„Bardzo” – odpowiedziała Beata Pawlikowska na pytanie o to czy cieszy się, że jej książki dostępne są w wersji elektronicznej. Na szczęście inni autorzy byli nieco mniej lakoniczni.
Z okazji Światowego Dnia Książki kilka dni temu księgarnia Virtualo wypuściła notkę prasową z wynikami krótkiej ankiety wśród polskich autorów. Zapytano ich o różne kwestie związane z e-bookami. Wyciągnąłem z niej kilka ciekawych cytatów.
Formaty:
„Znam kilka podstawowych, ale nade wszystko wiem, że jak kupuję w e-księgarniach to powinienem decydować się na .mobi (na który to format konwertuję wszystkie .doc, .docx, ale też w razie czego odpalę PDFa).” – Jakub Ćwiek
Znaki wodne vs DRM:
„Watermark to oznakowanie ebooków. Jak kupuję e-booka, to jest gdzieś oznaczony, że to ja kupiłam. Ale co i jak, nie mam pojęcia. Raz kupiłam e-booka zabezpieczonego DRM i nigdy więcej! To była jakaś książka marketingowa. Najpierw męczyłam się z otworzeniem jej na komputerze w pracy, potem chciałam na laptopie w domu, ale poległam.„ – Magdalena Witkiewicz
Stawka 23% VAT na e-booki:
„Jest podwójnie skandaliczna, po pierwsze dlatego, że różnicuje podatek na książki papierowe i elektroniczne, tak jakby e-booki były gorszymi książkam! Pamiętam, jak kilka lat temu dziennikarze bardzo słusznie nabijali się z promocyjnych cen m.in. jednej z moich książek, która w wersji papierowej była wbrew zdrowemu rozsądkowi tańsza niż w wersji elektronicznej. Ku konsekwencji, może by tak obłożyć innym VAT-em paperbacki, a innym książki w twardej oprawie? Innym szyte, a innym klejone?” – Marcin Wroński
I czy są zadowoleni z dostępności ich oferty na e-booki?
„Jasne, bo dzięki temu nie muszę je dźwigać na spotkania autorskie i jeśli chcę coś publiczności przeczytać, to sięgam do czytnika. Szkoda, że w Czechach e-booki nie są tak popularne. I w dodatku nazywają się e-książki. Czesi, kiedy tylko mogą, to unikają obcych nazw. Są to wielcy patrioci języka, w przeciwieństwie do Polaków, nawet komputer nie nazywa się u nich komputer. ” – Mariusz Szczygieł
Jak widać, autorzy – no, może poza Pawlikowską, moja podświadomość nie przyjęła całego ładunku informacyjnego jej wypowiedzi – mają podstawowe pojęcie o e-bookach, a to choćby dlatego, że sami z nich korzystają, o czym wspomniałem np. przy wywiadzie ze Szczygłem. Dzięki temu mogą być też świetnymi ambasadorami wersji elektronicznych.
Już za kilka tygodni Warszawskie Targi Książki, podczas spotkań z autorami nie zapomnijcie im wspomnieć, jaką wersję czytacie. A sposób na autograf na czytniku też już od dawna istnieje. :-)
PS. Dzisiaj w promocji Ebookpoint za 9,90 świetne Zarządzanie kryzysem w social media Moniki Czaplickiej – mnóstwo przykładów kryzysowych sytuacji na Facebooku czy Twitterze z polskiego podwórka i nie tylko. Lektura obowiązkowa dla zarządzających kontami w serwisach społecznościowych.
Czytaj dalej:
- Sztuczna inteligencja uczy nas o e-bookach i sama pisze e-booki. Co będzie dalej?
- [Aktualizacja] O tym jak czekam od miesiąca na e-booka, czyli o problemach sprzedażowych małych wydawców
- Legimi kończy możliwość opłacenia abonamentu przez Orange i Plus
- Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów
- „Obcość” – kolejna antologia z projektu Zapomniane Sny, a wśród autorów Peter Watts!
- Chocolatey – czyli jak automatycznie aktualizować takie programy jak Calibre czy Sigil?
A ja tak na marginesie powtórzę słowa kominka – nie istnieje ocś takiego jak kryzys w social media.
Ależ się nie zgodzę :) Mieliśmy cały jeden kryzys, czyli nc+ – udowadniam w książce, że wyczerpuje znamiona kryzysu zgodnie z definicją stworzoną przez amerykańskich specjalistów. Chyba, że Tomek posiada własną definicję, ale nic mi o tym nie wiadomo :)
Sytuację w której jakiś incydent, często bardzo głupi przeradza się w wielki flame i kampanię przeciw jakiejś firmie – co nie byłoby możliwe w innym medium – można nazwać kryzysem, szczególnie jeśli brak jest innej nazwy. :-)
Czyli mowa o kryzysie konkretnych firm, a nie social media jako takiego?
Zarządzanie kryzysem W social media – implikuje konkretne przypadki w ramach social media :)
Ja staram się promować słowo „zagwozdki” w ramach opisywania mniejszych wpadek, ale ludziom łatwiej mówić o kryzysach.
Szkoda, że w Czechach e-booki nie są tak popularne. I w dodatku nazywają się e-książki.– a może właśnie taka nomenklatura paradoksalnie byłaby dobrą metodą aby przekonać ustawodawców, że między książką papierową a e-bookiem nie ma aż tak wielkiej różnicy (a przynajmniej różnicy tłumaczącej 23% vatu na to drugie)?
Ale ustawodawcy nic do tego nie mają, bo tę sprawę reguluje dyrektywa 2006/112/WE Rady z dnia 28.11.2006 r. w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej.
Francja i Luksemburg obniżyły sobie te stawki i KE wniosła skargę do ETS.
Tusku mówił, że jest za obniżeniem, ale póki nie przekona do tego KE to jak obniży to Polska dostanie karę i będzie płacz i ból wiadomej części ciała.
Wniosła skargę i co? I nic. A my, tradycyjnie, głosimy hasła „Unia nie pozwala”, zamiast znaleźć sposób by „pozwoliła”.
Falandysz wróć!
I nic, bo podała te kraje do sądu w listopadzie 2013 roku, więc raczej jeszcze nie było wyroku.
Nasz Umiłowany Przywódca, jak można wywnioskować z tego, co mówi, lobbuje w tej kwestii w UE, także robi coś żeby nam pozwolili, a nie tylko płacze, że nie pozwalają.
A na to, że ktoś nam może nie pozwalać zgodziliśmy się sami. Idź podziękuj rodzinie i przyjaciołom, którzy głosowali za wejściem do UE.
Skoro się już zgodziliśmy to nie „Falandysz wróć” i naginanie kretyńskiego prawa, tylko dotrzymywanie tego, na co się zgodziło i próby zmiany. Trzeba było myśleć przed.
„Nasz Umiłowany Przywódca, jak można wywnioskować z tego, co mówi, lobbuje w tej kwestii w UE, także robi coś żeby nam pozwolili, a nie tylko płacze, że nie pozwalają.”
Hehe. Nie bądz smieszny. Nic nie robi. Sorry, taki klimat, taki rząd, taki PDT
Czyżby tym zgadnij był Marcin Meller?
E nie, to chyba była grafika z konkursu facebookowego, gdzie codziennie trzeba było zgadnąć autora. :)
hehe
Trochę mnie te „wyniki” zdziwiły. Raczej obstawiałem, że będzie typowy bełkot, czyli:
– piractwo,
– straty,
– to się nie opłaca, nikt nie kupuje w ten sposób,
– piractwo, złodziejstwo no i piractwo (a przynajmniej tak mi powiedział mój wydawca)
– tylko DRM, inaczej piractwo.
– papier to papier, można dotknąć, powąchać, poczuć.
Może w końcu się okazało, że oprócz kilku autorytetów, które nigdy z ebookami nie miały do czynienia, trafili się także autorzy, którzy również sami czytają i korzystają z dobrodziejstw nowych technologii.