Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Rok Legimi czyli 3 książki rocznie (albo i 400)

Pisałem na początku grudnia o starcie oferty Legimi na czytniki, a przed świętami przetestowałem jak aplikacja Legimi działa na czytnikach AfterGlow. Nie ukrywałem swojego zadowolenia, zresztą nawet teraz na wyjazd sylwestrowy zabrałem ze sobą obok mojego Paperwhite, także Onyxa…

Pierwszy – jeszcze nieczytnikowy – rok działania abonamentu Legimi podsumował Vadim Makarenko w artykule Książki czytane na żądanie na wyborcza.biz.

Czego się dowiemy? Poznamy oczywiście historię usługi, o czym było już wspomniane na naszym blogu. W artykule pada sporo liczb:

Legimi wypłaca wydawcom 70 proc. okładkowej ceny e-booka (30 proc. zatrzymuje dla siebie). Warunkiem transakcji jest jednak nie pobranie książki na urządzenie, ale przeczytanie ponad 10 proc. Mikołaj Małaczyński prognozuje, że w tym roku jego firma wypłaci wydawnictwom pół miliona złotych. Daje to 0,012 proc. rynku książki w Polsce wg danych „Biblioteki Analiz”.

Przychody Legimi w tym roku mają wynieść 850 tys. zł, a strata netto – około 100 tys. zł. W firmie pracuje 15 osób.

Wielkości te pokazują, że polski rynek e-booków jest wciąż w fazie „start-upowej”. Oczywiście – istnieją księgarnie z większymi obrotami niż Legimi. Ale wiele firm ma przychody na poziomie „warzywniaka na rogu”.

Nie piszę tego, żeby deprecjonować wielkość czy wysiłek ludzi z Legimi czy innych księgarni. Ale chcę też zwrócić Waszą uwagę na to, że wiele z tych firm, od których często oczekujecie natychmiastowej reakcji czy szybkiego naprawiania jakichś błędów – to tak naprawdę niewielkie przedsięwzięcia.

Wróćmy do artykułu:

– Nie widać, żeby Legimi jakkolwiek wpłynęło na sprzedaż e-booków. Kindle jest najbardziej popularnym czytnikiem w Polsce, a na nim Legimi na razie nie jest dostępne – zaznacza Szczepanik [szef wydawnictwa SQN — rd].

Z pierwszego w Polsce serwisu z książkami na żądanie korzysta 5 tys. osób. To niewiele, ale Iwona Kielak z wydawnictwa Wielka Litera zwraca uwagę na to, że Legimi od niedawna jest dostępne na urządzeniach z systemem operacyjnym Android. – Moim zdaniem jest za wcześnie, żebyśmy mogli oceniać wpływ serwisu na sprzedaż e-booków – dodaje.

Zdaniem szefa Legimi cyfrowe książki na żądanie nie zdobędą w Polsce więcej niż 20 proc. rynku. – Bo mnóstwo ludzi czyta nie więcej niż jedną książkę rocznie – wyjaśnia Małaczyński.

Trzy czwarte klientów Legimi jest w wieku 30-39 lat (50 proc.) albo 40-50 lat (25 proc.).

Trzy uwagi:

  • Bardzo dziwne jest dla mnie, że w artykule nie pojawiła się wzmianka o czytnikach, bo jednak w perspektywie oferta Legimi na czytniki może być decydująca o sukcesie tego projektu.
  • Pięć tysięcy użytkowników (no, zależy jak się to liczy, czy tylko abonamenty czy także okresy próbne) to wcale nie jest tak mało – pamiętajmy, że pakiet Zajdla w Bookrage kupiło też niecałe 5 tysięcy, co uznaliśmy za spory sukces.
  • Struktura wiekowa klientów Legimi pokazuje, że to propozycja dla ludzi troszkę starszych i pewnie też lepiej sytuowanych.

Jak ludzie czytają?

Przeciętny klient serwisu spędza nad wypożyczoną e-książką ok. 15 minut dziennie (siedem i pół godziny miesięcznie). Twierdzą, że płacenie abonamentu stymuluje ich do czytania. Dla większości z nich książki na żądanie to przede wszystkim oszczędność czasu. Kolejną zaletą jest dla nich możliwość odkrywania nowych autorów, bo sięgnięcie po książkę nie wiąże się z dodatkowym wydatkiem. […]

Książka wymaga więcej czasu i skupienia niż płyta z muzyką. Dlatego spośród pobranych do tej pory przez klientów Legimi ponad 67,65 tys. e-książek przeczytanych zostało tylko 20 proc. Średnio na jednego abonenta przypadają trzy tytuły rocznie (tylko 15 proc. użytkowników przeczytało w ciągu roku 5-10 książek) i właśnie dzięki temu Legimi może zarabiać na swojej usłudze. Rekordzista pochłonął już 400 tytułów za ponad 10 tys. zł i do niego firma dopłaca.

Tylko 20% książek pobranych czytamy. I średnio 3 tytuły rocznie. Większość z nas przecenia swoje możliwości i pobieramy więcej niż możemy przeczytać. Choć są i tacy, którzy wykorzystują usługę do granic możliwości.

Model biznesowy Legimi działa tylko wtedy, gdy… czytamy mniej niż nam się wydaje, że będziemy czytali i gdy nie wykorzystujemy w całości naszego abonamentu. Podobnie postępują filmy telekomunikacyjne. To jednak nie zmienia faktu, że o tym, jak wykorzystamy ten abonament decydujemy my sami.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

72 odpowiedzi na „Rok Legimi czyli 3 książki rocznie (albo i 400)

  1. YuukiSaya pisze:

    Rekordzista jest stanowczo na plusie, ale mniemając, że czyta na tablecie/telefonie, to jest hardkorem. Pamiętam jak sama tak robiłam i nie było to uczucie zachęcające do dłuższej lektury. Ale biorąc pod uwagę, że szanowny wyczynowiec może przerzucić się na czytnik (za pieniądze zaoszczędzone na książkach, których nie kupił), to cóż…

    Musiałabym się zastanowić, czy któraś księgarnia ma ofertę, która przekonałaby mnie do wyłożenia paru dych miesięcznie na „bibliotekę” – bo powiedzmy sobie otwarcie, to jest taka wirtualna biblioteka. Czekam na rozwój i kto wie, może się przyłączę ;)

    0
    • Kot i jego Ania pisze:

      Cóż, dokładnie, to biblioteka… poza tym czytanie na tablecie to sadomaso, a dla czytników nie widzę niczego sensownego (czy konkurencyjnego w stosunku innych księgarni) w ofercie legimi. Wolę kupować książki, których kopie mogę zapisać na dysk.

      0
      • YuukiSaya pisze:

        No właśnie, tu mam konflikt wewnętrzny, bo ja naprawdę lubię wracać do niektórych tytułów, a tu miałabym opcję – płacę za pierwsze przeczytanie i płacę gdy chcę mieć na stałe. Lub płacę do śmierci za dostęp, ale powiedzmy sobie szczerze, skończy się licencja i co? Koniec dostępu.

        Nie wiem, czy nie wolałabym nieco innej formy – wygodniejszy dostęp do darmowych fragmentów, a w abonamencie wybieram np 2 tytuły które sobie „kupuję”. W praktyce wyglądałoby to mocno podobnie, ale gdyby jakaś książka mnie wciągnęła to w okolicach tych 10% pojawiłoby się pytanie, czy chcę te książkę na półkę w ramach abonamentu, klikam TAK i mam, a jednocześnie urządzenie ciągnie resztę treści (lub ją odblokowuje, technikalia zostawiam informatykom). Oczywiście kwoty abonamentów byłyby inne, bo pewnie zaczynałyby się od 25 zł/m-c, ale klient miałby pliczek dla siebie na przyszłość, wygodne buszowanie bo zasobach, księgarnia by nie dopłacała do mega-czytaczy, a miała stały dochód.

        Ot, marzenia…

        0
  2. marcin pisze:

    Dla mnie zaskakujące jest, że w usłudze on-demand wydawcy żądają aż 70% ceny okładkowej od serwisu.

    Dla porównania, w aplikacji Spotify, jeżeli dobrze pamiętam, wypłacane twórcom są 4 centy za odsłuchanie każdego utworu (czyli za cały album też niewiele).

    Ale przy takim czytelnictwie jakie mamy… widocznie chwytają się każdej złotówki.

    0
    • Kot i jego Ania pisze:

      Czytelnictwo? Bynajmniej. W Polsce kultura to dobro luksusowe: czy Polak chce kupić płytę z muzyką, film, grę czy w końcu książkę musi podjąć uroczą grę decyzyjną bo na wszystko w danym miesiącu Polaka nie stać.
      Druga rzecz – wciąż jeszcze mało jest Polaków, którzy do czytania nie potrzebują Zapachu Farby Drukarskiej i Szelestu Przewracanych Kartek.
      Z czytaniem wcale nie jest tak źle jakby się mogło wydawać. Dlatego rynek piracki kwitnie.
      Dopóki Legimi nie wyłamie się z wydawniczej sitwy i nie zacznie dumpingować cen, to klientów mogą szukać wyłącznie wśród ludzi zamożnych – którym wisi czy zdążą przeczytać trzy, cztery książki miesięcznie – i zapomnieć o masówce. I tak to wygląda – przecież dosyć długo trwało zanim zwrócili uwagę na coś innego niż tablety (najlepiej iPady) – czyli czytniki, najbardziej dedykowane urządzenie do ebooka.

      0
      • Michal pisze:

        Hehehe… bardzo mi się podobają dwa biblio-fetysze napisane wielkimi literami: Zapach Farby Drukarskiej oraz Szelest Przewracanych Kartek.

        0
      • Qiuqiao pisze:

        Błagam, nie używajmy już tego argumentu o tym, że kultura jest dobrem luksusowym. Jakoś na papierosy, alkohol czy abonament za idiotyczną telewizję ludzie mają pieniądze. Kultura nie jest po prostu obecna na liście wydatków przeciętnego Polaka.

        0
        • marcin pisze:

          Zwłaszcza, że nawet za czasów „biedy studenckiej” nie było problemem złożenie wizyty w taniej książce i zaopatrzenie się w przyzwoite tytuły po kilka złotych sztuka ;-)

          Zawsze są jeszcze gminne / miejskie biblioteki, z których dziwnym trafem poza uczniami i studentami nie korzysta nikt.

          0
        • Kot i jego Ania pisze:

          A dlaczego nie? Zobacz sobie ile ludzi zarabia w PL ca 1500 zł na miesiąc. Gdyby zarabiali 3000 byłoby ich stać aby przy koniaku i cygarze czytać Prusta z Legimi. A tak to czytają Prusta z chomika i palą wiceroje.
          Bredzicie z tymi bibliotekami panowie, w mojej jest spory tłum jak tylko tam idę. W Taniej Książce to samo. Dla tych co czytają cyfrowo wybór między „być a mieć” też jest. Niech książki dalej stoją po 30 zł za byle badziew i 50 zł za takie warte przeczytania i chomik nigdy nie zdechnie.

          0
          • marcin pisze:

            Oczywiście. Fakt, że w 2012 roku 40% Polaków nie przeczytało (nie przeczytało, a nie nie kupiło!) ani jednej książki to tylko bujda na resorach i tak naprawdę Polacy szturmują biblioteki i tanie książki, bo ich po prostu nie stać, a nie że im się nie chce.

            0
            • Kot i jego Ania pisze:

              Nie jest bujdą że 60% jednak coś tam czyta i z tego co widzę to nie legimi było oblegane najbardziej. Ciekawe czemu? Za drogo?

              0
              • marcin pisze:

                A bo my się rozmijamy… ;-) Ja wysunąłem „hipotezę”, że ceny książek czy usług związanych z książkami nie mogą spaść ze względu na niskie czytelnictwo w ogólnośći.

                Oczywiście pazerność wydawnictw też wchodzi w grę, ale porównując wyniki sprzedażowe u nas i na tzw. „Zachodzie”…

                0
            • Kot i jego Ania pisze:

              Odpowiem tu, bo niżej nie ma miejsca.
              Marcin, ceny książek i reszty nie spadną, ponieważ stopa życiowa w Polsce jest dosyć droga. Porównanie z Zachodem możesz robić jak sobie przeliczysz ile bochenków chleba zarabia miesięcznie Niemiec a ile Polak i ile tych bochenków przekłada się na ceny książek… Mnie się nie chce liczyć tych bułek i chlebów, ale wiem po znajomych z zagranicy, że im dużo łatwiej pogodzić prozę życia z przyjemnościami – dla nich to jest tanio.
              Ceny książek są ustalane raz na podstawie kosztów (licencje, prawa, druk, dystrybucja, platformy cyfrowe do sprzedaży) a myślę, że prognozy czytelnicze przekładają się nie na cenę książki, a na decyzję jej wydania w ogóle.
              „Pazerność wydawnictw” – też, ale bardziej głupota marketingowa i brak rozeznania na jakim świecie się żyje. Popatrz na Sapkowskiego i tę nieszczęsną superNOVĄ. Moim zdaniem przeputali niezły sukces wydawniczy nie robiąc w dniu premiery promocji ebookowej – a jakie branie miał tani bookRage z takim sobie autorem sf…
              Wracając do legimi – jeśli o mnie chodzi: oferta nieracjonalna ekonomicznie. Pomijam już fakt, że książkę chcę mieć dla siebie na całe życie moje i mojego czytnika przynajmniej – lubię ustawiać swoje megabajty na czytniku i słuchać jak przemieszczają się tylko moje e-inkowe piksele. Legimi idzie za światowym trendem abonamentowym, tylko tutaj jest to ciągle mało atrakcyjne cenowo i nie oszukujmy się – niewygodne. Ze swoim plikiem mogę robić co chcę i kiedy chce, online czy bez sztywnego łącza z kosmosem.

              0
              • Marcin pisze:

                jeżeli Zajdel jest „takim sobie autorem sf” to Lem jest byle grafomanem :)

                0
          • Qiuqiao pisze:

            Może żyjemy w różnych rzeczywistościach, ale co ja widzę: apteka – kilka osób przede mną wydaje od 50 do 100zł na suplementy diety (nie lekarstwa). Po ubraniach widać, że raczej typ emeryta. Nawet te Twoje wiceroje swą drogie, jeśli weźmie się po uwagę, że trzeba je kupić co drugi dzień albo nawet codziennie. U mnie w spożywczaku piramidka z piwem jest usypywana codziennie od nowa. Znam rodziny, w których jedna osoba utrzymuje rodzinę za 1800 zeta, ale „płaski ekran” i konsola do gier jest, więc sorry… Książkę się kupuję 1, 2 na miesiąc jeśli jest się średnim czytelnikiem. Więc ten argument o tym, że ludzie nie czytają bo książki są drogie jest dla mnie do bani.

            0
            • Dam pisze:

              No nie jest do bani, bo poziom życia warunkuje również zainteresowanie „wyższymi” przyjemnościami. To nie działa tak, że jak kogos stać na papierosy, to może rzucić papierosy i kupić książkę, nie działa tez tak że jak obnizymy cenę książki, to każdy się na nią rzuci. To są kwestie w skali socjologicznej, nawyków czytania w dzieciństwie, wolnego czasu itd. Generalnie w społeczeństwach w których podstawowe potrzeby są zaspokojone (także te związane z nałogami, które przecież dla kogos uzależnionego np. od papierosów czy kawy są podstawowymi) oraz istnieje stabilność życiowa (czyli człowiek nie martwi się czy za rok będzie miał gdzie mieszkać i co jeść) ilośc osób czytających, chodzących do teatru, z szerokimi zaintersowaniami itd. jest po prostu wyższa. Oczywiście na czytelnictwo ma również duży wpływ kultura panująca w danym środowisku, ale kultura nigdy nie rozwiaja się „obok” warunków życiowych, a także czas, gdyż nawyki czytelnicze przekazuje się pokoleniowo, dzieci osób które dziś nie czytają, zazwyczaj nie będą czytać w przyszłości.

              0
              • Qiuqiao pisze:

                W PRLu jakoś trudno było o zaspokojenie podstawowych potrzeb. Dobre książki także były towarem deficytowym, a jednak więcej ludzi czytało. W moim domu żyło się bardzo skromnie, np. nie było tak, że zawsze była np. kawa. Ale na książki rodzice nigdy nie żałowali, mimo, że żadne z nich nie skończyło wyższych studiów. Po prostu czytanie nie jest już żadną wartością. Lepiej kupić sobie nowy ciuch, wyskoczyć do knajpy na piwo, nie mówiąc już o tych, których stać a i tak nie kupują książek.

                0
            • Kot i jego Ania pisze:

              Nie palę, piję okazjonalnie, piwa nie lubię, nie mam kablówki od 6 lat, kupuję 20 książek rocznie, ok 10 komiksów (nietania impreza), ze 3 gry na pleja a resztę sobie pożyczam lub ściągam. Nie stać mnie to, co jestem w stanie przerobić, więc póki mam alternatywę, będę z niej korzystać. legimi nią nie jest, pomimo tego, że ja nie jestem menelem spędzającym czas na paleniu wicerojów i oglądającym namiętnie Taniec z Gwiazdami czy Życie na Wesoło. Czytam ok 150 książek rocznie, więc argument że są one za drogie jest dla mnie argumentem przetestowanym i jak najbardziej prawdziwym. W moim otoczeniu czyta każdy – ojciec, matka, babka, dziadek i wszyscy znajomi, dzięki temu jest co czytać, pożyczamy sobie co się da, zwłaszcza czytnikowcy. Wśród nich są palacze i wielbiciele alkoholi, ale na książkę forsa tez się znajdzie. Zwłaszcza na tanią.

              0
              • Tom pisze:

                Ostatnio ktoś zrobił ciekawe zestawienie na podstawie cen zamieszczonych w ulotce z roku 2008. Podsumowanie tego było takie wzrost zarobków o 30% ( chodzi o pensję minimalną) wzrost ceny przykładowych zakupów 0 91%. Szczegóły tutaj http://pokazywarka.pl/byxnzp/
                Tak więc daje to do myślenia.

                0
              • Doman pisze:

                Pojedyncza ulotka jest słabym źródłem. Nie od dziś wiadomo, że sklepy na potrzeby gazetki potrafią obniżać cenę pojedynczych produktów żeby przyciągnąć ludzi którzy wydadzą więcej na inne artykuły.

                0
            • Dam pisze:

              No akurat PRL nie jest dobrym przykładem, gdyż po pierwsze zaspokojnie podstawowych potrzeb przeciętnej rodziny, było na o wiele wyższym poziomie niż obecnie, a jeśli był problem z otrzymaniem pewnych dóbr polegał on raczej na braku dostępności ich w ogóle, niż na tym, że kogos nie było na nie stać. Do tego stabilność życiowa była na nieprównywalnym dziś poziomie. Inna sprawa, że poziom życia to wartoś realtywna – brak komputera z internetem w latach 80. nie czynił z ciebie osoby uboższej, bo nikt go nie miał, dziś musisz wydać dwie miesięczne pensję żeby go kupić, potem klikadziesięt złotych miesięcznie, żeby mieć internet inaczej jesteś wykluczony z kręgu osób poinformowanych. Kiedyś samochód był luksusem, dziś dla wielu osób koniecznością, jeśli chcą dostać pracę bo muszą być mobilni, telefon komórkowy podobnie. W drugą stronę, 3 tygodniowy urlop spędzony nad morzem/ jeziorem z całą rodziną, potem jeszcze 2 tygodniowa kolonia, był dla mnie w PRLu czymś normalnym, mimo ze rodzice byli szeregowymi pracownikami, dziś na coś takiego stać jedynie najbogatszych.

              0
              • Winetoo pisze:

                Nie, no proszę, bez jaj! Stabilność życiowa w PRL’u gdy się nie wiedziało czy na drugi dzień nie będzie się aresztowanym i nie wróci do domu po dwóch latach? Gdy zamiast własnego mieszkania miało się spółdzielcze lub komunalne (jak ktoś miał szczęście lub znajomości) a młodzi rodzice nie mieli żadnych perspektyw na własne m2. Jedyne co PRL zapewniał to dostęp do pracy i regularne wypłaty, tyle że w sklepach półki puste więc były to wypłaty w bezwartościowych papierkach za które fizycznie mało co dało się kupić.

                PRL nie zapewniał żadnych potrzeb poczynając od miejsca do spania poprzez możliwość kupienia czegoś do jedzenia a kończąc na dostępie do wolnej (niecenzurowanej) kultury. A co do cen książek to książki w PRL’u wcale nie były tanie – po prostu jak na samochód sięczekało 20 lat, elektroniki w sklepach nie było, podróżować nie wszystkim było wolno to na co miał wydawać pieniądze przeciętny mieszkaniec miasta? Chodziło się do kina co tydzień. Kupowało kilka książek miesięcznie i kilka winyli. Dopiero u schyłku PRL’u jak się pojawiły odtwarzacze VHS to się okazało że większość woli kupować filmy (kiepskie kopie na bazarze) a nie książki – ot taka smutna prawda ludzie kupowali książki nie z chęci czytania tylko z braku wyboru.

                0
              • Dam pisze:

                Winetoo no bez jaj z tym więzieniem, troche mniej ideologii łykaj. Z tego co pamiętam z jakiegoś artykułu z Biuletynu IPN, od 1956 do 1989 r. prowadzono niecałe 100 tys. „politycznych” śledztw – zakładając, że nie każde śledztwo oznacza aresztowanie (a raczej mniejszość), a część było prowadzonych wobec tych samych osób, wobec tego, że w tym okresie żyło zapewne co najmniej 50 mln osób, to co piszesz to jakieś brednie, na dodatek nie mające żadnego wpływu co do meritum.

                Stabilność życiowa w spłódzielczym mieszkaniu była znacznie wyższa niż dziś w wynajmowanym lub na kredyt, gdzie praktycznie z dnia na dzień możesz być bez dachu nad głową, a wynajem lub kredyt pochłania większą część wynagrodzenia przez większość lub całe życie. Trudno to uznać za warunki sprzyjające samorozwojowi, a są to na pewno warunki które sprawiają, że coś takiego jak czas wolny nie istnieje. Inna sprawa, że większa ilość rozrywek ma na pewno wpływ na czytlenictwo, jednak nie tłumaczy to faktu dlaczego Polska pod tym względem jest na szarym końcu, w innych krajach rozrywek jest nawet więcej, a korelacja wysokości zarobków i czytlenictwa jest uderzająca (zdaje się tylko Rosja się wyłamuje – gdzie zarobki niskie, a czytelnictwo wysokie).

                0
              • Prl pisze:

                Kolego, żyłem w PRL, kiełbasa była dobrem luksusowym, na mieszkanie czekało się 30 lat, na telefon 30 lat, na auto 25. Mało kto dożywał tej chwili, więc nie wiem o jakiej stabilności mówisz? Jedynie partyjniaki i ubeki miały dobrze, reszta klepała biedę. Paszport był niedostępny a w Polsce było 600 000 ruskich żołnierzy.

                0
              • Dam pisze:

                Prl nie wiem skąd przekonanie, że ja nie żyłem? Moja rodzina czekła na mieszkanie 5 lat, szynka może była towarem deficytowym, ale kiełbasa już nie. Inna sprawa, że to w żaden sposób nie wpływało na kwestie o których mowa, bo przecież przydziału mieszkania nie dostawałeś szybciej kiedy pracowałeś po 13 godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu, jak dziś gdy chcesz dostać, a potem spłacasz kredyt.

                0
        • Kot i jego Ania pisze:

          Za PRL książki były tanie jak barszcz. Za PRL nie było internetu, nie było seriali, filmów, gier wideo, ludzie więcej czytali bo była to jedna z nielicznych dostępnych form rozrywki umysłowej. Chcesz powiedzieć, że takie biblioteki wirtualne jak legimi są poza naszą kieszenią bo reszta ludzkości nie czyta książek i zamiast tego kupują wódkę? I gdyby masowo czytali to byłoby tanio? Tanio będzie wtedy jak będziemy adekwatnie zarabiać do cen książek i reszty produktów niezbędnych do życia. Jeśli czytelnictwo to tak rzadki nałóg, że wydawanie książek się nie opłaca, to po co je wydawać? Żeby na chomiku można je było za darmo pociągnąć, no bo kto w ogóle z chomika ściąga, przesz naród bucowaty, czytać nie lubi…

          0
          • marcin pisze:

            Osoby, które podpierdzielają książki z chomika także w ankietach odpowiadają ile książek przeczytali w roku.

            50% Polaków nie przeczytało tekstu dłuższego niż 3 strony w 2012 roku. Legalnego, czy kradzionego.

            A spora część z tych, którzy odpowiadają, że przeczytali, uwzględnia lektury szkolne i podręczniki na studiach. Więc rzeczywista liczba byłaby jeszcze bardziej porażająca.

            Czytelnictwo spada także wśród osób zamożnych.

            0
            • Kot i jego Ania pisze:

              Tak, ale to jest chyba trend globalny, nie lokalny? Można by powiedzieć, że dodatkowo u nas ceny książek dobijają to „legalne” czytelnictwo. W tej dyskusji chyba prawda leży po obu stronach – więc niech wydawcy robią wszystko, by podnieść poziom czytania.
              Odkąd mam czytnik czytam rocznie więcej niż kiedykolwiek, moi znajomi też twierdzą, że ten gadżet zachęca do częstszej lektury – może warto penetrować rynek książki cyfrowej i po prostu zrobić go atrakcyjnym. Bo mnie się jakoś dalej nie chce wierzyć, że ebook musi być dokładnie w tej samej cenie co papier ze względu na koszty…

              0
              • marcin pisze:

                I tutaj się zgadzamy. I ja mam podobnie – czytam wiecej, niż do tej pory.

                0
            • bolek pisze:

              Kolega w księgarni pracuje czy jak, że taką nowomową koncernową wali? Ściąganie z Chomika to nie kradzież a działanie jak najbardziej legalne. Tak jak nie ma nielegalnych imigrantów, tak i nie ma nielegalnych tekstów, za których posiadanie można iść do wiezienia.

              0
        • rudy102 pisze:

          Dobro luksusowe? Przecież to jakieś głupoty. W przypadku książek istnieją przecież biblioteki, istnieją znajomi z książkami. Nie trzeba majątku. Np. mój chrzestny, człowiek, który nie zarabia średniej krajowej, czyta kilkadziesiąt książek rocznie, jest od tego uzależniony. A nie płaci prawie wcale.
          Co do innych dóbr kultury, takich jak film, muzyka czy ebook to nie oszukujmy się. Możesz sobie wraz ze znajomymi świętoszkować w swoim elitarnym gronie, możesz to robić tutaj na stronie, gdzie piractwo jest źle widziane Ale albo sam korzystasz z wszelkich chomików, kinomaniaków, pirackich zatok, albo przynajmniej znasz kogoś, kto to robi. Bo robi to prawie każdy i prawie nikt nie widzi w tym czegoś złego (moim zdaniem bardzo słusznie).

          0
          • Kot i jego Ania pisze:

            Beblasz. Gdyby filmy, książki i muzyka nie były luksusem, to byś ich nie ciągnął z warezów. Proste i logiczne. Legimi nie jest biblioteką z darmowymi książkami, więc chyba nie skumałeś ani tematu, ani komentarzy.
            Po drugie nie wiem o co ci chodzi z tym „świętoszkowaniem”. Chcesz to sobie ściągaj, cóż mnie to obchodzi?

            0
  3. golem14 pisze:

    „Struktura wiekowa klientów Legimi pokazuje, że to propozycja dla ludzi troszkę starszych i pewnie też lepiej sytuowanych.”
    Starszych tak! Lepiej sytuowanych????
    Oferta Legimi jest dla mnie ciekawa ale… nieopłacalna z powodu braku czasu. Abonament w Legimi nie jest wysoki a ja nie uważam się za „lepiej sytuowanego”, wręcz odwrotnie. Problemem jest CZAS. Jestem fizol – niestety – i po pracy nie mam sił na czytanie, chyba, że wieczorem 20 minut do godziny (i to rzadko). Niestety książka to nie TV, które może grać gdy zmywam gary albo jem kolację. Trzeba się w nią zaangażować na 100%. Dlatego osoby starsze, szczególnie te nie pracujące mogą zyskać na tej ofercie. Abonament staje się wtedy opłacalny, gdy możemy REGULARNIE „konsumować” sprzedawane nam treści.
    Mi zaś brakuje oferty „pożyczania” książek tzn. jednorazowego dostępu do treści, za ułamek ceny sprzedażowej. Zamiast płacić 23 do 33 PLN za „Inferno” Browna, chciałbym je przeczytać za 3 PLN i zdecydować czy chcę wydać pozostałe 20-30 na jej zakup. Akurat w przypadku tego tytułu, nie kupiłbym go ale też i nie ściągał z gryzonia czy wypożyczał z biblioteki.

    0
    • marcin pisze:

      3zł? nie sądzę, prędzej bliżej 7-9 zł. I jeżeli mielibyśmy się trzymać zasad działania serwisów w stylu VOD, to musiałbyś przeczytać książkę w 48 godzin ;P

      0
      • Tom pisze:

        Albo po prostu żeby działało w bibliotekach coś takiego http://www.overdrive.com/ :)

        0
      • golem14 pisze:

        Nawet i 7 czy 9 ale nie 40 (jak to ma miejsce w przypadku nowości), tym bardziej gdyby owe 7 czy 9 było jednocześnie rabatem przy zakupie e-książki na własność. Mniej boli wydać 7 niż 21 gdy okazuje się (post factum), że książka nie warta jest kupowania.

        0
      • Kasia W pisze:

        Hm, ładnych parę lat temu wypożyczałam z Virtualo świeżutką książkę Krajewskiego (którąś z serii o Mocku) za 5 zł z dostępem na tydzień.

        0
        • Tom pisze:

          Zdaje się że w US wydawcy stwierdzili że przy modelu wypożyczania ebooków powinna dana firma/instytucja kupować co jakiś czas ten sam tytuł ponieważ tak jak w przypadku zwykłej książki ta też się zużywa. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę ;)

          0
    • Blue pisze:

      Ale serio widzisz ten model biznesowy?
      Firmy musza dbać o klienta, ale ich głównym celem jest jednak własne przetrwanie. Spodziewam się, że zysk z napalonych na nowości jest większy niż byłby z tytułu większej ilości ludzi, którzy książkę „wypożyczą” za 3-7zł. Szczególnie że i tak w ciągu max 2 miechów popularna beletrystyka jest przeceniana na przynajmniej te -40%, a w ciągu roku wpadnie zazwyczaj nawet w te 9,90. Jak komuś nie zależy aż tak, żeby czytać na premierze, to poczeka na lepszą cenę, byle tylko ebook był porządnie przygotowany. Bo jak kupuję kolejną pozycję, z którą są kłopoty to żałuję że nie ściągnąłem z chomika. Serio. Ja płacę za to żeby nie mieć z plikiem problemów.

      Gorzej jest z książkami bardziej technicznymi, to tak łatwo nie spada z cen, choć ebookpoint w kwestii informatycznych robił fajne promocje w tym roku.

      0
      • golem14 pisze:

        Nie widzę, bo nie muszę ;-D Jako klient szukam opcji najbardziej dobrej dla mnie. Sens w tym aby spotkać się ze sprzedawcą w połowie drogi. IMHO taka opcja nie zniechęci prawdziwych fanów do kupowania nowości w dniu premiery. To bardziej opcja dla ciekawskich, którzy chcą posmakować ciastko, zanim kupią całą blachę. Sporo takich ludzi po prostu wchodzi na chomika i tyle. Grajek zagrał, gawiedź wysłuchała a kapelusz pusty. Znów artysta pójdzie głodny spać. Mój pomysł przynajmniej pozwala mu na zjedzenie kolacji.

        0
        • Blue pisze:

          Pod warunkiem, że przeciągniesz tych ludzi z chomika tak, że pójdzie przynajmniej w 3 razy większej ilości egzemplarzy przy podziale ceny przez 3. Sądzę, że jednak większość książek jest czytana max jeden raz i ten obecny model na takich czytelnikach żyje.

          Najbardziej dobra opcja dla mnie to jest za darmo i w świetnej jakości przy wygodnym przeglądaniu i pobieraniu zawartości ;). Ale co z tego? ;p

          0
    • Dam pisze:

      golem14 skoro rozpatrujesz tą ofertę w ten sposób, to własnie pokazujesz trafność spostrzeżaenia, że to oferta dla ludzi lepiej sytuowanych. Ktoś, kto ma więcej pieniędzy, rozpatruje taką ofertę po kątem wygody czytania, a nie myśli ile książek będzie w stanie przeczytać i czy mu się to opłaca. Gdyby po ofertę siegali tylko ci, którym się to faktycznie opłaca, to Legimi padłoby po 2 miesiącach.

      0
  4. 400 książek w ciągu roku? Toż to więcej niż jedna dziennie. O ile nie są to nowele, a zapewne nie są, bo wtedy nie byłyby warte 10 tys. zł, coś mi mówi, że ten czytelnik po prostu archiwizuje sobie książki, a nie czyta. To trochę męcząca zabawa w „kopiuj –> wklej”, ale w sumie warta tych 10 tysięcy…

    0
    • Magdalaena pisze:

      Ja podejrzewam, że ten rekordzista czyta w kilka osób na jednym koncie.

      Co do wypożyczania – dla mnie kupowanie ebooków to najczęściej właśnie płacenie za jedno przeczytanie, bo jeśli będę chciała wrócić do książki, to za kilka lat i nie wiem, czy ebooki będą działać tak jak teraz.
      Więc przeczytane pliki na kindlu są mi zupełnie niepotrzebne i chętnie płaciłabym powiedzmy połowę ceny za możliwość korzystania z ebooka powiedzmy przez tydzień. Brakuje mi też książek anglojęzycznych w promocyjnych cenach.

      0
      • Rzeczywiście, bardzo prawdopodobna hipoteza z multiużytkownikiem.

        0
        • marcin pisze:

          Dlaczego „multiużytkownik”? Skoro uzyskujesz dostęp do książek na kilku urządzeniach, to nie widzę nic złego w tym, żeby na jednym urządzeniu czytała żona, na jednym ja, a na dwóch kolejnych moje dzieci. Dla przykładu, ja konta na legimi nie mam.

          0
          • Ale to przecież właśnie jest multiużytkownik. :)

            0
            • marcin pisze:

              Ok, myślałem, że chodzi ci o jakieś pejoratywne określenie na np. grupę 4 osób, które się zrzucają na abonament i jadą na jednym koncie :P

              0
              • Wielu użytkowników jednego konta. I na jedno wychodzi czy to rodzina, czy tylko paczka znajomych. :)

                0
              • YuukiSaya pisze:

                Jakbym miała z kim ze swoich najbliższych tak się podzielić, to bym tak zrobiła. Zakładając, że nawet na dwie osoby wychodzi po 20 zł na miesiąc za nieograniczone czytanie, to wcale nie brzmi źle. A taką „spółkę” zrobiłabym z kimś zaufanym, z kim i tak wymieniam się książkami i ebookami, więc jaka różnica…

                0
    • tzigi pisze:

      W ciągu roku akademickiego nie mam na to czasu, ale w wakacje czytuję co najmniej 2 pełnowymiarowe (~300 stron) powieści dziennie. I nie widzę w tym nic szczególnego. Może zatem ten użytkownik ma po prostu dużo czasu wolnego.

      0
      • Magdalaena pisze:

        Ja bym się bardziej martwiła, CO on czyta?
        Bo ja nie znalazłabym w Legimi 400 fajnych książek.

        0
        • tzigi pisze:

          To inna sprawa i z tym się zgadzam. W Legimi nie ma naprawdę tylu książek, żeby zatrzymać mnie tam dłużej niż na kwartał.

          0
    • Robert Drózd pisze:

      W artykule podali, że ukończył kurs szybkiego czytania. :-) Rzecz do uzyskania jeśli ktoś czyta parę godzin dziennie.

      0
  5. Kot i jego sługa pisze:

    O 70% czystej marży, bez odejmowania kosztów produkcji, transportu, magazynowania, EMPiKów i innych, obsługi zwrotów, druku…

    W tradycyjnej dystrybucji papierowej wydawcy nie mogą nawet marzyć o 70% na czysto od ceny katalogowej.

    0
    • Przemek pisze:

      Też mi trudno uwierzyć, że Legimi musi odprowadzać aż 70% do wydawcy.
      Jeżeli zasady gry obowiązują wszystkich i wszystkie eksięgarnie odprowadzają 70% ceny okładkowej, to jakim cudem niemal standardem stała się cena 9,90zł za ebooka?
      Rozumiem, że np. Agora, może w swoim sklepie Publio dać taki upust, czy np. Wydawanictwo Otwarte na Woblink, ale jakim cudem płacą innym wydawnictwom 70% ceny okładkowej jeżeli większość (tak podejrzewam) sprzedają za 9 – 15 zł w nieustającej promocji?

      0
      • marcin pisze:

        Jeżeli cena jest promocyjna, to naturalne jest, że wydawnictwo dostaje 70% z ceny promocyjnej, np. z tych 10 zł.

        Nie byłoby w tym nic dziwnego, dla przykładu na rynku gier komputerowych działa to identycznie w cyfrowej dystrybucji – 30% dla sklepu, 70% dla wydawcy.

        Tyle, że tutaj nie mamy do czynienia z KUPOWANIEM książek, dlatego jestem w szoku, że Legimi musi odpalać tak dużo z ceny okładkowej. Przecież na najwyższym abonamencie ktoś przeczyta 2 książki i Legimi już jest w zasadzie w plecy.

        0
      • Robert Drózd pisze:

        Z tym bywa różnie – często jednak promocje są współfinansowane przez wydawców, którzy się zgadzają na obniżenie także własnego przychodu za szutkę.

        0
        • marcin pisze:

          To brzmi dość ciekawie. Istnieje szansa, że napiszesz kiedyś artykuł o tym, jak przygotowuje się promocje na ebooki? Pewnie wymagałoby to dużo pracy od ciebie i dobrą wolę sklepów i wydawnictw, ale na pewno byłoby warto poczytać o tym.

          0
  6. quiris pisze:

    Ale chcę też zwrócić Waszą uwagę na to, że wiele z tych firm, od których często oczekujecie natychmiastowej reakcji czy szybkiego naprawiania jakichś błędów – to tak naprawdę niewielkie przedsięwzięcia.

    Czyli wielkość obrotów firmy ma usprawiedliwiać oferowanie „knotów” nad którymi, my klienci, mamy pochylić się ze „zrozumieniem”, bo a nuż nam padną od nadmiaru żądań poprawy oczywistych bubli?
    Wybacz, ale nie przyjmuję takiej argumentacji. Absolutnie wielkość obrotów nie może być czynnikiem „usprawiedliwiającym” wobec zaniechań w zakresie respektowania podstawowych obowiązków sprzedawcy.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Wybacz, ale niczego takiego nie sugeruję. Wielokrotnie tu pisałem, że jeśli z książkami są jakieś problemy to powinno się, albo wręcz należy je zgłaszać i dopominać się o poprawienie książki przez wydawcę/dystrybutora.

      0
      • quiris pisze:

        To jak w takim razie należy rozumieć wspomniany akapit? Mamy pamiętać, że to są małe przedsięwzięcia (w domyśle mają mało pracowników), więc nie należy oczekiwać natychmiastowej reakcji na zgłoszenia, czy tak? Jeśli tak należałoby rozumieć ten akapit, to przecież przekornie powiedziałbym, że skoro są to małe przedsięwzięcia, bo mają małe obroty, to raczej ci pracownicy nie są specjalnie obłożeni zgłoszeniami, właśnie z uwagi na te małe obroty :P

        0
  7. Wołk pisze:

    A ja nie mam karty kredytowej, więc nawet za darmo mi wypróbować nie dadzą. :(

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Ja też nie mam karty kredytowej, a używam:) Podobnie jak w amazonie nie trzeba mieć kredytowej – wystarczy zwykła, debetowa do konta.

      0
  8. Dalek pisze:

    A mnie w artykule zainteresowało to, że Legimi posiada ogromną wiedzę o swoich użytkownikach i sobie ją wykorzystuje jak chce. W takim wypadku mogą być pewni, że z ich usługi nie skorzystam ;)

    0
    • Blue pisze:

      Ogromną wiedzę? Wykorzystuje jak chce? Zgadzasz się na ciasteczka na większości stron www(dla mnie przepis idiotyczny że trzeba się przez to przeklikiwać)? To większość ma podobne dane statystyczne zbierane o Tobie.

      I tak na podstawie twoich zachowań w necie można wychwycić wiele informacji o Tobie nawet jak ich nie podajesz.

      Wszyscy zbierają dane, nawet sklepy spożywcze. A Amazon to już w ogóle świdruje cię jak może. Sklepy spożywcze zbierają dane tego co kupujesz i na tej podstawie szykują promocje. U nas co prawda to działa chyba tylko przy programach partnerskich – znaczy jak masz jakąś kartę „na punkty”. W USA była swego czasu afera bo nawet bez tego starali się identyfikować cię, pozyskiwać dane gdzie mieszkasz etc.(żeby odpowiednie kupony poszły pod dobry adres) i tak to się da kupić. Markety w USA zbierają dane statystyczne, że np. kiedy kobieta w przedziale czasu kupuje taki i taki produkt, to na 80% jest w pierwszym trymestrze ciąży np. Chcą dotrzeć i przywiązać klienta zanim ten dostanie promocyjne paczki w szpitalu co może go odwieść od ich produktów. U nas kupujesz płatki śniadaniowe, ale nie mleko? Masz bony zniżkowe na nasze mleczko, może akurat podejdzie i już będziesz zawsze u nas brał zamiast z innego źródła etc. Chyba w „Sile nawyku” był o tym rozdział. Podsyłają personalizowanie gazetki promocyjne etc.

      U nas to też działa, ale na mniejszą skalę.

      A jak używasz smartphone to w ogóle masakra ;). Ludzie odzierają się z prywatności dla wygody. Możesz mieć GPS w niezależnym urządzeniu, które nie zbiera o Tobie danych, ale wygodniejsze dla wielu będzie mieć np tablet z nawigacją. Jak mają o Tobie odpowiednie dane to podrzucają Ci lepiej targetowane reklamy etc.

      0
      • bolek pisze:

        Czym innym jest korzystanie z big data w odniesieniu do milionów użytkowników jak robi to Google, czym innym jest wyświetlanie spersonalizowanych reklam na podstawie anonimowych ciasteczek czy naszej aktywności w sklepie a czym innym jest analizowanie, że pan X, który zaliczył kurs szybkiego czytania, przeczytał w danym serwisie 400 książek (zapewne wiedzą też jakich). W tym ostatnim przypadku, anonimowość gdzieś się zatraciła.

        0
        • YuukiSaya pisze:

          A uważasz, że jak oni mają się rozliczać z wydawnictwami? No właśnie zbierając informacje kto ile książek pociągnął na swoim koncie. Zauważ, że jest zasada, że raz „zassana” pozycja nie jest już potem brana pod uwagę przy ponownym czytaniu. Taką informację też gdzieś muszą mieć zapisane, że jak pan Nowak przeczytał sobie Metro 2033 (akurat rzuciło mi się w oczy przy przeglądaniu oferty), potem parę innych książek, to jak wróci do Metra, bo np. chce sobie przypomnieć zakończenie przed rozpoczęciem następnej części, to żeby mu nie podliczać bezczelnie stron z jego abonamentu.

          Teraz jest pytanie – czy przeciętny pracownik może łatwo zidentyfikować konkretnego usera, jego dane itp. Bo co innego, gdy pani Kasia pracująca w dziale marketingowym może sobie do porannej kawki przeglądać „o! pani Alicja kolejne romasidło czyta!”, a co innego, gdy ma tylko wykaz z podziałem np. na user ID, którego już nie może przypisać do konkretnej osoby. W pierwszym przypadku to ja dziękuję, równie dobrze mogą mi się do domu władować, w drugim już jest poziom zachowany.

          0
        • Blue pisze:

          Ebookpoint, allegro, nexto, virtualo. Każdy wie jakie u nich kupiłem książki, zapewne mogą też wiedzieć z loga, które pobrałem. Amazon wie, które czytam bo wszystko wrzucam w ich chmurę i jeszcze mi je synchronizuje, więc wie tyle co legimi – w którym miejscu książki jestem. Ba wie więcej, bo jeszcze gry na konsole tam kupuję, czasem coś z innej kategorii, ma dane z karty płatniczej, dokładny sprawdzony adres etc. No szok normalnie z tymi danymi.

          Przy takim nie podawaniu niczego połowę systemów informatycznych by nie działało. Z takim podejściem jakbyś przeczytał na co się zgadzasz w regulaminach różnych usług to byś osiwiał ;).

          0
  9. Dawid pisze:

    Korzystam z Legimi już od dłuższego czasu. W miesiącu czytam średnio od 2 do 4 książek. Wydaje mi się, że przy takim użytkowaniu te 30 zł jest opłacalne w stosunku do tego ile bym musiał wydać na te 3-4 książki miesięcznie.

    0
  10. rudy102 pisze:

    Jak wprowadzą Kindle i poszerzą ofertę to chętnie wypróbuję jeden z dwóch najdroższych pakietów. Bo jak na razie większości z tego, co szukam, nie ma, a Pratchett czy Clancy to chyba nie jest hipsterstwo, wręcz przeciwnie?

    0

Skomentuj Robert Drózd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.