Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Kiedy wciąż wybieram papier?

Na tym blogu często apeluję o wydania książek w formie elektronicznej. Sprawdzam też rankingi sprzedaży i procent tytułów, które dostępne są już jako e-booki. 

Już pierwszy kupiony Kindle uczynił w moim życiu czytelniczą rewolucję i chcę, aby płomień tej rewolucji docierał jak najdalej, chcę wszystkich zarażać e-czytaniem.

Nie chciałbym jednak, abyście traktowali mnie jako fanatyka, który na papier patrzy z odrazą. :-) Bo chociaż wśród ponad 60 pozycji przeczytanych przeze mnie w roku 2014 zaledwie 5 było w papierze, to książki papierowe nadal kupujęnadal je czytam.

W tym artykule wyjaśnię, w jakich sytuacjach zwolennik e-booków wybiera papier.

1. Gdy sam format książki tego wymaga

Książka na zdjęciu otwierającym ten artykuł to Analiza techniczna rynków terminowych autorstwa Jacka D. Schwagera. Ogromny podręcznik w twardej oprawie i z mnóstwem wykresów. Nawet gdyby wyszedł e-book (a po polsku nie ma), to i tak wygodniej będzie korzystać z papieru. W sumie to trudno mi mówić, że wygodniej – bo tomiszcze waży parę kilo i najchętniej czytało mi się je tak, że w lecie ubiegłego roku siadywałem sobie na balkonie i kładłem książkę na kolanach. Samo czytanie wiązało się zatem ze swego rodzaju celebracją, nie dało się ot tak, na chwilę otworzyć książki.

Są to zatem pozycje:

  • albo trudne do digitalizacji – choćby podręczniki z wieloma kolumnami, ramkami, infografikami.
  • albo takie, które lepiej czytać w formie papierowej – np. albumy, książki o fotografii, mocno ilustrowane książki historyczne – owszem, mogę sobie PDF na iPadzie obejrzeć, ale wolę rozłożyć ją przede sobą na biurku.

Ważny jest też sposób czytania książki. E-booki najlepiej sprawdzają się, gdy mam je czytać linearnie, albo dużymi rozdziałami.

Jeśli książka składa się z kilkudziesięciu niezależnych rozdziałów, których nie trzeba czytać w kolejności  – to zaczyna być problemem.

Przykładowo, miałem na swojej liście życzeń w Kindle Store 50 Success Classics – taki przegląd 50 książek o rozwoju osobistym. I zdarzyło się, że ktoś z Was kupił mi tę książkę w prezencie. Mógłbym ją czytać po kolei, ja jednak wybierałem różne ciekawe dla mnie rozdziały i… w pewnym momencie straciłem orientację, co już czytałem, czego jeszcze nie. Co bym robił z książką papierową? Parę lat wcześniej kupiłem też polskie wydanie z tej samej serii: 50 klasyków psychologii. No i tam po prostu w spisie treści stawiałem ptaszka ołówkiem przy przeczytanych rozdziałach. Ktoś powie – mogłeś tak samo zakreślać w spisie na Kindle. No, ale ołówkiem jednak szybciej. :-)

2. Gdy chcę mieć książkę na półce

To nie jest tak, że fizyczny aspekt obecności książki nie ma dla mnie znaczenia. Wciąż chcę mieć te solidnie wydane tytuły, do których wiem że będę wracał.

Bo czego byśmy nie mówili o zaletach e-booków, są to wciąż tylko pliki – na naszych czytnikach i w naszej świadomości. Setki lat sztuki edytorstwa sprawiają, że pewne pozycje warto mieć na półce.

I mam podobnie jak wielu z Was – gdy wchodzę do księgarni, antykwariatu, albo mijam stoiska na targach książki – to miałbym ochotę zabrać dziesiątki tytułów! Ba, są ludzie, którzy na targi chodzą z wózeczkami na kółkach. :-)

Problem jest taki, że po prostu nie mam w domu miejsca na wiele nowych książek. A tych setek które mam trudno mi się pozbyć. O czym zresztą pisałem w artykule o ukrytych kosztach książki papierowej – płacisz niby tylko za papier, ale de facto płacisz też za regał, miejsce w mieszkaniu i czas spędzony na odkurzanie.

Głupio mi czasami reagować na propozycje od wydawnictw, że chętnie prześlą mi (czy wręczą) jakąś książkę w papierze, bo przecież nie będę pytał, czy nie wynajmą mi tez jakiegoś malutkiego magazynu blisko mojego miejsca zamieszkania. :-)

Tu rozwiązaniem są e-booki – dla wielu książek tak naprawdę format nie ma znaczenia, a wersje elektroniczne mają jeszcze przewagę w wygodzie czytania. Pozbyłem się więc sentymentów wobec powieści, z wyjątkiem może tych, które są dla mnie baaardzo ważne. Tak więc mam w papierze prawie wszystkie pozycje Zajdla, które przeczytałem po kilka razy, ale nie zamierzam kupować „Stulatka, który wyskoczył przez okno” – super się czytało, ale po co mi papier?

No, w momencie decyzji zakupowej nie jest to zawsze wszystko takie oczywiste. Czasami księgarnia ułatwia mi wybór papieru przez jakąś dobrą promocję, albo odpowiednią cenę.

Oto stosik, którym pochwaliłem się jakiś czas temu na Instagramie.

Nie samymi e-bookami człowiek żyje żyje, czyli książkowe zakupy z ostatniego miesiąca

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Robert Drózd (@robert.drozd)

Jest tu m.in. „Nowy Testament. Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej” – potężny podręcznik Barta D. Ehrmana, owszem, dostępny w wersji elektronicznej, ale po obejrzeniu wersji próbnej (fakt, że nieźle przygotowanej) stwierdziłem, że wolę papier, tym bardziej że zapłacę za niego mniej więcej tyle samo.

Tu zdecydowała cena – ale nie jest ona zawsze cechą decydującą. Zazwyczaj zakładam, że płacę za treść – dlatego jeśli książka jest potrzebna, to ją kupuję w tym formacie, w którym bardziej mi się przyda. No i teraz… trochę żałuję – bo Ehrman fajnie wygląda na półce, ale pewnie tam będzie stał. W e-booku bym go przeczytał.

Na półce mamy kilka książek ze Znaku – dałem się złapać w jedną z ich promocji. Chociażby podróżnicze przygody Manna i Materny – tu akurat dawno temu czytałem pierwsze wydanie z biblioteki. Potem w promocji kupiłem (i przeczytałem ponownie) e-booka, w końcu stwierdziłem, że chcę do tego wracać w papierze.

Na zdjęciu są też „Księgi Biblijne” Miłosza – kupiłem je w ramach mojego hobby czyli kolekcjonowania polskich przekładów Biblii, których zebrałem już kilkadziesiąt. Mam wprawdzie wszystkie przekłady Miłosza w pojedynczych tomikach, ale skoro jest takie ładne wydanie zbiorcze…

2b. Gdy zbieram dany rodzaj książek

Kolekcjonerstwo zasługuje na osobny podpunkt. To jest ten moment, gdzie forma liczy się nawet bardziej niż treść.

Weźmy choćby Cztery Ewangelie Władysława Szczepańskiego, pierwszy polski katolicki przekład z greki, o którym kiedyś napisałem obszerny artykuł na Wikipedii. Owszem – w internecie jest dostępny skan niezłej jakości.  Ale ja po prostu chcę mieć na półce oryginał wydany w Krakowie w roku 1917, z przekreślonymi pieczęciami bibliotek i podpisami poprzednich właścicieli. Chcę poczuć troszkę tej historii na pożółkłych kartkach.

Szczepanski_-_4_Ewangelie_(1917)_Strona_tytułowa 704px-Szczepanski_-_4_Ewangelie_(1917)_Z_Ewangelii_Jana

Kolekcjonerstwo ulec musi obiektywnym ograniczeniom. Oczywista jest kwestia finansowa – im głębiej w XIX wiek, tym drożej i – poza nielicznymi okazjami się tam nie zapuszczam. No i wciąż ten brak miejsca. Chciałbym mieć np. tzw. Komentarze KUL czyli wydawane od lat 60. wielkie opracowania poszczególnych ksiąg biblijnych, które okazyjnie można trafić na Allegro – niestety, nie zmieszczę, marzenie musi poczekać.

Na ostatnich Targach Książki w Warszawie miałem wielki dylemat – bo oto w podziemiach Narodowego wystawiał się pewien antykwariat z pewnym wydaniem, które śledziłem od paru miesięcy, ale stwierdzałem, że nie mam na nie miejsca. Tutaj cena dobra, trochę kiepski stan, ale tych kilku tomów nie kupię raczej nigdy taniej. Uratowało mnie, że nie miałem przy sobie tyle gotówki. :-)

3. Gdy na podstawie e-booka wiem, że potrzebny jest papier

Miałem tak kiedyś z korespondencją małżeństwa Tyrmandów: Tyrmandowie. Romans amerykański. Wersja na czytniki była przygotowana naprawdę nieźle, przekazywała wszystkie informacje, nawet skany listów były czytelne. Ale wystarczy wziąć do ręki papier i już wiadomo, że przyjemniej będzie czytać wersję papierową, którą… pożyczyłem z biblioteki. Książki ostatecznie nie kupiłem (choć widziałem ją w atrakcyjnych cenach; taniej niż obecnie e-book) – wystarczyło mi przeczytać ją raz, bo nie jest to coś, co w tym momencie potrzebuję mieć na półce.

Znacznie częściej zdarza się jednak sytuacja odwrotna: kupuję wersję elektroniczną posiadanej książki papierowej, bo… wiem że wtedy będę miał szansę na jej przeczytanie.

Albo chcę po prostu wracać do znanego mi tytułu. Jest wielu klasyków, których przeczytałem dawno temu – gdy e-book pojawił się w dobrej cenie, kupiłem – mimo że nie zamierzam w tym momencie czytać, np. Imię róży, albo Mistrza i Małgorzatę.

Są też przypadki książek, które cenię w obu wersjach i bardzo dobrze się uzupełniają.

Oto „Kult. Biała księga” – jedna z dwóch największych ksiąg w moim domu. Cztery kilogramy czystego piękna, setki archiwalnych zdjęć pokazujących historię zespołu. Każdorazowe otwarcie jest wielką przyjemnością.

kult-biala-ksiega

Ale gdy wydawnictwo Kosmos Kosmos zadebiutowało w formie elektronicznej – natychmiast pobiegłem kupić e-booka. I to nie dlatego, że zawiera dodatkowe rozdziały, ale że mogę sobie jechać gdzieś pociągiem, słuchać na słuchawkach którejś płyty Kultu, a na czytniku o tej płycie czytać. I – nie powinno być to zaskoczeniem – treść z czytnika wchodzi znacznie lepiej niż z papieru.

Owszem, ktoś może powiedzieć – ale przecież płacisz dwa razy! Patrzę jednak na to, jak na wznowienia płytowe ulubionych zespołów. Kiedyś winyl czy kaseta, potem CD, potem remaster CD, a teraz boks z nowymi remiksami. Możemy narzekać na pazerność wytwórni płytowych – ale w końcu to są zakupy raz na parę lat. I twórczość ulubionego artysty nadal nas cieszy. To samo z e-bookami. Jeśli pięć lat temu zapłaciłem za papier, mogę teraz kupić wersję elektroniczną  i dać zarobić autorowi.

4. Gdy e-booka nie ma

No, to jakby oczywiste, że jeśli nie mam wyboru, to trzeba kupić papier. Acz w przypadku niektórych książek wciąż wolałbym wersję papierową wypożyczyć, niż trzymać na półce. Dlatego wciąż jestem zapisany do lokalnej biblioteki, choć korzystam z niej dość rzadko.

I owszem – wielokrotnie rezygnowałem w ogóle z zakupu książki, tylko dlatego że nie ma ona wersji elektronicznej. Sorry wydawcy, ja naprawdę mam co czytać.

Dopiero, gdy stwierdzam, że pozycja jest na tyle wartościowa, że trzeba ją mieć niezależnie od formatu (albo spełnia poprzednie punkty) – to ją kupuję w papierze.

Kiedy decyduję się na e-booka?

Odwróćmy jeszcze pytanie tytułowe. Kiedy w takim razie wybieram wersję elektroniczną?

Wspomniałem o tym wyżej, że kupowanie e-booków jest dla mnie:

  • z jednej strony koniecznością – brak miejsca na papier,
  • z drugiej strony szansą na czytanie wygodniejsze i w każdej sytuacji, do czego dochodzi łatwość podkreślania czy korzystania ze słownika w przypadku tytułów anglojęzycznych

W tym momencie, po pięciu latach przygody z czytnikiem, wersja elektroniczna to dla mnie domyślna postać książki. Papier kupuję dopiero wtedy, gdy przekona mnie, że to jego potrzebuję.

A jak to wygląda u Was? Kiedy decydujecie się na papier, kiedy na e-booka?

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

49 odpowiedzi na „Kiedy wciąż wybieram papier?

  1. zipper pisze:

    A ja nie mam żadnej preferencji – jak akurat jestem w księgarni i mam ochotę coś kupić, to kupuję :-) Chociaż muszę przyznać, że ładne i solidne wydanie potrafią dodatkowo skusić do papieru.

    0
  2. YuukiSaya pisze:

    Ciekawy wpis, bo przede wszystkim odrzuca stawanie na barykadzie „za albo przeciw”. Książka to przede wszystkim treść, forma jest wtórna i zmienna. Doskonale Roberta rozumiem, pewne rzeczy trzeba mieć w papierze, ale ten zbiór powinien być z gatunku tych, co naprawdę najlepiej prezentują się na półce i zaspokajają ten fetysz macania i wąchania papieru – tak, też mam tę przypadłość, przyjaciele zawsze siłą odciągają mnie od półek z książkami. Ale większość na czytnik, niech nie zajmuje przestrzeni życiowej. Czytadła, powieści, poradniki, wszystko to, co nie wymaga pracy z i nad tekstem, przeskakiwania między poszczególnymi fragmentami, spokojnie można przeczytać na czytniku i nie zawracać sobie głowy szukaniem większego mieszkania i nowych regałów ;)

    0
    • Crosser pisze:

      Mnie regał na całą ścianę w gabinecie, tak pełny, że nie da się nawet igły wcisnąć, skutecznie zniechęca do kupowania wersji papierowych. Kupuję tylko wtedy, gdy nie ma wersji elektronicznej.

      0
  3. MC4210 pisze:

    Konieczność. Książki papierowe nie mieszczą się na półkach biblioteczek. Dom zaczyna przypominać księgarnię lub antykwariat. Rok temu myślałem o podziale: literatura zawodowa w wersji elektronicznej, literatura do czytania w papierze. Wakacje i podróże służbowe zmieniły moje zdanie. Kolejny podział to „ważne” w papierze, „czytadła” w czytniku. Zacząłem czytać biografie (które są jak cegły) i znów zmiana zdania. Dzisiaj „dzielę” księgozbiór irracjonalnie, bez sensu. Mam wersje papierowe i cyfrowe tego samego tytułu – czasem przeczytana w czytniku nie jest nawet otwarta w papierze i na odwrót. Decyzje podejmuję chyba bardziej „ekonomicznie”. Papier jest droższy, a nie zawsze treść jest tego warta :-)

    0
  4. Maddie pisze:

    Ja wersje papierową zawsze wybieram gdy chodzi o książki na uczelnie. Kartkowanie, zaznaczanie jest o wiele łatwiejsze, a poza tym gdy zapamiętuje treść to później „widzę” ją w myślach umiejscowioną w danym miejscu na stronie. Co do książek „rozrywkowych” to odkąd mam mojego Kindla (rok) to nie przeczytałam żadnej książki w wersji papierowej.

    0
    • smolny pisze:

      „książki na uczelnie” – część moich książek zawodowych nie miała na końcu indeksu haseł. Ja zawsze weryfikowałem przydatność książek sprawdzając przynajmniej obszerność takiego indeksu, książka go pozbawiona znacznie traciła na wartości – choć pamiętam, że budziło to zdziwienie moich znajomych z wydziałów humanistycznych.
      W takim przypadku zdecydowanie wolałbym możliwości wyszukiwania w tekście, jakie dają e-booki. Może niekoniecznie na czytniku – znane mi czytniki znacznie wolniej przeszukują tekst niż obdarzone szybszym hardware’em telefony czy tablety.

      0
  5. Enliq pisze:

    W papierze mam absolutne klasyki, książki legendy (np. Władcę Pierścieni). Ogólnie książki co do których mam pewność, że będę chciał do nich wrócić więcej niż 2 razy. Niestety obecnie nie mam w mieszkaniu miejsca nawet na klasyki. W dodatku charakter pracy, który wiąże się z częstymi wyjazdami służbowymi sprawia, że kindle jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

    0
    • asymon pisze:

      Też staram się kupować głównie książki, które przeczytam i postoją, metoda kupić-przeczytać-sprzedać nie sprawdziła się, za dużo z tym zabawy.

      Tolkiena kupiłem w wersji papierowej i elektronicznej (załapałem się na ebooka), ale np. „Ziemiomorze”, które cenię chyba nawet bardziej już nie stanie na mojej półce, książka jest za duża i służyłaby tylko do zbierania kurzu, nie do czytania, podobnie jak nowe wydanie „Neuromacera” Gibsona.

      0
      • asymon pisze:

        No i czasem książki beletrystyczne, których nie ma i nie będzie w ebooku, np. „Dostatek” Crummeya, ale kupię raczej na stronie wydawnictwa i „przepłacę” 10zł, niż w tzw. „taniej książce”, trudno, co robić.

        Tym bardziej, że dodają torbę.

        0
  6. Darek pisze:

    Cześć. Mam bardzo podobnie jak Ty. Ebook jest dla mnie podstawą, ale zdarza się papier. Książki techniczne dużo wygodniej czyta mi się w papierze, kiedy chcę często wracać do poprzednich stron i coś porównywać :)

    0
  7. tzigi pisze:

    Mi to pytanie powinno zostać postawione odwrotnie: kiedy kupuję wersję elektroniczną? I odpowiedź na to jest prosta. Muszą być spełnione dwa warunki:
    1. Książkę przeczytam tylko ja.
    2. Książka nie kosztuje więcej niż 10 zł.
    Punkt 2 jest prosty – nie uznaję wydawania za treści cyfrowe takich samych kwot jak za fizyczne. Dawno przeczytałam wszystkie argumenty i rozumiem, że sprawa nie ma się różowo dla treści cyfrowych, ale nie zmienia to faktu, że odczuwam barierę psychiczną, która skutecznie zapobiega nabywaniu czegokolwiek za kwotę powyżej tej, którą uznaję za drobny wydatek.
    A punkt 1? Otóż książki w papierze kupuję z myślą o tym, że nie tylko ja je przeczytam, ale rodzina i znajomi. Dla przykładu: „Zaginiona wyspa” Prestona i Childa – kupiłam, przeczytałam, potem moja szanowna rodzicielka, potem kolejna krewna (70+, szczera niechęć do technologii), potem jeszcze inne osoby, a żadna z nich czytnika nie ma i nie chcą mieć – proponowałam, ba oferowałam jako prezent, nie i już. Jakbym kupiła wersję elektroniczną, to książkę przeczytałabym ja.
    Albo najnowszy Ćwiek – „Kłamca. Papież sztuk”. Kupiłam, przeczytałam, egzemplarz teraz spaceruje po moim kręgu znajomych. Wszystko to ludzie kończący studia/świeżo po nich. Czytników nie mają (to jednak duża inwestycja i trudno sobie na nią pozwolić). Wydatek 40 zł na kilka godzin przyjemności to duża wyrwa w ich budżecie, a mi się nic nie stanie, jak pożyczę wersję papierową – a tak będzie o czym rozmawiać przy następnym spotkaniu.
    Dlatego w ebookach kupuję chętnie fantastykę rosyjską – na litres jest ona w cenach dla mnie akceptowalnych (zwykle 5-7 zł za powieść), a i tak nikt z moich znajomych zainteresowanych fantastyką nie zna rosyjskiego na tyle, żeby w nim czytać powieści.

    0
    • smolny pisze:

      No rzeczywiście, nawet nie pomyślałem o litres. A tu widzę nowa Marinina, i Metro2035. I kurcze blade ile formatów – łącznie z wyśmiewanym tu jakiś czas temu txt, a także html, lrf. Jeśli możesz, zdradź jak z płatnościami? Czy zwykła karta płatnicza wystarczy? Akurat w dziedzinie zakupów zagranicznych przez internet mam zerowe doświadczenie :(

      0
    • Grzegorz pisze:

      Nie przestaje mnie zadziwiać w ludziach potrzeba dzielenia się książkami, posiadania wspólnych tematów do rozmów oraz spotykania się. Zwłaszcza, że dodatkowo zarasta się papierowymi pozycjami oraz nie wykorzystuje efektywniej czytnika. W moim odczuciu bycie socjopatą jest o wiele korzystniejsze, gdyż nie traci się czasu na uszczęśliwianie innych.

      2
  8. Aimee pisze:

    Czytnik mam i korzystam doceniając wszystkie z jego najlepszych zalet.
    Ale u mnie zawsze i wciąż wygrywa papier. Niestety, coś w tym kawałku celulozy jest, że daje mi dodatkową przyjemność z czytania. Od lutego uszczuplam swoje zapasy ebooków i właśnie doszłam do momentu, w którym muszę przerzucić się na papier, bo czytanie na czytniku doprowadza mnie do szału.
    Czytnik zazwyczaj wybieram z rozsądku. Czyli:
    1. Książka, którą chcę przeczytać z jakiegoś powodu, ale czuje już przed kupnem, że to nie jest coś co do czego będę chciała wracać. Zazwyczaj robią się z tego dłuższe kolejki, które uszczuplam w czasie dołka finansowego.
    2. Podróż – o ile nie jadę własnym autem. Bo wtedy czytnik jedzie jako backup, bo i tak biorę dużo papierowych książek, skoro mam dużo miejsca i nie muszę dźwigać.
    3. Praca – drukowanie i noszenie tysiącstronnicowej dokumentacji, lub kilku różnych dokumentów, ale po sto stron każdy nie należy ani do przyjemnych, ani wygodnych, ani ekologicznych.
    4. Książki anglojęzyczne – bo zazwyczaj mam je już po polsku w papierze.

    0
  9. nevamarja pisze:

    Jestem tak głęboko zakochana w ebookach, że na tym etapie papier jest dla mnie ostatecznością (tym bardziej że nie mam już w domu miejsca; aczkolwiek nie tylko dlatego). Jeśli mogę, kupuję wersje elektroniczne. Wyjątkiem są książki o architekturze (choć najchętniej posiadałabym każdą w obu formach; najlepiej by było, gdyby kod na zakup ebooka był dołączany do papieru; tym bardziej że to nie są tanie książki), serie, które zaczęłam kolekcjonować, zanim kupiłam Kindle’a, książki nieosiągalne w wersji elektronicznej (lub dostępne wyłącznie w wersji ePUB DRM; póki co zrobiłam tylko jeden wyjątek) oraz książki, które w wersji papierowej opłacają się bardziej.

    Smutne jest to, że nawet jeśli ebook zawiera ilustracje, to ich jakość jest zwykle gorsza od jakości zdjęć w egzemplarzach papierowych (wiele z nich rozmazuje się po powiększeniu). W przypadku pozycji obficie ilustrowanych zakup ebooka wręcz nie ma sensu.

    0
  10. winter pisze:

    W papierze:
    1. Ulubione książki, które po prostu chcę mieć na półce. I już:)
    2. Książki, które zamierzam potem puścić w obieg.
    3. Wydania albumowe: np. dotyczące sztuki, ale i poradniki z dużą ilością kolorowych zdjęć np. na temat uprawy roślin.
    W e-bookach:
    1. Czytadła, fantastyka, kryminał.
    2. Książki po angielsku kupowane na Amazon.
    3. Książki z p. 1 „w papierze”, bo tak bardzo je lubię, że chcę je mieć zawsze przy sobie:).

    Były dwa główne powody mojego przejścia na e-booki (czyli zakupu czytnika): chęć czytania po angielsku (czas, który jest potrzebny na sprowadzenie książek jest, jak dla mnie, za długi), oraz brak miejsca na półkach. Mogę znaleźć pieniądze na kolejną książkę, ale na kolejne mieszkanie już nie.

    0
  11. rudy102 pisze:

    Papier wybieram tylko wtedy, kiedy ebooka nie ma i są to sytuacje wyjątkowe. Przez ostatnie miesiące kupiłem tylko jeden tytuł – „Historia Japonii” Jolanty Tubielewicz. Miejsce mam i trochę mi żal, że półka z książkami wygląda skromnie, ale ebooki wygodniej się czyta i z reguły są tańsze bądź w podobnej cenie do książek w miękkiej okładce na słabym papierze i sporo tańsze od porządnie wydanych.
    Jak będę miał więcej pieniędzy to pewnie kupię dobrze wydane, ulubione tytuły dla ozdoby.

    0
  12. RobertP pisze:

    Ja nawet oddałem w dobre ręce (fana SF) papierowego Dukaja, po tym jak kupiłem na promocjach ebooki. Niby zapłaciłem dwa razy za to samo, ale zwolniłem pół metra półki i parę kg obciążenia. Nie boli mnie też nadgarstek przy czytaniu.

    W papierze tylko wydania, które są małymi dziełami sztuki jak np. „Magia rzeczywistości” Dawkinsa, książki o fotografii i ćwiczeniach fizycznych (tai-chi, pływanie, kalistenika) do powolnego kartkowania i analizowania zdjęć, pozycji i faz ruchu.

    0
  13. Magd pisze:

    Nie pamiętam, kiedy z własnej nieprzymuszonej woli ostatni raz kupiłam książkę rozrywkową w papierze, odkąd mam czytnik. Przestałam kupować literaturę rozrywkową w papierze, kiedy się zorientowałam, że niektóre pozycje, które leżą i się kurzą na półce, leżą nieprzeczytane bo nie da się zdobyć ich wersji czytnikowych – mam stosik rzeczy 'do przeczytania’, ale leży i się kurzy, bo wolę czytać z czytnika. Odkąd to do mnie dotarło, jeśli coś chcę przeczytać rozrywkowego a nie ma w e-booku – rezgnuję, bo szansa, że przeczytam z papieru jest bliska zeru. Ewentualnie szukam w oryginale, jeśli to przekłady z angielskiego – z reguły na Amazonie wtedy są. A jeśli to polski utwór – zwyczajnie rezygnuję. Jest tyle książek dobrych, które mają wersje elektroniczne – nie widzę sensu, żeby się umartwiać nad zakurzonym papierem (alergia na kurz ma bardzo duże znaczenie w moim przypadku – o korzystaniu z książek z antykwariatów nie ma mowy, jak coś stoi na półce nieruszone pół roku-rok, to z reguły też jest tak już nabite kurzem, że mimo ściągnięcia kurzu z wierzchu, cierpię przy czytaniu – szkoda zdrowia).

    Inaczej rzecz się ma z literaturą zawodową. Dwujęzyczne wersje ustaw, podręczniki prawnicze, językowe, w tym po angielsku – mimo iż nie są bogato ilustrowane, wolę mieć w papierze. O ile są w ogóle dostępne – niestety wydawnictwa prawnicze i językowe (Edgar to kompletnie nie ten poziom, o który chodzi) albo się stronią od e-booków, albo dają takie ceny, że e-book się kompletnie nie opłaca. I nierzadko ma DRM, co z punktu widzenia użytkownika Kindle jest irytujące. Trochę z tego względu, o którym pisze Robert: z takich publikacji często się korzysta nielinearnie, skacząc, wracając co trochę do innych fragmentów – kartkowanie papieru jest łatwiejsze. Łatwość robienia notatek na marginesach czy choćby wzięcia do łapki kilku kolorów zakreślaczy/flamastrów i kolorowe szaleństwo na stronach bardzo ułatwia zapamiętywanie treści. Próbowałam czytać artykuły naukowe na Kindle – i jednak potrzebuję papieru, potrzebuję możliwości łatwego notowania i podkreślania – inaczej nie zapamiętuję treści. Podobnie jest ze słownikami – wolę papierowe, niż wersje elektroniczne (chyba że jest to aplikacja słownikowa, a nie zwykły e-book).

    0
  14. Przemek pisze:

    Papierowe wydania książek, gdy pozycje dla mnie wyjątkowe: Solaris Lema, Ślepowidzenie, Echopraksja Wattsa, Władca Pierścieni. Jednak papier kupuję tylko gdy promocje minimum 30% (czyli za maks 25zł-30zł, więcej nie zamierzam wydawać i niech ta ustawa ze stałą ceną okładkową #$%^&@# ). Kupiłbym Archiwum Burzowego Światła Sandersona (2 tomy póki co), ale akurat tym razem MAG wydał w słabej jakości, lepszy ebook. Trochę inaczej Ziemiomorze, ładnie wydane, ale nie do czytania, za duża cegła, więc też tylko ebook. Leńczyk w papierze też w kolejce do kupna, ale tylko pierwszy tom, kolejne tak jak mam ebooki zostaną.Generalnie to co wyjątkowe, przystępna cena i papierowa forma nie odstrasza.

    0
  15. AS pisze:

    Czytnik również u mnie wywołał rewolucję. Zdecydowaną wadą wielu książek jest zbyt mała czcionka. Już kilka razy miałem w ręku potencjalnie interesującą książkę i rezygnowałem z lektury, gdyż wzrok się męczył. Mam w jednym oku lekki astygmatyzm, a i pesel już nie taki młody.

    W Kindle’u czytam używając standardowej czcionki szeryfowej i wielkości czwartej. Rano, gdy wzrok jeszcze niedobudzony, powiększam do piątego. Trzeci jest dla mnie za mały. Przyznam, że Kindle powinien mieć powiększoną gradację rozmiarów czcionki. To, co mnie jeszcze irytuje w Kindle’u w połączeniu z formatem AZW jest wymuszanie przez czytnik interlinii na poziomie nie mniejszym, niż 1,2. Moim zdaniem jest to kednak marnotrastwo miejsca.

    Ostatnie słowo dotyczy cen na ebooki. Z książką papierową mogę zrobić, co chcę, mogę ją zatrzymać, mogę pożyczyć, sprezentować, czy nawet sprzedać. Znakowanie ebooków stanowi tu niestety poważną barierę. Nie neguję potrzeby zabezpieczania się przed możliwością powielania treści, ale powinien istnieć mechanizm przenoszenia własności takiej książki. A jeśli nie, to cena powinna uwględniać ograniczenia dozwolonego użytku. Przyznam sie, że wzbraniałbym się przed pożyczeniem komuś ebooka, nawet z czytnikiem, bo jaką mam gearancję, że w ten sposób ebook nie wycieknie do sieci?

    0
  16. waku pisze:

    Właściwie mogę się tylko podpisać i to pod każdym punktem. Dość długo broniłam się przed e-bookami („no bo papier to papier” ) , zaczęło się od argumentu wyjazdów, potem okazało się, że tak fajnie się czyta, tak lekko w ręce. Potem- że można zwolnić masę miejsca i zostawić tylko te starannie wyselekcjonowana a zaprzyjaźniona biblioteka się cieszy. Teraz czytamy z mężem na dwie ręce czyli na dwa Kindle, nierzadko tę samą książkę, wymieniając się uwagami. Nadal jednak , po zachwyceniu się książką w wersji elektronicznej , kupuję ja w wersji papierowej, ale to już jest rozsądna i staranna selekcja

    0
  17. 8 o'clock pisze:

    W papierze celowo wybieram książki bogato ilustrowane, gdzie ilustracje nie są dodatkiem, tylko prawie tak samo ważne są jak treść, książki, w których strona wizualna jest ważna (zdjęcia, reprodukcje, mapy, rysunki) albo książki, które mają coś szczególnego w sobie czy w swoim układzie typograficznym: trzymam je w ręce i po prostu wiem, że będę je czytać z przyjemnością :)

    Bardziej przypadkowo w papierze kupuję książki korzystniejsze cenowo (czasem), ale już myślę w momencie zakupu, czy w razie czego książkę zostawię, czy oddam i gdzie oddam.
    No i książki, których nie ma w wersji elektronicznej. Książki fatalnie wydanej w papierze, której wygląd – no trudno – mnie odrzuca, nie kupię w papierze nawet wtedy, gdy jej szukam i nie ma elektronicznej. Sorry wydawcy, mam co czytać.

    Wydawcy książek elektronicznych powinni bardziej zadbać o odnośniki elektroniczne w treści i bezbłędność, jakiś standard usługi, bo czytelnik kupuje kota w worku, podczas gdy książkę papierową może obejrzeć.

    Przy okazji: ciężko oddać książki do biblioteki, a jednocześnie wciąż słyszę narzekania, że biblioteki są niedofinansowane. Domyślam się, że w większych miastach są dofinansowane, a w mniejszych nie są (???) ale nadal nie rozumiem, czemu nie ma współpracy między bibliotekami w regionie. Poza tym w dobie internetu skróciły się wszelkie odległości i to nie jest problem wrzucić informację o poszukiwaniu książek. Coraz bardziej podejrzewam, że wcale nie chodzi o finanse.

    0
  18. Jagum pisze:

    Papierowe książki czytam tylko wtedy, gdy nie ma wydanej wersji ebookowej. Inaczej nie mam skrupułów, nawet przy ładnie wyglądających egzemplarzach, do czytania na Kindle’u.

    0
  19. Paweł pisze:

    Chętnie widziałbym i zapewne kupował wersje hybrydowe. Nie chodzi mi o jednoczesne posiadanie książki w formacie na czytnik i „na półkę”. To jest oczywiste i często spotykane. Istnieją jednakże opasłe tomiszcza z dominująca zawartością tekstu (który wolałbym 'czytnikować’), ale z niezwykle ważnym dodatkiem map, rycin wielkoformatowych, wykresów, zdjęć itp. Te chętnie widziałbym w wersji drukowanej. Zatem w niektórych przypadkach chciałbym aby zakupowi ebooka towarzyszyła (kupowana jednocześnie z ebookiem, a więc stanowiąca wydawniczą całość) ładnie wydrukowana część graficzna w formie analogowo-książkowo-albumowej.

    0
  20. Cichy pisze:

    Dużą wadą e-booków jest brak możliwości szybkiego i łatwego przekartkowania, więc jeśli się spodziewam, że do jakiejś książki będę często wracać, wybieram papier. Natomiast im bardziej „jednorazowa” książka, tym bardziej oczywistą opcją jest czytnik.

    0
    • smolny pisze:

      Mi się widzi, że to nie wada e-booków, tylko czytników. Procesory i pamięci w nich użyte są b.powolne (względem choćby telefonów), no bo do zwykłego czytania (wyświetlania statycznego obrazu z odświeżeniem co kilka-dziesiąt sekund) to wystarcza. Te same e-booki czytane w pc-towym Calibre przewija się i przeszukuje błyskawicznie.

      0
  21. Karol pisze:

    Nie ograniczam się do jednego formatu, książki elektroniczne wybieram (a raczej wybierałem) gdy wersja w papierze miała złą czcionkę. Obecnie dominuje papier, bo czytnik padł, a nie mam funduszy na zakup innego.

    Wiele książek czeka na swoją kolej w formacie elektronicznym, a ja skupiam się na nadganianiu papierowych zaległości.

    Staram się nie dublować pozycji, chyba, że te elektroniczne okażą się poręczniejsze vide: Ziemia Obiecana, Trylogia (WolneLektury Rządzą)

    Książki, które wychodzą w seriach np. o Cormoranie Strike’u (Wołanie Kukułki ma w e-booku, Jedwabnika nie kupię w papierze)

    0
  22. sdf pisze:

    Mnie papier odrzuca. Nie mam zamiaru się siłować z grubaśną (i niegrubaśną też) książką, którą nie wiadomo w jaki sposób wygodnie trzymać. I jeszcze trzeba mocno ją rozginać, bo się zamyka, albo rozginać po to, żeby doczytać w środku tekst ten przy „spawie” grzbietu. No i po przeczytaniu po co mi ten grubaśny „pieniek”, do którego już pewnie nie zajrzę?

    0
    • malkontent pisze:

      może należałoby od razu przesiąść się na audiobooki…? czytnik tez trzeba jakoś trzymać ;) kto podoła?! ;)

      0
  23. g pisze:

    Ja przeszłam na ebooki z powodu braku półek i miejsca na książki.
    Namówiłam najbliższych na czytniki i teraz pożyczanie jest jeszcze prostsze i szybsze.
    Tradycyjne książki dostałam, może 2-3 w ciągu ostatniego roku i były te książki, które albo nie mają e-wersji (Jadłonomia), albo wyjątki, które chciałam mieć w papierze.

    0
  24. mteodor pisze:

    Papierowe, to ja kupuję przewodniki, takie turystyczne. Z musu, bo w formie ebooków nie istnieją. Owszem wydawnictw przewodnikopodobnych jest sporo, ale takiego np. rewasza ze świecą szukać. Więc czasem skan, FineReader i Calibre (jak mi bardzo zależy). Własne, uczciwie nabyte tak przerabiam, i tylko dla siebie, więc chyba mnie nikt nie zastrzeli?

    0
    • Lonely Planet wydaje przewodniki w wersji elektronicznej, Bezdroża również. Myślę, że inne wydawnictwa też niedługo odkryją potencjał elektronicznych wydań. Dawniej tragaliśmy grube i ciężkie tomiszcza; nie rozumiem dlaczego wydawnictwa przewodniki często wydają na kredowym papierze z grubą okładką – jeśli z założenia przewodnik jest do zabrania ze sobą w podróż, więc należałoby się spodziewać, że będzie lekki i poręczny.

      0
  25. lowsys pisze:

    Też się czaję na „Nowy Testament. Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej” w e-booku (szczególnie po tej audycji). Ustawiłem sobie alert cenowy na 30PLN, ciekawe, czy kiedykolwiek na tyle spadnie :)

    0
  26. Lag pisze:

    Drogi Robercie, ja bym omijał wydawnictwo cis, natomiast szczerze Cię zachęcam do takich pozycji jak:

    Tresmontant – Problem istnienia Boga (to powinna być lektura szkolna)
    Świderkówna – Rozmowy o Biblii (jeśli jeszcze nie znasz)

    Wydawnictwo M wydało też komentarze JP2 do obu testamentów.

    A z rzeczy do szybkiego przeczytania:

    Flew – Bóg istnieje. Dlaczego najsłynniejszy ateista zmienił swój światopogląd.

    Pozdrawiam.

    0
  27. RA pisze:

    Obecnie papier i ebooki koegzystują. Przez to, że teraz pracuję często na wyjeździe to wolę wydania elektroniczne. Ból jest w tedy jeśli z własnej winy popsujesz tak drogi czytnik jak Onyx Boox M96 Universe i znów musisz go kupić. Czekam na coś większego niż 9,7″, tylko cena powala pomimo zarabiania nie najniższej krajowej. Czytam na czytniku wszystko od komiksów, literaturę fachową, beletrystykę po własne odręczne notatki. Żałuję tylko 3 rzeczy: brak koloru, brak formatu A4 i niewykorzystanie pełnej funkcjonalności (interaktywnych skorowidzów, słowników i odnośników do innych książek). Dało by się stworzyć lepszy bardziej dopracowany produkt, ale brak chęci inwestycji w tak mało popularny sprzęt.

    W rodzinnym mieście mam całkiem niezłą biblioteczkę, ale co z tego jak nie opłaca mi się wozić księgozbioru przy przeprowadzce co kilka miesięcy. Wielu pozycji nie znajdzie się w innej postaci niż w papierze. Polskich wydań też jest dość mało bo brak wydawnictw technicznych, które by wydawały nowości i analizy wdrożeń przypadków.

    0
  28. reebop pisze:

    Mam fachową literaturę drukowaną ale wyobraźcie sobie 600 stron z twardą okładką. Jest to tak niewygodne, że nie mam serca się za to zabrać. Nie wspominam już nawet o wadze i wożeniu jej ze sobą aby w wolnym czasie np. jadąc autobusem poczytać. Takich książek mam więcej. Niektóre mam w wersji PDF i to byłby lepszy wybór ale nie ma na czym tych PDF czytać. Na Kindlu najbardziej mi przeszkadza zbyt blada czcionka a na iPadzie czy iPadzie mini trochę świeci po oczach. Czekam aż w końcu coś sensownego pojawi się do czytania PDF. Idealny pewnie byłby tablet ok 8″ z matowym ekranem ale chyba żadna firma w tym kierunku nie idzie…

    0
  29. Robercie napisałeś dokładnie to co my moglibyśmy powiedzieć o formacie książek. Niestety od chwili, gdy zaczęliśmy żyć w drodze, książki papierowe znalazły przyjazny dom gdzie indziej i dla nas został tylko format elektroniczny. I teraz doszło do sytuacji, że jeśli danego tytułu nie ma w e-booku – to dla nas po prostu nie istnieje, tak jakby nie był wydany.
    I tak czekamy na wersję elektroniczną dzienników Mrożka, pisaliśmy do Wydawnictwa Literackiego, w tamtym roku zapewniano nas, że to kwestia kilku tygodni. Minął rok i nic :(

    0
  30. malkontent pisze:

    Kiedy wciąż wybieram papier? – wtedy kiedy mam na to ochotę i zupełnie nie widzę powodów by dorabiać do tego jakąś filozofię, argumentację itp. Ludzie mają chyba ważniejsze zajęcia niż czytanie kiedy komuś bardziej odpowiada książka papierowa a kiedy nie.
    Z całym szacunkiem, ale takie blogerskie masło maślane się zaczyna z tego robić.

    0
    • smolny pisze:

      To fakt, że sam wpis jest… Natomiast argumenty padające w dyskusji przeciwko e-bookom są ciekawe, zwłaszcza przez pryzmat tego, że nie wynikają z natury e-booków, tylko raczej ograniczeń sprzętowych czytników. Ktoś sobie ubrdał, że sprzęt może być dowolnie słaby (powolny) byle tylko miał „e-papier” w jakiejś odmianie. I potem słabo przewija „kartki”, koszmarnie wolno wyszukuje tekst, kiepsko lub wcale wyświetla obrazki. Przecież technicznie chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do e-booka wstawić obrazki w tej samej rozdzielczości z jakiej korzystano przy drukowaniu albumu? Wiem, powtarzam kolejny raz to samo, ale to nie fair obciążać e-booki grzechami czytników.

      0
      • malkontent pisze:

        Zgadzam się, to jedyny minus – zupełny brak szybkości i/w interaktywności z tekstem, z jego „kartkowaniem”, przeszukiwaniem itp. – w czasie obecnego poziomu elektroniki – absurdalne. A tu zawsze wygra książka z która mogę zrobić wszystko – łącznie ze zrobieniem z niej „czapki przeciwdeszczowej” ;)
        Czytnik jest w opozycji do papieru wbrew pozorom baaardzo statyczny ;)

        0
        • Janusz pisze:

          Ja raczej myślałem o opozycji różnych urządzeń do wyświetlania e-booków. Na przykład świetny pomysł zrealizowali Rosjanie w swoim YotaPhone2. Dwa wyświetlacze: e-papier z tyłu, lcd z przodu. Gdyby coś takiego zrobić w tablecie, myślę że mógłby to być hit. Oczywiście przy założeniu, że cena byłaby przyzwoita. E-papier w takim urządzeniu byłby wygodny nie tylko dla e-booków, ale np do wyświetlania mapy w czasie trekkingu, czy zdjęcia żony w czasie bezczynności :) Przy połączeniu dobrze zrobionego e-booka (z nieokrojonymi grafikami) z odpowiednim sprzętem (na bazie już istniejących urządzeń, bez rozważań science-fiction), efekt pod każdym względem bije książki papierowe. Robiąc urządzenie zabezpieczone przed wodą, czytnikotablet mógłby nawet robić za „czapkę przeciwdeszczową” :) w dodatku nie wchłaniającą wody.

          0
          • asymon pisze:

            To chyba jednak nie byłoby takie super urządzenie jak się wydaje, inaczej już ktoś by to sprzedawał… A tablet Earl zalicza obsuwę, ostatnio w newsach pojawiło się określenie „full reboot is refreshing”, domyślam się co to znaczy :-(

            https://www.meetearl.com/updates/

            0
            • Janusz pisze:

              A, przegapiłem ten news :) Ale jednak chodzi mi o urządzenie, którego hardware pozwoli i na czytanie „linearne” jak na czytniku, a w razie potrzeby szybkie wyszukiwanie, „przelatywanie” tekstu (odpowiednik „kartkowania” czy „przerzucania” kartek), ale także obejrzenie ilustracji w kolorze. Czyli zwykły tablet z dołożonym drugim wyświetlaczem jak w YotaPhone2 na obecnym etapie rozwoju dla mnie jest najlepszym rozwiązaniem. Może w przyszłości uda się połączyć zalety e-papieru z LCD w jednym wyświetlaczu. Ale podkreślam, że już teraz wymieniane problemy nie są ograniczeniami e-booków tylko czytników.

              0
      • Ocelot pisze:

        Ktoś sobie ubrdał, że sprzęt może być dowolnie słaby (powolny) byle tylko miał „e-papier”
        Poza samą szybkością działania e-inka, problemem jest bateria. Szybszy procesor = większe zużycie baterii. Większość smartphonów/tabletów nie wytrzymuje nawet dnia przy intensywnym używaniu, kto kupiłby czytnik, jeżeli po kilku godzinach czytania trzeba by go było doładowywać ?

        0
        • Janusz pisze:

          Dla wyszukiwania ciągu znaków w tekście szybkość e-papieru chyba nie ma znaczenia? Dla kartkowania pewnie tak.
          „Szybszy procesor = większe zużycie baterii” – to jest tylko umiarkowanie prawda. Mój obecny telefon na MTK6572 (2 rdzenie po 1,2GHz) działa znacznie dłużej (i nieporównanie szybciej) niż poprzedni Samsung S5570 (1 rdzeń @600MHz). Znacznie większy wpływ na zużycie prądu ma technologia wykonania chipu (choćby szerokość ścieżek: 28nm vs. 65nm).
          Następna sprawa to wielkość zastosowanej w czytnikach baterii. Z tego co widziałem na zdjęciach wnętrz różnych czytników, miejsca w nich jest na 3-4xwiększą.
          Na szczęście czytać zacząłem na telefonie, kupiłem czytnik, ale właśnie z powodu powolności kartkowania i wyszukiwania, dalej czytam głównie na telefonie. Stąd moje uwagi, że większość niedostatków to słaby hardware czytników, a nie e-booki. I jak tu się dziwić, że rynek czytników jest tak niszowy? Jak wielkim przełomem technologicznym było wprowadzenie do e-papieru podświetlenia ;)
          „kto kupiłby czytnik, jeżeli po kilku godzinach czytania trzeba by go było doładowywać” – ja zaczynam się na serio dziwić kupującym czytniki, po poznaniu ich bardzo umiarkowanej funkcjonalności, nawet w zakresie czytania e-booków. Może więcej osób by je kupowało, gdyby sprzęt był bardziej up-to-date?

          0
  31. Lidejo pisze:

    Fascynują mnie książki o piłce z Wysp Brytyjskich, od roczników Rothmansa (obecnie Sky Sports) poprzez historie klubów, programy meczowe aż do niszowych wydawnictw o futbolu amatorskim. Tutaj w ogóle nie ma mowy o ebookach (może niektóre niedawno wydane biografie), więc zostaje papier. Ale nawet gdy mieszkałem w znacznie większym domu niż obecnie to nie widziałem możliwości kolekcjonowania. Więc niestety potrzebnych informacji szukam w necie różnymi sposobikami.

    Ktoś przytoczył porównanie z muzyką – jako meloman możesz kupować wszystko jednego wykonawcy albo po trochu z wielu wykonawców, ale nie dasz rady nabywać wszystkiego wielu wykonawców, choć płyty zajmują trochę mniej miejsca niż książki.

    0
  32. Jarek pisze:

    Ja mieszkam zagranica i tutaj dostep do ksiazek w jezyku polskim jest bardzo ciezki. Oczywiscie staram sie czytac po angielsku, ale wciaz sa tytuly ktore chce wchlonac tylko w moim jezyku ojczystym.

    0

Skomentuj YuukiSaya Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.