Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Dlaczego magazyn do czytania na ekranie wygląda jak edycja papierowa która… nie istnieje?

Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego magazyny przeznaczone do czytania na ekranie wyglądają często tak jakby miały pójść do druku? A tym samym… do czytania na ekranie się nie nadają? 

Dowiedziałem się niedawno o istnieniu sieciowego magazynu Zmiana, tworzonego m.in. przez blogerów.

„Zmiana – napisz siebie od nowa” to magazyn internetowy poświęcony rozwojowi osobistemu.
Wydawany w formie kwartalnika (wiosna – lato – jesień – zima).
Dostępny bezpłatnie zarówno on-line, jak i do ściągnięcia.
Tworzony przez zespół młodych i kreatywnych osób.

Fantastyczna sprawa. Ludzie znajdują czas, żeby podzielić się swoimi doświadczeniami i pomóc innym. Jak mogę ten magazyn przeczytać?

Na stronie najnowszego numeru widzę dwa linki – „Czytaj online” i „Pobierz PDF”. Przy czym wersja online to po prostu ten sam PDF w serwisie Issuu.

Jak wygląda plik? Olśniewająco.

  

Widać, że ktoś włożył sporo pracy w profesjonalny skład do druku. Gdybym wziął do ręki to pismo w formacie A4 lektura byłaby przyjemnością.

Tyle, że… „Zmiana” nie ma wersji drukowanej. Mamy czytać PDF.

Jedyny sensowny sposób czytania (pomijam wydrukowanie całości) – to otworzyć plik w Adobe Readerze, kliknąć CTRL+L i czytać na pełnym ekranie. Dopiero wtedy litery w poszczególnych kolumnach są na tyle duże, aby się na nich skupić.

Można i tak. Ale co zrobią posiadacze czytników i tabletów? Nawet na 10 calach to nie będzie wyglądać tak dobrze jak na papierze, zmusi do nawigacji po pojedynczej stronie – bo cała strona na ekranie będzie zbyt mała.

Potrafię zrozumieć (choć nie usprawiedliwiam) redakcje tych miesięczników, które wciąż nie mają wersji na czytniki, a sprzedają PDF – odpowiadający wersji drukowanej. Plik EPUB/MOBI trzeba na nowo złożyć, nie każdy znajdzie na to budżet i zasoby.

Ale żeby tworzyć od zera wersję, która jest niedostosowana do medium, na którym będzie czytana? Powiedzmy sobie jasno – to jest bezmyślność.

Dlaczego takie wersje powstają? Może dlatego, że specjalista DTP ma doświadczenie tylko w pracy na potrzeby druku – inaczej po prostu nie umie. Albo twórcom magazynu wydaje się, że „papierowy” wygląd nobilituje ich pismo – bo wygląda ono tak jakby je zdjąć z półki w Empiku.

Tymczasem nie wolno mylić celów i środków do ich osiągnięcia. Magazyny do czytania na ekranie powinny być do tych ekranów dostosowane. Jeśli już trzymamy się PDF – dobrym pomysłem jest po prostu pozostawienie jednej kolumny tekstu – tam też się da sporo uzyskać kreatywnie, a takie pismo będzie znacznie czytelniejsze. Ideałem oczywiście jest zestaw – PDF + EPUB/MOBI.

Dobrymi przykładem takich realizacji przy bezpłatnych pismach są:

  • Omawiany kiedyś magazyn W punkt – obok aplikacji na iPada mają wersje czytnikowe – no i wszyscy są zadowoleni.
  • Podobnie Literadar – mamy trzy formaty.
  • Tak samo Esensja – w tym przypadku mamy „tradycyjnego” zipa z magazynem oraz wersję EPUB.

Omawiany kwartalnik to nie jedyny przypadek niedostosowania formatu do medium.

Od jakiegoś czasu jestem członkiem Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych – dystrybuują ciekawe informacje o giełdzie, no i dają zniżki do biur maklerskich. Stowarzyszenie wydaje kwartalnik „Akcjonariusz”. Do niedawna wysyłali po prostu numer papierowy. Ale kilka miesięcy temu stwierdzili że będą wydali pismo częściej, ale tylko w formie elektronicznej. No i wysyłają PDF-a, złożonego tak samo jak – niewydawana już – wersja drukowana.

Analizy często bardzo ciekawe, więc zaciskam zęby, odpalam iPada albo Kindle DX i czytam.

Osoba składająca „Akcjonariusza” zapatrzyła się chyba w Businessweek Polska albo Forbesa i chciałaby mieć coś podobnego. A przecież nie o to chodzi. Najbardziej by mi odpowiadała po prostu jedna kolumna – i bez ilustracji z serwisów stockowych, które niczego nie wnoszą.

Dlatego apel do twórców magazynów sieciowych: czasopisma drukowane są złym wzorem dla publikacji dostępnych online. Zanim pomyślicie nad kreatywną formą dla swojego pisma, zastanówcie się, czy przypadkiem nie utrudnia ona dostępu do treści.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

23 odpowiedzi na „Dlaczego magazyn do czytania na ekranie wygląda jak edycja papierowa która… nie istnieje?

  1. A QQ pisze:

    No właśnie, też się wiele razy nad tym zastanawiałam. Co gorsza, widziałam ostatnio takie książki w którymś z serwisów z e-bookami. Taka książka to już kompletna porażka. Choćby do jej czytania dopłacali, po prostu się nie da.

    1
  2. Magdalaena pisze:

    Tak samo paskudnie wydaje się bezpłatny Equity Magazine.

    BTW dla części czasopism problemem jest zapewnienie sensownego dostępu dla prenumeratorów on-line. Wzorem jest dla mnie Piano Wyborczej – można czytać cały tekst na raz, przewijając myszą i są dostępne obrazki. Prawie tak samo dobra jest Polityka.

    Ale już Tygodnik Powszechny niestety robi tylko wersję czytnikową + pdf. I dlatego go nie prenumeruję.

    0
  3. Cyber Killer pisze:

    Jest jeszcze jeden rodzaj czasopism → źle zrobiona wersja na czytniki + pdf. Przykład: Programista. W epub jest orgia rozmiarów fontów, tekst wyrównany tylko do lewej strony, wstawiony kod źródłowy pisany większym fontem od artykułu, nie mieści się na ekranie, zawija się wielokrotnie bo linijki są zbyt długie, nie ma podświetlania składni, a wisienką na torcie są pełnoekranowe reklamy po każdym artykule (i to w czasopiśmie które wcale tanie nie jest – każdy numer kosztuje więcej niż typowa powieść!), które są wielgachnymi obrazkami takich rozmiarów, że mój czytnik z minutę albo więcej mieli żeby ją otworzyć. Pdf ofc pięknie złożony jak do druku.

    A, zapomniałbym, z pdfowych mamy też czasopisma które dedykują się na przeglądanie na monitorze – układ strony mają poziomy & wiele kolumn tekstu. Np Rebel Times oraz Gwiezdny Pirat, ale też wiele innych. Niby jest to ok – można usiąść do monitora, dać w pdf readerze fullscreen, zapuścić w tle jakąś muzykę i fajnie się przegląda (bo z czytaniem to słabiej), ale choćby chciało się wydrukować jakiś tekst żeby go w pełni przeczytać to nie ma jak :-/.

    0
    • Krzysztof pisze:

      Rebel ma również epub

      0
      • Adamczyk pisze:

        Witajcie, dziękujemy za ten komentarz, jest on dla nas konstruktywny. Chcemy by wszyscy byli zadowoleni z epubowego „Programisty”. Raczej się spotykaliśmy z przychylnymi opiniami na temat tej wersji miesięcznika, ale zgadzamy się z ujednoliceniem fontu i wprowadzimy to od następnego wydania. Trochę trudniej jest z kodami, ciężka sprawa z ich łamaniem, ale zobaczymy co da się zrobić. Reklamy kompresujemy, może trzeba to robić jeszcze bardziej.

        0
  4. zipper pisze:

    Na komputerze układ kolumnowy nawet się sprawdza, ale nie w plikach PDF.

    Dla przykładu w Windows 8 jest aplikacja Bing Wiadomośći i tam newsy także są przedstawione w formie zbliżonej do gazetowej, ale znacznie bardziej czytelnej niż w przedstawionych przykładach.

    http://cdn.arstechnica.net/wp-content/uploads/2012/10/bing-news-story.png

    Czytam newsy na laptopie 13.3 cala i jest bardzo wygodnie.

    0
    • zipper pisze:

      Może ogólnie mnie to nie przeszkadza właśnie przez to, że czytam takie pisma na kompie a nie na tablecie czy czytniku. W dodatku jestem przyzwyczajony, bo odkąd pamiętam, e-ziny były wydawane w formie podobnej do papierowej.

      0
  5. WhitePaper pisze:

    Ja najbardziej żałuję, że nie ma czytnikowej wersji Angory (jeśli ktoś nie zna tego tygodnika, to jest to zbiór najlepszych artykułów z innych gazet z ostatniego tygodnia + tematy bieżące). Dla mnie jest to bardzo ciekawy wybór interesujących treści. Gdyby jeszcze to było podane w kindlowej formie .. a na razie tylko PDF.

    0
  6. Rafał Pawlak pisze:

    Ładna oprawa ma przede wszystkim zachęcić do czytania, później liczy się treść, która je utrzyma. Zakładając, że ktoś wykona już pierwszy krok i poświęci chwilę, żeby ściągnąć książkę na czytnik (czyli wyrazi wstępne zainteresowanie), nie można dawać mu dokumentu, który jest nieczytelny. To go po prostu odrzuci.

    Moim zdaniem w wersji na czytniki liczy się przede wszystkim czytelność treści, na równi z nią jest jej merytoryczność, a na samym końcu oprawa (mówię o ozdobnikach). Czyli wystarczy, żeby dokument był estetyczny.

    Na razie widać marnowanie potencjału, może to nisza rynkowa i ludzie muszą nauczyć się składać czasopisma w formie ebooków? Zaprzęgnięcie do tego ludzi, którzy składają wersję papierowe i przekładają je 1:1 na wersje cyfrowe wydaje się nie mieć najmniejszego sensu.

    1
  7. 8 o'clock pisze:

    Jeszcze jakiś miesięcznik (?) o książkach został w wersji pdf wydany tak, jak można go czytać na papierze. Przemęczyłam i więcej nie będę.

    1
    • Robert Drózd pisze:

      Zapewne Magazyn Literacki Książki. :-) No, to można o tyle wybaczyć, że PDF jest za darmo, podczas gdy papier swoje kosztuje…

      0
  8. Krzysztof pisze:

    Fajnie byłoby napisać do wydawców tego typu dokumentów i zapytać co o tym myślą. Ciekawe byłoby usłyszeć jak uzasadniają taki wybór. Czy w ogóle się nad tym zastanawiali? Zwłaszcza ci wymienieni z nazwy może chcieliby się jakoś odnieść aby zatrzeć to wrażenie „bezmyślnych”.

    1
    • asymon pisze:

      Hehehe, pisać można…

      W sprawie czytnikowej wersji Nowej Fantastyki pisałem kilka razy do Prószyńskiego i cdp.pl, niestety cisza w eterze.

      0
      • zipper pisze:

        Prószyński to dość cienkie wydawnictwo, jeżeli chodzi o ebooki. Dawno temu im pisałem o problemie z okładkami w plikach mobi, niby odpisali, że się przyjrzą sprawie, a problem jak był, tak jest.

        W Długiej wojnie w trzecim zdaniu na pierwszej stronie jest „tablica” zamiast „trollica” i też mają to gdzieś.

        0
  9. Doman pisze:

    Widzę jedną racjonalizację – są ludzie którzy takie ziny sobie drukują i ew. bindują, bo wolą mimo wszystko czytać z papieru.

    A poza tym to pewnie jest jak pisał Robert – brak doświadczenia z medium niedrukowanym + wrażenie profesjonalnego wyglądu takiego PDF-a.

    0
  10. Dumeras pisze:

    Ale brak ergonomii wydań elektronicznych gazet, to nie jedyny kłopot z obcowaniem z e-czytelnictwem. Dla mnie bardziej irytującym, bo częściej z nim mam do czynienia jest brak ergonomii stron internetowych.
    Choćby tego bloga. Zaglądam na niego codziennie i codziennie się z tym „męczę”.
    Kolumnowy układ – chyba dostosowany do technologi sprzed kilkunastu lat, jak jeszcze dominowały monitory kineskopowe „kwadratowe”. Przy panoramicznym ekranie (czy są na rynku jeszcze inne? Nawet netbooki maja panoramę). Co najmniej 40% powierzchni użytkowej ekranu jest puste, tylko po środku jest kolumna z tekstem.
    Wybieram artykuł do przeczytania. Dość spore logo świata czytników zostaje (z 6 cm wysokości?), wyszukiwarka ebooków, poprzedni/następny temat, nagłówek (który przeczytałem jak w niego klikałem) i foto/baner. Właśnie skończył mi się ekran a jeszcze nie zobaczyłem pierwszego akapitu interesującego mnie wpisu.
    I tak samo na większości stron internetowych :-/
    Tyle dobrze, że reklamy są w bocznej kolumnie, jeszcze ze trzy takie by się zmieściły.
    Najbardziej mnie irytują zdjęcia pod nagłówkiem, bardzo często są to fotki z serwisów stockowych, gdzieś tam symbolicznie nawiązujące do tematu. I są coraz większe. Pięć linijek tekstu (pod zdjęciem) a fota na całą wysokość ekranu. Na blogu fotki akurat pasują do artykułów.
    Jeżeli męczymy się na co dzień na stronach internetowych, to co za problem z gazetą. Taka ładna. A że nie praktyczna? Kogoś to w obecnych czasach jeszcze interesuje?

    0
    • Rafał Pawlak pisze:

      To się na szczęście zmienia. Ta strona i tak jest nieźle zorganizowana – jedno menu dla użytkownika. Mnie najbardziej boli brak responsywności, przez co czytanie na smartfonie mija się z celem.

      Ale jest to blog, produkt niekomercyjny (jeśli się nie mylę) i nie oczekujmy od autora dużych inwestycji.

      Co do reszty Internetu – dopiero się przebudza. Nie ma (o ile się nie mylę), w Polsce stanowisk od UI (user interface) na stronie internetowej, gdzie ktoś by się zajmował badaniem działania użytkownika na stronie, przewidywał jego kroki i pod tym względem dostosowywał stronę. Mało kto rozumie, że strona musi być użyteczna, nie można robić podwójnych menu, które tylko wywołują konsternację i dezinformację. Na razie najczęściej projektuje się na zasadzie – a ja widzę to tak: (tutaj wyobrażenia inwestora), i nie filtruje tego przez obecne trendy, użyteczność i wiedzę.

      Na szczęście są też chlubne wyjątki.

      P.S Odwiedziłem ostatnio strony internetowe większości polskich wydawnictw. Najczęściej (dla mnie osobiście) dramat. Nieczytelne, niefunkcjonalne, nie przewidujące, że użytkownik będzie chciał znaleźć taką, a taką informację i ukrywające informacje.

      Dobra strona internetowa to moim zdaniem taka, na której nie trzeba używać wyszukiwarki żeby znaleźć interesującą nas treść.

      0
      • dawid pisze:

        Jeżeli chodzi o strony to mi osobiście nie przeszkadza taki „wąski” układ tekstu. Przy czytaniu nie muszę machać głową w lewo i w prawo :)

        Na stronach brakuje mi opcji powiększania czcionki, powiększenie strony w przeglądarce nie zawsze przynosi zamierzony efekt.
        Oporne strony czytam przy pomocy Instapaper.

        0
        • Cyber Killer pisze:

          Firefox ma opcję powiększania samego tekstu. Mi osobiście na stronach www najbardziej przeszkadza brak justowania. Mogę co prawda pohackować w css i sobie samemu dopisać ale to jest uciążliwe żeby na każdej stronie to robić. Dodatkowo: brak użycia odpowiednich fontów lub użycie fontów specyficznych dla windowsa (np tu na świecie czytników) przez co u mnie na OpenSUSE GNU/Linux podczas pisania commenta każda polska literka jest pisania z innego fonta, co gryzie w oczy.

          0
    • Glowa pisze:

      Tak, są jeszcze inne. Sam pracuję na monitorze 4×3, najczęściej korzystając z pivota. Zdecydowanie wygodniej przegląda się w ten sposób większość stron.

      0
  11. PiotrB pisze:

    Ja w Readerze naciskam jeszcze Ctrl+2 (po Ctrl+L) bo lubię wypełnienie. Oczywiście w przypadku podawanych przykładów to pogarsza sytuację, bo trzeba się cofać z końca pierwszej do początku drugiej kolumny.
    Jeżeli chodzi o Akcjonariusza, to też się zmarszczyłem, papierowe wydanie można było wszędzie wziąć, a tak, to wiążemy się do komputera. Ale taki był wynik ankiety, ciekawe tylko ilu ankietowanych odpowiedziało, że chce elektroniczną wersję, spodziewając się dobrego dostosowania do czytników. Ja chciałem papierową (dotychczasowe numery czytałem od deski do deski – e-wersje czekają teraz w kolejce).

    1
  12. Aleksandra pisze:

    Brak myślenia o konsekwencjach widać dobija nas bardziej niż rezygnacja z myślenia innowacyjnego:)
    W skrócie: schematy, gotowce, przyzwyczajenie, przywiązanie do formy, brak elastyczności, która podpowiadałaby porzucenie sztywnych norm (też związanych z formatowaniem „pod druk”, kiedy materiał ma być „elektroniczny”) na rzecz tego co wydaje się ważniejsze, czyli uniwersalności w publikacjach i jak najmniejszego sztywnego „odciskania swojego piętna”. Niewiele rzeczy mnie ostatnio tak irytuje jak fakt, że otwieranie tego samego pliku na kilku różnych urządzeniach generuje ciągle to inne błędy i niezwykle ciężko mi – najczęściej na odległość – wyjaśnić komuś dlaczego jakiś epub nie mojego autorstwa ani wykonania u nich jest we wzorki, a nie polskie znaki i brakuje odstępów, przez co to ja jestem ta zła co złe pliki rozsyła:)

    Na kierunkach związanych z zarządzeniem informacją/bibliotekarskich obowiązkowo szkoli się studentów z pewnych standardów wydawniczych – w teorii i praktyce. Miałam okazję paść ofiarą tego szkolenia, a także dyskutować o tym na gruncie ogólnopolskim. Każdy potwierdził to, co działo się moim udziałem – o czasopismach uczymy się albo w kontekście historycznym (co ma sens, bo odbywa się niejako równolegle z historią książki), albo wyznaczników formalnych. Kilka lat temu jako studentka zostałam postawiona przed zadaniem 1. skład książki 2. skład czasopisma i nie mogłam dopasować swojej pracy do spodziewanych efektów, tylko do pewnych norm. No ale ok, w końcu to tylko odprysk z zajęć „zagadnienia wydawnicze i księgarskie” i szczytem elektroniczności był naturalnie pdf z formatowaniem „na sztywno”, bo przy okazji ocenia się też te umiejętności. Niestety, okazało się, że szkoły wyższe innego typu niż moja wtłaczają często podobne schematy, być może rykoszetem, bo jakoś studentów/tki z zadań rozliczać trzeba. Plus oczywiście gotowe schematy w oprogramowaniu do których przywiązują się chyba nawet bardziej osoby z bagażem zawodowym niż studenci. Ja swoją batalię jako studentka przegrałam i okazało się, że skład i łamanie mają być takie jak w podręczniku i mam sobie wyobrazić, że czynię to bardziej ” pod druk” niż „pod ekran”. Co ciekawe te same zajęcia obejmowały również publikacje w Internecie i sposoby prezentacji (strony, serwisy itd.), gdzie już aspekt tego jak się czyta z ekranu był poruszany:) Nie mam dokładnych informacji jak osoby szkolące się bezpośrednio w DTP mają możliwości rozwijać skrzydła w kierunku rozwiązań bardziej praktycznych, postaram się zaciągnąć języka.

    Na szczęście doktorat próbuję ścibolić z innych zagadnień (aczkolwiek właśnie narodziły się w moim umyśle nowe pytania badawcze dot. kwestii w artykule:) ) i jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi wyrabiać pańszczyznę uniwersytecką w postaci zajęć dot. warsztatu redaktorskiego, przysięgam iż moi studenci/tki będą na te sprawy uczulani/lane. Może drgnie coś jak przyjdzie nowe?

    A może właśnie ujawniła się spora luka i jest to szansa dla kogoś na napisanie poradnika-podręcznika właśnie od strony technicznej? Obiecuję propagować w środowisku naukowym, coby narybek (który ostatnio mi oznajmił, że tekst dłuższy niż 30 stron jest zbyt obszerny i czytany na zajęcia nie będzie, prawie ze śmiechu kipnęłam) miał jakiś przystępny materiał bazowy? Gdzieś miałam pochowane po dyskach jakieś współczesne ale anglojęzyczne poradniki, jednak nadzieja, że przyswoi mi to cała grupa jest jeszcze bardziej płonna niż ta, że przygotowanie do zajęć obejmie coś ponad wikipedię:), zwłaszcza jak mam w sali doszkalających się nauczycieli… :(

    0
    • Robert Drózd pisze:

      O, taki podręcznik byłby jak najbardziej wskazany – konieczne byłoby aby autor orientował się i w klasycznym edytorstwie, miał też w małym palcu nowe technologie i formaty. Kwestia jeszcze taka, że co 2-3 lata należałoby podręcznik aktualizować, bo kto wie, na czym będziemy czytali za jakiś czas.

      0

Skomentuj dawid Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.