania. W jednym z podsumowań badań czytelnictwa słyszałem, że w odpowiedziach wiele osób nie kręci już, że „nie ma czasu”. Nie. Oni walą prosto z mostu, że czytanie jest im po prostu niepotrzebne.

Dlaczego tak się dzieje? Zwyczajnie – nikt im nie dał dobrego przykładu. Lekcje języka polskiego do czytania zniechęciły. Na forach czasami pojawiają się pytania – jak zachęcić nastolatka do czytania – w sytuacji, gdy dzięki szkole na książki nie jest w stanie patrzeć.

Zwierzchowski ma rozwiązanie:

Co więc można zrobić? Zamiast podpisywać się pod projektem ustawy o stałej cenie książki, przygotować petycję skierowaną do polityków, ludzi mediów, celebrytów nawet, przede wszystkim zaś samych mediów, telewizji, by nie pomijali książek. By się z nimi pokazywali, by chwalili się lekturami, by w Faktach TVNu, Wiadomościach czy Wydarzeniach poświęcać 1 minutę na materiał mówiący o tym, że do księgarń trafiła warta uwagi pozycja. 1 minuta. To tak dużo? Wywalcie materiał o stepującej małpie albo serfującej wiewiórce, a się zmieści.

Zgadzam się, że książek w mediach praktycznie nie ma, dlatego tak się ucieszyłem, gdy doniesiono mi że o e-bookach mówi się w telewizyjnym serialu czy pisze w Fakcie.

Ale czy uwierzę, że książki zaczną nagle pojawiać się w programach informacyjnych? Bardzo rzadko oglądam telewizję, ale włączenie Wydarzeń czy Wiadomości parę razy w ciągu ostatnich miesięcy było dla mnie doświadczeniem bolesnym. Są to już dziś niemal wyłącznie programy rozrywkowe, nastawione na rozbudzanie emocji, epatowanie sensacją, przyciąganie ciekawostkami. W porównaniu z nimi PRL-owski „Dziennik Telewizyjny”, którego czasami przypomina TVP Historia był wzorcem szerokiej perspektywy. Włączenie „stacji informacyjnych” nie poprawia sytuacji – ich model działania polega na wałkowaniu tych samych tematów, nawet jeśli nie ma się nic do powiedzenia – i to zastępuje głębszą analizę.

Jak w tej sytuacji namawiać kogoś do przeczytania np. książki o Ukrainie? 300 stron, stracone parę godzin! Przecież widz w tej sytuacji nie obejrzy dwóch filmów i godziny reklam. Jaka to strata dla nadawcy. Właścicielom wielkich koncernów medialnych nie jest zresztą potrzebny widz czytający, mający swoje zdanie, umiejący zadawać pytania. Nie, najlepiej aby jedynym źródłem jego wiedzy o świecie była macierzysta stacja TV.

Dlatego „1 minuta dla książki” mogłaby wiele zmienić – ale w dzisiejszej sytuacji realizacja tego pomysłu jest równie nierealna, co wpływ stałej ceny książki na wzrost czytelnictwa.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

137 odpowiedzi na „Stała cena na książki: komisja senacka jest „za”, a także ciekawa opinia z lubimyczytac.pl

  1. golem14 pisze:

    No i fajnie, w końcu ten chory rynek się sam zawali przez własną pazerność. Niech go dobiją! Ja sobie poradzę, a te parę procent Polaków, którzy czytają jeszcze książki, też – w końcu są chyba inteligentni!

    0
  2. PasterzPPP pisze:

    Jak zwykle w tym socjalistycznym kraju wprowadzi się ograniczenia i regulacje. Dalej jak napisał autor interwencyjny skup książek.
    Jaki jest cel? Ograniczenie wolnego rynku.
    Bo to spowoduje spadek sprzedaży książek i tak już niski. Jak wiadomo im głupszy naród tym lepsi z nich wyborcy.
    #polecampoczytaćrothbarda

    0
    • Zet pisze:

      Akurat w „socjalistycznym” kraju, mimo, iż jako całośc był dużo gorszy niż aktualny, to do taniej książki był większy dostep niż obecnie – spytaj rodziców.

      0
  3. YuukiSaya pisze:

    Przyznam się, że wcale na telewizję w kwestii promocji czytelnictwa nie liczę. Oni wiedzą, że zaraz zaczną się zwijać bo konkurencji sporo (sto kanałów w kablówce, ale w jednym momencie obejrzysz tylko jeden) a wyrasta pomału pokolenie, które od tv woli gry, szeroko rozumiany internet, aktywność fizyczną, które filmy i seriale chce oglądać wtedy, kiedy im się podoba, którzy nie spędzają całych godzin wgapionych w odbiornik jak zombie. Oczywiście, nie jest to wielki ruch, ale ci ludzie są często trendsetterami wśród swoich znajomych, oni też wychowają kolejne pokolenie żyjące bez tv, to stanie się zwyczajnie modne. Książka jest zagrożeniem dla takich nadawców.

    Większą nadzieję upatrywałabym w internecie – na samym fejsie jest trochę grup i stron promujących czytanie i ludzie tam zaglądający są dumni ze swego hobby. Wśród młodzieży czytanie pomału zaczyna być trendy – jak ja miałam 13 lat to przyznanie się do regularnego bywania w bibliotece oznaczało towarzyską śmierć, teraz dzieciaki same się organizują w grupy wielbicieli różnych serii książkowych.

    Może panowie z PIKu by zakasali rękawy i zrobili porządne promo sięgające różnych grup społecznych – a możliwości są spore. W Rosji potrafili wydać teledysk hiphopowy o największych rosyjskich dziełach jako formę promocji czytelnictwa. Trzeba chcieć, ale no tak, łatwiej powłazić z wazeliną posłom-osłom i proszę, ustawa jak się patrzy. Zabiją rynek i cóż…

    Przyjdzie czytać wyłącznie obcojęzyczne ebooki. Chyba czas zintensyfikować naukę japońskiego i z polskiego fantasy przerzucić się na japońskie kryminały. Wielbicielom skandynawskich kryminałów doradzam intensywny kurs szwedzkiego lub norweskiego. A polskim autorom przerzucenie zbiorowo interesu gdzieś do sąsiadów i tam otwarcie księgarni internetowej – z Czech lub Litwy przesyłka powinna nie być wiele droższa niż krajowa.

    0
  4. Hubert Lary pisze:

    Ale to jest czysty socjalizm. W czasach realnego socjalizmu ćwiczyliśmy tzw. ceny stałe. Wg mnie taka sztywna cena ustalona odgórnie sprzeczna jest z wolnością i konkurencją. Trybunał Konstytucyjny musiałby zakwestionować taką ustawę jako sprzeczną z Konstytucją. 
    Dzisiaj sztywna cena na książki, a jutro na chleb, masło, cukier, itp. I …. „komuno wróć”.
    Oczywiście, że stała cena zadowala producentów, ale nie konsumentów.

    0
    • h. pisze:

      taka cena nie zadowala producentow, tylko jeszcze o tym nie wiedza. ale sie dowiedza. brutalnie i nagle.
      ksiazka to nie chleb ze jak nie kupisz to umrzesz z glodu. zastapisz sobie serialem czy plyta. pozyskasz z „nieoficjalnych” kanalow.
      ja sie ciesze z tej ustawy. sa chciwi wiec powinni zdechnac.

      0
  5. P pisze:

    Ustawa ograniczy tylko dostęp do książek. Na pewno nie jestem żadnym wyznacznikiem ale dość często dawałem się skusić na nowe książki w sklepach typu Auchan. Dlaczego? Cena oczywiście. 20 vs 40 robi sporą różnicę.

    Druga sprawa, promocja czytelnictwa w tv czy radiu. No to się nie stanie choćby z tego powodu że raczej ciężko będzie zmusić czytelnika do przeczytania 3 stron reklam co każde 15 stron :)

    Kolejna sprawa, e-booki. Rynek tylko straci, wbrew temu co mówią wydawcy. Przez cenę i dostępność „alternatywnych” źródeł.

    0
  6. ?! pisze:

    Skoro e-booki to usługa, stąd różne opodatkowanie, to ustawa ich nie powinna dotyczyć. :D

    0
  7. Teresa pisze:

    Zacznę czytać książki po angielsku, bo jakoś nie słychać, aby w Amazonie była stała cena na cokolwiek. A tak w ogóle to może w naszym kraju wprowadzić jeszcze stałe ceny na płyty z muzyką, filmami, grami, na zabawki dla dzieci? A co! I won z posezonowymi wyprzedażami odzieży i obuwia. Jak ktoś sprzeda taniej cokolwiek, nawet żywność, której termin się kończy, to niech płaci grzywnę albo do pudła!

    0
  8. Cyber Killer pisze:

    Zawsze warto zadać pytanie „kto zyskuje?” – w tym wypadku zyskują księgarnie fizyczne. Jedyny cel tej ustawy to dokopanie sklepom internetowym, żeby nie opłacało się kupować w sieci (bo taka sama cena bazowa + koszt wysyłki = nie ma sensu kupować w sieci).

    Jeśli ta ustawa wejdzie w życie to obiecuję, że nigdy więcej nie kupię książki wydanej w Polsce.

    0
    • Dumeras pisze:

      Zyskuje Empik, który pod projektem podpisał się jako pierwszy, bo ma największą sieć sklepów stacjonarnych w centrach handlowych.
      Już taki Matras lub Merlin niekoniecznie, bo stawiają głównie na handel przez neta.
      Zyskają znane księgarnie w duuużych miastach, najbardziej w Warszawie.
      No i sieci hipermarketów, dyskontów.

      Czytelnicy i autorzy stracą :-(

      0
  9. Robert pisze:

    Co do założenia „minuta dla książki” warto zauważyć, że zdarzają się wyjątki… Teleexpress ma coś takiego jak „przedział literacki” . Jest też program „Xięgarnia” w programach informacyjnych TVN-u. Co prawda, jedynie Teleexpress spełnia wymagania dostępności w programie ogólnopolskim… Ale na bazrybiu i rak ryba…
    No ale to wszystko, to kropla w morzu potrzeb…

    0
  10. erkagie pisze:

    Czy lobby wielkich sieci jest naprawdę tak silne, że właściwie nie słychać branżowych głosów przeciw ustawie, czy rzeczywiście w środowisku księgarskim jest pełna zgoda na takie zmiany? Wydawałoby się, że w interesie właścicieli małych księgarni, a przede wszystkim dużych księgarni internetowych jest bombardowanie tego projektu. Natomiast gdziekolwiek czytam jakiś artykuł o kolejnych krokach PIKu, brakuje w nim głosu drugiej strony (chyba, że od redakcji). Jeśli nikt ich nie prosi o ich zdanie, sami powinni zgłaszać się po fakcie tak, żeby zasygnalizować potrzebę dyskusji, a co najmniej umieszczenia informacji o opinii drugiej strony. Albo nie myślą o swoim biznesie i nie sądzą, że ustawa uderzy ich po kieszeni, albo są po prostu bierni i patrzą jak dzieci na zabawy dorosłych. Tak czy siak, dziwi mnie to i smuci.

    A co do ebooków, nie jestem prawnikiem, ale jak oni chcą w przyszłości zachować VAT na u s ł u g ę i podpiąć to pod stałą cenę k s i ą ż k i?

    Ja sam zobaczę, jak to się ukształtuje, chociaż szczerze wątpię, że okładkowe ceny nagle spadną. Najwyżej wrócę do biblioteki.

    Ciekawi mnie jeszcze, jak duży wpływ na większą sprzedaż książek z Powergraphu po zwiększonej cenie i danym rabacie miało to, że o promocjach na książki się pisze. Bez informacji o rabacie, nie byłoby wzmianki na blogach czy wyszczególnienia w porównywarkach. Taka właśnie wzmianka jest nie tylko informacją, że można kupić taniej, ale że jest w ogóle taka książka, więc to jakby reklama podwójna.

    0
    • erkagie pisze:

      Hmm, dlaczego mój komentarz od 8 „oczekuje na moderację”?

      0
    • Dumeras pisze:

      Może dlatego, że ten rynek jest bardzo rozdrobniony, samych wydawców jest chyba ponad 30tys., podpisało się kilku największych, a drobnicę może nawet nie stać na przyjazd do warszawki, nie mówiąc o stawianiu obiadów senatorom.

      0
      • asymon pisze:

        Mnie natomiast dziwi cisza w gazetach, zarówno dziennikach, magazynach weekendowych, jak tzw. „tygodnikach opinii”. Myślałby kto, że temat-samograj, ale jakoś dziwnie cicho. Tylko w internecie co jakiś czas trochę szumu. W sensie poszumi trochę i cichnie. A lobbyści po cichu robią swoje.

        Co ciekawe, skutki w różnych krajach wcale nie są takie jednoznaczne, jak to przedstawiają członkowie PIK:
        http://en.wikipedia.org/wiki/Fixed_book_price_agreement#Empirical_assessment
        – co ciekawe, w niektórych krajach ustawa jest de facto zalegalizowaniem istniejących porozumień – zmów cenowych. np. w Niemczech od 1888(!), w Polsce 20 lat temu były próby wprowadzenia tzw. Kodeksu dobrych obyczajów. Jak to wyszło, można przeczytać na wirtualnywydawca.pl, linkowałem wcześniej.

        A tu informacja, że ustawa we Francji ma chronić małe księgarnie przed amazonem.
        http://techcrunch.com/2014/01/10/the-anti-amazon-law-is-about-to-become-a-reality-in-france-but-its-not-a-bad-thing/
        …i faktycznie, książkowe nowości na amazon.fr kosztują 18-20 dolarów. Serio.

        0
      • erkagie pisze:

        Nie mówię o wydawcach, ale o księgarzach. Wątpię, że Ci najwięksi internetowi się nie znają (niekoniecznie osobiście, ale jednak branża). Widząc, co wyrabia PIK, powinni dawno się sprzymierzyć i wytoczyć jakiekolwiek działa. Oczywiście, że nie stać ich na taki PR i takie lobbowanie jak druga strona, ale to nie znaczy, że powinni siedzieć cicho. Smutno to wygląda.

        0
        • Dumeras pisze:

          Na tym spotkaniu był przedstawiciel Matrasa i to była bodajże jedyna osoba, która powiedziała coś innego niż tylko laurki pochwalne. Kto inny jest dużym graczem na rynku. Empik, później merlin, matras a reszta to już drobnica.
          empik jest pierwszym na liście lobbujących.
          matras jest na nie
          zdania merlina nie znam
          I z tej trójki to empik ma widać największą kasę na obiadki senatorów.

          0
  11. KBKBKB pisze:

    „Mimo iż w takiej „promocji” e-booki kosztowały więcej, niż ceny okładkowe partii z pierwszej części eksperymentu, sprzedaż poszybowała w górę.”

    Trochę śmiesznie to zabrzmi, ale to znaczy, że nie cena jest problemem :) Pod warunkiem, żeby nie była za wysoka :)

    W dobie „wolnego” internetu wydawcy podwyższając marżę strzelają sobie sami karkołomnie prosto w potylicę. Książek w sklepach z tanią książką jest całą masa, biblioteki są już nawet całkiem nieźle zaopatrzone, a po ebooki sięga się do chomiczej norki.
    Osoby, którą chcą czytać bez problemu sobie poradzą. Osoby, które mogłyby czytać więcej lub w ogóle czytać oleją temat z czystego lenistwa i siądą przed telewizorem. Stracimy na tym my wszyscy jako społeczeństwo, które będzie po prostu odmóżdżone, a że politykom to na rękę to nic dziwnego, że nic z tym nie chcą robić.

    0
  12. KBKBKB pisze:

    I jeszcze jedno:
    „wielu wydawców woli płacić dystrybutorowi jego marżę, zamiast bezpośrednio promować swoją księgarnię.”

    Ale co w tym złego? Czemu wydawca ma mieć swoją księgarnię? Przecież to dodatkowe koszta, zagrożenia, odpowiedzialność, kompetencje. Widać wydawcom jest taniej i wygodniej rzucić dystrybucję na zewnątrz i czemu miałoby to źle o nich świadczyć?

    0
  13. ihor pisze:

    Szkoda tylko, że Sz.P. Senatorowie nie zainteresowali się, jakie efekty przyniosły takie rozwiązania w innych krajach (np. Izrael)
    Informacje o tym były mi.in. w Świecie Czytników :D
    Ale po co szukać, skoro im panowie z PIK powiedzieli, że to dobre i potrzebne.

    0
    • Robert Hnatiuk pisze:

      Sama idea zaproszeń tylko określonych osób, sugeruje, że usłyszeli co chcieli usłyszeć… Ciekawe by było pytanie: kto ustalał listę zaproszonych osób….?

      0
    • Dawid Miarka pisze:

      Te dane z Izraela mówią tylko o spadku kupowania nowości, żadna nowość. Liczy się czy zwiększyły się dochody. To nie jest ustawa promująca czytelnictwo.

      Też jestem jej przeciwny, ale jeżeli ilość zakupów nowości spadnie o 1/4, a przychody wzrosną o 1/4, to i tak wyjdą na swoje, bo marża będzie nawet 2-5 razy większa.

      Księgarnie internetowe pewnie będą musiały jakoś przepis omijać dając darmową wysyłkę i pokrywając jej koszta z marży na książce.

      Jestem tej ustawie przeciwny, bo to regulacja rynku i zmowa cenowa. Ale takie spłycanie i podawanie tego Izraela jak nie mamy danych finansowych jest do bani. Do tego dochodzi jeszcze możliwość dwukrotnej mocnej promocji książki – na premierze i po spadku ceny, może się okazać, że na przestrzeni 2 lat nawet ilość sprzedanych danych książek będzie większa.

      0
  14. BioBuster pisze:

    Ja po przeczytaniu o sytuacji w Izraelu zaciekawiłem się jak w „naszym” projekcie ustawy zadbano o autora. Bo izraelska „Ustawa miała chronić autorów, zapewniając im 8% z ceny książki”. W „naszej” autor występuje tylko raz, w artykule 4.2 z informacją, że może zakupić własną książkę (ale uwaga!) pod warunkiem zakupu na własny użytek, za niższą niż okładkowa cenę. Zostawię to bez komentarza.

    Natomiast sądząc po sensownie brzmiącym artykule tutaj, „ustawa o książce” wiąże się z wydawaniem przez państwo kasy na aparat urzędniczy. Ciekawe czy to będzie kasa z puli „na kulturę”.

    Edit: Pozwoliłem sobie poprawić link, Robert H.

    0
  15. irobo pisze:

    Taka ustawa z pewnością nakręcili sprzedaż czytników a w szerzej perspektywie nielegalny obrót ebookami a w szerzej perspektywie nastąpi odrodzenie antykwariatow.

    0
  16. Przemek pisze:

    Co do wysokich marż narzucanych przez duże sieci sprzedażowe: w Polsce nie wykorzystuje się UOKiK, małe księgarnie nie mogą stosować cen dumpingowych jak duże sieci, a ceny poniżej wartości są prawnie zakazane, więc małe księgarnie już dawno powinny pozwać zbiorowo duże sieci za niedozwolone praktyki.

    Ustawa tylko na chwilę da oddech małym księgarniom, bo nie trzeba będzie iść do dużej sieci, żeby kupić z 30% rabatem, bo rabat zakazany, to można kupić u małego księgarza, lub bezpłatnie zamówić egzemplarz u niego i odebrać. Ale ten oddech tylko na krótką metę, bo nikt przecież nie zabroni stosować księgarniom internetowym kosztów wysyłki kurierem na 0,01gr.

    Generalnie ustawa z jednolitą ceną by ułatwiła życie czytelnikom, nie byłoby zakupów impulsowych, kupowania „bo jest promocja”, ale dlatego, że chce się przeczytać. Ale nie oszukujmy się, często ta promocja jest bodźcem do zakupu, będzie stała cena, to kupi się później, jak się przeczyta to co się kupiło wcześniej. Więc sprzedaż SPADNIE, to ja gwarantuję (no przynajmniej ja będę mniej kupował, bo często kupuję na zapas, bo taniej, a później drożej…).

    Co do tej „1 minuty dla książki” w programach informacyjnych TVP, PR (tylko ich można zobligować, jako nadawców publicznych, no może jeszcze Radio Maryja i inne radia nadające jako nadawcy społeczni), kto będzie decydował jakie książki za darmo reklamować? rocznie wydaje się nowych kilka tysięcy tytułów, to jest 10 książek dziennie, a przecież nie jest równomiernie rozłożone, kto zdecyduje o kolejności?
    A jak patrzę na jakość self-publish czy ze współfinansowaniem, to raczej powinno być zakazane ich reklamowanie.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Wspomniany myk z manipulacją kosztami przesyłki zrobił Amazon we Francji i jak się okazało, nic im nie można zrobić. A Polak nie takie przepisy obchodził, czyż nie?

      A odnośnie „1 minuty dla książki” to w moim odczucie nie musi to być promocja konkretnych tytułów, a raczej kultury czytania jako takiej. Ej, mamy w ciągu roku kilka sporych imprez związanych mniej lub bardziej z książkami, a ja o większości dowiedziałam się odwiedzając tego bloga. Wcześniej nigdy taka informacja za pośrednictwem ogólnych mediów do mnie nie dotarła. A jakby zamiast materiału o kolejnych pieniaczach czy pięćdziesiątym materiale o tym samym skandalu umieścić w Faktach czy wiadomościach info o takiej imprezie? Raz, piąty, sześćdziesiąty i proszę, jakoś książka się wślizguje do życia publicznego.

      0
      • asymon pisze:

        Ktoś gdzieś pisał, że przecież można robić „wrzutki” z książką w popularnych serialach, i tak zawierają lokowanie produktów. Inna sprawa, że producent pewnie by policzył za to jak za zboże.

        Minuta w wiadomościach to pobożne życzenia, tam jest to co daje oglądalność, budzi emocje, stąd codziennie reportaże o chorych dzieciach, czy staruszce, co nie ma prądu. Patrzyłem trochę w święta, u teściów, do dziś nie mogę dojść do siebie :-(

        0
  17. AS pisze:

    Chęć nauki czytania wykazałem samodzilnie i czytałem płynnie w wieku przedszkolnym. Czytanie mam więc we krwi. Trochę popsuł to komputer, z którym zacząłem mieć do czynienia w czasie studiów. Ale komputer zmuszał do poszukiwania wiedzy i tak, pośrednio, mój poziom czetelnictwa chyba niewiele ucierpiał. Zyskał za to angielski. Internet to kolejna zabawka odrywająca od książki. Na szczęście nie umiem na niego tracić czasu tak z nudów.

    Przez kilka ostatnich lat moje czytelnictwo opierało się o prasę codzienną i opiniotwórczą. Jednak pewna stagnacja na naszym politycznym podwórku spowodowała, że stało się to mało produktywne. Trafiłem na ten blog przy okazji powracającego pomysłu na zakup czytnika ebooków. I tak, dzięki temu blogowi zdecydowałem się trzy lata temu na zakup Kindle Touch. I tak nastąpił powrót to książki. Trzy lata temu zapisałem się do miejskiej biblioteki i szarpię z tego źródla około cztery książki w miesiącu, z czego czytam średnio dwie.

    Ale uciekłem od tematu. Gwarancja stałej ceny ma oczywiście pewien aspekt pozytywny. Przez pierwszy rok mogę nabyć taką książkę bez obawy, że przepłacę w stosunku do innego miejsca jej nabycia.

    Ale są oczywiście minisy tego stanu:
    Ograniczona konkurencja i tendencja do zawyżania ceny ze względu na monopol wydawnictwa na konkretny tytuł.
    Roczne oczekiwanie na wyprzedaże.
    Czy księgarnie będą zainteresowane promowaniem starych wydań. Przecież obecnie na półkach są prawie wyłącznie nowości. Komu opłaci się trzymanie na stanie tytułów przez ponad rok?
    Po roku wiele tytułów w wersji papierowej będzie nie do zdobycia.
    Co z dodrukami?

    Osobiście nie jest dla mnie problemem poczekanie z zakupem nowości przez rok. Dla mnie mniej istotne jest kiedy przeczytam dany tytuł. Ważne jest, czy mi się spodoba. Jestem jedzcze w takim wieku, że rok czekania nie stanowi dużego ryzyka.

    Ale z drugiej strony roczne książki nie będą raczej promowane i przez to można się o nich w ogóle nie dowiedzieć. Można oczywiście tworzyć sobie listę życzeń na podstawie aktualnych nowości i wracać do niej po roku, ale do tego trzeba mieć zdrowie.

    We Francji obowiązuje taka ustawa i zakłada chyba nawet dwuletni okres stałej ceny. Moim zdaniem wystarczyłby maksymalnie półroczny. Przedłażanie tego stanu na rok spowoduje, że książka o źle ustalonej cenie może nie znaleźć czytelnika.

    Na razie ustawa nie obejmie ebooków. Może wcale nie obejmie? Ale tak, czy inaczej ta ustawa może paradoksalnie stać się impulsem do wzrostu tego rynku.

    Na koniec o magii promocji. Marketingowcy w ostatnich czasam wpoili ludziom przekonanie do procentów. Dlatego ludzie nie patrzą na ceny bezwględne, tylko na procenty. Nie wiem, czy wierzyć wydawcom co do tego, że lepiej ustalić wyższą cenę początkową i następnie sprzedawać ze zniżką, ustalając cenę po tabacie na wyższym poziomie, niż potencjalna cena sprzedaży bez promocji. Jest to bardzo możliwe, tylko kto mi zagearantuje w tym samym czasie ten sam tytuł za 30 zł w cenie standardowej i za 40 zł z 20% rabatem, abym mógł się przekonać o tym, że lepiej wybrać ofertę pierwszą? Moim zdaniem to tylko czyste dywagacje.

    Jedyna nadzieja w tym, że rynek zweryfikuje tę ustawę i niewykluczone, że wydawcy będą jeszcze tego żałować.

    0
    • mmena pisze:

      Nie wiem czy to faktycznie tak jest z tą „magią procentów”. Zwróćcie uwagę jak często tego typu pseudopromocje są punktowane w komentarzach.

      0
    • Borygo pisze:

      „Na koniec o magii promocji. Marketingowcy w ostatnich czasam wpoili ludziom przekonanie do procentów. Dlatego ludzie nie patrzą na ceny bezwględne, tylko na procenty. Nie wiem, czy wierzyć wydawcom co do tego, że lepiej ustalić wyższą cenę początkową i następnie sprzedawać ze zniżką, ustalając cenę po tabacie na wyższym poziomie, niż potencjalna cena sprzedaży bez promocji. Jest to bardzo możliwe, tylko kto mi zagearantuje w tym samym czasie ten sam tytuł za 30 zł w cenie standardowej i za 40 zł z 20% rabatem, abym mógł się przekonać o tym, że lepiej wybrać ofertę pierwszą? Moim zdaniem to tylko czyste dywagacje.”

      To nie tyle wpojenie procentów jest problemem, ile dotarcie do odbiorcy. Ja o tej akcji Wydawnictwa Powergraph przeczytałem dopiero w tym artykule. Pewnie bym sobie coś kupił, gdyż przeczytałem wcześniej dwie części ich „Opowieści…”. Nie powaliły mnie co prawda na kolana, ale gdyby książki były w dobrych cenach, to bym sobie kupił na późniejsze czasy, jak się przeczyta to co jest w kolejce.

      Co do stałej ceny książek to ja dziękuję i poczekam, aż padną i syndyk masy upadłościowej będzie ich wyprzedawał. Nie widzę (zwłaszcza w przypadku gdyby ustawą chcieli objąć także ebooki) problemu w tym by platformę sprzedażową umieścić za granicą. Tylko dlaczego znowu jako Polak mam kupować coś w zagranicznej firmie. Dlatego, że nasze polskie piekiełko znowu zwycięży? Dlatego, że ci z PIK są ślepi a może i sprzedajni?

      0
  18. Przemek pisze:

    A co do posłów, senatorów: jak widać liczy się kasa i kilka tysięcy osób ważniejsze od kilkuset tysięcy, których projekty obywatelskie zostały odrzucane w pierwszym czytaniu…

    0
  19. kookimonster pisze:

    A propos czytelnictwa – najprostsze sposoby są najlepsze. Na przykład w Warszawie wszystkie biblioteki dzielnicowe są czynne jedynie od poniedziałku do piątku, więc człowiek pracujący na standardowym etacie nie ma kiedy z nich skorzystać. Wystarczyłoby otworzyć biblioteki w soboty i dużo więcej osób by z nich korzystało.
    Ustalanie cen książek na tak wysokim poziomie nic nie da jeśli rzeczy podstawowe nie są na swoim miejscu.

    0
    • anda pisze:

      Proszę, sprawdź dane, zanim uogolnisz.
      Np. na Białołęce część placówek pracuje dwie soboty w miesiącu, a główna czytelnia i multicentrum pracują w prawie każdą.
      Poza tym, w Warszawie jest niezła sieć bibliotek i prawie każda przynajmniej jeden dzień w tygodniu jest czynna do 19 (zazwyczaj od 9 lub 10) – więc można znaleźć jakąś blizej pracy i korzystać.

      0
      • kookimonster pisze:

        Jeśli się coś zmienia w tej materii, to zwracam honor. Może mam stare informacje – kiedyś sobie szukałam biblioteki właśnie na Białołęce, ale oznaczałoby to pogoń z pracy w centrum, żeby zdążyć przed 19. do biblioteki w ciągu tygodnia.
        Zapisana byłam do biblioteki w centrum koło pracy, ale wybór był tam strasznie marny do tego biblioteka wyglądała jak biblioteczka przy podstawówce.
        Teraz mieszkam na Mokotowie i jak ostatnio spradzałam, to biblioteki były pozamykane w soboty. Takie polowanie na książki mija się z celem.
        Z moich obserwacji wynika, że paradoksalnie w mniejszych miejscowościach działa to dużo lepiej niż w stolicy. Biblioteki są otwarte od 9 do 15 w każdą sobotę. Do tego są lepiej wyposażone i szybciej dostają nowości.

        0
        • anda pisze:

          Zawodowo czepiam się uogolnien :) i dlatego zapraszam do odwiedzenia bibliotek (lub przynajmniej ich stron internetowych) przed wyrażeniem opinii. Zarówno na Białołęce, jak i Woli (z tych bibliotek korzystam) nowości pojawiają regularnie i w przyzwoitym wyborze. Poza tym nie trzeba polować – na wybraną książkę można ustawić się w kolejce (system pilnuje i zawiadamia, o jej powrocie do biblioteki).
          Nie znam bibliotek mokotowskich, ale swego czasu często korzystałam z sieci śródmiejskiej (od dawna obowiazuje tam jedna karta do wszyskich bibliotek w dzielnicy). Np. na Lipowej (tak, wiem, że ta placówka już nie funkcjonuje) nowości były udostępniane raz/dwa razy w miesiącu i były to rzeczywiste nowości. Sądząc po zawartości katalogu dla śródmieścia -zwłaszcza jeśli obejrzeć pozycje „w opracowaniu ” podobny system obowiazuje nadal. I chyba nadal Śródmieście promuje duże placówki, zaopatrując je znacznie hojniej – niestety nie poprawia to wizerunku małych filii.

          0
          • Kookimonster pisze:

            To może teraz po paru latach zrobię drugie podejście do stołecznych bibliotek. Byłam zapisana do biblioteki na Śliskiej i było tam baaardzo skromnie jak na bibliotekę w samym centrum stolicy. Może na Mokotowie będzie lepiej.

            0
            • asymon pisze:

              Jeśli chodzi o soboty, to wciąż jest słabo.

              Za to jeśli chodzi o dostępność, to jest według mnie świetnie, np. Ochota ma centralny katalog, można sobie książkę zamówić czy przedłużyć przez internet. Dzwonią lub wysyłają maila, gdy zamówiona książka jest dostępna. Mokotów ma dostępne katalogi konkretnych wypożyczalni osobno.

              Fakt, niestety czasem trzeba się pofatygować do jakiejś małej placówki w dziwnej lokalizacji, ale przynajmniej nie na próżno. Za to trzy oddziały mam w odległości rzutu beretem od pracy, więc nie przeszkadzają mi wolne soboty.

              EDIT: Dla Śródmieścia są osobne katalogi dla każdej wypożyczalni, klikasz w filię i potem katalog.

              0
      • Dumeras pisze:

        Ale to Warszawa. W większych miastach, zwłaszcza tych „studenckich” znajdą się biblioteki czynne w sobotę, ale im mniejsze miasto tym gorzej. I zaczynamy mieć miejscowości, gdzie przez dwie godzinny kilka razy w tygodniu otwarta jest biblioteka, albo nie ma żadnej :-(

        0
  20. Ridewal pisze:

    Podoba mi sie sytuacja w USA jeśli chodzi o filmy np.kupujac wersje na bluray dostajesz gratis możliwość ściągnięcia tego filmu w wersji cyfrowej np.iTunes.Moze by tak zrobić ze jak kupujesz książkę w wersji papierowej to gratisem jest jej wersja cyfrowa ?

    0
  21. Aim pisze:

    Dobra, czy ktoś widział petycję/list otwarty PRZECIWKO temu pomysłowi? Bo chętnie się podpiszę.

    0
    • Robert pisze:

      Jak widać, panowie senatorowie widzą tylko to co chcą widzieć. A Ty chcesz, by ktoś zauważył petycję, drobnych, kilkuset tysięcy ludzi?

      0
      • Aim pisze:

        Przyznaję, nie wierzę, że taka petycja da cokolwiek, ale z drugiej strony: coraz częściej zgadzamy się bez specjalnego szemrania na różne bzdury, właśnie dlatego, ze nie wierzymy, ze protesty coś dadzą. Może trzeba zacząć robić smród. Może za setnym razem coś się w końcu uda.

        0
  22. Jakub pisze:

    Wytworzenie mody na czytanie jest sprawdzoną metodą. Pracuję w niepublicznej szkole podstawowej pod Warszawą, w której skutecznie udało się stworzyć klimat sprzyjający czytelnictwu. Od początku nauki w naszej szkole (wliczając sześciolatków), codziennie o stałej godzinie, przez 40 minut cała szkoła czyta (sześciolatkom przez prawie cały pierwszy rok czytają nauczyciele). Dzieciaki mają biblioteczki klasowe wyposażone przez szkołę i rodziców (2 książki na rok), starsi uczniowie również korzystają z biblioteki szkolnej. Jeżeli uczeń ma przeczytaną lekturę może przynosić „na czytanie” swoje książki: od albumu z piłkarzami poprzez Zwiadowców do biografii Wyszyńskiego ;-) . Ponieważ każdy w szkole czyta, nie ma problemu z wyrobieniem normy – to nie żart – jednej obowiązkowej książki miesięcznie już w nauczaniu początkowym. Jest to większy kłopot dla nauczyciela, który się nie wyrabia z omawianiem, niż dla dziecka, który z czytaniem książek obowiązkowych i w międzyczasie pozycji wybranych przez siebie, nie ma żadnego kłopotu. Klimat na czytanie jest na tyle silny, że nawet dla chłopaka w piątej czy szóstej klasie SP nie jest „obciachem” zabranie książki na kilkudziesięciominutową rekreację na dworze, bo np. nie może się oderwać od „Zwiadowców” czy „Hobbita”.
    Wiem skądinąd, że czasami bywają trudności z osiągnięciem wyników 2 lektury na rok. Ale jeżeli mamy do zaproponowania dzieciom w szkole: 1) W młodszych klasach „Kajtkowe przygody” i „Puc, bursztyn i goście” ze wszystkimi ich archaizmami, opisujące świat, który już nie istnieje nawet dla rodziców, a co dopiero dla dzieci; oraz 2) W starszych klasach jako „mocną, męską lekturę, przy której chce się spędzić sobotnie popołudnie” możemy nastolatkom zaproponować „Janko Muzykanta” i „Latarnika”; to sorry – nic dziwnego, że dzieciaki wolą grać w MMORPG czy oglądać TV.
    Podsumowując – wydaje mi się, że starsze pokolenia są stracone, żadna stała cena nie uratuje czytelnictwa. Jedyne co można zrobić, to tak wychować dzieci, aby przez przykład rodziców i przy wsparciu szkoły, chciały sięgać po książkę przynajmniej tak samo chętnie jak po gry czy telewizję.

    0
    • KBKBKB pisze:

      „Od początku nauki w naszej szkole (wliczając sześciolatków), codziennie o stałej godzinie, przez 40 minut cała szkoła czyta”
      Jakub, błagam, napisz coś więcej — jak się udało tego dokonać, jak to wygląda organizacyjnie, co czytacie, jak wybieracie (każdy sobie?).

      Ja od dawna pieję, że czytanie obowiązkowe w szkołach na jednej lekcji dziennie to klucz do sukcesu zwiększenia czytelnictwa…

      0
      • Jakub pisze:

        Stała godzina: 11.20-12.00. Blok „Czytanie” jest normalnie wpisany do planu lekcji, więc do każdej klasy jest przypisany nauczyciel.
        Odnośnie wyboru lektur: ja robię to w ten sposób, że jeżeli uczeń ma przeczytaną lekturę na dany miesiąc, może czytać to, na co ma ochotę – czy to książkę przyniesioną z domu czy wziętą z biblioteczki klasowej\szkolnej. Szanuję wybory dzieciaków, chyba, że przynoszą pozycje wybitnie pozbawione wartości (np. „Kupa”, wyd. Dwie Siostry) albo komiks „Gigant” z Kaczorem Donaldem). Wtedy raczej zachęcam do korzystania ze szkolnej listy „Książki dla ambitnych”.

        0
    • mmena pisze:

      Jestem pod wrażeniem.

      0
  23. Anna pisze:

    Po pierwsze śmieszą mnie te zapewnienia, że po wprowadzeniu stałej ceny książki dramatycznie stanieją, bo nie trzeba będzie do ceny doliczać ewentualnych rabatów (obrosnę kaktusami, jeśli nagle nowości zaczną się masowo pojawiać w cenach poniżej 30 zł).
    Po drugie, każdy rozsądnie myślący człowiek widzi, że jedyny cel tej ustawy to eliminacja sprzedaży w Internecie i umocnienie pozycji największych firm na rynku (wszyscy wiemy które to). Najbardziej po dupie dostaną mali księgarze (których rzekomo chce się ratować) i mniejsi wydawcy, których nie będzie stać na inwestowanie w książki, które być może zaczną się sprzedawać po roku. Oczywiście można liczyć tu na zaradność Polaków, w końcu otwarcie sklepu internetowego w Czechach nie powinno stanowić problemu, ale czy naprawdę o to chodzi, żeby wprowadzać idiotyczne regulacje tylko po to, by ludzie musieli je masowo obchodzić?
    Po trzecie, co też dość zabawne, sztandarowym argumentem orędowników ustawy jest to, że w Niemczech to się sprawdza. W Niemczech sprawdza się też minimalna stawka godzinowa 8,5 euro, dlaczego nikt nie może jej wprowadzić u nas? Generalnie twórcy ustawy mają wyraźnie głęboko gdzieś realia polskiego rynku, w ogóle się do nich nie odnoszą, nie podają, ile godzin (!!!) Polak musi pracować na książkę, nie zauważają (o czym wielokrotnie tu już wspomniano) braku książki w mediach. Przepchną kolejnego bubla (ciekawe za ile?), a po roku, dwóch będą rozkładać bezradnie ręce zdziwieni, że Polska to nie Niemcy. Alleluja i do przodu!

    0
  24. mmm777 pisze:

    `Paradoksalnie wręcz ustawa może uderzyć w małe księgarnie’
    Dlaczego `paradoksalnie’?
    Chyba widać, że to konsekwentne działanie.

    0
  25. Js pisze:

    „ale w przypadku wydawców możliwość ominięcia dystrybutora, którą dał przecież internet powinna być jednym z najważniejszych kierunków rozwoju”

    Wydaje mi się, że akurat w przypadku książek ta zasada nie obowiązuje. I że w całej tej historii nie chodzi o ocalenie małych księgarń, bo te przegrywają konkurencję z sieciowymi, tylko o ocalenie księgarni stacjonarnych w ogóle. Ceny w księgarniach internetowych są zdecydowanie bardziej atrakcyjne i kto kupuje książki regularnie, to kupuje właśnie w nich (albo wkrótce będzie kupować, jak się zorientuje ile można zyskać).
    I teraz pytanie – czy chcemy, żeby nadal istniały takie miejsca, w których można pooglądać mnóstwo książek, odkryć te, o których się nie słyszało (np. poprzez zapowiedzi wydawnicze), przekartkować, sprawdzić czy daną książkę warto kupić? Podejrzewam, że w księgarniach stacjonarnych duże większą szansę na sprzedać mają książki niszowe, wydane bez silnego marketingowego wsparcia (przez internet kupuje się raczej to, o czym się już wie, że zostało wydane, lub jest mocno promowane na stronie).
    Ja jestem zwolennikiem ustawy, jeżeli ma to ocalić stacjonarne księgarnie.

    0
    • silk pisze:

      „Ja jestem zwolennikiem ustawy, jeżeli ma to ocalić stacjonarne księgarnie.”

      Ale jeżeli takie księgarnie muszą być „ocalane” sztucznie, to pytanie jest po co? Skoro muszą być „ocalane”, to znaczy, że czytelnicy/klienci zdecydowali, że nie są im potrzebne. Ograniczanie innych możliwości sprzedaży, po to, żeby stacjonarne księgarnie przetrwały jest w takim razie działaniem przeciwko klientowi.

      0
  26. mactajg pisze:

    Tak się zastanawiam na ile ta ustawa się tyczy tytułu książki, a na ile samego wydania (numeru) tytułu. Bo jeśli samego tytułu (nie bacząc na to, które o wydanie), można by sobie wyobrazić, że wydajemy tytuł za powiedzmy absurdalną cenę 2 000, i to w małej liczbie egzemplarzy (jak się da to 1). Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie będzie szukał tej książki. A po roku wznawiamy tytuł w „normalnej” cenie z dużym nakładem. Fortel w tym może być taki, że pierwsze wydanie by mogło nie być właściwie tą książką, a rok zostałby przeznaczony na napisanie/dokończenie tytułu przez autora. Ciekaw jestem czy z punktu prawnego taki przekręt by się udał, wydać książkę, która będzie napisana za rok.

    0
  27. piotr.p42 pisze:

    Przepraszam, ja trochę z innej beczki.
    Dwa wolne kody Woblinka, ważne do 24 marca:
    cxpuiwwd
    mxsthetw

    0
  28. Hoko pisze:

    Zamiast stałej ceny książki należałoby wprowadzić maksymalną wartość rabatu, jaki wydawca może dać hurtownikowi (albo nawet ustalić to na sztywno). Wydawca miałby wtedy jasność, ile na egzemplarzu zarobi, to i mógłby racjonalnie skalkulować cenę okładkową. Hurtownik/sprzedawca mógłby sobie robić promocje (ale ze swojej doli, a nie kosztem wydawcy), więc psychologiczny efekt promocji byłby do utrzymania i nie odbiłoby się to na rynku.

    0
  29. zipper pisze:

    Najlepsza była osoba, która była za dodaniem do ustawy zakazu sprzedawania książek poza księgarniami.

    Po prostu dajmy już sobie spokój z pozorami, po prostu dodajmy obowiązek kupowania książek przez każdego Polaka i będzie z głowy.

    0
  30. Grzegorz pisze:

    No i dobrze. Nareszcie skończy się ta cała „wojna” na promocje. Popieram!

    0
  31. grzsz pisze:

    A czy jeśli ustawa wejdzie w życie i obejmie ebooki rozwiązaniem nie będzie utworzenie spółki poza granicami kraju i sprzedawanie książek po cenie, jaka zostanie ustalona z wydawcą? Czy wtedy wydawca też będzie zmuszony do sprzedaży po „okładkowej cenie” książki/ebooka?

    0
  32. rudy102 pisze:

    Podobno PRL się skończył i ostatnio była rocznica 25 lat wolności. Widzę, że to chyba nie do końca prawda.

    0
  33. Krzysztof Kopeć pisze:

    Tak z ciekawości: jakie kary są przewidziane dla tych księgarni internetowych i wydawców oferujących w swoich sklepach bonusy za zakupy – którzy się do ustawy nie dostosują?
    Mogę być zamknięte lub zmuszone do zaprzestania działalności?

    0
    • Robert Drózd pisze:

      „Sprzedaż książęk po cenach innych niż dozwolone przepisami niniejszej ustawy oraz reklama z naruszeniem art. 10 niniejszej ustawy stanowi czyn nieuczciwej konkurencji wrozumieniu ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 roku o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji” + kara grzywny

      0
  34. kayoob.good pisze:

    Taki chory pomysl moze powstac tylko w chorych glowach.

    0
  35. adamba pisze:

    To może cichaczem państwo senatorstwo dopisze maksymalną cenę na książkę, np 9,99 zł?
    Może być stała przez rok, i bez promocji.

    0
  36. Mirek pisze:

    a dlaczego ustawa ma obejmować ebooki ,przecież według Państwa Polskiego i fiskusa ,ebook to nie książka tylko usługa

    0
  37. art off pisze:

    W charakterze komentarza nt. projektu ustawy o książce, głos człowieka z branży śp. Andrzeja Kuryłowicza z marca zeszłego roku, nic dodać nic ująć:
    http://www.ksiazka.net.pl/index.php?id=49&tx_ttnews%5Btt_news%5D=19171&tx_ttnews%5BbackPid%5D=136&cHash=0f810149e9
    Tu tylko fragment:
    Poziom argumentacji merytorycznej prezentowany przez PIK wręcz zwala z nóg. Ustawa ma przynieść spadek cen, wzrost sprzedaży, zwiększenie czytelnictwa i ogólny dobrobyt? Książek i tytułów będzie więcej i będą lepsze? Piękniejsze zewnętrznie i lepiej napisane? Lepiej wydrukowane? Jakim cudem? Sprzecznym z podstawowymi zasadami ekonomii? Z prawami rynku? Większa sprzedaż przez ograniczenie rynku sprzedaży? (wypadną sieci dyskontowe, część księgarń internetowych, kioski itp). Przez zmniejszenie zróżnicowania cenowego? Prawdziwy cud na Wisłą. Jak za komuny – władza (PIK + Albin) zrobi nam dobrze! Ona lepiej od nas wie, co dla nas dobre. A co na to nabywcy książek? Czytelnicy? Ci, którzy będą musieli kupować książki po wyższych cenach, albo z nich zrezygnować? Oni też będą wam klaskać? (…)
    „Może łaskawie wyjaśni Pani ten zagadkowy mechanizm spadku cen i wzrostu sprzedaży? Jak dotąd, wszystkie pytania o ten cudowny mechanizm są przez PIK zbywane stwierdzeniem, że we Francji się sprawdził.(…). Opowieści o niższych cenach we Francji można włożyć między bajki. Dwa lata po wprowadzeniu w latach 80. ustawy Langa ceny książek wzrosły we Francji porównaniu do przyrostu cen innych produktów rynkowych aż o 15%. Te statystyki są dostępne w Bibliotece Narodowej – wystarczy zajrzeć. Obecnie Francja ma jedne z najwyższych cen w całej Europie – średnia nowość w miękkiej oprawie kosztuje 80-100 zł. Drożej chyba tylko w Norwegii. Czy chcemy takich cen w Polsce? Do nich dążymy?”

    0
  38. Teresa pisze:

    Wg mnie stała cena zabije czytelnictwo wśród starszego pokolenia, bo emeryci raczej nie nabędą nowych książek sprzedawanych bez promocji, a to starsi czytają więcej niż młodzież lub dzieci, co widać w bibliotekach. Również więcej kupują i potem sobie nawzajem pożyczają. A młodzi? Oni umieją korzystać z gryzoni. I raczej nie wydadzą pieniędzy na nowe książki o zwiększonej cenie. Wyżej napisano, że w Francji są już stałe ceny. Należy jednak zauważyć, gdyż w tamtym kraju ludzi po prostu stać na więcej rzeczy niż w Polsce, zatem Francuzi mogą więcej zarobionych pieniędzy przeznaczyć na kulturę. Książki nie są dobrem pierwszej potrzeby, więc jeśli ich ceny u nas wzrosną, to obywatele nabędą ich mniej.

    0
    • rudy102 pisze:

      „a to starsi czytają więcej niż młodzież lub dzieci, co widać w bibliotekach”
      W bibliotekach się nie kupuje książek. A jak chcesz zobaczyć ile czytają młodsi to zapraszam na chomika, zobacz ile tam ebooków.

      0
      • KBKBKB pisze:

        To tylko znaczy, że one są „zdigitalizowane”, a nie że są czytane. Robiłem pomiary na pewnym sajcie do ssania takich rzeczy i ludzie wystawiają na potegę, ssają na potęgę, ale czytają mało, żeby nie powiedzieć, że w ogóle, zważywszy na to co deklarują, że czytają…

        0
      • Teresa pisze:

        @ Rudy102 – No właśnie, to, że ktoś ściąga z chomika, nie oznacza, że czyta. Starsi pożyczają sobie nawzajem książki przez siebie kupione. W bibliotece czeka się czasem długo na nowości, dlatego często trzeba kupić w księgarni, aby przeczytać coś ciekawego i wartościowego. No i nie wszystko ma format elektroniczny. Poza tym nawet niektórzy licealiści wolą książki tradycyjne od ebooków.

        0
        • rudy102 pisze:

          To po co waszym ściągają z chomika, jeśli nie po to, żeby czytać? :D

          0
          • asymon pisze:

            Na przykład po to :-D

            0
            • rudy102 pisze:

              I co ten obrazek niby mówi, prócz tego co wyżej napisali? I co nadal uważam za bzdurę.

              0
              • erkagie pisze:

                Nie mówi nic więcej ponad powiedziane wyżej, bo nie musi. Na tym polega… chomikowanie?

                0
          • Przemek pisze:

            Ściąga się na zapas, bo zaraz może być skasowane. A kto wie, może kiedyś się przeczyta… Tak samo z kupowaniem w promocjach po 9,9zł, lepiej kupić, mimo, że jeszcze się nie przeczytało kupionych do tej pory, nie wiadomo kiedy się powtórzy promocja.

            0
            • Ar't pisze:

              No i ci co nakupowali, po promocji, na pęczki tych książek, mogli by docenić stała cenę, w końcu by przeczytali.
              hmm no dobrze była by większa szansa na przeczytanie,

              pacze na sufit,

              tak może o 5% większa :)

              0
          • k0nrad pisze:

            No wiesz, ja mam absolutnie legalnych, kupionych ebooków w kolejce do przeczytania dobrze ponad 100, plus jakieś 5-10 tytułów na papierze, które stoją na półce i czekają. To się tsundoku po japonsku nazywa ;)

            0
            • mariks pisze:

              tsundoku to też od jakiegoś czasu nazwa mojego kindle’a ;-)

              0
            • Mateusz Sell pisze:

              Na tym mniej więcej polega idea promocji. Zawsze sprzedając komuś coś musimy odpowiedzieć na 3 pytania: czemu ma to coś kupić, czemu ma to kupić od nas i czemu ma to kupować teraz. Promocja „ileś % taniej” odpowiada na ostatnie pytanie i likwiduje problem odraczania decyzji o zakupie. W chwili kiedy książka potanieje za rok (a raczej potanieje), to nagradzany jest czytelnik odraczający decyzję o zakupie. A w ciągu tego roku może się zmienić gust, mogą się też zmienić priorytety, albo może się znaleźć nowy autor, który ma już napisanych książek kilkanaście i można spokojnie poczekać aż nowe pozycje potanieją.
              Rozumiem, że mechanizmy rządzące ludźmi są często idiotyczne, ale tym bardziej próba zmiany ich za pomocą prawa nie przyniesie oczekiwanego efektu. Niestety walka ustawodawcza ze zmieniającym się światem jest coraz częstszą praktyką.
              Dochodzimy ponownie do sytuacji gdzie coraz bardziej barykadujemy drzwi nie widząc że ściany dookoła nich już prawie nie istnieją.

              0
    • zipper pisze:

      „a to starsi czytają więcej niż młodzież lub dzieci, co widać w bibliotekach.”

      statystyki mówią co innego. Polski staruszek/emeryt jedyne co robi dla kultury to oglądanie M jak miłość.

      0
      • YuukiSaya pisze:

        W pewnym wieku oczy nie te, wymiana okularów razem z postępującą wadą to już spory wydatek, a bez nich czytać ciężko, bo czasem takim makiem wydrukują, jakby to wydanie kieszonkowe było. Kto czuje się na siłach, to wypożycza z biblioteki i czyta, ale tak zostaje radio i słuchanie telewizji, bo oglądaniem tego też nie zawsze da się nazwać… A, no i wyjście do kościoła. Szeroki wybór dla schorowanych seniorów, co?

        0
        • erkagie pisze:

          No ale nie ma co się łudzić, że większość seniorów spędza więcej czasu nad książką niż przed telewizorem. Nie tylko z powodu wzroku.

          Już lepsze chyba „M jak miłość” niż te wszystkie show ze znanymi ludźmi. Ostatnio zaczęli skakać do wody i na dodatek to jest ponoć format międzynarodowy (jeśli wierzyć artykułowi sponsorowanemu na Gazecie). A my tu rozmawiamy o, ekhm, książkach, ekhm.

          0
        • rudy102 pisze:

          Jakby chcieli to by słuchali np. audiobooków. Słuchowiska w radiu były już za ich czasów, także nie jest to nowy wynalazek.

          0
          • Anna pisze:

            Audiobook jednak wymaga czegoś więcej niż włączenia radia, a wiele starszych osób nie potrafi obsługiwać komputera czy innego sprzętu audio, więc książka w mp3 to dla nich abstrakcja.

            0
        • kayoob.good pisze:

          Schorowani lub nie seniorzy od wielu juz lat czytaja na czytnikach i te makiem wydrukowane nie sa im straszne. Ach te stereotypy, ach te wyobrazenia…

          0
  39. R pisze:

    Kto się będzie ze mną codziennie wybierać do większych księgarni i zamawiać codziennie parę nowych książek ?

    0
  40. Bob pisze:

    Trudno. Przez rok nie będę kupować „nowości”. I pewnie wielu też. Po tym czasie się przekonamy czy to się wydawcom rzeczywiście opłacało.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Większość z nas pewnie ma takie backlogi czytelnicze, że i 2 lata by spokojnie wytrzymali bez kupowania nowości :P

      0
      • Andrzej pisze:

        No ja spokojnie rok bez nowości mogę wytrzymać.

        0
      • Teresa pisze:

        Ja mam co czytać na 2 lata, a może i więcej. Polowanie na promocje książek dot. interesujących mnie tematów stało się dla mnie nałogiem, ale stała cena go skutecznie wyleczy.

        0
  41. mikeyoski pisze:

    Z tymi promocjami coś jest na rzeczy. Nie raz i nie dwa się przekonałem na własnej skórze, że coś co kosztuje powiedzmy 59 zł nie wygląda tak samo dobrze jak coś co kosztuje 59 zł, ale gdzieś w tle widnieje przekreślone np. 75 zł. Magia promocji już na stałe wniknęła do ludzkiej (pod)świadomości i tego się już wykorzenić nie da.
    A co do tematu, to stała cena moim zdaniem nie doprowadzi do obniżki cen. Ktoś się tylko bardziej wzbogaci na marży. A czytelnictwo, które jest żenująco kiepskie, kiepskim pozostanie.

    0
    • rudy102 pisze:

      To ja chyba jestem jakiś dziwny, bo nie robi mi różnicy, czy cena jest przekreślona, czy nie.

      0
      • mikeyoski pisze:

        Nie wiem jaki jesteś, wiem co mówią badania marketingowe i wiem jak ja reaguję na taki trick :) Co nie znaczy, że takowym zabiegom ulegam. Jednakże mózg swój sygnał otrzymał

        0
  42. joly_fh pisze:

    „gdy w kinach pojawia się ewidentny hit, to ludzie bez szemrania wydają kilkadziesiąt złotych za bilety dla dwóch osób. Dlaczego nie chcą wydać tyle na książkę?” – Bo na ten „hit” idzie się raz w roku (ja kiedyś chodziłam do kina praktycznie co tydzień, teraz idę kilka razy w roku bo 1. mnie nie stać, 2. repertuar w kinach jest taki słaby). Gdyby tym kluczem kupować książkę raz do roku, to faktycznie, ludziom to „nic nie zrobi”, tyle tylko, że ci, którzy naprawdę książki czytają i kupują, to jest jakiś mały procent społeczeństwa, który kupuje po kilkanaście-dziesiąt książek rocznie. I ci, jak wejdzie ustawa dostaną po dupie. Ja na pewno nie będę wydawać takich pieniędzy na książki, jakich by chcieli inicjatorzy tej ustawy. Przerażające jest to że senatorowie nie widzą bezsensu tych rozwiązań, nie potrafią logicznie myśleć i (oczywiście) mają gdzieś interes konsumenta-czytelnika, który w sejmie nie lobbuje.

    0
    • Anna pisze:

      Bo ci wstrętni konsumenci wolą nakupować sobie na zapas książek, zamiast się zrzucić na to… no… lobbowanie ;)

      0
    • zipper pisze:

      a ja tam chodzę co tydzień do kina. w środy są promocje i drogo nie wychodzi ;)

      ale ten argument jest całkowicie nietrafiony, bo jakoś kina i wytwórnie filmowe sobie radzą pomimo braku obowiązku ustawowego ustalania jednej ceny na bilety / płyty DVD, czy innych bredni

      Ba, okazuje się wręcz, że Polacy coraz częściej i chętniej chodzą do kina. Nikt ich ustawą do płacenia odpowiedniej kwoty nie zmuszał.

      0
  43. pff pisze:

    Osób, które piracą książki, w ogóle to nie rusza. Brawo dla prawodawców. Niech będzie gorzej.

    0
  44. Michał pisze:

    Niestety to prawda z tymi książkami, ja ogolnie uwielbiam książki, ale niestety maja swój minus bo zajmują sporo miejsca…moja żona trzyma w domu chyba z 10 pudeł i kazda ksiązka jest wazna …ale juz coraz mniej takich ludzi bo ludzie wolą czytniki, to prawda są wygodniejsze, nie zajmują miejsca, ale jaka radość czytania książki bez książki …?

    0
  45. Jess pisze:

    Zdecydowanie szkoła zniechęca do czytania. A naprawdę wystarczy niewiele, żeby zarazić dziecko lekturą. Dowodem tego jest Harry Potter i inne młodzieżowe serie, które sprzedają się w milionach egzemplarzy. Po prostu zamiast w podstawówce rzucać dzieciom Janka Muzykanta i W pustyni w puszczy można zaproponować, żeby same wybrały co chcą czytać i omawiać na lekcji. Stworzyć listę do książek wyboru. Dzieci naprawdę są wrażliwe i chętne do poznawania nowych rzeczy, a nauka czytania powinna być jedną z najprzyjemniejszych. Ale jeśli od najmłodszych lat zniechęci się je każąc czytać trudne, niezrozumiałe i zupełnie oderwane od życia lektury, to cóż… Przyszłych czytelników nie wychowamy.

    0
  46. Stonek pisze:

    Problem każdego państwa z deflacją polega na tym, że ludzie wiedząc, że „jutro” to co chcą kupić będzie tańsze – wstrzymują się z zakupami.
    Ciekawe co zrobią ludzie wiedząc, że droga dzisiaj książka za kilka miesięcy będzie dużo tańsza? A dzisiaj… są dużo tańsze książki wydane rok temu…

    0
    • Robert Drózd pisze:

      W przypadku e-booków tak dzisiaj jest, ludzie wiedzą, że książka która w dniu premiery ma promocyjną cenę 23 złote, za pół roku będzie kosztowała 15 złotych… Ustawa przedłuży tylko ten pierwszy okres.

      0
  47. paproh pisze:

    w podziece tym wszystkim z czyich kodów skorzystałem ;)
    pzvmgjjh 21.05.2015 16:17
    yswtawhc 21.05.2015 16:17
    lswptrvf 21.05.2015 16:17
    pguieeyx 21.05.2015 16:17
    emuwmrzp 05.05.2015 00:19
    wwwcndka 05.05.2015 00:19
    xxrysoyr

    0

Skomentuj Anna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.