Poruszałem już kiedyś na tym blogu kwestię e-booków i dysleksji. Wspomniałem wtedy o badaniu czytelności e-booków, które miało jednak tę wadę, że przeprowadzono je na iPodach…
Dysleksja utrudnia czytanie, choćby z tego powodu, że trudno jest odróżnić od siebie poszczególne litery, ich kolejność jest zamieniana, niektóre są opuszczane.
Dlatego bardzo liczy się wygląd samego tekstu. Dzięki czytnikom e-booków można sprawić, że dyslektyk zobaczy taki tekst, który będzie dla niego najbardziej wygodny w lekturze.
Aktualizacja z 5 sierpnia 2020: Font Open Dyslexic dostępny jest na wszystkich czytnikach Kindle od aktualizacji 5.7.2, czyli wszystkich nowszych od Kindle 7 oraz Paperwhite II.
Czym jest OpenDyslexic?
OpenDyslexic to krój pisma przeznaczony specjalnie dla osób dotkniętych dysleksją.
Jak widać z powyższego przykładu, kształty liter są przesadzone i aż nienaturalne. Jednak dzięki temu będzie łatwiej rozpoznać konkretną literę i nie pomylić jej z inną.
Jak również widać – font jest przystosowany do języka polskiego, znajdziemy w nim wszystkie polskie litery.
Font został opublikowany na wolnej licencji (Creative Commons Attribution), co oznacza, że możemy niemal dowolnie z niego korzystać. Pobierzemy go z serwisu dafont.com, albo z githuba.
Jako ciekawostkę warto też wspomnieć, że od pewnego czasu dyslektycy mogą czytać polską Wikipedię właśnie z użyciem tego fontu. Open Dyslexic włączamy przy pomocy narzędzi językowych w lewej kolumnie.
Fakt, że font jest „wolny”, sprawia, że można go wykorzystać w różnych sytuacjach. Na przykład na czytniku.
Jak osadzić Open Dyslexic w e-booku?
Na blogu, wspominałem już, że mamy dwie metody na to, aby czytać książkę elektroniczną w wybranej czcionce.
- Pierwszym jest zainstalowanie na czytniku czcionki alternatywnej – to się różni w zależności od modelu, np. w osobnym artykule przedstawiłem procedurę dla Kindle Touch/Paperwhite I. Niestety nie działa to w Paperwhite II. Prościej wygląda to np. na Onyksie i Kobo, gdzie pliki trzeba wgrać do katalogu „fonts” w pamięci czytnika.
- Drugim jest osadzenie fontu w samym e-booku. To sposób bardziej uniwersalny, dlatego go opiszę.
Czcionkę możemy osadzić w plikach EPUB albo AZW3 (to nowa wersja formatu MOBI dla Kindle). Użyjemy do tego programu Calibre.
W ustawieniach konwersji przechodzimy do sekcji „Wygląd i zachowanie” i w opcji „Osadź czcionkę” klikamy na „Wybierz krój czcionki”.
Otworzy nam się okno dialogowe, gdzie widzimy wszystkie czcionki dostępne w systemie.
Jeśli OpenDyslexic zainstalowana jest w systemie – wybieramy ją, jeśli nie – dodajemy z dysku.
Jako potwierdzenie widzimy nazwę wybranej czcionki.
Tak przygotowany plik możemy już wgrać na czytnik.
Posiadaczom Kindle przypominam, że format AZW3 powinniśmy przegrywać po kablu, w przypadku wysyłki mailowej, jest ryzyko utraty ustawień (lub po prostu odrzucenia przez Amazon) – choć Robert Blaut znalazł na swoim blogu sposób na przygotowanie pliku hybrydowego.
Tak jeden z rozdziałów „Faraona” z Wolnych Lektur wygląda na moim Paperwhite.
I przy trochę większym rozmiarze.
Pamiętajmy, aby po otwarciu książki wybrać „Publisher font”.
Dla mnie OpenDyslexic oczywiście wygląda dość dziwacznie – a przy mniejszych rozmiarach tekstu wcale nie jest taka czytelna – ale to nie ja jestem odbiorcą tego fontu.
To jednak prowadzi nas do zasadniczego pytania.
Czy OpenDyslexic rzeczywiście ułatwia czytanie?
Na to pytanie muszą sobie odpowiedzieć czytelnicy borykający się właśnie z dysleksją.
Jacek Zadrożny na swoim blogu Informaton.pl przytoczył wyniki badania Good Fonts for Dyslexia (link do raportu PDF). Sprawdzono tam, jak osoby z dysleksją radzą sobie z czytaniem przy użyciu różnych krojów.
Jak się okazało – Open Dyslexic wcale nie wygrał – najlepsze okazały się Courier oraz Helvetica. Ta druga dostępna jest na większości czytników.
Warto natomiast sprawdzić, jak ten font wygląda na Twoim czytniku i ocenić czy dzięki temu czyta się łatwiej. Zapraszam do podzielenia się uwagami w komentarzach.
PS. Jeśli dysleksji nie masz – pewnie znasz kogoś z takim problemem – warto mu donieść o możliwości wgrania OpenDyslexic.
Pewnie wyjde na hejtera, ale „posiadacze” dysleksji, czy dysortografii po prostu NIE CZYTAJA i NIE LUBIA CZYTAC. mam kilku dyslektykow w otoczeniu i teoria sie sprawdza niestety. Co nie swiadczy, ze sa zlymi ludzmi oczywiscie, tylko nie powinni byc zatrudniani, gdzie im pisac kaza…
A może to, że nie czytają i nie lubią czytać – jak piszesz – to skutek własnych doświadczeń?
Doswiadzen z wlasnym bratem i wspolpracownikami, niestety. Wklepanie w klawiature nazwiska bardziej skomplikowanego niz Smith lub Grey raczej im nie wychodzi. Niestety „blame” w bezposrednim kontakcie spada raczej na cudzoziemca, ktorego OCZYWISTA wina jest nieznajomosc angielskiego…
Mam dysleksje i dysortografie, co nie znaczy ze nie lubie czytac, w ogole skad ten pomysl o.O? Mam wielu znajomych dys i jakos nie pasuja do twojej teorii.
Fakt, wiele osób nie lubi czegos z czym ma problemy, ale bez przesady. Nikt w pracy czy na studiach nie interesuje się czy ktos jest dys czy nie.
Sama jestem dyslektykiem i dysgrafem, a czytam wiele (ok. 50-100 książek rocznie), bo lubię.
Chociaż nie mogę zaprzeczyć, że w dzieciństwie sprawiało mi to duże trudności i unikałam czytania.
No dobra, ale czy nie mylimy przyczyny ze skutkiem. Jakbyś miał tak ustawione zwoje w mózgu, że tekst przed Tobą się rozlewa i miesza, to podejrzewam, że byś czytania nie polubił.
A zdarzali się przecież dyslektycy, którzy i pisali i czytali dużo – weźmy Jacka Kuronia, który jednak opowiadał kiedyś, jak wiele wysiłku go to na początku kosztowało, tym bardziej że w szkole uznawany był za tumana z powodu problemów z czytaniem – dysleksji jeszcze nie znano.
(Pomijam oczywiście leni, którym rodzice załatwiają orzeczenia o dys* – czyniąc im tym samym wielką krzywdę).
Robert ma rację, to mylenie przyczyny ze skutkiem. Dyslektycy nie mają problemów z czytaniem tylko dlatego, że czytają mało bo tego nie lubią, lecz odwrotnie – mają problemy z czytaniem, dlatego często czytają mniej, bo nikt nie zajmuje się pasjami tym, co mu sprawia dużą trudność i przykrość. Przynajmniej w początkowej fazie.
Na obecnym etapie uwielbiam czytać i jak tylko miałbym odpowiednio dużo czasu, pochłaniałbym kilka książek miesięcznie (tak było zanim pojawił się mały członek rodziny i dużo pracy). Natomiast moje początki z czytaniem były dramatyczne, chociaż z perspektywy czasu wydają się śmieszne. Przeczytanie strony w książce, gdzie kartka miała wielkość A5, a litery wielkość 16 punktów to był dramat. Pół godziny ciężkiej pracy. Całe szczęście większość trudności udało się pokonać, ale nigdy nie będę pisał bezbłędnie, bez względu na ilość przeczytanych książek i znajomość zasad pisowni i gramatyki.
Gratuluję samozaparcia.
Efekty Twojej pracy są rewelacyjne … piszesz (sądząć po Twoim wpisie oczywiście) bezbłędnie, znacznie lepiej niż sporo innych osób wypowiadających się w sieci (ze mną włącznie ;-) a nie mających dyslekcji …
Posiadam wszystkie dysmózgie i powiem Ci (Panu) że rodzice robią krzywdę dziecku kiedy uczą go się poddawać i nie podejmować kolejnych prób, ja nienawidziłem czytać było to dla mnie problematyczne, nie widziałem nic nadzwyczajnego w słowie ktury (co gryzie w oczy:), w podstawówce popełniłem 44 różne błędy na jednej kartce a5. Moje zeszyty są zaszyfrowane lepiej niż enigma, cóż nawet ich autor nie potrafi czasem się rozczytać, a o językach obcych nie wspomnę. Ale jakby nie patrzyć ćwiczyłem i obecnie pisze mniej błędów, posiadam 4 z j. angielskiego (niemiecki 5 ale to raczej nie wymagającego nauczyciela). Przeczytałem w ostatnie 9 miesięcy około 44 książek (I love Kindle). A obecnie zmieniam również charakter pisma od drobnych poprawek kosmetycznych.
A chcę podziękować rodzicom za to że na wszelkich testach mam więcej czasu na skupienie się i ładniejsze pismo.
Więc rodzic krzywdzi dziecko nie załatwiając mu opinie a wychowując je na idiotę.
PS. A co do czytania to dalej mam z tym problemy jak widać odebrałem twój komentarz jako opinie iż dysekcje załatwią sobie lenie. Więc jak widać muszę dalej pracować.
Trudno, żeby czytali, kiedy sprawia im to wyraźne trudności. Akurat siostrzeniec koleżanki zmaga się z dysleksją i jakimś ADHD i widać, że przeczytanie akapitu z czytanki to droga przez mękę. Marne szanse na zapalonego czytelnika, co?
Przede wszystkim trzeba odróżnić tych co MAJĄ dysleksję od tych, którzy mają DOKUMENT że mają dysleksję. Jednych i drugich nie wrzucałbym do jednego worka.
Bzdury piszesz. Sam mam dysleksję i czytam bardzo dużo i chętnie. Co do fontu to dla mnie nie nadaje się do czytania… Ale może dla innych będzie w sam raz.
Jak to tak ładnie równo pojechać po wszystkich, c’nie?
Ja się dyslektykiem nazywać nie chcę, z różnych powodów, ale mam problemy z odróżnieniem „d” od „p” od „b” czy też „k” od „j”. Dodatkowo jeszcze nie wymawiam „r”, żeby mi było trudniej. Mimo to piszę (ba! bezczelnie piszę opowiadania, czyli coś do czytania dla innych) i czytam (biorę udział w wyzwaniach czytelniczych nawet). Wypowiadając się w ten sposób do jednego wora wrzucasz bardzo wiele różnych osób i nie jest to mądre. Tak jak ktoś niżej zauważył – jeśli ma się wyraźne problemy z rozróżnianiem liter, ciężko, żeby się lubiło czytanie. Ale niektórzy się starają, bo im to życie utrudnia. Pamiętaj, że dys- mogą wynikać z różnych problemów w mózgu, nie lenistwa. A patologie szkolne to zupełnie inny temat.
Nie chodzi o to, żeby nie wyjść na hejtera, tylko żeby nie wyjść na buca bez empatii.
A tak do artykułu: zastanawiam się, czy w tej czcionce chodzi o to, że newralgiczne elementy literek „d” i „g” są pogrubione, żeby właśnie odróżnić je od siebie łatwiej.
Uogólniasz, czytają i piszą, a potem ja ich czytam z przyjemnością (mam chyba wszystkie reportaże jednego z tych panów).
http://wywiadowcy.pl/adam-wajrak/
Pilipiuk – dyslektyk, dysgrafik w ogóle facet, który ma chyba każde dys językowe jakie może mieć. A pisze, czyta pewnie też sporo. Redakcja ma pełne ręce roboty, żeby to przerobić na strawny język. Co prawda nie przepadam za jego twórczością, ale też tak kiedyś oceniałem jak Ty. Niesłusznie. Mam też znajomą, która czyta sporo, a pisze tak, że się można za głowę chwycić – gubienie liter, ortografia tragiczna, pisanie wyrazów tak „jak się mówi”. Życie.
Mam znajomego, który również miał stwierdzoną dysleksję i dysortografię. Dzisiaj bardzo dobrze czyta, zna poprawną ortografię i nie sądzę, by coś z tej wątpliwej diagnozy jeszcze pozostało. Niegdyś natknąłem się również na badania, które jasno wskazywały, że za wspomniane wyżej dysfunkcje odpowiada właśnie brak oczytania. Mój kolega rozwinął się właśnie dlatego, że zaczął po prostu dużo czytać.
Jestem tego zdania, że im więcej się czyta, tym więcej „obycia” i intuicji się nabiera. Stąd się bierze pewne wyczucie, w rozróżnianiu poprawnej polszczyzny i sztuka posługiwania się językiem. Nie sądzę, by jakaś (nota bene brzydka i toporna) czcionka była w stanie temu zaradzić. A jeśli nawet samo czytanie nie pomaga, to przecież od tego są sformułowane zasady, które należy znać i nimi się posiłkować. Nie róbmy z ludzi debili, bo tak naprawdę mało ich jest. Niektórzy są po prostu leniwi, a przypinanie im łatki, czy pretekstu do usprawiedliwiania się, wcale im nie pomaga, a wręcz zachęca do bierności.
Pozdrawiam
Znowu mylne wyobrażenie. Dysortografia nie polega na tym, że nie można się nauczyć zasad, tylko, że mózg zacina się na ich stosowaniu, przynajmniej tak działa to w moim przypadku Nie twierdzę, że znam wszystkie zasady i wyjątki, czasem zrobię błąd bo po prostu nie wiem jak się dany wyraz pisze, ale od czasu do czasu, zwłaszcza w stresie lub pośpiechu zdarza mi się zrobić błąd w wyrazie „oczywistym”. Życiowy rekord absurdu zaliczyłem w liceum na kartkówce z „Quo Vadis” pisząc o „porzarze” „Żymu” – co z tego, że wiedziałem jak się te wyrazy pisze, skoro w trakcie pisania ta wiedza gdzieś się schowała, a mózg był tak pewny pisowni, ze nawet nie zatrzymał się, żeby się zastanowić?
Jak widać swoją opinię na temat wszelakich dys opierasz na stereotypach.. W podstawówce miałam stwierdzoną dysleksję i dysortografię, choć czytałam już wtedy bardzo dużo, a zasady ortografii mogłam podawać z pamięci o dowolnej porze dnia i nocy – w szkole po dyktandzie nauczycielka pytała o poprawną pisownię każdego ze słów, w których popełniłam błąd, i doskonale wiedziałam, jak się je pisze… i co z tego, skoro pisałam je błędnie? Żeby jakkolwiek pisać przepisywałam fragmenty książek, wierszy, piosenek, zeszyty, żeby dało się coś z nich nauczyć też przepisywałam, tzn zawsze pisałam w szkole „na brudno”, a w domu rozszyfrowywałam i przepisywałam…
A w poradni najpierw usłyszałam, że „jestem za inteligentna na dysleksję”, dopiero po dokładniejszych testach się nieco okazało… Dla mnie niektóre litery po prostu są takie same… s i z różnią się tym, że jedno jest kanciaste a drugie bardziej okrągłe, podobnie p i q, itd. Pozostawało się domyślać czytając ;-)
Bdanaia na pweynm anelgiksim uneriwstyecie wyzakały, że nie ma znczeania, w jaikej kleojności napsziemy lietry wenąwtrz wryazu, blye tlkyo pirwesza i otstaina lreita błyy na soiwch mijsecach. Rtszea mżoe być dolnwoie poszamiena, a mmio to bedzięmy w stniae pczyrzetać tkest bez wikszęego prleobmu. Diezje się tak dlteago, że nie cztaymy kżdaej z lteir odelndziie, ale wrayz jkao cłoaść.
i dlatego też nie zauważam żadnych tzw „czeskich” błędów, pisanie zs zamiast sz itd….
Aczkolwiek jak dla mnie ta czcionka jest paskudna i nieczytelna…
Powiem ci coś lepszego w szybkim czytaniu, dąży się do tego ze było by się w stanie w pewnym momencie przeczytać ten test jakby dodatkowo pozamieniać słowa w zdaniach :)
Ja osobiście jak ćwiczyłem to dla zwiększenia szybkości poruszałem wskaźnikiem (podstawa szybkie czytania) w kształt szlaczka wiec co 2 linijkę czytałem od końca i nawet rozumiałem. na kolejnym poziomie to czyta się jednorazowo parę wersów naraz. Obecnie z powodu kindla przestałem szybko czytać ale czytanie 2k słów na minutę to dopiero wyczyn :)
Jako dysortograf z czytaniem miałam problemy do czwartej klasy podstawówki – nie szło mi, albo nie trafiałam na interesujące mnie książki które zmobilizowałyby mnie do pokonania trudności. Obecnie mam na kącie setki przeczytanych książek i jedną wydaną (druga w drodze) – więc podobnie jak wcześniej komentujące osoby nie pasuję do Pańskiej teorii opartej o kilkuosobową (!) grupę badawczą.
Analogicznie do Pana przykładu mogłabym stwierdzić, że to osoby niedyslektyczne nie lubą czytać. Podobnie jak Pan, poparłabym to przykładem że kilka znanych mi osób bez dysfuknkcji czytania unika, natomiast znani mi dyslektycy z lubością oddają się kolejnym lekturom. Dlatego właśnie chcąc subiektywnie ocenić sytuację należy powoływać się na badania naukowe w których spełniono odpowiednie warunki, m.in. uzyskano odpowiednio duża grupę badawczą.
Czytam ponad 25 książek rocznie. Do tego setki artykułów naukowych w języku angielskim, niemieckim i polskim. Mam 2 magistry, liczne wyróżnienia, piszę artykuły naukowe. I wiesz co?! Dalej mylę „p” z „b”, dalej muszę prosić by ktoś sprawdzał mi oficjalne teksty, bo nawet z autokorektą słowa które wyglądają podobnie, po prostu nie będę w stanie zobaczyć różnicy, choćbym tysiąc razy sprawdzała. Tysiące godzin ćwiczeń orography nie pomogło.
Brak wiedzy na jakiś temat powinna komentujących skłonić do zgłębienia go a nie osadzania ludzi bezpodstawne. Polecam książkę dar dysleksji. Jestem po terapii i jest owocna
Dwa ciekawe fakty:
1. czytnik umożliwia ustawienie czcionki, która odpowiada czytelnikowi, i to właśnie daje również pole manewru osobom, które potrzebują większej czcionki, lub specyficznej, lub zwyczajnie mają swojego ulubieńca,
2. nie dziwię się, że Courier jest w czołówce, o ile dobrze pamiętam to tam naprawdę litery idzie od siebie odróżnić. Kindlowa Caecilia chyba jest spokrewniona, co?
Co do czcionki Open Dyslexic – możliwe, że po pewnym czasie adaptacji dałaby lepsze wyniki, ale na początek faktycznie wygląda trochę dziwnie ;)
No właśnie, Caecilia to taki dziwny font – niby szeryfowy, ale bardzo podobny do innych fontów monospaced. Dlatego zresztą chyba jest tak dobrze czytelna.
w przypadku wysyłki mailowej, jest ryzyko utraty ustawień
Robert, tu chodzi bardziej o to, że AZW3 zostanie po prostu odrzucony przez chmurę Amazonu, o czym wysyłający zostanie poinformowany stosownym e-mailem: A problem with your document(s) sent to email address
I to mi się właśnie w elektronicznym czytaniu podoba – możliwość dostosowania formy tekstu do potrzeb. Nie podoba mi się czcionka – zmieniam ją, za mała – powiększam, mam dysleksję – szukam czcionki, która najmniej mi się rozlewa. Kilka razy nie kupiłam już książki papierowej bo font był fatalny, albo za gęsty i czytanie byłoby zwyczajną męką.
Kolejna przewaga czytników nad papierem ;-) Z drugiej strony, kiedy czytam książki papierowe, czasami lubię, kiedy książka ma jakąś typową dla siebie, unikatową czcionkę (o ile jest dobra i czytelna). Nadaje to książce poczucia indywidualności, jak dla mnie.
Ale ja ogólnie jestem wzrokowcem.
No, ja nadal kupuję książki papierowe ze względów estetycznych :) Ale jeśli chodzi o wygodę to wg mnie wygrywa czytnik.
A ebook niby nie może mieć takich samych „unikatowych” fontów?
Akurat nie ma tu żadnej różnicy między książką papierową a ebookiem.
Może i może, ale się z czymś takim jeszcze nie spotkałem. W zasadzie wszystkie książki, które kupiłem i które mają „publisher font” używają tej samej czcionki (różne wydawnictwa).
Wątek nieco edukacyjny, a akurat trafiłem w sieci na „Jak wykorzystywać blog w edukacji? Podręcznik dla nauczycieli”. Darmowy poradnik za darmo, niestety wyłącznie w postaci pliku pdf. Dla zainteresowanych:
http://blog.2edu.pl/2014/01/jak-wykorzystywac-blog-w-edukacji-podrecznik-dla-nauczycieli.html
Dużo kontrowersji wynika z powierzchownej znajomości tematu. Dyskleksja to trochę taki worek zbierający różne schorzenia związane z czytaniem i pisaniem. Część z nich objawia się myleniem liter, zwłaszcza tych będących odbiciami (czyli to co napisała Agnieszka wyżej) i takim osobom pomoże specjalny font. Są jednak i inne rodzaje dysleksji, więc posadzenie pierwszego z brzegu, nawet prawdziwego dyslektyka przed specjalnym fontem może dać mylne wrażenie.