Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Na jakie grupy dzielą się użytkownicy czytników w Polsce?

otwarcie-mostu

Jak Polacy czytają e-booki? Jak z tymi ludźmi rozmawiać, co im zaoferować? Na to pytanie starają się odpowiedzieć wydawcy, dystrybutorzy, autorzy książek, a także sprzedawcy czytników.

Nie ma już dzisiaj wątpliwości, że to właśnie czytniki stały się przyczyną boomu na książki elektroniczne. To posiadacze Kindle czy Onyxów kupują e-booki. Kim więc oni są?

Według różnych szacunków mamy dzisiaj w Polsce 200-300 tysięcy użytkowników czytników. Jest to grupa bardzo niejednorodna.

Przykładowo:

  • w artykule na temat czytników w gimnazjach komentują posiadacze Kindle w wieku 12-16 lat.
  • w artykule o kupnie Kindle komentuje „starszy emeryt”, który chciałby się wszystkiego dowiedzieć o obsłudze Kindle.

To ogromna różnica pod względem wieku, doświadczenia, umiejętności, wreszcie celów, jakie sobie taki czytelnik stawia.

Wnioski, którymi się z Wami dzielę przedstawiałem ponad dwa lata temu na wykładzie dla wydawców zorganizowanym przez Bibliotekę Analiz, w skróconej formie pojawiły się też w artykule „Jak Polacy czytają dzisiaj e-booki?” w Magazynie Literackim Książki z kwietnia 2012. Jak mi się wydaje, wcale się te moje uwagi nie zestarzały, dlatego nadal mogą się przydać.

Autor zdjęciaAdam Kliczek, http://zatrzymujeczas.pl (CC-BY-SA-3.0). Nie, zdjęcie z otwarcia Mostu Północnego w Warszawie nie jest związane z treścią artykułu, ale pokazuje jakoś przekrój polskiego społeczeństwa.  

Jak te grupy podzielić?

Jakiś czas temu czytałem książkę Crossing The Chasm, skupioną na procesie innowacji w marketingu nowych technologii. W Polsce wydał ją Helion jako Przeskoczyć przepaść. Jak trafić z nowoczesnym produktem do każdego klienta.

Już pierwsze rozdziały otwierają oczy i pozwalają inaczej spojrzeć na rynek czytników/e-booków. Geoffrey A. Moore wyjaśnia, dlaczego dobrze zapowiadające się produkty po jakimś czasie upadają, a inne produkty – wyszydzone przez  prasę branżową zdobywają rynek.

Swoją analizę autor opiera na schemacie dyfuzji innowacji, który ponad 50 lat temu stworzył Everett Rogers i na który powinniśmy trafić na każdym kursie marketingu.

Ludzie, którzy korzystają z jakiejś innowacji dzielą się na pięć kategorii:

  1. Innowatorzy
  2. Wcześni naśladowcy (prekursorzy)
  3. Wczesna większość
  4. Późna większość
  5. Maruderzy

Nieco inaczej wygląda ten wykres w „Przeskoczyć przepaść”.

przeskoczyc-cykl

Według książki, między każdą grupą znajdują się rozpadliny, w które wpadają twórcy nowych technologii, nie umiejący dobrze ich zakomunikować.

Jak widać, etapy cyklu nie uległy zmianie, ale między poszczególnymi grupami psychograficznymi pojawiły się rozpadliny. Symbolizują one rozłączność pomiędzy grupami, czyli trudności z zaakceptowaniem nowego produktu przez daną grupę w sytuacji, gdy produkt jest w niej prezentowany tak samo jak w grupie sąsiadującej z nią po lewej stronie. Każda rozpadlina oznacza groźbę utraty rozpędu i możliwości przejścia do następnego segmentu, czyli inaczej mówiąc utraty możliwości dotarcia do ziemi obiecanej i objęcia pozycji lidera w środku cyklu oraz zarabiania na bajecznie wysokich marżach.

Spróbujmy i my zobaczyć, jak to się przekłada na czytnikowe i e-bookowe realia – i gdzie teraz są polscy e-czytelnicy.

1. Innowatorzy

Innowatorzy – to ludzie kochający nowinki techniczne, często sami związani z branżą informatyczną. Bywa, że są zasobni i kupują każdy nowy gadżet, albo po prostu „liżą lody przez szybę” i podniecają się premierami za Wielką Wodą.

Moore określa to ładnie, że interesują się technologią dla niej samej. Skupiają się na parametrach technicznych, chcą wiedzieć wszystko o nowych produktach.

Nie boją się eksperymentów, jeśli mają smartfony, to zwykle zrootowane, na czytniku zainstalują też od razu jailbreak, dwadzieścia aplikacji i będą narzekali jeśli producent zablokuje jakąś możliwość, do której się przyzwyczaili.

Jest to grupa dość zauważalna – a przez to myląca. To właśnie innowatorzy prowadzą blogi technologiczne i często tam komentują. Z ich artykułów i komentarzy dowiemy się wielu szczegółów – ale niekoniecznie tego, czy dane urządzenie jest dla nas. Nawiasem mówiąc, to mnie straszliwie irytuje w testach telefonów, jakby celem wypuszczenia nowego Samsunga czy LG były benchmarki.

Innowatorów zajmujących się czytnikami jest niewielu – zatem dotarcie do nich nie zbuduje nam rynku. Jeśli wśród nich są znani blogerzy – oczywiście pomogą wypromować temat. Ale pytanie, czy dotrze to do kogokolwiek poza ich czytelnikami? Jeśli innowacja nie wyjdzie poza tę grupę, staje się niszowa – tak jak język Esperanto, albo geocaching. Fajnie, są ludzie, którzy się w to bawią, ale nie ma szans na nic więcej – bo mało kto poza nimi rozumie po co ten osobny język (przecież mamy angielski), albo po co te skrzyneczki.

Po co czytniki, skoro można czytać na monitorze lub telefonie? Tak komentowano te urządzenia przez wiele lat. Swoją drogą – część innowatorów odrzucała i odrzuca czytniki właśnie dlatego, że popatrzyli na nie przez pryzmat technologii („szary ekran, ble”), a nie potrzeby, którą realizują.

Innowatorzy dominowali w Polsce do lat 2010-2011, czyli do początków popularności Kindle Keyboard. Niczego nie ujmując kolegom z eksiazki.org – ich forum było właśnie takie typowo „innowatorskie”. W czasach gdy każdy czytnik kosztował ponad 1000 zł, a e-booki można było co najwyżej znaleźć na Chomiku, trudno było o to, aby e-czytanie było powszechne.

2. Wcześni naśladowcy (prekursorzy)

Podstawowa różnica – oni nie są „informatyczni” jak innowatorzy, ale mają konkretną potrzebę, którą realizują przez technologię. Chcą czytać i wiedzą jak wykorzystać czytnik. Mają więc podstawowe kompetencje, aby skorzystać z książki elektronicznej. Są też gotowi wybaczyć niedoskonałości technologii – poświęcą czas, aby coś przekonwertować, albo odbezpieczyć. To oni używają takich programów jak Calibre – podczas gdy innowatorzy będą narzekać, że Calibre wypluwa zły kod. :-)

Prekursorzy czytają blogi technologiczne, ale nie po to, żeby ucieszyć się z kolejnej premiery, tylko żeby poszukać rozwiązania dla siebie. W tej grupie mamy liderów opinii, ludzi, którzy pokażą czytniki znajomym i będą umieli wyjaśnić ich zastosowanie.

Takim typowym „wczesnym naśladowcą” był Testeq prowadzący bloga Biznes bez stresu – zwróćmy uwagę: nie o technologii, a o biznesie. Gdy jesienią 2009 roku kupił pierwszego Kindle i opisywał po prostu zwykłe korzystanie, wiele osób uwierzyło, że ten cały e-papier to nie jakaś fanaberia. Od kiedy przeczytałem jego relację, zacząłem się poważnie zastanawiać nad kupnem czytnika, choć zajęło mi to ponad pół roku i sporo niewłaściwych założeń – co opisałem w artykule: o tym, jak się myliłem w roku 2009.

Do grupy „wczesnych naśladowców” skierowany był też na samym początku Świat Czytników. Ale po około dwóch  latach musiałem to założenie skorygować.

3. Wczesna większość

Wczesna większość – to już tzw. normalni ludzie. Kupują czytnik po to, aby spędzić dobrze czas na lekturze. Zostali zachęceni przez znajomych lub pozytywne recenzje.

Zdają sobie sprawę, że może nie wszystko pójdzie jak z płatka – ale nie mają czasu ani ochoty na roztrząsanie technicznych problemów. Po prostu chcą kupić książkę, wrzucić na czytnik i czytać, czytać, czytać. Nie mają też szczegółowej wiedzy technicznej, potrzebują prostych wyjaśnień.

To jest grupa, która od około 2013 roku zaczyna w Polsce dominować wśród posiadaczy czytników. I to jest też wyjaśnienie, dlaczego na Świecie Czytników coraz więcej artykułów jest o tym co czytać, a nie na czym czytać.

Jak ktoś już kupił czytnik, to przez parę lat nie interesuje go wybór nowego. Różne sztuczki, hacki, podpowiedzi – fajnie, ale to nie jest najważniejsze. Dlatego skupiam się na treściach do czytania, co zresztą wyjaśniałem nieraz w podsumowaniach. Ja większość czytelników z tej grupy widzę w statystykach bloga – za grudzień 2014 przekroczą 150 tysięcy użytkowników, ale już niekoniecznie w komentarzach, jeśli już to takich „wprawdzie czytam bloga od paru lat, ale komentuję po raz pierwszy”. Wczesna większość to już po prostu konsumenci treści oferowanych w sposób cyfrowy.

Amazon zrozumiał tę grupę jako pierwszy i zdał sobie sprawę, że musi przekonać do czytników „normalnych ludzi” – inaczej nigdy nie będzie mógł liczyć na efekt skali i obniżać cen produkcji. Kindle z wersji na wersję bywa upraszczany (zabierano kolejno np. czytnik kart SD czy obsługę dźwięku), ogranicza się go wyłącznie do funkcji niezbędnych dla czytelnika.

Niestety przez lata nie rozumieli tego producenci i dystrybutorzy wielu marek czytników. Klasyczny przykład to marki Onyx i PocketBook. Normalny człowiek nie rozumie, dlaczego ma wybierać między trzema aplikacjami do czytania (Adobe Reader, FBReader, CoolReader) i dlaczego czasami nie ma wyboru – bo książki  z DRM pójdą tylko na Adobe Reader, a skomplikowane EPUB-y tylko na CoolReader.

Na forum eksiazki.org pojawiało się swego czasu sporo „narzekaczy” właśnie na Onyxa z takich powodów. Wytłumaczenie, że to przecież za cenę pewnej komplikacji mamy większe możliwości – na zwykłych ludziach nie robi zupełnie wrażenia. Dobrze, że producenci obu tych czytników wyciągnęli jednak wnioski – modele dostępne w 2014 roku są już znacznie bardziej przyjazne.

4. Późna większość

Późna większość – to konserwatyści, którzy wręcz nie ufają technologii. „Nic nie zastąpi zapachu papieru” – będziemy słyszeli raz po raz, gdy opowiadamy o czytnikach.

Zresztą opowieści nic nie dają. Ludzie z późnej większości przekonują się wyłącznie przez własne doświadczenie, a to może nastąpić przez polecenie kogoś, komu ufają.

Oni kompletnie nie zrozumieją technicznego języka, o co chodzi z formatami e-booków, nie będą konwertować. Owszem, wykonają bardzo prostą instrukcję (krok po kroku!) jak podłączyć czytnik i przegrać plik, ale to maksimum, czego powinniśmy od nich oczekiwać.

W czasach dominacji DRM księgarnie popełniały masakrę wizerunkową, twierdząc że czytanie jest łatwe, a potem każąc instalować Adobe Digital Editions. Na blogu konsumenckim supermarket.blox.pl mieliśmy przykład pani, która się na tym „łatwym” czytaniu wywróciła. Od tego czasu Empik wyciągnął wnioski, zrezygnowali z DRM, podobnie jak inne księgarnie.

Późna większość to jest etap, na którym są już Stany. Tam kupuje się po prostu czytnik mamie, babci czy dziadkowi – a oni nie mają problemów z kupowaniem i czytaniem, bo czytnik – Kindle, Kobo czy Nook – jest mobilną końcówką sklepu.

U nas jeszcze nie jest to takie proste – osoba kompletnie nietechnologiczna może sobie nie poradzić z czytnikami, szczególnie jeśli nikt jej nie poprowadzi za rękę. Ale tu jest właśnie szansa dla pierwszej porządnej platformy, która do Polski wejdzie. To jest też nisza, o którą wydawnictwa i księgarnie muszą walczyć.

O korzystaniu z czytników przez osoby starsze pisałem z okazji święta babci/dziadka.

5. Maruderzy

No, to są ci nałogowi wąchacze papieru, którzy nawet nie będą myśleć o czymś tak bluźnierczym jak elektroniczna forma książki. Zestawieni z oczywistymi zaletami będą „wiedzieli swoje”, a zaczną czytać e-booki dopiero, gdy zostaną do tego zmuszeni, bo np. nie będzie już w ogóle wersji papierowej.

Maruderów sobie odpuszczamy, bo i tak im nic nie pomoże.

O czym trzeba pamiętać przy komunikacji?

Każda z tych czterech grup inaczej rozumie to co się do niej mówi. Wynika to, jak już wyjaśniłem wyżej – zarówno z odmiennych kompetencji, jak i oczekiwań w stosunku do e-booków.

Wyobraźmy sobie księgarnię, która chce podkreślić w reklamie, że ma dziś książki we wszystkich formatach – EPUB, MOBI, PDF i bez DRM. Co zrozumie każda z grup?

  • Innowatorzy – o, to jest ważne, żebym mógł przeczytać książkę na swoim Kindle Voyage 3.1 za dwadzieścia lat. Tylko dlaczego nie ma plików EPUB3 albo KF8?! Gdzie jest PDF A6? Dlaczego Kindle Previewer pokazuje, że okładka została źle osadzona? Dlaczego w tekście są sieroty? Dlaczego validator poprawności EPUB zgłasza błędy – przecież to jest amatorka, za co bierzecie moje pieniądze!
  • Wcześni naśladowcy – dobra, fajnie że jest EPUB, że nie ma DRM, było tyle roboty z konwertowaniem.
  • Wczesna większość – ściągnąłem wersję na Kindle; zaraz, jakie to było rozszerzenie? Ale jest OK. Co oznacza właściwie słowo „DRM”?
  • Późna większość – o co chodzi? Jakie formaty? Czy ja mogę przeczytać to na swoim czytniku? Możesz tak mi ustawić, abym po prostu miał książkę?

A jak wypromować e-czytelnictwo w Polsce? Jak dotrzeć do tych czterech grup?

  • Innowatorzy – ci „czytnikowi” już wszystko wiedzą, kolejne teksty w portalach technologicznych mogą przekonać geeków z innych dziedzin.
  • Wcześni naśladowcy – reklama na targach książki, pokazywanie czytników ludziom, którzy też dużo czytają, wyjaśnianie technologii.
  • Wczesna większość – zapewnić platformę, która ułatwia czytanie i zakupy książek, przekonać do nich czytelników papierowych. Uderzyć zawsze zrozumiałym argumentem niższej ceny książki elektronicznej (tak, to robi kategoria Promocje dnia na niniejszym blogu).
  • Późna większośćartykuły w Fakcie, no i obecność w popularnych serialach. Czytnik pokazany w Klanie mógłby podbić Polskę, oczywiście pod warunkiem, że będzie tak prosty, jak go pokażą na ekranie.

I tak dalej. Wszystko co mówimy do czytelników czy klientów trzeba filtrować przez wiedzę o tych czterech grupach. Jeśli znamy kogoś, kto do takiej grupy pasuje, wyobraźmy sobie, że oto nasz Wujek Staszek należący do późnej większości czyta wpis na blogu – i co on z tego rozumie.

Oczywiście w artykule przedstawiłem podział bardzo uproszczony – i opierający się wyłącznie na podejściu do technologii. W komunikacji warto zastosować też inne filtry – np. to czy ktoś czyta często, czy sporadycznie – albo czy czyta bardzo dużo książek, czy raczej jest konsumentem treści cyfrowych. Ale uwaga – to, że ktoś jest „ogarnięty” w sieci i siedzi non stop na fejsie, nie znaczy że nie będzie „późną większością” jeśli chodzi o e-papier i może zadawać pytania o rzeczy podstawowe, jak to, czym są te formaty.

Jeśli projektujemy coś na poważnie – np. nową księgarnię, strategię komunikacji czytnika – to warto zastosować persony, czyli jedno z narzędzi projektowych, które wiedzę o danym segmencie rynku przekształca nam na dotykalny profil konkretnego człowieka. Odsyłam do literatury, np. klasycznej pozycji Alana Coopera, „Wariaci rządzą domem wariatów”, lub swojej prezentacji z World Usability Day sprzed siedmiu lat. Moje wystąpienie było chyba gdzieś na youtube, ale nie linkuję bo się wstydzę.

To wszystko też ładnie wygląda w teorii, ale w praktyce bywa różnie. Jak pisać dla obu większości, aby nie znudzić innowatorów i jak pisać dla prekursorów, aby nie zniechęcić późnej większości? Również na tym blogu – jakkolwiek bym nie był świadomy tych wszystkich grup – to zdarza mi się czasami pisać zbyt technicznie, tak że ktoś, dla kogo Świat Czytników jest pierwszym zetknięciem z tematyką czytników ma czasami prawo się zagubić.

TL;DR (czyli dla tych, którzy nie mieli czasu na czytanie)

Ludzie są różni. Jeśli mówisz o czytnikach albo e-bookach, pamiętaj że zostaniesz różnie zrozumiany. Książek elektronicznych w Polsce nie czytają już wyłącznie technologiczni maniacy, ale także zwykli ludzie i musisz im ten temat pokazać w sposób dla nich zrozumiały.

I na koniec mała ankietka, trochę z przymrużeniem oka.

Do jakiej grupy mógłbyś (mogłabyś) siebie zakwalifikować?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki, Mój Kindle i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

71 odpowiedzi na „Na jakie grupy dzielą się użytkownicy czytników w Polsce?

  1. YuukiSaya pisze:

    Rozważałam, w którą kategorię siebie wrzucić, bo mam chyba zadatki na dwie ;) Za to podział sam w sobie wydaje się sensowny i jak patrzę dookoła, to nawet potrafiłabym przypisać swoich czytnikowców do poszczególnych grup.

    Komentarz odnośnie maruderów mnie rozbawił na całego. Im faktycznie nic nie pomoże i chociaż jest mi obojętne, czy czytają papier czy nie, to argumenty czasem są przeurocze – raz usłyszałam, że zwykłej książki nikt w autobusie nie ukradnie, a taki sprzęt na pewno. Pozostało mi pokiwać głową nad rodzajem współpasażerów podróżujących razem z moim rozmówcą.

    0
    • airborell pisze:

      Faktem jest, że utrata Kindla to jest koszt kilkuset złotych, utrata książki papierowej – góra kilkudziesięciu.

      To jest bardzo dobry i ważny tekst. Ja jestem typowym przedstawicielem wczesnej większości i widzę wyraźną różnicę (choćby w dyskusjach na ŚC) między moim podejściem a podejściem większości komentatorów (wczesnych naśladowców i innowatorów). Dla mnie czytnik jest narzędziem, a e-book – jedną z wielu form dystrybucji książki, czasami lepszym, a czasami gorszym od p-booka. Dla early adopters bardziej istotny jest SPOSÓB czytania książki niż sama książka.

      0
  2. kjonca pisze:

    No właśnie ja też chyba do 2 wpadam.

    0
  3. kjonca pisze:

    erm, mrugać, mrużenie, przymrużeniem
    (po poprawce można skasować komentarz)

    0
  4. asymon pisze:

    Robercie, zaklinasz rzeczywistosć ;-) Określenie „większość”, nawet wczesna, sugeruje że ebooki mają znacznie więcej, niż te 3-5% rynku.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Większość na danym rynku (osób czytających książki), a nie większość społeczeństwa. Tych, którzy nie czytają i czytać nie będą pomijamy na starcie.

      W Stanach e-czytają już te babcie i dziadki z późnej większości, ale czytniki posiada nadal „tylko” 25% całej populacji Stanów i więcej nie będzie.

      0
  5. zipper pisze:

    a co z tym badaniem dot. czytelnictwa, gdzie były też pytania między innymi o to na jakie partie głosuję?

    0
    • AA pisze:

      Wyniki już były, ale opublikowane niepełne, właśnie bez pokazania partii na które odpowiadający głosowali.

      0
  6. quiris pisze:

    Tej wczesnej większości nie będzie, jeśli w Polsce nie będzie księgarni, która będzie miała komplementarnie bardzo dobry sprzęt, za pomocą którego (wbudowany sklep) zwykły czytelnik kupi sobie książkę, która automagicznie pojawi się na tym właśnie czytniku oraz bardzo dobrą ofertę (szeroką i niedrogą!), czyli coś pokroju Amazonu oraz Kobo.

    0
    • rudy102 pisze:

      Jakiś czas temu był tekst o Holandii gdzie było napisane, że mają ponad milion czytników, które nie są przypisane do jedynej słusznej księgarni z DRM, ale rynek jak u nas – znak wodny i wiele księgarń.
      Mam nadzieję, że u nas też będzie szło w tę stronę. Jak na razie nie zanosi się na nic innego, bo chyba jedynym sklepem, który zapowiedział swój czytnik był Merlin, który nawet nie umie sprzedawać ebooków (nadal brak multiformatu :D ).

      Jak już ma to iść w kierunku ułatwiania to niech to będą czytniki z Androidem i dopracowanym oprogramowaniem, gdzie klikniemy w aplikację porównywarki, poszukamy książki, klikniemy w najtańszą ofertę, odpali aplikacja odpowiedniej księgarni w której wygodnie kupujemy po czym książka przez np. Dropboksa (dlaczego księgarnie nie wspierają innych chmur? :( ) automagicznie ląduje na czytniku.

      0
    • ketyow pisze:

      Miałeś na myśli późną większość.

      0
    • asymon pisze:

      Empik był blisko, ale chyba odpuścili temat. :-(

      Rok temu żona znalazła pod choinką czytnik Pocketbook 623, „brandowany” przez empik. Ma na pleckach białe logo, miał też zmodyfikowany firmware – logo na wyświetlaczu, dostęp do sklepu empik.com… no właśnie, dostęp przez przeglądarkę do głównej strony empiku, tej z zabawkami, filmami DVD, czyli mydło i powidło. Działało to dość wolno, strona jest raczej ciężka, a tu, panie, pod maską 800MHz i 128MB RAM. Poza tym było trochę błędów, nie było dropboksa, przeglądarka nie chciała działać (choć mogło to być celowe ograniczenie). Zaktualizowałem więc oprogramowanie do najnowszej, „waniliowej” wersji ze strony Pocketbooka (z dziadowskim sklepem obreey/bookland). Niestety ani w empiku, ani Pocketbooku nie potrafili odpowiedzieć, kiedy będzie nowsza wersja oprogramowania, chyba nawet wysłałem swoje uwagi, ale z czasem przestałem się dobijać.

      I tak zakończyła się przygoda z empikiem na Pocketbooku, zostało białe logo, przykryte zresztą okładką. A wystarczyło zrobić jako stronę domową dział ebooki w wersji mobilnej i zapamiętywać dane logowania. OK, jeszcze płatności, ale sprawa też do rozwiązania, na komórce działa.

      0
    • Wojciech pisze:

      Całkiem magicznie w polskich księgarniach działa send to kindle, oczywiście nie jest to to samo co one-click buy w Amazonie, ale gdy się to raz ustawi (whitelist emaila sklepowego) to nie ma potem problemu z szybkimi zakupami.

      0
      • Athame pisze:

        Tak, ale rynek jest tak rozdrobniony, że nigdzie nie ma szerokiej i niedrogiej oferty, a samo rejestrowanie się w 20 sklepach to dla wielu osób propozycja nie do zaakceptowania.

        0
    • Athame pisze:

      Takie coś to tylko po wystartowaniu amazon.pl. Niestety nasza rodzima mentalność nie pozwoli na takie projekty jak choćby Tolino.
      Przez tekst o tym, że calibre daje zły kod, zadeklarowałem się jako innowator, ale w praktyce to załapałbym się spokojnie do 3 grup.

      0
  7. Darth Artorius pisze:

    Do książki elektronicznej może przekonać prawdziwych, normalnych czytelników….CENA !
    Jeśli ebook będzie miał niższą cenę i to bez promocji to pożeracze książek skuszą się i na czytnik i na ebooki. W ten sposób nie będę się musiał zastanawiać skąd wziąć 45 zł na kolejne papierowe SF Webera, skoro za 25-28 zł dostanę wersję elektroniczną ?

    Poza tym warto uświadamiać ludziom młodym,że mając mieszkania coraz mniejsze i mając coraz mniej miejsca na półki z książkami, nie należy rezygnować z czytania. Na czytniku i dysku laptopa, w chmurze, można przechować spory księgozbiór.

    0
    • airborell pisze:

      „W ten sposób nie będę się musiał zastanawiać skąd wziąć 45 zł na kolejne papierowe SF Webera, skoro za 25-28 zł dostanę wersję elektroniczną ?

      Najpierw musisz się zastanowić, skąd wziąć kilkaset złotych na czytnik. Sorry, ale to jest bardzo wolno zwracająca się inwestycja. Jeśli Paperwhite kosztuje 600 zł, a różnica w cenie między ebookiem a pbookiem wynosi 15 zł, to zwrot następuje po 40 książkach. Kupowaliście tyle książek papierowych rocznie?

      Wygoda – tak. Łatwy dostęp do książek anglojęzycznych (to był dla mnie główny argument przy kupnie Kindla) – tak. Cena – w życiu.

      0
      • pioterg666 pisze:

        A widzisz tu jest taki mały zonk. Ja kupowałem/czytałem do 10 papierowych książek rocznie. Swój pierwszy czytnik kupiłem na początku stycznia 2012 i nagle w ciągu roku kupiłem (lub nabyłem legalne gratisy) 55 książek z czego przeczytałem 52. Znaczna większość z tego w promocjach za 5-15 PLN. Czytnik „zwrócił” się po 18 książkach. Ilościowo „zarobiłem“ na 2 kolejne.. :-)

        0
        • airborell pisze:

          No właśnie się nie zwrócił, bo kupujesz więcej.

          Też tak mam. Książek papierowych kupuję mniej więcej tyle co wcześniej, a do tego jeszcze dwa razy tyle e-booków (w szczególności jako e-booki kupuję nowości, na które kiedyś czekałem, aż się pojawią w bibliotece, a teraz mogę je przeczytać od razu po kilkanaście złotych). To jest argument dla wydawców, że rozwój rynku e-booków wcale nie musi kanibalizować p-booków, ale nie dla kogoś, kto chce na wydatkach książkowych oszczędzać.

          0
          • pioterg666 pisze:

            No ale też o ile więcej przeczytałem! W przypadku papieru gdybym tyle przeczytał, to jeszcze jako student bym pewnie zbankutował. O to mi chodziło właśnie żeby móc czytać więcej i taniej, więc Twoja logika jest tu nie właściwa. Z takim myśleniem to najlepiej nie kupować i nie czytać wcale :-)

            0
      • Książkowy Żółtodziób pisze:

        Co innego wydać 500zł na Paperwhite’a raz na powiedzmy 5 lat niż załóżmy dwa razy w miesiącu płacić 50 zł za książki. Chociaż po sobie widzę, że odkąd mam czytnik czytam 10 razy więcej. Oszczędność mała ale jednak jakaś jest w dłuższym okresie, jednak faktycznie jako koronny argument słabo się nadaje. Dla mnie najważniejsza jest wygoda, np. w autobusie oraz łatwość i szybkość zakupu e-booków.

        0
      • Teresa pisze:

        Dla mnie głównym argumentem przy kupnie czytnika było oszczędzanie oczu (bo tablet „świeci”, a komputer/notebook nieporęczny przy czytaniu), możliwość posiadania przy sobie wielu książek naraz (zwłaszcza gdy są to wydawnictwa fachowe; niestety wszystkie są z DRM, co trochę na początku zniechęca), jego lekkość, no i cena e-książek, dużo niższa niż tradycyjnych w przypadku beletrystyki. Niebagatelną sprawą był fakt, że czytnik rozładowuje się bardzo długo, a tablet bardzo szybko. Kilkanaście e-książek posiadałam już przed nabyciem czytnika.

        0
      • ketyow pisze:

        Szczególnie, że zwrot może się okazać złudny. Ja np. odkąd mam czytnik, przez te wszystkie promocje, wydaję na książki znacznie więcej. Książek rocznie kupowałem koło 30-stu (aczkolwiek większość z drugiej ręki, używane). W zeszłym roku ebooków kupiłem dokładnie 100.

        0
      • Michal Michalak pisze:

        Ja jestem pożeraczem książkowym i w jednej księgarni przy okazji robienie sobie wyższej karty lojalnościowej wyszło mi że na książki idzie mi troche ponad 1000 PLN a to było z 6-7 lat temu kiedy średnia cena książki była na poziomie 30 kilku złotych i to w jednej księgarni.
        Więc czytnik zwrócił by się osobie podobnej do mnie poniżej roku. Fakt faktem, że dalej problemem pozostaje czas po jakim kupisz te 40 książek.

        0
    • GK pisze:

      Skąd przekonanie że ebook musi być tańszy niż papierowe wydanie? Przeglądałem ostatnio Amazona, na ponad 30 pozycji jedynie jakieś 4-5 ebooków było tańszych niż paperbacki. W skrajnym przypadku różnica wynosiła ponad 10 $ i była zbliżona do hardcovera.

      0
      • Dumeras pisze:

        Choćby stąd, że kupując papierowe wydanie kupujesz materialny przedmiot, z dość dużą swobodą z korzystania z niego (sprzedaż, dziedziczenie, itp.), a kupując e-book płacisz tylko za licencje z o wiele bardziej ograniczonymi prawami.

        0
    • Athame pisze:

      Wielu normalnych czytelników, których znam, pochłaniających ok. 5 książek tygodniowo korzysta z bibliotek i nawet nie myśli o tym, żeby kupować książki, szczególnie jeśli chodzi o beletrystykę. Ceny e-book-ów są oderwane od rzeczywistości. Jeszcze w czasach studenckich byłem przekonywany, że samo napisanie tekstu to mały fragment kosztów, a potem nieunikniony jest druk, transport, przechowywanie, uwzględnienie ryzyka że towar się nie sprzeda, zarobek wydawcy, promocja itp. Dla książki kosztującej 40-50 zł, „działka” dla autora to było jakieś 5%, a jak bardzo poczytny to max. 15% (bardzo bardzo rzadko). Tymczasem w przypadku e-booków odpadają wszystkie koszta obsługi naziemnej, dochodzą koszta utrzymania plików na serwerze (niewspółmiernie mniejsze, poza tym cena hurtowa za komplet plików), a cena za nowości w okolicach 30-40 zł. To są jakieś żarty (nieśmieszne). Daleki jestem od piracenia, ale tylko dlatego, że wystarczają mi samo-wydawcy sprzedający swoje publikacje po 5 zł, czasami nieznacznie więcej, istnieją takie akcje jak bookrage (choć oferta raczej średnia i nie dla każdego) czy różna darmocha w krótkoterminowych promocjach. I tak mam już zgromadzone więcej niż jestem w stanie czytać na bieżąco.

      0
  8. Darth Artorius pisze:

    Kupiłem Kindle Classic za 250 zł . To akurat nie był megawydatek. W końcu aby słuchać muzyki też trzeba kupić player – za porządne płacimy więcej. Podobnie za telefon.

    0
  9. JanMak pisze:

    Dzień dobry, ja z tych czytających-dawno-komentujących-po-raz pierwszy.
    Mnie najwygodniej byłoby w rozpadlinie między innowatorami a wczesnymi naśladowcami. Rootować czy jailbeakować nie muszę wszystkiego od razu, ale na brak jakiejś opcji narzekam dość często. Rozumiem tych, dla których „coś po prostu ma działać”, ale osobiście wolę mieć wybór zrobienia czegoś po swojemu.

    Co do mówienia różnie do różnych grup – to wyobraziłem sobie reklamę ( z tych „społecznych”), gdy to apostoł e-czytania przybywa do rodziny złożonej z 18-latka – geeka (innowator), 40-letniego ojca poczuwającego się do bycia na czasie (early adopter), matki, która ma e-czytnik, bo dostała od męża lub syna i przekonała się, że to fajne (wczesna większość), dziadka, który zaczyna używać, gdy już prawie wszyscy używają (późna większość), no i tradycjonalistki babci.

    To taki schemat z klisz złożony, u mnie w rodzinie to akurat córka odrzuca czytanie inne niż z papieru.

    0
    • dziadek pisze:

      Wypraszam sobie jako dziadek a moze wkrotce pradziadek. „Dziadek, który zaczyna używać” rozbawil mnie, poniewaz ja skonczylem uzywac tego czy tamtego, a czytnika zaczalem…, ale to juz bedzie sporo lat do tylu. Oj te klisze, oj te schematy.

      0
  10. Saw pisze:

    tekst teoretyczny, nie podparty badaniami, zatem na jego podstawie nie można powiedzieć, że PL czytelników dzielimy na n grup.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Obserwacja to też badanie, a Robert po kilku latach pisania, czytania naszych komentarzy i odpowiadania na nie ma całkiem niezły ogląd na sytuację.

      0
    • xxl pisze:

      Akurat ten podział jest dość standardowy w przypadku większości produktów, czy to dotyczy nowych trendów w modzie, margaryny czy zaawansowanych technologii ;)
      W sumie jestem gdzieś między wczesną większością i wczesnymi naśladowcami. Przed zakupem czytnika kilka lat o tym myślałem, w końcu przekonał mnie kumpel i możliwość obejrzenia jego Kindle’a (plastik na zdjęciach wyglądał tandetnie).
      Z drugiej strony, sam namówiłem i pomogłem kupić kilku kolejnym osobom, więc promuję e-czytelnictwo :)
      W sumie czytnik jest dla mnie niezastąpiony na wakacjach – minęły czasy, gdzie trzeba było sobie wydzielać lekturę i dźwigać N kg; no i łatwiej kupić czy wymienić się ze znajomymi nowościami niż czekać miesiącami w bibliotece.

      0
    • Robert Drózd pisze:

      Przecież nie piszę, że to wyniki jakiegoś badania, tylko pewien model przez który patrzę na użytkowników czytników w Polsce.

      Zresztą jeśliby badanie rynku zrobiła jakaś agencja – wtedy by wzięli kilka zmiennych i na ich podstawie przypisali badanych do paru klastrów, grup, którym potem zwykle nadaje się nazwy i dorabia odpowiednią legendę.

      0
  11. Grzegorz pisze:

    Po dwóch latach korzystania z czytnika (Kindle Classic) wyrobiłem już sobie w miarę stabilne podejście do tematu. W papierze kupuję wyłącznie książki potrzebne mi do pracy naukowej (inna sprawa, że one i tak nie wychodzą jako ebooki więc ;)), a całą resztę w formie elektronicznej.

    Jestem dosyć konserwatywny w odniesieniu do czytników i dla mnie Classic jest „good enough”. Jak mi padnie (odpukać), to zmienię go na Paperwhite’a. Chociaż dalej twierdzę, że ekran dotykowy i światło są zbędne. Tak jak kopia w chmurze, bo ebooki i tak kasuję po przeczytaniu.

    O ile w dziedzinie czytników nie szukam niczego nowego (j.w.), to mam nadziej, że uspokoi się i znormalnieje rynek ich sprzedaży w Polsce. Wszystkie te promocje w stylu „1000 książek za pół ceny” w moim odczuciu wypaczają klientów. O wiele sensowniejsze są promocje tematyczne, autorskie czy też na nowości (z maksymalnie 20-30 pozycjami). Zresztą liczba promocji też mogłaby zmaleć. Za pozytyw biorę to, że nie ma już rak wielu ofert po 9,90 za ebooka. Czy się to komuś podoba czy nie, nie są to normalne ceny i im szybciej czytelnicy odzwyczają się od takich szrotowych cen, tym lepiej. Zastanawiam się też czy doczekamy się sytuacji w której na rynku zostaną dwie-trzy księgarnie. Już obecnie, gdyby Woblink miał u siebie ofertę MAGa i WAB zlikwidował masowe promocje, to ze swoim systemem kodów byłby księgarnią idealną. I nie zapłakałbym nad upadkiem reszty.

    0
  12. Marcin pisze:

    Jak przeczytałem sam tytuł to pomyślałem, że podział będzie na zwolenników mobi/epub ;). Na szczęście artykuł był o zupełnie czymś innym.

    0
  13. Borygo pisze:

    Ten teks chyba prześlę pewnemu wydawnictwu, które ebooki traktuje jako zło konieczne. Moim zdaniem utknęli oni w przepaści przed wczesną większością i obudzą się z ręką w nocniku dochodząc do końca krzywej zjazdowej części maruderzy. Niestety są oni głusi na sugestie odnośnie wersji elektronicznych.
    Sądzę, że przez takie traktowanie czytelników dojdzie u nas do czegoś podobnego, jak było w przypadku płyt muzycznych. Ludzie odwrócą się od wydawnictw i będą piracili na potęgę a oni będą płakać nad tym stanem.
    Siebie określiłbym jako prekursor i wczesna większość (niestety w ankiecie można wybrać tylko jedną opcję).
    Bardzo dobry tekst.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Tylko jednemu? Które tak wyróżniłeś?

      0
      • Borygo pisze:

        Fabrykę Słów. Dużo czytam fantastyki i niestety to oni wydają mojego ulubionego autora. Ale z tego co widzę ten stan nie jest obcy innym wydawnictwom. Szkoda, bo naprawdę chcę być uczciwy wobec wydawnictw i autorów, ale oni robią wszystko by tak nie było.

        0
        • YuukiSaya pisze:

          Właśnie przez ich podejście do tematu przestałam praktycznie czytać pozycje przez nich wydawane. Ale czerwona kartka należy się też MAG-owi *I can see you*

          0
  14. R pisze:

    Zastanawia mnie ten jeden rodzynek będący maruderem :d

    0
  15. Marcin pisze:

    Poprawna pisownia too long, didn’t read to TL;DR

    0
  16. Simplex pisze:

    Mam kolegę marudera – żeby było zabawniej jest jakieś 8 lat młodszy ode mnie, a mimo to używa argumentów o zapachu papieru, liczę, że kiedyś odnajdzie Prawdę ;)

    0
    • Teresa pisze:

      Lubię wąchać nowe książki, ale po wielu latach przestają one pachnieć. Niedawno nabyłam dwie pozycje niedostępne już ani w księgarniach, ani jako e-booki, a bardzo chciałam je przeczytać. Zapach taki sobie. Nie chciałam szukać w bibliotekach, bo jedna z 1976 r., a druga z 1949 r., więc byłyby zaczytane na śmierć, a te jakoś się trzymały, może były czytane tylko przez pierwszego właściciela.

      0
  17. PanTadek pisze:

    Jak można lubić wąchać książki :) Wiadomo, że czytnik nie zastąpi nigdy papieru z tego względu, że w formie papierowej nadal ukazuje się ponad 95% książek papierowych. Jak proporcje się wyrównają np. biblioteki zaczną digitalizować książki, szkoły podręczniki, wydawcy książki to wtedy porozmawiamy. Co nie zmienia faktu, że jestem fanem e-czytania na czytniku bo jest to wygodne i przyjemniejsze :)

    0
  18. WrobelSwirek pisze:

    Co oni z tym zapachem fetyszyści jedni… ale może to ich przekona:

    http://ebookfriendly.com/book-smell-perfumes-candles/

    ;)

    0
  19. AS pisze:

    Ja również miałbym pewien problem z przypisaniem siebie do konkretnej kategorii. Ostatecznie w stosunku do czytników zapisałem się do grupy prekursorów. Decydując się na czytnik w połowie 2012 roku mogę się chyba tak nazwać. Jednak bywa też tak, ze w pewnych kwestiach jestem po stronie wczesnej większości, a bywa, że i późnej większości.

    Np. dość długo opierałem się przed materiałami HD, preferując DVD. Przede wszystkim ze względu na to, że wiedziałem, iż płytę włożę do odtwarzacza i odtworzę z oryginalnym dźwiękiem i napisami. bez jakiegokolwiek korygowania synchronizacji, czego o różnego rodzaju produkcjach HD nie można było powiedzieć. Ale podstawowym argumentem „przeciw” było to, że jak się spróbuje lepszego, to gorsze przestaje smakować. Z czasem tak się stało.

    Ze mną jest jeszcze jeden problem przy kwalifikowaniu. Jako informatyk z zawodu nie podpadam pod problemy technologiczne. To tylko kwestia przyswojenia sobie potrzeby korzystania z danego rozwiązania. Przydatne? Korzystam. Nieprzydatne? Nie korzystam. Proste. A że potrzeby potrafią się zmieniać?…

    0
  20. piotr pisze:

    Zupełnie, jakbym czytał jakiś denny tekst w menshelcie, czy innym bravo. W połowie zrezygnowałem, bo to jest tekst o niczym. W ww. magazynach też są teksty typu: zobacz kim jest twoja psiapsiółka, albo 6 typów kobiet, które właśnie wymyśliliśmy. No błagam!

    Może tak jest, może nie. Niech analizą czytelników zajmą się wydawcy, a nie czytelnicy będą sami siebie analizowali i to jeszcze w formie popularno-żenującej.

    0
  21. „Nic nie zastąpi zapachu papieru” – to mój ulubiony argument, powtarzany zwykle przez ludzi, którzy nie mieli w ręku Kindla. To prawie jak argument przeciwników posiadania zmywarki w domu – że niby naczynia wyjęte ze zmywarki mają dziwny zapach…

    Świetny tekst, zdiagnozowałam siebie jako wczesną większość :) Chociaż zaskoczona jestem, że użytkowników czytników w Polsce jest tak mało…

    0
  22. lusia pisze:

    Cztery lata temu kupiłam Keyboarda. Mój mąż uważał, że jestem ,,gadżeciara” :) Kiedy kupiłam w tym roku Paperwhita i wyjechaliśmy jak zwykle na miesiąc pod namiot do ciepłych krajów, już tak nie mówił. Tym bardziej, że stary czytnik dostał syn – lat 13, a mąż robił ostrą selekcję , jakie książki papierowe zabrać(bagażnik z gumy nie jest:) Nie wspomnę o tym , że czytałam wszędzie i nie przejmowałam się brakiem światła a mężuś biegał po polu namiotowym za prądem albo siedział z czołówką na głowie. W październiku powiedział, że zbiera na czytnik z oświetleniem – byłam w szoku( pozytywnym oczywiście:). Czytnik już na niego czeka, dostanie pod choinkę:) Teraz syn płacze, że ma relikt przeszłości – Keyboarda. W ten sposób właśnie rośnie liczba czytających ebooki. Czytam Świat czytników chociaż czasami nie wiem o co chodzi, kiedy za dużo jest o technologii. ale dzięki wielkie za podstawowe informacje o obsłudze itd. Ostatnio moja koleżanka przyniosła czytnik do pracy i poprosiła mnie o naukę obsługi Keyboarda, którego dostała 3 lata temu od córki, która mieszka w Stanach. Mam wielką satysfakcję z tego, że się nauczyła i czyta ebooki.
    Życzę Panu p. Robercie wszystkiego naj, naj w Nowym Roku jak również wszystkim czytelnikom książek w formacie wszelakim:)

    0
  23. tzigi pisze:

    Zabawnie plasuję się w dwóch skrajnych grupach – nowe rozwiązania technologiczne zwykle poznaję jako pierwsza z szerokiej grupy znajomych, e-papierami interesuję się od wielu lat, czytnik też kupiłam dużo wcześniej niż inni. A jednocześnie beletrystykę kupuję wyłącznie w papierze. Tylko nie stoi za tym myśl „kocham zapach książek”, ale „większość moich książek potem pożyczam znajomym – a ich nie stać na kupienie sobie czytnika, więc ebooka im nie pożyczę”. Dodatkowo dochodzi fakt, że wychowałam się w kulturze zamieniania domu na bibliotekę (kilka tysięcy książek w małym mieszkaniu w bloku) i nie chcę rezygnować z satysfakcji oglądania całych serii książek na półkach.
    Z tego powodu czytnika używam przede wszystkim do pracy, a do beletrystyki -prawie wyłącznie na wyjazdach, kiedy wygrywa on bez żadnych problemów swoimi małymi wymiarami i wielką pamięcią (wczoraj nabyłam kartę 64GB, bo na 32GB przestają mi się mieścić książki :) ).

    0
    • Athame pisze:

      Teraz już rozumiem Twoją niechęć do Kindle. Te czytniki nadają się przede wszystkim do beletrystyki, a ewentualne treści techniczne wymagają konkretnego przygotowania. Sam używam czytnika do zwykłych powieści, a w tym zastosowaniu Kindle są jednym z najlepszych rozwiązań.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        No widzisz, ja mam zupełnie inne doświadczenia – potrafię sobie wyobrazić czytanie na Onyxie czy Pocketbooku beletrystyki – zresztą w tym roku już w aplikacji Legimi przeczytałem parę książek (m.in. dwa pierwsze zbiory Wegnera), ale jednocześnie Kindle jest dla mnie bezkonkurencyjny dla literatury faktu. Podkreślenia, zakładki, nawigacja po książce – no i synchronizacja z iPadem – tego nie daje mi w tym momencie żaden inny ekosystem, w zasadzie tylko wygodnego eksportu podkreśleń brakuje, bo My Clippings ma swoje wady.

        0
      • tzigi pisze:

        Nigdy nie twierdziłam, że Kindle nie nadaje się do beletrystyki – wiem, że w jej przypadku (o ile jest dobrze przygotowana w mobi) jest najprzyjaźniejszym użytkownikowi urządzeniem. Za to do pracy jest żałośnie nieprzydatny – a o tym Szanowny Właściciel Bloga nie wspomina. Dlatego czynię to ja :)

        0
        • Athame pisze:

          Jakiej pracy?

          Osobiście używam LaTeX-a do tworzenia dokumentów czysto technicznych z których korzystam w codziennej pracy. Zrobiłem sobie specjalną klasę i teraz wszystko jest czytelne i schludne w odbiorze na 6″. W przypadku PDF-ów dużo bardziej niż rozmiar, dokucza mi ograniczona ilość kolorów. W praktyce można użyć jedynie z 4-6 poziomów szarości, bo różnica o jeden poziom, to żadna różnica – szczególnie w przypadku wykresów. Nadal jednak czytam na Kindle głównie powieści i doceniam wygodną obsługę, szybkie działanie i przewidywalność sprzętu. Po drobnych modyfikacjach, mam teraz np. dzielenie wyrazów (z polskim słownikiem), czego normalnie brakuje w domyślnym oprogramowaniu – a sam nie jestem fanem calibre i tym bardziej nie mam ochoty robić tego dla każdej książki osobno.

          0
          • tzigi pisze:

            Pracy literaturoznawczej. Internet bardzo mi uprościł życie dostarczając mnóstwa zdigitalizowanych starych tekstów – niestety do nich formaty typowo e-bookowe nie mają racji bytu (liczy się specyfika ortografii, czasami układ tekstu, ilustracje, itd – a zresztą gdyby nawet się nie liczyły, to nikt tych tekstów nie OCR-uje [odczytywanie przez człowieka jest już dość trudne, a co dopiero komputer]), więc korzystam głównie z pdf-ów i djvu. W erze przedczytnikowej drukowałam sobie wszystko na najtańszej w eksploatacji drukarce laserowej. Potrzebuję (zważ, że mówię o sobie, a nie o ogóle społeczeństwa – choć moje uwagi dotyczą wszystkich, dla których czytnik ma być rozwiązaniem problemu pracy ze skanami) czytnika właśnie po to, by przestać drukować.

            Dodatkowo – jeśli tylko dostępne aplikacje okażą się użyteczne – chcę spróbować korzystać ze świeżo dostanego Lynxa jako z mobilnej możliwości pisania w LaTeX-u bez potrzeby męczenia oczu.

            0
            • asymon pisze:

              To się ogólnie chyba do studentów też odnosi. Ja skończyłem naukę jakiś czas temu, ale obecnie zdaje się że drukowanie sobie poskanowanych podręczników z chomikuja to norma. Do czytania takich rzeczy 6-calowy czytnik nadaje się słabo, a kindle bardzo słabo. To znaczy niby można, ale po co się męczyć?

              0
              • tzigi pisze:

                Po co? W moim przypadku po to, żeby nie utonąć w wydrukach. Przed nabyciem pierwszego czytnika drukowałam teksty całkiem dosłownie na kilogramy – i to w męczącej oczy wersji „4 strony pdf-a na 1 stronie A4”. Do samej pracy magisterskiej zużyłam trochę ponad 4 ryzy papieru (przypominam – każda z kartek liczyła się realnie jako 8 stron) i blady strach mnie obleciał jak pomyślałam o planowanym doktoracie. Dlatego potrzebuję czytnika przede wszystkim z dobrą obsługą pdf-ów :)

                0
  24. PanGoladkin pisze:

    Świetny wpis. Trochę mi uzmysłowił, że jestem zbyt nieprzejednany i muszę z większą cierpliwością i znajomością podchodzić do ludzi.

    Sam jestem prekursorem – już w 2008/9 myslalem o wyprobowaniu epapieru, ale z powodu gier nie czytalem ksiazek przez lata. Nie musialem jednak dlugo myslec zeby po rzuceniu gier kupic czytnik. Teraz sam kogo moge namawiam do tej formy czytania.

    0

Skomentuj Athame Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.