Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

E-podręczniki: więcej pytań niż odpowiedzi.

Podręczniki do angielskiego i mały Kindle

Parę tygodni temu wyszło rozporządzenie MEN wprowadzające wymóg przygotowania podręczników w formie elektronicznej. Na stronach Ministerstwa mogliśmy przeczytać:

Z pozoru wygląda to pięknie. Koniec z ośmiokilowymi plecakami ośmiolatków! Będzie lżej, wygodniej i nowocześniej! No i parę osób temat mi sugerowało, bo przecież e-podręczniki trzeba na czymś czytać, a najlepiej na czytnikach…

Ja jednak miałem wiele wątpliwości. Tak wiele, że nie wiadomo od czego zacząć…  Pomogło mi niedawne stanowisko Koalicji Otwartej Edukacji, pod którym mogę się spokojnie podpisać i z którego parę tez zacytuję.

Co to jest e-podręcznik? E-book czy aplikacja?

Po pierwsze nie wiadomo, czym właściwie ten podręcznik elektroniczny ma być. Ministerstwo się na ten temat nie wypowiada. W projekcie pojawiła się tylko taka definicja: Podręczniki, o których mowa w § 6-8, mają formę papierową i odpowiadającą jej formę elektroniczną. Co to znaczy – odpowiadająca forma?

W najprostszej postaci będzie to po prostu wersja PDF, która stanowi elektroniczny obraz wydrukowanej książki. Każdy wydawca ma już taki plik PDF lub jest w stanie go łatwo wygenerować w swoim systemie.

Wiemy czym jest PDF. Wiemy jak bardzo PDF nie nadaje się do czytania (polecam artykuł „Nie zawsze potrzebujesz PDF” z mojego bloga Web Audit). Cierpimy korzystając z PDF-ów i wielu z nas dopiero formaty czytnikowe (EPUB, MOBI) zachęciły do czytania e-booków. Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci spędzały popołudnia z nosem w monitorze, bo nauczyciel kazał im coś doczytać?

Obok PDF, wydawcy mogą też mieć pokusę, aby wydawać e-podręczniki jako odrębne aplikacje – i tu pojawi się problem kompatybilności aplikacji i dostępu do treści. Można się spodziewać, że taka aplikacja będzie działała tylko pod Windows i będzie rozprowadzana na CD lub DVD, którego obecność w napędzie będzie wymagana do uruchomienia. Teraz wyobraźmy sobie dziecko z dużym laptopem (bo netbooki nie mają CD) i naręczem płyt DVD do każdego przedmiotu… Jasne, technologie multimedialne pozwalają na uatrakcyjnienie nauki, czy choćby na lepszą organizację podręcznika – ale to wszystko stanie się kosztem dostępności takiej treści.

Inna pokusa – to udostępnienie podręcznika wyłącznie w postaci serwisu internetowego. Nie masz internetu – nie masz dostępu. Potrzebna będzie pewnie zgodna przeglądarka, jakaś wtyczka, no i duży monitor.

To wszystko rozbija się o sposób czytania! Decydujemy się na aplikację pod jedno urządzenie w rodzaju tabletu (dzięki czemu wykorzystamy jego walory), czy też robimy e-booka, z którego da się korzystać na każdym urządzeniu? Jestem zdecydowanie za tym drugim rozwiązaniem – a dopiero w momencie, gdy rzeczywiście wydawca ma coś ekstra, niech robi appkę na iPada (nie zapominając też o tabletach na Androidzie).

Formaty e-bookowe i same czytniki mają jednak swoje ograniczenia (patrz: Do czego Kindle się NIE nadaje), jak choćby utrudniona możliwość prezentacji czy przeglądania kolejnych rozdziałów. Czy podręcznik jako MOBI będzie mniej atrakcyjny dla uczniów? A może bardziej, przez to, że można go zabrać wszędzie ze sobą, podkreślać najciekawsze fragmenty i przeglądać je potem na komputerze?

Nie ma tu jednej odpowiedzi.

Groźba zamkniętych formatów i DRM

KOED uogólnia te moje powyższe zastrzeżenia w swojej uwadze na temat otwartego formatu.

Brak zapisu o konieczności publikacji w otwartym formacie spowoduje, że będzie można spełnić formalnie wymogi ministerialne publikując podręcznik jako zamkniętą aplikację na konkretne, mało popularne urządzenie, tym samym praktycznie uniemożliwiając skorzystanie z tej formy.

Otwarty format ma to do siebie, że można go otworzyć na czym chcemy i – jeśli nam potrzeba, na przekonwertowanie do innego formatu (choć nie zawsze jest to proste). Wtedy jest szansa, że e-podręczniki nie będą okazją do wykluczenia cyfrowego.

Format zamknięty może być wygodnym sposobem na spełnienie wymagań Ministerstwa, tak aby przypadkiem za dużo ludzi nie korzystało z niego. De facto obecne wymagania spełniłby … program wydany na komputer Amiga. :-)

No, ale jeszcze gorsze od zamkniętych formatów są zabezpieczenia. Wiemy, w jak paranoiczny sposób polscy wydawcy podchodzą do zabezpieczania książek. Czy można mieć złudzenia, że nie będą chcieli zabezpieczać podręczników? Będzie DRM i tyle. I to pewnie taki, który byłby unikalny dla każdego wydawcy. KOED punktuje tutaj zagrożenie:

Podręczniki opublikowane w taki sposób poważnie ograniczą uczniom możliwość korzystania z treści, np. poprzez wykluczenie możliwości wykorzystania podręcznika na komputerze stacjonarnym w domu i lekkim, przenośnym tablecie noszonym do szkoły.
(dodałbym tutaj jeszcze lżejszy i przenośny czytnik – RD)

Niestety, pomysły, jakie pojawiają się wokół tematu zabezpieczeń są coraz bardziej kosmiczne. Jak choćby ten, że to szkoła będzie wykupowała licencje na e-podręczniki i udostępniała je uczniom. Gdzie? Tylko w szkole? Czy tylko na komputerze uczniów? Tylko w przeglądarce? Czy podręcznik będzie wymagał stałego dostępu do internetu?

Brak jakiejkolwiek (!) debaty o sposobie używania podręczników

Co jest chyba najbardziej groźne – to dyskusja o środkach, bez określenia celów. Nie wiemy czym będzie e-podręcznik, ale nie wiadomo też jak będzie wykorzystywany.

Jak nasze dzieci mają się uczyć z e-podręczników? Mają czytać to samo co w papierowym, a potem przychodzić na lekcję? Jak na samej lekcji ma wyglądać praca z e-podręcznikiem? Czy na przykład nie skończy się tak, że rodzice będą musieli kupować podręczniki elektroniczne (bo nowocześnie i szkoła będzie wymagać), ale jednocześnie i papierowe (bo potrzebne na lekcji, a poza tym dziecku lepiej usiąść z książką niż z komputerem). Jasne, można kupić netbooka, ale to dodatkowe 1,5kg do noszenia. Czy więc te plecaki nie staną się jeszcze cięższe?

Dyskusja wokół e-podręczników to kilka kręgów:

  • wydawcy (produkcja, recenzje, zabezpieczenia)
  • księgarnie, dystrybutorzy
  • ministerstwo (nadzór, rozporządzenia, zatwierdzanie)
  • nauczyciele (wybór podręczników, korzystanie na lekcjach)
  • rodzice (ceny)

Każdy ma swoje interesy, a rozdającymi karty są oczywiście wydawcy. W gorzkim, ale prawdziwym artykule Aleksandra Nalaskowskiego z Rzeczpospolitej czytamy:

Jest grupa, która kocha MEN w tej jego dzisiejszej postaci. To wydawcy podręczników. Wielu z nich wie, jak skutecznie złupić ucznia i jego rodziców, ale tak, aby byli im za to wdzięczni.

To jest ogromna kasa, dlatego wydawcom zależy tylko na tych zmianach, które im się opłacą. Chcą sprzedać jak najwięcej produktu prostego i taniego w produkcji. W końcu te same nazwiska autorów podręczników które pamiętam z podstawówki, są i dzisiaj, ale w -nastej inkarnacji. Zmienia się tylko numery, dodaje i usuwa pół rozdziału.

Jeśli wydawcy będą musieli wprowadzić e-booki, to na pewno nie będą znacznie tańsze, bo tu nie działa zasada dotycząca innych książek: lepiej sprzedać 3 powieści po 15 zł niż jedną po 30 zł. Podręczniki to zło konieczne, często jedyna książka, jaką przeciętny Polak kupuje. Rodzic płaci, bo musi. Dlatego wydawcy nie mają żadnych „rynkowych” powodów, aby cenę (choćby e-booka) obniżać. Nie dziwię się, że tak jęczą na temat zabezpieczeń. Bo prawda jest taka, że przecież niektórych naprawdę nie stać na książki, więc skorzystają z każdej okazji, żeby mieć je za darmo.

Gdzie w tym wszystkim są uczniowie? Czy ktoś myśli o ICH wygodzie?

Używanie książki elektronicznej różni się w zależności od medium. PDF inaczej się czyta na czytniku 6 calowym, na 10 calowym, na iPadzie, netbooku i monitorze. Formaty e-bookowe mają swoje własne ograniczenia. Czy autorzy podręczników i metodycy są ich świadomi? Czy przeprowadzono choćby eksperymentalnie z rok nauki na różnych poziomach tylko na podstawie e-booków?

Być może jestem tu niesprawiedliwy, bo są takie szkoły, w których się eksperymentuje, nauczyciele wiedzą jak jak przebiega przyswajanie wiedzy z różnych mediów i jak pisać treści pod te media. Ale nie wierzę.

Co zrobić?

Że coś trzeba zrobić, nie ma wątpliwości. Włos mi się na głowie jeży, gdy czytam, że komplet podręczników do każdej klasy to 300-400 złotych. I że te podręczniki stają się makulaturą po roku czy dwóch, bo ministerstwo zmienia program, albo szkoła decyduje się na innego wydawcę.

E-podręczniki będą „lepsze”, jeśli będą:

  • tańsze niż papierowe (przy czym pamiętajmy, że podręcznik papierowy czasami można sprzedać, e-booka nie)
  • wygodniejsze niż papierowe

Czy te warunki jest w stanie zagwarantować rozporządzenie Ministerstwa? Częściowo tak, jeśli tak jak KOED sugeruje – ustali się pewne standardy dla podręczników i określi, że mają być to książki elektroniczne. Podstawy to otwarty format, wiele formatów i brak DRM. Wtedy każdy będzie czytał na tym, na czym mu wygodniej.

Jednocześnie nie chciałbym, aby wydawców zmuszać do robienia podręczników elektronicznych, bo na pewno postąpią tak, aby opłacało się to tylko im.

To co Ministerstwo może zrobić, to zacząć od jednego czy dwóch przedmiotów na paru etapach nauczania – i tam wprowadzić wymóg. Część podręczników, szczególnie tzw „cegieł” będzie miała wielkie zalety w postaci elektronicznej. Historia, język polski czy języki obce to tematy, które świetnie sprawdzą się jako e-booki. Niech jeden rocznik czy dwa pouczą się historii z e-booka, wtedy będzie można ocenić, na ile się to przydaje.

Nie zapominajmy też o idei Wolnych Podręczników. Co, jeśli ktoś dofinansuje darmową, elektroniczną alternatywę dla podręczników i zdecydują się na nią niektóre szkoły? Ktoś powie – fikcja? Ale tak samo mówiono o Wikipedii. Podręczniki na wolnych licencjach są całkowicie realne. Wydawcy będą narzekali, tak jak Microsoft narzekał na Linuksa. Ale zawsze dobrze jest mieć wybór.

A jakie jest wasze zdanie na temat e-podręczników? Jakich pytań nie zadałem, a na jakie mogą być odpowiedzi?

Na zdjęciu: tylko niewielka część moich podręczników i słowników do angielskiego oraz e-book Pawła Wimmera, Angielskie formuły konwersacyjne, który kupimy np. w Empiku (co ciekawe: bez DRM, pewnie dlatego że taniej niż 10 złotych). EPUB bez problemu konwertuje się do MOBI, niestety sam EPUB był przygotowany troszkę niedokładnie i momentami rozjeżdżają się tabelki.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

21 odpowiedzi na „E-podręczniki: więcej pytań niż odpowiedzi.

  1. Bartek pisze:

    Elektroniczne wersje podręczników to wartościowy pomysł, sama idea jest doskonała, myślę jednak, że problem tkwi zarówno w sferze rozwiązań technicznych jak i w samej mentalności ludzi. Nie każdy jest otwarty na świat, wiele osób uważa, że takie rozwiązania są niepotrzebne. Szkoda, że duży odsetek tych osób jest w gronie nauczycieli, którym widmo kursów z obsługi komputera/tabletu/czytnika spędza sen z oczu. I spróbuj człowieku wyjąć na ławkę coś co ma klawiaturę i świecący ekran. Nie da rady :)

    Uważam, że e-podręczniki powinny być przede wszystkim praktyczne i wygodne w użyciu, to jest podstawa wszelkich innowacji żeby mogły się upowszechnić.

    Pozdrawiam.

    0
  2. wieszcz pisze:

    Skupiając się jednak tylko na „środkach” to ciekawe, czy jest jakakolwiek szansa żeby MEN kupiło np. milion egzemplarzy Kindla 3G WiFi i zmusiło rozporządzeniem do przygotowywania równoległej wersji podręcznika papierowego właśnie w formacie obsługiwanym przez Kindla (i nie PDF)? Prosty w obsłudze, w szkole można by masowo wrzucać podręczniki przez kabelek lub wifi, tyle egzemplarzy żeby każdy nauczyciel też dostał do domu, przy takiej ilości Amazon na pewno dostosowałby go pod wymagania polskiej szkoły… Ale pewnie skończy się na PDF-ach z tysiącem zabezpieczeń.

    0
  3. Met pisze:

    te „Angielskie formuły konwersacyjne” ze zdjęcia na Kindlu to PDF ? czy jest może jakiś bardziej Kindlowy format ?

    0
  4. Piotr pisze:

    Offtopic: co to za okładka na Kindle’a?

    0
  5. oki44 pisze:

    Do wprowadzenia e-treści w szkołach, moim zdaniem należy podejść nieco odważniej. Na razie rynek zdominowały wydawnictwa i księgarnie. Twierdzą oni że treści elektroniczne nie zastąpią papieru oraz (skąd my to znamy?), że będą nielegalnie kopiowane. Należy ten stan zmienić w dość odważny sposób. Jak? Ano, gdy już MEN wymyśli odpowiedni, nadający się dla uczniów czytnik, to musi w części lub całości go sfinansować. To dopiero początek problemu, bo wydawcy nadal będą dyktować warunki. Jak to zmienić? Ano rozpisać konkurs na elektroniczne podręczniki do zakupu przez MEN z nabyciem praw autorskich. Mogą to być zresztą te same treści, tych samych już funkcjonujących autorów. Rzecz w tym by jednorazowo kupić od autora (nie wydawcy) surową treść z prawami do swobodnego rozpowszechniania. Jak to zadziała? Na przykład: płacimy autorowi podręcznika 10 ooo zł, następnie 1000 – 2000 zł płacimy za profesjonalne przygotowanie z niego e-booka i…? to razem, załóżmy – 120 ooo zł – rozdajemy uczniom do woli. Bez żadnego DRM i tym podobnych. Razem to będzie trochę MEN kosztować, ale wtedy taka reforma (bo tak należy to nazwać) będzie miała pełne szanse powodzenia. Pewnie taki proces należało by rozpisać etapowo (konkretne szkoły?, klasy?). Po roku, dwóch – można z poprawkami wdrożyć dla wszystkich.
    No dobrze, a wydawcy? A w szmaty! Edukacja jest zbyt ważnym tematem społecznym, by przejmować się wydawcami. Mogą się przebranżowić i wydawać poezje.

    0
  6. x pisze:

    – Synku, podłączyłeś swojego laptopa do ładowarki?
    – Ale Mamo, Azor zjadł ładowarkę!

    0
  7. Dagon pisze:

    Hmm, ciekawy jestem czy ktoś spojrzał na temat od strony ucznia.
    Już ja widzę, jak wszyscy nauczyciele poradzą sobie z problemem zachowania jakiejkolwiek dyscypliny w klasie, jak każdy będzie siedział z nosem w laptopie :)
    Jestem przekonany, że w czasie wielu lekcji zamiast podręcznika będą tam odpalone jakieś sieciówki ;)

    Jedyną opcją wg mnie byłoby wprowadzenie stacji roboczych w klasach z dostępem do podręczników, oraz elektroniczne podręczniki dostępne dla uczniów po lekcjach na dowolnym sprzęcie…

    Tak, wiem, że to utopia, ale z drugiej strony nie bardzo widzę szansę na wprowadznie niczego innego na poziomie niższym niż studia, ewentualnie liceum…

    0
    • Robert Drózd pisze:

      No, jeśli korzystanie z podręcznika miałoby polegać na siedzeniu przed komputerem… no to jest to bardzo kiepska perspektywa. Już lepiej urządzenie dedykowane, jak czytnik czy tablet. Kwestię łażenia po sieci można by załatwić przez ograniczenie WIFI w szkole tylko do paru stron. Brutalne, ale chyba konieczne.

      Biorąc pod uwagę, że będziemy mieli w ciągu paru lat kolejne generacje czytników i tabletów, no i że ceny będą jeszcze spadały, to chyba w tym kierunku warto iść.

      0
  8. RobertP pisze:

    Polecam pewną (blogową i uproszczoną) analizę rynku
    http://radkowiecki.blox.pl/2011/09/Aaaaaaby-czytelnika-wychowac-Znowu.html

    „Propozycja MEN wzbudziła płacz i zgrzytanie zębów. Ja tam się wydawcom podręczników wcale nie dziwię. Co roku przytulają 25% z rynku wartego 2,5-3 mld złotych. Jest to duża kasa, której nikt nie odpuści.”

    0
  9. Gocha pisze:

    Moze jestem zacofana, ale na ten moment pomysł MEN wydaje mi sie nierealny. Obawiam sie, ze pomysłodawca nie widzial czytnika elektronicznego na oczy. Nie widział tez pewnie zadnego epuba. Pewnie nie rozroznia nawet epuba od pdfa.
    Podpisuje sie obiema rekami pod tym artykułem: http://www.computerworld.pl/news/374537/Jak.powinny.wygladac.elektroniczne.podreczniki.dla.ucznia.html

    Co do podrecznikow szkolnych, to przykre jest to, ze sa one takie drogie. Panstwo powinno sie w pierwszej kolejnosci zajac wlasnie kwestia wysokich cen obecnych ksiazek, problemem ciagłego zmieniania wydań itp. Moze podstawowe ksiazki powinny byc wydawane przez panstwo, takie same dla wszystkich szkoł i dzieci?

    Tak bym to widziała w przyszłosci:
    MEN tworzy portale edukacyjne, ktore zawierają cały profesjonalnie opracowany (od strony technicznej i merytorycznej) obowiązujący materiał podzielony na przedmioty i roczniki.
    Taki materiał w wersji html byłby bardzo łatwy do przekonwertowania na epuba. MEN umozliwiłby sciagniecie takiego epuba ze swojej strony (np. Historia klasa 5). I kazde dziecko, rodzic, nauczyciel mogliby korzystac z danej tresci odwiedzajac strony www MENu albo po sciagnieciu epuba na czytnik.
    Jesli MEN zrobiłby jakis update na stronie (wprowadziłby nową treść), to jednoczesnie byłby zobligowany do updatowania epuba.

    0
  10. mmm777 pisze:

    Jak skomentowano wcześniejszą propozycję wyposażenia uczniów w laptopy, by nie musieli dźwigać książek:
    znacznie tańsze (i prostsze) jest kupienie każdemu uczniowi drugiego zestawu książek, tak by jeden miał w domu, a drugi w szkole.
    Prawda? – i niczego dźwigać nie trzeba….

    Prawdopodobnie w całej sprawie chodzi o zakup sprzętu, a konkretnie to o łapówki z nim związane – stąd niespecjalnie wiadomo, jak e-podręczniki miały by być wykorzystywane… To już specjalnie ważne nie jest…

    BTW.
    `pouczą się historii’ – proponuję się zainteresować, ile historii będzie w szkole!

    0
  11. Samo rozporządzenie nie weszło jeszcze w życie i pozostaje wciąż w fazie konsultacji. Nie znana jest jego ostateczna treść. Przy okazji wyborów okazuje się jednak, że e-podręczniki jako takie są przedmiotem zainteresowania rządu, choć trudno ocenić, czy to gra pod publiczkę, czy próba maskowania wcześniejszych nieudanych projektów jak Laptop dla ucznia. Taki mętny obraz wyłania się w każdym razie z tej notki Onetu:

    „Dostęp do komputera dla każdego ucznia”, „Laptop dla ucznia” – to rządowe programy, które miały wprowadzić polską szkołę w XXI wiek. Uczniowie wciąż korzystają głównie z papierowych książek. Rodzice narzekają na wysokie ceny podręczników szkolnych i na ciężkie tornistry dzieci.

    – Chciałbym Państwu ogłosić, że powołuję zespół, który opracuje program pod wszystko mówiącym hasłem: „Dostęp do komputera dla każdego ucznia” – to słowa Donalda Tuska z maja 2008 roku. Rząd tłumaczy, że program przepadł z powodu kryzysu.

    Pół roku temu pojawił się nowy rządowy program: „Laptop dla ucznia”, który miał ruszyć w wybranych szkołach od września. Po czterech miesiącach zmieniła się tylko nazwa – na „elektroniczny podręcznik”. Jak mówi doradca premiera Michał Boni, e-podręczniki zostaną wprowadzone dopiero za 3-4 lata.

    Minister edukacji Katarzyna Hall poinformowała, że projekt rozporządzenia w sprawie e-podręczników jest w konsultacjach, m.in. z wydawcami i ekspertami od nowych technologii.”

    http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rewolucja-w-szkolach-nie-bedzie-podrecznikow,1,4840096,wiadomosc.html

    0
  12. Starseeker pisze:

    Moze to mrzonka i utopia ale uwazam ze do kazdego podrecznika w wersji papierowej powinni dodawac e-podrecznik gratis i to co najmniej w czterech najpopularniejszych formatach. Jesli ktos na ksiazke nie moze sobie pozwolic (a niestety Polskie realia sa jakie sa is poro takich uczniow jest) to bedzie korzystal z kolega/kolezanka z lawki lub kserowal. Jesli ktos na ksiazke moze sobie pozwolic to kisazke kupuje. Jesli dalej moze sobie pozwolic na zakup czytnika to ma sprawe z glowy bo ma od razu wersje na czytnik. Oczywiscie nie powinny posiadac zabezpieczen. Dodatkowo opcja epodrecznikow sciaganych ze stron MENu wspomniana przez przedmowcow rowniez wydaje sie swietna.

    0
    • Rafał Kotyrba pisze:

      „Dodatkowo opcja epodrecznikow sciaganych ze stron MENu wspomniana przez przedmowcow rowniez wydaje sie swietna”

      Pomysł jest świetny. Ale raczej nie ma co liczyć, że rząd to zrealizuje. Już szybciej kupi laptopy wszystkim uczniom :)

      0
  13. Barbara W pisze:

    Moim zdaniem to dobry pomysł, ponieważ mam słabowidzące dziecko, które dzięki elektronicznym podręcznikom będzie mogło w pelni korzystać z wiedzy w nich spisanej. Jeszcze lepiej byłoby gdyby te podręczniki byłyn zrobione w takim programie aby można je było uzupełniać na komputerze, ponieważ PDF nie da się nadpisać, ale jeszcze można powiększyć. Pozdrawiam

    0

Skomentuj Gocha Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.