Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Promocja wiosenna: Kindle Paperwhite, Oasis i Scribe do 90 EUR taniej!

Jeśli coś jest dobre, to ludzie to kupują – wywiad z Aleksanderem Sową

Książki Aleksandra Sowy

Aleksander Sowa jest jednym z najbardziej widocznych polskich autorów, którzy sami publikują swoje utwory. Znajdziemy je nie tylko w Kindle Store, ale także w RW2010, Smashwords czy innych platformach do publikacji…

W formie e-bookowej w Kindle Store pojawiło się niedawno drugie wydanie jego powieści „Era Wodnika”, a w Złotych Myślach drugie wydanie „Legend naszej motoryzacji”.

Z tej okazji Aleksander napisał do mnie niedawno, a ja pomyślałem, że warto go zapytać o parę spraw związanych z taką formą publikacji. Stąd poniższy wywiad.


– Jak to się stało, że swoje książki publikujesz w postaci ebooków?

Publikowanie elektroniczne jest dużo tańsze. I znacznie prostsze.

– W Kindle Store jest 8 Twoich e-booków, a w książce „Autor 2.0” piszesz że wydałeś 18 książek przez 5 lat. Ile czasu trwa praca nad jedną książką? I czy nie boisz się, że jakość przejdzie w ilość?

Pisząc z każdym rokiem rozwijasz się w charakterze autora, artysty i rzemieślnika.  Patrzysz na napisane książki i widzisz, że można było je napisać lepiej.   Czasem nawet wstydzisz się niektórych dzieł.  Ale to postęp. Tak się rozwijasz.  Uważam, że u mnie z czasem idzie jakość. Każda następna książka jest lepsza. To prawda – przez 5 lat wydałem 18 publikacji. Tak było w 2010 roku, teraz statystyka jest trochę inna.  Wychodzi, że musiałbym co 3 miesiące wydawać coś nowego.  Tak wyszło. Ale 5 lat to kawał życia.

Mam utwory zróżnicowane objętościowo  i gatunkowo. Trudno porównywać nowelę do książki o motoryzacji z czterdziestoma rozdziałami i ponad setką zdjęć? Powieść można napisać w tydzień albo pisać przez lata. Książki technicznej, popularnej – a przecież takie też wydaje – nie sposób napisać w tydzień. Potrafię pracować nad kilkoma różnymi utworami równocześnie. W fazie końcowej przysiadam nad jednym.

Pierwszą książkę pisałem prawie pięć lat. Najnowszą dwa lata. Napisałem też jeden utwór w trzy tygodnie i wydałem pod pseudonimem.  Przyniósł mi ¾ zysków z pisania.  Nigdy nie ma reguły ile trwa praca nad książką.

– Część książek wydajesz także w papierze. Co decyduje o tym, że czasami wybierasz papier?

Na duże nakłady trzeba wydać kilka tysięcy. Nie wiadomo czy się zwróci i kiedy. Do tego te pieniądze trzeba mieć i nie bać się ich zainwestować. Publikowanie w formie elektronicznej jest szybkie, łatwe i tanie. Ograniczamy się jednak do pewnego, dzisiaj niszowego kręgu odbiorców. Zdecydowaną większością są czytelnicy przywiązani do papierowej formy książki. Dlatego cześć tytułów wydałem w druku. W nakładach po kilkuset,  najwięcej 3,5 tysiąca sztuk.  Niektóre tytuły można zamawiać na papierze albo w PDF.

Papier wybieram dlatego, że książka drukowana dociera do znacznie większej grupy odbiorców. Jeśli się im spodoba, zawsze można dodrukować. A na tych kilkuset sztukach i tak się w konsekwencji długiego ogona zarabia.

– Szymon Adamus pisał kiedyś, że mimo tego, że swojego e-booka (Trójkę) sprzedaje na wielu platformach, to najwięcej zamówień ma z Amazona. Jak to wygląda u Ciebie?

Jeśli chodzi o beletrystykę to w Amazonie sprzedaje jej najwięcej. Ale dopiero od maja 2011 i  są dostępne tylko niektóre e-booki.  Nie ma np. tych o Fiacie 126p. Na Amazon przypada ok. 55 % mojej sprzedaży. Resztę stanowi 35 % ze Złotych Myśli i Dobrego eBooka plus 5% z Virtualo  i 5 % z pozostałych platform. Aktualnie 200-300 zamówień miesięcznie. Choć był czas, że 95% sprzedaży było ze Złotych Myśli, z czego takie liczby osiągał w dwa tygodnie jeden tytuł poradnikowy… Teraz z kolei lepiej zaczyna sprzedawać się literatura.

– Czy pisanie e-booków to dziś tylko zajęcie hobbystyczne, czy da się na tym zarobić?

Można zarobić na pisaniu i sprzedawaniu własnych e-booków. To kwoty, za które można skromnie żyć.

– Polski rynek e-książek jest nieduży. Czy można spodziewać się, że któryś autor osiągnie popularność Johna Locke czy Amandy Hocking, oczywiście przy zachowaniu proporcji?

Przeciętny Polak może kupić za minimalne wynagrodzenie dwa Kindle. Amerykanin prawie dziesięć. Dochody z e-booków u nas to 0,05 % całego rynku książki, a w Wielkiej Brytanii i USA ok. 10%. Przy zachowaniu proporcji mamy inny świat. Oni tworzą w najpopularniejszym języku świata a po polsku mówi 45 milionów, z czego tylko 0,01% ma czytnik książek elektronicznych. Za dwa lata tym biznesie prawdopodobnie zarobimy 200 razy więcej.

Dziś musielibyśmy przyjąć, za porównywalną do Hocking czy Locke’a popularność wśród polskich autorów tego, kto sprzedał ponad 50 000 e-booków. Nie wiem czy komuś się to już w Polsce udało.

– Co powinien zrobić dzisiaj autor e-booków, aby zostać zauważonym? W jaki sposób można się promować?

Współczuję każdemu, kto musi się promować. Zdaję sobie jednak sprawę, że promocja jest potrzebna gdy chcemy zarobić. Ale uważam, że najmniej ważna.  Bo jeśli coś jest dobre, to ludzie to kupują. Jeśli nie jest, nie kupują.

Żeby być zauważonym, autor e-booków powinien pisać. A jak będzie pisał dobrze, to ludzie go wcześniej czy później odkryją.  Wystarczy witryna autorska.  Powinna dawać możliwość kontaktu czytelnika z autorem, najlepiej przez media społecznościowe albo chociaż pocztę. Trzeba dać możliwość pobrania albo kupna i swojego e-booka. Cała reszta to już sprawa odbiorców.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

24 odpowiedzi na „Jeśli coś jest dobre, to ludzie to kupują – wywiad z Aleksanderem Sową

  1. sdcas pisze:

    Bo jeśli coś jest dobre, to ludzie to kupują.

    niezawsze :( iphone, kindle classic, kindle touch, polskie wedliny po 89′, polski wypiek nazywany dalej chlebem nielegalnie, sony jako calosc …. liczy sie hype, cena a jakosc … wychodzi w praniu jak jest hype to czlowiek potrafi sobie tam umysl ustawic ze nie widzi wad ewidentnych.

    swojego czasu bestsellerem w empiku byla ksiazka … gdzie strony byly puste :) miala tytul i byla w dziale ksiazek.

    hype hype hype
    jakosc obroni sie ale to na szarym koncu gdzies dla 0,01%

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Jeśli chodzi o książkę „O czym myślą faceci, gdy nie myślą o seksie” to jest ona nawet na kindle :) chociaż za darmo.

      A mówienie o tym że ktoś jest dobry i nie musi się promować, to też forma hype :)

      0
      • Bartosz Małkowski pisze:

        Twoje „chociaż za darmo” równa się $9.99 ;)

        0
      • T pisze:

        Oj, chyba 10 dolców kosztuje!

        0
        • Robert Drózd pisze:

          Tak tak :( Byłem pewien że ona na stałe jest za darmo (bo nie wyobrażam sobie żeby ktoś mógł 10 dolców zapłacić za pustego ebooka) i nawet nie sprawdziłem ceny. Przepraszam za wprowadzenie w błąd.

          0
      • sdcas pisze:

        tak to chyba to :)

        jasne ze to tez forma hype
        przeciez caly dzisiejszy wpis jest forma hype :) co znow przeczy ze ów autor nie musi lub nie chce sie promowac, chce bo chce z tego zyc na dobrym poziomie a nie tylko na chleb.

        przyjdzie kindle to sobie poczytm i sam dla siebie ocenie tresc.

        nalezy zauwazyc ze obednie w swiadomosci ogółu nie ma sztuki jako ciaglosci … tzn. przecietny czlowiek szanuje renesans i antyk ale nie umie wymienic zadnego tworcy po XX i XXI wieku :) a sztuka nowoczesta kojarzy mu sie z niedbalym rysowaniem prostokątów

        reklama musi byc, nie musi byc nachalna, ani oparta na religiach jak w apple

        0
    • chenchen pisze:

      Sugerujesz że Iphone to zły telefon? Albo Kindle to słaby czytnik? Hype nic nie da jeśli dotyczy kiepskiego produktu.

      0
  2. warto pisze:

    Super, tak mi się wywiad spodobał, że chyba dołączę do hype i spróbuję przeczytać. Może autor poleci od czego powinno się zacząć?

    BTW Robert jeśli możesz w takich wypadkach dawaj gdzieś obok link do smashwords, ja wiem, że większość cztelników świata ma kindle, ale większość to nei wszyscy.

    0
  3. mark pisze:

    Trudno mi jest wyobrazić sobie drugie wydanie e-booka. Czyżby pierwsze się wyczerpało? Gratuluję dobrego samopoczucia autorowi.

    0
    • warto pisze:

      przeczytaj raz jeszcze, może wcześniej wyszukaj i oznacz w tekście słowo papier…

      0
    • Bartosz Małkowski pisze:

      Nakład to się wyczerpał tutaj http://www.gandalf.com.pl/e/tomek-na-tropach-yeti-epub/ :)

      0
      • Robert Drózd pisze:

        I to mógł jak najbardziej legalnie, bo liczba licencji mogła się wyczerpać :))

        Mi się najbardziej podobało, jak podczas darmowej promocji „Za darmo” Chrisa Andersona w Woblinku kupiłem dwie kopie ebooka :)

        0
        • Bartosz Małkowski pisze:

          Też mam dwa „Za darmo”. Odstąpiłbym komuś, ale niestety się nie da :(

          A co do ilości licencji, to za przeproszeniem głupie jest. Jak ktoś chce płacić, to powinien płacić a gandalf powinien odprowadzić kasę do autora. Takie sztuczne ograniczenia po prostu zmiejszają zarobek każdego w tym łańcuszku.

          0
          • sdcas pisze:

            o chlera

            to teraz mam pytanie
            czy jesli ksiazka to licencja
            i masz jedno to znaczy mozesz czytac ja tylko na jednym kindle tak jak windows mozesz miec tylko na jednym kopie ?

            0
            • pilot1123 pisze:

              nie wiem jak z Adobe DRM, w Amazonie książka jest przypisana do konta użytkownika, jeden użytkownik może mieć zarejestrowanych kilka czytników

              0
            • Mikołaj Zacharow pisze:

              Standardowo są dwa typy licencji, 1+1 i 6+1 (ten drugi popularniejszy, ma go też Amazon).

              Polega to na tym, że na starcie masz 6 „instalacji” danego tytułu i co roku dostajesz kolejne +1 urządzenie.

              0
  4. Ach, znowu nieśmiertelny duet Locke – Hocking! No jakie to słodkie! Długo jeszcze będą bożyszczami self publisherów jak kraj nasz długi i szeroki? Szkoda, że przy okazji self pub tyle się gada o zyskach, a prawie nic o artystycznym potencjale, jaki można wyzwolić, nie musząc się martwić o to, czy wydawca przyjmie. Locke na swoim blogu otwartym tekstem wyłuszcza swoją filozofię, że nie ma ambicji pisać rzeczy, które potem się będzie w szkołach omawiać, że on jest od tego, by kochać czytelników i dawać im chwilkę radości. W myśl tej zasady zrezygnował ostatnio z wydania kontrowersyjnej powieści o dziewczynie więzionej i torturowanej przez psychopatę, bo się bidulek przestraszył strażników poprawności politycznej, i że fani go znielubią. A skoro dla Sowy i całej reszty jest taką wyrocznią, to daje całkiem nie najgorsze pojęcie o ich imponderabiliach. To czym w takim razie bycie indie różni się od drukowania w WAB i Świecie Książki? Chyba tylko wysokością honorariów. Choć i to nie wiadomo, czy w górę, czy – de facto, wziąwszy pod uwagę absolutną niszowość zjawiska w Polsce – w dół.

    0
    • Anw pisze:

      Marcinie, zwróć uwagę, że nazwisko autora jest marką.
      Wyobraź sobie, że kupujesz proszek do prania Delta, a któregoś pięknego dnia Delta rozszerza asortyment i dokłada barwnik z takim samym logiem i w podobnym opakowaniu. Paru konsumentów, którzy się pomylili, nieważne, czy zobaczyli jeszcze przed wsypaniem do pralki, czy po, z pewnością zrobi raban i popsuje opinię Delcie.
      Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie wydać trudną książkę pod innym pseudonimem :>
      A co do artystycznego potencjału… Porównaj losy Norwida i Sienkiewicza i ich poziom artystyczny. Prawda jest taka, że masowo ludzie wolą czytać rzeczy lekkie i przyjemne, to jednostki się lubują w sztuce[najczęściej dosyć ciężkiej w odbiorze]. A bardzo, bardzo niewielu ludzi potrafi połączyć lekkość, łatwość odbioru ze sztuką. Tak, że e-światek self-publishingowy jest tylko odbiciem zjawisk zachodzących poza Internetem. Trzeba poczekać na Umberto Eco w tym światku, by można było dawać bardziej ambitne przykłady niż Locke/Hocking.

      0
      • Obawiam się, droga Anw, że ci potencjalni Ecowie mogą się już w przedbiegach zniechęcić, jeśli bez przerwy będzie im się stawiać za niedościgły wzór świętą dwójcę L/H. Będą woleli jednak pójść do WAB, bo – potencjalnie, nawet przy pewnej, powiedzmy, elitarności swojego pisarstwa – będą mogli liczyć na wsparcie promocyjne i nieco szerszy krąg odbiorców niż garstka geeków. Oczywiście nie obrażając geeków, do których sam się poniekąd zaliczam. A wracając jeszcze do świętej dwójcy: Nie pomyśl, że ja tego osiągnięcia nie doceniam – sam byłem ich sukcesem pozytywnie zaskoczony i, co tu kryć, pokrzepiony. Sama myśl, że coś takiego jest w ogóle możliwe, bardzo podnosi morale. Tylko że czas już chyba odstawić kieliszki po toaście i ruszać dalej. To prawda, że sieć odbija zjawiska pozasieciowe, ale to jeszcze nie znaczy, że mamy tylko biernie konsumować status quo, nie próbując na nie wpłynąć i rugując element krytyczny, bo jeszcze – broń Boże – kogoś urazimy. A Norwid? Gdyby żył w XXI wieku, prawdopodobnie publikowałby w sieci. Zupełnie odwrotnie niż Gombrowicz. Kiedyś tak się zastanawiałem, czy dziś ogłaszałby „Dziennik” na blogu, ale po lekturze jego korespondencji do Giedroycia przekonałem się, że przy całym swoim geniuszu był zwyczajnie zbyt łasy na forsę, by się wznieść na takie wyżyny bezinteresowności. Choć oczywiście biorąc pod uwagę jego sytuację materialną w Argentynie, jest to do pewnego stopnia zrozumiałe. A ja po prostu się boję, czy w self pub aby czegoś nie tracimy – tej pierwotnej anarchistycznej iskry wolności, która miała autorów niezależnych odróżniać od tych tkwiących w tradycyjnych układach.

        0
        • Anw pisze:

          *za jednym nie nadążam: dlaczego dwójca Locke/Hocking ma zniechęcać Eców? L/H tylko pokazują, że można publikować w internecie i nieźle prosperować, że nie jest się spychanym do niszy i że to dobre miejsce na debiut, nie są w moim odczuciu stawiani za wzorzec literacki.
          *za drugim w sumie też: skąd pewność, że wydawnictwo papierowe nie wykastruje tej „pierwotnej anarchistycznej iskry wolności”, bo uzna dzieło za zbyt kontrowersyjne/trudne/niezgodne z profilem wydawnictwa?

          Nadal trwam przy swoim przekonaniu, że self-publishing w sieci z całą pewnością nie szkodzi maksymalnemu poziomowi artystycznemu literatury [inna sprawa, że obniżenie kosztów publikacji może skutkować zalewem grafomaństwa i obniżeniem ŚREDNIEJ jakości literatury, ale tak samo jest i wśród blogów…], a czasem wręcz dzięki wyłączeniu z łańcucha dodatkowego cenzora może wspomóc anarchię w literaturze.

          0
  5. Szymon Adamus pisze:

    Brawa dla Aleksandra! Od wielu lat przeciera szlaki dla takich chłystków jak piszący te słowa. I robi to znakomicie!

    0

Skomentuj sdcas Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.