Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Czy promocje po 9,90 zł zniszczą rynek e-booków?

Jakie są właściwie efekty dużych obniżek cen na e-booki? Czy one pomagają w rozwoju rynku książki elektronicznej, czy raczej go niszczą?

Temat „Naszej Ulubionej Ceny” budzi liczne kontrowersje. Przykładowo, cieszyliśmy się już dwukrotnie z „Lodu” za 9,90 zł, co nazwałem „najlepszą książkową promocją od czasu wynalezienia e-papieru”. Rozmawiałem też jednak z ludźmi, którzy łapali się za głowę i pytali, jak to możliwe, że książka o wartości 60 złotych oddawana jest za bezcen.

Trzeba to jakoś wyjaśnić.

Fenomen niskiej ceny

Samo założenie sprzedawania po 9,90 zł lub podobnej cenie jest proste: dystrybucja cyfrowa oznacza, że koszt sprzedania dodatkowej sztuki produktu jest niewielki – zatem najlepiej obniżyć cenę i sprzedać jak najwięcej sztuk.

Niskie ceny treści cyfrowych znamy chyba najlepiej z rynku gier. Tam nowości wciąż kosztują koło 100 złotych. Ale niemal od razu zaczynają się promocje i przeceny.

Gracze wiedzą, co dała im popularność platformy Steam. Kiedyś w promocji świątecznej kupiłem za 40 złotych wszystkie części Grand Theft Auto od pierwszej do GTA IV z oficjalnymi dodatkami. A przecież w tym czasie sam ten dodatek chodził po 80 złotych. Wiemy, co robi Humble Bundle, gdzie właśnie za grosze można kupić Cywilizację. Sprzedano już 330 tysięcy sztuk i zebrano ponad 3 miliony dolarów. Podobne akcje zdarzają się w Polsce. Kilka dni temu CDP zorganizowało Cyfrowy Giermasz, który na cały dzień zatkał im stronę z powodu ogromnego zainteresowania.

Również w przypadku e-booków cena 9,90 zł potrafi wywołać amok wśród czytelników i obciążenie serwerów księgarni. Kilka dużych promocji, które zorganizowały m.in. Ebookpoint, Woblink i Publio doprowadziło do tego, że samo dokonanie zakupu wymagało nieraz cierpliwości.

Czy tak będzie wyglądać rynek e-booków w Polsce? I komu się to opłaci?

Do tego tematu przymierzałem się od dawna. Nie wiedziałem, z której strony do niego podejść, postanowiłem więc zebrać najważniejsze argumenty za i przeciw takiej cenie.

Argumenty ZA ceną 9,90 zł

1. Popularyzuje książkę elektroniczną

Zacznę od stwierdzenia oczywistego – nie jesteśmy bogatym narodem. Wysokość zarobków w Polsce sprawia, że wydatek w księgarni wiele osób musi poprzedzić poważnym namysłem. Książka za 30 złotych staje się dobrem luksusowym.

To właśnie ceny książek w Polsce sprawiają, że ludzie rezygnują z czytania nowości. Ci bardziej zdeterminowani wymieniają się książkami, albo zapisują na listę w bibliotece.

Tak wygląda u mnie w osiedlowej bibliotece w Starej Miłośnie lista oczekujących na „Wołanie kukułki”.

Jeśli e-book kosztuje niemal tyle co książka papierowa, to kompletnie podważa sens książki elektronicznej jako alternatywy. Tym bardziej, że postrzegana przez większość ludzi wartość e-booka jest niższa niż papieru. Bo przecież – tak myślimy sobie – wydawca nie ponosi kosztów papieru, druku i dystrybucji fizycznej. E-booka ciężko też odsprzedać. Wprawdzie VAT na e-booki wynosi 23% zamiast 5% – ale według dość powszechnej opinii – i tak e-book powinien kosztować np. połowę tego co papier.

Jeden z komentarzy na blogu pokazujący dość powszechne myślenie.

Ja od siebie dodam tylko tyle, że gdyby nie książki elektroniczne, to teraz najprawdopodobniej nic bym nie czytał. Na płacenie po 30 zł za książkę mnie nie stać, a próba wypożyczenia czegoś co mnie interesuje z biblioteki to jak walka z wiatrakami – wypożyczona i termin oddania za 2 miesiące. Jak już kupuje ebooki to więcej niż 14 złotych nie płacę (ale zwykle to kupuje tylko coś co mnie interesuje i kosztuje 9,90), więc w ciągu miesiąca zamiast 3 książek papierowych mogę kupić 10 ebooków.

10 złotych to jasny sygnał, że jest tanio – i że warto sięgnąć po książkę elektroniczną, bo to się bardziej opłaci niż papier. Wprawdzie po roku będziemy mieli tych tytułów więcej niż jesteśmy w stanie przeczytać, ale… przecież mamy je legalnie, autorzy i wydawcy zarabiają.

2. Zabiera argumenty piratom

Wielu ludzi, którzy wkręcili się w kupowanie książek promocyjnych nigdy by nie sięgnęło po nie w cenach 25-30 złotych. Taki wydatek nie znajduje wg nich uzasadnienia – a zasoby pirackie są spore.

Ale cena 9,90 zł będzie już na tyle przyjazna, że często komuś będzie wstyd ściągać z chomika czy torrentów, skoro może kupić „na legalu”.

Sądzę, że już niedługo w przypadku e-booków pojawi się presja środowiska, żeby „nie ściągać”. Taka istnieje już na forach poświęconych grom. Jeśli ktoś zapyta o pirackiego „Wiedźmina”, to natychmiast zostanie objechany w słowach niecenzuralnych. Bo dziś już gry kupują nawet uczniowie i studenci, u których z kasą było zawsze kiepsko.

Poza tym (mimo narzekań na jakość e-booków) – argument o jakości legalnej książki też ma znaczenie. Zakładamy, że kupujemy książkę i nie męczymy się z jakimiś amatorskimi skanami, czy co gorsza, tłumaczeniami. W pewnym momencie w życiu stwierdza się, że mogę wydać te 10 złotych, a nie mam czasu na szukanie jakichś dziwnych kopii.

3. Uwalnia zakupy impulsowe

Jak dużo książek kupiliśmy tylko dlatego że były po 9,90 zł? Mi zdarza się to co kilka dni – im zresztą prostszy zakup (np. z konta punktowego na Nexto albo one-clickiem na Amazonie) – tym szybciej to idzie.

Cena 9,90 zł jest więc narzędziem zwrócenia uwagi na tytuły, które kosztując po 20-30 złotych giną w tłumie. Za dychę można zaryzykować spróbowanie mniej znanego autora, albo i rozpoczęcie przygody z tym znanym, którego jeszcze nigdy nie czytaliśmy. Książki poradnikowe kupujemy „bo a nuż się przyda”, powieści kupujemy na zapas, na przyszłość, na wakacje, które w naszym mniemaniu spędzimy w całości z czytnikiem.

Popularną promocją jest też przecena pierwszego tomu jakiejś serii – jeśli się wciągniemy – to następne kupimy choćby i drożej. Zdarzało się, że te pierwsze tomy sprzedawano za znacznie mniej niż 10 złotych, albo i rozdawano za darmo.

4. Sprawia że sprzedaż e-książek idzie w tysiące

Jeszcze niedawno podawano całkiem poważnie, że e-bookowe bestsellery sprzedają się w 100-150 egzemplarzach. Teraz są to tysiące.

Niestety, mało kto podaje konkretne liczby. Ale jeśli pamiętamy obciążenie serwerów polskich księgarni przy dużych promocjach, to nie mamy wątpliwości, że takiego ruchu nie zrobiło 100 osób.

Jeśli Virtualo chwali się sprzedażą pół miliona tytułów w całej sieci – to na pewno spora część była w cenach promocyjnych.

Argumenty PRZECIW cenie 9,90 zł

1. Obniża postrzeganą wartość książki

Wyobraź sobie, że jesteś autorem, który przez rok pracował nad swoim nowym dziełem. Teraz je wydałeś. Wchodzisz do księgarni, widzisz twardą oprawę, porządny papier, wyraźny druk i cenę 39,90 zł na okładce. Czujesz, że stworzyłeś faktycznie coś wartego tej kwoty. Czują to też Twoi czytelnicy, bo książkę kupują, ustawiają się do autografów na spotkaniach autorskich. Część z nich kupuje na Allegro, gdzie hurtownik ma tę pozycję z 20% rabatem. Nie widzisz w tym problemu.

Ale pół roku później przechodzisz obok stoiska z tanią książką w markecie i… widzisz swoje dzieło z wielką naklejką „9,90!”. Ludzie wrzucają książkę do koszyka, leży tam obok jogurtu, na promocyjnej tacce z udkami kurczaka, a rychło przykryta zostanie przez dwa pory.

I tak właśnie czują się autorzy, gdy widzą swojego e-booka za 9,90 zł.

Czego by o cenie nie mówić – często na podstawie samej ceny oceniamy wartość danego produktu. Jeśli widzimy dwie książki – po 16 i 32 zł – to ta druga wydaje nam się bardziej wartościowa, niezależnie od jej treści. Gdy widzimy e-booki z wydawnictw self-publishingowych po parę złotych, podświadomie nastawiamy się podejrzliwie – bo pamiętamy, że przecież książka nie może być tak tania.

Dlatego też cena nominalna e-booka jest zwykle tylko niewiele niższa niż papieru… i to się raczej nie zmieni. Jeśli cena 9,90 będzie się pojawiać – to nadal wyłącznie w promocjach. Musi być ten punkt odniesienia, dzięki któremu czujemy, że jest to okazja.

2. Brak „efektu skali” może prowadzić do zmniejszenia przychodów

Popularny argument za „9,90” jest taki – obniżcie cenę, wszyscy kupią, wtedy więcej zarobicie.

Ale to nie zawsze jest prawda. Promocje za 9,90 zł nie są zawsze grą „win-win”. Jeśli cena zostanie obniżona, a odpowiednia liczba osób nie kupi książki – wydawca i autor tracą na obniżce. Prosta arytmetyka.

Przykładowo: bez promocji książka kosztuje 25 złotych. Kupi ją 100 osób. Przychód wynosi 2500 zł. Obniżamy cenę książki do 10 zł. Co się wtedy stanie?

  • 500 osób? Przychód to 5000 zł – hurra!
  • 250 osób? Przychód to 2500 zł – no, tak samo, jakbyśmy nie obniżali – choć zwróćmy uwagę, że mogą dojść dodatkowe koszty zmienne: koszt transakcji, koszty zorganizowania promocji czy programu partnerskiego.
  • 150 osób? Przychód to 1500 zł – tracimy, choć wzrost sprzedaży wyniósł 50%.

Przy pierwszej obniżce na książkę rzucą się tłumy. A przy kolejnych? Mogą ją zignorować.

Przykład książki „Leci z nami pilot” – gdy pierwszy raz była na nią promocja w lutym 2012, poświęciłem jej osobny artykuł – bo naprawdę warto ją przeczytać. I o ile pamiętam, cieszyła się sporym powodzeniem, chociaż była wtedy wyłącznie w formacie EPUB – już bez DRM. Dzisiaj ta pozycja pojawia się w promocjach regularnie i mało kto zwraca na nią uwagę.

I to jest wtedy największy problem. Książki, która pojawia się często w promocjach prawie nikt nie kupi za te nominalne 25 złotych. Ani nawet za 20 albo za 16, bo ludzie będą „polowali” na powtórkę z ceną 9,90 zł. W końcu nikt nie lubi kupować drożej, tylko po to, aby dowiedzieć się tydzień później, że jest taniej.

Jedynym sposobem aby sprzedać dany tytuł będzie wycenienie go na 10 złotych – albo i mniej. Ale wtedy i tak nie kupią go tłumy bo te… rzuciły się na pierwsze promocje. Ostatecznie na danym tytule wydawca i dystrybutor zarobi mniej.

Z kolei przy częstych obniżkach obniży się też… postrzegana wartość książki – jak to działa, pisałem wyżej. Całe szczęście, jest jeszcze cena wydania papierowego, która może być odniesieniem.

A rynek e-booków w Polsce jest dość płytki. Sądzę, że książki elektroniczne kupuje najwyżej kilkanaście tysięcy osób. Po prostu nie ma tylu czytelników e-booków w Polsce, aby działał efekt skali.

Jasne, posiadacze czytników kupują więcej. To mamy udowodnione w badaniu Publio i Świata Czytników z 2012 roku i widzimy na własnych przykładach. Ale sami często czujemy przesycenie i ograniczamy się, bo już w tym miesiącu wydaliśmy 100 złotych – i to na tytuły w promocji!

Masowe obniżki doprowadzą więc do tego, że księgarnie wcale więcej nie zarobią.

3. Burzy lojalność księgarni

Jeśli księgarnie mają taki sam produkt – wtedy często liczy się po prostu cena. W przewodniku nt. kupowania książek zwracam uwagę na to, że czasami lepiej zapłacić trochę więcej niż męczyć się ze sklepem, którego dobrze nie znamy, lub z którym mieliśmy kiepskie doświadczenia.

Księgarnie o tym wiedzą i szukają pomocy w marketingu. Mogą wymyślać tematy na akcje promocyjne, rysować ładne banery, dodatkowe konkursy – ale wiele osób i tak rzuci się na najniższą cenę.

A internet likwiduje nierównowagę informacyjną. Super okazja w księgarni X za 18 złotych! Tyle że księgarnia Y ma tę samą pozycję za złotych 15. Użytkownik ma konta w dwóch serwisach, a ze Świata Czytników dowie się o tej drugiej promocji. Zresztą serwisów donoszących o okazjach cenowych i porównywarek będzie niedługo więcej niż liczących się księgarni…

Swoją drogą w porównywarce Świata Czytników nie zawsze najwyżej są księgarnie z najniższą ceną. Liczy się liczba dostępnych formatów oraz brak DRM, choć to drugie to już dziś nie problem.

Jednym z pomysłów na zyskanie przez księgarnie powracającego klienta jest sprzedanie książki taniej – ale tylko wybranym klientom. Wykupujemy np. reklamę w konkretnym serwisie i każdemu użytkownikowi który się zarejestruje dajemy kod rabatowy. Tyle, że te kody się rozejdą i łowcy promocji również do nich dotrą. Można się zabezpieczyć przed wykorzystaniem kodów poza osoby do nich uprawnione. Jaką jednak mamy gwarancję, że nie pozyskaliśmy kolejnego łowcy, który i tak ma konta w innych księgarniach?

4. Sprowadza temat e-booków wyłącznie do kwestii cenowych

Ja nie zacząłem czytać e-booków dlatego, że były tanie. W roku 2008 gdy po raz pierwszy na swojej Nokii 9300 zainstalowałem program Mobipocket Reader – wtedy nie było prawie żadnych legalnych e-booków. Konwertowało się to, co było do znalezienia. Liczyła się wygoda, dostępność, możliwość przeczytania w niemal każdej sytuacji. Z tymi samymi motywami przerzuciłem się w 2010 na pierwszego Kindle.

Gdy pojawiły się legalne e-booki – to od razu pojawiła się krytyka cen, bo na początku nikt nie odważył się prowadzić promocji. Teraz z kolei promocji mamy nadmiar, a ceny nadal się krytykuje, bo akurat dany tytuł, który kogoś interesuje w promocji nie jest. Trwa więc nieustanna dyskusja o cenach – tu jest bardzo tanio (bo promocja), tu jest bardzo drogo (bo nie ma promocji).

I kto wie, czy przeciętny człowiek słysząc, że e-booki są po 9,90 zł – nie myśli sobie: Aha, fajnie że jest taniej, no ale wolę papier, nie męczy oczu. A poza tym to nie mam czasu na książki, nie będę targał takiego tomu ze sobą w autobusie… Innymi słowy – księgarnie rzuciły się w promocje, zapominając nieraz o promocji… samego elektronicznego czytania.

Argument niskiej ceny przekona – ale już tych, którzy zostali do czytników przekonani.

Podsumowanie – liczy się to ile łącznie wydajemy

Wyścig cenowy prowadzi do zniszczenia biznesu – to prawda obowiązująca w każdej branży. Gdy rozmawiam z księgarniami, spotykam się z opinią, że 9,90 zł to spirala śmierci, na której niektórzy mogą się wywrócić.

Zacytujmy zresztą Mateusza Tobiczyka z Woblinka:

Żadnemu z podmiotów nie opłaca się utrzymywanie tak niskich cen. Jednak jesteśmy do tego zmuszani: z jednej strony przez oczekiwanie rynku wywierającego ogromną presję na księgarnie, by utrzymywać niskie ceny, z drugiej strony chęć księgarni, by budować swoją pozycję rynkową przez dynamiczny wzrost sprzedaży i agresywną politykę cenową, premiuje niskie ceny. Oczywiście jest to wygodna sytuacja dla czytelników, bo zakup ebooka nie drenuje kieszeni nabywcy. Obecnego stanu sprzedawcy treści nie będą mogli utrzymywać w nieskończoność, bo nie jest tak, że produkcja i dystrybucja ebooków jest zupełnie bezkosztowa.

wtórującego mu szefa CDP, Michała Gembickiego:

Tak naprawdę w tej chwili sprzedaż online polega na ciągłym generowaniu niekończących się promocji, a klienci jak fala przelewają się od jednej do drugiej promocji. W międzyczasie niestety nie dzieję się najlepiej. Promocje to niestety takie błędne koło, w które wpadli i internauci i właściciele sklepów. Coraz więcej sklepów zaczyna przypominać – złote okazje, albo markafoni czy inne „elektroniczne dyskonty”. Niestety promocje nie sprzyjają też budowaniu lojalności, klienci za przysłowiowe 10 gr różnicy skaczą z serwisu na serwis i często w pogoni za okazją zapominają o innych walorach oferty danego sklepu.

Całe zjawisko podsumowywał już 1,5 roku temu Paweł Królak z „papierowej” księgarni Tolle:

Takie promocje to są pojedyncze strzały. To okazja jednorazowa – wtedy automatycznie przyciągasz ludzi (szczególnie typ „łowców okazji”), bo działa reguła niedostępności. Tak samo jest pewna grupa Klientów, która tak czy inaczej zamierzała kupić dany produkt. A fakt, że danego dnia jest dużo tańszy, nie zmienia ich preferencji zakupu, a jedynie sprawia, że kupią w ten konkretny dzień, zamiast w inny.

Gdyby zaś cena była tak niska na stałe, to prawdopodobnie pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. Sama promocja działa i daje tak fenomenalne efekty właśnie dlatego, że w każdy inny dzień ceny są wyższe, więc jest w tym coś wyjątkowego. Gdyby na stałe ceny były na tym poziomie, to zwyczajnie nikogo by nie obeszło. Nie licz zatem na to, że (w absolutnej większości przypadków) obniżenie cen na stałe sprawi, że nagle ludzie na tyle zwiększą zainteresowanie tym produktem, że będziesz sprzedawać kilkakrotnie więcej.

W przypadku e-booków rozwiązania są różne.

  • Najprostsze – przywiązanie użytkownika do platformy – w Polsce jest niemożliwe. Nie mamy DRM-u, książki można kupować wszędzie. Oczywiście jeśli wejdzie Amazon, coś wymyśli Merlin – to może się zmienić.
  • Wypisanie się z gry o promocje i ustalenie własnych zasad. To zrobiło Legimi ze swoim abonamentem. W nim walkę o kolejne „dychy” zastępują przez stały miesięczny abonament. Podobny jest model prenumeratowy dla gazet – co robią Nexto, Publio oraz wydawcy Polityki czy Forum.
  • Programy lojalnościowe – im więcej wydajesz w danym sklepie, tym bardziej to ci się opłaca. Takie programy ma sporo księgarni – Ebookpoint, Nexto, Legimi, Złote Myśli, Koobe, Woblink – ale chyba tylko temu ostatniemu udało się wypromować lojalność przez akcję Bumerang.
  • Nadchodzi też era pakietów i podnoszenia wartości koszyka. Sądzę, że księgarnie zrozumieją, że sprzedawanie po 9,90 zł pojedynczych tytułów słabo się opłaca. Ale jeśli za jednym razem klient zapłaci 60 złotych – to można mieć cenę jednostkową nawet niżej.

Inna sprawa, że to wszystko będzie mało skuteczne, jeśli nadal e-booki stanowić będą 2-3% polskiego rynku książki. No niestety, trzeba ten rynek rozwinąć, trzeba popularyzować czytelnictwo elektroniczne i to jest zadanie dla nas wszystkich – czytelników, wydawców, dystrybutorów i księgarni.

PS. Trzeba też walczyć o dobry użytek środków publicznych. Miliard złotych pójdzie w ciągu sześciu lat na „Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa”. Jak wspominałem, niewiele tam celów związanych z e-bookami – chociaż jest szansa np. na szerszą digitalizację i udostępnianie np. dzieł osieroconych. To też może rozruszać e-czytelnictwo.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

297 odpowiedzi na „Czy promocje po 9,90 zł zniszczą rynek e-booków?

  1. zipper pisze:

    Tak jak napisałeś, ostatecznie zarówno dla wydawnictw jak i sklepów liczy się sumaryczny zysk z ebooków. Odpadają koszty wytworzenia i magazynowania pojedynczych egzemplarzy.

    Niskie ceny nie zabiją rynku ebooków tak jak niskie ceny (humble bundle, wyprzedaże -85% na steamie) nie zabiły rynku gier. Wręcz przeciwnie, rynek gier na PC ponownie dzięki takim wyprzedazom rozkwitł.

    Niskie ceny skłaniają do kupowania więcej i częściej niż w normalnym trybie, co też zauważyłeś – normalnie bym książki X nie kupił, ale skoro tak tanio… I jeszcze tę i jeszcze następną… ;-)

    Trzeba to jednak robić z głową. Bardzo niskie wyprzedaże mają tendencję do zamrażania potencjału sprzedażowego danego tytułu na pewien czas. No bo skoro sprzedaliśmy Y sztuk książki w niskiej cenie to trzeba trochę poczekać, żeby odbudować zainteresowanie i skłonić kolejne osoby do kupna.

    EDIT: w zasadzie to tak wyczerpałeś temat, że trudno dodać coś oryginalnego od siebie :P

    0
  2. Blue pisze:

    Jeśli cena zostanie obniżona, a odpowiednia liczba osób nie kupi książki – wydawca i autor tracą.

    Słucham ? Jeśli nikt nie kupi tej książki za 9,90 to tym bardziej nie kupi za 29,90….
    Tzn co tracą ? Chyba nie zyskują?

    A na stwierdzenia osób z branży udowadniających że „niska cena jest zła” spuszczę zasłonę milczenia. Nie obniżajcie cen, nie róbcie promocji a zamiast mojej dychy zobaczycie moją figę.

    0
    • zet pisze:

      Zgadzam się w 100%. Kupując e-książki za 9,90, kupiłem ich dużo więcej niż zrobiłbym to normalnie. Sięgnąłem nawet po takie tytuły, których w życiu bym nie kupił za cenę wydrukowaną na okładce typu biografia najlepszego snajpera Navy Seals. Jeżeli książka elektroniczna będzie niewiele tańsza niż papierowa (np. Ostatnie rozdanie – Myśliwskiego swego czasu) to e-księgarnie raczej obejdą się smakiem. Kupią tylko prawdziwi miłośnicy elektroniki.

      0
      • zipper pisze:

        To zależy od tego JAK to się robi. Zbyt szybkie przecenienie książki na 9,90zł może spowodować, że nikt już jej potem nie kupi.

        Z reguły powinno to wyglądać tak, że najpierw daje się normalną cenę dla zapaleńców, a potem się obniża cenę o kolejne X złotych, aż się schodzi do tej najniższej akceptowalnej ceny i potem już pozosstaje przestać promować dany tytuł i zaczać promować inny.

        0
      • rossonero75 pisze:

        Bardzo ciekawy artykuł. Ze swojej strony chciałbym zgodzić się z przedmówcami i dodać tylko kilka uwag. Klient zawsze będzie głosował własnym portfelem i wszystkie w/w podpunkty dotyczące problemów wydawców mało większość obchodzi. Mój wiekowy kundel doładowuje systematycznie, korzystam z promocji i cieszę się, że jestem w gronie osób wydających swoje pieniądze na legalną kulturę. Przyznaję, że już dawno temu poluje na dane pozycje ebookowe w odpowiadającej mi cenie i chyba tylko ebooka S.Kinga „Doktor Sen” kupiłem po normalnej cenie.Pewnie jak część czytelników mam więcej niż jestem w stanie przeczytać ale wydał bym nawet więcej ale np. CDP nie sprzeda mi książki bo mieszkam w UK – lepiej ponarzekać na „spiralę śmierci” itp itd.

        0
        • zipper pisze:

          Tylko, że to cię obchodzić powinno. Rynek ebooków w Polsce jest tak mały, że jeżeli niskie ceny doprowadzą do tego, że wydawcy będą dokładać do interesu to możesz być pewny, że dokładać przestaną.

          Z drugiej strony, dla wydawcy wypuszczenie ebooka to koszt prawie żaden. Ale sklep też musi wyjść na swoje, a to już są realne koszta.

          Akurat na tym rynku pozostaje życzyć wydawcom samych sukcesów, bo inaczej może być nieciekawie.

          0
          • Blue pisze:

            to możesz być pewny, że dokładać przestaną.

            Jak żywo przypomina mi to pogróżki deweloperów w 2009-2011, że jeśli mieszkania będą zbyt tanie to oni budować nie będą. :)

            Mamy 2014 mieszkania tanieją a oni wciąż budują nowe.

            Myślę, że jeśli mogą na sztuce zarobić choćby 2 PLN to zarabiać będą. Nie ten to inny. Jeśli nie… no cóż czytanie to nie jedzenie. Zostaje jeszcze Amazon i bardzo dużo książek dostępnych na rynku. Dla niecierpliwych (vide. Wiedźmin) lub – nie oszukujmy się bo mieszkamy w Polsce – ubogich zostaje chomik.

            0
            • zipper pisze:

              Dla wydawcy każdy sprzedany egzepmlarz to w zasadzie zysk (po przekroczeniu kosztów konwersji). Gorzej sprawa się ma ze sklepami.

              Wydawcy mogą być chętni do wypuszczania ebooków ale mogą nie znaleźć chętnych sklepów, żeby je sprzedawać. Wtedy może się stać tak, że będą sprzedawać tylko i wyłącznie na swoich stronach internetowych, a tego już bym nie chciał.

              Ja czasami, kiedy kupuję I tom jakiegoś nowego cyklu boję się, że sprzeda się on za słabo, żeby wydawca wydał kolejne… Na razie te obawy się na szczęście w żadnym wypadku nie zdażyły potwierdzić :-) No ale w przypadku decyzji o wydaniu kolejnych tomów bierze się pod uwagę raczej sprzedaż papierową.

              0
              • oshin pisze:

                A ja już niestety parę serii musiałam pożegnać np. Fforde (oby jego wydawca szczezł). Przy niektórych przerzuciłam się na angielski, ale przy niektórych niestety nie dałam językowo rady.
                Od tego czasu staram się jak najrzadziej kupować książki z serii jeśli nie ma wydanych już przynajmniej trzech tomów (a cena na nie jest w miarę wysoka, bo dużą obniżka w papierze może oznaczać, że tytuł jest wyprzedawany i będzie porzucony).

                0
    • Wojciech pisze:

      Jak rozumiem jest to skrót myślowy od „zysk ze sprzedaży większej ilości kopii za 9,90/sztuka był niższy niż zysk ze sprzedaży mniejszej ilości kopii za 29,90/sztuka”.

      0
      • Zależy czy występuje tzw. efekt skali. Przy rynku rzędu 2-3% wydaje się on mało prawdopodobny.
        Zapraszam z resztą do moich obliczeń:
        http://bezdruku.pl/rynek-ebookow-w-polsce-w-promocjach-mamy-ciagly-ruch-czesc-pierwsza/

        0
        • Andzik pisze:

          Argument jest trafiony jak kula w plot. Ten sam stosuja wszyscy liczacy ile to traca na piractwie, liczac ilosc sciagnietych kopii i mnozac przez cene oryginalu. Tylko ze piraci zazwyczaj nie kupiliby oryginalu. Prawdopodobnie te 150 osob tez nie kupilo by ksiazki za 25 zl, a przynajmniej wiekszosc z nich. Poza tym skoro wytworzenie kopii juz nic nie kosztuje to kazda pchnieta sztuka jest przychodem i nie wazne w jakiej cenie. Liczenie niezarobionych pieniedzy jest bezsensu.

          0
          • Argumentu o „wirtualnych stratach” nie uznaję. Uważam tylko że przy obecnej polityce klient jest zniechęcany by kupować cokolwiek po cenie „okładkowej”. Nie stawiam problemu na zasadzie kupować po 25 zł czy ukraść, ale za ile kupować…

            0
            • Blue pisze:

              Zacznijmy od tego, że zgodnie z rozumowaniem klienta „cena okładkowa” dla e-booka to nieporozumienie.

              Wiem, wiem, za chwilę wydawcy będą udowadniać, że „klient się myli”, jednakże zapominają, że „klient zawsze ma rację” bo dysponuje portfelem i wolną wolą, a jak na razie argumenty wydawców, że musi być drożej zostały obalone wielokrotnie na różnych forach.

              0
          • oshin pisze:

            Liczenie niezarobionych pieniędzy to podstawa biznesu :))) Przecież na tym to polega właśnie.
            Czy mam obniżyć cenę na 9,90 i liczyć, że kupi 1000 osób i wtedy zarobię albo chociaż koszt się zwróci, czy jednak zostawić wyższą cenę, bo doświadczenie wskazuje że dam radę na tym lepiej zarobić.
            W sprzedanej książce jest również koszt księgarni, która ją sprzedaje. Tego, że istnieje, że ma www, serwer, ludzi, którzy to obsługują, że ma kasę na marketing dzięki któremu dowiemy się o promocji, itp. itd.
            Zawsze jest jakiś koszt, który musi się przynajmniej zwrócić i dać nadzieję na przyszły zysk.

            0
    • Robert Drózd pisze:

      Tracą na obniżce – tego dotyczył kolejny przykład. Po prostu przychód z e-booka będzie mniejszy niż gdyby nie obniżali ceny.

      0
      • Andzik pisze:

        Nie bedzie, bo gdyby nie obnizyli, sprzedaz by nie wystapila (te 10 osob z tych 150 ktore by kupilo w normalnej cenie zamiast sciagnac pirata, to i tak mniejszy zyks niz ze sprzedazy 150 egzemplarzy).

        Sytuacja o ktorej mowisz moglaby miec miejsce w wypadku swietnie sprzedajacej sie ksiazki, ktora kazdy chcialby miec. Dlatego takich promocji nie robi sie tydzien po wydaniu ksiazki, a po jakims czasie po ktorym juz wszyscy ktorzy ja chcieli miec, nabyli ja. Promocje to akcje dla niezdecydowanych, lub ludzi ktorzy bardzo chca dac swoje pieniadze pisarzowi a nie stac ich na wiecej niz te 9,9 za ebooka.

        0
        • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

          Andzik, Robert (i paru innych) ma rację.
          Jeżeli ktoś sprzeda 10 książek po 30 zł, przy kosztach sprzedaży kolejnego egzemplarza równych 5 zł, ma przychód 250zł (z czego gros idzie na przygotowanie takiej wersji, więc nie jest to zysk, ale to nie temat na teraz). Jeżeli sprzeda 50 książek po 10 zł zysku ma tyle samo. Ale nie jest powiedziane, że sprzeda 5 razy tyle tych książek.
          Poza tym, jeżeli te 10 osób było by skłonnych kupić e-booka za 30 zł, a zapłacą 10 zł, to te 20 zł są zyskiem utraconym sprzedawcy (czyli właśnie de facto stratą). Cały „myk” polega na tym, żeby sprzedać drogo książki tym, którzy są skłonni za to zapłacić więcej, a dopiero potem obniżyć cenę, żeby dotrzeć do innych i na nich też dodatkowo zarobić.

          A z innej beczki: argument, że ktoś widzi, że jego dzieło jest sprzedawane „za bezcen” jest dla mnie kulą w płot. Zarabia na niej tyle samo (tak samo marnie). Fakt, że ktoś inny schodzi z własnej marży niezbyt powinien go interesować.

          A, takie moje zdanie, które pewnie nikogo zbytnio nie obejdzie – 10zł za książkę elektroniczną to dla mnie dobra cena; 20 zł to jeszcze akceptowalna, 25 to absolutnie nieprzekraczalna granica. Siłą rzeczy koszt przygotowania (a tym bardziej dystrybucji i zwielokrotnienia) e-booka jest znacznie niższy niż książki, więc bez przesady. Papier w księgarniach internetowych chodzi znacznie taniej niż cena „oficjalna”, a e-book ma zazwyczaj w porywach tylko paru dystrybutorów, co ogranicza konkurencję i podwyższa jego cenę. W efekcie nowy Sezon Burz sprzedawany na Allegro przez firmę można kupić taniej niż e-booka, a to już granda i stawianie wszystkiego na głowie. Cena e-booka na poziomie minimalnej spotykanej ceny papieru była by dla mnie do przełknięcia, drożej – nie.

          Przy okazji pytanie do etyków. Czy jeżeli kupię tanio taką książkę, a później ściągnę e-booka i jego przeczytam, postąpię niemoralnie?
          Przy niezłej (akceptowalnej) jakości takiego pliku, wyjdzie mnie tak, jakbym kupił e-booka, a równocześnie taniej. Ktoś chce mnie za to potępić? Czy tylko ja widzę, że w takiej sytuacji „coś” jest nielogiczne?
          A, ze względu na dozwolony użytek, całe to rzekome „piractwo”, jeżeli ogranicza się do korzystania, a nie rozpowszechniania, jest legalne (ale w dalszym ciągu w mojej ocenie nieetyczne).

          0
          • MirZa pisze:

            Siłą rzeczy koszt przygotowania (a tym bardziej dystrybucji i zwielokrotnienia) e-booka jest znacznie niższy niż książki, więc bez przesady.

            Argument wybitnie nietrafiony – może mieć znaczenie dla pozycji, które wydano dawno, a teraz dorabia się brakującego ebooka. Dla nowych pozycji fakt wypuszczenia ebooka, to wygenerowanie epuba z tych samych zasobów, z których powstaje drukowana książka – krótko mówiąc – ebook to produkt uboczny, wręcz odpad – więc u licha – o jakich kosztach my tu w ogóle mówimy (poza oczywiście utrzymaniem infrastruktury serwerowej).

            0
            • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

              Hm, nie rozumiem Cię. Piszesz, że argument nie trafiony, po czym go potwierdzasz.

              Koszty jednak są: na te egzemplarze też trzeba dorzucić ich udział w marży, składzie, redakcji. Pośrednik też zgarnie coś za „dopieszczenie” wersji elektronicznej do EPUB/MOBI (chociażby samą konwersję), do tego coś za wprowadzenie do oferty. To nie wydawnictwo trzyma pliki na serwerze, to jednak organizowanie całego nowego kanału dystrybucji.

              0
            • Dla nowych pozycji fakt wypuszczenia ebooka, to wygenerowanie epuba z tych samych zasobów, z których powstaje drukowana książka

              Niestety efektem takiego myślenia jest to że niektórzy generują e-booki bezpośrednio z InDesigna bez jakiegokolwiek przemyślenia tematu albo testowania pliku końcowego na różnych urządzeniach.

              Najbardziej na tym cierpią użytkownicy czytników innych niż Kindle, którzy czytają książki o skomplikowanej strukturze – ponieważ zwykły eksport takiej książki bez dopisania chociażby własnego arkusza stylów nie wystarcza i w zależności od czytnika/oprogramowania i jego specyficznych cech (i błędów) może działać inaczej. A żeby zrobić to porządnie trzeba spędzić sporo czasu na czyszczeniu HTML-a i testowaniu ostatecznego pliku.

              Oczywiście, można tak przemyśleć proces tworzenia książek, żeby wersja papierowa i elektroniczna powstawały z tego samego źródła jedynie z małymi zmianami dla konkretnej wersji. Jednak taki proces wymaga sporej wiedzy technicznej na temat książek papierowych i elektronicznych, a taką wiedzę posiada obecnie w Polsce niewiele osób. Zazwyczaj osoby, które zajmują się e-bookami nie mają pojęcia o książkach papierowych a ludzie od DTP o e-bookach. A że rynek e-booków w Polsce jest ułamkiem całego rynku książki to mało kto o takim rozwiązaniu myśli.

              0
              • Blue pisze:

                Najbardziej na tym cierpią użytkownicy czytników innych niż Kindle, którzy czytają książki o skomplikowanej strukturze

                Bardzo lubię czytać udowadnianie tezy oparte o procentowe wyjątki…

                Śmiem mniemać że 90% lub więcej sprzedawanych ebooków nie posiada „skomplikowanych struktur” i ich konwersja nie stanowi wyzwania i pracy 10 edytorów przez 2 miesiące.

                0
              • > Bardzo lubię czytać udowadnianie tezy oparte o procentowe wyjątki…

                Teraz jest taka, że automatyczny eksport z narzędzi do składu tekstu bez dopracowywania EPUB-a zawsze daje gorszy efekt niż staranne przygotowanie kodu od podstaw (albo oczyszczenie kodu wyeksportowanego).

                Problem może być widoczny nie tylko w książkach o skomplikowanej strukturze – podałem je tylko jako przykład na którym najlepiej widać błędy wyświetlania. Problem może być z akapitami, niespójnym formatowaniem, obrazkami o złym rozmiarze, przypisami, niedziałającym spisem treści, złym wyświetlaniem na starszych wersjach Kindle itd.

                Sądzę, że jeśli ktoś by zrobił testy nawet prostych powieści sprzedawanych w polskich e-księgarniach np. na Nooku to w wielu przypadkach okazałoby się, że na górze i dole każdego akapitu jest niepotrzebny margines, którego nie widać w wersji na Kindle tej samej książki. Dlaczego? Nook ma błąd, który wymaga ręcznej edycji CSS-a i automatyczny eksport tego nie uwzględnia. Tylko niestety dopóki będzie panowało przekonanie że „eksport” wystarczy, aby przygotować wysokiej jakości e-booka to nadal wiele osób będzie to praktykowało – na czym ucierpią czytelnicy, zwłaszcza Ci używający innych czytników niż Kindle.

                Nie wdaję się w rozważania na temat cen e-booków ani kosztów ich przygotowania, ponieważ jest to kwestia subiektywna. Jednak z doświadczenia wiem, że zwykły eksport nie wystarcza jeśli przykładasz wagę do jakości.

                0
  3. Krystian Włodarczyk pisze:

    Fajny tekst. od siebie dodam, że skuteczność promocji wynika z wysokich cen wydań tradycyjnych. Poszerzanie wartości koszyka i budowanie lojalności całkiem fajnie się sprawdza. Ofert produktowa jest też niezwykle ważna. Nie ukrywajmy – wiele tytułów nadal jest niedostępnych w postaci cyfrowej.

    0
  4. Anna pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł. Moje pierwsze książki na czytnik kosztowały ok. 32 i 30 zł, teraz kupuje tylko książki z promocji, ale warunkiem jest, że cena musi być poniżej 20 zł i to się udaje. Jeśli mam kupić książkę za 30 zł to wolę papierową, bo niestety jestem zbieraczką książek, ale odkąd mam czytnik zmieniło mi się trochę podejście do książek często wolę poczekać, aż jakaś nowość będzie wydana elektronicznie (co niekiedy jest przed książką w papierze więc czekania nie za wiele) :)

    0
  5. jol pisze:

    Leci z nami pilot jako lektura godna polecenia? Książka po pierwsze jest niespecjalnie odkrywcza, po drugie napisana w przeciętnym stylu, po trzecie zawiera szereg błędów merytorycznych (dość żenujących, jeśli się bierze pod uwagę stanowisko autora). Warta tylko ceny promocyjnej.

    Jeśli ktoś lubi lotnictwo to pewnie i tak kupi i przeczyta, ale radziłabym sprawdzać podane informacje zanim zaczniemy nimi „błyszczeć” w towarzystwie ;)

    0
    • Robert Drózd pisze:

      No ja nie jestem ekspertem, tylko bardzo okazjonalnym pasażerem, dlatego książka mi się podobała, choć i bez specjalistycznej wiedzy widziałem tam sporo PR-u firmy LOT :)

      0
  6. Corvin pisze:

    Jeśli książkę drukowaną można kupić w promocji za powiedzmy 24 zł, to nie opłaca się jej kupować e-booka powiedzmy za 18 zł. Z paru względów e-booka się nie pożyczy, nie odsprzeda dalej. Komfort czytania zależy też od czytnika, czytnik to dodatkowy koszt. Jest nim w najgorszym razie nawet prąd który zużywa komputer. Ostatnio myślę też że korzystanie z papierowej formy staje się jakąś formą luksusu ale i marnotrawstwa zarazem szkoda drzew. Reasumując zacząłbym się zastanawiać w okolicach 14 zł. Cena 9,90 wezmę prawie na pewno.

    0
    • jol pisze:

      Ja w tej chwili wybiorę e-booka nawet jeśli jest droższy od papieru. Nie czekam na wysyłkę/nie muszę iść do sklepu, oszczędność miejsca i wspomnianych drzew. Jedyne co kupuje już w papierze to albumy.

      Odsprzedaż to argument, ale większość książek tak szybko traci na wartości, że odrobinę mało przekonujący.

      0
      • Corvin pisze:

        zależy od rodzaju książki, ja ostatnio pozbyłem się masy książek o tematyce giełdowej a także sieci komputerowych

        0
      • oshin pisze:

        #mamto :)
        Nie przeszłam na czytnik, bo ebooki są tańsze, tylko dlatego, że nie mam już miejsca na książki. Nie mam też siły na dźwiganie, a nie umiem bez książki dnia spędzać ;) I żal mi drzew zwłaszcza gdy po przeczytaniu książka ląduje na stosie „do sprzedania” (ha ha ha ;/ więcej zachodu z tym zawsze niż pożytku).

        0
        • YuukiSaya pisze:

          Moim argumentem było „jak będę się wyprowadzać na drugi koniec świata to jak ja się zabiorę z tą wielką biblioteką”… W efekcie moi znajomi są regularnie obdarowywani analogami dla których mam już ładnego ebooka.

          0
  7. Adam Jarecki pisze:

    Książek kupuję sporo. Ale.
    1. Chyba tylko raz (od trzech lat mam Kindle’a) kupiłem książkę w cenie przekraczającej 25 zł. Przy takiej cenie wolę kupić klasyczną drukowaną i po przeczytaniu… sprzedać na Allegro.
    2. Często zdarza się, że kupuję nowość w ebooku za 15-20 zł.
    3. Przy 9,90 kupuję sporo niepotrzebnych mi ebooków, które leżą w czytniku „na zaś”. Są takie, które czekają na swoją kolej już rok.
    Ergo: mam do przeczytania tyle rzeczy, że nie wydam więcej niż 20 zł na ebooka. Zanim do niego dojdzie kolejka, będzie już za pół darmo, zaś jego wersja drukowana w koszach Tesco.

    0
  8. Cały czas mnie nurtuje ten problem, choć muszę przyznać że wiele się ostatnio zmieniło. Powoli wykruszają się promocje po 9,90 zł. Niedawno na placu boju były jedynie Publio i Woblink. Obecnie eKsięgarnia Agory odpuściła. Teraz pozostała wyłącznie eKsięgarnia Znaku, która mieni się najtańszą. Ostatnio jednak nawet oni promocje mają po 14,90 zł.

    Zastanawiam nad sensem takiej polityki cenowej, bo jak napisał Robert służy faktycznej popularyzacji ebooków, ale model sprzedaży panujący w Polsce praktycznie wyklucza jakąkolwiek lojalność wobec księgarni.
    Próbuje stworzyć zamknięty ekosystem Legimi, ale nawet w jego przypadku można pobierać ebooki spoza ich oferty. Tym bardziej że w abonament nie weszło wiele dużych wydawnictw: Agora, Czarne, czy Znak.

    Jeśli chodzi o piractwo, to przytoczę ze wspomnianego przez Roberta wywiadu słowa Dyrektora Woblinku: na jeden zakupiony legalnie ebook przypada szacunkowo dziesięć pirackich kopii. Walka z piractwem ceną nie wydaje się być skuteczna.

    0
    • zet pisze:

      Nie jest to prawda. Publio dalej sprzedaje książki za 9,90. Między innymi aktualnie w promocji Karpowicz :)

      0
      • Karpowicz ani nie premiera, ani nie sprzedawany hurtowo jak to dawniej w Publio bywało. „Ości” np. pojawiły się bardzo szybko po premierze, podobnie jak książka Radziwinowicza o Rosji . Teraz zdarzają się promocje po 9,90zł, ale nie tak hurtowo jak jeszcze w październiku (wszystko po 9,90 zł z okazji „Targów Książki”).

        0
        • kunaka pisze:

          Pytanie tylko, czy „masowa” promocja naprawdę się opłaca. Nagle dostaję 300 tytułów po 9,90, z czego podoba mi się, a niech tam: 100, ale nie kupię tyle, bo nasz budżet nie wytrzyma wydatku, więc kupię powiedzmy 10, ale w pamięci pozostanie mi kilkanaście/dziesiąt tytułów za dyszkę, więc kiedy w kolejnej promocji któryś z nich zobaczę za 15 zł, to się głęboko zastanowię, czy kupić, bo wyda mi się zwyczajnie drogi.

          0
    • Quetz pisze:

      Odniosę się tylko do akapitu o piractwie.
      Należy zrozumieć, że walka cenowa i promocje dotyczą tylko i wyłącznie ludzi KUPUJĄCYCH książki i ich decyzji zakupić, czy nie.
      Kogoś, kto książek nie kupuje, tylko pozyskuje z alternatywnych źródeł – zupełnie nie interesuje cena. Nieistotne, czy będzie to 14,99, 9,99 czy 1,99. Jeśli ktoś wierzy, że jakakolwiek promocja w tej kwestii coś zmieni to powinien… przestać.
      Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę tytuły z bookrage, które można było kupić – JAK KTOŚ SIĘ UPARŁ – po parę groszy (7 za 1zł).
      Wyniki wyszukiwania jednoznacznie wskazują, że też trafiały do „wypożyczalni”

      Należy więc zrozumieć, że sprzedawcy ceną NIE ZMIENIĄ liczby pirackich kopii (może o kilka sztuk vs tysiące i będzie to dotyczyć obrażonego klienta – ceną, albo brakiem ebooka)

      Natomiast ceną sprzedawcy MOGĄ ZMIENIĆ liczbę legalnych kopii. I dzięki temu poprawić stosunek jednych do drugich.

      0
    • Blue pisze:

      na jeden zakupiony legalnie ebook przypada szacunkowo dziesięć pirackich kopii.

      Szacunki, statystyki…

      Jak to było z tymi trzema rodzajami kłamstwa ?

      Ludzie ściągający z chomika praktycznie NIGDY nie będą prawdziwymi klientami, nawet gdy cena będzie w okolicach 1,99.
      To z reguły kolekcjonerzy, którzy ściągają „jak leci”.
      Dlatego włączanie ich do statystyk mających udowodnić z góry założoną tezę „tani ebook nie ma racji bytu” to manipulacja.

      0
      • mjm pisze:

        „Ludzie ściągający z chomika praktycznie NIGDY nie będą prawdziwymi klientami, nawet gdy cena będzie w okolicach 1,99.”

        Czyli obniżanie cen nie mam sensu i należy sprzedawać ebooki po 15-35 PLN.

        0
        • Blue pisze:

          Czyli obniżanie cen nie mam sensu i należy sprzedawać ebooki po 15-35 PLN.

          Jak dla mnie mogą być „sprzedawane” i za 150-350 PLN. Co najwyżej poczekam na wyprzedaż za 5% ceny.

          0
      • Dam pisze:

        No nie zgodzę się z tobą. Dla mnie argumentem za nie-posiadaniem czytnika, było przez długi czas brak książek na te czytniki. Słyszałem o Amazonie, o milionach tytułów po angielsku. W Polsce miałem biblioteki z których korzystałem, tanią książkę, po co mi czytnik? Do czasu, aż kolega pokazał mi chomika i jak przeszukiwać jego zasoby za pomocą googla (wtedy wyszukiwarka była jeszcze płatna). Nagle okazało się, że np. książki S. Kinga, którego uwielbiam i na które poluje w bibliotekach, są praktycznie wszystkie, na wyciągnięcie ręki (a poza tym wielu innych autorów). Nagle czytnik z fanaberii, stał się urządzeniem „must have”. I teraz fakty: jeśli miałbym te wszystkie książki kupić w księgarnii, nawet za 9.90, to nie byłby argument za czytnikiem – sorry nie stać mnie na taki wydatek. Ale jeśli mam dostęp za darmo do setek książek (często już niedstępnych poza antykwariatem), to nie jest problem żeby kupić 1-2 książki w miesiącu, nawet za te 19.90 (powyżej to już faktycznie się zastanawiam). Co ciekawe, np. byłem swego czasu strasznie napalony na Dallas’63 Kinga (trzymajmy się przykładu), chciałem ją kupić, byłem przygotowany nawet na kwotę powyżej 30 zł, ale tu psikus papier się ukazał, e-booka zero. Czekam miesiąc, drugi, trzeci – nic. W końcu przypomniał mi się chomik, z którego od dawna nie korzystałem, patrzę jest. Ktoś zdążył zeskanować (a to potężna książka), nim wydawnictwo zdecydowało się na e-wydanie (zapewne w obawie przed piratami :)

        0
        • Offka pisze:

          Podobnie naszukałam się już paru tytułów. Mój brat i bratowa, też czytający na czytniku, również nie mogli dostać w ebooku paru pozycji.
          A wszyscy wolimy legalne, dopracowane wersje, za akceptowalną cenę, a nie skany z chomika, napiętnowane piraceniem i literówkami.

          I nie jest prawdą, że w walce z piractwem nie ma znaczenia cena. To bzdura. Mam określone możliwości finansowe. Jeśli dostaję możliwość zakupu gry, ebooka za cenę w 0okolicach 10 zł, to mogę sobie na taki wydatek pozwolić.
          Jeśli jest to 30 zł, to po prostu rezygnuję (z raz, może dwa mi się darzyło tyle dać za ebooka, co miesiąc odpada taka opcja). Czekam więc na promocję. Nie dostane promocji, nie kupię. I w tym momencie tylko od mojej uczciwości zależy, czy ściągnę z chomika, czy w ogóle nie przeczytam.
          Proszę się przyjrzeć rynkowi gier. Po premierze ceny są wysokie. Zapaleńcy kupią oczywiście. Kwietnie też piractwo wtedy najbardziej. Ale część osób ściągających nielegalnie grę w ten sposób traktuje to jako swoiste demo. Potem ceny spadają. Im bardziej „wpadkowy” tytuł, tym niższy spadek.
          Grę 2, 3-letnią można kupić dosłownie za grosze w ramach różnorodnych wyprzedaży. Ba, ostatnio rozwija się moda na posiadanie oryginału, właśnie dlatego że wydawcy poszli po rozum do głowy i po pewnym czasie cena spada. Nie ma więc już możliwości wytłumaczenia się, iż coś kosztuje za wiele, bo można kupić później, a taniej. Sama tak nabyłam obie wersje Wiedźmina, Trylogię Mass Effect czy Deus Ex 3.
          Czy kupiłabym którąś z tych gier za cenę wyjściową (szczególnie Mass Effect)? Na pewno nie.

          0
        • Blue pisze:

          I teraz fakty: jeśli miałbym te wszystkie książki kupić w księgarnii, nawet za 9.90, to nie byłby argument za czytnikiem – sorry nie stać mnie na taki wydatek

          Przepraszam Cię bardzo, ale jedyne co robisz to usprawiedliwiasz się, że mogłeś ukraść. Jeśli nie możesz kupić książki nawet za 9,90 to zostają Ci darmowe pozycje. Myślę, że cena 9,90 czy nawet 15 PLN to cena w miarę ok. Jak nie chcę wydać tej dychy to zwyczajnie obchodzę się smakiem a nie usprawiedliwiam kradzież (mimo tego, że jest ona opisana jako „dozwolony użytek”)

          0
          • Kaboom! pisze:

            „Kradzież” jest czynem zabronionym przez bodajże kodeks wykroczeń więc raczej nie może być „dozwolonym użytkiem” ;-).

            0
            • bastard pisze:

              Kradzież ma bardzo precyzyjną definicję i lepiej nie nadużywać tego słowa bo ktoś przeczulony na tym punkcie może pozwać za oszczerstwo ;)

              W tym przypadku jest zupełnie bezsensownie użyte.

              0
          • Dam pisze:

            „Przepraszam Cię bardzo, ale jedyne co robisz to usprawiedliwiasz się, że mogłeś ukraść. ” – Nie usprawiedliwiam tylko fakt, że nie stać mnie na wydatek 400 zł na czytnik i następnie skompletowanie pełniej bibliografii jakiegoś pisarza, które wyniesie kolejne 400 zł (abstrachując już od faktu, że większość starszych książek w formie e-booków jest niedostepnych i prawdopodobnie nigdy w takiej formie już się nie ukażą w oficjalnej dystrybucji). Po prostu w takim wypadku nie kupiłbym czytnika, dalej korzystając z papieru z bibliotek, tanich książek itd.

            W Polsce, poważnym argumentem za posiadaniem czytnika jest moim zdaniem oferta „nieoficjalna”, która po pierwsze daje dostęp do starszych książek, po drugie częściowo rekompensuje kwotę wydaną na jego zakup. Ostatecznie jednak poszerza rynek tych oficjalnych dystrybucji.

            0
      • XXL pisze:

        „Ludzie ściągający z chomika praktycznie NIGDY nie będą prawdziwymi klientami, nawet gdy cena będzie w okolicach 1,99.”

        Absolutnie się nie zgodzę.
        Z chomika korzystam, gdy chcę przeczytać książkę, której:
        a/ i tak nie kupię, bo to czytadło; traktuję chomika jako substytut biblioteki
        b/ gdy chcę przetestować autora, a nie wydam w ciemno 15-20 zł
        c/ gdy nie ma legalnych ebooków (tak było kiedyś z Christie, tu nakłada się a i c)

        W przypadku, gdy autor mi się spodoba, kolejne ebooki już KUPUJĘ LEGALNIE.

        0
    • Dumeras pisze:

      Choć sam lubię „polowanie” na książki za mniej niż dychu, czy to w papierze, czy w pliku epub, to zdaję sobie sprawę, że dla szeroko pojętego rynku wcale to nie musi być najlepsze rozwiązanie, gdy bazowa, lub często występująca cena książki to 10 złociszy.

      Chyba najsensowniej wyglądałoby to, gdyby rynek eksiążki podążał ścieżką, którą idą dystrybucje filmowe. Jest premiera nowej książki, w tym momencie mamy najwyższe koszta i chcemy je w miarę szybko pokryć, aby ruszyć z następną pozycją.
      Film ma premierę w kinach, nowość, wszyscy o tym mówią, piszą, wielu chce obejrzeć teraz zaraz, żeby na „salonach” zabłysnąć „obyciem”. Za bilet płacę dwadzieścia parę złotych, oglądam dodatkowo kilkadziesiąt minut reklam, słucham mlaskania kilkudziesięciu osób, ale jestem na „bieżąco”.
      Taki lekki element „snobizmu” na nowości ;-)
      Mija trochę czasu, filmy z multipleksów przechodzą do mniejszych kin, gdzie cena jest ciut niższa i reklam trochę mniej.
      Mija kilka miesięcy, premiera na dvd. Płacę kilkadziesiąt złotych, ale mam kopię którą oglądam kiedy chcę, pauzuję kiedy chcę, przewijam do ulubionych fragmentów, ozdabia mi półkę, a jak nie pasuje to odsprzedaję. Czyżby ten fragment najbardziej pasował do premiery książki? Wydanie dvd to „miekka okładka” a blueray to „twarda” ;-)
      Premiera książki, chcę być na bieżąco, więc płacę trzydzieści parę złotych i czytam sobie spokojnie w domu (papier), lub gdzie mi akurat wygodnie (czytnik) ;-)
      Mija trochę czasu, książka może pojawić się w jakiejś niewielkiej promocji, a bo pięciolecie księgarni, a bo urodziny autora.
      Minął rok od premiery książki, fani kupili, łowcy nowości kupili, na prezenty też już kupione, promować się już nie opłaca. Tak jak wydań dvd filmów, niewielka promocja, głównie na tematycznych stronach. Cena książki spada poniżej 50% ceny wyjściowej, decyzja wydawców, menadżerów do jak niskiej.
      Mijają kolejne miesiące i tak jak film można kupić za kilka złotych z gazetą, na stacji paliw, koszu w markecie, tak i cena książki spada do kilku złociszy.
      Kto miał kupić i tak kupił i nie czekał roku, półtorej.

      Nie mam nic przeciwko takiemu schematowi. Premiera, cena „normalna”, mija trochę czasu, delikatne przeceny. Mija paręnaście miesięcy, cena „groszowa”. Ale nie lubię jak marketingowcy nazywają to „super promocją”, gdy książka sprzed trzech lub więcej lat jest po 9,9zł.
      Oczywiście, są tytuły, autorzy, ogólnie marki, które długo będą się „starzeć” i ich cena utrzyma się dłużej niż te półtorej roku.

      Jedyne co budzi moje mieszane uczucia, to cena ebooka przy premierze. Z jednej strony zgadzam się, że coś kosztuje i cena 10-15 może być nieadekwatna do poniesionych kosztów, z drugiej mam wewnętrzną blokadę, gdy ebook jest 10-15% tańszy od papieru.

      A w temacie przywiązania klienta do danej księgarni, teoretycznie jest kilka możliwości. Najsilniejszym bodźcem jest cena i to nie podlega dyskusji. Ale jest sporo miękkich sposobów przywiązania. Wygodny interfejs, sposób przeszukiwania, sortowania, itp. Do każdej księgarni zawsze mam jakieś ale, żadna pod tym względem nie jest moją ulubioną. Bonusy, choćby symboliczne za recenzje / opinie o książkach klientów. Klikam na książkę, a tam oprócz noty reklamowej nic. Choćby linku do zewnętrznej recenzji, opinii o jakości wersji elektronicznej. Albo co gorsza podpięte opinie z innych książek (np. starszego wydania, w przypadku książki informatycznej może być to spora różnica). Tyle się na około pisze, że obecnie internet jest społecznościowy, a w Polskich księgarniach oprócz zazwyczaj słabo prowadzonego profilu na facebooku nie ma nic. Dochodzi do sytuacji, że pracownicy księgarni szybciej odpowiedzą na blogu świat czytników, niż na ich własnych forach, formularzach kontaktowych.

      Czyżby rynek ebooków był na tyle mało kreatywny, że nie jest w stanie wymyślić niż innego niż książka za 9,9??

      Jak przymierzałem się do kupna czytnika bardzo mi brakowało oferty, która choć częściowo zrekompensowała by wydatek na sam czytnik. Kup u nas czytnik a otrzymasz bon na XXX złotych na książki w naszej księgarni (a niech i będzie z wyjątkiem pozycji z działu nowości i bestsellery). Teraz czasami takie oferty się pojawią, ale są bardzo ostrożne i nie w tą stronę działają. Dopłać Y złotych do czytnika, a dostaniesz 2xY na książki w naszej księgarni. Szkoda, że legimi wprowadzając czytnik obsługujących ich aplikację nie dołączyło do niego rocznego abonamentu za free (choćby tego najniższego), ciekawe jak by się to miało do obecnego 1 miesiąca.

      Inna sprawa, że rynek jest jeszcze malutki i więcej pary powinno iść w promocję samego czytelnictwa (9,9zł w tym nie pomorze). Tu by się przydało lobbowanie, aby planowane publiczne budżety też uwzględniły eczytelnictwo. Ale to już polityka, nie moja działka ;-)

      0
  9. Sebastian pisze:

    Im bardziej podobała mi się papierowa książka tym większa była szansa, że trafi do któregoś z moich znajomych. E-book jest „niepożyczalny”, ze znakiem wodnym nawet bardziej.

    Myślę, że od lat wydaję rocznie podobną kwotę na książki. Czytam też podobną ilość książek, od kiedy mam Kindle i kupują w promocjach rośnie „kolejka” :)

    0
    • Dumeras pisze:

      Jest „pożyczalny”, ale trzeba mieć zaufanie do znajomych, że nie wrzucą tego zaraz na strony w stylu chomika. Nawet łatwiej wypożyczyć, bo kilku znajomym, członkom rodziny na raz ;-)
      Ewentualnie unikaj księgarni, które tego wprost zabraniają. A są takie, których oficjalna opinia jest taka, że można pożyczyć znajomemu.

      Inna bajka do odsprzedać.

      0
  10. isaak pisze:

    Chyba należę do innej grupy klientów, kupuje co mnie interesuje i nierzadko płacę po 40 – 50 zł, w swojej bibliotece mam niewiele książek za magiczne 9,9 bo aż chyba jedna choć mam skoro książek z promocji ale obniżonych o 10-30%

    0
  11. zajeckicajec pisze:

    A ja bym zaproponowała coś w stylu programów lojalnościowych – jak kupujesz u nas dużo e-booków – dostajesz coraz lepsze oferty.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Tak jak pisałem – sporo księgarni takie programy ma, ale jakoś słabo to komunikują, w zasadzie tylko kody woblinkowe się przebiły do powszechnej świadomości.

      0
      • zajeckicajec pisze:

        I te chyba uważam za najlepsze, aczkolwiek niejedyne z których korzystam, całkiem przypadły mi do gustu jeszcze punkty w koobe.
        Przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl. Załóżmy, że ryzykujemy i płacimy 30-40zł za e-booka, który zupełnie nie przypadł nam do gustu. Takim oto sposobem jesteśmy już z nim uwięzieni poprzez znak wodny, a papierową książkę po prostu myk wystawiamy na aukcji/oddajemy w prezencie, a część pieniędzy wraca do naszej kieszeni.

        0
      • Bla pisze:

        Fajnie by było, gdyby te programy były bardziej złożone i wielopoziomowe. Przykładowo ebookpoint, uzbierałem 750 pkt. mam stały rabat 10% i na tym koniec… Teraz choćbym wydał tam jeszcze 5000zł to i tak już nic więcej mnie ciekawego nie czeka.
        Czemu nie dodać do tego czegoś na zasadach Helionu (przecież to ta sama firma) typu książki ze srebrnej/złotej półki w specjalnej cenie dla kogoś, kto tą srebrną/złotą półkę odblokował, czy też przy wydaniu jednorazowo XX zł wybrana książka (z listy lub w cenie do X zł) gratis. itp. itd. Grywalizacja to fajna rzecz ;)

        0
  12. K@ptus pisze:

    Witam,
    jeśli czytasz bardzo szybko, książka powiedzmy średniej wielkości na jeden lub dwa dni. Czy w związku z tym kupię więcej książek droższych, czy tańszych?
    Co do sprzedaży, jeśli księgarnie mają mniejsze przychody na ebooki, to w tym samym czasie mają większe koszty przy sprzedaży papierowych wydań, tym bardziej że są droższe, większe koszty logistyki itp..
    Kupuję ebooki nie tylko dlatego, że są tanie, ale dlatego, że nie zajmują miejsca na półkach, nie kurzą się, nie trzeba ich dźwigać, są ekologiczne.
    Co do ceny i obawy autorów (że ich boli niska cena), chyba każdy z nich będzie dumny (szczęśliwy) jeśli książka sprzeda się w ogromnej liczbie egzemplarzy i zarobią na ilości, a nie wysokiej cenie.
    To jest tak jak z płaceniem: jeśli płacimy gotówką to cierpimy, że tyle kasy trzeba wydać, a jak płacimy w formie elektronicznej właściwie jesteśmy zadowoleni i nie odczuwamy dyskomfortu ;-)
    Pozdrawiam autora fajny artykuł.

    0
    • Uzależniony pisze:

      Z tą ekologicznością e-booków to byłbym ostrożny. Nie wiem czy mamy jakieś poważne badania nad całkowitymi kosztami użytkowania plików elektronicznych i odniesienia tego do użytkowania dokumentów papierowych.

      Jeśli chodzi o papier:
      uprawiamy las (pochłaniamy atmosferyczne CO2 z emisji paliw kopalnych, uprawa lasu to najbardziej efektywna metoda użytkowania energii słonecznej), ścinamy drzewa, przewozimy je do papierni, produkujemy papier – ekstrahujemy celulozę z wykorzystaniem kwasów i związków chloru, produkujemy farbę drukarską (czarną – z sadzy wytwarzanej z paliw kopalnych i rozpuszczalników, o kolorowych barwnikach i ich ,,ekologiczności” mam niewielkie pojęcie). Przewozimy wszystko do drukarni. Produkujemy maszyny drukarskie i komputery. Drukujemy książkę i oprawiamy ją. Transportujemy ją do magazynów a później do sklepów i klientów. Utrzymujemy na półkach, odkurzamy. Utylizacja – wyrzucamy do dołu – po kilkunastu tysiącach lat najpóźniej celuloza zostanie rozłożona do H2O i CO2 lub CH4. Pozostaje farba drukarska (sadza + kolorowe barwniki) i elementy introligatorskie (nici, zszywki, elementy z tworzyw sztucznych)

      Ebooki:
      Przygotowanie kosztuje przyrodę tyle samo co przygotowanie składu komputerowego książki papierowej.
      Przechowywanie – serwery, bazy danych, dyski, kopie bezpieczeństwa, zasilanie i chłodzenie 24/7. Dystrybucja – routery zasilane i chłodzone 24/7 – największe zużycie energii w czasie przesyłu ale w czasie utrzymywania dostępności nie jest to 0 Wh.
      Użytkowanie – wymieniane co 2-3-4 lata produkowane z wykorzystaniem materiałów niewystępujących w przyrodzie, które trzeba wytworzyć korzystając np. z metali ziem rzadkich itp. Czytniki trzeba dostarczyć do klienta zazwyczaj odległość od fabryki do klienta jest większa niż od drukarni do klienta, chyba, że czytamy książki drukowane za oceanem. Potem czytniki trzeba zasilać.
      Utylizacja – technologie nie są opracowane w 100%, nie znamy ich oddziaływania na środowisko. Jeśli cena surowców wzrośnie, technologie odzysku zostaną opracowane.

      Pewnie jest sporo rzeczy, które pominąłem, ale nie wiem czy ktoś próbował wszystkie elementy oszacować jeśli chodzi o koszt, który powinien być pochodną energochłonności i oddziaływania na środowisko.

      0
      • Dam pisze:

        W przypadku książki papierowej, także w coraz większym stopniu jest ona sprzedawana przez internet, a więc na poziomie sprzedaży nie ma tu żadnej różnicy, wydłuża się jednak droga książki drukarnia-magazyn-księgarnia-dom klienta. w przypadku wększych księgarnii książka idzie wprost z magazynu, ale mniejsze sprzedają książki „z półki”.

        0
        • Uzależniony pisze:

          Nie jest taka sama, bo w przypadku ksiązki papierowej pliku przez internet się nie ściąga jak w przypadku ebooka. Transmisja danych też kosztuje środowisko.

          To jest na prawdę bardzo złożony problem i w zasadzie dopiero zaczyna się go rozpoznawać.

          0
          • Dam pisze:

            No wiesz, jakbys tego nie liczył, to dostarczenie kilkuset kilobajtów do użytkownika, będzie dla środowiska obciązniem tysiące razy mniejszym niż samo uruchomienie samochodu przez kuriera, który ma dostarczyć książkę papierową.

            0
  13. YuukiSaya pisze:

    Interesujący temat, szkoda, że nie mamy żadnych danych sprzedażowych, ale kto by się nimi podzielił… Za to odnośnie samej ceny:
    1. Z 9.90 po odliczeniu VAT zostaje około 8 zł
    2. Które muszą pokryć księgarnię, wydawnictwo, autora, okazjonalnie tłumacza
    3. Wszystkie podmioty z pkt 2 muszą się opodatkować na różne sposoby i mają swoje koszty
    4. Póki co ciężar kosztów edycji spoczywa głównie na papierowych książkach (jak mniemam, bo ebooki na ogół są konwertowane, z różnych skutkiem), ale w momencie wzrostu rynku ebooków część tych kosztów będzie musiał pójść na ebooki – będą musiały zacząć spłacać koszty wstępnej edycji. Jaki będzie efekt? Mniej ebooków w szalonych 9.90, papierowa po staremu „ale z większym zyskiem”.
    5. Mimo wszystko czytelnicy, którzy kupowali głównie na promocjach po Ulubionej Cenie, zostaną wychowani do kupowania wersji elektronicznych ogólnie. I ten nawyk im zostanie, może mniej impulsywny (14.90 już rzadziej wywołuje chęć kliknięcia niż 9.90), ale niewątpliwie nie zrezygnują do końca. Będą szukać promocji, lojalek itp, żeby obniżyć cenę upatrzonego ebooka, a jeśli będzie im zależało, to dadzą więcej.
    6. Może wykształcić się model „najpierw normalnie/drogo zeby spłacić koszty stałe, potem lekka promocja żeby poprawić wynik finansowy, na koniec po najniższej, bo licencja i tłumacz spłaceni, teraz z autorem się tylko dzielimy”. Odniosłam wrażenie, że „Trafny wybór” pani Rowling poszedł taką drogą, bo z początków mojego buszowania po woblinku kojarzę cenę w okolicach 30 zł, a niedawno chyba szło po 14.90 czy nawet mniej.
    7. Lub ceny wyjściowe będą nieco niższe a promocje delikatniejsze, na to na pewno są odpowiednie teorie marketingowe, ale ja te lekcje przesypiałam.

    0
    • Blue pisze:

      Póki co ciężar kosztów edycji spoczywa głównie na papierowych książkach

      IMO to chyba najbardziej demonizowany „koszt”. Kiedyś przerabiałem pracę magisterską jednej pani znajomej (:) ) na ebooka – praca około 150 stron gdzie 90% to tekst. Zajęło mi to ok 2-3 dni z poprawkami marginesami, akapitami…. Mnie, amatorowi w tym rzemiośle. Ebook wyszedł całkiem nieźle.

      Nawet jeśli ebook ma pewne błędy z reguły wychwytują to i raportują czytelnicy – po kilku dniach ebook na serwerze jest już od nich wolny – w US tak zaczyna działać self-publishing. Dlatego też wmawianie, że tłumaczenie i edycja to „znaczny procent ceny” to nieporozumienie.

      0
        • Blue pisze:

          tyle w temacie

          Przykro mi ale edycja prostych tekstów (a jest nimi 90% książek) to nie „rocket science” i żadna ironia tutaj nie pomoże.

          0
      • YuukiSaya pisze:

        Koszt tłumaczenia jest spory, bo stawki nie są niskie. A jak dasz to amatorowi, to się nie dziw, że ci zjadą poziom tłumaczenia na wszelkie sposoby. Tłumaczenie nigdy nie było i nie będzie proste, bo nigdy, ale to nigdy nie chodzi o zwykłe przełożenie na nasz język, tłumaczenie ma też oddawać charakter oryginału, ewentualne zmiany związane z dialetkami, slangami, słownictwo fachowe. Są też terminy nieprzetłumaczalne, również występują takie, których lepiej nie tłumaczyć, a opatrzyć notką autorską. Neologizmy autora, żarty słowne, które w tłumaczeniu są koszmarkiem językowym. I to wszystko masz podać w języku polskim czytelnikowi, który z założenia nie ma pojęcia o języku oryginału. I za to wydawnictwo płaci i dlatego niektóre tłumaczenia są lepiej przyjmowane niż inne, dla badań porównawczych proponuję Diunę Herberta, mamy w Polsce funkcjonujące 2 tłumaczenia, każde z 2 nieco zmienionych wersjach.

        0
      • OK, 3 dni na redakcję i korektę ebooka. Zakładając, że pracownik ma zarobić 2000 zł na miesiąc, czyli pracodawca (przy umowie o pracę) wydaje ok. 3400 zł. Więc koszt 3 dni pracy to 340 zł (nie wliczam kosztów stanowiska, urlopów, etc.).

        Skoro ebook ma kosztować 9,90 zł brutto, czyli 8,05 netto, to platforma sprzedająca zarobi na tym maksymalnie 2 zł. Czyli musi sprzedać 170 sztuk ebooka tylko po to, by zarobić na korektę. To jest mało? W realiach, gdy 1000 sprzedanych ebooków to już wielki hit?

        Jeśli zaś te koszty bierze na siebie wydawca, a nie platforma sprzedaży, to wydawca ma na takim ebooku ma powiedzmy 3-4 zł. Czyli i tak musi sprzedać prawie 100 sztuk, by na samą korektę zarobić.

        Dalej będziemy twierdzić, że to „demonizowany koszt”?

        0
        • Lekont pisze:

          Up. Myślę, że Blue nie robił tego w ciągu bitych 2-3 dni tj. przez osiem godzin dnia pracy – to po pierwsze. A po drugie korekta wynikła z formatowania tekstu np. z worda a nie z racji błędów zawartych w pracy dyplomowej. Po trzecie w drukarni nie używają tak prostych programów do edycji jak word – przez co inne programy z pewnością są w jakiś sposób skorelowane z epubem i mobi.
          Po czwarte Blue nie jest obeznany w tym temacie – nie jest specjalistą.

          0
          • Dam pisze:

            Koszty edycji e-bookowej, w przypadku gdy jest przygotowywana książka papierowa, mogą być bliskie zero, gdy wydawcy odpowiednio będą przygotowywać pliki dostarczane do platformy sprzedażowej. Tak naprawdę teoretycznie jedyny koszt, poniosą platformy na poziomie przygotowania odpowiedniego oprogramowania. E-book, jest generowany dynamicznie po zakończeniu zamówienia, jesli oprogramowanie ma schemat postępowania z plikiem źródłowym (powiedzmy dla przykładu z plikiem .doc), potrafi odczytać formatowanie tego pliku, a wydawca dostarcza takie właśnie pliki to nie ma żadnych kosztów. Tzn. poniósł je już przygotowując wydanie papierowe. Do tej pory z tego co wiem, głownie koszty ponosiły platformy sprzedażowe, bo wydawcy dostarczali im już gotowe, zamkniete pdfy, które musiały zostać zczytane OCR i poprawione. Ale w dłuższej perspektywie warunki wspłópracy zostaną ustalone i te koszty zejdą do zera.

            0
  14. insider pisze:

    IMO cena ebooka powinna wynosić max 50% ceny książki papierowej – jeśli więc typowy, topowy skandynawski kryminał kosztuje 30-40 złotych, to jego e-wersja powinna kosztować 15-20 pln.
    Dlaczego? Papier mogę odsprzedać, odstapić – i dzięki temu „odzyskać” część kwoty, przeznaczyć ją na zakup kolejnej książki; z ebookiem tak nie zrobię, po prostu nie da się (jeszcze?) legalnie go odstąpić.
    I z tego powodu esiążka jest „ułomna” w stosunku do papieru – i w związku z tym powinna być tańsza.
    BTW. zgadzam się, że powracające promocje demoralizują – sam ostatnio nie kupiłem najnowszego Orlińskiego – stwierdziłem, że poczekam, aż będzie za 9.99

    0
    • Fakt, jak masz kilkadziesiąt ebooków w zapasie to czekać na okazje można przez dłuższy czas bez jakiegoś specjalnego zniecierpliwienia..

      0
    • kunaka pisze:

      I jak się okazuje wydawnictwa mogą mieć wpisaną do umowy klauzulę, że w formie elektronicznej książka nie może kosztować mniej niż np. 50% wydania papierowego (i zapewne liczy się cena okładkowa). Taką informacją rzucił Woblink przy okazji zapowiedzi „Zimowej opowieści” na fb. Po jakimś czasie Znak zrobi „wietrzenie magazynów” i wyprzeda książki papierowe nawet za 5 zł (jak to było nie tak dawno), a co taki Woblink może zrobić z ebookiem? Chętnie kupiłabym za 5 zł, ale oni nie mogą mi sprzedać nawet za 15…
      Swoją drogą nie jest jakoś powszechne w eksięgarniach, żeby obniżać cenę koszyka po przekroczeniu jakiejś wartości. Ładujesz za 60 zł, płacisz 40, ładujesz za 200, płacisz 100…

      0
    • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

      Koszt dystrybucji, magazynowania i transportu papieru to 50% ceny, druk to 15%-30%, czyli na resztę zostaje 20-35% (%, więc nie ważne czy mówimy o cenie netto czy brutto).
      Korekta, tłumacz, autor, marża sprzedawcy, tu kwoty wychodzą w obu wersjach tak samo.
      Koszt zrobienia e-booka, jeżeli pomyślało się o tym od początku, z wersji elektronicznej książki to będą przecież grosze (wręcz proces można zautomatyzować, w dalszym ciągu mając akceptowalną jakość).
      Jeżeli oszczędność na druku pójdzie na VAT, w dalszym ciągu jest potencjał do obniżenia ceny do 50% papieru

      Przy cenie papieru 100 (%, zł, jednostek, na takiej liczbie wygodnie się liczy), cena netto to 95, bez dystrybucji i druku – 19-33 (autor, tłumacz, korekta, skład, sprzedawca, generalnie samo „gęste”). Jakby to obłożyć VATem 23% wychodzi 23-41.
      To uznajmy, że dystrybutor cyfrowy ma większą marżę niż zwykły sprzedawca w sklepie. Albo, że dochodzi jakiś jeszcze jeden pośrednik. Albo że to nowy rynek, więc operujemy większymi marżami. Albo że opłata od egzemplarza za formę cyfrową jest wyższa niż za sztukę papieru. Dorzućmy do ceny jeszcze jej połowę. Wychodzi 35-62.
      Przy cenie papieru 30-35 zł wychodzi 10,5-21,7 zł
      I na takie ceny czekam.

      0
    • o pisze:

      insider pisze:

      > Papier mogę odsprzedać, odstapić – i dzięki temu „odzyskać” część kwoty, przeznaczyć ją na zakup kolejnej książki; z ebookiem tak nie zrobię, po prostu nie da się (jeszcze?) legalnie go odstąpić.

      Nie da się? A co albo kto tego zabrania? Proszę o cytaty z ustaw.

      0
  15. Ogólnie rozumiem ideę promocji ale by stanowiły one niebywałą okazję (powiedzmy raz na rok), a nie pojawiały się z regularnością miesiąca.

    0
  16. marianna pisze:

    Problem jest też taki, że rozpatrujemy ebooki w izolacji od całego rynku książki. Ceny pokroju 9,90 czynią z książki towar niskiej wartości, podobnie zresztą jak punkty taniej książki. Jestem za swoim portfelem i lubię wydawać mniej, ale jeśli przyzwyczaimy się – globalnie, jako konsumenci – do wydawania tak małych kwot na książki (w tym ebooki), to okaże się, że na rynku dóbr kulturalnych panuje prymat ceny. Nie do końca możemy – tak mi się wydaje – redukować sprawę do zasady „wolny rynek sam tu wszystko ureguluje”. Bo niedługo staranne wydawanie książek czy inwestowanie w niszowe tytuły przestanie się opłacać do tego stopnia, że nikt nie będzie tego robił.

    0
    • Dokładnie. Patrząc szerzej i dalej taka polityka zabija rynek książki, podobnie jak Spotifaje itp muzykę.
      Z resztą sprzedaż książek i redukcja ich do ceny to duże nieporozumienie. Księgarnie powinny konkurować treścią, a nie ceną..

      0
      • bastard pisze:

        Rynek muzyki sam się zabił wydając taki chłam.
        Poza tym wytwórnie nie zarabiają na płytach a na wszelkiego rodzaju tantiemach i haraczach od nadawców, producentów sprzętu itp.

        Nie ma większego sensu porównanie tego z rynkiem książek.

        0
    • martyna pisze:

      Częściowo można się z tym zgodzić, jednak z drugiej strony – szczerze wątpię, żeby w Polsce niska cena książek, a przynajmniej niektórych, miała głównie negatywne skutki. Z jednej strony narzekamy na niski poziom czytelnictwa, z drugiej jednak najwyraźniej chcielibyśmy, żeby książka była dobrem jednak w jakimś sensie luksusowym. W stosunku do zarobków w Polsce nowe książki są drogie, a większość osób nie uzna wydania na nie do najmniej 40 zł za jedną za priorytet w domowym budżecie. Niższe ceny mają szansę wypromować samo czytanie i to niezależnie od tego, czy dotyczą ebooków czy książek papierowych. Potem ewentualnie może przyjść czas na podwyżkę cen, ale na razie – można zrobić z książki dobro luksusowe, a potem płakać, że ludzie nie chcą czytać.

      0
      • Offka pisze:

        W pełni się zgadzam.
        Proszę namówić młodego (lub nie ;) człowieka, który nie ma nawyku czytania, do zakupu „luksusowej” książki.
        Ma wokół tysiące innych propozycji spędzania czasu – zakup gry, filmu, kino itd. itp. A jeśli będzie miał dostęp do taniej książki, a wciągającej, to być może zasmakuje uroków czytania.
        Nasze rodziny też nie należą do bogatych.
        Jeśli rodzic ma do wyboru praktyczny zakup, a książkę na poziomie 40 zł – to może się nie zdecydować. Przy niższej cenie już będzie brał taki zakup pod uwagę, o ile jest świadomy roli książki.

        0
  17. Mumin pisze:

    Jakoś wszyscy się podniecają tym 9,90zł, jakby to było tanio. A przecież na samym amazonie promocje po $0.99 albo $1.99 pojawiają się szybciej, niż można to przeczytać. Inie tylko promocje wyprzedażowe, „Dance with dragons” Martina kupione w przedsprzedaży i dostarczone w dniu premiery o północy (czasu polskiego, czyli 7 godzin przed premierą w USA!) kosztowało niecałe $9. Polskie wydanie rozbite na dwa kawałki (gdzie tu sens, ebook na sklejeniach się rozejdzie, jak będzie za gruby??) kosztuje dzisiaj w empiku 2×28,79zł. Czyli dwa razy drożej. W imię czego, „bo musi wyżyć księgarnia, wydawnictwo i tłumacz”? A niech zdychają, nikt nie będzie po nich płakał…

    0
    • Oczywiście że tak jest. Zauważ że w przypadku Amazona masz jeden ekosystem poza który nie wychodzisz: czytasz najczęściej na Kindle biorąc książki z Kindle Store. Polski rynek jest o tyle wyjątkowy że panuje na nim wolna amerykanka. Czytelnik nie jest przywiązany do żadnej księgarni i skazany na jednego dystrybutora.

      0
      • Mumin pisze:

        Pokazać Ci mojego kindla? Książki po angielsku z trzech księgarni plus darmowe, książki po polsku zewsząd, książki po rosyjsku z różnych dziwnych miejsc (od ozona przez flibusty do ukraińskich księgarni), po niemiecku nawet nie pamiętam skąd (ale jakieś są z amazona). Faktycznie nie wychodzę poza ekostystem. Który nazywa się Ziemia ;)

        0
        • Swojego Kindla możesz pokazać Panu Tobiczykowi (ja Ci wierzę):
          Polski rynek publikacji wyróżnia się na tle bardziej rozwiniętych w tym segmencie krajów. O ile u nas klient może poszukiwać treści u wielu podmiotów, o tyle na Zachodzie rozwinięte są całe ekosystemy, do których czytelnik przynależy poprzez zakup czytnika. Tak jest w przypadku Amazon Kindle, Nooka, Kobo czy iBooks. Kupując np. Nooka, klient decyduje się niejako korzystać z jego ekosystemu i kupuje wszystkie ebooki właśnie w ich księgarni. Podobną analogię mamy z iPhone i Appstore. W takim przypadku obecność zabezpieczeń czy ich brak traci na znaczeniu”.
          źródło: http://bezdruku.pl/konkurencyjnosc-rynku-ebookow-w-polsce-szanse-i-zagrozenia-wg-dyrektora-woblink/

          Myślę że dominująca grupa klientów w USA , cz WB korzysta jednak głównie (by nie rzec wyłącznie) z Kindle Store.

          0
          • Mumin pisze:

            Owszem, dominująca grupa korzysta z księgarni „przypisanej” do e-readera, ale nie dlatego, że ich system zmusza, tylko z czystej wygody. Jeśli we wszystkich księgarniach jest z grubsza to samo i za tyle samo, to po co kombinować? To troszkę jak z aparatami fotograficznymi: klienci decydują się na system, jeden kupuje canona, drugi nikona… a potem i tak obaj używają obiektywów sigmy czy innej tokiny (OK, to nie był dobry przykład ;)

            „Polski rynek eboooków” jest fenomenem z innego powodu. Znasz jakiś inny towar, gdzie klienci martwią się, czy promocje nie są aby za duże i czy cena nie jest za niska?

            0
            • Zgadzam się: promocje organizowane przez Amazon dla posiadaczy Kindle mają też inne podłoże: sprzedaż klientom atrakcyjnych treści, czyli de facto przywiązanie do własnego ekosystemu.
              Nasze dzisiejsze rozważania też dotyczą małej grupki pasjontów. Większości wystarczy atrakcyjna cena. Gdy kilka tygodni temu popełniłem u siebie podobny tekst pierwsza odpowiedź brzmiała: skoro Ci ta sytuacja przeszkadza to nie kupuj. Mnie interesuje skąd się bierze taki, a nie inny model sprzedaży …

              0
              • bastard pisze:

                Cena to nie zawsze czynnik decydujący. Ważne jest tzw. wrażenie i poziom zadowolenia klienta (a nie petenta).
                Ja kupuję głównie w Woblinku, czasem Publio i Allegro, anwet jak jest trochę drożej.
                CDP bojkotuje niezależnie od cen.

                A martwienie się klientów o skalę promocji to jakiś absurd. Polskie społeczeństwo jest biedne, nie ma żadnego kontaktu z książką i nie ma się co łudzic, że nagle zaczną więcej płacić za książki. Bez takich promocji może wydawcom by się żyło lepiej, ale nie wiem komu by chcieli je sprzedawać.

                Dziś książka przegrywa nie tylko z tv, ale i z internetem, grami, smartfonami i tabletami z fb itp.
                Bez promocji i zachęty cenowej czytanie książek będzie coraz rzadsze i głownie wśród wielbicieli wersji papierowej wieczorem przy kominku, wielbicieli „zapachu farby” itd. Coś jak obecni amatorzy płyt winylowych.
                Spora szansa to wkraczanie na rynek czytnikowy, a nawet tabletowo-smartfonowy i niskimi cenami zdobywanie nowego pokolenia czytelników, którzy łatwiej akceptują wersje elektroniczne książek.

                0
    • Robert Drózd pisze:

      Tyle że w Amazonie taką książkę kupi może 100 tysięcy osób? Nie ta skala.

      To jest zupełnie naturalne, że książki po polsku (czy to oryginały czy tłumaczenia) powinny być w zasadzie droższe niż książki po angielsku.

      No, ale to jest oczywiście argument, żeby uczyć się języków :)

      0
      • Mam jeszcze jeden zarzut. Jakość konwersji, a szczególnie brak korekty. Po opublikowaniu rozmowy z Dyrektorem Woblinku na forum eksiążki.org spotkałem się z sygnałami, że ta jakość nie jest tak dobra jak mówił Tobiczyk. Wydaje mi się że wydawcy mogliby popracować nad korektą wydań cyfrowych.

        0
      • Blue pisze:

        Tyle że w Amazonie taką książkę kupi może 100 tysięcy osób?

        A ktoś zabrania sprzedać naszym autorom np. 50 tysięcy ?

        Jeśli rynek jest dużo mniejszy to i zarobek dużo mniejszy.
        Natomiast mam wrażenie, że u nas chcieliby przy 10 krotnie mniejszym rynku zarobić niewiele mniej.

        0
        • Robert Drózd pisze:

          Skoro rynek jest 10 razy mniejszy, to granicą nie jest wtedy 100 tysięcy, a 10 tysięcy – i z zarobku pozwalającego na willę z basenem mogą pozostać kwoty które ledwo dają się zbilansować.

          Zresztą my i tak jesteśmy sporym krajem. Ciekaw jestem jak temat e-booków wygląda np. na Litwie, Słowacji czy w Danii.

          0
          • Lekont pisze:

            I to jest pytanie.

            0
          • 8 o'clock pisze:

            Ale jeżeli nasz kraj jest mniejszy, to mamy też potencjalnie mniej autorów książek, a oni między sobą mniejszą konkurencję, niż ci wybijający się na rynku amerykańskim.
            Z grubsza więc wychodzi na to samo.

            0
          • Papugh pisze:

            W Danii wszyscy mówią po angielsku. W związku z powyższym korzystają z książek w oryginale.

            0
  18. bastard pisze:

    Ja się przyznam, że kupując kilka lat temu pierwszy czytnik myślałem, że kupując czytnik zaoszczędzę na książkach pobierając je z „różnych stron”. Wynikało to z cen katalogowych ebooków. Do dziś zresztą są one częstio na takim samym poziomie jak wersje papierowe. Tyle niechlubne założenia. A jak wygląda w praktyce? Na 47 książek w 2013 r (wszystkie w formie elektronicznej) 43 były zakupione, z tego tylko jedna w normalnej cenie chyba (26 zł) i 4 z „innych źródeł” (niewydana w formie elektronicznej 3-tomowa Troja Gemmella i coś jeszcze).
    Zdecydowana większość z przeczytanych książek to tytuły takie, po które bym nie sięgał gdyby nie promocja i stosunkowo małe ryzyko przy cenie 10-15 zł . W poprzednich latach było podobnie. Może pirackich było kilka sztuk więcej.

    Kupuję praktycznie tylko w promocjach, gdzie przy takich cenach nie ma sensu piracić. Czytam zdecydowanie więcej niż kiedyś i w wyniku „ryzykowania” trafiają w ręce o wiele lepsze tytuły niż kiedyś kupując zwykłe wydania papierowe.

    Jeśli takie promocje znikną przerzucę się znów na wersje papierowe, które można odsprzedać i wyjdzie to taniej niż standardowa cena ebooka. Można się nimi tez wymieniać itp. Paradoksalnie ebook jest bardziej nieprzenośny niż wersja papierową.

    0
    • K@ptus pisze:

      Skoro nie można wymieniać się ebookami, to czy można zamieniać się czytnikami ? Przynajmniej na jakiś czas.
      Dla mnie ebooki mają jeszcze jedną ważną cechę, można je przekazać w spadku całe biblioteki, czyli Twoje dzieci, wnuki itd. będą miały okazję zobaczyć co czytali przodkowie ;-)

      0
      • slawek pisze:

        Wystarczy impuls EM i z twojej biblioteki zostaje szum.

        0
      • Grześ pisze:

        Dobrze, że dodałeś uśmieszek na końcu, bo argument o przekazywaniu kolekcji e-booków wnukom, wydaje mi się raczej humorystyczny. Nie chodzi nawet o ich trwałość. Chodzi raczej o to, czy będzie je na czym przeczytać – i czy komuś w ogóle będzie się chciało z tym bawić. Co chwila pojawiają się i będą pojawiać nowe urządzenia, nowe standardy zapisu, użytkownicy też mają coraz to inne wymagania. Za 50 lat z takiej kolekcji e-booków będzie mniejszy pożytek, niż dzisiaj np. z kolekcji muzyki czy filmów na kasetach albo gier na dyskietkach sprzed ćwierć wieku…

        0
        • zipper pisze:

          Co za bzdura. Dzisiaj z powodzeniem na nowym komputerze gram w gry z 1987 roku, dlaczego miałbym nie móc przeczytać na czytniku książki po takim czasie?

          Nawet jeśli nie oficjalnie, to aplikacje do odczytywania starych formatów na pewno będą. Trzeba będzie się tylko troszeczkę postarać.

          PDF ile lat temu był pierwszy raz przedstawiony? I jakoś obecnie PDF-y może otworzyć nawet lodówka.

          A jak nie natywnie, to się po prostu zrobi konwersję na nowy format.

          0
  19. tomek pisze:

    Cena okladkowa drukowanej ksiazki, zawiera zarobek wydawnictwa i autora, wszystkie mozliwe podatki oraz prowizje dla hurtownikow i ksiegarn. W przypadku ebooka, zostaje zarobek wydawnictwa, autora i podatek.
    Brednia jest, ze niska cena ksiazek czy ebookow zabije rynek. Tak po prawdzie, to wlasnie PROMOCJE ZABIJAJA RYNEK, bo jezeli drukowana ksiazka kosztuje 39,90 a w promocji 9,90 (tez drukowana) to jaki jest prawdziwy koszt produkcji jednej ksiazki?
    Jezeli cena ebookow zatrzyma sie na 10, max 15 zlotych, bez organizowania wyprzedazy/promocji, ludzie beda kupowali, bo to jest cena rozsadna, dostosowana do polskich realiow i kazdy, autor i wydawnictwo na tym beda w stanie zarobic.

    0
  20. Cyber Killer pisze:

    10 zł to za drogo. Książki papierowe można kupić taniej, więc to żadna promocja moim zdaniem. Wydawcy nie ponoszą żadnych kosztów przy robieniu kolejnej kopii ebooka, więc utrzymywanie tak wysokich cen jakie mają duzi wydawcy to barbarzyństwo (a jak ebook jest droższy od papieru to w ogóle bzdura). Rzadko kupuję ebooki w polskich sklepach bo ceny są zbyt duże, za 5 zł to bym książki kupił, ale za 10 lub więcej zazwyczaj odpuszczam, bo i tak mam backlog na ponad 250 pozycji (legalnie kupionych lub dostępnych za darmo), więc nie czuję presji. Wolę kupować na Smashwords – tam są ebooki po 1-2$, bardzo często w ogóle za darmo i to jest bazowa cena, nie licząc promocji (są też książki po polsku).

    Reasumując: ceny ebooków powinny być jeszcze niższe. 10 zł to może być bazowa cena, a promocje powinny być tańsze. Na czym mają zarabiać? – tak jak producenci np gier komputerowych które idą na Steamie po 2€ – na większej ilości sprzedanych kopii.

    0
    • zipper pisze:

      Jeżeli 10 zł to za drogo, to może czas sobie znaleźć inne hobby. Choć może być ciężko znaleźć sobie hobby, w którym jego przedmiot będzie tak tani.

      10 zł to jest mniej niż cena dobrego dinka w pubie.

      A wspomniane przez ciebie 2 euro to już prawie 10 zł. Dla sklepu takiego jak Steam liczy się waluta, w której prowadzi sprzedaż, bo działa na rynku międzynarodowym.

      0
      • Cyber Killer pisze:

        Książki to nie hobby, książki to po prostu rozrywka. Oczekuję od rozrywki, że nie będzie mi ciążyć na kieszeni.

        Nie planuję zmieniać zainteresowań, będę kupować po prostu po takich cenach jakie mi odpowiadają. Typowo wydaję na książki ~20zł/miesiąc, ale wolę za to mieć 3-4 książki niezależnych autorów z którymi dodatkowo można bezpośrednio porozmawiać, wysłać im opinię itp itd (to jest dopiero prawdziwa wartość książek niezależnych!), niż 1 i do tego napychać kasę wydawnictwu, a autor której puszy się jak paw i inny celebryta. Książkę dużego wydawnictwa za >10 zł kupuję z 1-2x w roku i zawsze z bardzo ciężkim sercem.

        0
        • zipper pisze:

          Oooo, widzisz :-) Każdy znajdzie swoją niszę. Możesz polecić jakichś autorów niezależnych? Może jakichś piszących po polsku?

          Ja ostatnio krążę wokół Tomasza Biedrzyckiego (np. http://virtualo.pl/incydent_na_rigil_prime/self_publishing/p60i121678/ )

          ale boję się ryzykować kasę na kogoś kompletnie nieznanego.

          0
          • Cyber Killer pisze:

            Po polsku to nie będzie łatwe, bo u nas ogólnie wszystko indie (książki, muzyka, gry, itd) jest postrzegane jako coś złego i twórcy są gotowi wypruć sobie żyły byle tylko dostać kontrakt z jakimś wydawcą, więc nie znam żadnego dobrego autora indie.

            Z zagranicznych to zależy jakie gatunki lubisz, mi bardzo przypadła do gustu space opera Randolph’a Lalonde (pierwszy tom jest za darmo na Smashwords), seria o zombie Annie Walls, wojskowa seria Nathan’a M. Farrugia, Robin Sloan napisał fajną scifi ksiązkę w klimacie Sherlock’a Holmes’a (Annabel Scheme – za darmo na jego stronie www), a Tom Glover ma fajną serię hard scifi. Mam dużo więcej pozycji na liście to-read, ale do czasu aż ich nie przeczytam to za nie ręczyć nie mogę. Te które tu wymieniłem na pewno są bardzo udane.

            0
            • zipper pisze:

              Dzięki za rekomendacje! Z wymienionych przez ciebie kojarzę Annie Walls, bo kupiłem Taking on the dead w którymś ze story bundle. Nawet niezłe czytadło o zombie.

              Fajnie by było przeczytać zombie apokalipsę w polskich klimatach PORZĄDNIE napisaną…

              0
    • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

      Tak, koszt kolejnej kopii e-booka to grosze (no, złotówki, jeżeli jednak chciałbyś zapłacić autorowi licencję od sztuki). Ale koszt pierwszego egzemplarza to tysiące. Znajdziesz kogoś chętnego, żeby zapłacił 20 000 za książkę, żeby reszta mogła płacić 2zł. Więc może bez przesady? Te koszty się rozbija na przewidywaną ilość sprzedanych egzemplarzy.

      0
      • Tomek pisze:

        Tak, ale kazde wydawnictwo, ktore nastawia sie na powazny zysk nie wydaje tylko ebooka

        0
        • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

          Tak czy inaczej, koszt pierwszego ebooka jest wysoki. A tak długo jak „ogół” uzna, że wszyscy są spłacani „z papieru”, a koszt ebooka jest zerowy, ta gałąź nie ma szans się rozwinąć. Jak to ma mieć ręce i nogi, to na egzemplarze elektroniczne też musi przypadać odpowiedni kawałek kosztów stałych stworzenia tekstu.

          0
          • Bartek pisze:

            Można przyjąć, że:

            2/3 papier
            1/3 ebook

            I nagle okazuje się, że koszt przygotowania ebooka to:

            1/3 licencji (jeżeli nie ma dodatkowej na ebooka a często jest oddzielna i wcale nie taka tania),
            1/3 tłumaczenia
            1/3 korekty,
            1/3 opracowania okładki,

            Poza tym dochodzi 100% kosztów przygotowania ebooka a to już sporo różnych elementów (pracownik, koszt zakupu oprogramowania niezbędnego do przygotowania tego ebooka). Nie będę już pisał o tym, że autor oczekuje również większej prowizji bo wydawca nie ma kosztów drugu i magazynowania (magiczne wyjaśnienie wszystkiego).

            I mamy całkiem spore koszty. One nie zwracają się w wielu przypadkach. A 9.90 temu nie pomaga bo i tak mówimy o symbolicznych wynikach sprzedaży.

            Zakładając, że łączny koszt przygotowania ebooka to np. 1000 zł a cena sprzedaży 10 zł. Wychodzi, że sprzedaż 123 kopii daje obrót na poziomie kosztów wytworzenia. Tylko z tego trzeba odjąć prowizję autora, koszty pośredników… Okazuje się, że Wydawca który realnie na ebooki zarobił np. 1.5 zł musi sprzedać blisko 700 kopii książki…

            0
  21. Marcin pisze:

    A ja myślę, że można to rozważyć ekonomicznie. Podstawowe prawo wolnego rynku mówi o pewnej równowadze między popytem, a podażą i te prawo powinno kształtować ceny. Zatem promocje i obniżki cen służą rynkowi – stymulują popyt. Rzecz w tym jednak, że to prawo można odnieść do sytuacji kiedy liczba sztuk do kupienia jest ograniczona. Im czegoś mniej tym ktoś chętny rozważa nabycie drożej, bo podaż maleje. W świecie elektroniki i e-usług to prawo jest zaburzone, bo liczba sztuk jest w zasadzie nieograniczona – stała podaż, więc rynek przy niskich cenach szybko się nasyca. To jest pewnie dobre – na początku, póki rynek rośnie. Pytanie jest więc takie – czy księgarnie stać na takie pompowanie rynku? Inna sprawa, że coś jest warte tyle ile potencjalny nabywca jest skory za to zapłacić, więc czy powinno nas to w ogóle obchodzić? Nie dlatego kupujemy e-booki, żeby autor/wydawca mieli pracę, ale dlatego, że chcemy czytać.
    Ja też raczej bym nie kupił Lodu Dukaja za cenę okładkową. Papierową wersję niewygodnie by się czytało. Więc autor pewnie w ogóle by do mnie nie dotarł ze swoją książką, ale dziś autorów jest dużo. Nie mam Dukaja, ale mam Kresa. Kres za drogi? Kupię Ziemiańskiego. Nie kupuję poradnika X tylko Y – na ten sam temat. Duża konkurencja = małe ceny.
    Czytnik służy do czytania, a nie do utrzymywania księgarń.
    To co mnie (nie)dziwi to brak literatury fachowej – specjalistycznej spoza dziedzin informatycznych. To jest w zasadzie tylko na amazonie. Chcę specjalistykę, która potrzebna jest do pracy/nauki – autor i wydawca dyktuje warunki. Więc papier lub DMR. A szkoda. Z chęcią spróbowałbym nauczyć się farmakologii w łóżku z e-booka niż pochylając się nad biurkiem, bo książka jest za ciężka, żeby ją w rękach dłużej utrzymać.

    0
    • 8 o'clock pisze:

      Właśnie. Nie ma książki, którą kupię za „każdą” cenę. Ta za droga? Kupię podobną tańszą albo za rok-dwa poszukam na wyprzedażach. Ciekawe, że teraz w e-księgarniach widzę czasem e-booki droższe od ich papierowego wydania (powszechnie przecenionego).

      Brak literatury specjalistycznej, ale to może zmieni się z czasem.

      No i książki bardziej branżowe albo zawierające kolorowe zdjęcia polskie wydawnictwa wydają w pdf, Amazon w formacie na czytnik (co nie przeszkadza klientowi obejrzeć np. na komputerze).

      0
      • asymon pisze:

        Ta za droga? Kupię podobną tańszą albo za rok-dwa poszukam na wyprzedażach.

        Zdefiniuj, o co chodzi z „podobną”? Nie kupię Sapkowskiego na cdp.pl, a w zamian np. przeczytam Achaję? Ej, to nie tak działa :-)

        0
        • Cyber Killer pisze:

          No właśnie działa! Żyjemy w świecie gdzie marketing robi ludziom wodę z mózgu i w efekcie większości wydaje się że dany produkt (książka, film, itd) jest czymś unikalnym. wtedy dużo osób skupia się na tym żeby koniecznie „skonsumować” produkt X, który został im zareklamowany. Rzecz w tym że produktów bardzo zbliżonych do tego jest bardzo dużo i są tak samo dobre, a czasem nawet lepsze. Wracając do książek – jeśli chcesz czytać konkretny tytuł to rzeczywiście wyboru nie masz, ale jeśli chcesz po prostu czytać np konkretny podgatunek fantasy to wybór jest ogromny i rozpiętość cenowa również. Idąc dalej tym tokiem myślenia – jeśli chce się po prostu czytać to można bardzo skutecznie mieć dużo contentu za darmo w pełni legalnie, bo wielu autorów chętnie w sieci oddaje np pierwszy tom swojej serii książek.

          0
          • asymon pisze:

            Rzecz w tym że produktów bardzo zbliżonych do tego jest bardzo dużo i są tak samo dobre, a czasem nawet lepsze.
            OK, poproszę więc o coś zbliżonego jakością do cyklu o Ziemiomorzu. Nazwiska! Tytuły!

            jeśli chce się po prostu czytać to można bardzo skutecznie mieć dużo contentu za darmo w pełni legalnie,
            Ponownie, poproszę o przykłady, bo dużo czasu spędziłem na szukaniu dobrych i tanich (lub darmowych) książek, nie tylko self-publishing. Niestety lektura większości już po kilku stronach wyjaśniała, dlaczego żaden wydawca nie zaryzykował współpracy. Skończyłem dwie, jedną po polsku, jedną po angielsku.

            Co nie znaczy oczywiście, że popularnie książki są lepsze, nie dałem rady skończyć wersji demo Igrzysk śmierci. Przeglądałem też trochę ebooków na feedbooks i nie dałem rady, grafomania i kiepski warsztat nie znają granic.

            bo wielu autorów chętnie w sieci oddaje np pierwszy tom swojej serii książek.
            OK… i co dalej? Kupować kolejne tomy, czy poprzestać na pierwszym i zapomnieć o reszcie?

            Okazuje się, że z książkami jest zupełnie inaczej niż z grami, w Humble Store jest sporo gier – perełek.

            0
            • Cyber Killer pisze:

              W fantasy nie gustuję za bardzo więc zamiennika dla Ziemiomorza Ci nie podam, ale w innym komentarzu podałem kilka pozycji scifi, które uważam za bardzo dobre. Nie twierdzę że wszystkie książki indie są dobre (podobnie jak gry), należy przeznaczyć odpowiednią ilość czasu na wybranie tego co odpowiada. Osobiście mam w czytniku rss zasubskrybowane wszystkie nowe książki wychodzące na Smashwords w katagoriach scifi i horror, tygodniowo jest to ponad 100 pozycji, z czego 1-2 są dla mnie interesujące. Nie da się sięgnąć na półkę indie i na ślepo trafić na coś dobrego, to wymaga solidnego przeglądu.

              O 1 tomie za free napisałem w kontekście tego, że można mieć co czytać bez wydawania pieniędzy, więc nie odwracaj kota ogonem.

              0
              • asymon pisze:

                Większość książek, które podałeś jest płatna i kosztuje więcej niż 10zł (którą to cenę gdzie indziej podajesz jako „zbyt wysoką”). Za Annabel Scheme dziękuję, sprawdzę wieczorem, czy bardziej opłaca mi się konwertować z pdf, czy wydać te $3.68 na amazonie.

                Dobra, niech będzie że mój błąd – wdałem się w niepotrzebną dyskusję, choć wiedziałem jak się to skończy. Sorry, nie mam siły ani czasu na ciągnięcie tej abstrakcyjnej rozmowy o rzeczach których nie ma.

                0
              • Cyber Killer pisze:

                Owszem, większość z tych które tam podałem jest płatne, ale 3$ to mniej niż 10 zł (np kolejne tomy Spinward Fringe po tyle są).

                0
          • kunaka pisze:

            Jest jednak jeszcze problem czasu. Mogę przeczytać określoną ilość książek, nie chce mi się robić selekcji. Nie mam czasu na czytanie 20 książek, żeby wyłowić jednego autora, którego będę czytała. Wstępną selekcję dają mi rekomendacje. Rekomendacją może być samo wydanie książki, przez wydawnictwo, zaangażowanie się w zakup licencji, tłumaczenie… (na moje nieszczęście czytam niemal wyłącznie po polsku). Wśród ogromu wydawanych książek i tak dotrze do mnie tylko ułamek, a i ten weryfikuję kolejnymi rekomendacjami (nazwiskiem autora, wydawnictwem, serią, obecnością książki w biblioteczce koleżenki Ani, czy jej nieobecnością w biblioteczce koleżanki Zosi). Wszystko po to, żeby przeczytanie książki dało mi przyjemność, a nie przynosiło żal czy frustrację z powodu znarnowanego czasu, bo wtedy nawet to że wydałam tylko 2zł, a nie 20 mnie dość słabo mnie pociesza.
            W powyższym kontekście wydawnictwo może dyktować cenę jaką chce – wszak każdy od autora przez tłumacza, wydawcę do (e)księgaża chce żyć zarabiając na swoim biznesie – ale to nie znaczy, że ja zechcę, czy będę mogła książkę w tej cenie kupić.

            0
          • oshin pisze:

            Idąc dalej tym tokiem myślenia – jeśli chce się po prostu czytać to można bardzo skutecznie mieć dużo contentu za darmo w pełni legalnie
            Bez wątpienia, kłopot w tym, że ja np. chcę czytać to co mnie interesuje i cieszy, a nie cokolwiekbądź.

            0
        • 8 o'clock pisze:

          @asymon
          Świat jest pełen ciekawych książek. Owszem, przywiązuję się do cyklu. I czekam, aż wydawcy wydadzą następny tom, i czekam, czekam, czekam… Trudno!

          Poza tym jeśli dla polskich wydawców wydanie e-booka jest nieopłacalne, to na szczęście jest Amazon. Bardzo mało czytam po angielsku, bo niesatysfakcjonująco powoli, ale jak będę zmuszona, tylko wyjdzie mi to na dobre.

          0
    • Marcin pisze:

      He he he, miałem coś innego na myśli. Wiadomo, że nawet jakby Tolkien był za darmo to i tak nie byłoby to zastąpienie Ziemiomorza i odwrotnie. Chodziło mi raczej o kwestię zaburzenia naturalnego mechanizmu rynku nieograniczoną podażą. Rynek anglojęzyczny tego nie odczuje – bo jest olbrzymi, rynek polski – jak najbardziej może się „przepompować”. On nie wzrasta tylko puchnie. Tak myślę. Jak wynika z komentarzy są osoby wydające grubą kasę na książki, które przeczytają może za 5 lat, a może wcale. To nie wystarczy. Na miejscu księgarń wprowadziłbym raczej mechanizm „licytacyjny”. Pierwsze 2000 egzemplarzy – 10 zł, następne 1500 – 12 zł itd. aż do np. połowy ceny okładkowej czyli ceny maksymalnej. Do tego mechanizm promocyjno-lojalnościowy – wydałeś u nas 100 zł – znajdzie się dla ciebie jeden ekstra egzemplarz za dychę czy 12 itp. (dlatego każdy pamięta o kuponach woblinka).
      Zabawne jest to, że może się okazać, że Tolkien – którego dużo osób ma papierowego, będzie długo utrzymywał się za najniższą cenę, książka debiutanta może szybko wskoczyć na cenę maksymalną.
      Promocje – jak to promocje – od czasu do czasu. Chyba, że te książki faktycznie kosztują grosze, a historie, że do 10 zł to wydawcy dopłacają należy włożyć między bajki. Odwieczne pytanie – lepiej sprzedać 3 za 10 zł czy jedną za 20 :)?
      No i książki specjalistyczne. Można płacić niewiele mniej niż za papierowe, ale przynajmniej nie targam w tramwaju 3 opasłych tomów, żeby poduczyć się przed zajęciami.

      0
  22. dzielony pisze:

    „Kiedy się lękam, że żyć zaprzestanę,
    Nim pióro wszystkie plony z mózgu zbierze,
    Nim strawię księgi w stos wielki zebrane….

    …. za dychę przecież, chociaż nie w papierze

    John Keats + dzielony

    0
  23. 8 o'clock pisze:

    Akcje lojalnościowe uważam za zawracanie gitary. Sklepy rozdają jakieś karty, od których tylko portfel mi pęcznieje, muszę o nich pamiętać, a „zysk” z tego dla klienta bardzo mierny. Nie chcę w sklepie pamiętać o jakiś kartach, obliczać jakieś punkty i wpisywać kody. Woblink chwali się hasłem „wraca do ciebie każda wydana dycha”, co oczywiście jest nieprawdą (jak kupię za 17 zł książkę to dycha do mnie nie wróci, itp. )

    Jeżeli sklep chce mieć moją, klienta, lojalność, to powinien tak działać, żebym chętnie do niego wracała i chętnie robiła w nim zakupy, bez „programu”. Koniec.

    0
  24. Tomek pisze:

    Jak to Robert fajnie opisał minusem rabatów jest impulsywne kupowanie. Miałem tak z książkami papierowymi (aż z braku miejsca dostałem szlaban) mam tak z cyfrowymi. Moim jedynym ogranicznikiem (wprowadzonym trochę na siłę, za dużo tych promocji) jest zasada kupować tylko w jednej księgarni. Za bardzo nie działa, bo kiedyś w promocji 50% Fabryki Słów wydałem prawie 1000zł. Gdyby trwała dłużej niż 2 dni to pewnie wydałbym jeszcze więcej. I pewnie to zrobię jak tylko promocja powróci.
    Dlaczego wybrałem tę księgarnię? Mieli odpowiednią promocję w odpowiednim czasie. Efekt działąnia promocji? W niecały rok zgromadziem kolekcję którą pewnie będę czytał przez następne 10 lat. Tylko niewielka jej część to książki na które czekałem. Spora to takie które kupiłem z ciekawości. A potem samo jakoś tak poszło.

    0
  25. Bardzo dobry wpis! Jestem za tym by pojawiały się promocje 9,90 zł, ale nie musi to być regułą. Dla mnie wystarczy, że e-book będzie chociaż trochę tańszy od papierowego wydania. A jak kilka tygodni albo miesięcy po premierze zrobi się 2-dniową promocję za 9,90 zł to wszyscy powinni skorzystać – czytelnik i wydawca ze względu na wolumen. O ile oczywiście ten wolumen osiągnie!

    0
  26. Tomek Sz. pisze:

    A’propos Tolle.
    Regularnie dostaję ich biuletyn na maila i chętnie bym kupił pare książek, ale jak sobie myślę, że dojdą koszty wysyłki i będę musiał czekać kilka dni na paczkę, to jakoś mi przechodzi ;)
    Czekam na wersję ebookową Tolle, bądź innej księgarni z tego segmentu.

    0
    • Co do ebookowej Tolle: w planach to mamy, ale ciągle to przekładamy, bo na dziś nie ma to sensu ekonomicznego. My nie mamy (tak jak choćby Woblink) kilku milionów do wtopienia w firmę, która jeszcze przez kilka lat będzie przynosić straty. Poczekamy na czasy, gdy przynajmniej wychodzenie na ebookach „na zero” będzie możliwe.

      Robert napisał w tym artykule, że czytelników ebooków jest zaledwie kilkanaście tysięcy. Do tego jak widzę te buńczuczne deklaracje w komentarzach powyżej, że więcej niż 10 zł to za ebooka jeden z drugim nie zapłaci, ehhh… tym bardziej nie ma to sensu.

      Na dziś czysto ekonomicznie patrząc: skoro jest tylko kilkanaście tysięcy czytelników, do tego chcących wydawać 10 zł maksymalnie za produkt, to nawet gdyby mocno zawyżyć, że każdy z nich kupuje rocznie 50 ebooków (wiem, że mocno przesadzam), to ten rynek jest wart co najwyżej 10 milionów (a w rzeczywistości dużo mniej). Nie ma sensu walczyć o tak mały rynek na dziś.

      Robert napisał, że ebooki to jakieś 3% rynku książki. Może i tak, ale tylko jeśli liczymy to w sztukach. Kwotowo (a to jest ważne w biznesie, a nie sztuki) to nie jest nawet 0,5%, bo co to jest te 10 milionów w skali ponad 3 miliardów, które jest wart rynek książki w Polsce?

      Na dziś szkoda na to zachodu…

      0
      • Cyber Killer pisze:

        No tak, bo jak się X milionów nie zarobi każdego miesiąca to nie warto… Chciwość, chciwość, chciwość… Nic dziwnego że w skali świata duzi wydawcy są sukcesywnie wygryzani przez self-publishing. Autorzy jakoś mogą sami wydać swoje książki po 1-2$ i są szczęśliwi i książki się sprzedają i mogą z tego wyżyć.

        0
        • Tu nie chodzi o chciwość i zarobienie milionów. Po prostu rynek jest bardzo mały i przynosi straty. Na tym się nie da dziś nawet wyjść na zero. A nikt z własnej kieszeni dokładać nie zamierza.

          Policzmy to w prosty sposób:

          – Koszt utrzymania takiej platformy, jej pracowników, infrastruktury informatycznej, kosztów konwersji nowych tytułów (pracowników pracujących nad korektą, etc.) to kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie (załóżmy – raczej zaniżając, że 50 tys. zł miesięcznie)

          – Jeśli ebook ma kosztować 9,90 zł brutto (8,05 netto), to da się na nim zarobić maksymalnie 2 zł na sztuce

          – Czyli trzeba by było sprzedać co najmniej 25 tysięcy ebooków co miesiąc, żeby wyjść na zero. A to jest nierealne, jeśli jest zaledwie kilkanaście tysięcy czytelników ebooków w Polsce.

          Autor sobie może sprzedawać po 1-2 dolary, bo autor nie ma na utrzymaniu całej infrastruktury i pracowników. Nawet jak sprzeda kilkaset ebooków, to ma już z tego jakiś pieniądz. Ale platforma musi sprzedawać dziesiątki tysięcy sztuk miesięcznie, by w ogóle to miało sens.

          0
          • Blue pisze:

            Zgóry przepraszam za zgryźliwość, ale nie mogę się powstrzymać :)

            Po prostu rynek jest bardzo mały i przynosi straty. Na tym się nie da dziś nawet wyjść na zero. A nikt z własnej kieszeni dokładać nie zamierza.

            I znowu jakbym słuchał deweloperów z minionych lat „taniej niż 8 tys. za m2 się nie da!” A tu proszę regułą są już, mieszkania w tych samych miejscach za 5-6 tys….. I to mimo inflacji…

            Ebooki to wasza przyszłość. Tabloidyzacja mediów i ogłupianie młodzieży postępuje, rynek papierowy się kurczy. Ja sam ma książek na rok czytania, może więcej. A ciągle kupuje. Przy wysokiej cenie ? Nie, nie kupie, poczekam na „toaletowe” wydanie książki w Tesco. W tym czasie wrócę do tego co już mam – liczone w setkach, może już tysiącach. Klienci przeżyją bez was ale wy bez nich ?

            0
            • Deweloperzy akurat ściemniali :) Całkowite koszty budowy mieli na poziomie 2-2,5 tys. za metr przy bardzo małych kosztach stałych w porównaniu do inwestycji. Więc to słaby przykład, bo tu jest odwrotnie.

              Ja się zgadzam, że ebooki to przyszłość. Dlatego pisałem, że ebookowe Tolle będzie, ale że ciągle przekładamy kiedy, bo na dziś to nie ma sensu ekonomicznego. A ja nie mam kilku milionów, które mógłbym przeznaczyć na straty, jak Woblink. Wejdziemy na ten rynek jak przynajmniej będzie się dało na nim wyjść „na zero”.

              Póki co, każdego roku intensywnie rośniemy sprzedając wyłącznie książki fizyczne. Klientów na „papier” nie brakuje – ich przybywa. Moim zdaniem jesteśmy jeszcze bardziej w epoce, gdy ludzi trzeba przekonać do kupowania w ogóle w Internecie (bo większość wybiera księgarnie stacjonarne, sprzedaż internetowa nie przekracza 15%) niż w epoce ebooków. Zresztą liczba zaledwie kilkunastu tysięcy kupujących ebooki przy kilkunastu milionach kupujących książki papierowe doskonale to pokazuje.

              Dlatego wyraźnie piszę: na dziś z punktu widzenia księgarni wchodzenie w ebooki jest nieopłacalne. Moim zdaniem na tym rynku dziś nawet nie weszliśmy jeszcze do fazy early adopters lub co najwyżej znajdujemy się na samym jej początku.

              I jeszcze jedno: Ja sam (…cośtam…) Przy wysokiej cenie ? Nie, nie kupie (…).

              Ja nie mogę decyzji biznesowych podejmować na podstawie tego, że jeden lub nawet kilkanaście tysięcy fanatyków nowości (tym są dziś fani ebooków) mówi, że nie kupi, bo za drogo. Ja patrzę na dziesiątki tysięcy sprzedanych u nas książek papierowych rocznie (i z roku na rok coraz więcej) i zdanie tych dziesiątków tysięcy jako właściciela biznesu mnie interesuje. Jeden z największych błędów, jakie w biznesie można popełnić, to patrzeć na siebie i swoje otoczenie („wszyscy moi znajomi kupują ebooki i płacą poniżej 10 zł”), a nie na rzeczywistą skalę i rynek w Polsce.

              0
              • Lekont pisze:

                W sprawie ceny metra kwadrat za mieszkanie to jest fakt. Ale przysłuchując się tej wymianie zdań dochodzę do wniosku, że księgarnie ebook też ściemniają. Co tam wszyscy w Polsce ściemniają bo chcą się nachapać a nie zarobić.

                0
              • Blue pisze:

                Deweloperzy akurat ściemniali :)

                Ja o tym doskonale wiedziałem.

                Ale mam wrażenie, że wasze zapewnienia o tym jak dużo kosztuje „skład książki” która składa się z większej czcionki przy tytule i mniejszej przy treści są podobnego lotu.
                Musicie pamiętać jeszcze o jednej rzeczy – self-publishing w miarę jak będzie rósł rynek ebooków (a będzie) będzie rosło znaczenie s-b. Książka to nie piosenka – nie musimy mieć do niej studia. Aby wydać „czytalną książkę” nie potrzeba programów po 50 tys. za licencję i edytorów po 100 PLN za godzinę pracy za osobę. Dla większości ludzi książka nie musi mieć super dopracowanych marginesów i akapitów. To zjawisko s-b w połączeniu z „community editors” czyli weryfikacji i poprawianiu błędów „na żywo” jest coraz mocniej widoczne w USA. Zgadnijcie kto najwięcej narzeka na „szkodliwość zjawiska” ? Tak, wydawcy…..

                0
              • Mallignus pisze:

                Odnośnie tego jak to rynek ebooków jest nieopłacalny, jak to tylko „biedować” można. Nie będę dyskutował. Podam dwa linki, dwa FAKTY, że jednak na e-rynku wydawnictwa mogą zarobić, ba wejście na ten rynek może uchronić przed plajtą!

                http://arsmachina.pl/blog/124

                http://arsmachina.pl/blog/125

                0
          • zipper pisze:

            A może to jednak złe podejście? Chłopaki z BookRage pokazują, że nie jest potrzebna ogromna platforma, rzesza pracowników i cholera wie co jeszcze, żeby sprzedawać książki z umiarkowanym sukcesem.

            Z drugiej strony, nie wiem czy chłopaki wychodzą na zero, dokładają do interesu czy na nim zarabiają.

            W dobie cyfrowej dystrybucji wydawca staje się jedynie narzędziem do promocji dla autora, cała reszta nie jest mu do niczego potrzebna.

            0
            • Według tego, co sami podają na dole strony: Podziały (…) Dla BookRage 6 523,32 PLN.

              Serio? 6,5 tys. zł od startu serwisu? I ktoś chce tu mówić o sensownym biznesie, utrzymaniu rodziny, dawaniu pracy ludziom?

              0
              • zipper pisze:

                W tolle można zarobić 6,500 zł za dwa dni? Zatrudnijcie!

                0
              • Cyber Killer pisze:

                6,5k od startu obecnej oferty 4 dni temu.

                0
              • W tolle można zarobić 6,500 zł za dwa dni? Zatrudnijcie!
                „Zarobić”? My tu o przychodzie (obrocie), a nie zysku mówimy. Obrotu to pewnie, że więcej robimy niż 6500 zł w dwa dni. Ale z tego trzeba pokryć wszystkie koszty.

                Cyber Killer pisze, że to 4 dni od startu. I tak bardzo słabo, bo tu przecież doszedł efekt nowości (PR). Na stałe to będzie dużo dużo mniej zapewne.

                0
        • Robert Drózd pisze:

          Jasne, daj mi przykład, jak to w Polsce self-publishing uczynił z kogoś milionera.

          0
          • Cyber Killer pisze:

            Ale dlaczego od razu „w Polsce”? Mówimy o świecie cyfrowym, tutaj nie ma granic, krajów itd… Ograniczanie się do jednego kraju jest IMHO błędem.

            0
            • Tomek Sz. pisze:

              Cyber Killer, nie zgadzam się z Twoimi argumentami. To nie chciwość, tylko kalkulacja. Firmę prowadzi się po to, żeby spełnić jakieś zapotrzebowanie na rynku i zarobić tym na swoje potrzeby. Tak jak pisze Paweł, wykładanie regularnie kasy na przedsięwzięcie na którym od razu wiadomo, że ciężko będzie zarobić mija się z celem (chyba, że mamy górę gotówki).

              Mój głos, to głos klienta, który chętnie by wydał pieniądze na ebooki, głos Pawła to głos sprzedawcy/wydawcy. Nie odpowiada mi, ale muszę się zgodzić z jego argumentami. Sam bym w taki interes nie wchodził w tym segmencie, dopóki rynek jest tak mały.

              Cyber, self publiszerzy (samo-wydawcy?) to inna sprawa. Czemu w rozmowie o polskim rynku mamy brać przykłady o zasięgu światowym? Tolle wydaje/sprzedaje książki u nas, ja książki po polsku bym kupił. Nie ma granic krajów, tak jak piszesz, ale jest granica językowa. Książki po angielsku (języku świata) już ktoś wydaje i ludzie kupią prędzej na amazonie a nie w małej polskiej księgarni – Tolle.
              Jak na razie pozostaje nam czekać. Albo samemu działać :)

              0
            • airborell pisze:

              Mówimy o książkach wydawanych w języku polskim, który jest rozumiany na świecie przez jakieś 40 milionów ludzi.

              0
            • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

              Super, sprzedaj książkę po polsku Chińczykom (bo jest ich dużo) albo Amerykanom (bo dużo na to wydają), bo w internecie nie ma granic i czemu mamy się ograniczać do kraju.

              0
          • Bartek pisze:

            @Robert nie ma takiej osoby ;) Mówimy tutaj o naprawdę symbolicznych wynikach. Zresztą można podpytać Aleksandra Sowę bo on od dawna tak działa…

            0
        • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

          Ło, trochę spokojniej może? Więcej realizmu? I trochę kalkulatora? Jak gdzieś się pojawia kwota milionów, to nie znaczy, że ktoś tyle zarabia
          Jak rynek jest wart 10 mln rocznie, a ktoś ma w nim udział 20% (co jest dużym kawałkiem) i osiąga zysk rzędu 5%, ma 8333 zł miesięcznie. Z tego do opłacenia CIT, pewnie podatek od dywidendy, 5,5tys na rękę miesięcznie. Nie wydaje mi się, żeby to były aż takie kokosy dla właściciela (w sumie dla wszystkich właścicieli?) przedsiębiorstwa mającego 1/5 rynku. Dalej widzisz taką chciwość? A pomyśl ile kasy zaryzykował w takie przedsięwzięcie? Wszystko to mógł stracić. Nie należy mu się coś zarobić?

          0
          • zipper pisze:

            według Virtualo w 2013r. rynek ebooków był wart 20 milionów PLN a w 2015 będzie to już 60 mln (w analizach wzięli między innymi pod uwagę, że czytelnicy ebooków w 2013 wydali średnio 40% więcej pieniędzy na ebooki niż w 2012)

            Jak będzie w rzeczywistości, to się okaże.

            0
            • asymon pisze:

              Ale to są ich szacunki, inaczej mówiąc, liczby wyssane z palca. Nie ma żadnych statystyk sprzedaży, nie chwalą się ile sprzedali, ile zarobili. To tylko komunikat PR dla potencjalnych inwestorów „jest wspaniale a będzie jeszcze lepiej”.

              0
              • zipper pisze:

                A dane Kooverta są z czegokolwiek innego, niż z sufitu?

                Tamci przynajmniej poświęcili pewien czas na zrobienie tych wyliczeń ;)

                0
              • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

                Moje dane to informacje Pawła Królaka podane w innej formie. Odpisywałem na Cyber Killera, który jak zobaczył hasło „rynek wart 10 mln zł”, które mało co mówi, od razu napisał, że wszyscy są pazerni i miliony chcą zarabiać.

                0
              • zipper pisze:

                W 10 baniek trudno uwierzyć, skoro samo Virtualo utrzymuje, że w 2013 sprzedało łącznie 500k egzemplarzy ebooków (na wszystkich platformach empiku…)

                To nawet te książki po 9,90 zł by wygenerowały połowę rynku ebooków, a nie wierzę, że Empik ma tak potężną pozycję. Jakby mieli, to by się pewnie chwalili aż by huczało.

                0
        • N. pisze:

          Ale gdzie tu niby chciwość widać? Przecież autor komentarza pisał o wychodzeniu przynajmniej „na zero”, a nie zarabianiu milionów. Te miliony trzeba zainwestować w taki biznes. To chyba normalne, że nie inwestuje się grubych pieniędzy w coś, co niestety przyniesie straty?

          0
      • YuukiSaya pisze:

        Z tych 3 miliardów odlicz 2 miliardy na podręczniki szkolne i zacznijmy mówić o poważnym rynku a nie tej części, która jest daniną wszystkich rodziców. Przestańcie to jasnej anielci podkładać cyferki jak wam się podoba.

        Rynek wydawniczy – 3 miliardy.
        Rynek książkowy – 1 miliard.

        Chyba, że wchodzicie z elementarzem?

        0
        • Proporcje są akurat odwrotne. Rynek to ponad 3 miliardy, z czego podręczniki (liczone łącznie z akademickimi) to ok. miliard. Zostaje 2 miliardy na inne książki. Zatem te 10 milionów to wciąż ok. 0,5%.

          0
          • YuukiSaya pisze:

            Według danych zamieszczonych przez Roberta na tym blogu, stosunkowo niedawno, właśnie 2 miliardy to były podręczniki a 700 milionów to pozostałe wydawnictwa książkowe. Poproszę źródło twoich danych albo inaczej twój argument jest inwalidą.

            0
            • Źródło: roczniki Biblioteki Analiz („Rynek książki w Polsce”).

              Potwierdza to również raport Instytutu Książki za 2012 rok.

              Tam podają wielkość rynku na 2,7 miliarda (ale po cenach zbytu wydawców, czyli z rabatami dla hurtowni i księgarń, które stanowią średnio ok. 30-40%, co daje grubo ponad 3 miliardy w cenach zakupu detalicznego).

              Tam też podają, że podręczniki szkolne to 30% rynku (czyli mniej więcej ten podany przeze mnie miliard). Niestety tam nie oddzielono podręczników akademickich, ale wliczono je do „książki naukowej i fachowej”, która stanowi kolejne 30%. A taki podział jest o tyle wadliwy, że w ten sposób wszystkie książki psychologiczne, informatyczne, biznesowe, etc. traktuje się jako „fachowe”. Czyli do tej części zaliczyłaby się cała oferta np. Helionu czy Onepress. A traktowanie tego jako „podręcznika” i – cytuję Ciebie – „tej części, która jest daniną wszystkich rodziców” to raczej nieporozumienie – przyznasz, prawda?

              0
  27. slawek pisze:

    Na książkę nie stać, ale na papieroski już tak. I na smartfona w promocji. Na telewizor 50 calowy też. „Ale smartfona potrzebuję!” No właśnie.

    0
  28. Bartosz J pisze:

    Osobiście kupuje tylko ebooki po 9,90 bo uważam że większa kwota za ebooka nie ma sensu. Przyznam że zdarzyło mi sie w promocji np ebookpoing kupić 40 książek po 9,90 z czego 35 normalnie bym nie kupił a do teraz 20 nawet nie otworzyłem.

    Kupiłem wiele ksiązek (ebooków) w promocji 9.90 zł o których w życiu nie słyszałem ale ciesze sie ze je kupiłem bo wniosły wiele do mojego życia.

    Kupuje także w promocjach typu „Kot w Worku” nawet dla samego faktu wparcia inicjatywy księgarni.

    Gdyby wszyskie ebooki kosztowały 9,90 myśle ze kupowałbym częściej i wiecej czytał. Jest kilka tytułów na które czekam aż bedę po 9,90.

    Jeżeli chodzi o wyższe ceny ebooków to wole kupić książke papierową.
    Przykład? Dawn Brown Inferno

    Najniższa cena ebooka 25 zł (OMG), cena książki drukowanej na allegro 20 zł (nowa) lub 15 zł używana.
    Wiec jaki jest sens kupowania ebooka?? Książke moge odsprzedać i wtedy koszt przeczytania jej wyniesie „ok 5 zł, a jak kupie ebooka to wydam 25 zł i nie sprzedam go nigdy…

    0
    • airborell pisze:

      „Przyznam że zdarzyło mi sie w promocji np ebookpoing kupić 40 książek po 9,90 z czego 35 normalnie bym nie kupił a do teraz 20 nawet nie otworzyłem. ”

      Krótko mówiąc – wywaliłeś w błoto 200 złotych.

      Ja cały czas mam wrażenie, że polujący na superpromocje na e-booki po prostu nie cenią własnego czasu. Czasu, który mogliby spożytkować na przeczytanie [b] dobrej[/b] książki za 20 zł, i który wolą zmarnować na przeczytanie byle czego za złotych 10.

      0
  29. mikeyoski pisze:

    Przytoczony przez Roberta rynek gier bardzo pasuje do rynku e-booków. Ja sam, w młodości zdeklarowany pirat (jak pewnie ogromna większość moich kompanów), teraz nie uznaję piractwa i dzięki różnym Humble Bundle, akcjom Steama czy Origina mam sporo dobrych gier za niemalże bezcen. Tak samo jest z książkami. Książek w papierze prawie już nie kupuję, a ebooki owszem. Przy czym cena dla mnie jest bardzo istotna i moją granicą, której staram się nie przekraczać jest 15zł. Niestety bywam piratem w zakresie książek, których nie ma w wersji elektronicznej, bądź książek, które mam w papierze, a chciałbym przeczytać je na kundlu.

    A tak sobie myślę, że czytelnicwo w Polsce jest na bardzo niskim poziomie i nie widzę żadnego powodu, żeby je traktować w sposób elitarny. A niech sobie ludzie kupują książki razem z ziemniakami i mlekiem. Ważne, żeby czytali. A skoro niska cena potrafi do tego zachęcić…

    0
  30. wydawca pisze:

    no dobra, to czas na głos małego wydawcy (z kilkuletnim stażem – to zastrzeżenie ważne, bo nie mam w swoich zasobach setek tytułów, które mogę wygrzebać i skonwertować do postaci cyfrowej i cieszyć się z każdej zarobionej 1 zł – inaczej i tak bym nie drukował starych nakładów nie zarabiał nawet tego 1 zł).

    Kupuję nowość. Od każdego sprzedanego ebooka muszę zaplacic 25% od UZYSKANEGO przychodu opłaty licencyjnej.

    Przygotowuję ksiazke – niezbyt wielką – powiedzmy 12 arkuszy wydawniczych. Tlumaczowi muszę zaplacic ok. 5000-7000 pln (czasem więcej, czasem mniej w zależności od trudności)
    Korekta, redakcja, skład, okladka (tak tak, on istnieje w przypadku ebooków – w części opiera się na skladzie papierowym) powiedzmy, że książka jest niezbyt skomplikowana i całość zamknie się w 2000 pln.

    No i teraz klucz
    9,90, czyli po odliczeniu VATu mam cenę 8,05.

    Oddaje książkę dystrybutorom, tym którzy tak uwielbiają pisać o niskich cenach i robią dziesiątki promocji. Rabat – 40-50%
    czyli dla mnie zostaje między 4.02 – 4.83 zl. Ach, przypominam, że muszę oddać opłat licencyjnych 25% od UZYSKANEJ ceny. Czyli dla mnie zostaje 3.02-3.62 zł.

    Zagadka – ile muszę sprzedać egzemplarzy, żeby pokryć koszty przygotowania pozycji.
    Ano między 2500 a 2900 kopii. Możliwe?
    No jasne. Ale ja dopiero wyszedłem na 0.
    Przypomnę, średni nakład ksiązki w Polsce to ok. 3000 egz (papieru)

    No i teraz czekam na atak na wydawców krwiopijców :)
    Ja na razie nie wiem, jak mam zarobic na koszty przygotowania.

    Sorry, ale gdyby u nas sprzedawalo się średnio po 10 000 szt. To te ceny miałyby sens. A tak kanibalizuje się rynek. A wygranymi są oczywiście klienci (sam dużo kupuję) i dystrybutorzy.

    0
    • K@ptus pisze:

      Skoro nie opłaca się wydawcom wydawać ebooków nie wykluczone, że autorzy książek sami zaczną sprzedawać swoje dobra, tak jak jest teraz z aplikacjami na tablety lub telefony w e-sklepach, każdy może sprzedawać teoretycznie bez pośredników.

      0
    • Cyber Killer pisze:

      Te wszystkie koszta składu, konwersji itp to jest właśnie błąd w rozumowaniu przenoszony ze świata papieru. Te rzeczy nie wymagają dedykowanych kosztów, to są proste rzeczy, możliwe do niemal 100% zautomatyzowania, lub przerzucenia na autora książki. Przecież nikt nie przynosi do wydawcy książki napisanej odręcznie czy na maszynie do pisania z bazgrołami itp, tylko przysyła plik cyfrowy. Narzędzia, edytory tekstu jakie wszyscy używamy zapewniają bardzo łatwe metody uzyskania wysokiej jakości sformatowanego dokumentu. Nie kosztuje to wcale tysięcy złotych, a jedynie z parę godzin przeglądu dokumentu przez kogokolwiek kto ma pojęcie o dtp. Jeśli pójść dalej i użyć fajniejszych narzędzi, to np widziałem przykład jak ktoś (nie ukrywam – człowiek z wiedzą techniczną z zakresu IT) z gutenberga ściągnął plaintext jakąś powieść i z użyciem asciidoc w ciągu godzinki miał bardzo wysokiej klasy sformatowany plik epub do użycia na czytniku.

      0
      • YuukiSaya pisze:

        Nie myl edycji z konwersją. Edycja to o wiele szersze pojęcie, bo to zarówno korekta, czasem przebudowa fragmentów, to też koszt czasu osoby z wydawnictwa, która usiadła i to przeczytała – automat nie przeczyta, automat też nie będzie wiedział, czy jak jakieś słowo nie występuje w słowniku to czy to błąd czy neologizm autora, czy slang, który jeszcze nie został zaktualizowany w słowniku. No i automat wszystkich przecinków nie poprawi. Edytor niejednokrotnie ma duży wkład w przebudowanie fragmentów, żeby było jaśniejsze, lepiej się czytały.
        I dopiero tak przygotowany tekst można konwertować automatem.

        0
      • Bartek pisze:

        A licencje na te edytory, narzędzia i koszt pracownika który je obsługuje? Tego pewnie nie liczysz?

        0
        • Cyber Killer pisze:

          Koszt pracownika ktoś inny policzył, nie wyszło zbyt wiele, a licencje, nawet jeśli je kupić (bo można użyć FLOSS), to jest koszt jednorazowy, a nie doliczany do każdej 1 książki.

          0
          • Bartek pisze:

            A dlaczego tego nie doliczasz? Moim zdaniem jeżeli mówimy o licencji na kilka albo kilkanaście tysięcy to ona się dzieli pomiędzy wszystkie wydawane książki.

            Jeżeli liczysz to jednorazowo to nigdy na to nie zarobisz z 1 tytułu.

            0
        • zielony pisze:

          Koszt edytorów i narzędzi? Sigil + Notepad++. Z resztą, nie raz spotykałem się z ebookami kupionymi w księgarni, a skonwertowanymi w Calibre :D

          0
      • wydawca pisze:

        „Przecież nikt nie przynosi do wydawcy książki napisanej odręcznie czy na maszynie do pisania z bazgrołami itp, tylko przysyła plik cyfrowy.”
        Proszę Cie :)))
        Wiesz co usłyszeliśmy od jednego z dystrybutorów (polecają swoje usługi przy konwersji), gdy zapytalismy o jedną z naszych ksiazek (troche tabel, kilka wykresów) ?
        Ze takiej nie zrobią bo za trudna :)))

        0
        • Cyber Killer pisze:

          Kurcze, może powinienem się przebranżowić, pracy dla adminów coraz mniej, więc może pójdę w skład tekstu skoro takie proste rzeczy są niewykonalne obecnie… Będę niezastąpiony :-).

          0
    • zipper pisze:

      już nie kłam, że płacisz tłumaczom za książkę zanim ją wydasz :P Z informacji z pierwszej ręki (tłumacze) mam wiadomości, że często dostają wynagrodzenie dopiero jak książka się już sprzeda, co oznacza kilka miesięcy pozostawanie bez pieniędzy za wykonaną pracę i jest to podobno proceder dość powszechny.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Ale ja mam prośbę o nie zarzucanie takich rzeczy, bo to jest na poziomie „wszyscy wydawcy to złodzieje”. Jedni tłumaczom płacą po pół roku, inni po wykonaniu zlecenia.

        0
        • asymon pisze:

          Nie wszyscy, tylko Kazika wydawca :-)

          0
        • zipper pisze:

          Racja, trochę się zapędziłem. Dodam tylko, że koszt tłumacza to koszt amortyzowany nie tylko przez ebooki, a przez papier właśnie.

          Nikt tutaj nie nakłania do wydawania książki wyłącznie w ebooku. Jak już się wyda papier i koszta się jako tako zwrócą, to inwestycja w ebooka to koszt niewielki, dlatego nie rozumiem problemu…

          0
      • wydawca pisze:

        no coż płacimy (staramy się ogromnie) – PO ODDANIU tłumaczenia. Przynajmniej 2/3 do momentu ukazania się ksiazki

        0
    • Blue pisze:

      No cóż… przykro, że biznes trudny, ale wiesz, nie ma obowiązku jego prowadzenia. Jak nadpisał przedmówca, wielu zdecyduje się na s-p.

      Rynek zwyczajnie wyeliminuje ogniwo pośrednika któremu „się nie opłaca”.

      Sorry, taki rynek. :P

      0
      • Bartek pisze:

        Nie wiesz co piszesz na temat s-p w naszym kraju. Jak ebook jest niszą dla autora to s-p jest niszą niszy. Osób, które sprzedały jakieś znaczące ilości ebooków w modelu self-publishingu jest w naszym kraju może kilka. Reszta ma sprzedaż na poziomie kilkunastu kopii.

        0
        • Cyber Killer pisze:

          I znowu z tym 'naszym krajem’… Widziałem autorów s-p którzy wypuszczali sami swoje książki jednocześnie w kilku językach, ponieważ rynek w ich natywnym był w ich opinii za mały. Widać da się.

          0
          • Bartek pisze:

            A ja znam takich autorów z naszego kraju, którzy piszą z założenia na inne rynki i Polskę pomijają świadomie. Ich książki potem trafiają do nas na takich samych zasadach jak inne obcojęzyczne publikacje (zakup licencji, tłumaczenie + opóźnienia z tym związane).

            I kto na tym na końcu traci?

            0
        • Blue pisze:

          Jak ebook jest niszą dla autora to s-p jest niszą niszy.

          Czemu zadajesz pytanie na które sam odpowiadasz ?:)

          Jeśli będzie rósł rynek ebooka to i rynek s-p. Proste jak budowa cepa. Jak mamy mały rynek ebooków to i mały rynek s-p

          Już nawet JK Rowling zaczyna w tym tonie coś przebąkiwać. A nazwać ją niszą raczej trudno.
          I dajmy spokój o mówieniu ciągle o „naszym rynku” – nasz rynek będzie wzorował się na globalnym szybciej czy wolniej ale będzie a na tym ostatnim s-p gra powoli coraz większą rolę.

          0
          • Bartek pisze:

            Nie kwestionuje tego, że s-p będzie się rozwijał. Jednak do tego jeszcze bardzo długa droga. Zarówno po stronie samego autora jak i Czytelnika.

            Dzisiaj jesteśmy na etapie, że autor myśli iż wystarczy:

            – napisać książkę,
            – zrobić pdfa z Worda,
            – ci bardziej ambitni tego pdfa przepuszczą przez jakiś automatyczny konwerter pdf-epub a potem epub-mobi

            Pomijam już takie niuanse jak inwestycja w sensowną okładkę…

            0
            • K@ptus pisze:

              Programiści szybko zauważą że warto zainteresować się tematem i dla samych pisarzy stworzyć program, w którym będą mogli pisać swoje dzieła do konkretnego formatu i/lub formatów dowolnych. Problem z konwertowaniem zostanie rozwiązany.
              I to nie będzie trwało latami.

              0
      • wydawca pisze:

        wiesz, ale to nie jest narzekanie na trudny biznes, tylko nie podjęcie decyzji o wydawaniu ebooka, ktory MUSI kosztowac 9,99.
        I tyle.
        Pamietaj, ze dzieki roznym małym/niszowym wydawnictwom dostajesz ksiązki specjalistyczne, takie nad którymi wielcy sie nie przychylają – bo nie są modne, popularne, bo to nie perspektywiczna nisza.

        0
    • J@ pisze:

      Drogi wydawco – skoro dystrybutor zabiera Ci tyle pieniędzy – zaoferuj mi możliwość kupienia eBooka na swojej stronie. Nie musisz mieć skomplikowanej platformy do tego – daj możliwość płacenia, wysyłaj nawet mailem ręcznie (skoro tego i tak mało sprzedajesz i to jest takie złe – to nie namęczysz się z tym za bardzo, ewentualnie studenta za grosze wynajmij). Oddasz za licencję 2,01 zł, ale zostanie Ci ponad 6 zł. Czyli będziesz musiał sprzedać połowę mniej, by wyjść na zero.

      Dalej – zachęcam, skoro i tak papier wydajesz (bo inaczej przecież argument o tym, że eBooki kanibalizują Ci sprzedaż papieru byłaby czystą demagogią, nieprawdaż?), jak rozumiem, do niepłacenia tłumaczowi drugi raz ;) Skoro i tak zrobił Ci to do wersji papierowej – zmień umowę w ten sposób, żebyś za te 5-7 tys. zł mógł tego użyć w formie elektronicznej.

      Jeśli więc policzysz, przygotowanie wersji elektronicznej za 9,90 zł do wydania papierowego to koszt tej Twojej korekty (ta, ta, wszyscy wierzymy w to) – te 2 tys. zł – i… I tyle. I masz 75% ceny netto dla siebie, no, dajmy, że 70%, bo coś tam za ładne płatności kradną (przygotowanie systemu – ponownie – możesz zlecić nawet studentowi – powinno być dostatecznie sprawne do mikro-rozwiązań i będzie kosztem jednorazowym; dotację na to weź czy coś ;) ). Czyli masz 6,04 zł do kopii eBooka sprzedanej… To 332 eBooki do sprzedania i już Ci się wersja elektroniczna opłaca. Kanibalizacja Ci może (ta, jasne, już wiele razy pokazano, że to nie są wcale grupy łączne) coś tam pochłonie – to zamortyzujesz większą sprzedażą eBooków.

      A jeśli faktycznie jest tak ciężko i się nie da – to trudno. UE daje dotacje dla rolników, może to jest jakieś rozwiązanie – przebranżowić się na coś, gdzie jest łatwiej…

      0
      • wydawca pisze:

        Oferuję, oferuję. A jakże. Niestety spójrz drogi czytelniku na siebie i innych – chodzisz po stronach KAZDEGO wydawcy, czy jednak wybierasz strony księgarń. Oj chciałbym z własnej strony miec sprzedane 332 kopie :)

        Jeszcze raz podkreslam – ja nie narzekam. Ale tez jesli wszyscy dookola mowią – musisz dac cene 9,90, to ja caly czas zastanawiam sie, ze chyba innej matmy sie uczylem w szkole.

        ps.
        „do wydania papierowego to koszt tej Twojej korekty (ta, ta, wszyscy wierzymy w to)”
        I widzisz to jest jedna z przykrzejszych spraw. U nas w wydawnictwie robimy 3 korekty. Ot takie stare zwyczaje. Co nie oznacza, ze wszystko wyłapujemy (mamy dość trudną tematykę).
        I przegrywamy również z tymi, którzy dadzą do korekty książke studentowi na stażu. I im sie te 9,90 jakos kalkuluje. A nam nie :)

        0
  31. jerzyab pisze:

    Warto przeczytać (oczywiście jako e-book): Długi ogon – niestety nie widziałem po polsku więc raczej Long tail. Tam problem zarabiania na taniej sprzedaży i niskiej cenie (zwłaszcza w odniesieniu do rynku cyfrowego) jest pokazany z nowej strony. Musimy (zwłaszcza sprzedawcy) dostosować się do nowego, cyfrowego świata i przyzwyczaić do sytuacji kiedy nie jednostkowa cena lecz szeroka dostępność produktu decyduje o wpływach i zarobku.

    0
    • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

      Jest po naszemu. 8-]
      Tak samo jak „Za darmo” tego samego autora.
      Generalnie polecam obydwie.

      0
      • wydawca pisze:

        Po pierwsze: wielkosc rynku
        po drugie: wielkosc rynku
        po trzecie: wielkosc rynku

        I faktycznie wszystko zadziała

        0
  32. anu pisze:

    Już wczoraj pisałem o moim obserwacjach, że chyba powoli kończą się promocje za 9,99 zł a średnia promocyjna cena zaczyna zbliżać się do 15 zł.

    Jakie to ma implikacje w moim przypadku? Książki za 9,99 kupowałem szerokim gestem, bo okazja, bo się już nie powtórzy. Książki w promocyjnych cenach o kilka złotych wyższych, oglądam już znacznie uważniej, przebieram, analizuję.

    Jaki jest tego efekt. Czytnik kupiłem pod koniec roku i do sylwestra wydałem, w tych mikro wpłatach z reguły po 9,99, kilkaset złotych na książki – co raczej nie zdarzało mi się w przypadku książek tradycyjnych, przekraczając w ten sposób cenę zakupu samego czytnika. Po nowym roku, kiedy promocji za 9,99 jakby mniej, nie kupiłem prawie nic.

    Pytanie do wydawców. Czy wolą, żebym im ziarnko po ziarnku zasilał rynek, a ze mną zapewne kilkaset tysięcy czytelników, czy żebym analizował każdy wydatek i od święta robił jednorazowe zakupy, gdzie cena detaliczna będzie większa, ale suma zakupów na wszystkie książki już znacznie mniejsza.

    Klasyczny przypadek filozofii sprzedaży: duże obroty z małym zyskiem na sztuce czy małe obroty z dużym zyskiem na sztuce. Jak pisałem w moim przypadku pomiędzy tymi filozofiami nie ma znaku równości – w pierwszym modelu wydam o wiele więcej.

    0
    • airborell pisze:

      „Klasyczny przypadek filozofii sprzedaży: duże obroty z małym zyskiem na sztuce czy małe obroty z dużym zyskiem na sztuce. Jak pisałem w moim przypadku pomiędzy tymi filozofiami nie ma znaku równości – w pierwszym modelu wydam o wiele więcej.”

      Ty wydasz o wiele więcej, a wydawca będzie miał mniejszą marżę. W ujęciu kwotowym, bo koszty zmienne też jakieś ponosi.

      0
    • Bartek pisze:

      Napisałeś, że w zeszłym roku kupiłeś sporo (bo ceny były niskie) a w tym nic (bo jest drożej). Jestem ciekaw ile przeczytałeś (tak uczciwie) z tego co kupiłeś w zeszłym roku… Jeżeli mówimy o zakupach liczących w dziesiątkach albo setkach tytułów w skali roku to FIZYCZNIE nie ma możliwości aby to wszystko przeczytać. W praktyce oznacza to, że musi pojawić się moment przesycenia i to on powoduje, że zaczyna się kupować mniej.

      0
      • Bla pisze:

        Dokładnie. Poza tym, taki np. ebookpoint wyjechał na koniec roku z taką promocją, że rozdawali te książki prawie za darmo (na jednej pozycji oszczędziłem 150zł, co tu dodawać…). Raz że chyba każdy nakupił na zapas wszystko, co „może się przydać”, a dwa że raczej muszą sobie teraz trochę odbić po tak zmasowanej promocji.
        W tym tygodniu znów kupiłem u nich książkę, bez żadnej promocji (co mi się prawie już nie zdarza), ale dlatego że była mi potrzebna „na już”.

        0
      • anda pisze:

        Skąd stwierdzenie, że „Jeżeli mówimy o zakupach liczących w dziesiątkach albo setkach tytułów w skali roku to FIZYCZNIE nie ma możliwości aby to wszystko przeczytać”???
        Przy beletrystyce to całkiem realne. Załóżmy prędkość czytania na 80 stron (książki papierowej) na godzinę i poświęcany na lekturę 30-45 minutowy dojazd pociągiem/tramwajem do pracy. W ciągu tygodnia daje to 1-2 przeciętne (objętościowo) powieści. Dziesiątki książek w roku – bez problemu. 80 stron powieści w godzinę nie jest żadnym wyśrubowanym wynikiem – w takim tempie czyta wielu moich znajomych ( mniej więcej sama tak czytałam pod koniec ośmioklasowej podstawówki, bez żadnych kursów szybkiego czytania).

        0
  33. Michal pisze:

    zapytanie w temacie Humble Bundle – jest tam informacja, ze od płatności potrącany jest koszt obsługi i VAT. Czy ktoś może wie, jaką kwotę trzeba w takim razie wpłacić, aby przekroczyć $15 które dostanie Humble Bundle?

    0
    • zipper pisze:

      Wpisujesz 15 talarów i niczym nie musisz się już martwić. Przynajmniej do tej pory tak było. Gdyby coś było nie tak, zawsze można wpisać dopłatę.

      0
  34. Luke_l pisze:

    Nie zgadzam się z pierwszym argumentem przeciw 9,90. Jest to cena promocyjna i mam pełną świadomość ile dana książka kosztowała przed promocją, więc nadal jest to dla mnie wartościowa książka. Poza tym, jeśli mam swoich ulubionych autorów lub tytuły, które są akurat w promocji, ale w wyższych cenach np. po 19,90, to też często decyduje się na zakup, bo wiem że warto.
    Czasem też zdarza mi się kupować książki „na ryzyko”, bo są w niskiej cenie. Nie znam autora, nie wiem czego się spodziewać po książce, ale temat książki mnie zainteresował, a ponieważ jest po 9,90 mam niewiele do stracenia. Normalnie bym nie kupił.

    0
  35. adriano pisze:

    Jak wiele osób kupuje książki pochodzące w większości z promocji bo zwyczajnie się nie opłaca kupować e-booka w cenie powyżej 15zl jedyne czego nie mogę zrozumieć to VAT który powinien być taki sam zarówno dla książek drukowanych jak i elektronicznych, to znacznie by zmniejszyło ceny oraz rozpromowalo czytanie…

    0
  36. Bartek pisze:

    Pewnie to co napiszę nie będzie popularne bo nie wpisuje się w wizję postrzegania świata ebooków przez Czytelników tego bloga.

    Mam sporo książek w swoim dorobku, od kilkunastu lat publikuje i sprzedaje (łączna sprzedaż kilkaset tys. sztuk). Najpierw wyłącznie papier, potem zaczęły się pojawiać ebooki. W tej chwili kilkanaście pozycji jest oferowanych jako ebooki – od 2 albo 3 lat. Łączna sprzedaż w tym okresie to ledwie dwa tysiące kopii. Przekłada się to na zarobek mniejszy niż miesięczne honorarium wypłacane ze sprzedaży jednej średnio popularnej książki papierowej. Łączny nakład też jest mniejszy niż sprzedaż pojedynczego tytułu papierowego na przestrzeni roku.

    Oczywiście jest to jakiś tam dodatkowych dochód (średnio nie więcej jak 100 zł/m-c), nie wymagał ode mnie dodatkowej pracy (konwersję zrobił wydawca). Jednak nie są to jakieś kokosy i wartości, które zachęcają do wiązania z ebookami poważnych planów i wykluczają traktowania tego formatu jako czegoś poważnego i wartego uwagi. Te dodatkowe przychody nie są niczym nadzwyczajnym i bez problemu można je nadrobić (a nawet przegonić) sprzedając kilka sztuk papierowych książek więcej w skali miesiąca. Ich brak również nie byłby zauważalny.

    Jak widać wojna cenowa i 9.90 zł nie służy również autorowi. Przy takiej cenie każdy zarabia grosze i a skala sprzedaży nie rekompensuje niskich przychodów. Nie wygląda to optymistycznie i nie zachęca do angażowania się w ebooki. Taki stan rzeczy pozwala zrozumieć np. podejście p. Grocholi, która nie życzy sobie ebookowych wersji swoich książek.

    Jako autor popieram niższe ceny ebooka, ale są pewne granice. 9.90 nie jest odpowiednim poziomem cenowym. Z mojego punktu widzenia rozsądnym punktem jest 20-30% taniej od ceny papieru i koniec. Dzisiaj doszliśmy do punktu w którym ludzie kupują bo jest tanio i może kiedyś się przyda. W praktyce mamy potem osoby, które kupują i nie czytają bo fizycznie nie dają rady przerobić tego co czeka w kolejce. Konsumpcjonizm w najgorszej formie.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Zgadzam się, ale to się też może zmienić w momencie, gdy ta skala z 2-3% rynku zmieni się w 20-30. A to się zmieni w momencie, gdy czytniki staną się poplarniejsze i czytelników potencjalnych nie będzie kilkanaście tysięcy tylko kilkaset tysięcy. A to się da zrobić. 2-3 lata temu ebooki i czytniki dla mojego otoczenia to był temat „eee, że co?”, dziś większość ma pojęcie, że coś takiego istnieje, ale nie wszyscy są odpowiednio zainteresowani. Może nie za 2, raczej za 5 czy 10 lat, ebooki będą poważnym segmentem i wtedy może zauważysz różnicę na przelewie ;)

      Ten artykuł jest też pytaniem – ile tak naprawdę powinna kosztować książka elektroniczna? Jaki jest faktyczny koszt jej stworzenia? I trochę dalej idąc – jak powinno dzielić się koszty wstępne (licencja, tłumaczenie, edycja, skład) mając 2 formaty na początek. Klient chce jak najtaniej, sprzedający chcą zarobić jak najwięcej, gdzie jest ten punkt styczny?

      0
      • Bartek pisze:

        Do czasu zmian o których wspominasz upłynie jeszcze wiele wody. Do tego momentu wielu autorów się zniechęci i usztywni. Dlatego byłbym tutaj bardzo ostrożny w prognozach i moim zdaniem to nie będą 2-3 lata. Mówiąc dokładniej za 2-3 lata może będzie więcej Czytelników z e-czytnikami, ale liczba autorów publikujących w ten sposób może spaść dość drastycznie.

        Zgadzam się również, że Czytelnik chce zapłacić mało, sprzedawca chce zarobić dużo. Jednak w tym wszystkim mamy jeszcze autora, który też chce być traktowany w jakiś normalny sposób. Autorów możemy podzielić na dwie grupy – piszących dla przyjemności i nie zwracających uwagi na zarobek ze sprzedaży książki (zarabia w inny sposób na swoje utrzymanie) i takich, którzy pisanie traktują jak pracę i z tego się utrzymują. Przykład powyżej jasno pokazuje, że ebooka nie da się traktować w formie źródła utrzymania ;)

        0
    • zambezilimpopo pisze:

      Jest mnóstwo książek i autorów, których odkryłam właśnie dzięki takim promocjom po 9,90 zł. Z książkami papierowymi już tak nie ryzykuję. W ostatnim okresie kupuję w papierze w zasadzie już tylko swoje ulubione książki, które i tak w większości przeczytałam wcześniej w formie elektronicznej, ale ze względu na to, że w jakiś tam sposób wywarły na mnie duże wrażenie, chciałabym je mieć też „fizycznie” na półce. Przykładowo, gdyby nie ebooki nigdy nie sięgnęłabym do reportaży.
      W sieci jest mnóstwo dostępnych elektronicznych książek, które nie zostały wydane w formie ebooka. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale są. Dotyczy to też książek Katarzyny Grocholi, bo z ciekawości wpisałam sobie w wyszukiwarkę jednej strony „grochola epub” i wyskoczyło kilka pozycji. Dlatego też cena 9,90 zł to mocny argument przeciwko piractwu. Pomijając jednostki, przeciętny czytelnik woli wydać mniej niż paczka papierosów na legalną elektroniczną książkę, niż męczyć się kiepską kopią niewiadomego pochodzenia. W każdym razie mam taką nadzieję ;) Poza tym jest to cena na tyle niska, że można kupować w ciemno, na próbę, czego przy cenie książek papierowych nigdy nie robię.

      0
    • Blue pisze:

      „Jako autor popieram niższe ceny ebooka, ale są pewne granice. 9.90 nie jest odpowiednim poziomem cenowym”

      Ależ proszę bardzo, sprzedawaj za ile chcesz :) Wcale nie musisz wpasowywać się w „myślenie przeciętnego czytelnika”. Tylko uważaj na tych z konsumpcjonizmem bo może się okazać że połowa z twoich klientów kupiła te książki „żeby kiedyś przeczytać”. To dranie! Powinieneś się na nich oburzyć i zażądać zwrotu książek!

      0
  37. anu pisze:

    Mnie zdarzyło się kupić nieco pośpiesznie, bez sprawdzania dwie książki elektronicznie po niemal 50 zł – taka ochota na przeczytanie czegoś świeżego z półki popularnonaukowej. „Moralność i małpy” oraz „Nowa historia” ewolucji człowieka”. Zresztą wydawca tych książek ma takie ceny niemal na wszystko i nie wydaje się skłonny do wchodzenia w promocje – nie było na co czekać.

    Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wartość książki nie liczy się w objętości, ale byłem nieco zaskoczony i zwiedzony, bo jakoś mentalnie byłem nastawiony na cegły. Jedna 170 stron, druga 190 – łącznie ze wstępami, notami tłumaczy itd. Troszku drogo jak na lekturę na jeden, dwa wieczory.

    0
    • Matty pisze:

      Czasami da się wytargować niższą cenę bezpośrednio u wydawcy. Ja, wspomnianą przez Ciebie „Nową historię ewolucji człowieka” kupiłam za 29,90 – napisałam do wydawcy, trochę się potargowałam i wynegocjowałam satysfakcjonującą mnie cenę. Jasne, że to pewnie nie zadziała za każdym razem, ale zawsze warto spróbować.

      0
  38. asymon pisze:

    Dobry, bardzo dobry wpis. Nie mam siły więcej pisać :-)

    0
    • anu pisze:

      Możesz się, ze mnie śmiać, ale nie mam jakiegoś nabożnego stosunku do książek. Dla mnie to taki sam towar jak chleb – ot co, jest strawa dla ducha i stawa dla ciała.

      Jak już zaznaczyłem, wiem, że wartość książki nie liczy się objętością i wydaje mi się, że konsumuję literaturę dość dobrej jakości. Konsumuję, bo książka ma mi wypełnić czas, a czytanie uznaje za przyjemność, a nie obowiązek. Czasami ową przyjemność znajduję w innych rzeczach: piciu piwa, kąpaniu w wonnych olejkach.

      Nie jestem jednak literaturoznawcą, nie prowadzę śledztw na temat pierwszy raz spotkanych autorów. Po prostu kieruję się prywatną, pobieżną oceną, gustem – mam nadzieję, że nie najgorszym, recenzjami innych czytelników.

      Ok. Podchodzę do dwóch książek o tej samej cenie i podobnej tematyce, choć z dziedziny, której kompletnie nie zam, a chciałbym amatorsko zerknąć. Obydwie na pierwszy rzut oka wydają mi się przyzwoite.

      Którą wybiorę? Tak, tak, jestem z gatunku prostaków. Wybiorę grubszą, ładniej wydaną, z większą ilością ilustracji. I ciągle jak ciemniak stoję na stanowisku, że 170 stron za 50 zł , to drogo. Tak, tak, to to samo kryterium oceny jak w przypadku strawy fizycznej. Kiedy stoją obok siebie dwa przyzwoite piwa w tej samej cenie, wybiorę to o większej objętości. Na tej samej zasadzie wybiorę margarynę, chleb itp. Po prostu wszystkie przedmioty codziennego użytku, łącznie z książkami, których nie uznaję za sacrum

      0
      • asymon pisze:

        Ojojoj, ale to nie była odpowiedź na twój komentarz, tylko ogólnie rzucona opinia na wpis Roberta… Nawet w drzewku komentarzy mój komentarz nie jest odpowiedzią na twój. Zresztą też ostatnio dochodzę do wniosku, że lepiej zapłacić 30zł za ebooka którego na pewni przeczytam, niż 10zł za coś, co może kiedyś.

        Oczywiście, dobrze jest, gdy książka, którą bardzo chcę przeczytać kosztuje 10zł.

        BTW, może zainteresuje cie „Trzeci szympans” Jareda Diamonda, niestety ebooki tylko po angielsku.

        0
      • zipper pisze:

        A ja tam wolę zapłacić 3 razy więcej za porządne piwo, niż kupić 3 sikacze…

        0
  39. Bla pisze:

    Moim zdaniem polityka cenowa powinna się jednak zmienić. Ciągłe promocje nie byłyby niezbędne, gdyby standardowa cena ebooków była niższa w stosunku do papierowej. Bo koszty są rzeczywiście niższe, mimo że nie zerowe. Jednak odchodzi druk, transport, magazynowanie, pośrednicy (a myślę, że różnica między ceną papieru u wydawcy a ceną w księgarni jest jednak duża).
    Świadomość tego mocno wpływa na postrzeganie ceny ebooka jako wysokiej.
    Nie jest to jednak jedyny powód. Drugi jest taki, że ludziom łatwiej docenić wartość czegoś namacalnego, jak papier.
    Do tego dochodzi jeszcze jeden, często pomijany, a istotny aspekt.
    Ebooka nie możemy odsprzedać po przeczytaniu. I to jest bardzo ważny powód dla którego ludzie kręcą nosem na cenę zbliżoną do papieru. Nie każdy kupuje książki i trzyma na półce do końca życia (swojego lub ich).
    Jeśli ktoś kupi papier za 50zł, przeczyta go i odsprzeda za 30zł, czy 20, to de facto zapłacił 20-30zł. A ebook wyceniony standardowo na 40zł kosztuje go dokładnie tyle, 40zł. Nawet jeśli nie zamierza go czytać drugi raz. Książkę papierową można też komuś pożyczyć. Ebooka teoretycznie też, w ramach dozwolonego użytku (o ile się nie mylę?). W praktyce każdy się boi, bo ktoś nierozważnie może pożyczyć komuś innemu albo wrzucić do sieci i nieszczęście gotowe. I to właśnie sprawia, że cena ebooka jest postrzegana inaczej niż cena papieru.

    0
    • Bla pisze:

      Jeszcze jedno. Czytanie ebooków wymaga zainwestowania w czytnik, raczej nikt nie kupuje ich po to, żeby czytać na ekranie komputera. Lepszy czytnik kosztuje kilkaset zł. Człowiek kupując go musi sobie jakoś oszacować po jakim czasie zakup mu się zwróci. I teraz pytanie, ile przeciętnie ludzie czytają. Jeśli ktoś oszacowałby, że w ciągu roku przeczyta 100 książek, to powiedzmy 500-700 zł za czytnik nie jest problemem, bo przy cenie ebooka niższej o 5-7zł od papieru zakup po roku się zwraca.
      Ale jeśli ktoś myśli, że przeczyta 10-20 książek? Przy różnicy 10zł między ebookiem, a papierem po 2-3 latach wciąż okazuje się, że ebooki kosztowały go DROŻEJ niż papier. Pamiętajmy, że czytnik jest urządzeniem specjalizowanym, nie kupujemy go tak czy inaczej, a ebooków nie czytamy na nim przy okazji. Urządzenie również starzeje się, czy zwyczajnie psuje i trzeba je wymienić na nowe.
      Wniosek? Tylko osobom czytającym bardzo dużo (odnosząc się do średniej krajowej to nieprawdopodobnie dużo) opłaci się to finansowo. W pozostałych przypadkach można to najwyżej argumentować wygodą itd. Ale to już kwestia preferencji.

      Więc albo czytniki znacznie potanieją albo tanieć muszą ebooki. Inaczej ludzie wciąż będą czekać wyłącznie na promocje.

      0
      • Bla pisze:

        Ostatnia kwestia… ;)
        Księgarnie specjalistyczne, jak ebookpoint (gdzie akurat kupuję najczęściej)… Do wygodnego czytania książek technicznych potrzebny jest czytnik dużego formatu i z wyższą rozdzielczością. To jest póki co wydatek rzędu ~1000zł. Po jakim czasie to się zwróci? Książki specjalistyczne są generalnie drogie, a różnice typu 70zł papier, 61zł ebook nie zwalają z nóg.

        0
      • Mumin pisze:

        Lepszy czytnik kosztuje kilkaset zł. Człowiek kupując go musi sobie jakoś oszacować po jakim czasie zakup mu się zwróci

        Mój się zwrócił po trzech tygodniach. Na różnicy w kosztach dojazdu do pracy. Wcześniej jeździłem samochodem, jak kupiłem kindla, to przesiadłem się do autobusu, żeby w spokoju poczytać. Bilet autobusowy kosztował 8zł w obie strony, paliwo do auta ok 30-35.

        Zauważ, że do kalkulacji wszedł koszt ZERA książek. Czytałem głównie darmówki z Baen CD (nareszcie wygodnie), gdyby wliczyć koszt wydań papierowych których nie kupiłem, to pewnie wystarczyłyby dwa tygodnie.

        0
    • bastard pisze:

      Otóż to. Rynek ebooków jest marginalny bo dla zwykłego czytelnika jest zupełnie nieopłacalny ekonomicznie.
      Jedyny sens to kupowanie w promocjach, ale nie każdy sie podnieca takim polowaniem.
      Większość ludzi po prostu sobie chce kupić i przeczytać wybraną przez siebie książkę.
      Ebooki tego nie zapewniają.

      0
  40. Tomek pisze:

    Tak mysle, ze powinnien pojawic sie artykul/porownanie na temat tego ile kosztuje przygotowanie ksiazki drukowanej i ebooka w duzym wydawnictwie (caly proces: od tlumaczenia, edycji do sprzedazy do hurtowni). Mogloby byc nawet bez podawnia nazwy, wazne, zeby liczby byly prawdziwe. Mysle, ze to by ucielo dyskusje na temat pazernosci lub nie, wydawcow. Na koniec podac ile sztuk drukowanych i elektronicznych sie sprzedalo.
    Za jednym zamachem dyskusja o kosztach zakonczona i badanie czytelnictwa zrobione (w pewnym sensie).

    0
    • Cyber Killer pisze:

      To by faktycznie było bardzo ciekawe.

      0
    • Anna pisze:

      Tylko, że jak przychodzi do konkretów, to wydawcy nabierają wody w usta, a jak ktoś spyta o nakłady i/lub sprzedaż, to już w ogóle wpadają w histerię (nie wnikam, może aż tyle ukrywają przed fiskusem, albo po prostu sprzedają 50 sztuk i wstydzą się przyznać… naprawdę trudno zgadnąć, czemu informacje o sprzedaży są najpilniej strzeżoną tajemnicą w naszym kraju).

      0
      • Bartek pisze:

        @Anna to tak jak z Twoimi zarobkami. Też nie dzielisz się nimi na prawo i lewo. Dlatego ja się nie dziwie takiemu podejściu.

        0
        • Anna pisze:

          Nie do końca, bo wydawnictwa często podsumowują rok, podając dane zbiorcze (więc chwalą się zarobkami). Nie rozumiem, czemu więc nie mogą ujawnić, że najlepiej im się sprzedało to, to i to, w liczbie ok. 1000, 10000, 100000 sztuk. Rozmawiamy tu o sprzedaży i co się komu opłaca, ale tak naprawdę nie wiemy (no dobra, przynajmniej ja nie wiem, może inni są wtajemniczeni), czy pierwsze miejsce na liście bestsellerów księgarni takich jak Woblink czy Publio to 100 egzemplarzy, czy 2000.

          0
          • Bartek pisze:

            To jest akurat bardzo proste. Jeżeli wydawca podaje, że książka X była u niego hitem i osiągnęła takie wyniki to zdradza konkurencji w co powinna iść. Może to na przykład powodować w przyszłości problem z zakupem praw do kolejnych książek danego SUPER autora (więcej chętnych, licytacja praw, etc.)

            A jeżeli mowa o bestsellerach to jeszcze nie tak dawno temu na niektórych platformach wystarczyło sprzedać kilka sztuk aby wejść na topkę. Dzisiaj u dużych graczy mówimy raczej o wartościach na poziomie kilku setek kopii i to jest już naprawdę dobry wynik.

            0
    • asymon pisze:

      Przecież są eyliczenie wyżej.

      A mnie bardziej ciekawi, kto rezygnuje z zysku w przypadku książki za 10zł, pewnie wydawca w imię wejścia tytułu na listę bestsellerów, ale może się mylę?

      0
      • asymon pisze:

        eyliczenie=wyliczenia

        0
      • Bartek pisze:

        Zysk jest czysto hipotetyczny. Przygotowanie ebooka kosztuje. I nie jest to kwota rzędu 10 zł. Mówimy raczej o dużo większych pieniądzach. Zakup licencji na ebooka, zakup odpowiedniego softu do przygotowania, pracownik… To wszystko to to koszty, które mogą się nie zwrócić więc wtedy każdy zdrowo myślący przedsiębiorca rezygnuje…

        0
        • Offka pisze:

          Licencja – zgoda. Tłumacz – zgoda. Ale softu nie kupuje się, by wydać jednego ebooka, więc ten koszt będzie już cząstkowy, zależny od tego, ile się wydaje. Pracownik podobnie.
          Z tego wynika, że opłaca się to na pewno wydawcom większym, które tworzą też wydania papierowe.

          Sądzę, że opłaca się też pewnie w przypadku akcji typu BookRange, których sprzedaż to zupełnie odmienny model wchodzenia na rynek.

          Czy to źle dla nas, Czytelników? Nie sądzę. Chcemy tanich książek, jak każdy klient. Takie nasze prawo.
          Prawem sprzedających jest umiejętne lawirowanie ceną, takie, by się opłacało (choć trochę), a jednocześnie przyciągało klienta. Każdy zysk jest czysto hipotetyczny, takie prawo rynku. Cokolwiek byśmy nie robili, to nie mamy pewności, że to sprzedamy. To dotyczy każdego towaru. A w przypadku dóbr kultury, których nabycie nie jest koniecznością, trzeba liczyć się z brakiem sukcesu.

          Śmiem również twierdzić, że traktowanie książki jako dobra luksusowego zabije do cna rynek, bo padnie czytelnictwo (już teraz na poziomie żałosnym).

          0
        • asymon pisze:

          Chodzi mi o coś innego. Nie wnikając w koszty własne sklepu (załóżmy dla uproszczenia, że ta sama firma przygotowuje plik i go potem sprzedaje), to sklep umawia się z wydawnictwem, że sprzedają ebooka za powiedzmy 30zł, z czego kwota X trafia do sklepu, a Y do wydawnictwa, oczywiście jeszcze podatek.

          Czy jeśli książka jest w promocji i kosztuje tę „dyszkę”, to sklep rezygnuje ze swojej części X, czy wydawca z części Y? Ciekawym.

          0
  41. tzigi pisze:

    A dla mnie 10 zł to i tak za dużo za ebooka beletrystycznego. Nie będzie ładnie wyglądał na półce (mam duszę kolekcjonera i beletrystykę kupuję też w tym celu), nie pożyczę go znajomym (3 osoby z blisko 20 moich znajomych mają czytnik), nie poczytam w wannie. Za brak tych przyjemności mogę zapłacić góra 5 zł – za tyle kupuję niekluczową beletrystykę w taniej książce i w antykwariatach oraz na LitRes. Wolę zapłacić pełną cenę papieru i dołożyć książkę do fizycznej kolekcji.

    Za to książek, na których mi zależy nie ma nawet za ceny wysokie – z polskiego podwórka: „Antyk oświeconych” – tomiszcze wielkości porządnej cegły, jak spadnie z półki, to zabije człowieka. Zapłaciłabym te 40 zł za komfort korzystania z tego na lekkim i wygodnym czytniku. Ale IBL PAN jest ponad to. Albo podobne książki, które dawno wyszły z druku na zachodzie i na które poluję po jakichś antykwariatach internetowych, żeby wydać kilkaset złotych za 100 stron – zapłacę połowę, ba 3/4 tego (za niektóre może nawet tyle samo) byle dostać je już na czytnik, a nie martwić się, że idą 2 miesiące przez ocean i mogą gdzieś zniknąć. Ale wydawnictwa uniwersyteckie są ponad to (wznowienia cyfrowe to dla nich czarna magia).

    0
    • oshin pisze:

      Dlaczego nie poczytasz w wannie? Jako wannowy czytacz (topiący kiedyś książki bez opamiętania;) zgłaszam iż kindla tak sobie cenię, że nawet jak zasnę to trzymam twardo nad wodą ;)))

      0
      • zipper pisze:

        Można nawet kupić wodoodporne pokrowce ;-) Te lepsze są wystarczająco wygodne, żeby nie wpływać na komfort czytania.

        Papieru nad wanną bałbym się trzymać. Karteczki są teraz tak cienkie, że sama para wodna je zniekształca :P

        0
      • tzigi pisze:

        Bo co to za komfort psychiczny? W wannie czytam, żeby sobie dostarczyć relaksu, a nie zmartwień. Wodoodporne pokrowce nie działają na moją psychikę – do tej pory pamiętam robienie zdjęć na spływie kajakowym: aparat w pokrowcu, które szczelność dawno i dokładnie sprawdzałam, a pomimo to umierałam ze strachu przy każdej fotografii.
        Nowa książka to 40 zł. Nowy czytnik minimum 10 razy tyle (a realnie prawie 20). A zresztą książce podtopionej nic szczególnego się nie dzieje – wiele w życiu podtopiłam i powiem, że wystarczy szybko przełożyć kartki papierem toaletowym i całość położyć na kaloryferze – po godzinie nie ma śladu po kąpieli :P

        A wodoodporne Kindle to nie dla mnie – jak powstaną wodoodoporne Booxy to porozmawiamy :)

        0
  42. Quetz pisze:

    Cena ebooka docelowo będzie znakomicie zależała od tego, czy będzie go można łatwo i legalnie odsprzedać albo podarować, dlaczego?
    Dlatego, że zakupioną obecnie przeze mnie książkę papierową za cenę powiedzmy 30-40zł przeczyta średnio 4-5 osób. Dlaczego? Dlatego, że mogę i chcę pożyczyć ją swoim znajomym. I to jakoś nikomu nie przeszkadza, chociaż przychód, za jednego „czytacza” jest tutaj rzędu 6-8zł. Nikt nie krzyczy, że to mało, że książka jest niedoceniona. Tych samych moich znajomych chcących przeczytać tą samą książkę w WERSJI ELEKTRONICZNEJ „po śmiesznie niskiej cenie 9,9” zapłaci za nią w sumie… 50zł – a tutaj do podziału „zysków nie mamy drukarni”.

    Tak więc czy 9,90zł to tanio? Za pełnoprawny, możliwy do odsprzedania produkt (jakim póki co ebook NIE JEST) – chorobliwie tanio. Jeśli przeczytanego ebooka będę mógł odsprzedać – może jak dla mnie być i droższy od papieru (zalety jak mobilność, brak fizycznej wagi to coś, za co mogę dopłacić)

    Za licencję na czytanie – bo czy DRM, czy znak wodny jednak przypisuje książkę do mnie i realnie nawet jeśli z punktu widzenia prawnego jej odsprzedanie jest możliwe, to bardzo utrudnione. Oznacza to, że produkt taki NIE JEST realnym odpowiednikiem fizycznej książki. A w związku z tym 9,90 za 1 przeczytanie (REALNIE) Zamiast za egzemplarz na własność – to nie jest wcale tak tanio i nie ma się o co oburzać.

    0
  43. zajeBEASTY pisze:

    Uwazam, ze problemem sa nadmuchane ceny – jesli non stop sa promocje to nie dlatego, ze od tego zalezy zycie ksiegarni, a w kazdym razie nie z powodu podanego w tekscie. Skoro promocje to standard to znaczy, ze ceny sa za wysokie obiektywnie i ludzie kupuja dopiero, kiedy uwazaja ze jest to w porzadku. Dlatego musza obnizyc zeby cokolwiek zarobic, ale nie jest to ich łaska – cena ebooka jest sztucznie windowana, promocje sa na to dowodem. Dopiero, gdy cena 10-15zl to bedzie standard bedzie mozna mowic o normalnej cenie i wtedy dopiero pojawia sie „prawdziwe” promocje np. raz na pol roku bedzie mozna kupic ksiazki za 5-8zl. Ceny bede stale.

    Innym problemem jest to, co zostalo zauwazone w tekscie – czytelnikow ebookow jest za malo! Musi byc ich znacznie wiecej żeby cena za standardowego ebooka mogla ustabilizowac sie na normalnym/wlasciwym poziomie, ktory moze roznic sie od moich przypuszczeń.

    0
  44. W sumie postępowanie bardzo podobne do tego, co Steve Jobs zrobił z iTunes, czyli ustalenie stałej ceny jednego utworu muzycznego na $0,99

    0
  45. porcoazurro pisze:

    Bardzo dobry artykuł. Moje szczególne gratulacje za fragment:
    Pół roku później przechodzisz obok stoiska z tanią książką w markecie i… widzisz swoje dzieło z wielką naklejką „9,90!”. Ludzie wrzucają książkę do koszyka, leży tam obok jogurtu, na promocyjnej tacce z udkami kurczaka, a rychło przykryta zostanie przez dwa pory.

    Zaraz po lekturze przeczytałem sobie też sobie dość długi (73 tys. znaków), ale niezwykle ciekawy artykuł nt. strategii cenowej i biznesowej Amazonu w kontekście rynku książki w ogóle: „Cheap Words”. Pozwolę sobie przekleić parę fragmentów:

    The long-term outlook is discouraging. This is partly because Americans don’t read as many books as they used to—they are too busy doing other things with their devices—but also because of the relentless downward pressure on prices that Amazon enforces. The digital market is awash with millions of barely edited titles, most of it dreck, while readers are being conditioned to think that books are worth as little as a sandwich. “Amazon has successfully fostered the idea that a book is a thing of minimal value,” Johnson said. “It’s a widget.”

    Advances on mid-list titles—books that are expected to sell modestly but whose quality gives them a strong chance of enduring—have declined by a quarter. […] Without sufficient advances, many writers will not be able to undertake long, difficult, risky projects. Those who do so anyway will have to expend a lot of effort mastering the art of blowing their own horn. “Writing is being outsourced, because the only people who can afford to write books make money elsewhere—academics, rich people, celebrities,” Colin Robinson, a veteran publisher, said. “The real talent, the people who are writers because they happen to be really good at writing—they aren’t going to be able to afford to do it.”

    The quest for publishing profits in an economy of scarcity drives the money toward a few big books. So does the gradual disappearance of book reviewers and knowledgeable booksellers, whose enthusiasm might have rescued a book from drowning in obscurity. When consumers are overwhelmed with choices, some experts argue, they all tend to buy the same well-known thing.
    […] These trends point toward what the literary agent called “the rich getting richer, the poor getting poorer.” A few brand names at the top, a mass of unwashed titles down below, the middle hollowed out: the book business in the age of Amazon mirrors the widening inequality of the broader economy.

    [In order] to survive, […] the Big Five […] [is] trying to broaden their distribution channels, not narrow them. But Andrew Wylie thinks that it’s exactly what a giant like Penguin Random House should do. “If they did, in my opinion they would save the industry. They’d lose thirty per cent of their sales, but they would have an additional thirty per cent for every copy they sold, because they’d be selling directly to consumers. The industry thinks of itself as Procter & Gamble. What gave publishers the idea that this was some big goddam business? It’s not—it’s a tiny little business, selling to a bunch of odd people who read.”

    1
  46. W ramach dyskusji o cenie promocyjnej 9,90zł za eBook, znalazłem na FB coś równie ciekawego w papierze:
    https://www.facebook.com/wydawnictwoliterackie/posts/589184194490799:0
    i w naszej ulubionej cenie :)

    0
    • Piotrek pisze:

      Rzućcie okiem ile kosztuje książka Pawła Smoleńskiego „Arab strzela, Żyd się cieszy”, ja byłem w szoku. Wydawnictwo nie planuje ebooka i tak się waham czy wydać to niecałe 6zł.

      0
      • Toż to pół darmo! Dziwne tylko że ani Świat Książki, któremu ebooki nie są obce, ani Smoleński nie ma nic przeciwko cyfrowemu formatowi nie wydają tego tytułu. Znasz może powód?
        BTW ciekawostka, bo w Empiku jest po 33,49zł ;)

        0
        • Piotrek pisze:

          Najtaniej znalazłem za 5.24, ale za odbiór w punkcie dodatkowe 5.99.
          Nie znam powodu, wysłałem maila z zapytaniem, czy zamierzają wypuścić ebooka, ale otrzymałem odpowiedź, że nie planują konwersji.
          W sumie i tak się zdziwiłem,że mi odpisano. Większość wydawnictw nie zaprząta sobie głowy odpowiedziami.

          0
  47. bastard pisze:

    Ale pocieszna dyskusja. Jak na promocjożerców przystało. Ile ludzi wie o takim blogu (i podobnych stronach) i się pasjonuje wyszukiwaniem promocji? Dla zwykłych czytelników ebooki dziś są zupełnie niekorzystne ekonomicznie i nienaturalne (brak słynnego zapachy farby;) ).

    A tak bardziej serio, gdzie są te ebooki za 9,99?

    Rynek ebooków jest mały, a dlaczego?
    Jak to wygląda z perspektywy normalnej osoby, która chce „wejść” w cyfrowe książki?
    Musi kupić najpierw czytnik za ok 300-600 zł + jakiś pokrowiec i inne badziewia. Już na tym etapie większość wybiera jednak bardziej uniwersalny tablet.
    Ale pójdźmy dalej. No dobra, kupiony czytnik. No to się wchodzi do jakiegoś sklepu z ebookami i co sie okazuje? Ceny są porównywalne z wydaniami papierowymi. Do tego nie kupuje się egzemplarza książki, która można odsprzedać i zwraca się kilka lub kilkanaście zł, a jedynie jednorazowy plik, którego wartość po przeczytaniu wynosi 0 (słownie: zero) zł. De facto ebooki są droższe bo nie istnieje rynek wtórny.
    Rynek ebooków w Polsce to patologia. Dowodem na to jest fakt, że praktycznie nikt nie chce kupować w nominalnych cenach. Czytniki i ebooki sa zupełnie nieopłacalne ekonomicznie i rynek zawsze będzie marginalny do czasu aż to się nie zmieni.
    O czym tu dyskusja? O interesie wydawców? WTF? Najważniejsi są autorzy i czytelnicy a nie pośrednicy. Jak się nie dostosują do realiów to mogą zając się uprawą ziemniaków.
    Rynek sobie poradzi. Legimi coś próbuje, ale zachłanność wydawców uniemożliwia im zaproponowania klientom korzystniejszych cen. Woblink walczy promocjami. Są jeszcze inne sposoby w stylu bookrage, s.p. itp
    Ja za wydawcami płakał nie będę. Kto się dostosuje, ten przetrwa. Ktoś musi zrezygnować z częśći marży lub wypaść z obiegu. Nie udała się druga Japonia. Nie udała się druga Irlandia. Niech druga strona też zaciska pasa. W dobie internetu może to być sensowniej rozwiązane niż dziś.

    Taki mamy klimat (ekonomiczny) ;)

    0
    • zipper pisze:

      Często używa się takiego argumentu, ale ja nie znam nikogo, kto by sprzedawał swoje książki po ich przeczytaniu i sam raczej bym tego nie robił.

      Po co kupować, jak nie chce się tego mieć? Nie lepiej pożyczyć od kogoś, z bilbioteki, spiracić?

      A co do cen nominalnych to one są tylko zagrywką psychologiczną. Ostatnio wszystkie premiery kupiłem za mniej niż 20 zł w ebooku i zaczyna się to robić trendem ogólnym.

      Tak jak zostało napisane wyżej – więcej osób kupi książkę przecenioną z 30 zł na 20 zł niż wycenioną po prostu na 20 zł.

      0
      • bastard pisze:

        Ja kupuję książki głównie do czytania, a nie do kolekcjonowania.
        Większość mi już niepotrzebna.

        A co złego w sprzedawaniu książek? Sam czasem kupowałem używane.
        Obecnie mam ok 150 przeczytanych kupionych ebooków. Do wiekszości z nich już nie będę zaglądał. Wersje papierowe bym po prostu posprzedawał.
        Gdyby nie promocje byłoby o wiele drożej niż standardowe książki.

        Po co piracić skoro można kupić w sensownej cenie? Biblioteki nie wszędzie są.

        0
        • zipper pisze:

          Skoro kupuję ebooka za 15 zł to sprzedawanie mi go już niepotrzebne – zysk z odsprzedaży fizycznej książki zawiera się w rabacie a zaoszczędzam czas.

          Natomiast ja się tylko pytam po co kupować fizyczne książki, skoro nie chce się ich mieć a są alternatywy?

          Ja nie potępiam, tylko pytam: dlaczego? Bo musisz przeczytać teraz, zaraz? Ja tam wolę poczekać i np. kupić całą trylogię w pakiecie, niż kupować drożej na bieżąco i bawić się w odsprzedawanie.

          0
          • bastard pisze:

            Potrafisz czytać ze zrozumieniem?
            Ta cała dyskusja jest zupełnie oderwana od rzeczywistości bo jest prowadzona wśród promocjożerców.
            Napisałem wyraźnie, że gdyby nie polowanie na promocje to ebooki by nie miały żadnego sensu. Gdyby nie były po 10-15 zł to bym ich nie kupił bo nie mogłbym odsprzedać żeby odzyskać część ceny. Np. książka papierowa 30 zł, ebook 27. Chyba to całkiem proste?
            Dla wiekszości osób cena ebooka = cena jaką widzi w księgarni, a ta cena jest porównywalna z cena książki papierowej. Dlatego ebooki to margines. Ludzie chca np. kupić jakąs konkretną książkę i wybierają tą papierową bo mają ja fizycznie w ręku i mogą z nią zrobić wszystko. Sprzedać , pożyczyć, odddać do biblioteki lub spalić zimą.
            Mogą się trochę nią polansować. Ebook przy niej to parodia. Nie dośc że trzeba przebierać jakies ochłapy, to jeszcze trzeba czekac miesiącami na konkretny tytuł w „realnej” cenie. No i jeszcze trzeba miec urządzenie, całkiem nietanie.

            Zapomnij na chwile o tym blogu i pewnej stronie łowieckiej.
            Poczujesz się jak przeciętny czytelnik, który widzi te idiotyczne ceny okładkowe ebooków. I czy na jego miejscu byś kupował czytnik i ebooki?

            0
            • K@ptus pisze:

              Czytniki to chyba potaniały, ja kupiłem pod koniec roku 2013 kindla za 350 zł z etui.

              0
              • wiciu pisze:

                No to chyba się to zawiera w tym co napisal bastard, ze czytnik kosztuje 300-600 zl, prawda? Ty za 350 kupiłeś najdroższy jaki był? Chcesz polemizować że po 600 nie ma czytników (są), czy o co Ci chodzi?

                0
      • 8 o'clock pisze:

        @zipper
        Ja sprzedaję czasem przeczytane książki w antykwariacie. Jeszcze częściej odnoszę do biblioteki. Jest otwarta dłużej.

        0
  48. Karol pisze:

    Może trochę nie w temacie, ale zadam pytanie:

    Wiem, że sprzedaż ebooka, kwalifikowana jest jako usługa, a nie dostawa w rozumieniu ustawy o VAT, z tego powodu księgarnie nie uznają zwrotu zakupionego „towaru”, nurtuje mnie jednak pytanie, czemu nie mogą wprowadzić ostrzeżenia, Kliencie tą książkę już u nas kupiłeś? Zakładając oczywiście, że używamy tego samego konta?

    Zdarzyło mi się to w bookprint.pl, kupiłem dwa razy tą samą książkę i nie wiem czy jest możliwość oddzyskania pieniędzy, choćby jako zamianę na inny tytuł w zbliżonej cenie.?
    Czy ktoś się spotkał z tą sytuacją?

    0
    • zipper pisze:

      nie uznają zwrotu zakupionego „towaru”,
      które? Podaj nazwy, to sobie zanotuję. W większości z nich można odstąpić od umowy przed pobraniem książki. Zgodnie z ustawą dopóki nie skorzystasz z usługi to możesz odstąpić od umowy i większość normalnych sklepów interpretuje to tak – dopóki nie ściągniesz, zwrot jest możliwy.

      Jeżeli kupiłeś to samo dwa razy to w ciągu 10 dni od zakupu możesz odstąpić od umowy.

      Ale zgadzam się, że sklepy powinny mieć zabezpieczenie przed kupowaniem dwa razy tego samego.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Potwierdzam, niemal każda księgarnia pozwoli na zwrot z sensownej przyczyny, bez odwoływania się nawet do ustawy.

        0
    • Blue pisze:

      Czytałem już o takich przypadkach – zwykle nie było problemu z odzyskaniem pieniędzy. Najlepiej po prostu spytaj sprzedawcę….

      0
    • bastard pisze:

      Ustawa o Vat dotyczy tylko podatków. Nie ma to żadnego znaczenia w innych przypadkach.
      Obowiązują te same zasady przy prawie autorskim i sprzedaży konsumenckiej co dla książek drukowanych. Sam z tego korzystałem i pieniądze były normalnie zwracane.

      0
    • rafał pisze:

      Miałem tego typu sytuację w Nexto- miałem w przeglądarce pootwierane kilka zakładek z książkami, i przez przypadek kupiłem nie to co chciałem. Wysłałem maila do działu pomocy że chcę zrezygnować z tej książki i dostałem kasę z powrotem. Długo się na nią naczekałem, ale dostałem…:)

      0
  49. Tereza pisze:

    Stosunek ceny „papieru” do e-booka”.
    „Wykształciuchy” (czytaj= posiadacze czytników) płaczą i płacą.
    Przykład – pisałam o tym , ostatnia pozycja cyklu „Uczta Wyobraźni”wydawnictwa MAG
    Tonąca dziewczyna – Caitlín R. Kiernan
    Tradycyjne , „papierowe” wydanie, twarda okładka – cena od 26,52 do 35,49
    http://www.ceneo.pl/27500678;0280-0.htm#tab=click_scroll
    E-book – cena od 32.49(CDP) do 38.13 zł (legimi).
    Pewnie powodem jest „Nie obniżać postrzeganej wartość książki” ;) – BRAWO

    ps. szczytem „promocja” Publio z 38,13 na 34,32 ROTFL

    Wnioski :
    1.Gdyby w ramach „promocji” zastosować „przecenę z „145,68 na 36,45 można by zamieścić sensacyjny dodatek pt. „RABAT 75% !!! ROTFL
    2. Nie lubię jak się ze mnie robi idiotkę „…To taka głupia, to ja już nie jestem, może głupia, ale taka to już nie…” – jak śpiewała w Piwnicy Pod Baranami Krystyna Zachwatowicz.
    Adios, muchachos – „eksperci od marketingu”

    0
    • asymon pisze:

      Ja w takim przypadku polecam kupno wersji papierowej. Kein Problem.

      0
    • Sebastian pisze:

      Gdyby spojrzeć głębiej to na 99% zainwestowano w marketing papieru i zdają sobie sprawę, że jeśli im to nie zejdzie to będzie bardzo długo zalegać. Z ebookiem nie mają takiego zmartwienia. Papier nie pożółknie, klej nie straci swoich właściwości, w magazynie nie zabiera miejsca i nie potrzebuje odpowiednich warunków (wilgotność, temperatura, itd.). Na papier też są spore promocje, ale na takie konkretne trzeba czekać albo bardzo długo (kiedy ostaje się kilka sztuk i księgarnie po prostu się tego wyzbywają) albo korzystać z outletów i antykwariatów z nadzieją, że znajdzie się jakiś powystawowy egzemplarz.

      0
  50. 8 o'clock pisze:

    Przecież nie chodzi o to, żeby ebooki kosztowały na stałe 9,90, tylko chodzi o okazjonalne promocje. Promocje ściągają chętnych, tworzą ruch. Łatwiej zaryzykować i kupić dwie czy więcej książek w promocji niż jedną droższą. Promocje zwracają uwagę. Polujący na promocje zaczynają zwracać uwagę na sklep i w końcu sięgają i po coś droższego.
    Większość sprzedających korzysta z promocji a nawet celowo zmusza do kupowania większej ilości (jak np. Znak, gdzie 9,90 za książkę obowiązywało dopiero od 7 sztuk!), czyli zależy im na obrocie. To ryzyko i umiejętność sprzedawcy, wyczuć rynek. Nie bardzo rozumiem, czemu my, klienci, o sprzedawców się martwimy. Zwłaszcza że nie mamy żadnych danych, które są tajemnicą sprzedających.

    0
    • Bla pisze:

      Przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę, że 9,90 nie jest tu głównym czynnikiem skłaniającym do zakupu w przypadku promocji. Tym czynnikiem jest różnica między ceną promocyjną, standardową i wydaniem papierowym.
      Jeśli ebook kosztuje 15zł, to przynajmniej dla mnie 9,90 nie jest żadnym impulsem do kupienia. Jeśli książki potrzebuję lub mam ochotę ją przeczytać, to kupię ją za te 15, czy 17zł i nie będę sępił i czekał aż trafi się w promocji.
      Za to oczywiście jeśli książka jest przeceniona np. z 31zł na 9,90 to już zupełnie co innego. Ale kupienie takiej książki rozważyłbym prawdopodobnie również gdyby kosztowała w promocji np. 15zł.
      Więc nie musi to być koniecznie 9,90. Wydaje mi się, że promocje typu -50% mogą podziałać często równie dobrze. Zwłaszcza jeśli rozważamy np. -50% na większą ilość książek vs 9,90 na pojedynczy tytuł lub kilka wybranych.

      0
      • 8 o'clock pisze:

        Tak, kupię książkę, którą chcę przeczytać, za 17 zł, choć wolałabym taniej. Ale jeżeli nie jestem pewna, czy mi się spodoba, to poczekam do magicznego 9,90 – i wtedy kupię na przykład dwie książki, razem wydam prawie 20, ale szansa, że trafię na coś, co mi się spodoba, rośnie dwukrotnie.
        Osobny temat to tomy czy cykle.

        Dla mnie górna cena książki, obojętnie, papierowej czy elektronicznej, to kilkanaście złotych. Zdarza się, że się rozpędzę i kupię „przez pomyłkę” książkę dwa razy drożej. A spokojnie zapłacę drogo za papierową książkę pięknie ilustrowaną, atlas itp., bo wysoka cena jest tu dla mnie uzasadniona.

        0
        • Bla pisze:

          Ja może do cen książek podchodzę może trochę inaczej, bo kupuję dużo książek specjalistycznych, gdzie pozycja solidnie omawiająca temat często kosztuje w przedziale 70-200zł w wersji papierowej, a ebook np. 10zł mniej. I tutaj każda promocja typu -50% jest już naprawdę warta rozważenia.

          Jeśli chodzi po prostu o coś do poczytania, to faktycznie, okolice 15-17zł wydają mi się najatrakcyjniejsze cenowo, tzn. lepiej kupić za 9,90 ale nie będę się upierał że więcej nie dam. Zapłacić pełną cenę >30zł czasem się zdarza, ale to już musi być raczej coś na co czekam (kolejna część dobrego cyklu itp.)

          0
          • 8 o'clock pisze:

            Już rozumiem, zapewne są to nowości, rzeczywiście cena zmniejszona chociaż o …dzieści procent robi wielką różnicę.

            0
  51. K@ptus pisze:

    Właściwie na jakich zasadach są wyceniane książki, jedna kosztuje 30zł, inna 120zł.
    Może z czasem cena ebooka będzie liczona od ilości stron, oczywiście „mienik” tej samej czcionki i jej wielkości co by było „sprawiedliwie”. Pewnie zaraz pojawią się głosy, że autor X jest bardziej wartościowy od innego Y, że więcej czasu poświęcił itp., ale co tam.

    0
    • Bla pisze:

      120zł to chyba tylko książki specjalistyczne. Z własnego doświadczenia mogę napisać, że kupując książkę w takiej lub wyższej cenie rzadko jestem rozczarowany kiepskim opracowaniem tematu itp. Jak dobrze się przyjrzeć, to często jest to wręcz oszczędność, bo dostaje się np. tysiąc (albo więcej) stron solidnej wiedzy, której trzeba by szukać w kilku tańszych pozycjach, przepłacając za pokrywające się działy, czy dostając niepełne informacje i pobieżnie omówione zagadnienia.
      Są to często tłumaczenia zachodnich wydań, które kosztują jeszcze więcej, kupienie angielskiego wydania to nieraz >200zł. To akurat na przykładzie książek z zakresu informatyki.

      0
      • eio pisze:

        A ja sie pytam na jakiej podstawie są wyceniame książki do nauki angielskiego? U nas zamiast zapłacić 30x 35zł jak za normalne podręczniki, wszyscy, łącznie z nauczycielem wolą zapłacić 1x 160zł za książkę oraz 30x 20zł za ksero tych przewartościowanych 150 stron.
        I ja się dziwię że wydawnictwu ta zabawa się opłaca.

        0
  52. wiciu pisze:

    Robert porównał sprzedawanie ebooków do sprzedawania gier w dystrybucji elektronicznej. Proponuję ćwiczenie:

    1. Załóżmy że ktoś chce zrobić grę tylko dla Polaków.
    2. Powiedzmy, że to mała gra, zrobi ją jeden programista, jeden grafik i dźwiękowiec – contractor. Programista i grafik popracują razem z pół roku. Zarobią w sumie miesięcznie dajmy na to 10 tys zł. Razy pół roku. To daje 60 tys. Plus ten muzyk co weźmie powiedzmy 5 tys za efekt swej pracy. To mamy 65 tys. Załóżmy że sprzęt każdy ma, software jest zasadniczo darmowy, no dojdą jakieś pierdoły różne przy tej produkcji – zrobi się z tego 70 tys zł. No to doliczmy jeszcze 10tys bo ktoś tę grę musial wymyslec, zaprojektowac, ktos bedzie obslugiwal projekt tworzenia jej oraz dojda jeszcze rozne inne drobiazgi, ktorych teraz nie wymyslimy razem.
    3. Te 80 tys zł to jest koszt calkowity stworzenia tej gry. Taka nasza inwestycja.
    4. Zaczynamy grę sprzedawać. Nikt nas jeszcze nie zna, nie wie czy nasze gry są dobre czy nie. Sprzedajemy tylko w kraju nad Wisłą. W dystrybucji cyfrowej. Po 9.90.
    5. Ponad osiem tysięcy sztuk trzeba sprzedać żeby wyjść na zero. A mówimy tu o gierce popierdółce, którą da się zrobić w 2.5 osoby w pół roku. Może ktoś to kupi, może nie. Moze na gierke popierdolke jest wieksze zapotrzebowanie niz na ksiazke, a moze nie. Moze pare popularnych serwisow internetowych dla poldebili zachwyci sie ta popierdolka i ludzie sie rzuca ze swoimi pieniedzmi. Nie wiem tego, ciezko to przewidziec, chociaz racjonalna czesc mojej glowy podpowiada ze raczej nie, raczej stracielm wiekszosc z tych 80 tys inwestycji… Jakos nie widze dziesiatek firm, ktore inwestowalyby w robienie takich gier, zwlaszcza przeznaczonych tylko na nasz rynek. Po prostu to sie nie kalkuluje…

    Podobnie chyba jest z tym całym rynkiem ebooków. Dopóki w naszym kraju potrzeba czytania i kupowania książek będzie minimalna (niestety wyniki czytelnictwa pokazują że tak właśnie jest), dopóki z tej garstki, która książki kupuje, jeszcze mniejsza garstka będzie to robić w wersji elektronicznej – dopóty nie będzie się nikomu opłacało po 9.90.

    A na koniec jeszcze ciekawe pytanie przyszlo mi do glowy: ile ludzi kupuje tablet/czytnik w duzej mierze dlatego, ze ciesza sie ze beda mogli czytac za poldarmo (sciagajac piraty)?
    Mysle ze sporo ludzi myslacych o zakupie urzadzenia – ma podobna mysl w glowie.

    0
    • Sebastian pisze:

      Pirat z czytnikiem IMO to bardzo skrajny przypadek. Trzeba wysupłać niemałą sumkę na czytnik, a treści są raczej nieprzystosowane do czytników (PDF ze zdjęciami lub skanami marnej jakości).

      Co do gier. Niestety sporo tak kończy – jako finansowy niewypał. Po drugie mało kto robi gry tylko dla polaków. Dolicz do tego tłumacza, dla uproszczenia tylko aby przygotować wersję angielską (a do tego zazwyczaj i tłumacz nie jest potrzebny) podniesie całkowity koszt ale zwiększy zasięg do globalnego. I tak studia z Polski to robią. Może czas żeby i polscy autorzy zaczęli publikować na między narodowym rynku, nawet pisząc po polsku zatrudnienie tłumacza mogłoby się opłacić – jeśli oczywiście to jest problemem, bo raczej wątpie aby nikt o tym nie myślał.

      Krótko mówiąc chciałem zauważyć, że uwaga jest nie do końca adekwatna. Gier się nie produkuje zazwyczaj na jeden rynek, tak samo księgarnie nie sprzedają w promo tylko książek robionych przez polaków dla polaków, a jak są to również często publikacje, które normalnie dostępne są za niedużo wyższe kwoty.

      I jeśli chcemy mówić o polskim rynku to zarobki podziel przez dwa. Będzie to zdecydowanie bliższe prawdy. ;)

      0
  53. n. pisze:

    My tu tak gadu-gadu o tym 9,90, a Woblink serwuje 365 e-booków za 6 zł ;)

    0
  54. FortArt pisze:

    Mam masę papierowych książek, których drugi raz nie przeczytam (bo nie czytam drugi raz niczego), nie sprzedam (bo nie chce mi się bawić z wystawianiem na aukcję, pakowaniem i lataniem na pocztę) i nie wyrzucę (bo szkoda, bo a może ktoś z rodziny czy znajomych przeczyta). Gdyby wydawcy pomyśleli mogliby mi je … sprzedać drugi raz! Bardzo chętnie powitałbym akcję w stylu „oddaj papier, dostaniesz e-booka”. Wstawcie drodzy wydawcy jakieś automaty do galerii handlowych, ja sobie podejdę, zeskanuję kod kreskowy, zostawię papier, który sprzedacie na makulaturę, a mi e-booka przyślecie mailem. Mogę za to zapłacić 2-5 zł od sztuki.

    0
    • Sebastian pisze:

      To byłoby całkiem fajne. Też mam dwa regały makulatury chociaż sporo chciałbym mieć zawsze pod ręką. Papier ma swój urok ale bardziej przeraża mnie myśl przeprowadzki niż sentyment do materialnej książki. ;)

      0
  55. ocelot pisze:

    Ponieważ należę do „zaczytywaczy” a nie „czytaczy” książek, moja opinia może nie jest miarodajna, ale.
    1. Mniej promocji w stylu 2000 książek za 9,90 – ile osób wyda przez czas promocji kilkaset złotych na przecenione książki? Ile z tych książek krąży w takich promocjach stale? Ilu ludziom będzie się chciało przeglądnąć kilka stron z tytułami, żeby znaleźć coś dla siebie? (mnie znudziło się to już po drugiej takiej promocji) Mniejsze promocje, może częściej? Np. „Czwartkowe niespodzianki”
    2. Kody rabatowe za kupione książki – jak kupię 3 pozycję po kilkaset stron to chwilę zajmie mi ich przeczytanie i nie kupię w ciągu miesiąca/dwóch następnych, wolę dostać jakieś punkty którymi zapłacę za kolejne książki.
    3. Jak sklep chce mnie przywiązać do siebie i co za tym idzie zapłacę mu się więcej za coś co mogę dostać gdzie indziej to musi się postarać. Mam konta w kilku księgarniach. Półki niektórych nawet nie zasługują na wzmiankę, dobrze, że ściągam książki natychmiast i o nich zapominam. Niektóre księgarnie mieszają ebooki z audiobookami!! Czasami ta sama pozycja pojawia się kilka razy i ma inną cenę! Ja rozumiem, że strony kosztują ale to wasza wizytówka, jak chcecie przywiązania jak jedyne co mnie przyciąga do danej strony to porównywarka cen. Niektóre księgarnie wysyłają mi reklamy z propozycjami, kupuję właściwie głownie fantastykę, a reklama twierdzi, że na pewno nie mogę żyć bez ich kolejnego „bestselera” z serii życie kogoś sławnego. Ludzie, uczcie się od googla, skoro zgadzam się na reklamę to wciskajcie mi to co chcę kupić a to co musicie mimochodem z boku.
    4. Błędy w książkach. Rozumiem, że korektor kosztuje i możecie mi wysłać poprawiony tekst ale ja płacę za produkt. Ma być gotowy. To nie gra nie zrobi sobie update’u. Jeżeli w książce za 30zł znajdę kilka błędów i w drugiej to za trzecią będę chciała zapłacić już tylko 9,90, albo sprawdzę wydawcę i będę go omijała.
    5. Dziwne wydają mi się narzekania na koszty serwerów sklepów z ebookami. Czy większość z nich nie sprzedaje też książek papierowych? Pliki z książkami nie są też szczególnie duże w porównaniu np. z grami.
    6. IMHO wydaj mi się, że wypożyczalnie ebooków to przyszłość może nie takie wypożyczalnie jak aktualnie, ale na pewno ten kierunek to przyszłość. Chyba większość przychodu generują „czytacze” i to oni będą wymuszać ceny. Widać to w amazonie książki dla „czytaczy” to 0.99$, 1.99$. Oczywiście nie ta skala rynku ale w przyszłości.
    7. Może ktoś w końcu na poważnie zacznie reklamować ebooki. Ja na przykład chętnie w tradycyjnej księgarni zobaczyłabym przy danej książce kod do strony księgarnia z ebookiem albo i samego ebooka do kupienia (empik miał kiedyś takie „kartoniki”). Wiele osób ma smartfona, cześć z nich na nim czyta dlaczego nie przyciągnąć takiego klienta. Mnie osobiście czasami po prostu nie chce się szukać książki zobaczonej w księgarni w necie i „impulsowy” zakup przepada :D

    0
  56. Sebastian pisze:

    Mnie tam promocję wypaliły. Od ostatniej kiedy to przypadkowo kupiłem dwa egzemplarze tej samej pozycji dałem sobie spokój (pozdrawiam programistę z Ebookpointa ;)). To było fajne, bo mogłem pozwolić sobie na książki, które chciałbym chociaż przejrzeć, przeczytać rozdział-dwa, a nie chce mi się iść np. do Empiku czy innej księgarni, gdzie również często nie ma wszystkiego. A biblioteki wiadomo jakie są. :) Ale nie fajne jest to, że mam masę książek, których nie jestem w stanie w sensownym czasie przeczytać. Chyba otworzę mini biblioteczkę specjalistyczną dla znajomych. ;)

    Najzabawniejsze jest to, że prawie wszystkie książki, które cieszyły mnie najbardziej kupiłem w normalnej cenie. Ale to były klasyki i światowe bestselery pokroju Pratchett, chyba tylko Lem się wyłamał, bo nabrałem kilka pozycji w promo i wszystkie wciągnąłem niemal jedna za drugą, i na pewno jeszcze kiedyś sięgnę po kilka innych pozycji, które wszyscy polecają przeczytać.

    A przywiązanie działa. Działa o tyle dobrze o ile obsługa nie każę ci spadać na drzewo i o ile sam serwis działa dobrze. Lubie np. Ebookpoint i wiem, że mają wyższe ceny na sporo książek niż inni, ale nie lubię tego, że trochę leją na bezpieczeństwo (kiedyś w komentarzu zacząłem temat szyfrowania połączenia ze sklepem i nadal uważam, że wszystkie strony, na których występują moje dane personalne powinny być przesyłane w sposób bezpieczny i poufny). Na ich szczęście pod innymi względami mają chyba najlepiej zrobiony serwis. ;)

    0
  57. czytelnik2 pisze:

    Ciekawe czy księgarnia, wydawca tracił by dodając ebook’a gratis do papierowej wersji? Mimo wszystko lubię papier.

    0
    • Bartek pisze:

      Raczej tak bo przygotowanie ebooka kosztuje. Tutaj musisz pamiętać o kosztach zakupu odpowiedniej licencji (dla książki tłumaczonej) bo często nie jest ona równoznaczna z licencją dla papieru. Poza tym to o czym pisano wcześniej – koszty fizycznego przygotowania ebooka.

      To kosztuje i trzeba to albo brać na klatę – sprzedaż papieru przynosi mniejszy zysk, albo wliczyć do ceny zwykłej książki – papier kosztuje odpowiednio więcej.

      0
  58. LPG pisze:

    bardzo długi tekst o tym, jak Amazon niszczy rynek książki
    http://www.newyorker.com/reporting/2014/02/17/140217fa_fact_packer

    Polecam :-)

    0
  59. Lookanio pisze:

    Wyliczenia, który przywołujesz jako przykład, ładnie się nazywają elastycznością cenową popytu :-) Kilka lat temu MF przećwiczyło to na akcyzie za alkohol – obniżenie stawki zwiększyło wpływy (np. poprzez spadek szarej strefy, której opłacalność spadła – analogia do piractwa dość widoczna…). Z kolei Urz. M. Warszawy, po ostatnich podwyżkach biletów ZTM-u „przejechał” się w drugą stronę :-/
    Mam nadzieję, że wydawcy/księgarnie lepiej odrobili pracę domową niż Urz. M. Warszawy.

    Co do zasady e-booki muszą być tańsze z (jeszcze) 1 powodu: tzw. wartości rezydualnej (mocno popularne określenie auto-handlu). Otóż jeśli kupię Dukaja niemal prosto z drukarni, „wciągnę” go w 2-3 noce, to bez większego problemu odsprzedam go za 3/4 ew. 1/2 ceny niemal od ręki, nawet po miesiącu – przećwiczone. W przypadku wszelkiej beletrystyki niemal zawsze tak robię (robiłem), starając się ograniczyć domową biblioteczkę, która rozrosła się ponad granice rozsądku :-)
    Jeśli teraz mam kupić e-booka w to miejsce, musi być co najmniej 50% tańszy, gdyż odsprzedanie go (a jest on nierzadko imiennie oznaczony) jest w zasadzie nierealne…. Dlatego e-booki traktuję trochę jak wieczyste użytkowanie i to z dość ograniczoną możliwość użyczania ze wzgl. na niewielką popularność czytników (narzeczona np. nie korzysta i nie zamierza) oraz problemy z interoperacyjnością (choć w przypadku polskich księgarni raczej ich nie ma).

    0
  60. lo pisze:

    IMO ebooki tak właśnie powinny kosztować. Dziś są droższe niż książki papierowe (czyli prawdziwe :P). W mojej ulubionej księgarni internetowej Ksiązka Papierowa (KP) jest prawie zawsze tańsza niż ebooki (E), np:
    Sekretne wojny Mossadu – KP 26,82 ZŁ ; E 33,15 ZŁ
    Pakt Ribbentrop–Beck – KP 26,59 ZŁ ; E 28,40 ZŁ
    Zawód: szpieg – KP 19,99 ZŁ ; E 23,74 ZŁ

    Jeżeli znajduję jakiś ebook tańszy niż książka papierowa to jest to 1 – 3 zł. zupełnie nieopłacalna rzecz

    0
  61. tomkus pisze:

    Czemu się oburzać na ebooki za 9,9??
    W supermarketach są stoiska z książkami i w takim realu, tesco czy leclercu są zarówno książki w cenach „normalnych” jak i stoiska/kosze z książkami w cenach rzędu 10-15 zł. Sam właśnie czytam taką za 9,9, mimo ze cena nadrukowana na okładce to 34,9.
    I są to książki znanych autorów jak np. King.
    I co, to też jest złe? Nieetyczne, nielegalne? Czemu wydawcy na to się nie oburzają?
    A skoro papierowe książki mogą się sprzedawać po 9,90 i najwyraźniej wszyscy na tym zarabiają (bo przecież sklep musi mieć zysk, wydawnictwo też poniżej kosztów nie sprzeda, a gaża autora też jest uwzględniona) to czemu ebooki nie są jeszcze tańsze?
    Wg. mnie jeśli można sprzedawać normalne książki papierowe za 9,90 to sprzedawanie ich za 50 czy więcej oraz ebooków za więcej niż te 10 zł to totalne zdzierstwo.

    BTW. ostatnio widziałem wydaniu Diuny – owszem w twardej oprawie – po bodajże 70 zł za książkę. A jest ich przecież 7 w cyklu…
    Kto sobie na coś takiego może pozwolić?

    0
    • Ar't pisze:

      bo przecież sklep musi mieć zysk, wydawnictwo też poniżej kosztów nie sprzeda, a gaża autora też jest uwzględniona
      No właśnie, wydawnictwo coś takiego sprzedaje często z niewielkim zyskiem albo wychodzi na zero (czasem też poniżej), ale ponieważ wcześniej te książki były z „godnym” zyskiem więc całość sprzedaży nie wychodzi źle, a te kosze za 9.99 to też przy okazji wietrzenie magazynów bo przechowywanie też generuje dodatkowe koszta.

      Wygenerowanie/przygotowanie* e-booka też musi się zwrócić, szczególnie że cześć z tych pozycji musi mieć renegocjacje warunków z autorem czytaj: dodatkowa kasa.

      * to nie jest całkowicie za darmo, a zresztą te „za darmo” sprawiają sporo problemów.

      Diuny – owszem w twardej oprawie – po bodajże 70 zł za książkę. A jest ich przecież 7 w cyklu…
      Kto sobie na coś takiego może pozwolić?
      no jak kto kto: prawdziwi fani, którzy będą głodować przez 2 tygodnie by mieć tą książkę :P

      Sam lubię e-ksiązki za dyszkę ale nie dziwi mnie czemu one nie są w tej cenie od razu. Tak mam zachętę do polowania :)

      0
  62. Nka pisze:

    Tematyka książek elektronicznych w ogóle mnie nie interesuje, ale bardzo spodobało mi się co Autor napisał na temat gier PC. Jest dokładnie tak jak zostało tu napisane. Piractwo wśród polskich graczy z powszechnie praktykowanej codzienności staje się powoli wstydliwym procederem i jestem z tego dumny. Niewątpliwie bezpośredni wpływ na to mają opisywane przez Autora promocje i spadki cen.

    0

Skomentuj Offka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.