Kindle Store ma bardzo przydatną dla klientów możliwość zwrotu zakupionych e-booków.
Jeśli zdarzy nam się, że kupiliśmy książkę przez pomyłkę (bo np. miała być darmowa, a już nie jest, albo po prostu „się kliknęło”), jest źle sformatowana, albo sama jej treść okaże się idiotyczna – mamy 7 dni na to, żeby zalogować się na swoje konto i wybrać „Return for Refund”.
Pisałem o tym szczegółowo w dwóch artykułach:
- Darmocha z Kindle Store – a co, jeśli się pomylisz?
- Nie taki 1-Click straszny, czyli o rezygnacji z kupna w Kindle Store
Taka polityka zwrotów jest bardzo przydatna, bo pozwala kupować bez obawy, że nasze dolary zostaną wyrzucone w błoto.
Jak donosi jednak nieoceniony autor bloga Digital Reader, w serwisie change.org pojawiła się petycja przeciwko praktyce zwrotów. W ciągu kilku dni podpisało ją 2000 osób.
Co twierdzą twórcy petycji?
- Że naturalne jest, że jeśli klient kupuje przedmiot i zwraca go w określonym czasie. Ale naturalne nie jest, że Amazon daje aż 7 dni na zwrot – a jest to czas, podczas którego takiego e-booka da się przeczytać w całości. To tak jakby pójść do restauracji, zamówić danie i poprosić o zwrot po jego zjedzeniu.
- Opcja zwrotu jest zbędna, bo… Amazon udostępnia dużą część książki w darmowej próbce, jak też w funkcji „Search Inside the Book” – klient ma więc dużo okazji do zorientowania się, czy potrzebuje książki.
- Padają mocne słowa, że polityka zwrotu przeczytanych książek w Amazonie to „e-Book refund fraud” – czyli oszustwo.
Podstawowe pytanie – to czy faktycznie autorzy i wydawcy tracą dużo na takich zwrotach. Wiadomo skądinąd, że Amazon ściga potencjalnych oszustów – osoba, która robi dużo zwrotów (np. kilkadziesiąt) powinna liczyć się z zablokowaniem konta.
Może się wypowiedzą autorzy wydający w Amazonie, a czytający tego bloga. Kiedyś oglądałem raport sprzedaży i jakoś wielu zwrotów sobie nie przypominam.
To co sprawia, że petycja jest niewiarygodna, to brak jakichkolwiek przykładów – kto i ile stracił na tych zwrotach?!
Zwróćmy też uwagę, że argumenty autorów nie pasują do przyczyn, które możemy wybrać zwracając amazonowego e-booka. Przypomnę ekran ze swojego starszego artykułu:
Owszem, czytelnik może przejrzeć treść książki i wtedy zdecydować o zakupie, tyle, że w systemie 1-click nietrudno o zakup przypadkowy, czy omyłkowy. Amazon wymienia też cały szereg problemów technicznych: problemy z jakością, kompatybilnością, ze ściągnięciem, albo nawet kwestie zabezpieczeń DRM.
Dla mnie żądanie, aby zakazywać zwrotu treści cyfrowej nie jest dbaniem o własne interesy, a po prostu arogancją. Te same obawy przed światem, gdzie każdy chce biednego autora okraść mamy w „mentalności DRM”, która wciąż trzyma się mocno. Zabezpieczyć, zakazać, pilnować. A potem płakać, że i tak mało kto kupuje.
Amazon dobrze wie, że klienta nie można traktować z góry jak złodzieja, a w przypadku treści cyfrowych elastyczna polityka zwrotów jest wręcz niezbędna.
Rozumieją to polskie księgarnie – niektóre mają gwarancję satysfakcji, np. Nexto czy Złote Myśli, inne wprawdzie głośno o tym nie mówią, ale jeśli kupimy coś przez pomyłkę, to można się do nich odezwać. Dane o zwrotach mam z dwóch programów partnerskich, do których jestem zapisany i jest to mniej niż 1% wszystkich zamówień. To oczywiście nie znaczy, że nie zdarzają się cwaniaczki – ale księgarnie wyłapują ich dość łatwo, a prawdę mówiąc, cwaniaczek od razu pójdzie do serwisów pirackich, po co ma kupować legalną książkę?
Czytaj dalej:
- Stop Killing Games – inicjatywa obywatelska UE w sprawie dostępu do gier po okresie wsparcia (i dlaczego to ważne dla rynku e-booków)
- Amazon ostatecznie zamknął dział czasopism w Kindle Store! Polskie czasopisma musimy zaprenumerować gdzie indziej
- Amazon ogranicza program Kindle Rewards tylko do USA
- [Aktualizacja: już poprawione] PIW zmienił stronę, no i nie działają stare konta, jak i dostęp do zakupionych e-booków…
- Amazon w ramach walki z AI ogranicza liczbę publikowanych książek do… trzech dziennie
- Legimi kończy możliwość opłacenia abonamentu przez Orange i Plus
Trochę nie rozumiem idei tych zwrotów. Jeśli ludzie są w 100% uczciwi, wszystko by się sprawdziło, ale jednak tak nie jest i wiele osób po prostu będzie oszukiwać. Rozumiem takie zjawisko, jak szybki zwrot książki, ale jak ebooka zwrócić?Przecież zawsze można wykonać kopię zapasową,tam chociażby odesłać oryginał i odzyskać pieniądze.
Tę politykę Amazon ma od ładnych paru lat, a więc nie „będzie oszukiwać” tylko „oszukuje”. Sądzisz, że od paru lat największa księgarnia świata daje się robić w konia? Przecież przy zwrotach oni tak samo jak autorzy nie zarabiają. Dlatego uważam, że odsetek rzeczywistych oszustw jest niewielki.
I też dlatego petycja jest niewiarygodna bo przecież wystarczyłoby podać przykłady – autor X stracił w roku 2012 Y dolarów wskutek zwrotów.
Uhu napewno, od czasu gdy coraz wiecej dziwnych krajow typu polska robia zakupy kindli to ilosc oszustow wychowanych jeszcze na ideach prl jest wiekszy, kto wie czy gdyby nie te nowe kindle w zamian za zepsute to dzis nie mielibysmy 4gb pamieci i mp3.
Przyklad z androida pewnego skadinad polskiego programisty ;) okazalo sie ze pierwszy zakup byl z chin i zaraz byl zwrot a po jednym dniu zhackowana gra byla juz na p2p. Google nic nie stracil a programista jakby to powiedzial mlody czlowiek „przegral zycie”
Dla autora to problem dla amazona zaden bo oni maja duze obory sumarycznie.
Nie rozumiem tez problemy, klikam ze chce kupic i dodatkowo potwierdzam pinem albo haslem konta albo jakkolwiek z setek sposobow autoryzacji.
Jest imho duzy problem z nierealnymi sprawami jak ebook czy soft, ludzie sa chamscy, zaden z nich nie ukradlby bulki za 2zl ale ebook nad ktorym ktos pracowal ma kosztowac 6zl bo inaczej ukradna a apka na andorida platna – pani oni nawet nie maja ochoty kupowac bo im sie nalezy przeciez nowy telefon byl po 1500zl.
Wiesz, jeśli ktoś chce oszukiwać to nie będzie kupował książki na Amazonie, kopiował ją i zwracał, tylko szybciej i prościej ściągnie ją sobie z sieci. Traktowanie ludzi, którzy płacą, jak potencjalnych złodziei, jest z tego właśnie względu śmieszne.
Pliki książek z Amazonu – nawet tych darmowych – nie dają się otworzyć gdzie indziej, np. na innym (zarejestrowanym pod innym kontem) Kindlu czy komputerze, więc z kopii pliku zwróconej książki pożytku raczej nie ma dla nikogo. Chyba, że ktoś umie je „rozbroić.”
Zgadzam się jednak, że 7 dni to dość długi okres jak na tego typu zwrot i spokojnie mogliby go skrócić. Poza tym, książka może być zwrócona tylko raz, więc jak się kupi ponownie – przypadkowo czy celowo, to już jej zwrócić nie można.
A dla mnie 7 dni to bardzo mało. Rzadko się zdarza, żebym choćby otworzyła ebooka w tym czasie. Zwłaszcza że kupuję sporo kucharskich o socjalistycznych dietach – wiadomo, że przepisów nie zrealizuję w tydzień, a skoro nie, to kolejnych książek z przepisami nie otwieram, bo i po co. Jak się po roku okaże, że ebook jest wadliwy, to co? Mam tracić pieniądze?
A jaka alternatywa? Zakładanie, że amazon oszukuje i sprzedaje buble i oglądanie każdej strony każdej książki zaraz po kupieniu? Absurd!
Na amazonie sprzedaje wielu self publisherów, a poziom przygotowania niektórych ebooków pozostawia wiele do życzenia. Siedem dni to dość czasu, aby zweryfikować czy ktoś nie wciska kitu. Choć z drugiej strony format mobi nie jest idealny i zawsze można się przyczepić. Wiadomo, jeden chce tekst wyrównany do lewej, a inny mniejsze odstępy.
Przecież dużą część produktów, które kupujemy, możemy zwrócić (z różnych przyczyn). Dlaczego inaczej miałoby być z ebookami?
@Krzysztof – jasne, oszustów nie da się wyeliminować :) Zawsze będą tacy, którzy oszukają, zrobią sobie kopię itp. Co nie zmienia faktu, że dlaczego inne osoby mają ponosić „karę” i nie móc zwrócić zakupu przypadkowej książki czy dokonać zwrotu ebooka, z którym coś jest nie tak?
Zwroty powinni być może nie z tak długim terminem 7-dniowym ale powinny być.
Kiedyś miałam problem z Empikiem – kupiłam ebooka w formacie epub, a wydawało mi się, że kupuję mobi.
Próbowałam odzyskać pieniądze po 15 minutach od zakupu niestety ichnie biuro obsługi klienta uparcie twierdziło, że książkę pobrałam i koniec nic się nie należy.
Strasznie się wtedy wkurzyłam – oczekiwałam chociaż jakiejś gratyfikacji w postaci zniżki na następnego ebooka – tak żeby pokazać, że zależy im na kliencie. A tak bez łaski …
Zajrzyj do biblioteczki na stronie Empiku, dla części ebooków wprowadzili po cichu multiformat, więc może do tego epuba dołożyli Ci poniewczasie mobi…
Dzięki za podpowiedź – faktycznie jest plik mobi :) Szkoda, że dopiero teraz bo książkę kupiłam koniec końców w innej księgarni.
Ja, jakiś czas temu (w styczniu) zareklamowałem w Virtualo fatalnie zredagowaną książkę – literówki, brak końcówek wierszy – wyglądała jak nie poprawiony skan.
Poprosili o wskazanie fragmentów, wysłałem parę zrzutów ekranu z zaznaczonymi błędami, podziękowali i… na tym kontakt się urwał.
O zwrocie e-booka nie było mowy, chociaż wskazywałem na takie rozwiązanie w mailu.
Polskie księgarnie w obsłudze klienta nie dorastają Amazonowi do pięt, ale moim zdaniem jeśli książka zawiera tyle błędów to jest to sprzedaż wybrakowanego produktu i powinna być możliwość zwrotu…
Ja akurat miałam pozytywne doświadczenia z Virtualo. Przynajmniej połowicznie. W ankiecie swego czasu zwróciłam uwagę na brak linków do większości przypisów w „Zaginionym mieście Z”, książce, która akurat ma bardzo dużo przypisów i na kiepską jakość ilustracji w „Saturnie” Dehnela. Po jakimś czasie pojawiła sie poprawiona wersja tej pierwszej, z czego się bardzo cieszę, nawet jeśli to tylko przypadek i z moim komentarzem w ankiecie nie miał nic wspólnego. Mam nadzieję, że może Dehnel też kiedyś się pojawi… I że w ogóle jakość ilustracji i linków będzie coraz lepsza, zwłaszcza jeśli chodzi o linki, ebook ma tutaj pole do popisu w porównaniu z tradycyjną książką i warto to wykorzystać. Szkoda też, że nie ma wyraźnych informacji przy konkretnych ebookach na temat tego, czy w ogóle są ilustracje w wersji elektronicznej, to akurat dotyczy wszystkich sklepów. Kilka razy zdarzyło mi się nie kupić książki, bo nie byłam pewna czy są ilustracje, a darmowy fragment nie zawsze wystarcza żeby się o tym przekonać.
Jeśli chodzi o negatywne doświadczenia, to Nexto ostatnio nie opublikowało mojej krytycznej opinii, konretnie uwag krytycznych na temat słabej jakości tłumaczenia, błędów ortograficznych i innych książki „Oblicza umysłu”. Nie jest to może przypadek związany z reklamacjami, ale niezbyt dobrze świadczy o firmie jako takiej.
U mnie nexto też wywaliło krytyczną opinię o jakości wydania elektronicznego.
U mnie też – skrytykowałem (merytorycznie z argumentami) kiepskie wydanie „Wprost” i dostalem odowiedź, że opinia nie została zamieszczona bo „nie jest zgodna z regulaminem komentarzy” czy coś w tym stylu (oczywiście zero konkretów z jakim dokładnie punktem regulaminu jest niezgodna).
Ja mialem nieprzyjemnosc z Nexto. Gwarancja Najnizszej Ceny – potraktowalem to zbyt doslownie, potem dowiedzialem sie w czacie z pracownikiem, ze oni tak naprawde nie sprawdzaja czy cena jest najnizsza bo nie maja czasu, a gwarancja polega na tym, ze jesli znajde to samo gdzies taniej, to oddadza mi nie pieniadze, a punkty (podali mi odnosnik do regulaminu, z pretensja, ze nic nie robia zdroznego – jakbym mial ochote czytac regulaminy wszystkich polskich ksiegarn internetowych.) W sumie dobrze bo zrezygnowalem z kupowania jakichkolwiek ksiazek w Nexto, jedyne co u nich kupuje to magazyny, bo jest to uproszczone do maximum. Bardzo profesjonalnie moja skarge potraktowal woblink – i nawet nie o zwrot chodzilo, a o rzeczowe potraktowanie klienta wyczerpujaca odpowiedz w przyzwoitym czasie.
Cóż, zrażonego klienta trudno potem odzyskać, a klient któremu pomogło się w problemach (albo dało jakieś bonusy za trudności) na pewno to w trójnasób odpłaci..
Z mojego czysto subiektywnego punktu widzenia bardzo lubię zakupy w publio (szybkie i profesjonalne reagowanie na zgłoszone uwagi i problemy) a minusa ma woblink (za nieustający brak wysyłki na kindla:) oraz virtualo (za wielokrotne publiczne obiecywanie multiformatu – skuszony tymi obietnicami zakupiłem kilka epubów które wciąż jak zwierzę muszę konwertować na kindla:).
Co do wysyłki na Kindle, to na takowe zapytanie dostałem odpowiedź,że wkrótce wprowadzaną taką możliwość,padł termin kwiecień/maj.
OT: Jak wykorzystać GiftCard w Amazon. Mam kilka $ w takiej postaci, a złotówki mi z karty płatniczej lecą.
A kod z gift card podałeś na koncie Amazona?
https://www.amazon.com/gp/css/gc/payment/view-gc-balance?ie=UTF8&ref_=ya_apply_gc
Wtedy doładowujesz „wirtualne” konto w Amazonie i płatność z tego konta ma pierwszeństwo nad kartą (poza paroma wyjątkami, np. kupno dalszych gift cards).
Petycja co najmniej dziwna.
Amazon wygrywa (no, teraz to już monopolista) jakością obsługi klienta.
Gdyby nie można było zwrócić przypadkowo zakupionych eksiążek (bo ktoś mi klikną w telefonie, bo się rodzina dorwała do kompa, bo się pomyliłem, bo w reklamie byłą inna cena – a dla Polski 10 x wyższa, …) na pewno nie zdecydowałbym się na podpięcie karty do konta. Bo 1-click jest obowiązkowy dla każdego. Trzeba by się było bawić w jakieś odpinanie po każdym zakupie, czy zerowanie konta; a tak jest wygodnie.
Poza tym – jeśli klienta traktuje się „jak w krawacie” to jest mniej awanturujący się i mniej skłonny np. do korzystania z dozwolonego użytku :)
Jak jesteśmy przy chwaleniu Polskich księgarni – profesjonalnie zachował się wobec mnie woblink.
Potwierdzam pochwałę Woblinka.
Kupiłem przez przypadek drugi raz tą samą książkę. Kiedy się zorientowałem (chyba na 2 czy 3 dzień) bez problemu oddali pieniądze.
Ja też mam miłe wspomnienia z Woblinkiem: moje konto zostało zablokowane (nie używałem przez kilka miesięcy). Po mojej prośbie zostało odblokowane, lecz okazało się, że na półce nie mam zakupionych kiedyś tam e-booków. Po kontakcie mailowym wszystkie pozycje zostały przywrócone – nawet nie musiałem wysyłać potwierdzenia z banku o dokonaniu płatności.
Tak więc Woblink to moja ulubiona księgarnia :).
Od ponad roku sprzedaję swoje prace w amazonie. Jak dotychczas jestem ze współpracy bardzo zadowolony. Na prawie 300 sztuk sprzedanych ebooków miałem 3 sztuki zwrotu. Nie jest to ilość duża i nie wpływa na zysk. Akcję uważam za niepotrzebny krok w stecz. Możliwość zwrotu jest przywilejem czytelnika i niech tak zostanie.
Faktycznie jeżeli bardzo łatwo można kupić ebooka przez pomyłką, klikając nie tam gdzie się chciało, to zwroty powinny być dalej uznawane, albo po prostu system powinien zostać udoskonalony tak, żeby nie dochodziło do omyłkowych zakupów. Tak czy inaczej wydaje nam się, że protest przeciwko zwrotom nie zniechęci czytelników przed kupowaniem ebooków.
Mało pożyteczny ten protest. Akcja zrodzi reakcję. Im głośniejszy protest tym więcej tych zwrotów będzie.
Zwróciłem Amazonowi kilka książek (4?), dwie przypadkowo kupione – dziwne, ale paluszek nacisnął nie tam gdzie trzeba i poszło, te od ręki wycofane. Kolejne dwie wycofane po przeczytaniu: jedna częściowo, druga chyba nawet całość. „Darmowy fragment” nie zapowiadał tak beznadziejnej dalszej treści książki to i nie było zmiłuj. No właśnie – czasami te „darmowe fragmenty” są tak fragmentaryczne, że nie sposób stwierdzić czy książkę warto kupić i przeczytać. Na ogół sprawdzam „fragmenty” i jeśli w nich nie ma nic ponad okładkę, spis treści i pierdu pierdu jaki to autor(ka) jest cacy to nawet nie ryzykuję zakupu. Kupuję na ogół książki $10 i wyżej (plus darmocha) i dziadostwa nie toleruję.
Choć z drugiej strony 7 dni na zwrot to faktycznie może być za dużo, jednak mniej niż 3 dni na zwrot w przypadku niektórych pozycji byłoby za mało, teoretycznie można byłoby „przekartować” i sprawdzić czy treść zaspokaja potrzebę, ale…
Racją jest, że darmowy fragment w połączeniu z recenzjami bywają mylące.
Dwie takie wpadki zaliczyłem ostatnio:
„Wyznaję” Jaume Cabre. Wg recenzji to „Wielka powieść europejska”, „przełom w literaturze”, „powieść-katedra o idealnych proporcjach i epickim, pełnym kunsztownych detali wykonaniu”, „książka, która przeżyje nas wszystkich”.
Poddałem się po 30%. Napisana bardzo ładnym językiem nudna historia pozbawiona głębszego sensu.
Trylogia Ryfterów Peter Watts. Wg recenzji „Trylogia ryfterów to pozycja obowiązkowa dla fanów science fiction, w której 'science’ gra pierwsze skrzypce, a 'fiction’ staje się wizją”.
Nuda, nuda, nuda. Poległem po kilkunastu procentach. Niestety w promocji kupiłem wszystkie trzy tomy.
Tyle mojego narzekania, już mi lepiej, dziękuję.
Mi akurat Watts się podoba. Chociaż faktycznie nie jest to łatwa lektura – Behemota jeszcze nie czytałem. Ale „Ryfterzy” to i tak pestka w porównaniu z jego najbardziej znanym „Ślepowidzeniem” – np. jedna z bohaterek jest osobą o rozdwojeniu jaźni z bodajże pięcioma osobowościami i za każdym razem jak jest wspomniana w powieści trzeba się domyślać która akurat osobowość jest w tej chwili dominująca (bo każda zachowuje się nieco inaczej)… :)
A ja żałuję, że nie ma ebooka „Ślepowidzenia” po polsku, MAG jakoś się nie kwapi, teraz podobno wstrzymują część projektów więc raczej nie wydadzą.
Ebook jest dostępny za darmo na stronie autora, ale fakt, druga w życiu książka po angielsku, na której poległem :-)
Czytałem po polsku. Wersja chyba z chomika… :)
Nie twierdzę, że to trudna lektura. Dla mnie była za mocno rozwleczona, podobnie jak ekranizacja Hobbita.
No cóż, degustibus :) Ja Rozgwiazdę połknąłem prawie od ręki (tzn. kilka dni, ale przy moim obecnym tempie czytania to kilka razy szybciej niż przeciętnie). Wir jest bardziej szarpany – więcej miejsc akcji, więcej przeplatających się równoległych wątków – przez co w moi odczuciu nieco słabszy. Obecnie jestem w 1/3 Behemota i częściowy powrót pod wodę przysłużył się akcji na plus.
Dla mnie Slepowidzeniem bylo taka trauma (ale skonczylem!), ze juz temu panu podziekowalem. Pozniej jeszcze zmeczylem Charles Yu „Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie…” i zwatpilem w jakosc wspolczesnego s-f.
Na szczescie Reynolds (wstyd, ze nie ma polskich e-bookow) przywrocil mi wiare :).
Rozwiązania sa dwa. Oba niepokojące.
1. zmniejszyć czas reklamacji
2. w oprogramowaniu sprawdzić czy ktos przeczytał książkę.
Nie przekartkował, nie obejrzał kilkanaście procent, ale przeczytał bo przegląda od pocz do konca i zatrzymal sie rozsadna ilosc czasu nad stroną.
O ile bylo by to kupienie ksiazki to moze bym uznal ze to ma sens, ale przy wypozyczaniu (nie mamy praw do ksiazki elektronicznej) to moim zdaniem petycja to bzdura
Dla mnie karygodnym jest brak spisu treści. Ten sam ebook „Starcia królów” Martina w jednej polskiej księgarni ma Table of Contents w wersji MOBI z linkami do rozdziałów, w innej księgarni go nie ma. Do tego wersje testowe zazwyczaj w ogóle go nie mają, więc nie jestem w stanie stwierdzić przed zakupem, które z wydań jest tym bogatszym.
Miałam kiedyś możliwość współpracy z firmą z USA, która miała bardzo, ale to bardzo liberalną politykę zwrotów. Zamówiony produkt można było oddać np. po 3 latach, do tego zużyty i stwierdzić, że cię rozczarował i poprosisz o zwrot kasy.
Zwroty mieli na poziomie poniżej 1%.
Co ciekawe, ich wschodnioeuropejski partner miał tych zwrotów niewiele więcej.
Więc ludzie nie są takimi oszustami, trochę wiary!!
Idea zwrotów jest bardzo trafna. Cwaniacy się zawsze trafią ale dlaczego sprzedawcy umyślnie chcą utrudniać życie uczciwym ludziom? Szczerze mówiąc sam zwróciłbym z chęcią kilka książek, które po przeczytaniu konkretnego rozdziału, a nie soczystego kawałka dobranego przez sprzedawcę, okazały się słabe. Ze zwrotów rzadko korzysta się jeśli towar jest dobry, mam sporo aplikacji na iPoda i zwróciłem może z dwie, które po prostu były słabe, a na Androida przestałem kupować bo większość chodzi na moim telefonie słabo albo w ogóle i również zwroty są strasznie restrykcyjne i ograniczone.
Moim skromnym zdaniem możliwość zwrotów bardziej zachęca do kupna uczciwego człowieka niż cwaniaka do próby oszustwa.
Uważam, że możliwość zwrotu książek nie jest dobrym rozwiązaniem. E-booka zawsze można „skopiować” – nawet jeśli posiada zabezpieczenia. Można to zrobić chociażby poprzez zrobienie zdjęć i w ten sposób stworzyć sobie własną kopię książki, którą to kilka chwil później błyskawicznie się zwróci do sklepu.
O ile niektóre z książek są dość tanie i kosztują 20-30zł i proces ten byłby mało opłacalny, to są też książki znacznie droższe, np. te o tematyce informatycznej czy fotograficznej – a przy takich chęć stworzenia nielegalnej kopii z pewnością rośnie. Wiem, że są uczciwi ludzie, ale jak to mówią – okazja czyni złodzieja.
Uważam, że dużo lepszym rozwiązaniem byłoby nawet udostępnianie kilku przykładowych rozdziałów, żeby jeszcze lepiej zapoznać się z zawartością merytoryczną danej książki. Rozdziały (oczywiście nie wszystkie) mogłyby być nawet losowane w zależności od miesiąca, itp. Mimo wszystko udostępnianie całej zawartości książki z możliwością jej zwrotu jest w moim odczuciu stwarzaniem okazji do kradzieży.
Hhehe zabawna jest twoja wypowiedź, firma uważa, że jest to dobre rozwiązanie, gdyż chce żeby klienci byli zadowoleni, a ty jako klient w którego interesie jest zachowanie tego przywileju, chcesz żeby firma go zlikwidowała. Rozumiem, że jak szef chce dać ci podwyżkę, przekonujesz go że go na to nie stać? :)
Staram się budować swoje opinie patrząc równocześnie na obie strony – w tym wypadku autorów kontra sprzedawców/klientów. Jak pokazuje przykład Amazon’a – dystrybutorzy bardziej dbają o odbiorców końcowych niż o autorów książek (co wydaje się logiczne z finansowego punktu widzenia).
Osobiście często kupuje ebooki i wszelkiego rodzaju kursy za które płacę. Nie widzę w tym nic złego, że płacę za wiedzę innych. Możliwość zwrotu tej wiedzy z psychologicznego punktu widzenia jest według mnie niemożliwa – bo jak oddać coś co nie jest materialne? Nie rozumiem więc dlaczego wprowadzać możliwość zwrotu ebooków. To tak samo jak z artykułami spożywczymi w sklepie – pójdziesz i poprosisz o zwrot pieniędzy, bo „Ci nie smakowało”? Może i do tego kiedyś dojdzie, gdy będziemy brnąć w tym kierunku.
Jeśli kiedyś chciałbym wydać ebooka, to nie chciałbym żeby trafił do torrentów/warezów lub żeby przeczytało go tysiąc osób, a zapłaciło za niego znacznie mniej. To, że w tym momencie procent zwrotów ebooków nie jest duży, nie oznacza wcale, że się nie zwiększy.
Jeśli już dawać możliwość zwrotów ebooków, to chociaż niech sam autor się na to zgodzi. Jednak jest to moja prywatna ocena, a każdy ma prawo do własnej.
„To tak samo jak z artykułami spożywczymi w sklepie – pójdziesz i poprosisz o zwrot pieniędzy, bo „Ci nie smakowało””
Jeśli coś jest niezgodne z deklaracjami/składem/normami/zepsute/uszkodzone/niekompletne – powinienem mieć możliwość reklamacji/zwrotu.
Nie ważne czy to film, jogurt, rower czy książka.
W przypadku ebooka zwrot jest o wiele łatwiejszy niż bawienie się w reklamacje (proszę o wymianę na egzemplarz wolny od wad).
„Jeśli kiedyś chciałbym wydać ebooka, to nie chciałbym żeby trafił do torrentów/warezów lub żeby przeczytało go tysiąc osób, a zapłaciło za niego znacznie mniej. To, że w tym momencie procent zwrotów ebooków nie jest duży, nie oznacza wcale, że się nie zwiększy.”
Ale i tak się znajdzie. Prędzej czy później. Chyba, że i tak nikt nie chciałby tego przeczytać.
A klienci lubią być rozpieszczani i traktowani poważnie. W naszym kraju mamy chyba kryzys zaufania, jeśli nie jest uważane za oczywiste, że obydwie strony mają zamiar wywiązać się z umowy (dostarczenie towaru o jakości zgodnej z deklaracjami; z drugiej strony ograniczenie się do dozwolonego użytku).
„Jeśli już dawać możliwość zwrotów ebooków, to chociaż niech sam autor się na to zgodzi. Jednak jest to moja prywatna ocena, a każdy ma prawo do własnej.”
Osobiście nigdy nie zdecydowałbym się na korzystanie z amazona bez możliwości zwrotów (bo 1-click jest obowiązkowy dla każdego).
Autorom nikt nie broni wydawania ebooków na innych platformach lub własnym sumptem, na własnych warunkach. Jednak korzystając z usług pośrednika (który AFAIK jest i tak dużo bardziej skłonny do dzielenia się zyskiem niż tradycyjni wydawcy) przystają na jego warunki.