Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Self-publishing: wyniki Alexa Barszczewskiego po dwóch latach + doświadczenia Marty Klimowicz

Ile może zarobić ktoś, kto wyda samodzielnie swoją książkę? Bardzo ładny przykład podał niedawno Alex Barszczewski, autor książki „Sukces w relacjach międzyludzkich”, którą można kupić w jego sklepie.

Alex pokazał u siebie na Facebooku następujący wykres zamówień ze sklepu.

Wartości zamówień od października 2013 - razem: 97085 zł.

Wartość sprzedaży od premiery książki w październiku 2013 – do sierpnia 2015 wyniosła 97 tysięcy złotych. Cytując Alexa:

Wykres nie uwzględnia też kilkuset egzemplarzy sprzedanych na imprezach, bezpośrednio firmom i ok. 180 sprzedanych przez kilka księgarni.

O samej książce pisałem tutaj w marcu 2014, zamieściłem wtedy krótki wywiad z autorem. Przypomnę, że zaczął od sprzedaży wersji drukowanej, dopiero parę miesięcy później odpalił e-booki.

Koszty self-publishingu

Oczywiście przychody to nie wszystko.

Alex przesłał mi też zestawienie kosztów.

Pozycja Koszt
 redakcja               5 400,00 zł
 grafik                  800,00 zł
 druk             30 000,00 zł
 magazyn handling               6 600,00 zł
 kierowca paliwo               1 000,00 zł
 strona sklep ssl etc.               1 200,00 zł
 egz promo 300 szt.               1 500,00 zł
analiza podatkowa               1 000,00 zł
 suma             47 500,00 zł

Wydrukowano 6000 egzemplarzy (sprzedała się już większość), na jeden egzemplarz koszty wyniosły około 8 złotych. W zestawieniu nie ma kosztów pakowania i wysyłki pocztowej, oraz utrzymania sklepu (100 zł miesięcznie).

E-booków sprzedało się 500 sztuk, nie ma tu specjalnych kosztów związanych z nimi, bo konwersję autor miał za darmo. Oczywiście redakcja i grafika też swoje kosztują, warto zapłacić choćby za profesjonalną korektę, bo jeśli sprzedajemy książkę za kilkadziesiąt złotych, czytelnikowi należy się jakiś szacunek.

Wartą uwagi pozycją jest też analiza podatkowa – jeśli całą sprzedaż prowadzimy sami, warto zapłacić za parę godzin pracy doradcy podatkowego. Uchronimy się w ten sposób przed sytuacją, że coś zrobimy źle, wtedy po 2 latach i 100 tysiącach przyjdzie do nas Urząd Skarbowy…

Kilka wniosków

1. Jak popatrzymy na te koszty druku i magazynu, to e-book wydaje się praktycznie bezkosztowy. Ale to nie oznacza, że z druku można zrezygnować.

Sprzedaż książek elektronicznych była znacznie mniejsza, mimo tego, że swoją popularność autor buduje w dużej części w internecie. Tutaj mamy stosunek 1:10, a są autorzy, którzy mają stosunek 1:20.

Parę miesięcy temu tak na Facebooku napisał Jakub Żulczyk i to już cytowałem:

Wieszczom ebokoowej rewolucji chciałem oznajmić, że obie moje ostatnie pozycje wydawnicze („Ślepnąc od świateł” i wznowione „Radio”) sprzedały się na papierze w ilości 20 (słowem, dwadzieścia) razy większej niż w ebooku. I przypominam, że czytelników mam relatywnie młodych i nie będących na bakier z technologią.

Wypowiedź ta wzbudziła wiele kontrowersji na naszym profilu, ale ja bym powiedział – sorry, czego mamy oczekiwać? W Polsce e-booki to wciąż 2-3%. Każdy wynik lepszy dla konkretnej książki traktować należy optymistycznie.

2. Dla self-publishera jednak koszty druku i magazynu mają znaczenie. Można to oczywiście optymalizować, ale jeśli chcemy sprzedawać samodzielnie, to nie ma co liczyć na to, że nas, małe żuczki, wszystko będzie kosztowało po „kilka złotych” – jak mówił w wywiadzie Mieczysław Prószyński, co dla wielkich wydawców bywa kosztem pomijalnym.  Ważne jest zatem aby nie przesadzić z liczbą wydrukowanych egzemplarzy, bo w koszty możemy się zakopać.

3. 90 tysięcy złotych przychodu robi wrażenie, pamiętajmy jednak o tym, że Alex Barszczewski ma już swoją „platformę” kontaktu z czytelnikami, którą jest jego blog, bez niego raczej niemożliwe jest, aby zdobyć taką popularność dla e-booka.

Co, jeśli wydamy samego e-booka?

Na to pytanie może odpowiedzieć bardzo obszerny artykuł Marty Klimowicz, która na swoim blogu podzieliła się doświadczeniami ze sprzedaży książki „Zawód: bloger”, napisanej wspólnie z Joanną Glogazą z bloga styledigger.com.

Pozycja o blogowaniu i sprzedaż poszła przez bloga – wystarczyła wtyczka Easy Digital Downloads dla WordPressa z paroma płatnymi dodatkami. Autorki nie chciały korzystać z platform self-publishingowych, gdyż ich prowizje nie wydały się im uzasadnione.

Wybór którejkolwiek z tych platform oznaczałby, że cały ciężar promocji i marketingu zostawałby po naszej stronie, a platforma otrzymywałaby większość przychodów ze sprzedaży książki

A tak wyszło podsumowanie kosztów.

Wszystkie poniesione przez nas koszty są jednorazowe, oznacza to, że gdy będziemy sprzedawały kolejne produkty cyfrowe, możemy z powodzeniem wykorzystać zainstalowaną wtyczkę czy opracowany dla nas regulamin sprzedaży.

Wtyczka DotPay: 47 zł

Wtyczka Fakturownia: 47 zł

Regulamin sprzedaży: 199 zł

W trakcie 3 pierwszych tygodni sprzedaży prawie 500 osób kupiło naszą książkę.

Dodajmy, że książka kosztowała 24,90 zł – co daje ponad 10 tysięcy przychodu w pierwszych tygodniach sprzedaży. W kosztach widzimy też kwestie prawne – czyli zamówiony specjalnie dla nich regulamin sprzedaży; ponownie – warto dmuchać na zimne.

Brakuje mi tu kosztu konwersji do wersji na czytniki i niestety takiej wersji brak – jest tylko PDF. A przecież jest sporo firm, gdzie ceny nie porażają. Przez to na razie książki nie kupiłem, ale liczę, że wersja czytnikowa się pojawi. :-)

500 sztuk w trzy tygodnie robi wrażenie. Oczywiście jest to pokłosie aktywności obu autorek, które zaczynały właśnie od kręgów znajomych.

W początkowej fazie promocji koncentrowałyśmy się na swoich sieciach kontaktów, stąd strona sprzedażowa mogła mieć inny kształt niż teraz, gdy chcemy docierać również do osób, które nie kojarzą żadnej z nas, a są jednak zainteresowane profesjonalnym blogowaniem. Dlatego na stronie pojawił się bezpłatny fragment e-booka, a wkrótce znajdą się tam również wypowiedzi osób, które już skorzystały z porad zawartych w książce.

Więcej porad znajdziecie w artykule na blogu Marty.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

59 odpowiedzi na „Self-publishing: wyniki Alexa Barszczewskiego po dwóch latach + doświadczenia Marty Klimowicz

  1. AJ pisze:

    Jak widać z darmowego fragmentu, panie Glogaza i Klimowicz na korekcie też zaoszczędziły.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      A jakiś przykład? Przejrzałem parę stron i może parę przecinków bym dodał, ale sam nigdy nie byłem w tym dobry. :)

      0
      • AJ pisze:

        Na przykład ze str. 6:
        „Nie zrozum mnie nie źle – nie sugeruję, że po przeczytaniu tego ebooka będziesz mieć miliony odsłon pewne jak w banku.”
        „A jeśli jesteś zainteresowany dalszym wpogłębianiem swojej wiedzy”

        0
    • Marta pisze:

      Dzięki za feedback, to miłe, że chciało Ci się zajrzeć do fragmentu e-booka. Pisałyśmy o tym otwarcie – nie zdecydowałyśmy się na korektę, aby nie generować kosztów (nie wiedziałyśmy zupełnie, na jaką sprzedaż możemy liczyć) plus nie chciałyśmy dłużej czekać z wydaniem tego poradnika. „Done is better than perfect”, ale ma to swoje konsekwencje i pozostaje mi jedynie przeprosić za ewentualne niedociągnięcia.

      0
      • Anna pisze:

        Przykro mi, ale nie przekonuje mnie takie wytłumaczenie. Niechlujstwo (choć to dość łagodne określenie) jest całkowitym brakiem szacunku dla odbiorców, czego nie da się uzasadnić chwytliwym hasełkiem w języku angielskim. No, chyba że autorki uznały, że grupa docelowa – blogerzy – to i tak banda analfabetów, którym brak korekty nie będzie przeszkadzał.

        1
        • Marta pisze:

          @Anna rozumiem Twój punkt widzenia, ale się z nim nie zgadzam. Merytoryka, którą dostarczamy i stojące za nią doświadczenie i wiedza bronią się nawet w obliczu drobnych potknięć redaktorskich w e-booku. Blogerzy to coraz częściej przedsiębiorcy, choć wielu z nich nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, a drugiej strony – robota dziennikarska niektórych z nich już dawno przewyższyła to, co da się znaleźć w mediach tradycyjnych. Szanujemy naszych czytelników i jestem pewna, że osoby, które nas znają lub które przeczytały e-booka nie mają tutaj żadnych wątpliwości. Myślę, że szkoda ten ciekawy wpis przeradzać w skupianie się nad literówkami w jednym z e-booków, choć bardzo dziękuję za tyle poświęconej nam uwagi.

          0
          • asymon pisze:

            Są też osoby takie jak ja, które widząc takie błędy po prostu wydadzą te 25zł na inną, profesjonalnie przygotowaną książkę.

            Ja wiem że w kraju jest ciężko, Vincent Rostowski, VAT na ebooki, 2 miliony wyjechało do Anglii… Ale, kurcze blade, na korekcie się nie oszczędza, a błędy tu wytknięte nie wymagają mgr polonistyki, z dziesięcioletnim doświadczeniem w branży, tylko kogoś, kto to przeczyta ze zrozumieniem, ale nie autora tekstu.

            1
            • xxxx pisze:

              Takie błędy widywałam w książkach wydanych przez wielkie wydawnictwa. Zawsze coś się prześliźnie:) A już starsze książki skanowane i przerabiane na e-booki to kopalnie błędów:)

              0
              • para pisze:

                Te błędy robione przez wielkie wydawnictwa to indywidualne cechy każdej kopii, tworzone w celu identyfikacji po wypłynięciu na warezy.

                1
          • Anna pisze:

            Cóż, ja po prostu nie traktuję takich publikacji poważnie, a już na pewno nie dam się przekonać o wielkiej wartości merytorycznej takiego tekstu. Jeżeli autorzy uznali, że dla grupy docelowej nie ma to znaczenia, to tylko świadczy o grupie docelowej i autorach.
            PS Mogłabym zacytować tekst o tłumaczeniu niechlujstwa językowego dysleksją (w tym przypadku byłaby to „wartość merytoryczna”), ale jestem już od rana zmęczona pieczołowitym poprawianiem tekstu o kosiarkach. Pewnie i tak nikt go nie przeczyta od deski do deski, a dla odbiorców literówki nie będą miały znaczenia, ale byłoby mi wstyd odesłać klientowi coś, czego nie sprawdziłam, bo w końcu za to płaci.

            0
          • Cyber Killer pisze:

            Ja powiedziałbym inaczej… OK, powiedzmy że przed wydaniem ebooka korekta była ryzykowna, ale można było wtedy poprosić kogoś znajomego czy z rodziny o przeczytanie (koniecznie wydruku, żeby można było bazgrolić na tym) i zaznaczenie gdzie są błędy i nanieść te poprawki. To niewiele kosztuje (o ile nawet nie za darmo), a masę błędów wyłapie. Druga rzecz… jak już jest po premierze ebooka, który jak się okazało, sprzedał się całkiem nieźle, to teraz można wyłożyć trochę grosza na profesjonalną korektę (albo choćby przynajmniej tą darmową opcję jaką jest review zrobiony przez znajomych) i wypuścić nowy plik do wszystkich, którzy kupili. Kiedyś nazywało się to errata, dzisiaj to po prostu aktualizacja do ebooka. Czytelnicy z pewnością będą wdzięczni.

            1
          • Ędriu pisze:

            Nie będę się pastwił nad pierwotnym wydaniem, bo rozumiem argumenty o kosztach i „Done is better than perfect”, ale skoro już e-book się sprzedał i jest to e-book, to można by zrobić jakąś korektę, nawet przez znajomych, rodzinę, przynajmniej poprawić błędy zgłoszone przez czytelników – przecież nie trzeba drukować. Tym bardziej, że jest to tematyka e-publishingu, nie wspominając już o tym, że sformułowania typu:
            – dzięki za feedback
            – przepraszamy za niedociągnięcia
            – szanujemy naszych czytelników
            – często spotykane „jesteście dla nas ważni”
            jeżeli nic za nimi nie stoi brzmią naprawdę paskudnie i lepiej byłoby już ich w ogóle nie używać.

            1
          • Athame pisze:

            Jak nie macie chęci, ani znajomych, którzy wykonają korektę, to dajcie takie zlecenie komuś kto zrobi to za równowartość 2 – 2,5 egzemplarzy – to całkowicie realne koszta wśród freelancer’ów. Czasami sam korzystam, z tym że przy dużo bardziej skomplikowanych tekstach i głównie dlatego, że to treści ściśle techniczne głownie po angielsku, a zdarzają się także w innych językach europejskich.

            1
  2. Alex pisze:

    Pare dodatkowych informacji:

    1) Książka od marca 2014 sprzedawała sie praktycznie bez wsparcia z mojej strony, bo miałem inne rzeczy na głowie
    2) Ksiązka była praktycznie (z kilkoma wyjatkami) nieobecna w księgarniach, bo nie mam czasu użerać się z dysfunkcyjnym systemem dystrybucji.
    3) Przychody moga wydawać się duże (w sumie dochód brutto był ok 60.000 zł – musiałbym sprawdzić w ksiegowości), niemniej czas poswięcony na nauczenie sie wszystkiego, w zestawieniu z moimi stawkami na rynku kwalifikuje akcję „książka” jako interesujące zajęcie prawie hobbystyczne. Nie zmienia to faktu, że było to szalenie interesujące, chwilami czysto inżynierskie zajęcie (jak dobrac parametry paprieru, format itp. aby ksiązka dobrze wygladała, łatwo się czytała a jednoczesnie misciła w limitach pocztowych :-)
    4) Wykres nie uwzględnia sierpnia 2015. Od poczatku miesiąca do tej chwili sklep sprzedał 30 egzemplarzy paierowych i 18 ebooków, co odbiega nieco od typowej proporcji. Ruszyłem ostatnio z moja seria video, moze to podbiło nieco sprzedaż

    0
    • Alex pisze:

      PS: Koszt redakcji obejmował oczywiście też korektę wersji papierowej i elektronicznej :-)

      0
    • Alex pisze:

      Jeszcze jedna ciekawa obserwacja, którą poczyniłem własnie teraz.
      W okresie od lutego 2015 di lipca 2015 ksiązka zdecydowanie była w tzw. long tail
      W tym czasie przez sklep sprzedało się 105 egz papierowych i 61 ebooków. Poza sklepem może drugie tyle papierowych (max).
      Tak czy inaczej w tej fazie proporcje papier-ebook nie są tak niekorzystne dla ebooków
      Może się to komus przyda.

      0
  3. Marta pisze:

    Uzupełnienie w temacie e-booka „Zawód: bloger” – przez pierwszy tydzień e-booka sprzedawałyśmy w promocyjnej cenie 19,90 zł, więc przychód jest trochę mniejszy niż ten przez Ciebie szacowany. Tak jak pisałam u siebie, teraz na pewno wyceniłybyśmy e-booka na wyższą kwotę, wiemy, że jest on pełen merytorycznej wiedzy i nie ma się co wstydzić odpowiednio tego wyceniać.

    Jeśli chodzi o udostępnianie poradnika w formatach MOBI czy ePUB to uznałyśmy, znowu, że przy tego typu niskobudżetowym projekcie będzie generowało to dodatkowe koszty, na które nie chciałyśmy się decydować. Co więcej, format PDF jest standardem przy tego typu poradnikach blogowych – fajnie jest to czytać na swoim komputerze, aby móc od razu dokonywać u siebie zmian.

    Dzięki za wspomnienie o naszym e-booku, a wszystkich zainteresowanych własną publikacją zachęcam do kontaktu, chętnie się podzielimy doświadczeniami.

    0
    • Robert pisze:

      choć właśnie próbowałem kupić książkę to niestety odbiłem się od ściany z płatnościami – brak możliwości kupowania kartą lub pay-palem bardzo ogranicza możliwości osób które nie mają konta bankowego w Polsce…
      szkoda
      „…Co więcej, format PDF jest standardem przy tego typu poradnikach blogowych…” – i tu nie do końca bym się zgodził

      0
    • Cyber Killer pisze:

      Tak, nie marzę o niczym więcej, tylko nonstop przełączać między poradnikiem/manualem w 1 oknie i kodem nad którym pracuję w drugim. Trzymanie tekstu poradnika w osobnym, lekkim urządzeniu, leżącym obok ekranu byłoby szalenie uciążliwe i pozbawiłoby człowieka radości alt-tabowania.

      Na poważnie – próbowałem w życiu wielu różnych technicznych poradników czy instrukcji i z doświadczenia mogę powiedzieć, że konieczność zmiany otwartego okna w którym pracuję na drugie z tekstem (lub co gorsza – z filmikiem, filmowe tutoriale są najgorsze), bardzo utrudnia naukę/pracę. Niestety mój czytnik, stron www z internetu nie otwiera, a i same teksty (nawet w pdfach) nie mają odpowiedniego formatowania, żeby je na czytniku wyświetlać, a to byłaby bardzo wygodna forma używania. Czasem w desperacji próbowałem obok monitora stawiać dodatkowego 10 calowego lapka, żeby na nim treść wyświetlać, wszystko byle tylko nie odrywać się co chwilę od tego nad czym działam.

      0
      • asymon pisze:

        A próbowałeś opcji „dwa monitory”? Spróbuj, używany LCD 19″ to koszt 300zł, miejsca zajmuje niewiele.

        0
        • Cyber Killer pisze:

          /me spogląda dumnie na swój 19″ CRT pod którym biurko się ugina… Nie, myślę że 2 monitory to jednak nie dla mnie… ;-)

          0
          • asymon pisze:

            Hm, to jak z e-inkiem, jak sam nie spróbujesz, to będziesz mówił „nie dla mnie, nie pachnie, a na co to komu”, a potem zobaczysz, że nie można inaczej.

            To jest właśnie po to, żeby patrzeć na dokumentację (czy filmy o kotach) nie odrywając się od pracy.

            0
          • para pisze:

            Chcesz to Ci wyślę mój stary CRT 19″ Siemensa gratis, postawisz obok żeby było równe obciążenie na obie strony biurka, tylko za przesyłkę zapłacisz :P
            A poważniej, 2 monitor i rozszerzenie pulpitu to najlepsze rozwiązanie w takich przypadkach.

            0
        • Robert Drózd pisze:

          Popieram, dwa monitory to ogromna wygoda, nawet jeśli się nie koduje. :) Bill Gates używa trzech i kto wie, może kiedyś spróbuję.

          0
        • Ocelot pisze:

          Właśnie, jak przy dzisiejszych cenach monitorów można profesjonalnie pracować przy stronach czy programowaniu na 1 monitorze? Absolutne minimum to 2, a dla programisty 3.

          0
      • Doman pisze:

        Ja tam pracuję tak regularnie i nie sprawia mi to trudności, choć zamiast między oknami wolę przełączać się między pulpitami. Zgadzam się natomiast odnośnie wideoporadników.

        0
        • jaguarek pisze:

          Zależy jakie wideoporadniki. Jak o programowaniu, to rzeczywiście bywają niewygodne. Poradniki o tworzeniu np. grafiki 3D w formie tekstu i zrzutu ekranów to tylko w przypadku wyjaśnienia prościutkich trików. W tym przypadku dobry wideoporadnik wygrywa, oczywiście podzielony na rozsądne sekcje.

          0
  4. costi pisze:

    Może się czepiam, ale „magazyn handling” to w jakim jest języku? Ponglish?
    „Obsługa magazynu” tak strasznie brzmi?

    0
    • Robert Drózd pisze:

      oj, czepiasz się:) tak samo e-book to też nie po polsku, a się pisze.

      0
      • costi pisze:

        Co innego nazwa urządzenia, która nie miała polskiego odpowiednika, a co innego słowo, które taki odpowiednik (i to powszechny) ma. Ale Alex już wyjaśnił poniżej o co chodzi ;)

        0
    • Alex pisze:

      Nie czepiasz się :-)
      W oryginale było magazyn, handling, czyli dwie pozycje złożone razem. Te dane to jest kopia mojego osobistego arkusza kalkulacyjnego, który nigdy nie był przeznaczony do publikacji, lecz wyłącznie dla mnie :-)

      0
  5. edmun pisze:

    Aż mam ochotę sam siąść i coś napisać, do czego chyba przykładam się już kilka lat (co też po cichu mi sugeruje że powinienem tego nie robić) :)

    0
    • jaguarek pisze:

      Nie rezygnuj i nie dawaj złego przykładu, bo Robert się zniechęci i odłoży swoją książkę o ebookach, na którą czekamy.

      0
      • edmun pisze:

        Złego przykładu dawać nie będę. Wręcz się zaparłem i wieczorami już nie siedzę na Youtubie oglądając głupoty, tylko nareszcie zabrałem się do pracy. Może pisanie książki nie jest na szczycie listy „Do zrobienia”, jednak jak wykonuje właśnie te najbardziej priorytetowe zadanie, to „Napisz książkę” też leci do gory :)

        0
  6. xxx pisze:

    „warto zapłacić choćby za profesjonalną korektę, bo jeśli sprzedajemy książkę za kilkadziesiąt złotych, czytelnikowi należy się jakiś szacunek”

    Święte słowa! Żeby tak Helion wziął je sobie do serca! Toż byłby to Raj na Ziemi!

    0
  7. Przemek pisze:

    Moim zdaniem powinno się rozróżnić „self-publishing” z normalnym cyklem wydawniczym jaki przechodzi tekst: korekta, redakcja itp., a „self-publishing” bez korekty, lub z niewielką korektą u „hurtowego” korektora (tzw. „współwydawnictwa”, gdzie korekty są za grosze).

    Przykład Pana Alexa, to po prostu normalne wydanie książki (podobnie chyba zrobił Zdanowicz z pierwszym tomem Leńczyka).

    Chodzi o to, że self-publish jak dla mnie to zwykle marna jakość, bo autorzy oszczędzali.

    Podawanie jako przykład normalnie wydanych książek (jak Alexa) moim zdaniem wprowadza w błąd co do poziomu „self-publishingu”, który jest bardzo niski…

    0
    • Alex pisze:

      Dla mnie self-publishing, za którego rezultaty mam brać jakiekolwiek pieniądze wymaga dużej staranności o rezultat końcowy. Przecież klienci płacą pełnowartościowymi pieniędzmi, niezależnie od wysokości kwoty!
      Podejście quick&dirty, to mogę zastosować w wypadku, kiedy robie cos za darmo i zawartośc jest wazniejsza, np. na blogu.

      0
  8. para pisze:

    „Sprzedaż książek elektronicznych była znacznie mniejsza, mimo tego, że swoją popularność autor buduje w dużej części w internecie. Tutaj mamy stosunek 1:10, a są autorzy, którzy mają stosunek 1:20.”

    Bo w ebooku to można sobie Pilipiuka poczytać (niczego nie ujmując, bardzo lubię) a nie książkę do której będziemy często wracać. I piszę to jako 5 letni użytkownik Kindle’a, który nakupił po 9,90 i próbował czytać sporo książek technicznych czy poradnikowych z ebookpointa. Skończyło się na zakupie papieru w kilkunastu przypadkach.

    0
  9. Nina pisze:

    Alex, jeśli to nie tajemnica, powiedz jak udało cię się rozwiązać problem opakowania i wysyłki, że kupujący za nią nie płaci a ty nie ponosisz za nią kosztów?

    0
    • Alex pisze:

      Nina
      Jak już przekazałem Robertowi całą kalkulacje, to nie jest to tajemnicą :-)
      jestem teraz na wakacjach i nie mam przy sobie dokumentów księgowych, ale znalazłem jakis arkusz kalkulacyjny ze sprzedażą w 2014 i wynika z niego że:
      średnia cena sprzedaży egzemplarza wynosiłą 33, 99 zł (bo były dwu-, cztero- i sześciopaki, gdzie książka była tańsza)
      Planowałem początkowo całkiem tanią wysyłkę w normalnej kopercie listem zwykłym, dlatego książka z taką kopertą idealnie mieściła się w limicie pocztowym przesyłki A. Postanowiłem jednak, że komfort i pewność klienta sa ważniejsze i wysyłałem w kopercie bąbelkowej listem poleconym. Nie pamiętam dokładnie, ale taki koszt (koperta plus poczta) zawierał się gdzieś w okolicach 6-8 zł.
      To daje całkowity koszt książki (nie liczac jej pisania :-)) wydrukowanej i wysłanej do czytelnika w granicach 16 zł.
      Dłatego początkowo chciałem ją sprzedawać po 20 zł, bo zależy mi na tym, aby jak najwięcej ludzi z niej skorzystało. Czytelnicy bloga (i książki) przekonali mnie, że powinna ona kosztować 35 zł bo inaczej będzie postrzegana jako bezwartościowy chłam, więc tak ją ustaliłem :-)
      Wychodząc naprzeciw potrzebom studentów, stworzyłem np. sześciopak, gdzie jeden egzemplarz kosztuje 26,33 zł.
      Ciagle pozostaje niezła marża brutto, z której mozna sfinansować specjalne wydanie w twardej okładce, czy inne przedsięwzięcia.
      Mam nadzieję, że to Ci pomogło w czymś
      Pozdrawiam
      Alex
      PS: Kwoty podane w komentarzu sa kwotami brutto (z VAT)

      0
  10. Pozwolę sobie podlinkować tutaj swój wpis o self-publishingu, bo dotyczy książki innego typu – książki kulinarnej. We wpisie są dokładne koszty przygotowania książki, druku i cały proces opisany krok po kroku, może komuś się przyda: http://biznesoweinfo.pl/self-publishing-krok-po-kroku-czyli-moja-droga-do-wydania-wlasnej-ksiazki/

    0
  11. Marcepan pisze:

    Interesujący wykres. Gwałtowny wzrost. równie gwałtowny spadek, stabilizacja po pierwszym kwartale. zniechęcenie i odwrót po trzecim. Czyli książki trzeba wydawać co 10 miesięcy.
    Bliźniaczo wygląda statystyka ilości zawieranych małżeństw w Kentucky –
    http://www.tylervigen.com/spurious-correlations
    Pewnie zbliżony mechanizm reklamy i promocji ;-)

    0
    • Alex pisze:

      Początek tego wykresu należałoby odciąć, bo sprzedaż zaczęła się 9.10.2013, przepraszam za to niechlujstwo przy generowaniu :-)
      Reszta to dość typowy long tail
      Pozdrawiam
      Alex

      0
  12. Piotr pisze:

    Alex,
    w swojej książce na str. 207 napisałeś:
    „Oznacza to (zasada NDA), że wszelką komunikację – wszystko jedno czy zawodową, czy prywatną, traktujecie z założenia jako poufną – chyba, że rozmówca zażyczy sobie inaczej lub otrzymacie od niego zgodę na ściśle określone użycie uzyskanej wiedzy.”
    Tutaj podałeś do publicznej wiadomości zarówno ustalenia finansowe z wydawnictwem Sowa jak i wynagrodzenie grafika i redaktorki. Ich nazwiska są podane w książce. To tak jakby klient podał publicznie twoje wynagrodzenie za szkolenie.
    Jak to pogodzić z NDA rozumianym tak jak o nim piszesz w swojej książce i na blogu?

    Piotr

    0
    • Alex pisze:

      Piotr
      To dobrze, że dokładnie przeczytałeś moją książkę :-)
      Mimo tego Twój komentarz jest niestety chybiony bo:

      Kalkulator cen druku Sowy jest dla każdego dostepny w Internecie
      http://www.sowadruk.pl/index.php/services/druk-na-zyczenie/kalkulator-cenowy/
      Dostałem tam tak dobry serwis (polecam), że po prostu zaakceptowałem ich warunki.

      Pozycje „Redakcja” i „Grafik” to nie jest „Wynagrodzenie redaktora” czy „Wynagrodzenie grafika”, lecz uczciwie pododawane CAŁKOWITE koszty poniesione w związku z tymi tematami (częściowo wynikające z mojego ówczesnego braku doświadczenia).

      Teraz jasne? :-)
      Pozdrawiam serdecznie
      Alex

      0
      • Artur pisze:

        Chybione pytanie? Alex, jak pytanie może być chybione? Człowiek po prostu pyta.

        A ja ze swej strony widzę ogromną niespójność. Co innego piszesz w książce inaczej postępujesz. No cóż ja jednak zupełnie inaczej rozumiem zachowanie elementarnej poufności. Dzięki Twoim danym wiem, że pani Marta bierze za projekt okładki nie więcej niż 800 złotych. Dla mnie to dane poufne. I ja nie chciałbym współpracować z kontrahentami, od których takie dane mogą wyciec.

        Z poważaniem

        Artur Czyż

        0
        • Alex pisze:

          Artur
          Nie napisałem, że to było chybione pytanie, a chybiony komentarz, co zresztą chyba dość klarownie wyjaśniłem. Co do reszty możesz mieć oczywiście własne zdanie, jak sie lepiej poczujesz, to niech tak będzie :-)
          Mamy dzisiaj piekny słoneczny dzień i nie chce mi sie już w ogóle wnikać w temat, jakie dane pozwolono mi ujawnić, a jakie nie itp.
          Pozdrawiam
          Alex
          PS: Spokojnie przyjąłem do wiadomości, że mnie zdyskwalifikowałeś, jakoś będę z tym żyć

          0
          • Artur pisze:

            Dziękuję Alex, że pozwalasz mi mieć swoje zdanie :)

            0
          • Piotr pisze:

            Alex,

            rzeczywiście z uwagą przeczytałem Twoją książkę. I wracam do niej dość często. Jesteś autorytetem, zarówno dla mnie jak i dla wielu osób i bardzo doceniam, że dzielisz się z nami swoim doświadczeniem.
            Tym bardziej ważne jest dla mnie bym dobrze rozumiał to o czym mówisz i piszesz. Dlatego zadaję pytania. Sam tego uczysz by pytać. To chyba lepiej, że pytam jak rozumieć tą poufność, o której piszesz niż kiedyś „strzelić sobie w stopę”. Powiedz mi proszę, czy dobrze myślę, że jeśli tworzę stronę internetową dla klienta i całość pracy, którą wykona mi grafik zmieści się w 1000 złotych to nie jest pogwałcaniem zasad poufności jeśli podam, że ten i ten człowiek wziął od mnie nie więcej niż 1000. Cenna jest dla mnie twoja opinia jako eksperta.

            Piotr

            0
            • Alex pisze:

              Piotrze
              Pytania sa w porządku, gorzej jak oceniamy ludzi nie znając wszelkich istotnych faktów, nieprawdaż?
              Robert napisał cenny post o selfpublishingu, ja dostarczyłem mu takich danych, jakie mogłem w nadziei, że to sie komuś przyda. Odpowiedziałem też otwarcie na wszystkie merytoryczne pytania w komentarzach. Nie zaśmiecajmy mu tego inną dyskusją, tym bardziej że bardzo łatwo skontaktować się ze mną w innych miejscach.
              Dlatego tutaj EOT
              Pozdrawiam
              Alex

              0
  13. Helio pisze:

    800 zł za projekt okładki jest raczej drogo. Choć w Warszawie biorą od 300 do nawet 2500 zł.
    Mój grafik za projekt okładki do książki bierze max 300 zł. Dziewczyna która je projektuje jest naprawdę rewelacyjna.

    0
  14. tomb pisze:

    Fajne zestawienie, nie każdy chce się dzielić tym co i na co wydał. Ja ostatnio dostałem swoje zestawienie od rozpisani.pl , nie wyobrażam sobie wszystkiego samodzielnie ogarniać, ale koszty są całkiem wporzo. Ciekawa też jest opcja z samym ebookiem.

    0

Skomentuj Robert Drózd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.