Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Program rozwoju czytelnictwa czy „branży kulturalnej”?

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014-20. Czy jest tam coś, co może nas zainteresować?

Punktem wyjścia jest tragiczny stan polskiego czytelnictwa – 60% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki, tylko 11% to aktywni czytelnicy – 7 książek i więcej.

Celem – osiągnięcie tego, że 80% Polaków sięgnie jednak po książkę.

Nie udało mi się znaleźć żadnego dokumentu, ale mamy prezentację:

Oraz cytat:

„Na rozwój czytelnictwa w ciągu sześciu lat przeznaczonych zostanie w sumie miliard złotych. 650 mln zł ze środków resortu kultury i 350 mln zł od beneficjentów programu, m.in. od samorządów i innych instytucji” – powiedział minister Bogdan Zdrojewski. Jak zaznaczył, część z tych środków jest już zapisanych w wieloletnich programach rządowych. W jego ocenie, program nie zakończy się sukcesem bez zaangażowania szkoły i rodziny. „Ma szansę powodzenia i będzie inwestycją trwałą, jeżeli nawyki czytelnictwa będą budowane w rodzinie od wczesnego dzieciństwa i kontynuowane w szkolnictwie przede wszystkim stopnia podstawowego” – podkreślił minister.

I jak to oceniam z pozycji „czytającego amatora”.

W dużej części widzę tutaj próby robienia tego samego, co dotychczas, tylko że intensywniej. W 2020 roku e-booki mogą stanowić np. 15-20% rynku książki (30% to jednak zbyt optymistyczna prognoza). Tymczasem, wiele w tym planie nie wskazuje, aby rząd myślał o promowaniu czytelnictwa w formie elektronicznej.

Specom od „kultury” nie przychodzi na myśl, że Polacy nie czytają, bo na książki nie mają ani czasu ani pieniędzy. A książki elektroniczne mają być zarówno tańsze, jak i ułatwiać czytanie w czasie, w którym nie sięgniemy po książkę papierową. Podczas przerw, w drodze do pracy, w kolejce do lekarza.

Ale popatrzmy na niektóre punkty programu:

  • Wydawanie czasopism kulturalnych – zaraz, jak czasopisma kulturalne, dotowane i wydawane w kilkuset egzemplarzach mają przyczynić się do wzrostu czytelnictwa? Przecież to jest lektura dla elit. Można oczywiście myśleć o upowszechnieniu tych czasopism – tak że każde dotowane przez państwo pismo powinno być dostępne np. w wersji elektronicznej.
  • Modernizacja bibliotek i dofinansowanie zakupu nowości – tak, trzeba wciąż to robić, niestety o tym czy biblioteka jest przydatna dla przeciętnego człowieka świadczy fakt, czy znajdzie tam nowości.
  • Szkolenie przewodników po świecie książki, budowa społeczności wokół bibliotek – to jest tworzenie kolejnych publicznych etatów. Jak to ma pomóc w czytelnictwie?
  • Regulacje prawne dotyczące rynku książki – tego się można obawiać i o tym napiszę osobny artykuł; w skrócie chodzi o przycięcie promocji na nowości.
  • Wsparcie udostępniania legalnej książki w internecie – o, to nas może zainteresować.

Czego mógłbym oczekiwać:

  • Poważnego zajęcia się tematem tzw. dzieł osieroconych – książek, których nakłady wyczerpały się dziesiątki lat temu, które wciąż podlegają prawom autorskim, ale których nikt nie wznowi, bo np. nie można dotrzeć do autora. Ministerstwo mogłoby utworzyć fundusz na rzecz publikowania takich wznowień w wersji elektronicznej. Przykładem może być Polski Słownik Biograficzny – pozycja wciąż wydawana, a której pierwszych tomów nie można przy obecnym stanie prawnym wznowić.
  • Wykorzystania ogromnej ilości treści, która jest dostępna dla instytucji kultury. Marzą mi się takie „Wolne Lektury Pro” – które zawierałyby elektroniczne wersje dzieł z serii Biblioteki Narodowej wydawanej od lat przez Ossolineum.
  • Wykupowania praw do ważnych dla polskiej kultury dzieł, szczególnie takich, które dopiero za jakiś czas przejdą do domeny publicznej i uwalnianie ich.
  • Pójścia o krok dalej – nie tylko digitalizacji, ale także opracowania i udostępniania w postaci, w której ludzie czytają e-booki.

Gdy jednak patrzę na organizatorów programu – zaczynam mieć wątpliwości:

W jego przygotowanie, a także koordynację zaangażowane są trzy narodowe instytucje kultury: Biblioteka Narodowa, Instytut Książki oraz Narodowe Centrum Kultury.

Ten sam Instytut Książki, który od paru lat blokuje przejście dzieł Janusza Korczaka do domeny publicznej. Czy instytucja o takiej mentalności może działać skutecznie na rzecz uwolnienia i upowszechniania literatury?

W przypadku Korczaka wymyślono coś takiego jak „otwarta licencja edukacyjna” i skany jego książek udostępniono w bibliotece Polona.

Oczywiście nie nadaje się toto do czytania na jakimkolwiek urządzeniu. Należałoby te książki opracować, wyodrębnić tekst, przekonwertować do normalnych formatów. Mogliby to zrobić nawet amatorzy, co roku dziesiątki książek digitalizowanych jest w Wikiźródłach. Na takie modyfikacje licencja jednak nie pozwala. Chcesz e-booka? To go kup. A tanio nie jest.

Mamy więc iluzję udostępnienia – książka niby została opublikowana, przejrzysz jej skany, ale nie jesteś w stanie niczego z tym zrobić.

Podsumowując – mam spore obawy, że pieniądze zostaną wydane, plan zostanie zrealizowany, ludzie nadal będą tyle czytać, ile czytają, zaś autorytety kulturalne będą nadal biadolić.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

58 odpowiedzi na „Program rozwoju czytelnictwa czy „branży kulturalnej”?

  1. Jagum pisze:

    „tylko 11% to aktywni czytelnicy – 7 książek i więcej.”
    Hmm, tylko 7?! Ja już od początku roku przerobiłem ponad 50 lektur… Z czego jakieś 46 na Kindle’u :).

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Ja równo 50, w tym 42 na kindle. ;) Ale my jesteśmy nisza.

      0
    • mo pisze:

      40 :) z czego lwia część na kindelku :)
      Fajnie być w takiej niszy ;)

      0
    • Sophia pisze:

      Ja również jestem w tej niszy, witam serdecznie :)

      W porównaniu z przerobem książek jaki ja prezentuję to 7 książek rocznie to jest masakrycznie mało :D Ja czasem jak mam dobry tydzień i krótsze książki to potrafię 7 w tygodniu przerobić… LOL W sumie też jakoś specjalnie nie liczę ile książek czytam, ale na pewno jest to więcej niż jedna tygodniowo. Tak więc razem będziemy sobie takimi dziwolągami :)

      0
  2. Janek pisze:

    Niech obniżą VAT na ebooki te polityczne mendy… Jak można tak nie wspierać ekologii… :/

    0
  3. Ber pisze:

    Ale o co właściwie chodzi w tej prezentacji?? Patrząc na nią – zwłaszcza na ten niemal minutowy fragment, gdzie strzałeczki uderzają w kółeczko i nic to nie oznacza, zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest pokazanie odbiorcom wprost, że to będzie po prostu przykrywka służąca kradzieży pieniędzy z polskiego budżetu. A jak przyjdzie do rozliczania programu, to odtrąbi się sukces i pokaże prezentację, w której strzałeczki będą uderzać w kółeczko i nic z tego nie będzie wynikać.
    A jeśli chodzi o komentarzową licytację, to nie jestem pewien, czy w tym roku przeczytałem około siedmiu książek, około pięćdziesięciu, czy gdziekolwiek w tym przedziale, bo z moją skrelozą[sic] mogę śmiało znowu czytać książki, które przeczytałem na początku roku :)

    0
  4. Nie widzę żadnych powodów, aby Państwo za zabrane nam (w tym mnie) w formie podatków pieniądze miało propagować czytelnictwo książek czy to elektronicznych czy papierowych. Książka to towar jak każdy inny – i niech sobie radzi sama na rynku. Takie programy to: (1) paternalizm „my wiemy co jest dla Ciebie dobre”, (2) wiele nowych etatów i fuch (zleceń) rozdanych „po znajomości”, (3) dotowanie jednych podmiotów kosztem innych.

    0
    • Doman pisze:

      Literatura, i ogólniej kultura jest towarem specyficznym, choćby dlatego, że wymaga specjalnych regulacji w postaci prawa autorskiego.

      0
  5. YuukiSaya pisze:

    Do luftu. Prędzej sprawdzają się ciekawe kampanie społeczne, pokazujące, że czytanie jest cool. Bo kto lubi czytać, ten czyta i tak – czy to wypożyczając książki, czy to kupująć „analogi” lub ebooki. Ale trzeba przemówić do tych, którzy nie czytają, bo… I to „bo…” ma mnóstwo odcieni.
    Często niestety będzie to „bo po co?” i tu już chyba tylko wychowanie nowego pokolenia pomoże – a ono czyta. Coraz częściej. Ha, odkrycie roku, jednak wiele dzieciaków sięgnie po coś „fajnego”. Harry Potter był fajny i dzieciaki czytały i boom, czytają dalej. Igrzyska Śmierci są fajne i młodzież czyta. Gra o Tron jest fajna i ludzie czytają (wiem, większość zostaje tylko przy serialu). Zobaczymy, jak będzie z Enderem. Wszystko, byle nie lektury szkolne.

    Może trochę to na wyrost, ale jak w podstawówce szlifowałam drogę do biblioteki, to nie było takich medialnych pozycji, czytanie było niefajne i robiło się to bez chwalenia wśród równieśników. Ba, nawet mój rocznik na studiach rzadko się dzielił refleksją na temat książek czytanych dla przyjemności. A może źle trafiałam. A wśród młodszych widzę zmiany i nawet im zazdroszczę. Albo łatwiej im się znaleźć i są bardziej widoczni.

    Generalnie – brakuje rozwiązań „społecznych”. Tych pod kątem książki elektronicznej też, a szkoda, bo to jednak przyszłość, jak pokazuje rynek amerykański czy angielski. Czyli do luftu. Jeszcze jak przejdzie punkt o mrożeniu cen to chyba przestanę czytać polskie pozycje poza tymi z Wolnych Lektur.

    0
  6. adamk pisze:

    Nie ma nic dziwnego że czytelnictwo spada, przy cenach książki dochodzącej do 50 zł każdy zastanawia się dwa razy czy kupić.
    Ale każda forma promowania czytania jest dobra , niech każda biblioteka w Polsce zakupi nowe książki to nakład wzrośnie i może książki stanieją. Jak książki będą tanie to i przybędzie czytelników.
    http://militarysf.pl

    0
  7. Sophia pisze:

    Jakoś żaden z tych pomysłów nie wygląda mi na coś co mogłoby jakoś znacznie wypromować czytelnictwo wśród. Jaki sens ma na przykład wydawania magazynów czytelniczych, których i tak nikt nie przeczyta? Skoro ludzie nie czytają książek to nikt z tych ludzi nie sięgnie po magazyn literacki… Moim zdaniem trzeba się bardziej skupić na tym gdzie ludzi teraz jest najwięcej, czyli na internecie. Zgadzam się z Robertem, że dobrze by było postawić na digitalizację pewnych tytułów, zwłaszcza takich mniej popularnych, których dodrukowywanie być może nie jest zbyt opłacalne, a digitalizacja z czasem miałaby szansę się zwrócić.

    A z punktu widzenia szarego czytelnika to zdecydowanie większą uwagę skupiłabym na cenach książek i e-booków. Nie są one tanie , a przy takim przerobie jak mam ja (i pewnie część z innych obecnych tu osób) to kupując po normalnych cenach można by zbankrutować. Tak więc Amazon i darmowe bądź bardzo tanie książki to moje wybawienie :D Tyle, że w naszym kochanym ojczystym języku się tego na taką skalę nie uświadczy. No ale dobrze, że mamy chociaż różne promocje i tego trzeba pilnować. a nie zabraniać księgarniom!

    Niestety cały ten przedstawiony program ma jakieś takie bardzo górnolotne podejście do sprawy i w ogóle nie bierze pod uwagę co zrobić, żeby zwykłym czytelnikom (a zwłaszcza e-czytelnikom) umilić życie. Tzn. niby mają dobre pomysły (jak np. modernizacja bibliotek), ale ja bym chciała zobaczyć np. możliwość wypożyczania e-booków albo bardziej przyjazne systemy pozwalające na rezerwację/zamawianie książek. Ja w tej chwili już nie korzystam z bibliotek, bo mi nie są potrzebne, ale pamiętam, że jeszcze jak korzystałam (choć było do dosyć dawno) to wkurzało mnie, że ciągle jakichś książek nie było, nie można było zamówić tylko wydzwaniać i pytać czy już jest. To nie na moje nerwy, tak więc szybko przerzuciłam się na kupowanie używanych książek ma Allegro, no a teraz jestem zakochana w Amazonie :)

    0
  8. porcoazurro pisze:

    Biblioteka Narodowa Ossolineum w ebooku! Szczyt marzeń.

    0
    • bosa pisze:

      Zgadzam się, że szczyt marzeń. Zwłaszcza z dobrze podlinkowanymi przypisami. Dorzuciłabym jeszcze serię „ceramowską” i Klub Interesującej Książki, i kto wie, może udział ebooków w rynku nagle by znacząco wzrósł…

      0
  9. Szmu pisze:

    Polityczna patologia – zwiększyć podatek na książki, ebooki traktować jako usługi, a następnie wydawać miliard na promocję czytelnictwa… W jaki sposób można legalnie wyprowadzać hajs z budżetu? – poziom PRO…

    0
  10. Eczytacz pisze:

    Ebooki jak usługę traktuje cała Europa poza Luksemburgiem i Francją. Skoro Minister twierdzi, że bez udziału rodziny i szkoły program nie odniesie sukcesu, niech ten miliard pójdzie na wsparcie szkoły i rodziny.

    0
    • asymon pisze:

      „Ebooki jak usługę traktuje cała Europa poza Luksemburgiem i Francją.”

      A ja sformułuję to co napisałeś w inny sposób. Jedynie Luksemburg i Francja traktują ebooki jak zwykłe książki, nie jak usługę. Plus karkołomne uzasadnienie traktowania przez fiskusa ebooka jako „usługi”.

      0
    • Szmu pisze:

      Zapewniam Cię, że rodziny często mają znacznie poważniejsze problemy niż problemy ministra…

      Promocja czytelnictwa w szkołach mogłaby się opierać w zasadzie tylko o zmiany programowe w doborze lektur, udostępnianiu nowych książek itp…

      0
  11. Olga pisze:

    Najlepszym sposobem promowania czytelnictwa jest przykład, nie jednorazowa akcja: społeczeństwo, które na co dzień widzi ludzi z książką (nieważne, czy w wersji elektronicznej czy papierowej), traktuje czytanie jako normalną i potrzebną formę zachowania. Jeśli będziemy tylko klikać i oglądać obrazki (znaczące jest to, że nawet prezentacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma formę obrazkową), to nie przekonamy nikogo do sięgnięcia po lekturę. A lektura to i refleksja, i działanie wyobraźni, i inspiracja do działania… Brakiem czasu nie można usprawiedliwiać spadku poziomu czytelnictwa… Biblioteki się zmieniają, nowocześnieją, każdy tekst można bez większego trudu zdobyć. Zainteresowanie książką zmniejsza się z powodu – proszę wybaczyć zapożyczenie ze Słowackiego – „zaleniwieniem ducha”: unikanie czytania to jedna z form unikania wysiłku w społeczeństwie nie najgorzej prosperującym, wychowanym w atmosferze uzyskiwania wszystkiego „jednym kliknięciem” … Czytanie nie boli, ale myślenie, konfrontowanie się z tekstem – owszem.

    0
  12. Marcin pisze:

    Jedynym sensownym promowaniem czytelnictwa byłoby dawanie uczniom (absolutnie każdemu) w szkole darmowego czytnika z kompletem lektur. Jak się nauczą w podstawówce to może potem część z nich będzie wzrastała z czytnikiem. A teraz niestety, jeśli się już coś daje to są to tablety. Poza tym jeśli rodzice nie czytają to dzieciom też się za bardzo nie chce bo jak widać można bez tego żyć.

    0
    • Olga pisze:

      …”Dawanie czytników” niczego nie rozwiąże – najpierw trzeba wzbudzić w młodym obywatelu zainteresowanie lekturą, potem dopiero obdarowywać go ułatwieniami. Książka „zdobyta”, wyczekana, upragniona ma większą wartość niż coś otrzymanego „z rozdzielnika”. Więc może czytniki dla najlepszych, jak kiedyś książki w nagrodę za świadectwo z biało-czerwonym paskiem?

      0
    • OuNiS pisze:

      Ogromna większość uczniów ma gdzieś czytniki i czytanie. Woli tablety albo smartfony…
      Kiedy młodemu dałem kundla z „W pustyni i w puszczy” do szkoły, to wzbudziło to tylko zainteresowanie (głównie chodziło o dodawanie zakładek i komentarzy) u nauczycielki. Brać uczniowska to olała (zresztą jak i samą lekturę).

      0
    • Doman pisze:

      Jakiś tam efekt by był, choćby wysyp tanich czytników na allegro ;)

      0
  13. other019 pisze:

    Mogliby po prostu znieść VAT i dofinansować jakiekolwiek książki, bo 30 zł to już dużo jak na ucznia :C. Co gorsza książki specjalistyczne, czyli potrzebne do rozwijania mojej pasji, informatyki, to zwykle 70 zł w górę :c.

    0
    • Olga pisze:

      Oj, dofinansowanie… gdyby jeszcze ten VAT wzmacniał kieszenie autorów! :) A może jakiś zwrot podatku za udokumentowany zakup książek w ciągu roku?

      0
  14. airborell pisze:

    No nie wiem, jeśli idzie o wygodę korzystania z bibliotek, to naprawdę nie mam co narzekać. Jest katalog OPAC, można książki zamawiać, rezerwować, jest pełna obsługa elektroniczna i system powiadomień e-mailem. Nie wiem, jak można było korzystać z bibliotek bez tego… Jedyną niedogodnością jest to, że trzeba do tej biblioteki iść (od razu przychodzi mi do głowy pomysł na bibliotecznych kurierów). No i brak wypożyczeń międzybibliotecznych (a naprawdę nie zawsze mi się chce jechać po interesującą mnie książkę na drugi koniec miasta).

    Tak naprawdę to powinniśmy mówić o dwóch różnych programach, przy czym ich cele się częściowo pokrywają, ale częściowo są rozbieżne:

    1. Program promocji czytelnictwa,
    2. Program wsparcia dla wydawnictw i autorów.

    Jeśli nowość można kupić zaraz po premierze przecenioną o połowę, to jako klient oczywiście się cieszę, ale zdaję sobie sprawę, że wydawnictwo przy takich marżach się nie utrzyma, a w moim długofalowym interesie leży, żeby dobre wydawnictwa było stać na wydawanie książek. To samo z bibliotekami. Jeśli przeczytam nowość w bibliotece, to raczej nie będę chciał już jej kupić – ergo wydawnictwo na mnie nie zarobi. IMO powinien powstać mechanizm, w którym wydawnictwu będzie się opłacać, że jego książki będą wypożyczane w bibliotekach. Myślę o mikropłatnościach za wypożyczenie, ale to się znów podniesie hałas, że się odstrasza ludzi od czytania…

    0
  15. asymon pisze:

    W jaki sposób zachęcić do czytania książek osobę, która nie czyta, ani nie czuje potrzeby, bo nigdy nie czytała?

    Jaką lekturę podsunąć takiemu komuś?

    0
    • YuukiSaya pisze:

      „Czytanie dla bystrzaków”

      0
    • Blue pisze:

      Ja podsuwam Cobena, „Nie mów nikomu”. Na razie skutkuje. Krótkie i bardzo dynamiczne czytadło. Przy tym dość uniwersalne, bo bez wątków SF i fantastycznych, raczej każdemu powinno podejść. Choć mi się akurat końcówka nie podobała ;), ale nic lepszego na pierwszy raz po długiej przerwie nie znam. I skutkowało właśnie na nieczytatych :). Z resztą sam po niej wróciłem do czytania.

      0
  16. E-czytelnik pisze:

    Witam! To i ja zabiorę głos w dyskusji. Jako świeży e-czytelnik ochoczo zabrałem się do połykania kolejnych książek – i tych nowych, ale lubię wracać także do starszych , ulubionych dzieł. I właśnie natknąłem się dziś na mur. Otóż chciałem sobie przypomnieć ( a dziecku polecić ) książkę pt „Doktor Dolittle i jego zwierzęta” (czyli pierwszą z serii- jeśli się nie mylę). Sprawdzam , szukam – nigdzie nie ma ! ( na Woblinku jest tylko nowsza część – jedna jedyna z serii!). Szukam dalej – darmowe książki, wolne lektury, nawet portal ulubieńców zwierząt futerkowych – nadal nic ! Trochę się dziwię, bo pierwsze polskie wydanie miało miejsce chyba z 70 lat temu. Postanowiłem rozszerzyć poszukiwania na świat i co ? Jest !! Znalazłem bezpłatną wersję na stronie projektu ProjectGutenberg – niestety , po angielsku .. I tak się zastanawiam : jak to jest, że książka , która jest lekturą w klasie 2, dostępna w darmowej domenie, nie ma wydania w formie e-booka po polsku ? Może ktoś mnie oświeci, bo już tego nie ogarniam..

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Dwie kwestie:
      1. Tłumaczenie na polski może nie być w domenie publicznej, bo liczy się czas od śmierci tłumacza. Angielską wersję możesz z darmo ściągać, ale tłumaczenie to osobna historia.
      2. Nie wszystko da się zrobić jednocześnie. Możemy się wkurzać, ale z drugiej strony wszyscy chcieliby właśnie te konkretne książki – a czasem nie ma nawet mocy przerobowych. Jestem w stanie zrozumieć wydawnictwa, które nie chcą „topić” kasy w niepewny i młody jeszcze rynek, wolą wydać w ebookach książki nowe i takie, które się dobrze sprzedadzą. Ponadto czasem „wytropienie”, kto ma prawa do danej pozycji i nakłonienie wszystkich do podpisania nowej umowy czy też aneksu to też koszt. Te książki będą pojawiać się stopniowo, wraz ze wzrostem rynku ebooków i oczekiwaniem na pojawienie się tych pozycji.

      Żeby nie było – też marzy mi się sporo pozycji, które teraz co najwyżej na gryzoniu dostanę. Kilka z nich mają pojawić się z 2014, ech, oby to była prawda… Część to chyba już nigdy oficjalnie do e-obiegu… A autorzy żyją, mają się dobrze, na domenę publiczną nie ma co liczyć.

      0
      • YuukiSaya pisze:

        Aż sprawdziłam – tłumaczki pożyły trochę, Wanda Kragen do 1982 roku, Janina Mortkowiczona do 1960. Tom pierwszy trafi do domeny w 2053 roku, reszta w 2031.

        0
      • Robert Drózd pisze:

        A ja dodam, że część Doktorów Dollitle nie była wznawiana od kilkudziesięciu lat.

        „Doktor Dolittle na Księżycu” chodzi na Allegro po 200 zł!

        0
        • Xumi Xymen pisze:

          aż się prosi open’owe tłumaczenie, bo czekać jeszcze 38 lat na uwolnienie książki sprzed 70 lat to jakieś przegięcie

          0
    • airborell pisze:

      Doktor Dolittle jest lekturą szkolną i nikt się tego jeszcze nie przyczepił? Przecież to jest książka mocno podejrzana z punktu widzenia poprawności politycznej.

      0
  17. tzigi pisze:

    Jednym z najprostszych sposobów podniesienia czytelnictwa byłoby po prostu obniżenie cen.

    Też należę do niszy i też czytam naprawdę dużo książek (wychodzi mi to w setkach rocznie – z czego większość to po prostu pozycje naukowe lub dawne – literaturoznawca już tak ma). Z kilkuset książek przeczytanych przeze mnie przez ostatnich 12 miesięcy pewnie 80% pochodziło z gryzonia czy library genesis. A i tak wszystkie pieniądze, jakie mogę poświęcić na przyjemności, wydaję na książki. Na przykład w tym tygodniu wydano 2 nowe tytuły, które chciałam kupić – nowego Wiedźmina (Sezon Burz) i Zgon Giny Damico. Oba kupiłam, Zgon już przeczytałam (tak, to jest książka, która miała dzisiaj premierę – kupiłam ją o 12, 3 godziny później już byłam po lekturze – takie przekleństwo szybkiego czytania mnie dopadło…), do Wiedźmina zaraz się zabieram. Obie książki kosztowały mnie 80 zł. Za tyle pieniędzy mogę spokojnie przeżyć tydzień, a może nawet i więcej.

    Kupowałabym więcej i w ten sposób przyczyniała się do wzrostu „wykazywalnego” czytelnictwa, ale po prostu nie mam na to pieniędzy.

    0
  18. Dagon pisze:

    Zamiast wydawać czasopisma, których nikt nie przeczyta lepiej byłoby przeznaczyć to na długoterminowe kampanie społeczne. Coś w stylu „Cała Polska czyta dzieciom”. Świadomość rodziców rośnie a w prawie każdej rodzinie jest jakieś dziecko. Nie dość, że mama / tata / babcia / dziadek przeczytają od czasu na głos jakąś książkę to dodatkowo utrwalają pozytywny wzorzec u dziecka.

    0
  19. KonradK pisze:

    A ja nie uważam czytelnictwa za jakąś cnotę, którą należy propagować, zwłaszcza za publiczne pieniądze (m.in. z podatków tych, którzy lubią czytać i tych, co nie lubią).
    Jak kto woli co innego, to proszę bardzo: do telewizora, do konsoli, na drzewo.

    P.S.
    I to samo myślę o innych cnotach, jak np. remontowanie mieszkania, czy (do niedawna) używanie internetu, nagradzanych odpisem od podstawy opodatkowania.

    0
  20. Tereza pisze:

    „…
    Ministerstwo uznało, że stosowanie różnych stawek VAT na e-booki (23%) i książki papierowe (5%) jest nieuzasadnione. Przypomnijmy, że wysoki 23% VAT na książki w postaci elektronicznej, jest spowodowany faktem, iż są one uznawane za usługę. Warto dodać, że ten sam utwór pobrany z internetu i obarczony wyższym podatkiem, kupiony na nośniku (płycie CD) będzie miał niższy VAT. …”

    Zastanawia mnie dlaczego wydawnictwa nie oferują książek na nośnikach ?
    Widocznie nie są zainteresowane aby niższą ceną wspierać rozwój czytelnictwa – liczy się tylko zysk.
    A że niższa cena bardzo często przekłada się na wyższy zysk – to zbyt abstrakcyjne dla większości wydawców.
    Z drugiej strony – książka kupiona na nośniku nie byłaby już „usługą” – taką pozycję (jak rozumiem) mogłabym legalnie sprzedać lub wymienić się – podobnie jak z tradycyjnym, papierowym wydaniem. Więc , szczerze mówiąc – nie mam nadziei na „legalną cyfrową wersję książki” z 5% VAT-em . Poza czytelnikami – nikt nie jest tym zainteresowany :(

    0
    • GZ pisze:

      „Widocznie nie są zainteresowane aby niższą ceną wspierać rozwój czytelnictwa – liczy się tylko zysk.
      A że niższa cena bardzo często przekłada się na wyższy zysk – to zbyt abstrakcyjne dla większości wydawców.”

      @Tereza – zainteresuj się jak wyglada rynek dystrybucji i ile wydawcy muszą oddać dystrybutorom, wtedy się okaze ze to co wydaje ci się proste, takie nie jest

      0
  21. GZ pisze:

    A gdzie w tym wszystkim jest o zainteresowaniu ksiązką od najmlodszych lat.
    Dzieciaki mają do wyboru tablety, smartfony, kinecty itp, – w ksiazkach muszą odnalezc cos co ich zainteresuje. Tymczasem lista lektur wyglada tak:
    http://www.superkid.pl/lektury-klasa-1

    http://bibliotekaszkolnazsgraboszyce.blox.pl/2012/02/Wykaz-lektur-szkolnych.html

    Sprobujcie sobie – a jeszcze lepiej 6-7 latkowi przeczytać „na jagody”, albo „plastusiowy pamietnik”. To jest świat ktorego on kompletnie nie zna.
    Do tego niezrozumialy język i mamy gotowe podejscie „w ksiazkach nie ma nic nowego, tylko jakieś starocie”

    Polskie wspolczesne ksiazki dla dzieci zdobywają kolejne nagrody na świecie a my sięgamy do lektur sprzed lat

    0
    • Robert Drózd pisze:

      O tym samym niedawno myślałem – to wygląda jakby jakaś mafia miłośników dawnej literatury opanowała ministerstwo :) To jest tak straszliwie oderwane od świata jaki znają dzisiejsze dzieci.

      0
      • jaguarek pisze:

        Ale tak ministerstwu jest łatwiej. Nie ma problemu wybierania nowości. A gdyby wybrali książkę z prawami autorskimi – jak wybrali na przykład Lema dla starszych klas, to musieliby się tłumaczyć dlaczego ten autor. Z Lemem nie ma problemu – przetłumaczony na wiele języków, uznany. Ale Kazdebke na przykład mógłby się nie spodobać innym współczesnym pisarzom. To trochę tak jak z przetargiem na śmieci w Warszawie. Teraz stolica ma problem, bo są nieścisłości. Natomiast w Ministerstwie są osoby, które uważają, że skoro pokolenia wychowały się na starociach, i teraz łatwo się nimi steruje – to to jest dobra droga… do sterowania. Nie oszukujmy się – może nie wszyscy tutaj wiedzą, że w przedszkolu nie wolno uczyć dzieci czytać. Nie wiedzieliście? – witajcie we współczesności… ;(

        0
        • Robert Drózd pisze:

          Obawiam się, że tak właśnie jest.

          Do tego trzeba pamiętać o tym, że skoro jakąś lekturę dodają – to jakąś muszą usunąć. I wyobraźmy sobie że usuwają Konopnicką – zamach na narodowe tradycje i czyn homofobiczny w jednym. ;-)

          0
  22. Quetz pisze:

    Przeraża mnie brak zrozumienia powodów niskiego czytelnictwa. Sam mieszkam w małej miejscowości i wiem, jak to wygląda. Z biblioteki wiele wypożyczyć się nie da, o nowościach nie wspomnę nawet, sensowna biblioteka jest dopiero w sąsiednim mieście powiatowym, a i tam na książkę trzeba poczekać. A na kupowanie książek – w zadowalającej ilości ludzi po prostu nie stać.
    Sam, podczas ostatnich promocjo targowych kupiłem około 20 e-tytułów po 10-15zł, mam spory zapas na jakieś pół roku i mam nadzieję, że przez ten czas znów uzupełnię zapasy, podczas podobnych promocji.
    Ale znając Pana Zdrojewskiego i ekipę pewnie dowiem się, że skoro te książki powinny były kosztować 30zł, a kupiłem je po 10, to okradłem budżet, wydawnictwa i autorów na 200zł. Ale jakoś mnie to nie zdziwi.

    0
  23. Misiek pisze:

    Drodzy moi!Uczę języka polskiego ponad 10 lat i szczerze Wam powiem – nienawidzę większości lektur. Opracowuję, bo muszę. Jak mam zachęcić młodzież do czytania, jeśli sama ich katuję pozycjami (obowiązkowymi): „Romeo i Julia”, „Skąpiec”, „Krzyżacy”…? Co dzisiejsza młodzież znajdzie tam dla siebie? Co zrozumie z tego „pokręconego” dla nich języka? Co ich w tym „Skąpcu” rozśmieszy, a co wzruszy w Szekspirze? Przeciętnego nastolatka – nic! Z lektur tzw. stałych jedynie „Zemsta” się dość podoba (kwiecisty język Cześnika robi swoje). „Kamienie na szaniec” też jako tako czytane są.
    Ja rozumiem, że klasykę trzeba znać. Rozumiem, że trzeba dorobek przodków doceniać. ALE – dlaczego akurat w gimnazjum? Dojrzewającej młodzieży obce są problemy minionych wieków. Nawet jeśli się przekonuje, że są wciąż aktualne… (bo w sumie są). Nie dziwię się, że młodzież nie czyta lektur. W szkole podstawowej dzieci czytają, sprawia im to frajdę. Dobór lektur jest sensowniejszy (tak, nawet ten „Plastusiowy pamiętnik” dzieci lubią!). A potem, w wieku rozwojowym, serwuje się im Szekspira i Moliera… No litości.
    Nasza biblioteka na przerwach pęka w szwach. Dziewczyny zaczytują się w książkach Marty Fox czy Ewy Nowak. I jedną książkę Ewy Nowak nawet opracowuję, bo udało się kupić kilka egzemplarzy tańszego wydania. Ale to kropla w morzu potrzeb.
    Ja tu widzę kilka problemów:
    -zły dobór lektur do rozwoju emocjonalnego uczniów i ogólnej wiedzy o świecie;
    -nieczytajacy rodzice (brak czasu, brak pieniędzy, brak jakichkolwiek zainteresowań), a zatem brak przykładu w domu;
    -ceny książek;
    -biedne szkolne biblioteki…
    I tak można wyliczać. Mnie się marzy dowolność w wyborze, nawet tej klasyki – ale teraz najważniejszy jest egzamin/matura…i jak inaczej zinterpretujesz tekst niż sobie testujący życzą – biada ci. I biada nauczycielowi, który nie uczy myśleć według klucza :)

    I żaden narodowy program tu nie pomoże, jak się nie zapyta u źródła, dlaczego jest jak jest…? I co z tym można zrobić?

    Na zakończenie dodam, że jako e-czytelniczka zwiększyłam kilkakrotnie liczbę przeczytanych pozycji, bo: czytnik wszędzie noszę (lekki i poręczny), pilnuję promocji i nie muszę się wykłócać z rodziną o zapalone długo światło (paperwhite :D).
    Pozdrawiam!

    0
    • Olga pisze:

      Pierwsze zdanie Poprzedniczki wyjaśnia, dlaczego obniża się poziom czytelnictwa. Jeśli nauczycielka NIENAWIDZI lektur, to czego przede wszystkim uczy swoich podopiecznych?! Niechęci do książek. Przygnębiające.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        A to nauczyciele podpisują cyrograf nakazujący im kochanie lektur?

        Można Szekspira i Moliera prywatnie lubić (zresztą prywatne gusta to jest rzecz prywatna….), ale nienawidzić ze względu na rolę w procesie edukacji. Program wymaga, żeby przerobić Szekspira, bo mogą być pytania na teście. Dlatego przerabia się niezależnie od zdania nauczyciela.

        Swoją drogą moja polonistka w liceum uwielbiała Baczyńskiego. Efekt? Tak z nami go wałkowała, że mieliśmy go serdecznie dość. :-)

        0
      • KonradK pisze:

        Tak jak można lubić historię i nienawidzić programu, który nakazuje przedstwiać pewne wydarzenia w jakimś świetle a inne pomijać. Drugie właśnie z powodu pierwszego, nie mimo pierwszego.

        0
  24. Isaak pisze:

    Ech przecież lepiej żeby z naszych podatków była finansowana telewizja np TVP ABC, a potem wszyscy zdziwieni że młodzież woli tv czy internet niż książki skoro od dzieciństwa jest karmiona wszelkiego rodzaju treściami wideo

    0
  25. Annathea pisze:

    A może by tak ulga podatkowa dla aktywnych czytelników? Przeczytałeś ileś tam książek, masz większy zwrot podatku, co byś więcej książek kupił. Oczywiście, wliczając w to ebooki, ale liczą się tylko książki zakupione w Polsce.
    Za czytające dzieci rodzice też dostają ulgę, ale nie obejmuje ona lektur szkolnych.

    0

Skomentuj Dagon Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.