Virtualo wypuściło właśnie raport na temat polskiego rynku e-booków. Warto się z nim zapoznać, bo jest tam sporo wiedzy o tym, jak wygląda obecna pozycja książek elektronicznych w Polsce – i co też ważne, pokazane są różne perspektywy.
Linki do pobrania raportu: wersja pdf, epub, mobi. W tym artykule kilka moich uwag i najciekawszych cytatów.
Zacznę od tego, że raport nie jest oczywiście pierwszy (przypomnijmy sobie opracowanie Biura Analiz Sejmowych z czerwca 2013 – choć było znacznie krótsze), trzeba go też czytać z pamięcią, że jego publikacja ma też cel PR-owy. No, bo jeśli czytam w pierwszym zdaniu:
Powstanie rynku e-booków w Polsce można datować na 2010 rok, kiedy Empik kupił udziały w firmie Virtualo, specjalizującej się do tej pory w rozwiązaniach IT do sprzedaży e-booków.
To stwierdzam, że mógłbym równie dobrze napisać:
Powstanie rynku e-booków w Polsce można datować na 2010 rok, kiedy to blog Świat Czytników zaczął wyjaśniać normalnym ludziom, jak czytać e-booki w Polsce. :-)
Wcześniej były już i Nexto i Złote Myśli i sporo innych firm.
Darujcie mi tę drobną złośliwość – raport na pewno wart jest przeczytania, tym bardziej że jest w nim sporo wypowiedzi ludzi zajmujących się tą tematyką, m.in. moje. :-)
Publikację podzielono na cztery części.
1. Sprzedaż, wzrost, trendy – sytuacja na rynku e-booków w latach 2010–2014
Zacznę od cytatu z Roberta Rybskiego, szefa Virtualo:
Rok 2014 spodziewamy się zamknąć dwukrotnym wzrostem sprzedaży rok do roku, czyli wynikiem lepszym niż w roku poprzednim. […] O tym, że nie jest to rynek łatwy przekonały się firmy, które zainwestowały spore środki w wejście w biznes e-bookowy bez żadnego rezultatu. Treści cyfrowe trzeba umieć sprzedawać i potrafi to robić kilka najmocniejszych podmiotów. Virtualo, jako pierwszy podmiot na rynku, zamknie rok 2014 na plusie, co jest dużym osiągnięciem w tej branży. Reguły gry zmienić może już tylko bardzo duży gracz z potężnym know-how i zapleczem technologicznym, wówczas mniejsi gracze wypadną z gry.
Następnie raport opisuje plastycznie zmiany w ostatnich latach:
Jeszcze w 2010 r. rynek e-booków wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. Ogromną część oferty stanowiły e-booki w formacie PDF. Format EPUB stawał się coraz bardziej popularny, jednak MOBI był praktycznie niedostępny w polskich e-księgarniach. Czytelnik chcący kupić e-booka przed dokonaniem płatności musiał zdecydować, jaki format chce otrzymać. […] Większość e-booków posiadało niewygodne i mało praktyczne zabezpieczenie DRM – czytelnicy na nielicznych jeszcze wtedy forach dotyczących e-czytelnictwa prześcigali się w wynajdowaniu sposobów na złamanie tego zabezpieczenia i swobodne korzystanie z zakupionej e-książki.
Zmiany, które zostały wprowadzone na polskim rynku e-booków na przestrzeni 2011 i 2012 r. są właściwie ewenementem w skali Europy. Niewygodne zabezpieczenie Adobe DRM zostało zastąpione watermarkiem, czyli znakiem wodnym, który jest niewidoczny dla Klienta i nie wymaga od niego instalowania żadnych dodatkowych programów. Udostępniony został również format MOBI (odczytywany przez jeden z najpopularniejszych czytników na świecie – Kindle), a ogromna większość treści elektronicznych dostępna jest obecnie w opcji multiformatu
Mamy też przegląd statystyk wynikających z kilku badań ankietowych, m.in. omawianego tu Czytnikoliczenia.
Jakie czytniki mają Polacy? We wspomnianej ankiecie wyszło, że 73% to Kindle, po 4% Onyx i PocketBook. Potwierdza to Jacek Weichert z Allegro, który twierdzi, że wśród sprzedawanych tam czytników 70% to właśnie Kindle.
Zdanie odmienne – cóż się temu dziwić – mają przedstawiciele dystrybutorów innych marek.
Maksym Zhelezniak, Szef Działu Sprzedaży PocketBook S.A. na obszar Europy Środkowej i Wschodniej twierdzi, że obecnie polski rynek jest gotów przyjąć około 140 000 czytników e-booków rocznie, zaznacza też jednak, że wraz z popularyzacją e-czytelnictwa ta liczba w ciągu najbliższych lat na pewno będzie się zwiększać. […]
Obecnie PocketBook szacuje, iż jego udział tak istotnym rynku, jakim jest Polska, sięga 20%
Teraz czas na opinię dystrybutora Onyxa:
Paweł Horbaczewski, właściciel firmy Arta Tech, dystrybutora czytników Onyx BOOX twierdzi natomiast, że obecnie cały rynek to ok. 200 000 e-czytników, z czego ok. 50% stanowią czytniki marki Kindle, 40% Onyx Boox i 10% – pozostałe marki.
20% PocketBooka, 40% Onyxa – mogę to tylko skomentować: „ładne pola zakrzywiania rzeczywistości”.
2. Wyzwania: Liczba tytułów, polityka cenowa, aktywność wydawców, autorów i sklepów
Też zacznę od Roberta Rybskiego:
Cały czas szukamy szans, aby wzrost na rynku e-booków notował wyniki trzycyfrowe. Bardzo uważnie analizujemy strukturę sprzedaży z wykorzystaniem narzędzi z obszaru business intelligence. Wyniki wskazują na to, że jedną z głównych blokad bardziej dynamicznego rozwoju rynku e-booków jest nadal słaba dostępność tytułów z tzw. back-listy […]
/back-lista to po prostu starsze wydania, które wymagają wznowień elektronicznych –rd./
Jeszcze trzy lata temu zakładaliśmy, że do 2015 roku na polskim rynku 30 tys. tytułów komercyjnych, tymczasem jest ich obecnie 19 tys. Jeżeli klienci mają wybrać e-booki, muszą mieć większy, jeszcze wygodniejszy i dodatkowo legalny wybór. Dużo się udało osiągnąć, ale wiele pracy jeszcze przed nami, aby rynek był znacznie większy.
Bardzo ciekawa uwaga Piotra Matłoki z Domu Wydawniczego Rebis:
Moim zdaniem wydawcy chcąc odnieść sukces na rynku e-booków, muszą jak największą część swojej oferty konwertować do wersji «e», nie bać się równoczesnego wydawania wersji tradycyjnej i elektronicznej, odpowiadać na potrzeby czytelników w kwestii poszerzania tzw. backkatalogu. Jednocześnie muszą też zadbać o właściwą jakość książek w wersji e-book. Długi czas ten element szwankował, a e-booki miały po prostu masę błędów wynikających ze słabej konwersji co odstręczało od korzystania z nich. Obecnie wygląda to dużo lepiej.
I rzecz o formatach:
Coraz mniej istotnym, jednak nadal aktualnym problemem pozostaje dostępność części tytułów wyłącznie w formacie EPUB z zabezpieczeniem DRM. W takiej wersji znajdziemy m.in. popularne książki Philippy Gregory wydane przez Książnicę czy tytuły Artura Pereza Revertego. Warto jednak podkreślić, że zastosowanie zabezpieczenia Adobe DRM nie wynika ze złej woli wydawcy czy dystrybutora, a z zapisów zawartych w umowach licencyjnych, które w niektórych wypadkach nie pozwalają wydawcy na zastosowanie zabezpieczenia watermark.
Nie można nie poruszyć tematu cen:
Z ankiety sklepu Virtualo.pl przeprowadzonej na próbie 700 respondentów na początku 2013 roku wynika, że 70 proc. klientów życzyłoby sobie, aby cena e-booka było o 50 proc. niższa od ceny wersji papierowej. Tylko 11 proc. respondentów wskazało odpowiedź, że zaakceptowaliby cenę o 10–20 proc. niższą od ceny wydania papierowego, a na taką politykę cenową decydują się niektórzy wydawcy. Wśród 16 proc. innych odpowiedzi najczęściej pojawiała się cena 9,90 zł. W sieci sprzedaży Virtualo średnia cena e-booka w najbardziej popularnej kategorii beletrystyka wynosi 19,90zł.
Wypowiedź Marka Dobrowolskiego z Naszej Księgarni i PDW:
Kłopot w tym, że te ceny promocyjne nie mają nic wspólnego z kalkulacją kosztów na dany produkt – książkę, choć wydaną nie w wersji tradycyjnej, a elektronicznej. Gdybyśmy brali, wydawcy, pod uwagę przede wszystkim kalkulację kosztów, to książka elektroniczna nie powinna być tańsza od jej «siostry» drukowanej więcej niż 10–15 proc. Wydawcy obniżają ceny promocyjnie nawet na hity, evergreeny, nowości o 50 proc. i więcej, bo traktują e-booki jako wsparcie sprzedaży książki tradycyjnej.
No i raz jedyny w tym artykule zacytuję sam siebie:
Dla miłośników książek ceny są w sam raz. Będąc odpowiednio cierpliwym można trafić na bardzo ciekawe okazje i w zasadzie większość tytułów kupować po kilkanaście złotych. Dla osób, które przypadkowo zaglądają do księgarni z e-bookami ceny mogą wydawać się za wysokie – bo patrzą najczęściej nie na promocje, tylko na ceny regularne, a te porównują z cenami książek papierowych. Jeśli przeciętny człowiek widzi e-booka za 26 złotych, a książkę papierową z wysyłką z tańszej księgarni ma za 22 złote – to pyta, o co tu właściwie chodzi.
I jako kontrapunkt Marcin Łukiańczyk z konkurencyjnego serwisu:
Kiedyś uważałem, że ceny powinny być na poziomie 10–15 zł i w tej cenie głównie kupowałem e-booki. Okazało się, że to zachłyśnięcie było złudne, kupiłem wiele e-booków tylko po to, aby je mieć, nie przeczytać. Teraz jeśli mam na coś ochotę to po prostu kupuję w takiej cenie jaka jest. Uważam, że 20–30% różnicy w cenie pomiędzy cyfrową, a analogową wersją jest wystarczające.
Dalej mamy wypowiedzi pisarzy na temat e-booków, które już kiedyś przytaczałem: Co polscy pisarze wiedzą o e-bookach.
3. Przeszkody i hamulce strukturalne
To przede wszystkim wysoki VAT oraz piractwo.
Ważna wypowiedź o wypożyczaniu e-booków najbliższej rodzinie:
Ustawodawstwo tak naprawdę nie nadąża za technologią, widać to wyraźnie na przykładzie samej definicji książki elektronicznej. Zgodnie z obowiązującym prawem, e-book jest definiowany jako usługa i dlatego też VAT na książki elektroniczne wynosi 23%, a nie jak w przypadku książek papierowych – 5%. Pomimo braku stosownych przepisów, które regulują tę kwestię w sposób jednoznaczny, można przyjąć interpretację taką jak dla książek papierowych. Wynika z niej, że e-booka można udostępnić wraz z czytnikiem, na który dany e-book został pobrany kręgowi osób pozostających z osobą, która dokonała zakupu e-książki w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, czyli: rodzicom, rodzeństwu, dziadkom, małżonkowi, dzieciom lub w stosunku towarzyskim np. bliskim przyjaciołom
I na temat piractwa i ściągania książek, bardzo rozsądna uwaga Piotra Matłoki:
Walkę z tym zjawiskiem podejmujemy na kilka sposobów. Po pierwsze jesteśmy w grupie 15 wydawców skupionych w PIK, którzy złożyli pozew zbiorowy przeciwko Chomikuj.pl. Po drugie staramy się przy pomocy firm zewnętrznych usuwać z tego portalu nielegalne kopie naszych książek. A po trzecie staramy się możliwie szeroko poszerzać ofertę wydań e-bookowych, gdyż jednym z głównych argumentów osób korzystających z «usług» Chomikuj.pl jest brak możliwości zakupu legalnych wersji. Dajemy im więc taką możliwość.
I wszystko jasne.
4. Przyszłość – jak będzie? Strategia cyfrowa wydawnictw i sklepów
Tutaj dyskusja na temat różnych nowych sposobów promocji i sprzedaży e-książek. Zacytuję fragment o Starbucksie:
W lipcu 2014 r. ruszył wakacyjny projekt Wirtualnej Czytelni Starbucks, pierwszy tego typu projekt content marketingowy i jednocześnie e-bookowy w Polsce, wykonany przez Virtualo. Wiele się ostatnio mówi o spadku czytelnictwa w Polsce, jednak zarówno w komunikacji miejskiej jak i w popularnych kawiarniach widać setki ludzi z gazetami, książkami i czytnikami. Dodatkowo w kawiarniach Starbucks wiele osób korzysta z sieci Wi-Fi, jest to więc idealne miejsce na rozkoszowanie się kawą i czytanie e-booka.
Wirtualna Czytelnia Starbucks będzie dostępna do końca października. Aby z niej skorzystać wystarczy zalogować się do sieci Wi-Fi dostępnej w dowolnej kawiarni i wejść do czytelni ze strony Starbucks. Następnie pozostaje wybrać najbardziej interesującą książkę, która otworzy się bezpośrednio na urządzeniu w czytniku na przeglądarce. Dzięki temu nie ma konieczności ściągania specjalnych programów, rozwiązanie jest wygodne i łatwo dostępne.
No i podsumowanie:
Rynek e-booków w Polsce jest jeszcze bardzo młody, jednak już teraz wiemy, że ma ogromny potencjał. W ciągu ostatnich lat udało się wprowadzić wiele zmian (m.in. zastąpienie DRM wygodnym watermarkiem, wprowadzenie multiformatu), dzięki którym e-booki upowszechniły się w świadomości czytelników. Zmieniła się też polityka samych wydawców, którzy zaczynają traktować e-booka jako oddzielny „byt”, nie tylko jako wsparcie dla sprzedaży książki drukowanej. Ogromna większość książkowych nowości pojawia się jednocześnie w wersji elektronicznej. Zwiększyła się również dostępność urządzeń umożliwiających odczytywanie e-booków (czytników, smartfonów czy tabletów), a ich ceny są coraz bardziej przystępne. Czy popularność e-booków w Polsce będzie tak duża jak w Stanach Zjednoczonych – czas pokaże. Na pewno jednak w ciągu najbliższych lat popularność e-booków będzie się zwiększać, a rynek będzie rósł.
Po resztę odsyłam do całego raportu.
Czytaj dalej:
- [Aktualizacja] O tym jak czekam od miesiąca na e-booka, czyli o problemach sprzedażowych małych wydawców
- „Obłąkane historie” – nowa, bezpłatna antologia z Wydawnictwa Gmork
- O tym jak narzędzia AI masowo korzystają z pirackich e-booków
- Sztuczna inteligencja uczy nas o e-bookach i sama pisze e-booki. Co będzie dalej?
- Dyrektywa Omnibus – co to oznacza dla kupujących e-booki i jak przygotowały się polskie księgarnie?
- Internet Archive przegrało proces z wydawcami w sprawie „kontrolowanego wypożyczania” e-booków
Rewolucja ebookowa w kraju nastąpi jak się Wydawnictwo Mag e-ucywilizuje ;)
Deklaracja p. Andrzeja Miszkurki z forum MAG: w następnym roku już 80% tytułów powinno ukazać się w formie elektronicznej.
A wcześniej podał listę tego, co powinno wkrótce się pojawić. Choć części jeszcze nie ma, jak „Żywego srebra”, jest szansa że wkrótce się pojawi.
Można więc przestać narzekać, że nie ma, a zacząć, że drogo. ;-) Ale tak serio, to choć zgadzam się z tym co wcześniej twierdzili, że ebooki to nisza w niszy, to cieszę się strasznie, że MAG do tej niszy wpełza.
a ja wciąż marzę by wyszukiwarki w e-księgarniach nareszcie zaczęły pracować normalnie …
nie ma problemu jak chcę kupić konkretny tytuł, czy autora
ale spróbujcie użyć do szukania książek jakiegoś hasła … „szkocja” legendy” „góry” „ogród” „kuchnia” – cokolwiek …
jak pokaże wam 50% tego co jest w sklepie będzie to DUŻY sukces…
nie zawsze wiem co już się ukazało, albo w ogóle nie słyszałem o danej pozycji – i jak mam ją kupić skoro sklep nie pozwala mi jej znaleźć …?
w tym względzie Amazon jest dużo bardziej przyjazny dla poszukującego
(edit rd. poprawiłem orta :)
a propos” zakrzywiania rzeczywistości” przez dystrybutora Onyxa..Gratuluję im poczucia humoru, szczególnie w kontekście dużej krytyki Onyxa T68, która toczy się na forum eksiążki, oraz na forach zagranicznych..
Tak trzymać panowie, a nie długo zwiniecie interes..
Wystarczy, żeby onyx i pocektbook do wyliczeń brali tylko nowe czytniki i z oficjalnej polskiej dystrybucji. Najpopularniejszy w Polsce czytnik, oprócz kilku akcji w kilku sieciówkach nie jest dostępny w oficjalnej polskiej dystrybucji :-(
A posiłkowanie się statystykami sprzedaży z Allegro też trochę zakłamuje oficjalne statystyki sprzedażowe. Większość czytników na allegro jest z drugiej ręki, choć nigdy nawet nie wyciągnięta z pudełka, ale statystyki najbardziej nabija w stanach, na wyspach i u zachodniego sąsiada. Jakoś nie przypominam sobie żeby producenci samochodów jakoś hura optymistycznie podchodzili do faktu, że na allegro najlepiej się sprzedają auta starsze niż 5 lat.
W sumie z tymi cenami faktycznie nie jest tak źle. Nie pamiętam czy w ogóle kupiłem kiedyś książkę za >30zł. Ze wszystkimi kuponami/bonami/kodami trzymam się raczej poniżej 20zł.
PS. Mam oczywiście na myśli beletrystykę.
Wyjaśnijcie, proszę, co to jest ten nieszczęsny back-katalog czy też back-lista, bo podejrzewam że to to samo…
Niech mnie ktoś ewentualnie poprawi – back-katalog – to są pozycje, które zostały wydane jakiś czas temu, i zostały sprzedane, czy może nawet wyprzedane. Nie są to nowości. Czyli są to pozycje, które funkcjonują na rynku, a w tym wypadku – nie są dostępne jako ebooki, przynajmniej z oficjalnego źródła. Do przedwczoraj takim przykładem pozycji, dla której nie było wersji elektronicznej, mógł być „Kubuś Puchatek”.
Tytuły wydane wiele lat temu i obecne na rynku „papierowym”, natomiast nie jako e-booki. Jedną z największych „białych plam” na rynku e-booków jest brak Hemingwaya…
To jest własnie przykład nowomowy branżowej. Zamiast napisać coś w rodzaju „archiwalnych wydań”.
Akurat „archiwalne wydanie” też nie do końca odzwierciedla zagadnienie.
A taka nowomowa jest znana od setek lat, bardzo wiele słów jest zapożyczanych z jeżyka obcego i z biegiem czasu adaptowana do rodzimego. Jeśli jakieś zjawisko w szczególności występuje w danym rejonie językowym, to nic dziwnego, że przyjmuje się nazwę obcą, do póki nie pojawi się własna.
Tutaj nie jest tak tragicznie. Irytujące jest używanie angielskiego zwrotu w przypadku, gdy ma polski odpowiednik (np. event).
Albo coraz popularniejsze mieszanie nazw i wyrazów polskich z angielskimi w tytułach imprez sportowych.
Różnica w cenie ebooka i książki drukowanej, powinna również uwzględniać sposób ich traktowania.
Książkę chętniej pożyczamy, jest przedmiotem, który względnie łatwo kontrolować, pilnować by do nas wrócił. Więc książkę drukowaną czyta często kilka osób.
Ebookami dzielimy się mniej chętnie. Są oznaczone znakiem wodnym, a gdy już zostaną raz skopiowane znajomemu (w ramach dozwolonego użytku osobistego), wówczas tracimy kontrolę nad tym kto ją posiada i gdzie jej kopia zawędruje.
W konsekwencji, wśród moich znajomych, książkami dzieliliśmy się a ebooki każdy kupuje sam sobie. Nawet gdy cena ebooka będzie stanowiła 50% a może 20% ceny książki drukowanej, wydawca nie zarobi na nas mniej, bo książkę kupił jeden z nas, a ebooka każdy.
Całkowicie się zgadzam. Jestem wyjątkowo ostrożna w dzieleniu się e-bookami. „Pożyczam” je tylko naprawdę bliskim osobom, co do których mam pewność, że nie puszczą tego w dalszy obieg, ani nie wrzucą na chomika właśnie.
Dokładnie! Nie mam nic przeciwko, żeby e-book kosztował tyle co papier ale w tej sytuacji proszę również o te sama prawa dla e-booka co ma papier (możliwość wypożyczenia e-booka bez czytnika – przecież papierowej książki nie wypożyczam znajomym razem z foliową reklamówką Empiku, możliwość sprzedaży e-booka, którego już przeczytałem i więcej razy nie będę czytał itd.).
możliwość wypożyczenia e-booka bez czytnika
No ale przecież możesz, to że w jakimś raporcie napisali że trzeba z czytnikiem to jakieś wymysł nie wiadomo kogo, a w prawie nie ma takiego zapisu (że z czytnikiem).
Ale… jeśli twoi znajomi puszczą plik dalej, to na Tobie niestety spoczywa odpowiedzialność za ten czyn, i udowodnienie że to nie Ty.
Ba, sprzedaż też podlega tym samym prawom i jak można (w przypadku znaku wodnego, drm-owane w sumie też) i prawo nie wyraża tu jakiś sprzeciwów. Problem jest jednak jak wyżej. Tu żeby być „czystym” trzeba by sporządzić jakieś dokumenty sprzedaży (w dodatku potwierdzone niezależnie itp.)
Jeżeli chodzi o sprzedaż, to nie masz racji. Ebook nie jest rzeczą tylko usługą, dlatego przepisów KC o sprzedaży rzeczy ruchomej nie można w tym przypadku zastosować.
Sytuacja jest niepewna ponieważ to, że Urząd Skarbowy interpretuje to jako usługę, to nie znaczy, że sąd też tak musi. I tyle w tym temacie. Prawnik ma tu jednak jakieś pole do popisu.
Nadal jednak jest to raczej z tych akademickich dylematów, bo jakoś nie wydaje mi się że znajdzie się chętny do kupienia podpisanego pliku. A i formalności jakie trzeba by zrobić, też nie zachęcają.
Zapomina się w tej analizie o podstawowym fakcie – cena przyzwoitego czytnika jest nadal dość wysoka i z pewnością stanowi barierę. Trudno, aby korzystać z dobrodziejstwa ebooków, skoro bariera kilkusetzłotowej inwestycji stoi na drodze. Tym bardziej, ze czytniki nie należą chyba do urządzeń trwałych.
Są dość trwałe, no może nie sto lat i może prawnuki nie skorzystają zarówno z pliku jak i z czytnika, ale tragedii nie ma.
Choć rzadko się mówi o tym, że książkę papierową można odziedziczyć i następne pokolenia z niej skorzystają, a w przypadku pliku elektronicznego może być z tym kłopot.
A cena samego czytnika jest sporą barierą. Jeśli najprostszy czytnik jest w cenie co najmniej 5 książek. Znajdą się osoby, dla których to rok czytania ;-) (czytnik 200 zł, książka 40).
Ale wydawcy nie patrzą tylko na czytniki, dla nich nośnikiem są też tablety i smrtfony – a to już spory rynek i nośnik nie jest istotny z punktu wydawcy, dystrybutora (widać to po aplikacjach na systemy mobilne).
Mam kindle kupionego w 2012 roku. Wciąż nie wygląda jakby miał zamiar się zepsuć.
Nie rozumiem argumentu z tym, że cena 26 zł przy papierze za 22 zł jest ok, bo jest dużo promocji.
Większość z tych promocji i tak jest śmiechu warta i tylko utrudnia wyszukanie tych lepszych i dużo bardziej wolałbym niższe ceny i dużo mniej promocji, ale za to sensownych. Chociaż może jestem wyjątkiem a to wydawcy mają rację.
Zabawne jest też twierdzenie Virtualo, że średnia cena to u nich 19,90. Chyba jak wliczą darmowe książki, opowiadania oraz starocie czy selfpublisherowe śmieci bez korekty za grosze.
W swojej wypowiedzi pisałem właśnie o tym, że dla przecięgnego człowieka który zagląda do księgarni ceny są za wysokie. Ktoś kto poświęci czas i kupuje w promocjach, kupi zwykle taniej.
Tylko, że jakby książka która normalnie jest za 26 zł kosztowała na stałe 13 zł, to byś na nią nie zwrócił uwagi, a tak promocja twoją uwagę kieruje.
Ale książka musi zainteresować czymś innym niż ceną, bo przecież nie wybieram pozycji do przeczytania przeglądając 500 książek z ceną obniżoną przez automat, ale dlatego, że ktoś mi je gdzieś polecił. Czy to jakiś bloger robiąc toplistę, czy znajomy, czy ludzie z internetów na jakichś forach czy portalach, czy pracownicy publio robiąc promocję z kilkunastoma dobrymi książkami, przy której widać, że przysiedli i wybrali warte uwagi tytuły.
W związku z tym przy niższych cenach regularnych i promocjach polegających na polecaniu ciekawych książek (niekoniecznie połączonych ze sporymi obniżkami) płaciłbym pewnie średnio więcej za pojedynczą książkę niż płacę obecnie, i kupowałbym więcej niż kupuję obecnie.
I nie twierdzę, że wszystko musi być za 13 czy 9,90 zł. Np. wspomniane 19,90 wydaje się rozsądne.
Ano właśnie. A obecna dystrybucja e-booków polega właśnie na cenie zbliżonej do papieru i nieustannym festiwalu promocji. Ja mam w tej chwili blisko 90% pewności, że wydaną właśnie książkę w ciągu najbliższego roku kupię za mniej niż 15 zeta, i nawet nie wymaga to ode mnie nadmiernego skupienia a tylko codziennego zajrzenia na 10 minut tu i na konkurencyjny portal.
Oprócz braku książek z back-listy nie ma też (prawie) literatury dziecięcej. Nasza Księgarnia zaczęła powoli wydawać klasyki (Lindgren – tylko część i to bez ilustracji, Milne, Jansson), Egmont wydał rewelacyjne Basie, ale tylko jedną książkę Funke. Znak wydał koszmarnego Karolka, ale „zapomniał” o Misiu Paddingtonie i Nesbit. Nie ma świetnego wydawnictwa Dwie Siostry(duet Mizielińskich czy seria Mistrzowie Ilustracji), nie ma Eneduerabe i Zakamarków. A te trzy wydawnictwa mają genialne książki dla dzieci. Nie ma komiksów, bo Christa dostępny w Woblinku tylko poprzez ich aplikację to pomyłka.
Myślę, że sytuacja zmieni się skokowo po wprowadzeniu ustawy o książce, dopóki nie będzie obejmowała publikacji elektronicznych. Sprzedaż książek papierowych spadnie, więcej osób zainteresuje się tańszymi wersjami elektronicznymi. I najważniejsze zniknie ważna bariera psychologiczna ograniczająca cenę e-booka; skoro 70% klientów chce, żeby plik kosztował połowę ceny papieru, to po wejściu w życie ustawy e-book będzie kosztował znacznie więcej, wciąż będąc połową ceny książki papierowej, której sprzedaż poniżej ceny okładkowej będzie przestępstwem karanym śmiercią. Chyba, że nagle powstaną „antykwariaty” sprzedające nowe „używane i uszkodzone” książki (np.: każdy egzemplarz z zagiętym rogiem, szramą na stronie tytułowej, albo rysą na ostatniej stronie okładki), poniżej tej ceny ^^
Co do nowych „używanych” książek – jestem pewien, że tak się stanie, o czym zresztą pisałem kiedyś: http://swiatczytnikow.pl/projekt-ustawy-o-cenie-stalej-na-ksiazki-niby-nas-nie-dotyczy-ale-i-tak-mozemy-sie-obawiac/
Dla mnie najważniejszą informacją w tym raporcie (potwierdzoną, czy też nie) jest to, że Virtualo jako jedyny podmiot odnotował zysk.
Ale zastanawiam się skąd o tym wiedzą, przecież inne księgarnie czyli ich konkurencja w większości nie publikują wyników (no chyba że coś z KRS da się wyciągnąć). Szef Woblinka już chyba dwa lata temu mówił że mają zysk operacyjny – to jest też zresztą pytanie o formę tego zysku, operacyjnie można zarabiać, ale amortyzacja wciąż nie pozwala wyjść na czysto.
Albo z KRS albo z Monitora Sądowego i Gospodarczego
Tak długo jak ebook po zakupie będzie bez wartości, jego cena powinna być mniej więcej taka sama jak bilet do kina, teatru.
Ebook w odróżnieniu od książki, zupełnie traci wartość finansową, nie można legalnie odsprzedać, czy przekazać w spadku. Osoby, które mówią, że wraz z czytnikiem można odsprzedać są w błędzie, przecież eksięgarnia ma stare watermarki przypisane do poprzedniego właściciela, bo jemu świadczyła USŁUGĘ i to on istnieje we wszelkiej dokumentacji.
Ale jeżeli np. wraz z nową ustawą o książce, wejdzie możliwość odsprzedaży, przekazania zupełnie obcej osobie, przekazania kolekcji ebooków w spadku, nie widzę żadnego powodu, aby eksiążka była tańsza od papieru.
Co do piractwa, wydawnictwa idą na łatwiznę i żądają tylko kasowania plików, zamiast np. żądać IP, nr telefonu żeby ukarać udostęniającego pliki np. pracami społecznymi (za każdy utwór lub jego część 10 godzin prac społecznych i statystyki udostepniane publicznie, np. na wojewodztwo ile skazanych za piractwo)
„jego cena powinna być mniej więcej taka sama jak bilet do kina, teatru.”
Czyli od 25 do 150 zł?
w okolicach 20zł, chyba, że jakieś dzieła zebrane w stylu „Ziemiomorze” w jednym pliku, to wtedy drożej.
to do innych teatrów musimy chodzić… ;-)
przyznam się, że teatr ostatni raz na oczy widziałem ponad 20 lat temu… moim teatrem są książki…
Wysoki VAT na ebooki nie jest żadną przeszkodą, zwłaszcza od kiedy wydawcy i eksięgarnie przyznali otwarcie że jego obniżenie nie spowoduje obniżki cen dla klienta tylko zgarnięcie wyższej marży.
Ale to akurat jedno z mniejszych przekłamań tego „raportu”.
Ktoś już o tym wspomniał.
Dlaczego oczekiwałbym, żeby cena ebooka była niższa od książki papierowaej dość znacznie?
pomyślmy. Kupuję książkę papierową za 30 zł. Czytam. Przeczytałem. Sprzedaję na allegro jako mało używaną w dobrym stanie za 20 zł. Przyjemność przeczytania książki kosztowała mnie 10 zł.
Kupuję ebooka za 25 zł. Czytam. Przeczytałem. I co? Nie sprzedam go nijak.
Przyjemność przeczytania książki kosztowała mnie 25 zł.
Argument mało uniwersalny.
Nigdy w życiu nie sprzedałem żadnej książki.
Jeśli przez „uniwersalny” masz na myśli „mający zastosowanie do każdego”, to tak, masz rację.
Jednak, to że ty nie sprzedajesz książek, nie znaczy, że nikt tego nie robi.
Ja przedstawiłem jedynie mój punkt widzenia. Przecież wiem, że nie ma on odniesienia do każdego.
I są takie książki, których nie sprzedam nigdy ;).
Można kontrować takie argumenty.
Dla przykładu, kiedy kupię ebooka, to mogę go wysłać bratu i dziewczynie i wszyscy możemy ją czytać jednocześnie na swoich czytnikach i na bieząco dzielić się wrażeniami i przewidywaniami.
Papierową możemy czytać jedynie na zmianę lub po kolei.
Zawsze są plusy dodatnie i ujemne ;)
A właściwie, idąc tym tokiem, to i zrzutke na 'usługę’ można by zaproponować wspolczytajacym z plików. Wtedy płacisz za jedną, a czytasz trzy. ;-)
Ebooki też powinno się móc odsprzedawać. Koniec końców masz po prostu licencję na wykorzystanie danego utworu, taką licencję można przekazać komuś innemu. Ty jako uczciwy użytkownik w momencie odsprzedania licencji powinieneś przestać używać utworu i pozbyć się wszystkich jego kopii. Ja bym tak zrobił, szkoda że więcej osób nie jest mną, świat byłby lepszy (dla mnie) :-).
No, ale nie trudno sobie wyobrazić sytuacji że po odsprzedaniu licencji, sprzedający wcale nie przestaje używać utworu i nie pozbywa się jego kopii. Nie, DRM wcale nie jest rozwiązaniem, nie wiem co jest rozwiązaniem na obecną chwilę, ale na pewno nie DRM.
„kupiłem wiele e-booków tylko po to, aby je mieć, nie przeczytać” – też tak mam, ale to już mój problem (z grami na Steamie mam nawet gorzej niż z książkami – 50% nawet nigdy nie uruchomione, a z uruchomionych 50% nie grane przez więcej niż 1h). Ja chce po prostu te książki, gry czy cokolwiek „mieć”, żeby były pod ręką, że jak mnie najdzie za 10 lat poczytać/pograć/posłuchać to będę to miał, bez polowania po sklepach czy aukcjach, bo ktoś przestał już sprzedawać. Upadki producentów to poważna sprawa – ogrom cyfrowych dóbr kultury/rozrywki jest kompletnie niedostępnych z tego powodu. Nawet w nielegalnych źródłach bardzo ciężko o dobre kopie np mało popularnych gier z początku lat 90. Więc kupuję teraz jak coś jest dostępne tanio, żeby „mieć” na przyszłość, dlatego zależy mi żeby ceny były jak najniższe. Czy to „skonsumuję” czy też nie to już moja sprawa, sprzedawca powinien się cieszyć, że dostał pieniądze i nic więcej.