Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Cytat na niedzielę: Marek Krukowski o swojej kolekcji książek

W magazynie Gazety Wyborczej z 28 grudnia ukazał się obszerny wywiad z Markiem Krukowskim, znanym chyba każdemu zwycięzcą wielu teleturniejów. Na stronie tylko fragment.

Oto co podkreśliłem na czytniku. Krukowski mówi m.in. o tym, jak pozbył się swojej kolekcji książek:

Wiosną 2013 roku spakował pan wszystkie swoje książki i wysłał je z Warszawy do Kwidzyna, do miejscowej biblioteki. Dużo tych kartonów było?

95 pudeł po bananach. Płyty pojechały w szafach, w których stały w domu. Trzy miesiące zajęło mi spakowanie tego wszystkiego. Wysłałem do biblioteki 6300 książek i 4000 płyt winylowych, oprócz tego kasety magnetofonowe z lat 90. , które dziś byśmy uznali za pirackie. Włączenie tego do księgozbioru jest dla biblioteki tytanicznym zadaniem, zatrudniono więc do tego mnie. Pierwszy raz w życiu pracuję na etacie, wśród przedmiotów, które przez 20 lat stały w mojej sypialni. […]

Kolekcja zabierała mi całe życie. Teraz, kiedy nie mam już biblioteki, czuję się lżejszy o dziesięć tysięcy przedmiotów, którymi trzeba było się zajmować. Kupowałem czasem kilkanaście książek tygodniowo. Ułożenie ich zajmowało kilka dni, trzeba było przesunąć kilka tysięcy tomów, żeby zrobić miejsce dla nowych. Na regałach szybko zaczęło być ciasno, kupiłem deski i położyłem ja na samej górze, tam kładłem kolejne książki. W ostatnim mieszkaniu regały ustawiłem w dwóch rzędach, przejście było tak wąskie, że moje dzieci bały się tam wchodzić.

Dalej niesamowita historia miłości do książek – i literatury i wiedzy, która u Krukowskiego zaczęła się już w podstawówce, gdy założył sobie, że przeczyta wszystkie dzieła literatury światowej wymienione w encyklopedii powszechnej. Było ich 404. I tak się zaczęło.

Zawsze miałem takie podejście, że jak książka mi nie wchodzi, to ją odkładam i wracam do niej później. Do biblioteki chodziłem codziennie, brałem cztery książki, ale nie wszystkie czytałem do końca. Największą przyjemność miałem ze szperania. Lista 404 była moim przewodnikiem po tym, co warto czytać. Okazało się, że te teksty są naprawdę ciekawe. Po przeczytaniu kilkudziesięciu lektur ze starożytnej Grecji miałem jakieś wyobrażenie, jak ten świat wyglądał. Prawdziwą historię literatury poznaje się przede wszystkim dzięki tekstom źródłowym. Tak też tworzyłem swoją bibliotekę

Potem do tego doszło zamiłowanie do muzyki – a tu już krok do dziesiątek teleturniejów wygranych przez pana Marka i sytuacji, w której w pewnym momencie stał się graczem zawodowym, co też się zresztą skończyło, gdy przestał być zapraszany, a i telewizja pozbyła się wielu programów tego rodzaju.

Ale wróćmy do kolekcji. Zdobywanie przez nas książek (płyt, filmów) ma u nas nierzadko charakter zbieractwa. To jest jakieś atawistyczne poczucie, że jeśli mamy kilka tytułów danego autora, powinniśmy zdobyć ich więcej – i najlepiej na własność, w żadnym tam abonamencie czy bibliotece. Otrzeźwienie przychodzi gdy dostawiamy drugi regał, w nim trzy rzędy naszych zbiorów, albo gdy policzymy ile metrów kwadratowych naszego mieszkania zajmują książki.

Wielu z nas zaczęło kompletować kolejną kolekcję – tym razem elektroniczną. Kupujemy i ściągamy z prostej przyczyny – bo jest, bo kiedyś się może przydać, bo dziś pojawiło się w promocji. Nasze czytniki, karty pamięci i dyski wypełniają się po brzegi gigabajtami danych. Ale dokupienie kolejnego dysku czy karty nie stanowi takiego problemu, jak kupowanie regałów, choć problem organizacji pozostaje – i kiedyś się nad nim też pochylę.

Kiedyś też rozważałem na blogu temat, dlaczego po kupnie czytnika kupujemy znacznie więcej książek. Dwie trzecie z Was potwierdziło w ankiecie, że tak – kupujecie więcej.

Ale co zostanie z takiej elektronicznej kolekcji? Krukowski mógł po 20 latach zanieść te książki do biblioteki. Nie ma – i pewnie za 20 lat też nie będzie – takiej biblioteki, do której możemy zanieść dysk. Kolekcją pozostanie się cieszyć osobiście i w kręgu znajomych, choć znacznie mniej spektakularnie, bo przecież e-booka na regale nie postawimy.

Smutne? Po prostu inne. Nowe czasy i niematerialna forma książek wymagają nowego podejścia do ich zbierania – oraz zarządzania nimi. Dużo się zmieniło, co dostrzega sam Krukowski.

Jest plan, by moja kolekcja została zaaranżowana na podobieństwo gabinetu inteligenta z okresu przełomu lat 80. i 90. To był ostatni moment, gdy ludzie zbierali książki w tak histeryczny, wyczynowy sposób.

To był ostatni moment – w latach 90. książka przestała być w polskich warunkach dobrem rzadkim, które niejednokroć trzeba wystać, załatwić, zdobyć. Przestała też być symbolem statusu w pewnych środowiskach – do dobrego tonu rzadko już należy posiadanie obszernej biblioteczki. Ludzie, kupujący niegdyś kompulsywnie książki mogą czuć bezsens tego co robili, skoro wiele kiedyś poszukiwanych tytułów zalega na półkach antykwariatów. Pewne przewartościowanie następuje też z czasem – skoro stwierdzamy że przez 10 lat do książki nie zajrzeliśmy, po co ma u nas stać?

Krukowski zdecydował się na krok radykalny – książek się pozbył.

Od kiedy pozbyłem się stosu książek, zmienił się mój stosunek do przedmiotów. Trudno mi teraz czegokolwiek zachcieć.

Czy i my kiedyś tak zrobimy? Czy dojdziemy do przekonania, że zmienia się nasz stosunek do przedmiotów? A może już się zmienił?

PS. Zastanawiałem się też, czy pan Marek próbował podejść do książek elektronicznych. Chyba spytam. :-) Inna sprawa, że jakby zaczął szukać tych 404 arcydzieł światowej literatury, to w polskich e-bookach znalazłby chyba wciąż niewiele…

Źródło ilustracji: sxc.hu.


Ogłoszenia parafialne:

  • Dzisiaj za dużo nowych promocji nie było, dopiero wieczorem Amazon obniżył dla nas cenę No Easy Day: The Firsthand Account of the Mission That Killed Osama Bin Laden ($2,99) – książki Marka Owena, wydanej w Polsce jako „Niełatwy dzień”.
  • Przypominam, że tylko do północy specjalnie dla nas Woblink ma kod rabatowy. Wpisanie „bzzzdfva” daje 40% zniżki na dowolną, nieprzecenioną książkę z oferty. Dziś doszedł też drugi kod – „gaowtbnb” obniża cenę książek o 10 złotych, nie bardziej jak do 9,90 zł. Bzzz, bzz!

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

28 odpowiedzi na „Cytat na niedzielę: Marek Krukowski o swojej kolekcji książek

  1. Andrzej pisze:

    Ja też zaniosłem część swojej biblio- i płytoteki do najbliższej biblioteki publicznej. Resztę zaniosę po Nowym Roku :)

    0
    • tomi pisze:

      ja też kiedyś zaniosłem kilka pozycji (kolekcja książek Koontza); 2-3 miesiące później sprawdziłem katalog i co? podarowanych książek brak, nie trafiły na stan biblioteki, zamiast trafić „do ludzi” zapewne znalazły się w prywatnej kolekcji rodziny/znajomych bibliotekarek…
      teraz zamiast oddawać bibliotece wolę wystawić za kilka zł na pewnym portalu aukcyjnym

      0
      • Robmazd pisze:

        Kiedyś też tak zrobiłem. Przed wylotem zaniosłem cały mój księgozbiór do mojego liceum. Jak tą ilość zobaczyli w sekretariacie to zrezygnowali z jakiegokolwiek protokołu odbioru i tu cholernie żałuję mogli poświęcić te godzinę dwie i musiałoby to zostać rozliczone w bibliotece jakoś. Zamiast tego poproszono mnie o zaniesienie tego bezpośrednio do biblioteki. Więcej pożytku byłoby pewnie gdybym zaniósł to do publicznej zwłaszcza, że parę pozycji im „wisiałem”.

        0
  2. Tak jak trochę sztucznym wydaje mi się „metodyczne” czytanie wszystkich dzieł wymienionych w encyklopedii, tak nienaturalnym – pozbycie się wszystkich książek. Przecież intuicyjne szukanie „tego czegoś” na bibliotecznych półkach jest częścią tej radości, jaka towarzyszy później czytaniu… A pozbywanie się książek? Owszem – ale tylko tych, do których nie zaglądaliśmy od lat.

    0
    • Andrzej pisze:

      Tylko część :)

      0
    • Mefisto pisze:

      Zgadzam się z Tobą w 100%. Czytanie książki papierowej jest piękne i towarzyszy temu pewnego rodzaju sztuka. Rozumiem pozbyć się niepotrzebnych dzieł, ale wszystkich to barbarzyństwo. Dobrze, że Pan Marek oddał swoją kolekcje do Biblioteki, ale ile osób teraz wyrzuca książki. Wydaje mi się, że ten trend parcia na elektronikę, skończy się tak jak z adapterami. Obecnie są one cenne i okazuje się, że jednak płyta winylowa jest lepsza od cd, mp3 itd.

      0
      • pioterg666 pisze:

        Nie okazuje się, tylko to było wiadomo od dawna a i tak nic to nie zmienia. Porównaj ile sprzedaje się winyli, a ile CD. Do tego dorzuć statystyki mp3, uwzględniając abonamenty typu Wimp, Spotify czy Deezer, dorzuć zwłaszcza nielegalnie ściągane i słuchane mp3. Statystyki są miażdżące, winyl to taka atrakcja kolekcjonerska, nic więcej.

        0
  3. YuukiSaya pisze:

    O, to u mnie taki minimalizm wprowadzamy od ładnych paru lat, ale to z potrzeby raczej niż filozofii. Swego czasu babcia podarowała nam swoją kolekcję książek, 4 wielkie kartony (takie, że pralka lekką ręką wejdzie…) przywieźliśmy, a tam wszystko, Pan Tadeusz chyba ze 4 razy, Dumas, Słowacki, calusi Kraszewski, Fleszarowa-Muskat, generalnie chyba wszystko, co wydano za PRL. Po jakimś czasie 3/4 poszła do bibliotek – jedna nie chciała przyjąć wszystkiego… Zostawiliśmy tylko to, co uznałam za słuszne. Kilka lat spokój…

    Niestety okazało się, że odziedziczyłam po babci manię kupowania książek i teraz usiłuję je upchać w swoim mikrym pokoju. Ale mam metodę – co przeczytane i uznane za niegodne powrotów, oddaję koleżankom w pracy. 15 kilo już poszło świat ;) A że kupiłam czytnik i przestrzeń nie jest zapychana, to jakoś lżej. Zamiast książek upycham mangi, a nie ma ich komu oddać, współpracownicy raczej średnio wyrozumiali w tym względzie.

    Czy czujemy się przywiązani do przedmiotów? Chyba w inny sposób. W kwestii muzyki, gier, filmów i książek nośniki są coraz mniej istotne i pełnią raczej rolę kolekcjonerską (wiem bo sama mam zbiór edycji limitowanych płyt ulubionego zespołu), a treść można kupić przez internet. Chyba jeszcze nie do końca rozumiemy, że nastąpił rozdział między treścią a nośnikiem i czasem kurczowo coś w nas się trzyma płyt, papieru i pudełek, ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia.

    0
  4. golem14 pisze:

    „Przestrzeniożerność” tradycyjnych książek skłoniła mnie do zakupu 2 czytników – dla siebie i połowicy. Prawd w temacie niestety jest wiele tak jak i dróg życiowych. Kto urodził się i dorastał w PRL często zbierał „na zaś”, bo nie było, bo ciężko, bo się przyda – dotyczyło to wszystkiego! Książki dodatkowo, bo to prestiż, bo dzieci będą się rozwijać itd. Otzeźwienie i zniesmaczenie nastąpiło po roku 89, kiedy nagle nasze „białe kruki” odnalazły się po parę złotych w „taniej książce”. Ale kupowało się, bo w końcu można było dostać, bo taniej, bo własne. Tak skompletowałem sobie Pana Samochodzika i … zalega on w piwnicy. Potem przyszedł internet i złote czasy „ssania” – na zaś, bo przecież można, bo za darmo itd. Zebrało się tego sporo. Ostatnio więc zacząłem robić porządki również w cyfrotece. Między innymi poleciał z kindla cały Pan Samochodzik. Obecnie skupiam się na legalnym posiadaniu rzeczy na których mi zależy. Nie tylko dlatego, że nie bawi mnie już kompulsywne gromadzenie czegokolwiek, ale także dlatego, że pewne rzeczy zdarzają się tylko raz. Są bowiem książki, filmy, płyty, które „konsumuje” się raz, dwa razy w życiu. Między innymi dlatego, ponieważ nie są tak wartościowe, by poświęcać dla nich swój cenny czas. Osobiście więc chciałbym, aby istniały cyfrowe biblioteki, w których za ułamek ceny można by wypożyczyć książkę do przeczytania a potem zdecydować czy chce się dopłacić do jej posiadania. To chyba jedyny sposób na nie gromadzenie książek zbędnych, takich których się nie przeczyta albo takich, po których przeczytaniu będzie się żałowało wydanej kasy.

    0
  5. Mefisto pisze:

    To straszne nie mówię, że książki elektroniczne są złe sam je czytam. Jednak książka papierowa ma dusze i naprawdę o wiele przyjemniej ja się czyta. Nic tego nie zastąpi. Marzy mi się teraz kupienie prawdziwej biblioteczki mam namyśli mebel. Widziałem parę, ale są to zbyt drogie rzeczy dla mnie, przynajmniej na razie.

    0
    • Xzaara pisze:

      Mnie się lepiej czyta na kindlu, wczesniej przez lata miałam problem żeby przeczytać jedną książkę w roku. To co wypożyczyłam z biblioteki leżało i wracało tam po terminie zwrotu. Od czasu zakupu pierwszego kindla czytam po parę elektronicznych książek w miesiącu a czytanie ogólnie idzie mi szybciej. Zabieram kindla zawsze ze sobą i czytam kiedy się nadarzy okazja, czasem nawet w kolejce w sklepie. Dzięki ebookowym promocjom sięgnełam po wielu autorów, których w innym wypadku nigdy bym nie przeczytała. Mój mąż również posiada kindla i tak samo wrócił do czytania. Tak więc co kto woli. Jak się ma mały metraż to faktycznie nie ma gdzie przeczytanych książek trzymać. Szczególnie jeśli wychodzi się z założenia, że do raz przeczytanej książki się nie wraca.

      0
    • Blue pisze:

      Ja tam mam odwrotnie. Czytanie papieru to dla mnie taki lekki masochizm. Przed zakupem czytnika czytałem 2-4 książek rocznie(choć ja zawsze miałem problem z liczeniem tego, bo raczej beletrystyki nie czytywałem, a techniczne jak to techniczne mało kiedy się czyta od deski do deski). Z czytnikiem będzie ponad 20, a kupiłem niestety pewnie z 50 ;).

      Nadal mam kolekcję książek „do przeczytania” z czasów zanim zakupiłem czytnik. Fakt czasem mnie nachodzą myśli z wizualizacją siebie czytającego papier, ale serio jak przychodzi co do czego, to wygoda jednak zdecydowanie przemawia i już ostatnio zacząłem nadrabiać te książki w wersji elektronicznej. Nie bardzo wierzę, żebym się do tego papieru przekonał i miał na niego czas. Dla mnie chyba najważniejsze jest to, że jednym kliknięciem jestem tutaj gdzie skończyłem, bo tu dziecko coś potrzebuje, tam małżonka etc i tak jestem leniwy, po prostu nie chce mi się otwierać i szukać co chwilę fragmentu, przekładać zakładki etc, skoro wszystko mam załatwione jednym kliknięciem. Większość czytam w domu, więc mobilność ma dla mnie małe znaczenie, ale za to głównie czytam przed snem i regulacja podświetlenia w PW jest też ogromnym plusem względem papieru. Ja nie wracam, tylko książki dla dzieci i takie, które potrzebują koloru kupuję w papierze.

      0
  6. Qiuqiao pisze:

    Trochę sztuka dla sztuki z tym oddawaniem całego księgozbioru do biblioteki. Może p. Krukowski miał jakieś specjalne ustalenia akurat z tą placówką. Wg mnie lepiej by było oddać książki do różnych bibliotek w zależności od ich potrzeb, wiadomo przecież, że nie wszędzie są czytane te same książki. A tak to bohater wywiadu pozbył się kłopotu, a książki jak leżały, tak będą leżeć. Może jakaś mityczna potomność po mnie sięgnie ;)

    Moje osobiste doświadczenia są raczej smutne, biblioteki chcą tylko nowości, ze starszymi rzeczami jest kłopot. I tak jak już wyżej ktoś napisał, także byłam świadkiem rozszabrowywania przez pracowników biblioteki pudła z książkami, które dopiero co przyniosłam. A teraz czytam na czytniku. W wynajmowanych 30 metrach kwadratowych ciężko żyć z takim książkowym obciążeniem, więc od zeszłego roku ograniczyłam kupowanie papieru do minimum, czyli kupuję tylko wtedy, gdy książka ma jakieś walory edytorskie.

    0
  7. bolek pisze:

    Z wywiadu wynika, że p. Krukowski musiał pozbyć się kolekcji z powodów niezależnych od niego. Obecnie ma etat w tej bibliotece, stworzony po to aby tę kolekcję wprowadzić w biblioteczne zasoby.

    Gdyby p. Krukowski dysponował czytnikiem w tamtych czasach dziś nie musiałby wyzbywać się kolekcji ponieważ cała mieściłaby się w kieszeni.

    Czy kupowanie e-booków w dużych ilościach jest złe? Zasobów dużo się nie marnuje, autora dzieła się wynagradza w przeciwieństwie do pożyczania z biblioteki czyli same plusy.

    0
  8. balbina pisze:

    Jako bibliotekarz chcę napisać parę słów o przyjmowaniu darów od czytelników.
    – Czytelnicy często przynoszą książki bez wcześniejszej konsultacji z biblioteką, dlatego nie wszystkie tytuły bierzemy (bo już je posiadamy lub nie pasują do naszego profilu).
    – Pytamy ofiarodawców, czy, gdy nie wprowadzimy pewnych tytułów do zbiorów, możemy je wyłożyć „do wzięcia” przez czytelników.
    – Biblioteka otrzymuje wiele darów, więc sytuacje, gdy książki nie są wprowadzone przez trzy miesiące to nic nadzwyczajnego – jest z tym trochę roboty :).
    – Bibliotekarze nie zabierają książek ofiarowanych bibliotece – niby po co – jeżeli książka zostałaby wprowadzona do zbiorów, mogą ją sobie bez problemu wypożyczyć.
    Jeśli nie macie zaufania do bibliotek – gorąco polecam bookcrossing – naprawdę świetna akcja!

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Pani z mojej rejonowej biblioteki opowiadała że owszem, przyjmują książki, ale właśnie po konsultacji. Niektórym się nie chce, więc im w nocy podrzucają książki pod drzwiami :-) a często takie, że nadają się wyłącznie do wyniesienia na śmietnik…

      0
    • Qiuqiao pisze:

      I właśnie o to mi chodzi. Obdarowywać, ale rozsądnie, zgodnie z potrzebami placówki.
      Co do ostatniego punktu, to proszę mi wierzyć, bo byłam świadkiem sytuacji, w której bibliotekarze dzielili między siebie łup w postaci książek. Były atrakcyjne, bo dość nowe i niezniszczone. Ludzie są w stanie wziąć wszystko, co jest „za darmo” a wiadomo, że lepiej mieć to na własność niż wypożyczać…

      0
    • golem14 pisze:

      Bibliotekarz (z reguły) wie o książkach więcej niż ja. w szczególności o potrzebach swojej biblioteki. Biblioteka to nie śmietnik ani magazyn dla książek, których ja nie chce. Raz, ponieważ biblioteka też ma ograniczone powierzchnie magazynowe. Dwa, ponieważ wiele książek „nie chodzi”. Sam spotkałem się z pozycjami, które po 5. latach leżenia w bibliotece miały tylko kila dat wbitych na kartę wypożyczeń. Jeśli więc nie przeczytałem do dziś Michalskiego „Heidegger i filozofia współczesna” czy Turneya „Ślady frankensteina”, to czy będą one schodzić w mojej bibliotece? (może w pedagogicznej?). Leżą więc te efekty fascynacji „wysoką myślą” z czasów studiów, kupione na wyprzedaży w toruńskiej „taniej książce”.
      Jeśli ktoś jest człowiekiem rzetelnym, to powinien swój księgozbiór przejrzeć pod kontem tego czy książka nadaje się jeszcze do przekazania (bo np. nie ma już okładek tylko wystrzępione strony tytułowe). Potem powinien sporządzić spis książek dobrych do przekazania i zanieść lub przesłać go do biblioteki (raczej głównej). Tak mi się wydaje.

      0
      • ja pisze:

        News jest o książkach wybitnego człowieka, z których czerpał wiedzę, mogą być wiele razy wertowane ale pewnie mają jakąś cenną zawartość. Był wybitny bo to sobie przyswoił z „tanich książek” czy teraz oddał „tanie książki” nic nie warte (finansowo) dla Ciebie, których nie chce żadna biblioteka bo „Biblioteka to nie śmietnik” – jak piszesz. Bibliotekarz wie więcej od Ciebie – i wie, że dostał książki (nowe) z zakupów od burmistrza, starosty i z darów (używane), że robotę ma na dwa-trzy dni – a tak to cicho radyjko leciało na parapecie.

        0
      • 8 o'clock pisze:

        Wiadomo, że bardziej poczytny będzie „ogród Kamili” niż np. najlepiej wydany Wańkowicz. Jak taką politykę ma antykwariat, to ja to rozumiem, ale jeśli biblioteka, to niekoniecznie.
        Rozmawiałam z ludźmi o pozbywaniu się książek. Starsza pani była zniechęcona, że z listą książek (dobrych i niezniszczonych) jest odsyłana od biblioteki do biblioteki przy zerowym poziomie pomocy czy zainteresowania. Biblioteka, owszem, wcześniej chętnie brała nowe hity wydawnicze. Ostatecznie wozi samochodem książki (nowe lub stare) do małego miasteczka, gdzie tamtejsza biblioteka chętnie bierze wszystko. Ktoś inny, podczas likwidacji mieszkania, z bólem wystawił kolekcję ulubionych książek na śmietnik. Mnie przy dużej ilości książek poradzono (w wypożyczalni) bibliotekę magazyn, zajmujący się dystrybucją. Listy, którą miałam, nie chcieli, powiedzieli, że sami zrobią.

        0
  9. Kris pisze:

    Tak „out of topic” … znalazłem w sieci coś takiego:
    http://www.ibood.com/extra-pl/pl/
    Robercie, czy znasz ten czytnik? Cena jak na 10′ ekran jest naprawdę kusząca.

    0
  10. ja pisze:

    Poziom bibliotek jest dramatyczny. Zachęciłem mojego syna żeby przeczytał w papierze (chociaż ma swojego Kindla) Archipelag Gułag i udźwignął ciężar emocji i objętość. Wypożyczył dwa pierwsze tomy, „pani” w Bibliotece Publicznej „to dość na razie, jak przeczytasz to przyjdź”. Przeczytał, oddał i poprosił o trzeci – usłyszał, że nie ma. Zadzwoniłem i zapytałem „panią” czy można zarezerwować – oczywiście, że można ale tylko takie, które są, a ta (ten trzeci tom) zaginęła dwa lata temu.

    0
  11. bezxik pisze:

    Myślałem, że jestem wyjątkiem a tu proszę – większość ma tak samo. Swoją bibliotekę wyprzedaję do dzisiaj i jest jedna z wielu moich udręk. Za darmo nie oddam. Z drugiej strony ebookow juz mam więcej niż papierowych a ich organizacja tez do najłatwiejszych nie należy. Tak wiec czekasm Robert na posta o ogarnianiu swojej wirtualnej biblioteki.

    0

Skomentuj ja Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.