Michael Tamblyn, szef firmy Kobo wystąpił niedawno na konferencji IPG i opowiedział trochę o ludziach czytających e-booki.
Niestety nie ma nagrania ani slajdów, ale wyciekła bardzo ciekawa statystyka:
- 72% aktywnych klientów Kobo ma więcej niż 45 lat;
- W krajach anglojęzycznych oraz Holandii ponad 50% aktywnych klientów ma ponad 55 lat, a 30% jest na emeryturze.
Jesteście zaskoczeni? Bo ja tak. Nie spodziewałem się, że pójdzie to tak szybko.
Parę lat temu analizowałem grupy użytkowników czytników w Polsce i na świecie – i wspominałem, że na końcu dojdziemy do „późnej większości”. To ludzie, dla których nowe technologie są złem wcielonym, ale którzy przekonują się przez dobry przykład ze strony innych. Wyczuwałem, że na tym etapie są już Stany – bo sporo reklam Kindle, Kobo czy Nooka było skierowanych do osób starszych, pokazywano łatwość korzystania z czytników.
Teraz mamy potwierdzenie.
Rewolucja seniorów
Prezes Kobo sporo wyjaśnia w obszernym wywiadzie dla Publishing Perspectives.
Jak twierdzi Michael Tamblyn – to co się dzieje wokół e-booków, nie przypomina żadnej dotychczasowej zmiany technologicznej. Dotąd takie zmiany „ciągnęło” pokolenie 18-35. Młodych ludzi, otwartych na nowości techniczne i dopiero wtedy wciągających inne pokolenia.
Tu mamy 50- 60- czy 70-latków, którzy mają więcej czasu na czytanie, stać ich na e-booki – nie będą więc szukali nielegalnych źródeł – i korzystają z różnych zalet e-czytania.
Spośród tych zalet najważniejsze dla Kobo są trzy:
- Dostęp do książek bez wychodzenia z domu – w przypadku Kobo czy Kindle (w Stanach), to czytnik jest terminalem na którym dokonujemy zakupu.
- Możliwość powiększenia czcionki – funkcja prosta, a tak ważna.
- E-papier, na którym czytanie jest najbardziej zbliżone do papieru.
Zwróćmy uwagę, że w takich Stanach czytający ludzie po 50-ce są zwykle lepiej sytuowani, stać ich na iPady i inne tego typu urządzenia, a jednak wybierają czytnik.
Zresztą na samych czytnikach firma Kobo też zarabia. Tamblyn dementuje plotki, jakoby mieli do nich dopłacać. Porównuje czytniki do słuchawek wysokiej klasy. To ma być coś dla pasjonatów czytania, którzy chcą mieć jak najlepsze doświadczenie i są w stanie w to zainwestować. O czym zresztą świadczy sukces modeli premium – np. Aura HD czy H2O.
Z tego również powodu szef Kobo ogłosił już pół roku temu, że tablety, w przeciwieństwie do czytników nie są dla nich priorytetem. Stwierdził, że jeśli ktoś czyta na ich aplikacji na dowolnym tablecie, nie potrzebuje tabletu Kobo…
Jak dotrzeć do starszych?
Gdy tylko starsi zaczną czytać, są dla takiej firmy jak Kobo najbardziej wartościowymi czytelnikami. Jak więc do nich dotrzeć?
Kobo przeprowadziło badania na ludziach, którzy nigdy nawet nie dotknęli czytnika i twierdzili, że tego nie zrobią. Dali im czytnik na 7-14 dni i poprosili o spisywanie swoich wrażeń. Co wyszło?
- Zaznajomienie się z czytnikiem, tak aby jego obsługa była komfortowa zajęło zwykle około 48 godzin.
- Najważniejsze było to, aby w ciągu tych 48 godzin znaleźć książkę, którą się polubi. Wiele osób ściągało bowiem np. darmowy tytuł znany ze szkoły i dziwili że się ich nie wciąga. Nic dziwnego, Wolne Lektury są fajne, ale jeśli naszej babci wgramy tylko „Nad Niemnem” i „Wesele” – możemy jej nie przekonać do czytnika.
Na podstawie tych doświadczeń, firma stworzyła program „Kobo Welcome” nastawiony właśnie na nowych użytkowników Kobo Glo HD. To darmowa infolinia dostępna od maja 2015 roku w Stanach, Wielkiej Brytanii i paru innych krajach europejskich. Siedzą tam ludzie, którzy chętnie pomogą w korzystaniu z czytnika i wyborze pierwszej książki.
O tym temacie, z nieco innej perspektywy pisał też Cyfranek, o czym parę dni temu informowałem na FB i z którego bloga zaczerpnąłem powyższe zdjęcie.
To jest również dostępność obsługi w miejscach, gdzie czytniki są sprzedawane – Kobo współpracuje z księgarniami, np. siecią WHSmith – można przyjść, obejrzeć i uzyskać pomoc.
Gdy czytam o tych doświadczeniach Kobo – przypomina mi się to co pisałem o koncernie Tolino, który w Niemczech toczy zwycięską walkę z Amazonem. Mniejszy gracz musi zawsze się więcej starać – i to właśnie robią jedni i drudzy. Dotarcie do czytelników i uczynienie z nich lojalnych klientów, oto klucz do sukcesu i Kobo i Tolino. Nie da się tego zrobić bez dużej własnej platformy i jak największej łatwości jej obsługi.
Jakie wnioski dla nas?
Przenosząc te opowieści na nasze polskie realia pamiętajmy o innym stopniu rozwoju e-czytania w Stanach i u nas. O tym mówi zresztą Michael Tamblyn we wspomnianym wywiadzie – tam przestrzeń do łatwego wzrostu e-booków się już wyczerpała. Jeśli ktoś miał kupić czytnik na podstawie fascynacji cyfrową wersją „50 twarzy Greya” – to już to zrobił. Nie da się też przekonwertować wszystkich książek na e-booki – w Stanach tak jak u nas panuje szał na kreatywne kolorowanki. Dlatego następuje skupienie na osobach starszych – i to firmie Kobo się świetnie udaje.
Nam przede wszystkim brakuje tej łatwości zakupów, jaką mają platformy w rodzaju Kindle czy Kobo. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, sytuacja jaka panuje w Polsce jest rzeczą pozytywną, wszyscy jako czytelnicy korzystamy z tego, że księgarnie ze sobą konkurują. Ale nawet rzecz tak banalna jak skonfigurowanie adresu mailowego na Kindle, czy wgranie ściągniętego pliku na czytnik wykluczają pewne grupy osób.
Dlatego gdy pisałem parę lat temu artykuł Kupujemy czytnik Kindle babci lub dziadkowi – to od razu zakładałem, że wygodniej będzie jeśli to my będziemy wgrywali nowe książki naszym „nietechnologicznym” bliskim.
Pierwszą platformą, która u nas działa w całości na czytniku jest Legimi – i sądzę, że z czasem zaczną promować się właśnie wśród osób, które z komputerów nie korzystają aktywnie – a z czytnika mogą. Sądzę też, że ewentualny debiut polskich Kindle Store czy Kobo Store będzie mocnym przetasowaniem rynku, nawet jeśli nie każdy polski emeryt ma kartę płatniczą, którą można podpiąć pod czytnik.
Ta niespodziewana popularność czytników wśród 50-latków jest pewnym zagrożeniem wizerunkowym. Może wpłynąć na postrzeganie całej technologii jako „wapniackiej” i nie wartej wspomnienia – chociaż takie podejście u zachwyconych tabletami dziennikarzy i tak dominuje od wielu lat. E-papier nigdy nie był wystarczająco sexy.
Ważniejsza jest moim zdaniem stabilność – to, że amerykańscy czy holenderscy seniorzy polubili e-czytanie jest też gwarancją, że technologia nie zniknie tak szybko, bo będą dochodzili do tej grupy kolejni aktywni czytelnicy. A kto wie, może za 20 lat książki będą wysyłane już bezprzewodowo do głowy – wtedy pozostaną ci, którzy wolą korzystać z tradycyjnego czytnika… :-)
Autor zdjęcia: Scott Barron, CC BY-NC-ND 2.0
Czytaj dalej:
- Kobo prowadzi badanie swoich użytkowników i pyta np. o chmurę
- Happy end: Pocket nadal działa na czytnikach Kobo po zmianie sposobu logowania
- Kobo ma „naprawialne” czytniki – a ile kosztują części do nich?
- Kobo ogłasza aż trzy nowe czytniki, w tym dwa z kolorowym ekranem: Kobo Libra Colour i Clara Colour! Będą też kolorowe Tolino
- Przewodnik – który model czytnika Kobo wybrać?
- Podłączasz często czytnik Kobo do komputera? Lepiej zainstaluj aktualizację 4.38/4.39
JA Wam dam starszych ! ;-)
Przyjdę i Ci pomogę…!
Jeden 80 latek mówił do drugiego: „on ma 75 lat, to jeszcze młody facet”.
Bardzo dobre wieści :)
Ale fakt, w USA jest trochę inaczej, bo zakupy można realizować przez sam czytnik, ale z drugiej strony w Polsce też nie jest źle.
Jeśli ktoś ma dziecko lub wnuka/wnuczkę, które pomoże z konfiguracją to po zakupie książki w sieci też może się sama wysłać na Kindle’a. Wymaga to trochę pracy, ale też się da.
Same urządzenia też nie są zbyt skomplikowane, bo nikt tam nie wciska miliona niepotrzebnych funkcji.
Zgadza się, o czym zresztą pisałem:
http://swiatczytnikow.pl/kupujemy-czytnik-kindle-babci-lub-dziadkowi/
Witam pięknie. Ja mam już 59 lat, Kindelka 5 i kilkadziesiąt legalnych (powtarzam legalnych książek, bo ostatnio się słyszy, że 70% e-booków, to piraty) Codziennie przeglądam Świat Czytników, dwa, trzy razy w miesiącu robię zakupy interesujących mnie e-booków. I czytam, czytam, tak jak robiłem to, będąc nieomal dzieckiem. Owszem , kupuję również normalne książki, związane z moim zawodem, ponieważ na czytniku nie mogę czytać literatury fachowej, może dlatego, że jest monochromatyczna. Pozdrawiam wszystkich używających czytników, wierzę, że dobre czasy dla „elektronicznych książek” dopiero nadejdą !
Ciekawe… Ja konfigurowałem Kindle dzieciom, a kolega (60+) poradził sobie sam :)
Konfigurowałeś bo musiałeś czy chciałeś się pobawić?
Musiałem… I tak 3 razy…
Nie ma co się dziwić. Możliwość powiększenia czcionki to rzecz niedoceniana przez nas – młodych. Tylko u mnie w rodzinie są 3 czytniki u osób 70+ i gdyby nie to, że nie wszystkie księgarnie wysyłają na maila kindlowego książki – to zakupy i obsługa w ich wypadku byłaby w 100% samodzielna, po wstępnej konfiguracji.
Prawda. Możliwość send to kindle to jest coś, czego w onyx mi bardzo brakowało. Gdy Amazon otworzy swój sklep w Polsce i doda do Kindle polski interfejs, to z pewnością zdobędzie dzięki temu wielu klientów.
Pokiwałam głową a potem zorientowałam się, że sama stworzyłam dwóch czytnikowców po 50-tce. Na szczęście Pocketbook jest łatwy w użyciu i wiele nie wymaga, a książki wysyłam mailem to starszyzna sama sobie wgrywa. Przynajmniej mają dostęp do polskiej literatury, bo jakby chcieli ją sprowadzać do Gruzji…
Czytnik a słuchawki wysokiej klasy…. Jest przepaść miedzy tanimi słuchawkami z plastiku a drogimi modelami High End. W dźwięku. Tymczasem czytnik Kindle 5 i Paperwhite 3 umożliwiają to samo : czytanie. Kosmetyka typu światło czy wyższa rozdzielczość nie muszą być decydujące przy zakupie wyższego modelu. Bo równie dobrze czyta się na czytniku za 300 zł jak i za 800 zł. Drogie czytniki czesto kupujemy przez fascynację technologia a nie z potrzeby . Za dopłacone 500 zł można mieć mnóstwo ebooków.
Dla osoby po 60-tce podświetlenie ma znaczenie. Wiem po mojej Mamie :)
Testowała najpierw Kindle Clasic – nie zdał egzaminu. Orzekła, że „to najgorsza podróbka książki”. Pół roku temu dałem jej do poczytania książkę na Paperwhite. Najpierw dostałem po uszach, że czytam książki na tej namiastce papieru :), a dwa dni później już musiałem zamówić dla Niej czytnik „ze światełkiem”. Okazało się, że podświetlenie radykalnie poprawiło komfort czytania.
Właśnie muszę spróbować, bo na K7 moja mama kręci nosem, za słaby kontrast, nie pomogło powiększanie. Może jeszcze jakaś promocja na Paperwhite będzie, może jak amazon.pl ruszy?
No i jest problem z „kontentem” – mama uparła się że przeczyta Pismo Święte, ale w wersji od pallotynów, więc coś tam poprzerabiałem ebooka który wyprodukował skrypt t3da, ale szczerze mówiąc już mi się nie chce, bo skrypt działa dobrze, ale źródła są dość niespójne, przydałby się reżim jak w wikisources.
Racja, tutaj też się zastanawiałem, czy to dobre porównanie, bo jednak tworzy wrażenie ekskluzywności takiego czytnika. Z drugiej strony słuchawki Sennheisera, których używam (590 i 598) kosztują mniej więcej tyle co dobry czytnik, a zaliczane są do high-endowych, choć oczywiście sam Sennheiser ma co najmniej dwa wyższe (i znacznie droższe) modele. Jednak tak samo jak czytnika – takich słuchawek nie kupuje raczej ktoś kto słucha muzyki okazjonalnie.
Co do czytania na czytniku za 300 i 800 zł – no, ten za 300 na pewno nie będzie miał podświetlenia, czego w żaden sposób nie nazwałbym kosmetyką. Co najwyżej nie jest to funkcja istotna dla osób czytajacych zawsze w bardzo dobrych warunkach.
Dla osoby ze coraz słabszymi zmysłami akurat jakość dźwięku będzie mniej rozróżnialna i o mniejszym znaczeniu niż jakość (szeroko pojęta: podświetlenie, kontrast czcionki, ew. ghosting) obrazu podczas czytania. Tak więc wiesz, każdemu według potrzeb.
Ja to rozumiem tak, że osoba która trochę słucha muzyki będzie miała tanie, byle jakie słuchawki. Jeśli zaś ktoś się muzyką interesuje i poświęca jej dużo czasu – inwestuje w drogi, wysokiej jakości sprzęt.
I podobnie – jeśli ktoś czyta niedużo – będzie czytał papier, lub być może użyje jakichś aplikacji na telefon lub tablet (który i tak już posiada do innych celów). Natomiast fascynat czytania zainwestuje w dodatkowe urządzenie, które służyć będzie w zasadzie tylko do tego. Każdy czytnik jest więc już high-endowym sprzętem do czytania.
„… i sądzę, że z czasem zaczną promować się właśnie wśród osób, które z komputerów nie korzystają aktywnie – a z czytnika mogą.”
tia, aplikacja która nie widziała testów UX wśród młodszych a co dopiero starszych, ma być odpowiedzią,
o, np tyciutkie miniaturki na których nie widać nic, a wokół gigantyczne nikomu nie potrzebne wykresy „czegoś” (no dobra trochę przesadzam, ale serio trudno trafić te miniaturki, a to pierwszy zgrzyt seniora który korzysta z ich apki),
potem dochodzi łatwość wejścia w tryb zaznaczania i który zasłania ostatnie wyrazy na stronie i z którego często trudno wyjść (pisze nadal o seniorze),
a jeszcze nie przeszliśmy do „zakupów”
oj długa droga przed nimi
Długa droga, ale dajmy im szansę. :) Racja, że w tym momencie przeciętny człowiek przesiadający się z Kindle będzie miał pod górkę z Legimi, a co dopiero ktoś, kto oczekuje maksymalnie prostej obsługi. Ale jeśli ma się gotową platformę, to łatwiej jest zrobić nową aplikację.
Ja po ostatnich aktualizacjach stwierdzam, że przekoczyli już granicę „za dużo”. Ppo miesiącu używania widzę, że nie chodzi o przyzwyczajenie ani te nieszczęsne kropki, po prostu obsługa przestała być intuicyjna i nie da się wszystkiego uzyskać tymi dwoma dotknięciami. Przytrzymując palec na słowie dostajemy zamiast definicji słowa aż TRZY niepotrzebne nikomu ekrany :-( A na co to komu? Dystans między kindle a pocketbookami czy onyksami zmniejsza się, ale to kindle równa w dół. Przyznaję, że Kobo w rękach nie miałem.
Pewnie programiści muszą wymyślać nowec”ficzery” bo inaczej Bezos wywali połowę składu, bo przecież nie może być jak jest, musi być progress, kto stoi w miejscu ten się cofa i tym podobne „mądrości”. Plus wciąż niedopracowana chmura. Ech…
Hmm, ale jeśli masz dostępny słownik, to dostajesz definicję słownikową i pod tym względem to się dla mnie nie różni od dawnego wyskakującego okienka.
To interfejs robiony pod Amerykanów i dla książek z Kindle Store pod słowem możesz mieć cztery rzeczy: słownik, Wikipedia, tłumaczenie, definicja z X-Ray. To już było za dużo na zakładki, więc musieli wymyśleć te przesuwane okienka.
Ja wiem, ale powoli robi się z tego chińska, wszystkomająca elektronika, jest nawet na to jakieś specjalne chińskie słowo.
Nie kupisz np. taniej lampki rowerowej którą włączasz/wyłączasz. Lampka musi mieć miganie długie, miganie krótkie, efekt węża i parę innych efektów. Żeby ją wyłączyć, trzeba nacisnąć pięć razy.
Tak sobie myślę, że chciałbym czytnik na którym mam tylko opcję wyboru książki z listy i kontynuacji czytania aktualnej. Bez microsd, bez przeglądarki, książki kupimy tylko w sklepie lub wgramy po kablu. Fonty, margines i interlinię zmieniam w pliku raz, bo te ustawienia mam i tak zwykle takie same, nie ma zaznaczania, nie ma funkcji społecznościowych, wygaszacz to okładka aktualnie czytanej książki. Tyle.
Idę na Kickstartera.
Aktualizacje to jedno, ale sam dotyk niestety też pozostawia wiele do życzenia. Chcąc zaznaczyć jedno słowo, aby sprawdzić jego znaczenie w słowniku prawie zawsze zaznacza mi się również fragment tekstu o całą linijkę niżej. Ja jestem jeszcze młody, a co ma powiedzieć osoba starsza z lekko trzęsącymi się dłońmi?
Na rynku dostepna jest ogromna ilosc roznego rodzaju dotykowych pisakow. Jestem juz bardzo stary, oj jak stary i nie zawsze palec trafia w czytnik… ale sa przeciez wspomniane pisaki.
Myślę, że to może być też inaczej. Część tych młodszych co najwyżej czyta facebooka albo i nic nie czyta.
Dokladnie. Widzieliscie tegoroczny raport Biblioteki Narodowej?
Młodzi nie czytają, nie chcą, nie ma to sensu dla nich – dlatego starsi wypadają w statystykach coraz lepiej, brawo!!! (sam mam 45)
Proszę nie generalizować :) Ostatnio żona wprowadziła „godzinę policyjną” dla czytników dzieci :)
Inna sprawa, że otoczenie rówieśnicze patrzyło jak na kosmitów, gdy zaczęli pokazywać się z czytnikami. Ogólnie był „obciach”, że zamiast super smartfona mają czarno-białe tablety :). Szczytem absurdu było tłumaczenie się w szkole, że „TEN TABLET” służy dziecku tylko do czytania na przerwie i w drodze do szkoły, a nie do grania :)
Moi rodzice (69-70 lat) są już na stałe przyspawani do czytników, przy czym to ja jestem ich dostawcą książek. Co jakiś czas dzwonią: „Słyszałem/-am o takiej i takiej książce. Sprawdź, czy można to dostać w ebooku”. Tata ostatnio dostał PW i choć początkowo się bronił (ja nie chcę dotykowego czytnika, a światło jest mi niepotrzebne!), to teraz podobno czyta cały czas i jakoś ani ekran dotykowy, ani tym bardziej światełko (którego używa) mu nie przeszkadzają.
Zupełnie niekomputerowa mama opanowała obsługę kindla na tyle, że ustawia sobie wielkość czcionki i poziom podświetlenia wedle potrzeb (czy trzeba czegoś więcej?) i chyba już sobie nie wyobraża powrotu do książek papierowych (przed epoką czytnikową coraz częściej rezygnowała z lektury, bo czcionka w książce była za mała).
Podsumowując – czytniki dla seniorów to genialne rozwiązanie, polecam wszystkim znajomym i grono e-czytelników rośnie :)
U mnie działa to bardzo podobnie:) Tata przesyła mi zamówienia na książki smsem. Mieszkam kilkaset km od niego, więc funkcja send to kindle (poprzez email) jest bardzo pomocna. Tata bez problemu obsługuje kindle, mimo że nie zna języka angielskiego.
Nie ma żadnego zaskoczenia jeśli chodzi o użytkowników (aktywnych) e-czytników.
Grupa wiekowa ok. 50 lat to w tych krajach olbrzymia i przyrastająca masa klientów.
Co ważne najczęściej świadomych.
A najważniejsze że duża ich część zbliżając się do granicy „wieku refleksji” (emerytura, ograniczenie aktywności zawodowej przy zachowaniu dobrej sprawności także umysłowej i ciągle ciekawości świata) chce umilić i zagospodarować sobie czas wolny zajęciami które dobrze pamiętają ze swej młodości. Czyli także czytaniem. A czytnik stanowi dla nich synonim zmian i czasu w których żyją. Jako osoby z pragmatycznym podejściem wybierają go ze względu na komfort. Nie widzę tu żadnego zaskoczenia.
Należą w końcu do generacji i pokolenia które czytało w młodości i czytać będzie teraz.
Martwiłbym się o dzisiejszą młodzież.
Obawiam się że wyrosło nam pokolenie głąbów i tłumoków pod tym względem.
„A kto wie, może za 20 lat książki będą wysyłane już bezprzewodowo do głowy – wtedy pozostaną ci, którzy wolą korzystać z tradycyjnego czytnika… :-)”
Jest dość ciekawa książka SF Vernora Vinge’a pod tytułem „Rainbows End” (chyba bez polskiego tłumaczenia), która ogólnie obraca się wokół tematu rozszerzonej rzeczywistości. W tej książce urządzenie, które dzisiaj byłoby idealnym czytnikiem (coś jak duża elastyczna kartka ze zmienną treścią), jest właśnie takim pogardzanym sprzętem dla wapniaków, którzy nie opanowali wiodących rozwiązań. ;)
Taki drobny komentarz do tematu starsi ludzie a komputery
Samochody nowe w większości mają ekrany i Androida
I aby np włączyć dmuchawę trzeba z ekranu wybrać klimatyzacja i dalej następny ekran dmuchawa itd
Mam dwóch kolegów 65+ którzy nie używają komputera i tu mają problem
A samochody pewnie prostrze nie będą
Chyba że jak z telefonami będą opcje dla seniorów??
Sądzę, że tutaj zachwyt wszystkim co dotykowe i na pięciu ekranach będzie powoli zamierał – bo z tym nie tylko seniorzy będą mieli problem…
Inna sprawa, że przechodząc nieco wstecz – wszystkie bez wyjątku radia samochodowe których używałem mają obsługę, którą trudno nazwać intuicyjną.
Akurat to jest przesada, bo jeszcze nie widziałem sterowania klimatyzacją z komputera. Już sama idea ekranu dotykowego w samochodzie to głupota kosmiczna, ale teraz mamy niestety taki okres, gdzie montują je wszędzie.
Podstawową zaletą czytnika jest możliwość zmiany rozmiaru tekstu. Ten aspekt wraz z wiekiem staje się coraz bardziej istotny. O przewadze e-papieru nad LCD w czytaniu nie muszę Was przekonywać, a to drugi aspekt. No i wreszcie trzeci: światełko. Koniecznie kupujcie ze światełkiem. To naprawdę pomaga. Czytam teraz w deszczowe dni nie martwiąc się o dobre źródło światła.
Możliwość powiększenia tekstu jest ważna w każdym wieku. Pracuję przy komputerze, cały dzień czytając, i kiedy wreszcie chcę sobie wieczorem poczytać dla przyjemności, z radością ustawiam w czytniku „woły”, żeby się nie męczyć.
Fakt, mam podobnie, choć to już połączenie dwóch aspektów: zmęczenia wzroku od komputera oraz wieku. Choć do opisywanej grupy wiekowej jeszcze troszkę mi brakuje.
Niedługo ukończę 72 lata życia. Kindla, jakieś 3-4 lata temu pozazdrosciłem synowi i……. kupiłem go sobie a drugi małżonce (jesteśmy ten sam rocznik). Mam sporo kolegów, którzy twierdzą, że wolą ten szmer przewracanych kartek, ten zapach drukarskiej farby. A ja im mówie, że to fanaberie, zwykłe wykręty, że są po prostu „odporni” na postęp i naukę nowego.
Gdy jadę zagranicę mam w Kindelku kilkadziesiąt książek, tych nowych i tych do których wraca sie zawsze jak do ukochanej kobiety i to jest mój skarb. Żałujcie, którzy nie doznali komfortu lekkości wożonej ze sobą biblioteki.
Pozdrawiam wszystkich zaczytanych
Andrea
Również o starszych ludziach. Rodziców (80+) jeszcze do czytnika nie przekonałam, ale bez komputera nie mogą żyć. Wiadomości, bank, planowanie podróży, sklepy internetowe, informacje typu rozkład jazdy, godziny otwarcia, trasy. Teść w podobnym wieku projektuje (dla siebie) układy elektroniczne w programie inżynierskim. Tak więc proszę bez protekcjonalizmu!
Mojego taty (lat 67) nie zmusiliśmy jeszcze do korzystania z komórki – cytuje „ze smyczą chodzić nie będę” – ale w trakcie trzymiesięcznego remontu biblioteki z czytnikiem zaprzyjaźnił się do tego stopnia że zakupił w abonamencie legimi
Tak jestem już w wieku emerytalnym – czyli należę do starszych osób, ale dziś (16.05.16.) Wyborcza donosi, że amerykańscy naukowcy (!) stwierdzili, że starość zaczyna się od 70., do której mi jeszcze daleko.
Od dwu miesięcy mam czytnik – Kindle, i jestem zachwycona. Mówię czemu nie wcześniej, czemu ze swoistą obojętnością patrzyłam na tych, którzy w pociągu, metrze czytają z czegoś takiego.
Nie mam – jak na razie problemów ze wzrokiem, możliwość regulowania wielkości czcionki nie była dla mnie argumentem; nie mam też problemów z wychodzeniem z domu, ani z obsługą komputera, którego używam od 24 lat! Główny powód zakupu czytnika to argument kolegów – czyta się tak, jakby to było na papierze (nie lubię czytać na monitorze, ani na tablecie, zawsze tekst drukowałam); oraz – właśnie o tym piszę – pozycje kupione, czytane nie zajmują miejsca. Z bibliotek bowiem korzystam tylko z konieczności, najczęściej staram się kupować. Niestety mieszkanie jest małe, a w nim około 3 tysięcy pozycji, i właściwie miejsca na książki już nie ma! Przez te dwa miesiące kupiłam ponad 20 pozycji, kilkanaście przeczytałam, i zaoszczędziłam około metra przestrzeni.
A na czytniku czyta się jakoś inaczej, jakby szybciej, tak jakby materialny aspekt książki wydrukowanej na papierze stanowił swoiste obciążenie.
Poza tym, gdy po paru / parunastu godzinach odkryłam plik My Clippings przekonałam się, że dobrze zrobiłam ulegając pokusie posiadania czegoś takiego, bowiem z reguły czytając książki wypożyczone z biblioteki robiłam dokładne notatki, co zajmowało czas i było dość żmudne.
Krótko – dziś nie wyobrażam sobie lektury bez czytnika i cieszę się, że odkryłam taką stronę w Internecie.
Staralem sie przekonac moja 70+ letnia matke, na prozno. Potrafi obslugiwac, czyta duzo ksiazek, ale to nie to. Dla niej wazne jest, ze raz na tydzien idzie do biblioteki, musi sie porzadnie ubrac, porozmawia z paniami bibliotekarkami, poobczaja nowosci. potem idzie do bibliotecznej kawiarni. Raz w miesiacu idzie do pana Janka do ksiegarni i tam podobnie. To jest wydarzenie w jej konczacym sie zyciu – spotkac ie z ludzmi. W stanach jest inna sytuacja. Spoleczenstwo zyjace na przedmiesciach, do najblizszej biblioteki, kawiarni musisz wsiadac w samochod i jechac, szukac parkingu, wydawac kase na paliwo etc. Wiec do biblioteki/ksiegarni jedziesz „przy okazji” a nie dla przyjenosci.
Przeniosłem komentarz na fb. Nie zauważyłem, że artykuł ma 6 lat :)