Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

„Piąta Komenda”, czyli jak piraci mogą nakłonić do wydania e-booka

Piotr Lipiński jest dziennikarzem specjalizującym się w reportażu historycznym z czasów stalinowskich. Znam m.in. „Bolesława Niejasnego” – biografię Bieruta, albo „Raport Rzepeckiego” na temat szefa Biura Informacji i Propagandy AK.

Piąta Komenda - okładkaCo skłoniło go do wydania swojej książki „Piąta Komenda” w formie e-booka? Otóż było to zjawisko piractwa.

Pewnego dnia Piotr zajrzał do statystyk swojego bloga:

Odwiedziny wyglądały tak: ktoś wchodził z chomika i maszerował wprost do okładki książki „Ofiary Niejasnego”. To wydany przez „Prószyński i spółka” zbiór moich reportaży o represjach lat stalinizmu. Papierowy nakład jest już wyczerpany.

Jak się okazało, ktoś wskanował i rozprowadził jego książkę, a ludzie przychodzili… po to by ściągnąć okładkę.

Nowa wersja tej książki ukazała się w 2020 jako Kroków siedem do końca. Ubecka operacja, która zniszczyła podziemie

Pomysł pierwszy

Co tu zrobić?

Pewnie należało pobiec na policję. Ale po co? Książki nie było już w sprzedaży. A nawet gdyby była, to przecież nie miałem żadnej gwarancji, że ten, który ją „spiratował”, poszedłby do księgarni i ją kupił. Świat tak nie działa.

Wpadł więc na pomysł, aby wszystkim przychodzącym z tego Chomika wyświetlić prośbę o wsparcie – że OK, skoro ściągnęli już jego książkę, to teraz mogą ją zalegalizować.

Szanowny Przybyszu,

dziękuję za zainteresowanie moją książką „Ofiary Niejasnego”. Przypuszczam, że przywędrowałeś tutaj odwiedzając wcześniej chomikuj.pl. Nie widzę w tym niczego specjalnie złego.

Proponuję jednak, abyś poczuł się całkowicie uczciwy. Wpłać na moje konto 5 złotych, a e-book „Ofiary Niejasnego stanie się „automagicznie” legalny.

Nawet gdybyś nie wpłacił, życzę Ci miłej lektury :)

Piotr Lipiński

(poniżej numer konta itd.)

Efekt? Bez cudów. Nikt nie skorzystał z oferty. Nie chciałbym oceniać, czy ten sposób jest skuteczny, czy nie. Wiadomo, że wielu „chomikowców” ściąga książki setkami, więc nawet do nich nie zajrzą, nie mówiąc o tym, żeby cokolwiek legalizować.

Pomysł drugi

Spróbował więc innego podejścia.

Wówczas zacząłem się bliżej interesować w ogóle ebookami. Pociągała mnie możliwość wydawania książek samemu. Nie dlatego, żebym miał złe wspomnienia z dotychczasowej współpracy z wydawcami. Były zawsze bardzo dobre. Ale świat się dość szybko zmienia, zawód, który wykonywałem przez większość życia, czyli dziennikarstwo, przeżywa kryzys, może więc warto spróbować czegoś nowego. […]

Zabrałem się za przerabianie „Ofiar Niejasnego” na ebooka. Wymyśliłem, że książkę umieszczę najpierw w Amazonie i to najlepiej przed – Bożym Narodzeniem. Pod choinkę ludzie dostaną swoje Kindle i będą chcieli je czymś zapełnić. Może ktoś dostrzeże mój tytuł.

Jak planował, tak zrobił. Ze zbioru reportaży wyciągnął najdłuższy, poświęcony słynnej „piątej Komendzie” WiN – czyli organizacji podziemnej założonej przez UB, tak aby wyłapać ostatnich ukrywających się ludzi podziemia. Książka opisuje poszukiwania jednego z uczestników prowokacji po stronie UB.

Sposób wrzucenia do Amazonu znalazł na naszym blogu, opisał go kiedyś Artur Boratczuk.

Efekt – książka podobna do tzw. „Kindle Singles” (które kiedyś omawiałem na przykładzie TED) – jeden temat, kilkadziesiąt stron, lektura na parę wieczorów, niska cena.

Książkę Piotra Lipińskiego można na razie kupić w dwóch miejscach:

Aktualizacja z 2020: Nowa wersja tej książki ukazała się jako Kroków siedem do końca. Ubecka operacja, która zniszczyła podziemie

A na swoim blogu autor przedstawia całą historię wydania tego e-booka. Zachęcam do lektury. Jest to budujący przykład, że autorzy nie muszą reagować na piractwo załamywaniem rąk i potępianiem „internetów”, że można spróbować innego podejścia.

Self-publishing wyjściem dla autorów „papierowych”?

Czy takie podejście poskutkuje – o tym autor przekona się za parę miesięcy. Ale, jak przewidywał – czytników w Polsce jest coraz więcej, wydaje mi się, że wśród lubiących czytać (wszak tacy kupują czytniki) jest wielu zainteresowanych historią. Trzymam więc kciuki za powodzenie całej akcji, co miejmy nadzieję skłoni autora do wydania kolejnych swoich książek w formie elektronicznej.

O podobnym rozwiązaniu, choć wynikającym z innych pobudek, które dotyczyło powieści „Kanalia” Pawła Pollaka, pisałem parę miesięcy temu.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

85 odpowiedzi na „„Piąta Komenda”, czyli jak piraci mogą nakłonić do wydania e-booka

  1. Czy ktoś z osób, które sprzedają książki w Amazonie może powiedzieć, jak to wygląda od strony prawnej? Tzn. jak rozliczyć się z zarobków?

    0
  2. Na Amazonie zapłaciłem 2.99$ – ale to może przez to, że w addressbooku mam też adres amerykański i lokalizację czytnika ustawioną na USA.

    0
    • magda pisze:

      a mieszkasz/przebywasz obecnie w Polsce? nie masz problemow z tym? nie prosza o wyslanie skanu dokumentu potwierdzajacego zamieszkanie w stanach?

      0
      • Nigdy nie chcieli ode mnie żadnych dokumentów. Zwykle używam adresu hoteli w których przebywam i czasem coś przy okazji zamawiam.

        Normalnie przebywam w Polsce. Czytnik mam ustawiony na USA także ze względu na Special Offers bo część z nich jest przydatna także poza Stanami.

        0
  3. fgfbs pisze:

    „Pewnie należało pobiec na policję. Ale po co? Książki nie było już w sprzedaży. A nawet gdyby była, to przecież nie miałem żadnej gwarancji, że ten, który ją „spiratował”, poszedłby do księgarni i ją kupił. Świat tak nie działa.”

    kto sciaga z sieci – nie popelnia przestepstwa
    kto udostepnia tak 

    nalezalo isc z numerami IP od admina tego goscia z chomika i w procesie domagac sie odszkodowania, sprawa nader prosta

    prosze po 12miesiacach podac proste dane:
    – ile do dzis z chomika weszlo ludzi po okladke
    – ile kupilo ksiazke na amazon

    i bedziemy mieli okazje zobaczyc czy warto czy jednak piraci dalej beda wybierac swoja droge, z racji lenistwa logowania na wszelkiego rodzaju sklepy uwazam ze sprzeda sie moze 100-1000 sztuk

    pozdrawiam

    0
    • Dave pisze:

      Nawet jeśli więcej osób ściągnie z Chomikuj niż zakupi na Allegro to nie będzie to dowodziło nieskuteczności tej metody.

      Dziwi mnie to, że właściciele praw autorskich nie potrafią zrozumieć prostego faktu, że jedynie niewielka część osób spośród ściągających nielegalnie zakupiła by tę książkę. Piraci ściągają wiele „niepotrzebnych” rzeczy, za które nie zapłacili by ani centa. Tak już działa pokusa produktów „za darmo”, nawet jeśli to „darmo” jest wynikiem łamania prawa.

      Uważam, że jeśli sprzedaż z Amazonu wyniesie choć 10% ilości ściąganych okładek to i tak będzie to ogromny sukces akcji.
      Zaś zawsze będę potępiał absurdalne liczenie odszkodowań według jakże absurdalnego wzoru [liczba_pobranych_egzemplarzy] * [cena_legalnego_egzemplarza] i uznawał wydawców za sięgających po takie środki za czystych wyłudzaczy.

      Co do postawy autora to bardzo ją cenię i zamierzam to wyrazić za pomocą kupna tej książki, mimo, iż sama tematyka mnie nie fascynuje.

      0
      • fgfbs pisze:

        jak juz napisałem
        zgodnie z prawem obowiazujacym nie wazne czy sciagnie 1 czy 1000000 nie ma to znaczenia, znaczenia ma osoba ktora udostepnia nie swoje i to ona ponosi konsekwencje – jakie to juz zalezy od zachcianki skarzacego, przebieglosci prawnikow, decyzji sedziego.

        oczywiscie ze kazda sprzedaz bedzie cieszyc, ale patrzmy rynkowo jesli powiedzmy przygotowanie ksiazki zajmuje tydzien to milobyby zeby choc te hmm 2000zl wpadlo

        nie zastanawiam sie nad liczeniem odszkodowan wedle wzorow bo w polsce nie ma precedensow i kazdy sad orzeka inaczej. Choc z drugiej strony jestem po stronie ofiar – dlaczego ja mam byc uwazany za zlego czlowieka bo tak a nie inaczej obliczam swoje straty a osoba ktora inicjalnie i z premedytacja czyni mi szkode wchodzic ma w skore ofiary bo nagle okaze sie ze za swoje zlo gdy uslyszy bolesna kare bedzie sie wic w problemach zyciowych … bardziej mnie interesuja to czy autor ksiazki ma dobre biurko, laptopa, kase na zycie i zajmowanie sie pasja swoja.

        0
    • T4ng10r pisze:

      fgfbs – pewnie masz racje. Prawnie manewrując i korzystając z chomikowej platformy to właściwie nie popełniasz przestępstwa. Faktem pozostaje, że prawnie nie ma to dobrego zabezpieczenia.
      Teraz moralnie i z czystej uczciwości – to jest niewłaściwe zachowanie. Ktoś tę książkę przygotował, spędził mnóstwo czasu na badaniach i przygotowaniach, potem samo pisanie. Za to należy mu się jakieś wynagrodzenie.
      Wszelkie tłumaczenia na temat piractwa to forma usprawiedliwiania. Fakt KRADZIEŻY pozostaje.
      Nie jestem aniołem i również korzystam z 'alternatywnych źródeł treści’. Jak widać w powyższym artykule – takie zachowanie może sprowokować autora do wydania elektronicznego, które czyni 90% argumentacji usprawiedliwiającej nieważną.
      Zawsze pozostaje argument 'za drogo’ – ale z tym nie wygrasz. Dla niektórych 1 zł to za drogo, dla innych 15zł, etc.

      PS. Mam pirackie wersje książek Dukaja (i kilka papierowych). Gandalf przez jakiś czas sprzedawał jego eBooki, ale od dłuższego czasu ich nie ma. Kiedy jego książki znowu pojawią się w elektronicznej dystrybucji to dokupię pozostałe.

      0
      • fgfbs pisze:

        nie wiem co to ten chomik dokladnie ale jestem pewien ze w jego regulaminie jest napisane jasno ze wrzucamy i udostepniamy tylko to do czego mamy prawo autorskie.

        to ze sciagasz to moralnie naganne ale przestepca w polskim prawie nie jestes

        to czy autor chce i co zrobi to jego sprawa, ostatecznie predzej czy pozniej 100% ksiazek bedzie tez miala elektroniczna wersje i nie dzieki piractwu a dzieki normalnej decyzji wydawniczej, ja sie bardzo oburzam na to ze jestem oklamywany wszedzie – autor piszac ksiazke ma ja juz w wordzie – kolejny tydzien pracy i ma super sformatowana do ebooka koniec kosztow, a pomimo tego ebook kosztuje tak jakby ktos go drukowal, oprawial, edytowal, wydawal kase na pr, dowozil do dustrybucji i jeszcze ten vat, wedle mnie ebook to 10zl z czego 5-7 dla autora reszta to vat/pit i koszt serwera. Sciagajac na lewo mozna sie usprawidliwic samemu sobie ze skoro ktos mnie okrada na 30-xxx zl w nieistniejacych kosztach, przy okazji okrada autora ktory dostaje 1-2zl to ja pieprze taki system, sciagam i jesli jestem uczciwy moralnie to wysylam piataka do autora na konto … doswiadczenia autora wyzej dowodzi ze to nie przeszlo:

        1. z lenistwa
        2. ze strachu ze jednak bedzie czarno na bialym ze ukradlismy wczesniej
        3. z chciwosci

        z drugiej strony nie ma czegos takiego jak za drogo (jesli autor chce zarabiac na ebooku 30zl a nie jesli wydawca chce oszukiwac na 30zl ):
        1. gdybysmy mieli jaja jako narod to juz dawno bysmy zarabiali jak niemcy
        2. jesli moje wymarzone auto jest za drogie to nie kupuje ani nie kradne go, sprawa softu i ksiazek jest inna – latwa dostepnosc i mozliwosc prostej nieskrepowanej kradziezy wraz z latwym oszukiwaniem siebie ze kazdy tak robi – ulatwia proceder. Gdyby ksiazka jakims cudem miala nizlamywalne zabezpieczenia to kazdy by kupowal ja legalnie lub zbieral na nia bo sciaganie byloby bezcelowe.

        0
        • T4ng10r pisze:

          Znowu uskuteczniasz jakieś tam argumentowanie i usprawiedliwianie.
          Skoro to według Ciebie takie proste, łatwe i oczywiste – to załóż własną platformę dystrybucyjną. Portal, kilka komputerów i pamięć dyskowa, prawnik i jedziemy. W końcu autor dostarcza Ci gotowy tekst, prawnik przygotuje gotową umowę, więc zostaje kilka kliknięć i można sprzedawać.
          Przyznaję Ci wiele racji w Twoim argumentowaniu – faktem jest, że pojawiają się 'ukryte’ koszta, absurdalne marże, etc. Wydawnictwa zdają się nie rozumieć za bardzo z czym jeść eBooki – więc ponownie nalegam i namawiam byś otworzył własną dystrybucję. Jeśli będziesz miał w ofercie Dukaja, daj znać – kupuję od ręki 3 tytuły, reszta w dłuższej perspektywie czasu.

          0
          • zsdfvasd pisze:

            ale nie musze
            moge skorzystac z setek mozliwosci innych

            autor moze na swoim blogu zaimplementowac darmowy sklep

            domena – 100zl
            hosting – 200zl

            co ja bede portal robic do sprzedazy 500sztuk ebookow wlasnych na rok

            wlasna dytrybucja – a prosze znajomy mala ksiegarnie ma realna + sprzedaje tez na allegro ale to nie ten watek chyba

            jesli beda mial dukaja – o co chodzi, mam dyrybuowac cudze ksiazki? w starym systemie, mam sie umawiac przez jakies srednioweiczne wydawnictwa zeby sprzedawac ebooka? w chore systemy nie wchodze nie bede ze zlodziejami rozmawial nawet.

            my tu mowimy o seflpublishingu

            0
  4. mmm777 pisze:

    Książka jest tak naprawdę niszowa, chętnych do jej *nabycia* zapewne wielu nie będzie – ale będą – jeżeli będzie dostępna.
    Czy to, że piraci sie niszowe książki nie jest dobrym symbolem sytuacji?
    Że autor potrzebuje kopnięcia, by wpaść na pomysł opublikowania swojej, niedostępnej na rynku książki, też nie jest dobrym symbolem sytuacji?

    1
    • fgfbs pisze:

      nie rozumiesz nic widze

      mam ogrodek
      na nim marchewke, zjadam 20%
      ktos mi kradnie moje marchewki

      dla ciebie to sygnal ze to ja powinienem zbierac i sprzedawac marchewki bo ty tak chcesz

      a dla mnie to nic nie znaczy bo to jest tylko MOJA WOLA co z nimi zrobie, kiedy i czy cokolwiek kiedykolwiek zechce robic. Ty jestes w tym przypadku zawsze zlodziejem nie stawiaj sie w roli inicjatora pozytywnych zmian. Bo wiesz jutro ja moge ukrasc Ci auto i uwazac sie za medrca bo dzieki mnie kupisz nowe i bedzie bezpieczniej na drodze niz jazda Twoim starych sztruclem.

      Co gorsza zapomnij ze kupisz sobie takie same nowe auto jakie miales. Sprobuj teraz zmusic producenta auta zeby wznowil Twoj model bo go kochales.

      0
      • Ciekawy trop z niszowością – zawsze uważałem, że mój reportaż historyczny nie jest literaturą, która będzie się sprzedawać w setkach tysięcy egzemplarzy. I tym bardziej było dla mnie niesamowite, że ktoś chciał ją „spiratować”. Jasne – napisanie takiej książki to kawał roboty. Ale „spiratowanie” to też – kogoś ta książka na tyle zainteresowała, że miał ochotę usiąść nad skanerem itd. Dla mnie to był ważny impuls.

        1
        • Piotrze, Piotrze – dowartościowywanie się z powodu faktu spiratowania własnej pracy to już obłęd. Zrobienie pirackiej wersji to żadna robota, wystarczy cyknąć foty aparatem cyfrowym i wrzucić do programu OCR. Być może osoba, która piratowała Twoją książkę, w ogóle jej nie czytała, ani nawet nie widziała, o czym ona traktuje, tylko po prostu chwyciła, co było pod ręką, bo są czuby, które z piractwa uczyniły swoją misję. Gdyby Ciebie i Twoją książkę poważnie traktowała, to pewnie poprawiła by chociaż błędy, które pojawiają się przy przeróbce skanu na tekst, bo pisałeś, że było ich mnóstwo.
          Artur

          0
  5. Wydaje mi się, że szkoda czasu na ściganie „piratów”. To jak wojna z wiatrem – nic go nie powstrzyma. Ściągnięty egzemplarz nie oznacza, że straciłem jakieś pieniądze – nie mam żadnej gwarancji, że „pirat” kupiłby książkę. A angażowanie się w tropienie „piratów” wymaga poświęcenia mnóstwa czasu, który można lepiej spożytkować.

    0
    • fgfbs pisze:

      to nie prawda

      ostatnio czytalem o zespole ktory zwyczajnie usiadl do google i sukcesywnie mailami zmuszal adminow do kasowania linkow i plikow, sukces 100%, tak sobie mysle ze praca tego typu w sciganie piratow moze byc fajna motywujaca i zaskakujaco prosta :) tu naprawde nie trzeba wiele nawet czasu, dalsze krooki prawne i dochodzeni odszkodowan juz wymaga – ale znow nie chodiz tylko o kase ale o powolne wychowywanie ludzi, dlaczego niemcy sa tacy poukladani – bo Bismarck nad nimi ostro pracowal.

      napewno mozna czas lepiej spozytkowac ale no nie mowmy ludziom co moga robic ze swoim czasem ktos chce bronic swoich praw to ma do tego prawo, Pan wybral fajna i ciekawa forme. Ale rowniez jest pan swiadomy ze to ten post na tym blogu napedzi klienow od samebo szumu, skandalu, nowosci, ciekawosci. Ktokolwiek postapi podobnie do PAna ale nie bedzie w tym hypu, wykopu. Nie osiagnie zamirzonych celow.

      Nie tworze dzis ksiazek ale za niedlugo przymierzam sie do programowania … i co mam sie godzic na to ze 6 miesiecy wytężonej pracy o chlebie i wodzie zostanie ukradzione ? Na szczescie jest już SaaS i mozna sporo ograniczyc szkody pirackie.

      Nie zalezy mi na PR jaki niewatpliwie ma piractwo a nie oklamujmu sie to dzieki piraceniu czesto jakis material niszowy staje sie popularny. Jednak jak 1000:1 czesciej to material popularny staje sie ofiara piratow.

      0
  6. Pobiegnięcie na policję zapewne nic by i tak nie dało, bo policja nie będzie w stanie ustalić sprawcy, czyli chomika, który łamiąc prawo autorskie, udostępnia czyjś utwór bez zgody autora. Serwis przeniósł się na Cypr i korzystając z braku narzędzi międzynarodowej współpracy niewiele sobie robi z łamania naszych przepisów. Uzyskanie danych osobowych użytkownika, niezbędne do postawienia zarzutów, jest praktycznie niemożliwe.

    Swoją drogą, Robercie, mógłbyś napisać o tym:

    http://chomikuj.pl/Platforma.aspx

    Jest to jakiś pomysł, choć mam wrażenie, że niezbyt działa. Sam zgłosiłem swój akces, w celu ochrony jednej mojej książki, którą nielegalnie udostępnia ponad 100 chomików:

    http://www.google.pl/search?q=%22vademecum+poszukiwacza+skarb%C3%B3w%22+site%3Achomikuj.pl&hl=pl&newwindow=1&num=100&lr=&ft=i&cr=&safe=off

    ale zero odzewu. Może by tak chomika trochę zmobilizować, a autorom i twórcom uświadomić istnienie tego rozwiązania?

    Wbrew tytułowi Twojego artykułu, obecność tam mojej książki, mnie akurat nie zachęca w ogóle do wydania legalnie tej pozycji w formie e-booka. Po diabła mam się męczyć, skoro pewnie jeden na dziesięciu e-czytelników kupi legalnie, a 9 najpierw sprawdzi, czy aby się nie da ściągnąć za darmo z chomika? Piractwo nie zachęca też w ogóle do wydań poprawionych i uzupełnionych. Ten akurat mój tytuł miałem ochotę zaktualizować i dodać drugą część (która ukazała się drukiem tylko w tłumaczeniu rosyjskim na tamtejszym rynku), ale mi się nie chce. I tak raz dwa trafi na chomika. Po prostu bezczelność chomików podcina mi zupełnie skrzydła.

    Życzę ze szczerego serca Piotrowi Lipińskiemu, aby jego książka na Amazonie sprzedawała się jak najlepiej. Ale nie oszukujmy się – jej równoczesna nielegalna obecność na chomiku zawsze będzie skutkować mniejszą sprzedażą legalnej wersji. A tłumaczenie, że userzy ściągają z chomika, na zapas i wcale nie czytają- to niepoważne. Co to kogo obchodzi? Istota sprawy jest niezmienna. Ściągają nielegalną wersję umieszczona wbrew prawu. To tak jakby pluli w twarz tym, którzy w napisanie i wydanie książki zainwestowali. Poza tym nikogo specjalnie tez nie interesuje, czy nabywca książki w księgarni ją kiedykolwiek przeczytał, czy po zakupie włożył na półkę.

    Chomik to jest biznes, przecież tam wchodzą w grę realne pieniądze i to niemałe – użytkownicy wykupują te chomikowe punkty transferowe za prawdziwą gotówkę. Serwis zarabiając na nielegalnie rozpowszechnianych treściach umywa ręce od odpowiedzialności.
    I ma za sobą rzeszę użytkowników, którzy wiedząc, że samo ściąganie nie jest u nas spenalizowane, ochoczo korzystają. Odwracanie kota ogonem i twierdzenie, że piractwo ma jakieś dobre strony i może wpłynąć na rozwój rynku e-booków jest, moim zdaniem, nieodpowiedzialne i bardzo krótkowzroczne. Piractwo to piractwo, pozbawia możliwości planowania, pozbawia zysków, poczucia stabilności. Prowadzi z jednej strony do powstania literackiego prekariatu niepewnego swego losu, z drugiej do zdegenerowanej idei tzw. Wolnej Kultury. Kultura zawsze była wolna, co nie znaczy, że jej produkty mają być za darmo. W efekcie rodzi się ruch matołków, którzy z zacięciem godnym lepszej sprawy, często przy pomocy piractwa, walczą o świat, w którym muzyka, książki,filmy i programy komputerowe powinny być za darmo, zamiast o świat, w którym będą mieli godną porządnie opłacaną pracę, za którą będą mogli sobie kupić każdą książką, film i płytę, na którą przyjdzie im ochota. Być może komuś na tym zależy…

    Swoją drogą mam nadzieję, że problem piractwa zostanie rozwiązany, a przynajmniej znacznie ograniczony, dzięki ACTA, międzynarodowemu porozumieniu pozwalającemu pociągać do odpowiedzialności operatorów i właścicieli witryn, a nie tylko użytkowników:

    http://ittechblog.pl/2010/11/27/acta-zatwierdzone-przez-parlament-europejski/

    Lament, jaki się w związku z tym gdzie niegdzie podnosi, jakoby ACTA miała godzić w istotę Internetu i być narzędziem inwigilacji jest pokazem hipokryzji. Jeśli niektórzy wyobrażali sobie Internet jako ziemię obiecaną piractwa, to rzeczywiście tak pojętą istotę Internetu należy tym bardziej wypalić żywym ogniem. Niektórym się w głowie nie mieści, że oprócz przyjemności, są też obowiązki i odpowiedzialność.
    Artur

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Po diabła mam się męczyć, skoro pewnie jeden na dziesięciu e-czytelników kupi legalnie, a 9 najpierw sprawdzi, czy aby się nie da ściągnąć za darmo z chomika? Piractwo nie zachęca też w ogóle do wydań poprawionych i uzupełnionych

      Sam fakt, że Twoja książka jest na Chomiku, może prowadzić do różnych wniosków, ale skoro nie można jej kupić legalnie (bo nakład jest od dawna wyczerpany), to Chomik pozostaje jedyną drogą nabycia jej. Jeśli potraktujesz to jako świadectwo tego że Twoja książka jest potrzebna (nawet na allegro pojedyncze egzemplarze się rozchodzą – http://bit.ly/tsKi63), może być to wskazówka, że warto ją wznowić, choć pewnie nie tylko w formie elektronicznej.

      Serwis zarabiając na nielegalnie rozpowszechnianych treściach umywa ręce od odpowiedzialności.

      Tak samo jak operatorzy internetu, którzy oferują łącza 10-20Mbit, zdając sobie sprawę, że przecież ludzie ściągają tymi łączami gry i filmy, bo do inczego tak szybkie łącza nie są potrzebne.

      O temacie autor vs ebooki/piractwo/nowa rzeczywistość mam zamiar w przyszłości jeszcze napisać.

      0
      • zsdfvasd pisze:

        to ze czegos nie ma juz w sklepie nie oznacza ze mozna to nabyc droga nielegalna :(

        szybkie lacza nadaja sie do roznych spraw
        – vimeo – na wolnym laczu to jakas paranoja
        – szybkie buforowanie youtube
        – wlasny serwer z dyndns
        – mozliwosc dostania sie z innej sieci do swojego komputera po vnc/vpn w komfortowej szybkosci
        – komfortowa archiwizacja do chmury

        dla mnie czy czlowiek ma 0,5 czy 100Mbit to i tak sciagnie sobie 700mb film i czy bedzie to 2h czy 2min to on poczeka.

        Zmartwilo mnie ze nie ma jak piszecie mozliwosci dochodzenia swoich praw tylko dlatego ze spolka jest cypryjska, wydawalo mi sie ze jakies zasady wzajemnosci obowiazuja. Sa wlasciwiele, ktos jest odpowiedzialny.

        0
        • mario pisze:

          Nie oszukujmy się, Robert ma rację, zobaczcie choćby jak reklamowany jest teraz internet LTE w Plusie. Gość zanim wyjdzie do pracy cieszy się że ma już ściągnięte klika albumów mp3 i cały film. Nie „kupiony i ściągnięty” tylko właśnie „ściągnięty”

          0
    • zsdfvasd pisze:

      mialem kiedys nieprzyjemna sprawe
      policja dostala maila
      po ip dostali sie do danych a potem mogl ruszyc proces, skuteczny proces napomne.

      niestety chomikow nie znam, kiedys slyszalem ze jakies organizacje chyba gazeta czy gutek skutecznie kasowali tam swoje materialy, coz nie znam sytuacji cypryjsko polskich umow, wydaje mi sie ze moze leniwa komenda ale sytuacja jest typowo polska jesli ktos chce to dopnie swego, pytanie jak bardzo chce.

      0
  7. @: „Sam fakt, że Twoja książka jest na Chomiku, może prowadzić do różnych wniosków, ale skoro nie można jej kupić legalnie (bo nakład jest od dawna wyczerpany), to Chomik pozostaje jedyną drogą nabycia jej”

    Robercie, myślisz…inaczej. Jeśli książka jest oficjalnie niedostępna, nakład wyczerpany, tzn, że oficjalnie nigdzie nie jest dostępna i koniec (pomijam rynek wtórny, antykwaryczny). Chomik nie jest żadną drogą do nabycia, bo tam się książek nie nabywa, tylko bierze je za darmo, wbrew woli i ochocie autora i wydawcy, o łamaniu prawa nie wspominając. Prawo decydowania o rozpowszechnianiu należy do autora i on wcale nie ma obowiązku zapewniać dostępności książki każdemu, kto ma ochotę ją przeczytać. I nikt nie powinien się czuć rozgrzeszony tym, że skoro książki nie ma w oficjalnym obiegu, to może sobie pobierać kopie nielegalne. Szukanie wymówek dla piratów i wszelkiej maści darmozjadów jest zajęciem naprawdę nieproduktywnym.

    @: „Jeśli potraktujesz to jako świadectwo tego że Twoja książka jest potrzebna (nawet na allegro pojedyncze egzemplarze się rozchodzą – http://bit.ly/tsKi63), może być to wskazówka, że warto ją wznowić, choć pewnie nie tylko w formie elektronicznej. ”

    No właśnie wznowienie w sytuacji, gdy nikt nie liczy się z prawami autorskimi, jest pozbawione sensu, co starałem się wytłumaczyć Ci. Nie musisz się z tym zgadzać, ale racz przyjąć do wiadomości, że ogólnie piraci nie są stroną, która może i powinna decydować o tym, co i kiedy ma być wznawiane, bo takie postawienie sprawy jest delikatnie mówiąc żenujące.

    @: „Tak samo jak operatorzy internetu, którzy oferują łącza 10-20Mbit, zdając sobie sprawę, że przecież ludzie ściągają tymi łączami gry i filmy, bo do inczego tak szybkie łącza nie są potrzebne.”

    Chyba zapomniałeś, Robercie, że te łącza mogą być równie dobrze używane do dystrybuowania legalnych gier i filmów?
    Artur

    0
    • T4ng10r pisze:

      Panie Arturze – ludzie są tacy jacy są. Górnolotne i kategoryczne twierdzenie, że już zaraz będą narzędzia do ścigania i całkowitego rozwiązania sprawy piractwa (książek, filmów, muzyki w postacie elektronicznej) trąci naiwnością. Mimo narzędzi do ścigania dowolnych z przestępstw kodeksu karnego czy cywilnego oraz wyroków nie zmniejszyło to wcale ilości przestępstw.
      Przykład Pana Piotra pokazuje, że piractwo zwróciło uwagę na braki, ludzie są zainteresowani książką. Więc pojawiła się jej elektroniczna wersja. Miejmy nadzieje, że będzie to odpowiedź na potrzeby rynku.

      0
      • @: „Mimo narzędzi do ścigania dowolnych z przestępstw kodeksu karnego czy cywilnego oraz wyroków nie zmniejszyło to wcale ilości przestępstw.”

        Wcale nie uważam, że się nie zmniejszyła. Pamiętam czasy, gdy u mnie w wiosce Rosjanie biegali z giwerami, ale gdy paru dostało po tyłku i poszli siedzieć, teraz są jak trusie. Penalizacja oczywiście nie likwiduje problemu, ale pozwala mu zapobiegać, a teraz odnośnie piractwa, po prostu nie ma praktycznie jak z tym walczyć. Dlatego duże nadzieje pokładam w ACTA, choć wdrożenie tego zajmie pewnie parę lat. Ale technicznie rzecz biorąc zlikwidowanie piractwa nie jest trudne, niezbędna jest tylko kontrola przepływu treści i możliwość nacisku na operatorów sieci. Żaden internetowy provider nie będzie się podkładał dla paru gówniarzy, którzy będą wymieniać się plikami, a blokada konkretnych adresów www to już całkowicie pryszcz. Klucz do Internetu mają rządy i tylko od ich woli zależy, które furtki zostaną zamknięte. Istotne jest działanie na poziomie globalnym, bo Internet nie ma granic. Całe to pirackie towarzystwo sporo krzyczy, ale to głównie rozpieszczona dzieciarnia i wystarczy kilka pokazowych spraw i kilka sążnistych wyroków, a zaczną się chować pod podkładki własnym myszek.
        Artur

        0
        • Vituniu pisze:

          Zdajesz sobie sprawę z tego, że to, co napisałeś powyżej, „trąci” Orwelem na przysłowiowy kilometr?

          BTW: ACTA właśnie dostała zielone światło. Zgodnie z najlepszymi tradycjami poinformowano o tym doniosłym fakcie na ostatniej stronie raportu z posiedzenia Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa.

          Ale to już temat nie na tego bloga :)

          0
          • Orwellem Ci trąci? A nie trąci Ci Orwellem to że na drodze obowiązują pewne zasady i kto ich nie przestrzega musi się liczyć z tym, że w każdej chwili może go zatrzymać policja i wymierzyć karę?

            Niecałkowita jawność prac nad ACTA mi akurat nie przeszkadza. Histeryzowanie o łamaniu procedur demokratycznych to też objaw hipokryzji. Akurat piraci się wielce przejmowali demokracją, która zakłada też poszanowanie praw innych, w tym praw autorskich… Dopuszczenie do dyskusji złodziei to byłaby już całkowita kpina z demokracji. Poza tym osobiście nigdy nie byłem demokratą. „Koronnym argumentem przeciwko demokracji, jest 5 min rozmowy z przeciętnym wyborcą”. (W. Churchill)
            Artur

            0
            • Vituniu pisze:

              Nie… Ściganie piratów drogowych mi Orwellem nie pachnie. Ba!, nie przeszkadzałoby mi nawet przymusowe instalowanie tachografów w samochodach osobowych. Ale już w to miejsce log GPS wraz z podsłuchem GSM – i owszem.

              Analogia przejrzysta? nie? To to inaczej:
              Przed Świętami zwędzili mi z klatki schodowej roślinki. Po raz drugi w tym roku. Wnerwia mnie to niemiłosiernie, bo choć koszt w zasadzie żaden, to nakład pracy i czasu jakiś tam jednak był. Chciałbym takim kradzieżom przeciwdziałać, rzecz oczywista. Ale daleko mi do tego, żeby głosować za ustawieniem w bramie ciecia, który będzie każdego wchodzącego i wychodzącego legitymował i zaglądał mu do koszyczka. Po pierwsze – po co komuś wiedzieć co będę miał na obiad? Po drugie – dla czego za ochronę moich kwiatków mają płacić wszyscy mieszkańcy (cieć przecież darmo nie robi)? Po trzecie – i tu miejsce dla Orwella właśnie – kto właściwie kontroluje ciecia (skoro nie wiadomo nawet kto go wybrał)?

              Co do Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa piłem do nieudanej próby przeforsowania tam właśnie patentów na oprogramowanie.

              I tyle. Z mojej strony EOT. To na prawdę nie jest miejsce na taką dyskusję.

              0
              • @: „Chciałbym takim kradzieżom przeciwdziałać, rzecz oczywista. Ale daleko mi do tego, żeby głosować za ustawieniem w bramie ciecia, który będzie każdego wchodzącego i wychodzącego legitymował i zaglądał mu do koszyczka.”

                A po co każdego? Wystarczy prewencyjnie co niektórych i dokładnie co bardziej podejrzanych. Instytucja ciecia swoją drogą była świetna, ludzie czuli się bezpieczniej. Teraz cieciów jak na lekarstwo i dlatego kwiatki giną…

                Kontrola była, jest i będzie. Czas aby poddany jej został też Internet. Korespondencja pocztowa jest od dawna kontrolowana, prześwietlana, nieraz otwierana (choćby na granicach) i nie ma żadnego powodu, aby w necie gnieździły się jakieś święte krowy, które te narzędzie próbują wykorzystywać do okradania innych.
                Artur

                0
  8. @Artur
    Czy mógłbyś opisać trochę jak wygląda sprzedaż w Amazonie od strony prawnej? Jak należy się rozliczać z zarobku?

    0
  9. Nie wiem, bo ja jeszcze tam nic nie zarobiłem. Sprzedałem około 200 egz. trzech tytułów, ale nie uzbierałem jeszcze 100 USD do wypłaty. Amazon zdziera 70 proc. haraczu dla siebie (przy cenie do 2,99 USD) kasując dodatkowo Czytelników za transfer (czasem jest to dwa razy więcej niż cena książki) i ogólnie uważam, że bardziej rozsądnie i patriotycznie jest sprzedawać w polskich serwisach, które co prawda też biorą niemało (przeciętnie 50 proc), ale pułap do wypłaty jest niższy (zwykle 50 zł). Tym niemniej już jak się na ten cholerny Amazon wstawiłem, to głupio mi zostawić tej firmie wszystko, co tam uciułałem.

    Ale ogólnie rozliczenia z tytułu praw autorskich wyglądają tak, że podajesz dochody w odpowiedniej rubryce PIT-u, koszt uzyskania to 50 proc, i co pozostaje podlega rozliczeniu według stawki, jaką będziesz miał po zsumowaniu wszystkich swoich pozostałych źródeł dochodu. A jeśli dochód ogólny ze wszystkich źródeł nie przekracza kwoty podlegającej opodatkowaniu, to nie musisz się w ogóle rozliczać. Nie wiem tylko, po jakim kursie (średniorocznym czy z 31 grudnia?) trzeba przeliczać do PIT-u honoraria uzyskane w walutach innych niże złoty.
    Artur

    0
  10. @Artur
    Ja chcę akurat wydać magazyn w wersji na Kindle, więc najlepiej zrobić to w ich sklepie Amazonu.
    Posiadam firmę, jak wygląda wtedy rozliczenie?

    Mateusz

    0
    • zsdfvasd pisze:

      jesli amazon zabiera 70% to nie wiem czy najlepiej

      ale wiem ze najlepiej zawsze dopytac ksiegowej o rozliczenia a taka pewnie masz i dostaniesz jednoznacza odpowiedz.

      0
  11. W przypadku działalności gospodarczej nie wiem, Mateusz. Musisz zasięgnąć języka u jakiejś księgowej.

    0
  12. Ok, dzięki za pomoc. Jak mi się uda to wkrótce będzie trzecia polska gazeta w Kindle Store ;).

    0
  13. Nie chciałbym absolutnie kogoś przekonywać, czy lepiej spożytkować czas na tropienie piratów, czy na wydanie na przykład ebooka. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że my – czyli Polacy – nie jesteśmy jakąś najgorszą nacją na świecie, która jako jedyna piratuje książki czy oprogramowanie. Ze statystyk wynika, że bogatsi od nas piratują jeszcze bardziej. Wydaje mi się – a może się mylę – że chodzi po prostu o to, żeby odbiorcom dostarczać produkt na tyle tanio, żeby było im szkoda czasu na piratowanie. A jak już coś „spiratują”? – trudno, lepiej żeby spiratowali nasze, niż cudze :)

    0
    • zsdfvasd pisze:

      wydaje mi sie ze jednak problem istnieje
      o ile w normalnych krajach czlowiek moze sobie pozwolic na zakup oprogramowania jak i innych dobr to to robi co widac po handlu, zachod to mania, tam nie ma swiat jak u nas tam sa swieta kupowania, nikt tam nie zbiera pol roku na ipada, poprostu idzie i kupuje

      piracenie owszem jest ale to raczej wynik tego ze trzeba sie logowac, zaplacic karta … a to trwa, szybciej latwiej jest sciagnac plik normalnym formacie bez zadnych ostrzezen i udziwnien.

      0
    • Nie jest celem wydawania czegokolwiek, wydawanie tego tak tanio, żeby komuś nie opłacało się piratować, bo to samobójstwo. Dla piratów zresztą nic nie jest wystarczająco tanie. Oni po prostu chcą mieć wszystko za darmo.

      Co do piractwa w innych krajach – to zależy gdzie, ale np. w USA możliwe było powstanie iTunes tylko dlatego, że była prawna możliwość wykorzenienia Napstera. W USA ograniczone jest nawet prawo dozwolonego użytku z utworu i sprawny system ścigania naruszeń. U nas – szkoda gadać.
      Artur

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Zaraz po Napsterze pojawiły się inne serwisy P2P – kazaa, dc, wreszcie wynalazek torrentów, który zmiótł p2p starszej generacji. Czy był moment w którym przemysł wydawniczy poczuł się tak bezpiecznie, że zaufał serwisowi Apple? Nie wiem czy tak było.

        0
        • No i serwisy P2P doprowadziły do ACTA, które m.in. przewiduje „kontrolę celną” treści (przy przekraczania granic podczas przesyłu). I doprowadziły do „prawa sześciu ostrzeżeń”:

          http://www.copyrightinformation.org/

          To doprowadziło m.in. do sukcesu książek elektronicznych w USA, co nie będzie do powtórzenia w Europie, a tym bardziej w Polsce bez wprowadzenia podobnym rozwiązań. Zajmie to trochę, ale jest to tylko kwestia czasu. Wtedy dopiero będzie można poważnie dyskutować o e-bookach jak i o wszelkich treściach elektronicznych. Póki co znajdujemy się w sytuacji paranoidalnej, bo gdy poważnie podaje się za przykład działania piratów, inaczej tego nazwać nie można.
          Artur

          0
          • „podaje się za przykład działania piratów”

            To, że ktoś coś piraci pokazuje, że istnieje na to jakiś popyt. I wskazuje na to, że warto ten popyt wykorzystać.

            0
  14. Fakt – jak czasami pytam znajomych z zagranicy o „piratowanie”, to oni nie wiedzą, o co mi chodzi. Generalnie w tak zwanej „klasie średniej” chyba nikt nie myśli o piratowaniu. Pewnie i ze względu na ceny, ale być może też z powodu podejścia do życia. Sam nie wiem, jak to jest.

    0
  15. Wydaje mi się, że piractwo można „zwalczyć” tylko w jednej sposób – niskimi cenami. Jeśli coś jest dość dobre, a na dokładkę mało kosztuje, to szkoda czasu, żeby to piratować. Musi też być bardzo łatwo dostępne – z naszego polskiego punktu widzenia bardzo długo wyglądało to tak, że szybciej i łatwiej było „spiratować” jakąś płytę, niż ją legalnie kupić. Za chwilę ktoś powie – ale wciąż wiele rzeczy jest łatwiej „spiratować”. Trudno, „piratujcie”, a za parę lat, jak wydawcy książek, muzyki, oprogramowania tak dobrze wejdą w cyfrowy świat, że po prostu nikomu nie będzie się chciało piratować.

    0
  16. Tylko nikt na potęgę nie wejdzie w cyfrowy świat, dopóki zagrożenie piractwem nie zostanie wyeliminowane lub zminimalizowanie, a argument, że coś ma mało kosztować po to, żeby nie opłacało się tego spiratować, to naprawdę bezsens. Coś kosztuje tyle, ile producentowi wynika z rachunku ekonomicznego. Jak ktoś nie chce kupować albo go nie stać- niech nie kupuje. Prawo podaży i popytu jest stare jak świat, a piraci próbując je interpretować po swojemu doprowadzą tylko do obniżenia jakości i ilości dostępnych produktów. Bo jak już wszystko spiratują, to okaże się, że nic nowego nikomu nie chce się tworzyć, bo się nie opłaca, albo robi się byle co i po łebkach, żeby ewentualnie na tych resztkach uczciwych odbiorców cokolwiek zarobić.
    Artur

    0
    • „argument, że coś ma mało kosztować po to, żeby nie opłacało się tego spiratować”
      Producentowi powinno zależeć na jak największym zysku na danym towarze. Dlatego jeśli nie ma popytu w wysokiej cenie, jej obniżenie może zmienić popyt na korzyść producenta.

      „Jak ktoś nie chce kupować albo go nie stać- niech nie kupuje.”
      Widać efekty takiego podejścia – ciągłe narzekanie na piractwo, bo coś się nie sprzedaje.

      „Tylko nikt na potęgę nie wejdzie w cyfrowy świat, dopóki zagrożenie piractwem nie zostanie wyeliminowane lub zminimalizowanie”
      Amazon wszedł i wielu innych też. I nie przeszkadza im to, że w USA piractwo jest o wiele lepiej rozwinięte niż w Polsce. Tylko, że oni „walczą z piratami” niskimi cenami i dostępnością.

      0
      • slawek pisze:

        Tak, ceny powinny być niskie, najlepiej żeby miały zero przed przecinkiem. No ale jak pogodzić niskie ceny z odpowiednim poziomem zysku dla autora? Odpowiedź jest znana: masowa produkcja. Autorzy potrzebują programów komputerowych dla których wsadem będzie pomysł fabuły, a reszta będzie generowana przez program automatycznie. Dzięki temu lud osiągnie to czego pragnie: zamiast 10 tys. pozycji po nieakceptowalnych cenach 30-50 zł za pozycję będzie miał 500 mln pozycji po cenach poniżej złotówki. Gdy programy osiągną większa doskonałość z pewnością uda się osiągnąć ideał: 500 mld pozycji po groszu. Zanim ta doskonałość zostanie osiągnięta można i trzeba posiłkować się outsorcingiem ludzkim – na pewno znajdzie się hindus lub chińczyk, który napisze tekst za miskę ryżu (dla hindusa jednakowoż trzeba będzie raczej zapewnić ciapati). W naszych, krajowych warunkach otusorcingu trzeba raczej szukać w dżunglach amazonii – podobnież istnieje tam plemię indian znających język polski – tu wystarczy zapłacić plastikowymi butlekami PET czy innymi paciorkami.

        0
        • Mit o tym, że e-book powinien być tani nadaje się rzeczywiście tylko do obśmiania. Ci którzy dużo o tym ględzą, nie maja pojęcia nie tylko o pisaniu, ale też o procesie wydawniczym i dystrybucyjnym. Niektórym się wydaje, że koszt przygotowania e-booka to skanowanie i ocr, he, he..

          W przygotowaniu e-booka oszczędza się tylko na koszcie druku (w czym jest już papier, naświetlanie itd.). A to najwyżej 15 proc. ceny księgarskiej. Zysk na różnicy cenowej zjada i tak większy VAT. Poza tym koszta przygotowania i sprzedaży e-booka są identyczne:

          – korekta
          – redakcja
          – skład i łamanie (formaty cyfrowe też przecież tego wymagają, chyba że ktoś chce czytać byle jak poda teksty, bez wcięć akapitowych, albo raz ze światłem między partiami dialogowymi, a raz bez tego światła, z popieprzonym układem akapitów, gdzie zdania zaczynają bez sensu wcięciem, czasem od małej litery, bo komuś się wcisnął enter w środku zdania)
          – okładka
          – promocja
          – honoraria autorskie
          – koszta własne wydawnictwa
          – zysk wydawnictwa
          – dystrybucja

          Co do ostatniego – dystrybucja cyfrowa bierze dokładnie tyle samo albo i więcej niż hurtownicy i księgarnie w świecie papierowym. Zatem mrzonki o niskich cenach e-booków można między bajki włożyć.

          W self-publishingu zaś autor biorący na swoje barki równocześnie obowiązki i wydatki wydawcy powinien też uwzględniać to w cenie, bo inaczej zawsze będzie dokładał do interesu i psuł rynek innym. Sam się o tym przekonałem. Nie zarobiłem nawet na koszta redakcji, które pokryłem z własnej kieszeni, o licencjach na ilustracje do okładek nie wspominając. O zwrocie pozostałych kosztów szkoda nawet mówić. E-booki w obecnej sytuacji to raczej medialny humbug niż poważna oferta, w każdym razie dla autorów i wydawców.
          Artur

          0
          • Z rynkiem ebooków w Polsce jest ten problem, że jest on bardzo mały. Tyle, że nie będzie większy jeśli ebooki będą sprzedawane w cenie papieru i to z zabezpieczeniami.

            Jednak jeśli chodzi o ceny ustalane przez wydawnictwa – są one takie, ponieważ wielu wydawców boi się zmniejszenia głównego rynku, czyli papieru.

            Dystrybucja bierze procent zysków, więc obniżenie ceny nie naraża na straty.

            0
            • @: „Z rynkiem ebooków w Polsce jest ten problem, że jest on bardzo mały. Tyle, że nie będzie większy jeśli ebooki będą sprzedawane w cenie papieru i to z zabezpieczeniami.”

              E-booki będą co najwyżej symbolicznie tańsze niż książki papierowe, jeśli zrównany zostanie VAT,a dystrybutorzy obniżą swoje marże. I nic tego nie zmieni. One się nie rodzą same z siebie (tak uważają tylko piraci-złodzieje) i po prostu swoje muszą kosztować. A jak kogoś nie stać, to naprawdę niech nie kupuje, a nie marudzi.
              Artur

              0
              • W ramach wyjaśnienia – ja nie jestem piratem-złodziejem i nie mówię, że wszystko powinno być za darmo, bo się należy.

                Z tego co widzę, patrzymy na problem z 2 stron:

                Ty: Za drogo -niech nie kupuje. Efekt? Nie kupuje.
                Ja: Nie kupuje – Dlaczego? – Oferta nie jest atrakcyjna- Co zrobić? – Obniżyć (trochę) ceny. Efekt? Zysk dla wszystkich zainteresowanych.

                0
          • Jeśli chodzi o ceny dobrym przykładem jest http://www.humblebundle.com/

            Organizatorzy zarobili ok. 2M$ (w tej edycji; w poprzednich w okolicach 1M$). Z jakiegoś powodu średnia wpłata nie jest równa 1 cent tylko 5$. Jest to dowód na to, że każdy inaczej ocenia wartość towaru. Mało kto zapłaciłby 165$ (cena detaliczna) za zestaw na tej stronie, mimo, że twórcy uważają tą kwotę za słuszną cenę. Tym samym obniżając cenę (pozwalając ją ustalić klientowi) zwiększyli sprzedaż i nieźle na tym wyszli. Owszem, nie oznacza to, że zawsze takie podejście będzie przynosiło ogromne zyski, ale jest to jakaś wskazówka.

            0
        • Nie no, bez przesady :) Nie uważam, że ceny powinny dążyć do 0. Jednak trudno się spodziewać, że cena np. 50 zł po której zapłaceniu musisz przejść kilkanaście kroków (czytaj – DRM) będzie bardziej atrakcyjna od „pirata”.

          Nie chodzi o podejście, o którym pisze Artur: ” Jak coś jest dla mnie za drogie to ukradnę i już” tylko o dostosowanie cen przez dystrybutorów do sensownego poziomu. I nie musi to być poziom zbliżony do zera, bo wtedy staje się to mało opłacalne.

          Warto zrozumieć, że pirat to potencjalny klient i jeśli da mu się towar w atrakcyjnej cenie bez zabezpieczeń, z którego korzystanie jest przyjemne (a nie upierdliwe jak w przypadku DRM) to część piratów kupi. Wbrew twierdzeniom niektórych wśród „piratów” są potencjalni klienci, którzy chcą wesprzeć twórców/producentów.

          Ps. Szerzej omówiłem moje zdanie na ten temat tutaj: http://wp.me/p23HU7-2T

          0
          • Boże, Rafał, skończ z tymi piratami-dobrodziejami autorów i wydawców! W normalnym świecie pewnym ludziom po prostu ręki się nie podaje.
            Artur

            0
            • Nie zrozumiałeś mnie – nie popieram piractwa. Ale też nie popieram m.in. DRM, który jednak jest problemem tego rynku i, moim skromnym zdaniem, to on jest przyczyną niskiej sprzedaży, a nie piractwo.

              Nie wiem – i nikt tego na 100% nie wie – jaki wpływ na sprzedaż ma piractwo. Jednak autorzy i dystrybutorzy mogą pomyśleć jak zarobić na ebookach, a niestety wielu głównie narzeka i w piractwie szuka przyczyn porażki.

              Arturze, rozumiem, że nie lubisz piratów – i nie ty jeden – bo twoje książki są dostępne nieoficjalnie. Jednak jak sam wcześniej napisałeś (tutaj albo na eKsiążkach) nie chce ci się wypuszczać wcześniej wydanych książek w formie elektronicznej, bo żal ci wysiłku. Jasne – twoja książka i twoje prawo, żeby tego nie robić. Jednak nie możesz być pewien, że wypuszczenie elektronicznej wersji byłoby marnotrawstwem wysiłku i pieniędzy.

              0
              • @:”Nie wiem – i nikt tego na 100% nie wie – jaki wpływ na sprzedaż ma piractwo.”

                Na pewno nie pozytywny czy stymulujący. Na 100 proc. na pewno nie wiadomo, ale sugerowanie w ten sposób, że nie ma wpływu lub że jest on kojącym, to często spotykane kłamstwo. Sądzisz, że dlaczego spadły na łeb na szyję przeciętne nakłady płyt w Polsce? A sprzedaż legalnych plików w necie też nie jest dla naszych muzyków specjalnie intratna. Sądzisz, ze dlaczego bestsellerowa książka jest coraz rzadziej wznawiana?

                Z rynku USA można posłużyć się danymi ze strony
                http://www.copyrightinformation.org/

                straty dla gospodarki liczone w dziesiątkach miliardów dolarów i blisko 400 tys. utraconych miejsc pracy. I co w zamian? Dzieciaki zadowolone, że za darmo sobie posłuchają, poczytają i posłuchają? Będą miały pecha, jak któryś z nich zechce zostać np. operatorem dźwięku w jakimś studiu nagraniowym. Usłyszy: „Niestety, najwyżej raz na rok na umowę zlecenie, bo mało wydajemy i w śladowych nakładach, nie opłaca się. Dzieciaki i tak się zaraz wymienią empetrójkami. Interes trzeba powoli zwijać.”

                @: „Wbrew twierdzeniom niektórych wśród „piratów” są potencjalni klienci, którzy chcą wesprzeć twórców/producentów.”

                W d.. mam takich sprzymierzeńców.
                Artur

                0
              • Nie sugeruję, że piractwo ma pozytywny wpływ. Jednak ile badań tyle tez, że piractwo
                a) szkodzi
                b) nie szkodzi

                Zależy tylko co badający chciał udowodnić.

                Co do nakładów płyt – myślę, że spadły, ponieważ ludzie (zwłaszcza młodzież) przyzwyczaiła się do pobierania muzyki z internetu. I dlatego nie kupują płyt – zaznaczam, że nie usprawiedliwiam tylko szukam przyczyny. Nawet jak pojawiają się serwisy oferujące legalną muzykę do pobrania w atrakcyjnych cenach to nie przebijają się do masowej świadomości. Mimo wszystko lepiej iść w stronę uświadamiania, że warto wspierać artystów niż mówienia: „jesteś głupim piratem, więc zmuszę rząd, żeby odciął cię od Internetu”.

                0
            • T4ng10r pisze:

              Panie Arturze – udzielę Panu odpowiedzi w Pańskim tonie.
              Skończ Pan z totalitaryzmem. Kontrolować, pilnować, karać. Piratów męczyć grzywnami, przepadkiem mienia (sprzęt komputerowy), więzieniem. Bo śmieli UKRAŚĆ, bo czynią zło. Pańska wiara w siłę prawa i sprawiedliwe jego egzekwowanie wieje taką naiwnością, że trudno z Panem dyskutować. Ba, dyskusja z Panem jest niemożliwa – bowiem stoi Pan na swoim stanowisku niestrudzenie i niezłomnie.
              Przypominam Panu – cenzura, kontrola, uznaniowość kar – to było przerabiane za czasów komuny. Wie Pan jak łatwo, zbyt łatwo, po przejęciu kontroli nad ruchem i treścią internetu (takie abstrakcyjne założenie) kontrolować tę treść, by tylko SŁUSZNE treści w nim płynęły?
              Piractwo jest złe, ale można je tylko co najwyżej próbować zmniejszyć, bo wyplenić się nie da. Im wcześniej Pan to pojmie, tym mniej się Pan będzie męczył ze sztandarem jedynego prawego.

              0
              • Nie dziwię się, że ciężko komuś dyskutować skoro uważa, że karanie za złodziejstwo to totalitaryzm, a piratów najlepiej pogłaskać po główce.

                @: „Przypominam Panu – cenzura, kontrola, uznaniowość kar – to było przerabiane za czasów komuny. Wie Pan jak łatwo, zbyt łatwo, po przejęciu kontroli nad ruchem i treścią internetu (takie abstrakcyjne założenie) kontrolować tę treść, by tylko SŁUSZNE treści w nim płynęły?”

                Cenzura, kontrola to normalny środek do zapewnienia ładu społecznego, używany jawnie lub skrycie i nie jest wynalazkiem komuny lecz istnieje od zarania dziejów, także teraz. A celem ACTA nie jest kontrola netu dla samej kontroli lecz dla wyplenienia piractwa, a to zasadnicza różnica. Tak jak celem istnienia policji drogowej nie jest nękanie każdego kierowcy, lecz eliminowanie tych, którzy żadnych zasad nie przestrzegają. Ja nad matołkami odciętymi od sieci albo wsadzonymi za kratki płakać zamiaru nie mam.
                Artur

                0
              • „A celem ACTA nie jest kontrola netu dla samej kontroli lecz dla wyplenienia piractwa”

                To jest założony cel. A faktyczne działania, które na mocy ACTA mogą zostać podjęte to całkowicie odrębna kwestia.

                0
              • T4ng10r pisze:

                Karanie za przestępstwo – to nie totalitaryzm. To praworządność i sprawiedliwość.
                Totalitaryzmem nazywam METODĘ jaką Pan proponuje, nie cel. Metoda ta zakłada niemal całkowitą kontrolę treści i tożsamości użytkowników (nawet jako ID czy IP da się powiązać terminal z osobą) dla identyfikacji potencjalnego lub realnego pirata. Mówi Pan o podejrzanych i niepewnych osobnikach – a kto ich określi? Kto przygotuje kryteria nazywania niepewnych czy podejrzanych? Kto Panu zagwarantuje, że kryteria nie ulegną zmianie? Gdzieś w necie jest parafraza tekstu Martina Niemöllera 'Kiedy przyszli po …” – polecam przeczytać.
                Jeśli Pan jako Autor łudzi się, że namierzenie i skazanie pirata, który pobrał Pański utwór cokolwiek zmieni w pańskiej sytuacji materialnej – to jest Pan naiwniakiem i ignorantem.Osiągnie pan tzw. efekt psa sołtysa. Pan nie dostanie więcej (nie będę dywagował o procentach), pirat nie przeczyta Pańskiej (i innych) twórczości. Tylko Pańskie poczucie uczciwości i ogólny porządek moralny zyskają.
                Daleki jestem od usprawiedliwiania i uniewinniania piratów – ale może ich istnienie jednak nie jest takim złem ostatecznym.

                0
  17. @: „Producentowi powinno zależeć na jak największym zysku na danym towarze. Dlatego jeśli nie ma popytu w wysokiej cenie, jej obniżenie może zmienić popyt na korzyść producenta.”

    Cenę można obniżać tylko do poziomu opłacalności interesu, a nie po to, żeby coś sprzedać.

    @: „Widać efekty takiego podejścia – ciągłe narzekanie na piractwo, bo coś się nie sprzedaje.”

    No tak..myślenie inaczej w pokoleniu dzieci Neo jest niezastąpione. Jak coś jest dla mnie za drogie to ukradnę i już.

    @: „Amazon wszedł i wielu innych też. I nie przeszkadza im to, że w USA piractwo jest o wiele lepiej rozwinięte niż w Polsce. Tylko, że oni „walczą z piratami” niskimi cenami i dostępnością.”

    Nie wydaje mi się, żeby było lepiej rozwinięte. Tak czy owak przywoływanie piratów jako argument w dyskusji to naprawdę żenujące. To są złodzieje, a miejsce złodziei jest w pewnym zacisznym miejscu.
    Artur

    0
    • „Nie wydaje mi się, żeby było lepiej rozwinięte”

      Porównaj ilość dostępnych nielegalnie materiałów w języku polskim i angielskim oraz ich jakość. Wynika z tego porównania jasno, że piractwo istniejące obok legalnej dystrybucji nie niszczy jej całkowicie.

      0
  18. wikiyu pisze:

    A ja mam jedną taką prośbę do Autorów w tym miejscu – świat stoi nie tylko „światowymi” serwisami, skoro publikujecie w czystych od DRMu formatach, w Polskim języku i to dla Polaków to może warto by robić to także na rodzimych platformach? Mam kindla – mi jest łatwiej kupić z amazonu książkę, ale … teraz – odkąd mam wifi w domu i ogólnie jestem przekonany, na początku zaś [bądź osobom korzystającym z innych czytników] wygodniej i pewniej kupowało mi się z Polskich księgarni udostępniających znane mi metody e-płatności.

    0
    • Virtualo ostatnio wchodzi w mobi. A pojawił się też niedawno ten serwis:

      http://www.bookio.pl/

      widać, że robiony z głową, gdzie też wiele książek z Amazona jest dostępnych w .mobi. Też uważam, że nabijanie kabzy Amerykańcom nie jest dobrym rozwiązaniem i jak już ktoś książki kupuje, to lepiej, żeby dawał zarobić polskim dystrybutorom.
      Artur

      0
  19. „A celem ACTA nie jest kontrola netu dla samej kontroli lecz dla wyplenienia piractwa”

    To jest założony cel. A faktyczne działania, które na mocy ACTA mogą zostać podjęte to całkowicie odrębna kwestia.

    Gdzie drwa robią tam wióry lecą. A stworzenie zaworów bezpieczeństwa dla ewentualnego zapobieżenia nadużywaniu przyznanym uprawnień, to już zadanie dla ludzi odpowiedzialnych i rozumiejących się na rzeczy. Towarzystwo, przeciw któremu wymierzone jest ACTA do nich nie należy i nie powinno w ogóle się w tej sprawie wypowiadać.
    Artur

    0
    • „Towarzystwo, przeciw któremu wymierzone jest ACTA do nich nie należy i nie powinno w ogóle się w tej sprawie wypowiadać”

      Dzięki za uznanie mnie za pirata. Skończmy już tę dyskusję, bo każdy trzyma się swojego zdania i nie puści. Na zakończenie powiem tak: jak chcesz żyć w świecie gdzie wszystko jest kontrolowane – powodzenia. Jednak zanim poprzesz akty prawne o nieznanych negatywnych konsekwencjach zastanów się czy spełnienie głównego celu takiego aktu usprawiedliwia efekty uboczne.

      0
  20. T4ng10r – a co ty taki przerażony ogólnie, jakby dla ciebie ktoś ekstra szykował sznur na szyję, co? Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, więc jak nie masz nic na sumieniu, to nie panikuj.

    @: „Jeśli Pan jako Autor łudzi się, że namierzenie i skazanie pirata, który pobrał Pański utwór cokolwiek zmieni w pańskiej sytuacji materialnej – to jest Pan naiwniakiem i ignorantem.Osiągnie pan tzw. efekt psa sołtysa. Pan nie dostanie więcej (nie będę dywagował o procentach), pirat nie przeczyta Pańskiej (i innych) twórczości. Tylko Pańskie poczucie uczciwości i ogólny porządek moralny zyskają.”

    Myślę, że wyplenienie piractwa zmieni coś w sytuacji materialnej, jeśli nie mojej, to innych twórców,jak też wielu uczciwych i porządnych ludzi. A poczucie moralności i porządku moralnego – bezcenne. Przyznam, że w świecie internetowych matołków tego mi właśnie najbardziej brakuje. Ale widzę, że do rozmowy na te tematy nie dorosłeś, więc dajmy sobie spokój.
    Artur
    Artur

    0
    • Miałem się już nie udzielać, ale nie mogę się powstrzymać.

      Wyplenienie piractwa jest niemożliwe. Sytuację materialną twórców poprawi inne podejście do rzeczywistości, Internetu i potencjalnych klientów („internetowych matołków”). Jeśli nazwiesz ich złodziejami i powiesz, że najlepiej ich wsadzić do więzienia – zapewniam Cię, nic od Ciebie nie kupią.

      Ps. Świat nie jest idealny i wszyscy piraci, bo „wyplenieniu piractwa” nie rzucą się na Twoje książki.

      0
  21. @: „Wyplenienie piractwa jest niemożliwe. ”

    Możliwe, możliwe. I wcale nie takie skomplikowane. Internet ma dwa końce. Na jednym jest user, na drugim ci, dzięki którym internet może technicznie funkcjonować i oni mają prawdziwą władzę. A nad nimi są ci, którzy tworzą prawo i oni tak naprawdę decydują, jak internet będzie działał i co w nim będzie.

    @: „Jeśli nazwiesz ich złodziejami i powiesz, że najlepiej ich wsadzić do więzienia – zapewniam Cię, nic od Ciebie nie kupią.”

    Już ci chyba napisałem, że w normalnym świecie pewnym ludziom ręki się po prostu nie podaje, a tym bardziej nie robi się z nimi żadnych interesów?
    Artur

    0
  22. ja pisze:

    Pragnę przypomnieć, iż do każdego nośnika danych, komputera, drukarki, papieru do niej, skanera, itp. doliczona jest opłata manipulacyjna w wysokości 3% wartości towaru, która przekazywana jest stowarzyszeniom twórców (tfurcuf), podobną opłatę uiszczają punkty ksero. Wydawcy i autorzy pewnie chcieliby jeszcze minimalnych cen na książki oraz obowiązywania przez co najmniej 200 lat praw autorskich, a nie jak teraz przez 70 od śmierci autora, co moim zdaniem jest i tak za długo. I jeszcze regiony na które wydawane są płyty DVD – to już jest kolejny przykład obok ograniczonego użytku (nie mogę zrobić z urządzeniem, które kupiłem, jestem jego właścicielem, co mi się podoba to jest chore) na wyjątkową pazerność, butę, złośliwość producentów. W Stanach iPhone, IPad, Kindel to drobiazg, który kupuje się i koniec, a nie zbiera pieniądze przez pół roku, a później używa z namaszczeniem i strachem, aby go nie uszkodzić. Kolejna kwestia to przeklęty Vat, którego tam nie ma i mój Kindel SO wraz z okładką kosztował w październiku ok. 545 zł, a nie ponad 800 zł. Mojemu znajomemu mieszkającemu w USA od 30 lat nie przychodzi do głowy, inny pozyskanie towaru sposób niż zakup na Amazonie, szkoda czasu na wyszukiwanie w sieci, gdy za niewielka cenę ma film, książkę, itp, w zasadzie w przeciągi kilku chwil. I oto m.in. chodzi, bo o zarobki i ceny amerykańskie też. Poza tym, pragnę przypomnieć, iż wszystkie rozmowy prowadzone przez telefony komórkowe są nagrywane, podobnie z smsami, więc pewnie niedługo doczekamy się elektronicznego ciecia, który z ogładą strażnika miejskiego będzie nam właził do komputerów, rok 1984 (Orwell) lub 1920 (Zamiatin) coraz bliżej ; jak widać niektórym to na rękę. Pirat, podobnie jak zdun lub kołodziej przejdzie do historii. „Piątą komendę” chętnie kupię, szkoda tylko, że muszę zakładać kolejne konto, z którego pewnie nigdy już nie skorzystam, gdyby praca ta była na Amazonie, już dawno bym ją kupił. Serdecznie pozdrawiam autora blogu, na który trafiłem szukając informacji o czytnikach książek elektronicznych.

    0
  23. @: „Wydawcy i autorzy pewnie chcieliby jeszcze minimalnych cen na książki oraz obowiązywania przez co najmniej 200 lat praw autorskich, a nie jak teraz przez 70 od śmierci autora, co moim zdaniem jest i tak za długo. ”

    Prawa autorskie osobiste tak w ogóle są wieczne i niezbywalne. Autorskie majątkowe wygasają rzeczywiście 70 lat po śmierci autora. I niby dlaczego to za długo? Bo masz ochotę coś dostać za darmo? Osobiście uważam, że prawa autorskie majątkowe, gwarantujące nadzór na dystrybucją utworu i czerpanie z tego tytuły zysku powinny być wieczne jak osobiste. Być może do tego dojdzie kiedyś. Powoli okres ochrony się wydłuża. Pamiętam jeszcze 25 lat, teraz jest już 70. Nie ma żadnych powodów, aby ktoś mógł korzystac z czyjejś pracy za darmo. Utwór jest kapitałem i często jedynym majątkiem autora. Jego powstanie okupione jest często wyrzeczeniami jego i rodziny. Jedni pracują i inwestują w nieruchomości i
    antyki. Autor inwestuje w swój utwór. Antyki i nieruchomości po czyjejś
    śmierci stają się jedyną własnością spadkobierców po wsze czasy. A prawa
    majątkowe do utworów tylko na 70 lat. Dlaczego niby, spadkobiercy np. domu, nie
    muszą się bać, że po 70 latach od smierci ich przodka, ktoś zapuka i powie:
    „Prosze się wyprowadzać, ta nieruchomość jest już własnością publiczną i
    teraz każdy może sobie tu pomieszkać”?
    Artur

    0
    • asymon pisze:

      Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, na szczęście dla twórców (a niestety dla reszty świata) w Stanach jest silne lobby popierające wydłużanie praw autorskich w nieskończoność. http://www.futrega.org/wk/

      „Utwór jest kapitałem i często jedynym majątkiem autora.”
      Nikt tego nie kwestionuje. Ale 70 lat po śmierci autora? To już żyją prapraprawnuki, które mogłyby same na siebie zarabiać, a nie żyć z licencji pra…dziadka… A panu życzę, żeby za 100 lat czytano pańskie książki.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Najgorsze w 70 latach jest to, że poza autorami znanymi, jest cała masa twórców zapomnianych, których nikt po ich śmierci wydawać nie chce, ale… 70 lat obowiązuje. Zresztą nie potrzeba śmierci – już teraz jest np. problem gier abandonware, które nadal są chronione, choć firm, które na nich zarabiały już dawno nie ma. Tak samo zapomniane płyty z lat 70. czy 80. Autor jednego z blogów, na których wrzuca linki do zgranych polskich kaset z lat 80. cytuje często maile od muzyków, którzy grali w tych zespołach, którzy dziękują, bo wreszcie po latach mogli dotrzeć do swojej muzyki, która gdzieś tam w życiu im zaginęła. Oczywiście pod względem prawnym taki bloger jest piratem.

        0
        • Oczywiście, że jest piratem. Jeśli byłby poważnym odpowiedzialnym człowiekiem, to co stoi na przeszkodzie znaleźć właścicieli praw autorskich (nazwiska znajdzie bez problemu w ZAIKSie albo są wręcz na płycie, którą piratuje) i poprosić ich o zgodę na rozpowszechnianie? Być może niektórzy zgodziliby się na rozpowszechnianie bezpłatne. A jeśli zażądaliby tantiem – to trzeba uczciwie płacić. Dotyczy to też odbiorców, którzy lubią się powzruszać, ale że komuś z tego tytułu należy się wynagrodzenie, to już nawet im przez myśl nie przejdzie. Na tym właśnie polega ta nieznośna hipokryzja Internetu.
          Artur

          0
          • Robert Drózd pisze:

            No właśnie wielomiesięczne poszukiwania, śledzenie losów kompozytorów i twórców, a przecież bez zgody nawet jednego nie można opublikować ponownie nagrań (swoją drogą przez to Polski Słownik Biograficzny nie był nigdy wznawiany – 60 lat temu nie pomyślano, aby poprosić autorów o prawa wieczyste).

            Wierzysz w to, że komuś po godzinach chciałoby się robić poszukiwania.

            Magia internetu polega właśnie na tym, że ktoś miał zapomnianą kasetę i się podzielił.

            0
            • @: „Wierzysz w to, że komuś po godzinach chciałoby się robić poszukiwania.”

              Jak mu się nie chce, to nie powinien czuć się na pewno uprawniony do naruszania czyichś praw. Może się powzruszać samotnie albo w kręgu rodzinnym słuchając płyty, którą legalnie kupił czy odziedziczył, ale wcale nie musi czyjegoś utwory nielegalnie puszczać w świat.

              @: „Magia internetu polega właśnie na tym, że ktoś miał zapomnianą kasetę i się podzielił.”

              To nie magia, to kradzież. Nie można się dzielić tym, do czego się nie ma prawa. Tu jest to sedno sprawy, którego starasz się bardzo nie zauważyć.
              Artur

              0
              • Robert Drózd pisze:

                Tak jak ktoś już powiedział – trudno się dogadać, bo dla Ciebie świętością są prawa autorów bez żadnej – jak widać – taryfy ulgowej, dla większości ludzi wazniejszy jest dostęp do dóbr kultury. Więc na tym chyba trzeba zakończyć polemikę. :)

                0
              • Ja nie polemizuję, tylko przypominam o oczywistych oczywistościach, a ty próbujesz mącić bez sensu. Przestrzeganie praw autorskich nie oznacza zablokowaniu dostępu do dóbr kultury. Dostęp jak najbardziej jest, tylko trzeba sobie zdawać sprawę, że nic nie ma na tym świecie za darmo i dobra kultury także kosztują i ich twórcy i producenci mają prawo do wynagrodzenia, a odbiorcy mają obowiązek płacić. A kto próbuje być „odbiorcą dóbr kultury inaczej” jest w istocie pospolitym złodziejem i nie ma znacznie, że skłonnym do ckliwych wzruszeń.
                Artur

                0
              • Przy czym ja nie znam bloga, o którym piszesz, więc być może nastąpiła nieporozumienie i niewinnego człowieka obwiniam:)) Bo zasadniczo istnieje prawo cytatu, które nie wymaga pozwolenia twórcy i nie wiąże się z koniecznością płacenia. Taki hipotetyczny blog, operujący cytatami – króciutkimi fragmentami czyichś utworów, gdzie facet może się powzruszać razem z innymi, z poszanowaniem prawa i dobrych obyczajów, mógłby pewnie sobie funkcjonować, a nawet przyczynić się do renesansu jakiegoś zapomnianego twórcy. Ale radosne puszczanie w obieg czyjegoś dorobku w całości to już właśnie, w moim przekonaniu, przekroczenie pewnego progu. I pójście na łatwiznę. Ta łatwizna, oprócz hipokryzji, to druga z najbardziej mnie wkurzających w Internecie spraw.
                Artur

                0
  24. Dagon pisze:

    @Artur Boratczuk
    Kilka luźnych myśli związanych z tematem…

    „A celem ACTA nie jest kontrola netu dla samej kontroli lecz dla wyplenienia piractwa”
    Oczywiście. Tak samo jak komunizm miał być systemem zapewniającym równość i dobrobyt dla wszystkich. Skończyło się tylko na ograniczeniu wolności słowa, prześladowaniach i wykorzystywaniu cenzury do szerzenia jedynej słusznej prawdy.
    Zresztą o czym tu dyskutować, skoro masz człowieku takie poglądy:
    „Cenzura, kontrola to normalny środek do zapewnienia ładu społecznego, używany jawnie lub skrycie i nie jest wynalazkiem komuny lecz istnieje od zarania dziejów, także teraz.”

    Korea Północna to dla ciebie pewnie raj na ziemi…

    „Tylko nikt na potęgę nie wejdzie w cyfrowy świat, dopóki zagrożenie piractwem nie zostanie wyeliminowane lub zminimalizowanie”
    Mój ulubiony fragment. Co do piractwa ma wchodzenie w świat cyfrowy? W internecie są tysiące spiraconych książek, których nigdy nikt nie wydal w wersji elektronicznej. Ci, którzy swoje w tej wersji wydają po prostu próbują zaspokoić popyt i jest to zdecydowanie pozytywne.
    Czym ma zachęcać książka legalna? Jakością, dostępnością i ceną. Jeśli będzie łatwo dostępna książka w dobrej jakości i niewygórowanej cenie to wiele osób ją zakupi. Szczególnie, jeśli sposób zakupu nie będzie wymagał 15 kroków z logowaniem się na serwerze Adobe włącznie, żeby dostać książkę.

    „W d.. mam takich sprzymierzeńców.
    Artur”

    Zresztą w sumie nie ma sensu się za bardzo irytować.
    Jak ktoś twierdzi, że potencjalnych kupców ma w d… i uważa ich za złodziei to już jego sprawa. Pewnie też zostanę zaraz, jak każdy kto nie każe rozstrzeliwać piratów na miejscu, obsmarowany jako złodziej. Nie ważne, że zdążyłem w tym roku 10 elektronicznych książek zakupić. Tam, gdzie pan ma internautów, tam ja mam pana zdanie o mnie. Przyjmując te skalę mam tylko nadzieję, że czuje się pan mordercą przy każdym złamaniu przepisów ruchu drogowego, bo to właściwa analogia.

    Zamiast wylewać tyle żalów na forach i blogach można by już napisać jakąś książkę. Jeśli okazałaby się wartościowa, to może dałoby się zarobić. Na próbach przekonywania jaka to cenzura jest wspaniała podczas gdy internet to tylko źródło zła zarobić ciężko.

    Jeśli natomiast tak strasznie ci człowieku źle na rynku wydawniczym, to czemu nie weźmiesz się za jakąś normalną pracę?

    0
  25. Brrr, masz w jednym rację, szkoda tracić czasu na dyskusje w necie. Na jakikolwiek temat zresztą.
    Co do piratów zresztą, jak ktoś napisał wyżej, przejdą do historii jak zdun czy kołodziej, więc lepiej po prostu spokojnie obserwować tę agonię i się nie denerwować. Co nie znaczy, że rzeczy nie należy nazywać po imieniu i złodzieja złodziejem, a nie „konsumentem kultury inaczej”.
    Artur

    0
  26. @: „„Utwór jest kapitałem i często jedynym majątkiem autora.”
    Nikt tego nie kwestionuje. Ale 70 lat po śmierci autora? To już żyją prapraprawnuki, które mogłyby same na siebie zarabiać, a nie żyć z licencji pradziadka…”

    Mogłyby. Ale równie dobrze wszystkie praprawnuki mogłyby się zrzec wszelkiego majątku nieruchomego: domów, ziemi jak też ruchomego: rodzinnych mebli czy kolekcji antyków oraz choćby oszczędności bankowych a także akcji i obligacji pozostawionych w spadku przez przodków. Jak komuna to komuna.
    Artur

    @: ” A panu życzę, żeby za 100 lat czytano pańskie książki.”

    Dzięki. Mało prawdopodobne choć nie niemożliwe. Ale na pewno będą tacy, których książki będą czytane. I im życzę, abv ich praprawnuki miały z tego powodu nie tylko powód do dumy, ale też realny pieniądz i aby nie żyły w świecie, gdzie byle chłystek wyciąga rękę po co nie jego i uważa, że mu się należy.
    Artur

    0
  27. Suchy pisze:

    Nie zgadzam się całkowicie z opinią, że ebook jest realnie niemal tak kosztowny jak papierowa książka. Przecież odpadają koszty papieru, druku, transportu, magazynowania itp. Trzymanie elektronicznej kopii na serwerze jest o wiele tańsze.
    Mówienie o kosztach produkcji ebooka jest po prostu śmieszne. Chyba żaden autor już nie używa do pisania maszyny. Wszyscy tworzą w jakimś edytorze tekstu. Mamy więc gotową wersję cyfrową. Koszty edytora możemy sobie darować. Nikt nie każe używać Worda, gdy jest świetny darmowy LibreOffice. Ebooki na czytniki powinny być zapisane w jednym z formatów pochodnych od html czyli epub, mobi, prc. Do konwersji na te formaty może posłużyć darmowe świetne narzędzie Calibre. Gdzie tu są jakieś koszty??? Obsługa jest banalnie prosta i sam tworzę ebooki z plików doc i odt w kilka sekund.
    Ebook musi też być tańszy od wersji papierowej z powodów funkcjonalnych. Formatowanie tekstu nie jest tak eleganckie jak na papierowej kartce i czyta się jednak mniej wygodnie, choć oczywiście o wiele lepiej niż z ekranu komputera. Ebook na czytnik na ogół pozbawiony jest ilustracji, zdjęć, map, wykresów itp. które mogą stanowić istotną część wersji papierowej. Papierową książkę mogę pożyczyć, odsprzedać na rynku wtórnym itp. Z ebookiem jest to praktycznie niewykonalne.
    Wobec powyższych uwag polityka polskich wydawców i sprzedawców ebooków jest chwilami absurdalna. Oto mamy ksiażkę, na podstawie której Agnieszka Holland nakręciła swój najnowszy film. Wersja papierowa jest ilustrowana pięknymi kadrami z filmu. Ebook jest tego całkowicie pozbawiony. Obie wersje kosztują tyle samo! Podobnie jest z książką A. Przewoźnika o Katyniu. Kto to kupi??? Jestem gotów kupować ebooki ale przy tych wadach i ograniczeniach muszą być tańsze od wersji papierowych o co najmniej 50%.

    0
  28. Śmiertelny pisze:

    Hehe, panie Boratczuk, i co, srACTA nie przeszły?? Lament w pańskim domu.. ech.. Inwigilatorze wcale nie Szanowny :)

    0
  29. always i used to read smaller articles or reviews which also clear their motive, and that is also happening with this paragraph which I am reading at this place.

    0

Skomentuj Dave Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.