Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Co powinien zawierać legalny e-book? Uczmy się od wydawców gier!

Czego boją się wydawcy książek? Że jeśli wypuszczą e-booka do sprzedaży, to natychmiast w sieci pojawią się pirackie kopie i niczego nie sprzedadzą. Że każda treść opublikowana cyfrowo błyskawicznie wymknie się spod kontroli.

Jak można temu zapobiec? Wystarczy się uczyć od tych, którzy przeszli tą samą drogą.

Wiedźmin II - edycja kolekcjonerska

Tak (na moim biurku) wygląda rozszerzone wydanie Wiedźmina 2, które rozeszło się przed premierą w dziesieciu tysiącach egzemplarzy. Jeśli kupimy edycję cyfrową na gog.com, tę samą zawartość (no, poza kostkami do gry i gipsową głową) dostaniemy w formie cyfrowej.

10-15 lat temu gry komputerowe były bardzo drogie, posiadaniem oryginału szczycili się nieliczni, a reszta kopiowała jak leci od innych – akurat wtedy upowszechniały się nagrywarki CD, ale jeszcze nie było szerokopasmowego internetu.

Co zrobili wydawcy?

Po pierwsze: obniżyli ceny.

Nową grę na PC kupimy w przypadku absolutnych nowości za około 100 złotych. Po roku czy dwóch te same gry będą już za 30-50 złotych. Po trzech latach – gry trafiają do najtańszego segmentu, gdzie można je kupić za 15-25 złotych. Dlatego dostępne są dla każdej kieszeni, także dla młodzieży i posiadaczy starszych komputerów.

Oczywiście bezpośrednie przełożenie tej polityki na e-booki nie jest możliwe. Nie ma jednak wątpliwości, że skoro ceny papieru rynek potrafi różnicować, to tak samo można zrobić z e-bookami. W Amazonie, gdy książka staje się popularna, „Mass market paperback” kosztuje parę dolarów. „MMP” to właśnie mały format, w miękkiej okładce, książka na dwa przeczytania – w zasadzie sprzedaje się treść, bo forma jest jak najprostsza. Dlaczego nie wymyślić czegoś w przypadku e-booków? Np. licencja (książka z DRM) na rok: 10 złotych, wszystkie możliwe pliki na zawsze: 20 złotych. Albo jeśli już ludzie mają płacić za nowość 30-40 złotych, zaoferujmy dwie książki w cenie jednej.

To jest pierwszy krok, ale nie wystarcza. Ludzie, którzy ściągają z sieci nie są motywowani wyłącznie ceną. Czasami jest to po prostu łatwiejsze…

Po drugie: zaczęli ułatwiać życie legalnym użytkownikom.

Jeśli ktoś chce być uczciwy, nie wolno go karać za to. W przypadku gier DRM bywa już coraz bardziej symboliczny, w końcu wielu wydawców zrezygnowało z wymogu wkładania płyty do napędu, nawet jeśli konieczna będzie aktywacja, to jest ona jednorazowa.

W przypadku treści cyfrowych chodzi o dwie rzeczy:

  1. Łatwe kupowanie
  2. Łatwe korzystanie

Kupno gazety za 3 złote w formie elektronicznej nie może wyglądać jak w przypadku kupowania pralki za 1300. Nie będę czekał pół godziny na książkę, muszę ją mieć natychmiast i chcę zapłacić natychmiast.

Gdy wyjeżdżałem miesiąc temu do Estonii, postanowiłem kupić jakiś przewodnik. Na stronie Lonely Planet znalazłem Estonia, Latvia & Lithuania Travel Guide. Można kupić w papierze całość, albo pojedyncze rozdziały jako PDF. Wybrałem jeden rozdział, zatwierdziłem, przeszedłem do Paypala, podałem hasło, zatwierdziłem – koniec zamówienia, które trwało może ze 2 minuty. PDF oczywiście bez zabezpieczeń. Marzenie.

W polskich księgarniach takie uproszczenie jest często niemożliwe, ale da się obejść. Legimi ma na przykład możliwość wcześniejszego doładowania konta, z którego korzystam przy płatności. Wtedy więcej czasu stracę tylko przy pierwszym doładowaniu, a potem idzie już błyskawiczne.

Konto Legimi - wybór płatności

No a o korzystaniu mowa już była. Użytkownik chce mieć książkę natychmiast, nie chce ściągać dodatkowych programów i wtyczek. Każda taka „rafa” na jego doświadczeniach sprawia, że tym chętniej skieruje się do serwisów pirackich.

Przykład: kupiłem PDF w pewnej księgarni. Nie był oznaczony jako zabezpieczony. Otwierać się nie daje, nawet w Adobe Reader. Kontakt z obsługą sklepu – okazuje się, że nowa wersja Readera… nie obsługuje wtyczki FileOpen i powinienem:

  • odinstalować nową wersję
  • zainstalować starą
  • zainstalować wtyczkę
  • dopiero wtedy otworzyć książkę

Wybrałem inną drogę skorzystania z treści, zapewne domyślacie się jaką, a w rzeczonej księgarni już żadnego e-booka nie kupię.

Po trzecie: zaczęli dbać o wartość dodaną.

I nad tym się zastanówmy bliżej. Dzisiaj chcąc zagrać w grę, mogę ją ściągnąć z torrentów, ale mogę też pójść do sklepu. I tam poza samą „treścią”, dostaję coś więcej. Co to może być w przypadku e-booków:

  • Dostęp do książek w każdej chwili. Gdzieś wyjechałem i chcę poczytać kupioną książkę? Żaden problem – wchodzę na stronę, gdzie ją kupiłem i ściągam ponownie. Albo wręcz korzystam z przeglądarki online.
  • Wszystkie formaty – sprzedawcy nie powinno obchodzić, jak chcę przeczytać książkę. Dlatego powinien mi ją zaoferować w dowolnym formacie – co najmniej PDF, MOBI i EPUB. O’Reilly poszedł jeszcze dalej. Oto co widzę, po zalogowaniu się na swoje konto i przejściu do kupionych pozycji:
    Formaty w księgarni O'Reilly
    Ze swojego konta możemy ściągnąć też formaty APK (aplikacja na Androida) oraz DAISY (jest to format specjalnie przystosowany do urządzeń wspomagających odczytywanie np. przez głuchoniewidomych).
  • Gwarancja zwrotu pieniędzy w przypadku, gdy treść nie spełni naszych oczekiwań. Taką gwarancję oferują Złote Myśli, jak działa w praktyce, nie mam pojęcia. Ale jest.
  • Tania aktualizacja do papieru – jak na razie chore jest to, że jeśli chcę mieć papier i e-booka, to muszę zapłacić dwa razy. Ten błąd popełnia choćby Amazon. Ale inni już nie. O’Reilly daje możliwość rejestracji książki papierowej i e-booka dokupimy za 5 dolarów. Złote Myśli przysłały mi niedawno promocję, zgodnie z którą do posiadanych ebooków mogę dokupić papier z 50% zniżką. To nie dotyczy tylko książek technicznych, albo poradnikowych, ale także powieści. Jeśli kupię e-booka Dukaja i jednak chciałbym też cegłę „Lodu” postawić na półce – nie każcie mi płacić drugi raz 40 złotych…
  • Materiały dodatkowe – popatrzmy na Wiedźmina 2 – gra to majstersztyk wydawniczy, nawet jak na tę branżę. Dostaniemy poradnik, wycinanki, jakieś dodatkowe kupony, muzykę, filmy  i tak dalej. W pozycjach kupowanych w Amazonie widywałem parę razy link do strony przeznaczonej tylko dla czytelników. Jasne, link może wyciec. Ale jeśli nie będzie pojawiał się w Google, i tak dotrą do niego tylko nieliczni.A jakby tak, mając książkę oryginalną:
    • Móc ściągnąć dodatkowy wywiad z autorem?
    • Mieć dostęp do artbooka z ilustracjami z książki?
    • Poczytać sobie próbną wersję pierwszego rozdziału, którą potem autorka zmieniła?
    • Zobaczyć kolorowy plan zawartości książki?
    • Dostać streszczenie do wydrukowania i wysłania znajomemu?
    • Zalogować się na stronę, gdzie czytelnicy dopisują dalszy ciąg?
  • Dedykowane minisajty poświęcone książce – to już robią Złote Myśli i można się z nich nabijać, bo te poradniki traktują jak coś wyjątkowego. Ale oni mają rację. Ktoś, kto kupuje książkę, choćby był to e-book, w danym momencie skupia się tylko na tej jednej pozycji i po prostu opłaca się jak najwięcej o tej książce napisać, choćby było to wodolejstwo.

Bądź legalny!

Jakie są efekty podobnej polityki wśród graczy? Kiedyś korzystanie z pirackich gier było czymś normalnym. Dzisiaj, jeśli ktoś w internecie przyzna się że ściągnął sobie grę z sieci, zostaje od razu zaatakowany przez innych jako złodziej!

Zmieniła się mentalność, i to młodzieży licealno-studenckiej, bo taka na forach najczęściej siedzi. Dziś już czymś normalnym jest kupować legalne gry. Oby za parę lat czymś normalnym było kupowanie legalnych e-booków. Czekamy.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

20 odpowiedzi na „Co powinien zawierać legalny e-book? Uczmy się od wydawców gier!

  1. Marcin pisze:

    Ja bym do tego dodał jeszcze to, co robi Amazon dla Kindla czyli Free Sample.
    Kupiłem już kilkanaście książek, do których zajrzałem tylko dlatego, że Amazon przysłał mi do nich linki i mogłem pobrać pierwsze kilka stron za darmo. Przeczytałem, zainteresowałem, kupiłem.
    Z drugiej strony, z kilku książek zrezygnowałem przez to. Napaliłem się na książkę pewnego autora, pewnie wydałbym te kilka zielonych i potem był rozczarowany, a tak przeczytałem pierwszy rozdział, stwierdziłem, że to nie to i nie kupiłem, a kasę wydałem na dwie inne książki, które akurat były w promocji. Sklep był zadowolony (bo wydałem kasę), i ja jestem zadowolony bo nie kupiłem gniota, a interesujące pozycje.

    0
  2. Massurro pisze:

    Hm to wszystko mądre i fajne co piszesz, ale należy zadać sobie kilka pytań. Po pierwsze – czemy wydawcy są jeszcze tak niechętnie (mówię głównie o polskich) i staroświecko nastawieni do e-książek. Dlatego, że:

    1) Boją się, że wtedy piraci ograbią ich zupełnie z resztek zysku? (Takie jest założenie tego posta)
    2) E-książki to wciąż „bajer” a nie równouprawiony produkt na rynku księgarskim?

    Myślę, jednak że 2, a 1. to tylko wygodna wymówka.
    Zasadniczo wydawcy nie powinni sobie stawiać pytania (albo jeszcze nie teraz), jak zachęcić do kupowania oryginałów, ale jak zachęcić do e-książek w ogóle! Przy czym kilka potencjalnych bonusów takich zakupów już wspomniałeś. Dla mnie najważniejsze byłyby: zniżka na „papier” oraz dostępność formatów (jakby polscy wydawcy wydawali formaty, które bez kombinacji mogę czytać na moim Kindle – mieliby klienta). To drugie spowodowałoby także zainteresowanie ze strony producentów czytników niezależnych od wydawców, a wieć zdrową konkurencję.

    Teraz, przyznam się, że ściągam „pirackie” PDFy z sieci, ale wyznam też dlaczego. Bo mam „papier” (i bez ściemy mówię: zawsze!), ale tytuł nie jest dostępny jako e-książka, którą bez problemu mógłbym wrzucić na mój czytnik. Na dzisiaj po połowie dotyczy to tytułów zarówno polskich, jak i angielskich. Jakby umożliwiono mi dostęp do e-książek, to zamiast ściągać je, kupowałbym je (i pewnie i tak kupił papier, bo już tak mam) – zysk i mój, i wydawcy.

    Ale na chwilę obecną wydawcy, szczególnie polscy, podchodzą do tematu, jak do jeża, posługując się retoryką wydawców muzycznych. A ich przykład wspaniale pokazuje (w przeciwieństwie do wspomnianych wydawców gier), do czego polityka „anty-piracka” made by ZAiKS & co. prowadzi. Pomijając już fakt, że ogólnie polityka wydawnicza polskich wydawców jest dla mnie mało sensowna. Stąd mogą oni kwękać, że ledwo wychodzą na swoje – tak samo jak kwękają wydawcy muzyczni, widzę tu analogię.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Punkty 1 i 2 są ze sobą wzajemnie powiązane. Ebooki nie są równouprawnione, więc łatwiej szukać wymówek, a jednocześnie dlatego nie są, bo wydawcy się boją.

      W zasadzie się z Tobą zgadzam, przede wszystkim, jesteśmy dopiero na początku drogi, nie wiadomo na czym się będzie e-czytało za 5 lat, ale wiadomo, że się będzie czytało i z e-książkami trzeba się będzie liczyć.

      0
      • Massurro pisze:

        I jeszcze jedna kwestia – jak pokazuje Amazon, gdzie sprzedaż e-książek to istotna część sprzedaży książek w ogóle (o ile nawet nie większa już od „papieru”), e-booki można łatwo i efektywnie sprzedawać; nabywcy się znajdują. A żadna z opisanych przez ciebie opcji, choć one są super atrakcyjne, nie musiała być w tym celu zastosowana. Może czasami tylko cena e-książki jest niższa od papieru. Stąd wniosek taki, że e-książkami można handlować, można mieć na nich zysk i nie trzeba do tego bajerów. Stąd najpierw krok pierwszy: spopularyzujmy e-książki poprzez podkreślenie ich zalet wobec „papierowej” alternatywy, a dopiero później drugi: myślmy jak zwalczać piractwo (o ile się pojawi) i zachęcać do kupowania głównie u nas, a nie u konkurencji.

        0
    • inkognit pisze:

      w bbc była poranna rozmowa o e książkach i padło tam dobre stwierdzenie –
      „skoro setki tysięcy ludzi wydaje po 100-150 Ł tylko po to by mogli KUPOWAĆ książki na swe nowe urządzenie i je czytać – to czy to nie jest wymarzona sytuacja dla wydawców i autorów ?”
      to to tak a propos
      „2) E-książki to wciąż „bajer” a nie równouprawiony produkt na rynku księgarskim?”

      tak to taki sam bajer jak komputer czy nowa komórka – ludzie kupują urządzenia by mogli następnie kupić dodatki do nich …

      0
  3. RobertP pisze:

    Darmowe próbki są bardzo ważne. Helion zawsze daje darmowy rozdział w PDFie i spis treści, Jacek Dukaj na swojej stronie też daje fragmenty książki. Zawsze kartkuję książkę i czytam fragment przed zakupem. W wersji elektronicznej też muszę mieć taką możliwość, no może bez kartkowania :-)

    1
  4. Piotr Jachowicz pisze:

    Ja bym jeszcze dodal mozliwosc aktualizcji ebooka do nowego wydania za darmo lub ulamek ceny nowego – na tej samej zasadzie jak upgrade’y programow. W przypadku ksiazek technicznych daloby to przewage ebooka nad ksiazka papierowa.

    P.S. Przepraszam za brak polskich znakow

    1
    • Mchl pisze:

      Jest takie wydawnictwo, Manning Publications Co., które wydaje książki z branży IT. To co u nich jest fajne, to że można kupić książkę przed wydaniem. I nie, nie trzeba czekać niewiadomo ile aż książka zostanie skończona. Na bieżąco co kilka tygodni dostajemy zaktualizowaną wersję i widzimy jak książka „rośnie”. Co więcej mamy też możliwość interakcji z autorem przez forum.

      Po wydaniu, w przypadku poprawek, też dostaniemy (zazwyczaj) aktualizację. Wszystkie zakupione książki można w dowolnym momencie ściągnąć ze swojego konta. O ile wiem nie ma DRM, tylko na dole każdej strony imię i nazwisko kupującego.

      Jeżeli kupi się u nich papier, to formaty elektroniczne są za darmo. Nie wiem tylko, czy można w drugą stronę – najpierw ebooka, a potem taniej papier dostać.

      No i na koniec, praktycznie codziennie promocja na wybrane tytuły (a sezonowo na wszystkie) sięgająca nawet 50% (warto się zapisać na newsletter).

      Efekt taki, że kupiłem od nich już ze sześć tytułów i na pewno kupię więcej. Tak powinno być w każdym wydawnictwie :D

      1
  5. Witam serdecznie,

    Bardzo ciekawy artykuł i wnioski także trafne. W związku z tym, że nasze wydawnictwo zostało w artykule wspomniane, poczułem się troszkę wezwany do tablicy, aby odnieść się do treści :-)

    Sporą część tych uwag, co zresztą Autor zauważył, wprowadziliśmy u nas w takim, lub innym stopniu.

    Jako jedni z nielicznych usunęliśmy zabezpieczenia DRM z ebooków, bo one tylko utrudniały życie klientom, którzy kupują publikacje. Kwestia dostępu do zakupionych publikacji – także, wystarczy się zalogować.

    Najciekawsze są jednak uwagi w punkcie trzecim. Na tyle ciekawe, że nad częścią z nich będziemy się poważnie zastanawiać czy ich nie wdrożyć, a część rozważaliśmy już od jakiegoś czasu.

    Chciałbym się tylko odnieść do gwarancji, przy której zostaliśmy wspomniani i zapewnić, że ta gwarancja działa, ale tak naprawdę mogą sobie pozwolić na nią tylko e-commercy, które są pewne jakości swoich produktów. Nie ma jednak produktów idealnych, ale co ważniejsze, nie da się trafić w gusta każdego, więc nawet najlepsza książka może znaleźć odbiorców, którzy uznają ją wywalone w błoto pieniądze. W Złotych Myślach z gwarancji korzysta średnio 1-3% nabywców. Czy to jest dużo, czy mało, każdy może sobie sam ocenić. Ważne jest to, że to działa, ludzie chętniej kupują i mają REALNE poczucie bezpieczeństwa.

    O opcji dodruku, jak już Autor wspomniał, pomyśleliśmy jakiś czas temu, bo zgadzam się, że absurdem jest, aby Klient płacił 2x za to samo. Niemniej koszty druku są konkretne, do tego dochodzi wysyłka, stąd nasz pomysł, któy spotkał się z uznaniem, aby za dodruk płacić 50% ceny. Jest to rozwiązanie troszkę droższe, niż gdyby od razu kupić książkę (przykładowo ebook kosztuje 20 zł, książka 34 zł, a więc za ebooka + dodruk zapłacimy 20 +17 zł = 37 zł. Ale kosztuje to NIEWIELE więcej, a daje dodatkowe poczucie bezpieczeństwa i jakości – Najpierw kupujesz ebooka, jak Ci się podoba i uznajesz, że warto mieć jeszcze druk, dopłacasz i już.

    W trakcie czytania tego artykułu przyszedł mi do głowy pomysł jak zrealizować w prosty sposób kwestię „materiałów dodatkowych” i bardzo możliwe, że wprowadzimy coś takiego stosunkowo niedługo. Takich materiałów zazwyczaj jest sporo. Autorzy dysponują ciekawymi artykułami, tekstami, wywiadami, nagraniami. Wystarczy to wykorzystać. Dziękuję za inspirację!

    Na koniec pozwolę się jeszcze odnieść do MINISITE i komentarza, że nasze poradniki „traktują jako coś wyjątkowego”. Doskonale rozumiem, że nie dla wszystkich literatura motywacyjna czy z zakresu rozwoju osobistego musi być czymś wartościowym. Są ludzie, którzy uważają, że to wodolejstwo i w ogóle nie ma sensu. Prawda jest jednak taka, że jest też masa ludzi, dla których te książki naprawdę dużo znaczą i dużo im dają w życiu. W systemie mamy KILKANAŚCIE TYSIĘCY komentarzy. Wszystkie autentyczne – wystarczy je poczytać, aby się przekonać, że mamy bardzo dobre podstawy, aby traktować nasze poradniki jako coś wyjątkowego.

    Ale tutaj dobra rada dla wszystkich na koniec. Jeśli chcesz odnosić sukcesy, absolutnie MUSISZ traktować i uważać swoje produkty/usługi za coś wyjątkowego. Tylko wówczas będziesz w stanie dobrze je sprzedać i zainteresować nimi inne osoby. Jeśli ktoś nie wierzy w swój produkt (ale tak naprawdę, szczerze), to jak ma osiągnąć sukces?

    Na tej samej zasadzie trzeba też najpierw uwierzyć w siebie, a z tym też wiemy, że nie jest łatwo.

    Pozdrawiam

    0
    • Petrus pisze:

      Mateusz, nie sądzę, że gwarancję satysfakcji trzeba ograniczać do książek poradnikowych. Zresztą ona i tak często funkcjonuje, tylko nieoficjalnie. Ja np. wiele książek beletrystycznych (zwłaszcza czytanych dziecku) ściągam z sieci (lub wypożyczam z biblioteki) i kupuję je tylko wtedy, jeśli okażą się warte (wg mnie oczywiście) zakupu.

      Dobry produkt sam się obroni, czy to jest poradnik, czy powieść. I nie szkodzi, że dobry produkt jednemu przypadnie do gustu, innemu nie. Gdybym kupił powieść e0book’a i nie doczytał jej do końca, i skorzystał z gwarancji satysfakcji, to – w zależności od jakości tej książki – mógłbym „dać szansę” autorowi w przypadku innych jego tytułów. Ale jeśli raz „się natnę” (kupię kota w worku, który okaże się gniotem), to bardzo mało prawdopodobne, że sięgnę po inną książkę tego samego autora. Ja byłbym za gwarancją satysfakcji również w beletrystyce.

      Zwłaszcza, że problem z literaturą, muzyką i grami polega na tym, że ich marketing ma często klientowi zrobić wodę z mózgu i nakłonić do kupna produktu za wszelką cenę. Jak ktoś skomentował artykuł nt gier: „Bardzo czesto najpierw sciagam pirata, jesli mam watpliwosci, czy chamski marketing nie jest przesadnie naciagany i gra nie jest w istocie gniotem bez polotu.”

      Dlatego jak ktoś wyżej wspomniał próbny rozdział to absolutne minimum. Ale i to nawet ciut za mało, 30% książki tak jak pokazuje google books jest lepsze. A ideałem byłaby gwarancja satysfakcji.

      0
      • Ależ nie uważam, że gwarancję należy ogranicząć. Nic takiego nie napisałem. Po prostu zasada jest prosta – trzeba mieć dobry produkt i tyle.

        A jak się łączy 30% książki (co staramy się dawać u nas w Złotych Myślach we fragmencie) z gwarancją to już w ogóle optimum. Choć na pewno jeszcze można zrobić coś więcej i lepiej :-)

        0
      • Massurro pisze:

        O to bardzo trafne spostrzeżenia. Od siebie napiszę, że o ile moge „sprobkować” sobie książkę to dla mnie, jako klienta, 80% tego czego wymagam. Gwarancja z kolei, to te pozostałe 20% by było. Jak tylko jedna opcja byłaby dostępna – to już nie dbam która, choć próbkowanie jest dla mnie istotniejsze, bo mniej czasochłonne – najpierw próbuje, później kupuje. W przypadku gwarancji, miło że mogę oddać, ale to wymaga ode mnie pewnego „zachodu”.
        Niemniej jednak brak gwarancji byłby dla mnie w pełni akceptowalny, ale wyłącznie pod warunkiem możliwości spróbowania. Chodzi o to, bym jako klient czuł, że mogę dokonać świadomej oceny produktu zanim go nabędę, a wtedy mniej istotna jest możliwość zwrotu. Niemniej jednak obie opcje naraz z pewnością zwiększyłoby zaufanie do takiego wydawcy i mogłoby być istotne marketingowo.

        0
  6. Joanna pisze:

    Jeśli kupuję gry(a kupuję rzadko, bo mało gram) to wybieram serie typu „Extra Klasyka” czy coś takiego. Bardzo mi się w nich podoba wieczysta gwarancja na nośnik – zdarzyło mi się już zniszczyć przez przypadek płytę, a mimo to dostałam nową i wciąż gram. Analogicznie dobrym rozwiązaniem byłby serwer z naszymi plikami albo możliwość wielokrotnego pobrania, aby przy zniszczeniu komputera i/lub czytnika można było wciąż mieć dostęp do eksiążki. Druga sprawa to kupony zniżkowe – to nie muszą być duże kwoty, ale zachęciłby mnie np. kupon zniżkowy 10-20% na zakup kolejnej książki tego samego autora/serii/wydawnictwa. Nawet małe kwoty mogą zachęcić, a przy tym nakręcić kolejne zakupy(bo zbieram punkty do darmowej książki etc.).

    0
  7. Gołąb pisze:

    Sądzę, że nacisk konsumentów może wpłynąć na upowszechnienie sprzedaży książek chodzących na kundelku.
    Właśnie wysłałem do e-poczwarki PWNu maila z zapytaniem kiedy poszerzą swoją ofertę o książki, które da się czytać na kindlu, bo dopóki tego nie zrobią nie będę korzystał z ich oferty.
    Jeżeli wydawnictwa będą otrzymywały więcej takich maili może pójdą w końcu po rozum do głowy.

    0
  8. Droga pisze:

    Po co Empik ma wprowadzać mobilizacji skoro amazon wprowadza ePub ?

    0
    • Mori pisze:

      Najpewniej po to, że Amazon koniec końców nie będzie wspierał ePUBa z zabezpieczeniami (a przynajmniej innymi niż własne) — więc nic się nie zmieni.

      0
  9. Igor pisze:

    Mnie ostatnio zdazylo sie kupowac ksiazke na http://pragprog.com/ w wersji elektronicznej, pomimo tego, ze papierowa w amazon.com jest w tej samej cenie. W jednej cenie oferuja: pdf, mobi, epub – wszystkie bez DRM (w stopce pdfa jest umieszczone moje imie i nazwisko).

    Niemniej najfajniejsze jest to, ze wysylaja ksiazke na adres kindle, wiec automatycznie po zakupie laduje na urzadzeniu.

    Kupilem pomimo tego ze pdf’y z ich ksiazkami kraza po sieci (nawet jak czlowiek nie chce to sie na nie natknie) to konwersja na kindle zazwyczaj wychodzi kiepsko, a do tego tak sa sformatowane ze czytanie ich natywnie mija sie z celem. Przynajmniej na 6” wyswietlaczu.

    Po jednorazowej konfiguracji, beda tez automatycznie wysylac uaktualnienia prosto na kindle.

    Skoncze czytac i kupuje nastepna.

    0
  10. jezzoo pisze:

    Niestety wydawcy nie do końca się jeszcze odnaleźli w świecie cyfrowym. Jako wielbiciel papieru jakiegoś wielkiego doświadczenia z e-bookami nie mam, wiec tym bardziej jako człowiek nieobeznany w promocjach mogę powiedzieć, że bez specjalnego szukania dostaję e-booka w cenie mocno zbliżonej do papieru. I tu pojawia się pytanie, dlaczego cena wersji elektronicznych jest domyślnie tak wysoka. To samo tyczy się np. muzyki (CD i mp3 w tej samej cenie). Zdaje sobie sprawę, że przygotowanie wersji elektronicznej tez kosztuje, to nie tak, że chciałbym wszystko darmo, ale… no i tu są 2 kwestie, z jednej strony odpada sporo kosztów logistyki (druk/tłoczenie, transport, magazyn, obsługa sprzedaży); dalej, jest to wartość dodana w postaci ozdoby na półkę (lubię posiadać fizycznie i oglądać moje książki). I nie, nie oczekuję e-booka za 5pln, ale papier i plik powinny być z oczywistych względów rozróżnienie cenowo.
    Mam nadzieję, że rynek będzie szedł w stronę opisaną przez autora, gdzie np. zakupy łączone (papier+plik) czy plik i dodatki (ostatnio fajne podejście pokazało wydanie nowego Dukaja) to będzie oczywistość.

    0

Skomentuj Mori Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.