Serwis TorrentFreak zwrócił uwagę na dokument (PDF) opublikowany w sierpniu 2013 przez Springera – jedno z największych wydawnictw na świecie.
Są to strategie dotyczące walki z piractwem przeznaczone dla autorów Springera. Na początku znajduje się wyjaśnienie postawy wydawnictwa.
Co jest chyba najważniejsze:
While we have not yet seen harmful effects of eBook piracy and file sharing on our eBook portfolio, these are nevertheless considered serious topics.
A zatem – mimo zwiększenia oferty książek elektronicznych, Springer nie zauważył szkodliwych efektów piractwa i dzielenia plików.
Inna ciekawa uwaga z dokumentu – Springer dostaje miesięcznie około 100 zgłoszeń od autorów dotyczących piractwa – ale tylko połowa dotyczy faktycznych naruszeń. Druga połowa to zwykły spam – strony oferujące „fast download” zwykle niczego nie oferują.
Z kolei uwaga zabawna – wydawnictwo odradza autorom ściąganie swoich książek przez torrenty (aby sprawdzić czy to faktycznie udostępniona nielegalnie książka), bo w ten sposób udostępniają także plik, co może ich… wpędzić w kłopoty prawne. Ciekaw jestem, w jaki sposób weryfikują to wydawcy. :-) Choć jednocześnie informują, że sieci P2P rzadko reprezentują zagrożenie…
Jak to wszystko rozumieć?
Nie dziwię się, że wielki wydawca chce walczyć z udostępnianymi nielegalnie e-bookami. Ale jednocześnie mamy tutaj zadziwiającą ilość zdrowego rozsądku. Podobne stwierdzenia – że piractwo nie ma złego wpływu na sprzedaż – od dawna pojawiają się w wypowiedziach O’Reilly – a przecież książki informatyczne należą do najczęściej kopiowanych. Ciekawe, co na to polscy wydawcy. :-)
PS. Podziękowania dla Michała Trzmielewskiego za przesłanie linku.
Czytaj dalej:
- Piraci nie są bezkarni, czyli jak Przemysław Semczuk wygrał z youtuberem, który zarabiał na jego audiobooku
- Internet Archive przegrało proces z wydawcami w sprawie „kontrolowanego wypożyczania” e-booków
- O tym jak narzędzia AI masowo korzystają z pirackich e-booków
- Po 11 latach (!) sąd wydał wyrok w sprawie Chomikuj.pl i naruszenia praw autorskich
- Jak (nie) sprzedają się książki w Polsce. Jaki udział mają e-booki? ArtRage podaje wyniki Fossego i innych swoich autorów
- [Aktualizacja] O tym jak czekam od miesiąca na e-booka, czyli o problemach sprzedażowych małych wydawców
To zdanie to raczej obrona przed ew roszczeniami z powołaniem się na negatywny efekt piractwa: „nic z tym nie robicie i dlatego mniej zarabiamy”. A tak, „nie widzą wpływu” więc mniejsza sprzedaż to wina autora, bo przynudza.
„bo w ten sposób udostępniają także plik, co może ich… wpędzić w kłopoty prawne. Ciekaw jestem, w jaki sposób weryfikują to wydawcy. :-)”
Pobierając oczywiście – wydawcy mają prawo do rozpowszechniania, autorzy niekoniecznie.
Wystarczy skonfigurować klienta tak aby nie wysyłał pobranych danych, a wyłącznie pobierał.
ma ktoś może na zbyciu jakiś kod na woblinka? jeśli tak to jakby był uprzejmy przesłać :)
takitutaki (at) gmail.com
Z tymi kodami jest problem… mam ich coraz więcej a wakacje coraz krótsze.
spoko, dzięki za kody :) bo już pare dostałem :) czas na zakupy :)
Wiem bo Ci wyslalem :) jak ktoś jeszcze potrzebuje to mam w zapasie
O, to jeśli ja bym mógł prosić: michal701223 (at) wp.pl
Dzięki
Kod poszedł na email
Panie Robercie, tłumaczenie fragmentu a nie całego zdania trochę wypacza sens całości wypowiedzi, która wyraźnie jednak stwierdza, że piractwo jest wciąż uważane (przez Springera) za poważny temat.
Słuszna uwaga, bo w dokumencie napisano, że jeszcze nie zauważono negatywnego wpływu piractwa. I to nie na cały rynek, a na rozwój i sprzedaż konkretnego wydawnictwa.
Piractwo to nie problem. Jeśli książka nie ma ebooka to wydawca i autor jest winny piractwa… Znaczy piraci są winni ale autor i wydawca może to zmienić wydając ebooka zamiast z tym walczyć.
W przypadku 95% książek są ściągane tylko po to żeby były ściągane „bo może się przydać”. W przypadku takiego piractwa książki za 9zł są dość skuteczne bo wtedy ludzie często kupują książki które im nie są potrzebne.
Z tymi książkami za 9 zł jest coś na rzeczy, a potem kupuje się droższe, a czasu na przeczytanie mało…
Ta strona też ma niebagatelny wpływ na kupowanie książek, które „nie są potrzebne” ;)
Fakt, sam wpadłem w pułapkę kupowania w promocji i jeszcze sporo zostało mi do przeczytania.
Za to ebook zakupiony w normalnej cenie, przeczytany od razu :)
Jakby ktoś chciał się uśmiechnąć przy czytaniu to podaję poniżej linki z fragmentami i do księgarni, książka do „Misjonarze z Dywanowa” :)
fragmenty – http://szortal.com/node/3322
księgarnia – http://kwidzyn.osdw.pl/ksiazka/Zdanowicz-Wladyslaw/E-book-Misjonarze-z-Dywanowa-PINKY-tom-pierwszy-MOBI,kwidzHAXPY3HF
Też tak mówiłem, dopóki nie dowiedziałem się jakie są koszta licencji na niektóre książki (to, że wydawca wypuszcza druk, nie znaczy, że ma prawa do dystrybucji w formie elektronicznej – to osobny koszt). Przy naszym wciąż małym rynku ebookowym sam koszt licencji może się nie zwrócić (szczególnie kiedy nie zwrócił się w formie drukowanej), zatem ciężko mieć za złe wydawcy, że jednak nie wywala pieniędzy w błoto. Dla spokoju sumienia można kupić książkę, a ściągnąć ebooka.
No to trzeba negocjować i jeszcze raz negocjować. Jeśli licencja na ebook jest nie do przyjęcia, a rynek oczekuje ebooków i chce czytać książkę, to albo mu ją dostarczyć w cenie jaką rynek jest gotowy zapłacić, albo nie tykać, ale wówczas nie narzekać, że rynek sam zapełnia lukę.
Oczywiście zdaje sobie sprawę z kosztów. Jednak napisałem swoje obserwacje, ludzie w takich przypadkach po prostu kupią książkę której by normalnie nie kupili. A to czy autor i wydawca chcą sprzedać więcej kopii taniej czy mniej drożej to już sprawa między nimi. Jednak gadanie, że piractwo zabija rynek jest nieprawdą. Zawszę wolę kupić książkę którą chce przeczytać jeśli mnie na nią stać i uważam, że cena nie jest kosmiczna (moja subiektywna ocena).
Akurat łatwo zinterpretować fragment o braku zagrożenia ze strony P2P. Po prostu sieci P2P są zbyt skomplikowane dla przeciętnego użytkownika – trzeba jakiś program instalować, szukać jakichś dziwnych plików .torrent po internecie, orientować się o co chodzi z tymi seedami, a nie daj Boże jeszcze skonfigurować porty na routerze), a grupkę geeków która to ogarnia da się przeboleć. Bardziej szkodliwe są strony oferujące łatwe pobieranie przez przeglądarkę.
Ja ktoś z Was potrzebuje kod na 10 zł do Woblinka .
to podam Wam kod promocyjny z banku Credit-Agricole oomcfmzw
„Oferta obejmuje rabat w wysokości 10PLN na wszystkie nieprzecenione e-booki i jest aktualna od 24.07 do 30.09.2013r. Aby otrzymać rabat proszę podać kod oomcfmzw. Oferta nie łączy się z innymi promocjami.
Kod działa wielokrotnie
Skoro leca kody za free to moze tez sie zalapie?
oxnvnuho@wp.pl
Na Interii jest „wpis” z podsumowanie ankiety voblinka przeprowadzonym na mieszkańcach Warszawy. Mam wrażenie, że grupa była mało reprezentatywna, może w okolicy uczelni, szkoły przeprowadzana ankieta ;-)
http://nt.interia.pl/gadzety/news-e-czytelnik-w-wielkim-miescie,nId,1014323
Ankieta była virtualo :)
Pełne wyniki są w komunikacie prasowym: http://media.innovationpr.pl/pr/251365/e-czytelnik-w-wielkim-miescie-wyniki-badania-virtualo
oj, jakoś tak podobnie te nazwy brzmią ;-)
„jak on się nazywał… coś na K… K…, a już wiem, Nowak” ;-)
Ale się uchachałem, akurat Springer, podobnie jak jego konkurent Wolters Kluwer, są znani z dość bezwzględnego ścigania osób „piratujących” ich tytułu, tak w Polsce jak i na świecie. A wyjaśnienie całego „fenomenu” jest raczej proste – wydawnictwo specjalistyczne, niskonakładowe raczej drogie tytuły ( cena powyżej 1000 euro nie jest czymś niezyskanym, przeciętnie od 100 do300 euro), główny odbiorca to biblioteki uczelniane i duże/ średnie firmy ( przynajmniej Ameryka Północna i Europa Zach.) i nakład sprzedany ( wow, całe 800 sztuk na przykład). Więc dla wydawcy wsio rawno. A tytuły są piracone, tylko raczej w zamkniętych środowiskowych, co jest mi znane z praktyki., bo cena za książkę 800 euro to jednak dużo nawet dla dobrze zarabiającego inżyniera w Niemczech.