Z fajną akcją promocji czytelnictwa ruszył dzisiaj Wrocław. Szkoda tylko, że mentalnie znajduje się ona w ubiegłym wieku.
Czytasz w tramwaju lub autobusie książkę – jedziesz dzisiaj bez biletu! Rewelacja, prawda?
Ale na stronie wroclaw.pl czytamy:
We wtorek, 8 września, każdy, kto podróżując komunikacją miejską, będzie czytał książkę (w wersji papierowej), nie musi mieć przy sobie biletu. Kontrolerzy MPK takim osobom zamiast mandatu będą wręczać akcyjne zakładki do książek.
Na stronie akcji znajdziemy zdjęcia wrocławian z książkami oraz ich czytelnicze historie. To wszystko z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Analfabetyzmem. Inspiracją było rumuńskie miasto Cluj-Napoka, gdzie czytanie książki zwalniało z opłaty za przejazd, przynajmniej przez cztery dni w czerwcu tego roku.
Tylko dlaczego książka musi być papierowa? Czy wrocławscy urzędnicy nie zauważyli, że jest rok 2015 i wiele osób czyta na czytnikach, tabletach, albo telefonach?
Dla wielu z nas właśnie czytanie w podróży, w komunikacji miejskiej było powodem, aby kupić czytnik, a nie nosić ze sobą ciężkich książek.
O sprawę oczywistą spytał Michał Potocki z portalu MMwroclaw.pl:
Rozpoczęcie akcji ucieszyło z pewnością wielu wrocławian, wystarczy dziś mieć ze sobą książkę, by nie płacić za bilet w komunikacji miejskiej. Ale uwaga, e-booki się nie liczą i czytelnik książki w formie elektronicznej bez biletu dostanie kwitek do zapłacenia 150 zł kary.
– Warunkiem dzisiejszej jazdy bez biletu jest, żeby mieć tradycyjną książkę, do której będzie można włożyć zakładkę, którą specjalnie na potrzeby akcji stworzyliśmy – tłumaczy Ula Jagielnicka z wroclaw.pl, portalu urzędu miasta, który pilotujące akcję. – Ci, którzy na co dzień korzystają z e-booków, dzisiaj powinni wrzucić do torby również tradycyjną wersję swojej ulubionej książki.
Zgaduję, że kontrolerzy mieliby problem – czy ktoś kto wpatruje się w ekran, rzeczywiście czyta książkę czy np. przegląda Facebooka. No i osobę wpatrującą się w ekran ciężko promować jako symbol czytelnika.
Ale skoro to jest zabawa, to zasady mogłyby być choć trochę bardziej liberalne.
Jeszcze raz oddam głos portalowi MMwroclaw.pl:
Przecież osoba, która wozi czytnik musiała go zwykle kupić za nieco więcej niż kosztuje przeciętna książka czy darmowe wypożyczenie z biblioteki i wozi go nie po to, by pokazać kontrolerowi 8 września, ale by rzeczywiście czytać. Trochę śmieszne, że bilety na plastikowej karcie we Wrocławiu się liczą i nie muszą być papierowe, a książki, które nie wymagały ścięcia drzew już nie są uznane.
Może i nie ma o co kruszyć kopii, ot taka śmieszna niekonsekwencja.
Ale chyba nie do śmiechu będzie ludziom, którzy wsiądą do tramwaju z czytnikiem i usłyszawszy o akcji nie skasują biletu. Czy wtedy od kontrolera zamiast zakładki dostaną wezwanie do zapłaty?
Na zdjęciu, które zrobiłem we Wrocławiu ponad 4 lata temu – zabytkowy tramwaj Baba Jaga, z czasów gdy książki były rzeczywiście wyłącznie papierowe.
Czytaj dalej:
- Amazon w ramach walki z AI ogranicza liczbę publikowanych książek do… trzech dziennie
- O tym jak narzędzia AI masowo korzystają z pirackich e-booków
- Przetłumacz sobie e-booka! Wtyczka Ebook Translator do Calibre używa ChatGPT, DeepL lub Google i radzi sobie bardzo dobrze
- Sztuczna inteligencja uczy nas o e-bookach i sama pisze e-booki. Co będzie dalej?
- Księgarnia Inverso zakończyła działalność po czterech latach. E-booków nie sprzedawali już od maja
- Iga Świątek zachęca do czytania książek. A na zdjęciu… czytnik!
Nie uznają czytników, bo wtedy musieliby też uznać tablety i telefony.
I z akcji promującej czytelnictwo zrobiłoby się udawanie, że każdy czyta i nagle 95% pasażerów jest czytająca, a widok w komunikacji by się nie zmienił.
A tak naprawdę wizualnie, jeżeli w miejscach publicznych pojawiajałoby się więcej ludzi z książkami, to też miałoby wpływ na czytelnictwo. Np. mam wrażenie, że im więcej osób czyta w autobusach… tym więcej osób czyta w autobusach.
I dziwi mnie, żę w dzisiejszych czasach każdy musi się czuć czymś obrażony i dyskryminowany, bo jak jakaś akcja czy reportaż nie jest o nim lub go pomija, to jest to oburzające. Pokolenie egoistów.
Nie piję tutaj do autora artykułu, tylko licznych oburzonych w komentarzach w necie
O tym napisałem. Ale skoro to jest zabawa, to możnaby odpuścić i przyjąć, że każdy kto ma na ekranie jakiś tekst ciągły, czyta książkę. Albo do akcji dołączyć czytniki, na których nie da się wiele więcej robić poza czytaniem książek.
Polemizowałbym, czy tekst ciągły to już książka.
A jak ktoś czyta wiersze? To nie jest tekst ciągły.
Tablety i tel mają szersze zastosowanie i mogę sie zgodzić ze nie powinny podlegać akcji, ale IMO powinni uznać czytniki ebooków, ponieważ one służą tylko do czytania książek.
A jeśli ktoś ma książkę w ręku, ale nie czyta, a się wachluje tylko? Zaraz spięcie z panem kontrolerem -„Pani nie czytała! Wachlowała się tylko” -„A nieprawda, bo czytałam, ale się wzruszyłam!”. Może lepiej skasować ten bilet dla świętego spokoju.
Zdecydowanie nie zgadzam się już z pierwszym zdaniem. Na jakiej podstawie piszesz, że uznając czytniki musieliby uznać smartfony i tablety? Przecież ktoś tę akcję wymyślił, przygotował się do niej (tu mam zastrzeżenia), zorganizował. Organizatorzy poszli po najmniejszej linii oporu.
bo celem akcji nie jest to, żeby ludzie jeździli za darmo, tylko żeby książka była widoczna w miejscu publicznym, w tym wypadku w transporcie.
Jak dopuścimy czytniki, to ten element widoczności nieco przygasa i nie ma wtedy powodu, żeby nie dopuścić innych platform – bo przecież ktoś znowu poczuje się oburzony.
A potem audiobooki.
Akurat czytnik jest dość łatwo odróżnić od telefonu czy nawet tabletu. Jest poza tym urządzeniem wyspecjalizowanym do jednego celu, więc dość łatwo udowodnić, że nie posiada się go „dla picu”.
Dla moich dzieci laptop, tablet i czytnik wyglądają tak samo — jak tablet.
Wielu dorosłych (np. dziennikarzy) też nie rozróżnia tabletów i czytników.
Strzelam, że wśród kanarów jest podobnie…
Dla mnie OK — papier to papier.
I tak bym skasował bilet i używał czytnika.
Pytanie, dlaczego ktos kto czyta np na iPadzie czy innym tablecie ma byc inaczej traktowany niz ktos kto czyta na c czytniku z eInkiem?
Zdecydowanie „po linii najmniejszego oporu”.
Po oporze małości liniowej
Zdecydowanie Anna ma rację. Organizatorzy poszli po linii najmniejszego oporu.
Dobrze, że przynajmniej z oficjalnej strony akcji nie usuwają zdjęć czytelników, którzy odważyli się opublikować zdjęcie z czytnikiem ;-)
Chyba …poszli po linii najmniejszegi oporu :-)
Tak pół żartem, pół serio:
Tylko czy każdy kontroler wiedziałby co to jest czytnik i jak go od tabletu odróżnić? Pewnie jakieś szkolenie musiałoby być… A książkę papierowa każdy pozna;-)
Jest czytanie lepsze i czytanie gorsze jak widać.
ktos wie czy zwoj moze byc, czy musi byc klejona ksiazka? i tylko druk, czy przepisywana przez skrybe tez bedzie ok?
Najważniejsze pytanie brzmi – czy „To nie jest książka” to też książka?
Rozumiem, że gdybym czytał książkę telefoniczną np. z 1994 roku to oczywiście również nie muszę kasować biletu ponieważ jest to tradycyjna książkę do której można włożyć zakładkę ;)
Swoją drogą ciekawe ile osób skorzystało z akcji, zabierając ze sobą pierwszą lepszą książkę kurzącą się na półce i udając tylko, że czytają?
Myślę, że nic w tym złego – wręcz przeciwnie. Bo jeśli nawet większość pasażerów wzięła książkę tylko po to, żeby się w nią wpatrywać i udawać, że czyta, to może akurat pięć na sto osób jednak po prostu z nudów te kilka zdań przeczyta, a może jedna z tych pięciu się wciągnie i książkę skończy.
Nie rozumiem tej krytyki – moim zdaniem dobrze, że nie dopuścili tabletów/smartphonów. Dobrze pokazać, że książka papierowa nadal żyje. Nawet najlepszy wyświetlacz nie zastąpi papieru, namacalności książki, która stoi w regale – kto czyta ten zrozumie :)
Zapomniałeś o zapachu… ;-)
Dokładnie ;) zapach nowej książki to jest to! ;)
A co dopiero zapach starej…
Książki służą do czytania, a nie wąchania :)
A najlepiej pachnie kurz na książkach w domowej biblioteczce ;-P
No i o bezpieczeństwie!!! Taką papierową cegłą to można się obronić… A czytnik to co może zrobić :(
Czytnik pewnie też mógłby dużo, zwłaszcza gdyby był w stosownej okładce…
Czytam dużo, nie rozumiem.
„Nawet najlepszy wyświetlacz nie zastąpi papieru, namacalności książki, która stoi w regale – kto czyta ten zrozumie :)”
Cóż za prymitywna manipulacja… Podajesz idiotyczny argument i od razu zaznaczasz, że jeśli ktoś „nie rozumie” (znaczy nie zgadza się z nim), to znaczy że nie czyta…
A ja właśnie czytam. I książki papierowe i elektroniczne i książka elektroniczna bez problemu zastępuje tę papierową. A jak ktoś jest wąchaczem-fetyszystą, to może niech sobie kupuje jakąś makulaturę? Po co mu książka? Tyle różnych papierów można wąchać…
Nie rozumiem tej krytyki – moim zdaniem dobrze, że nie dopuścili tabletów/smartphonów. Ale powinni pójść dalej i nie dopuścić książek drukowanych. Dobrze pokazać, że księga przepisana przez skrybę nadal żyje. Nawet najlepszy druk nie zastąpi kaligrafii – kto czyta ten zrozumie :)
Przypomniało mi się, jak czytałem kilka lat temu w lokalnej prasie o mężczyźnie, który chciał skorzystać z darmowych przejazdów komunikacją w Dzień bez Samochodu. Pojechał sobie gdzieś z żoną i dziećmi. Jako że dowód rejestracyjny był tylko na niego, cała reszta rodziny dostała mandat. Jak to się skończyło, nie wiem.
A to niespodzianka! Darmowy przejazd za okazanie dowodu rejestracyjnego (dowodu, nie kserokopii, zdjęcia czy nagrania audio) i osoba, która nie ma dowodu rejestracyjnego, dostała mandat… Tyle że w wypadku tej akcji sprawa dotyczy czytelników, którzy powinni ogarnąć regulamin.
A kierowca autobusu powinien każdego wchodzącego prosić o podpisanie zaznajomienia się z regulaminem. No litości. Albo robi się szybką, fajną, a przede wszystkim jednodniową akcję, albo kompromituje się betonowym spojrzeniem na współczesność i równie betonową elastycznością, kiedy ktoś brak tego pierwszego wytyka.
Bo żonę z dziećmi kierowca powinien wysłać samochodem. To ci dopiero promocja komunikacji w mieście i szanowanie głównego celu Dnia bez Samochodu.
Zdarzyło mi się być w Brukseli w trakcie dnia bez samochodu. Ulice były puściutkie (przez cały dzień może ze dwa jadące samochody widziałam), a komunikacja darmowa tak po prostu – nikt nikomu nie kazał niczego dokumentować ani okazywać.
W Warszawie dzień bez samochodu tak właśnie wygląda. Znaczy nie dlatego, że ulice są puste, ale NIKT nie płaci za bilety, nawet kasowniki są nieczynne.
Jak mnie przerażają osoby z takim bezmyślnym i bezkrytycznym podejściem do „regulaminów”… Nie ważne jak głupi, szkodliwy itd. ale jest regulamin!
To o ludziach o tego typu mentalności historia pamięta później, bo strzelali do protestujących współobywateli albo wydawali okupantom… No jak? Przecież rozkaz był… czy tam inny regulamin. A jak wiadomo regulamin zwalnia z myślenia, odpowiedzialności i przyzwoitości…
Czyli istotą akcji jest promowanie książek a nie czytelnictwa. F*ck logic…
Pozostaje tylko wyciąć dziurę w książce i włożyć czytnik.
http://vignette1.wikia.nocookie.net/shawshank/images/0/0e/Andy_Dufresne's_Bible.jpg
Więc jednak lepsza książka niż e-czytnik.
Miałem czytnik i cienką książkę SF, żeby mi torby nie obciążała ;)
W dziurę w książce wkładano zwykle alkohol (piersiówka) lub broń (u Forsytha jest taki motyw)
Jak właściciel czytnika dostałby zakładkę też by się chyba nie obraził – włożyłby ja do swojej ulubionej papierowej książki. ;) Posiadanie czytnika nie oznacza, że ktoś nie ma w domu ani jednej „zwykłej” książki…
Off topic co nieco, ale z życia wzięte.
Rzecz miała miejsce dzisiaj. Podchodzi do mnie pani w autobusie i prosi o bilet. Wyjmuję kartkę z wydrukowanym biletem miesięcznym, a pani do mnie: „dziękuję, teraz pana nie skontroluję bo to koleżanka ma czytnik”. ;)
Jak widać bez czytników – ani rusz! ;)
Wyobrażam sobie minę kontrolera, kiedy pokazałbym mu zwój papirusowy?
I dlatego dobrze, by władze nie zajmowały się prowadzeniem biznesu; przewożenie pasażerów to biznes.
Prywatny przewoźnik wymysliłby sobie taką, albo inną ulgę, albo jakąś bzdurę, uderzyłoby to po jego kieszeni. Za fantazję urzędników miejskich zapłacą czytający na urządzeniach, nieczytający i nie korzystający z komunikacji miejskiej.
Gdy ktoś mówi, że woli papier od czytnika, to od razu podnosi się larum, że przecież liczy się treść. Ale jak powstaje akcja promująca czytelnictwo – jakkolwiek zorganizowana – to zamiast pochwalić i wspierać zacną ideę, ebookowcy podnoszą kolejne larum: że jednak treść treścią, ale co to za czytelnictwo bez czytnika?!
Ani to akcji nie służy, ani wizerunkowi ebooków.
Nieee… to jakoś nie tak… Larum czytnikowcy podnoszą chyba na hasło, „ebook to nie książka”. „Wolę papier” chyba nie budzi aż takich emocji, żeby zaraz larum podnosić: a niech se woli nawet tabliczki gliniane.
Natomiast stwierdzenie „co to za czytelnictwo bez czytnika” oznaczałoby, że czytnikowcy są wrogami analogów, a chyba nie są.
Ile żalu mogliby audiobookowcy wylać… :-D
Akcja fajna, ale skasowałabym bilet, gdybym akurat musiała skorzystać z komunikacji miejskiej.
Nieładny clickbait
Chyba Robert zapomniał poinformować, że powiększyła się redakcja. Od teraz tytuły wpisów będzie tworzył były pracownik Faktu/Super Expressu/innego śmiecia.
This.
Nie ma co się obrażać. Sam używam czytnika i telefonu, ale chodzi tu o szczytny cel – promowanie czytelnictwa – i to jest najważniejsze. Nie widzę problemu w „przerzuceniu się” tego dnia na papier.
Złośliwie napomknę, że książki czytają w tramwajach i autobusach osoby regularnie dojeżdżające do pracy/uczelni, z reguły posiadające bilety miesięczne. Tak więc, nie ujmując niczego samej idei akcji stwierdzam, że jej koszt znikomy a reklama znakomita.
„koszt znikomy a reklama znakomita” – i to są właśnie idealne proporcje. Popieram wrocławską inicjatywę całym sercem. Bardzo fajna akcja.
Niech żyją papierowe książki!
Ostatnie zdanie w dyskusji.
Jak to jest, że organizatorzy tak wzbraniają się przed włączeniem w akcję iście czytelniczą urządzeń przystosowanych właściwie jedynie do tego, a nie można skomentować ich poczynań nie posiadając konta na fejsie? Może niech w ramach tej kampanii – Papier rządzi! – informacje o akcji propagują jedynie w prasie „papierowej”, na plakatach i bilboardach? Przecież to nie przystoi, żeby do czytania o takich akcjach korzystać z urządzeń elektrycznych…
Absolutnie rozumiem, dlaczego urządzenia elektroniczne wszelkiej maści się nie liczą. Już widzę te kłótnie młodzieży, że na tablecie czytają Mickiewicza, a nie – siedzą na fejsie. A dla jednodniowej akcji, przeprowadzenie szkolenia dla wszystkich kontrolerów pt. „jak odróżnić czytnik książek od innych urządzeń elektronicznych” jest chyba bez sensu. A w dodatku taki kontroler musiałby wytłumaczyć gimnazjaliście, który nie wie o istnieniu czegoś takiego, jak czytnik, dlaczego on, „czytając” na tablecie dostał mandat, a pasażer sąsiad, czytając na „innym tablecie” nie.
Poza tym ta akcja ma promować czytelnictwo. W ten jeden dzień pasażerowie czytający mają dać przykład nieczytającym, a patrząc na czytnik od tyłu nie widać raczej co to za urządzenie. Do korzystania z czytników przekonują inne akcje – przeznaczone dla czytelników książek papierowych.
Sama nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałam papierową książkę. Korzystam wyłącznie z czytnika. Ale nie mam zamiaru z tego powodu obrażać się na MPK.
A poza tym, celem tej akcji jest promocja czytelnictwa, a nie zdobycie darmowego biletu. Akcja jest więc skierowana głównie do nieczytających, czyli nie do posiadaczy czytników, bo oni – skoro je mają, to i tak z pewnością, gdzie jak gdzie, ale w komunikacji miejskiej z nich korzystają.
Jeśli jakaś akcja jest skierowana do osób po 50 roku życia, to nie zamierzam się obrażać, że mam dopiero 25.