Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Promocja wiosenna: Kindle Paperwhite, Oasis i Scribe do 90 EUR taniej!

Podsumowanie roku 2012 – część II: siedem twarzy e-bookowej rewolucji w Polsce

Ebooki 2012 - biblioteczki z polskich księgarni

W drugiej części podsumowania ubiegłego roku skupiam się na polskim rynku e-booków – czyli generalnie na tym, co możemy kupić na nasze czytniki.

A możemy kupić coraz więcej. U wielu z Was elektroniczne biblioteczki zaczęły gwałtownie puchnąć. Chyba podobnie jak ja, zaczęliście się zastanawiać – kiedy znajdziecie czas, żeby to wszystko przeczytać. Fajnie mieć takie dylematy.

Tak, to był rok, w którym wreszcie e-booki zaczęły się liczyć. Można to spokojnie nazwać rewolucją. Zobaczmy co się zmieniło w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

1. Coraz więcej tytułów!

Gdy czytałem wywiady czy analizy w roku 2011 – dominowało przekonanie, że e-book to jest taka nisza, w którą warto wejść… ale może jeszcze nie teraz. No i powszechne przekonanie, że to bezsensowna praca, bo e-booków nikt nie kupuje, a piraci przyjdą i ukradną. Jeszcze niedawno oferta księgarni składała się głównie z self-publishingu, tytułów w domenie publicznej i paru drogich książek autorów z II ligi.

Ile e-booków mają dzisiaj polskie księgarnie? Niektóre chwalą się kilkunastoma tysiącami. Ale sprawdziłem to dokładniej na bazie naszej porównywarki ofert e-booków. Jeśli policzymy:

  • tylko książki w formacie EPUB (aby uniknąć tych samych tytułów sprzedawanych w różnych formatach)
  • tylko książki o cenie 5 złotych i wyższej (aby wyeliminować książki z domeny publicznej oraz drobnicę)

… to wychodzi, że największe księgarnie mają na sprzedaż mniej niż 5 tysięcy tytułów.

Z jednej strony to jest bardzo mało. W księgarni na rogu znajdziemy więcej.

Ale jeśli popatrzymy na przekrój tytułów – to nie jest już tak źle. W ostatnim grudniowym rankingu Magazynu Literackiego KSIĄŻKI wyszło, że aż 20 tytułów z TOP 30 jest już w wersjach e-bookowych. Wchodzę czasami do Empiku czy Matrasa i patrzę na półki z bestsellerami. Widzę tytuły, które w większości są także na e-bookach. Pratchett, Dukaj, King, Larsson, Pilipiuk, Davies, Clarkson – dziesiątki popularnych autorów można już niemal w całości czytać na e-papierze.

Co ważniejsze – zmieniła się polityka wydawnictw, które (jak choćby REBIS) deklarują, że większość premier będzie miała już wersje e-bookowe. Zdarza się nawet – jak w przypadku nowej powieści Rowling albo w cyklu E.L.James, że e-book pojawia się w sprzedaży przed wersją papierową! I to już naprawdę rewolucja, bo świadczy o docenieniu tego rynku przez wydawców.

Gorzej bywa ze wznawianiem starszych tytułów – tu na przeszkodzie stoi prawo autorskie, które w przypadku nowego nośnika wymaga podpisania aneksu do umowy autorskiej. No, a autorzy podchodzą do tematu bardzo różnie.

Jasne, patrząc na sprzedaż ilościowo – e-booki będą wciąż niszą. Ale z punktu widzenia czytelnika nie jest dla mnie istotne, czy chodzi o 1% czy 3% – ale o to, że zaczynamy być traktowani poważnie.

Ruszyło się też coś w segmencie czasopism – jak sprawdzałem w listopadzie – już coraz więcej tygodników i miesięczników znajdziemy w wersjach na czytniki.

2. Pożegnanie z DRM i format MOBI.

W roku 2011 większość (nielicznych) e-booków była zabezpieczona po zęby przy pomocy różnych dziwnych technologii, żeby przypadkiem ktoś ich nielegalnie nie skopiował. Legalne kopiowanie też nie było najłatwiejsze. Wiele osób, które takiego e-booka kupiły i dostawały 3 strony instrukcji, dawało sobie na długo spokój z książkami elektronicznymi.

Rok 2012 był czasem, gdy większość polskich wydawnictw pozbyła się zabezpieczeń DRM na rzecz nieinwazyjnych znaków wodnych.

Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że w ten sposób Polska znalazła się w czołówce światowej, bo np. w Niemczech czy Francji nadal dominuje DRM. Przejście na znak wodny wymusili w dużej części posiadacze czytników, głównie Kindle, który jest na opak ze światowymi standardami. Ma inny format (MOBI, a nie EPUB), no i nie obsługuje systemu Adobe DRM.

O tym dystrybutorzy i wydawcy przekonali się dość szybko. Wypuszczenie e-booka w MOBI sprawia… że ludzie go kupują! Pojedyncze tytuły w promocji potrafią wygenerować sprzedaż kilkuset sztuk jednego dnia. Co więcej – nawet drogie nowości sprzedają się nieźle, np. przedpremierowe 50 twarzy Greya poszło w nakładzie 1200 sztuk w jeden miesiąc – a ta książka kosztowała prawie 30 złotych.

Rok temu wydawcy mieli podejście „chcemy, ale boimy się”. Przytaczali zapisy z umów, że zabezpieczenie musi być skuteczne, bo autorzy mogą ich zaskarżyć jeśli znajdą swoje e-booki w serwisach pirackich. Było to szukanie wymówek.

Ścieżki przetarł Helion, decydując się w listopadzie 2011 na rolę „polskiego O’Reilly” i wypuszczenie wielu tytułów w 3 formatach i bez DRM. Inne wydawnictwa podążyły za nimi i… co było najbardziej zaskakujące? Znak wodny okazał się być skutecznym zabezpieczeniem!

Bo wcale nie jest tak, że te wszystkie tytuły sprzedawane bez DRM znajdziemy od razu na chomiku! Owszem, będą nadal „społecznościowe skany”, ale znaleźć książkę prosto z Woblinka czy Publio będzie dość ciężko.

Znak wodny zawiera w sobie element niepewności – skoro informacja o kupującym jest ukryta, to czy na pewno mogę ją usunąć? To skutecznie zniechęca wiele osób do dzielenia się e-bookami, choć technicznie nie ma żadnych przeszkód.

3. Kreatywne promocje – czyli coraz taniej!

Słuchając wypowiedzi wydawców w roku 2011 trafiałem parę razy na argument, że książka elektroniczna powinna być tańsza nie więcej niż o 10-20% od książki papierowej. No bo przecież sprzedaje się treść, nie można robić konkurencji dla papieru – a przede wszystkim jest ten paskudny VAT, który jak wiadomo, na e-booki jest wyższy (23% zamiast 5%).

Dzisiaj wspominam to trochę jak bajki z dzieciństwa, choć przecież VAT się nie zmienił.

Pierwsze skromne eksperymenty pokazały że… sprzedaż e-booków rusza z kopyta przy obniżce ceny do 10-15 złotych. Księgarnie zorientowały się o tym dość szybko i przez cały rok 2012 obserwować mogliśmy różne modele promocyjne:

  • Książka dnia – przeceniona zwykle o kilkadziesiąt procent – ten model ma większość księgarni, z kilkoma wariantami (książka tygodnia, weekendu itd).
  • Seria książek dnia – tutaj przywołać warto dwie akcje Nexto: „Czas na e-booki, Polacy”, albo „Adwentowy Kalendarz” Publio – co ważne, promocje te wyznaczyły niepisany standard wyceny „taniego e-booka”, czyli kwotę 9,90 zł.
  • Promocje „im szybciej tym lepiej” – celowało w nie wydawnictwo Złote Myśli z „Galopującą promocją”, gdzie e-booki codziennie drożały np. o dwa złote.
  • Mocne przeceny tematyczne – tutaj głównie Woblink, Publio i Virtualo.
  • Sprzedaż kilku e-booków w pakiecie – tego próbowały różne księgarnie, np. Publio, ostatnio Nexto.
  • Przeceny na wszystko – z różnych okazji – być może niedługo uda mi się opisać efekty noworocznej promocji „wszystko po 9,90” w eBookpoint – mogę na razie tylko powiedzieć jako uczestnik ich programu partnerskiego, że takich sum wydanych przez pojedyncze osoby na książki elektroniczne nie widziałem dotąd nigdy…
  • Kody na e-booki zachęcające do regularnego kupowania w danej księgarni – to się udało całkiem dobrze Woblinkowi i Złotym Myślom.

Na specjalną uwagę zasługuje sprzedaż pakietów „edycja drukowana+cyfrowa”, którą (dość nieśmiało) testował w połowie roku Empik z Virtualo, a niedawno wprowadził eBookpoint. To będzie doskonały pomysł na zachęcenie „papierowych” czytelników do spróbowania e-booka.

Niskie ceny są też antidotum na „dystrybucję nieoficjalną”. Jasne, ściąganie e-booków z różnych gryzoni jest w Polsce legalne i takiego e-booka bez problemu przeczytamy na czytniku. Ale mimo tego, coraz więcej osób decyduje się na kupno książki. Za kilkanaście złotych dostajemy pasujące nam formaty, no i poczucie, że wspieramy autora i wydawcę.

4. Boom na księgarnie

Alcek, który prowadzi bloga Eczytanie opisywał niedawno swój pierwszy rok z e-czytaniem:

Dziś korzystając z wyszukiwarki ebooków w Calibre (darmowy program do konwersji ebooków) zauważyłem, że po Stanach Zjednoczonych najwięcej eksiegarń jest z… Polski.

To oczywiście efekt działalności kolegi t3d, który utrzymuje rzeczoną wyszukiwarkę, ale też spora prawda o zróżnicowaniu polskiego rynku. Obecnie już kilkadziesiąt księgarni sprzedaje e-booki dla czytników. Są potentaci, ale i księgarnie malutkie.

Z pozoru może się wydawać, że sprzedaż e-booków to najprostszy biznes świata. Towar jest niefizyczny, tak więc wystarczy zainstalować sklep, podłączyć go do jednego z kilku „hurtowników” i… liczyć kasę.

Rynek to brutalnie weryfikuje. Mieliśmy już jeden upadek – WolneEbooki przetrwały pół roku – ale będzie ich więcej. Niektóre z księgarni wzięły zresztą fundusze unijne i chyba czekają na ich rozliczenie, żeby się zwinąć. Inne nie miały kompletnie pomysłu na podbicie rynku. W wojnie cenowej jaka rozpoczęła się dzięki promocjom przetrwają najwięksi – ci, którzy są w stanie zdobyć i „zmonetyzować” dużą bazę klientów.

Księgarnie o tym wiedzą i walczą o klienta – nie tylko promocjami i konkursami. Poprawia się ilość i jakość usług dodanych – e-booki z prawie wszystkich księgarni można już wysłać bezpośrednio na Kindle, a z niektórych na Dropboxa.

Równie ważny jest multiformat – który daje pewność, że jeśli dzisiaj mamy czytnik X, a za rok kupimy czytnik Y – to nadal będziemy mogli skorzystać z naszej książki. Dlatego w naszej porównywarce promuję wyżej te księgarnie, które sprzedają więcej formatów w jednej cenie. Nadal jednak nikt nie przebije księgarni w Rosji, które sprzedają… po kilkanaście formatów – przykład z Litres.ru:

Formaty Litres.ru: fb2, epub, txt, rtf, pdf, html, mobi, java itd.

Jak widać – nawet wersja PDF w jest w dwóch odmianach: A4 (na komputer) i A6 (na czytnik). Podobne zróżnicowanie formatowe anglojęzyczny serwis Smashwords.

Zanim książkę pobierzemy musimy ją kupić – księgarnie ułatwiają płatność poprzez zakupy jednym kliknięciem (Nexto), integrację z wirtualnymi portmonetkami takimi jak Yeti (Virtualo, Ebookpoint, Woblink), albo możliwość doładowania konta i płacenia bezpośrednio z niego (Nexto, Legimi).

5. Przetasowania w dystrybucji

Proces sprzedaży e-booka wygląda w Polsce tak, że książka od wydawcy trafia do dystrybutora (np. Virtualo czy Nexto) – ten zarządza kopiami plików i dopiero od niego e-booki trafiają do księgarni detalicznej (np. Merlin, Empik czy Koobe). Przy czym dystrybutorzy też mają swoje sklepy. Mamy więc kopię „tradycyjnego” systemu, w którym dużą rolę odgrywają hurtownie.

Wydawcy coraz bardziej narzekają na politykę dystrybutorów, którzy narzucają im marże, sięgające 50% – a także na brak kontroli nad swoimi e-bookami. Przykład mieliśmy kilka tygodni temu: Legimi uruchomiło czytanie w abonamencie, uznając, że nie musi w tym celu dodatkowo dogadywać się z wydawcami. Ci spowodowali szybkie zamknięcie usługi, a gdy została niedawno wznowiona – to już ze skromniejszym asortymentem.

Niedawno dowiedzieliśmy się o zawiązaniu Platformy Dystrybucyjnej Wydawnictw – zbioru siedmiu firm, które chcą same dystrybuować swoje książki – i które już wypowiedziały umowy pośrednikom.

Co będzie to oznaczało dla czytelnika? Teoretycznie nic – bo księgarnie będą od kwietnia brały e-booki nie od pośrednika, a od owej platformy. Ale może się zmienić polityka cenowa – myślę jednak, że nie będzie powrotu do cen „papier -10%” – bo wszyscy uczestnicy rynku przekonali się, że za wyjątkiem ewidentnych hitów (Grey) – w Polsce takie ceny nie sprzedają.

6. Wyłączność

Co mi się nie do końca podoba – to coraz powszechniejsza wyłączność na tytuły. Są w Polsce wydawnictwa, które e-booków dystrybutorom nie oddają i sprzedają je samodzielnie. Przykładowo:

  • Znak w ramach Woblinka.
  • Agora w ramach Publio.
    /sprostowanie: od niedawna książki Agory ma też Virtualo/
  • Helion w ramach Ebookpoint.

W podsumowaniu bestsellerów Magazynu Literackiego KSIĄŻKI można się było przekonać, że aż połowę e-booków z TOP30 można kupić tylko w jednej księgarni.

Dla wydawców jest to wygodne – bo zarabiają najwięcej, no i mogą sobie pozwolić na elastyczną politykę promocyjną – weźmy np. przeceny na Normana Daviesa w Woblinku, albo niedawne e-booki po 9,90 w Ebookpoint. Ale użytkownicy zmuszani są do zakładania kont w kilku – a niedługo pewnie i kilkunastu księgarniach. Jeśli ktoś ma ulubiony sklep, to i tak nie ma wyboru – niektórych e-booków w nim nie kupi.

7. Choroby wieku dziecięcego

Żeby nie było tak wspaniale – dwie poważne bolączki polskiego rynku e-bookowego.

Jakość e-booków bywa wciąż niezadowalająca. Literówki, braki w formatowaniu i często gorszy wygląd tekstu niż wersji papierowej czy PDF. Wpadki zdarzają się nawet w przypadku bestsellerów, np. książka Kominka była fatalnie sformatowana.

Mówiąc o Kominku – rozczarowaniem tego roku jest dla mnie self-publishing. Nie pojawił się żaden autor, który w ten sposób stał się gwiazdą – bo akurat dobra sprzedaż książki Tomczyka to pokłosie jego popularności blogowej. Inni self-publisherzy sprzedają często w kilkudziesięciu egzemplarzach i nawet relatywny sukces akcji Cyfrowa Kultura – czyli sprzedaży e-booków w pakiecie, niewiele zmienia w tym obrazie.

Na problem z jakością zwracaliście najczęściej uwagę w ankiecie Publio i Świata Czytników. To się jednak cały czas poprawia – w zasadzie co do 90% e-booków z polskich księgarni (a przeglądam ich naprawdę dużo) nie mam już uwag. Poza paroma wyjątkami firmy przykładają się coraz bardziej do procesu przygotowania i konwersji e-booka.

Jakość e-księgarni – też pozostawia wiele do życzenia. Są wciąż sklepy, gdzie trzeba czekać parę godzin na e-booka, a to w dzisiejszych czasach niedopuszczalne. Są takie, gdzie zakup książki za 3 złote wymaga wypełnienia tylu formularzy co przy kupnie telewizora za 3 tysiące. Popularny Woblink… nie miał do niedawna koszyka, co jest anegdotą samą w sobie. Łamane są podstawowe zasady użyteczności, jak choćby w sytuacji, gdy po kupieniu e-booka nie wiemy co robić dalej, bo nie dostajemy bezpośredniego linka do pobrania.

Księgarnie miewają też poważne problemy z wydajnością, gdy tylko ich oferta spotka się z szerszym zainteresowaniem. Ale to też świadectwo rozwoju rynku – skoro ruch ze strony klientów jest tak duży, że blokuje serwery, to w dłuższym okresie trzeba się cieszyć.

Podsumowanie

Żyjemy w pięknym świecie, w którym wreszcie można legalnie kupić mnóstwo e-booków po polsku. Jeszcze rok temu nie było to możliwe.

Jest coraz więcej czytników, coraz więcej przystępnych cenowo książek – i dzisiaj spokojnie można już powiedzieć kupującemu czytnik – będziesz miał co czytać!

Jeszcze dwa słowa o firmie, której nazwa tutaj nie padła czyli o Amazonie. Przez pierwsze półrocze byliśmy zwodzeni plotkami rychłym wejściu Amazona do Polski. Teraz jestem przekonany, że była to… no właśnie, plotka, którą rozpuścił ktoś, komu zależało na rozwoju rynku. I faktycznie, zadziałało!

Mamy dziś wiele księgarni walczących o klienta, dużo tanich e-booków bez DRM, a posiadacze Kindle dostają wysyłkę na swój czytnik. Czyli… prawie to samo, co byśmy mieli w przypadku uruchomienia Kindle Store. A jeśli Amazon kiedyś wejdzie – to zastanie w Polsce bodaj najmocniejszą konkurencję spośród wszystkich krajów, w których działa. Dla nas to bardzo dobra nowina – bo oznacza więcej okazji do czytania.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

36 odpowiedzi na „Podsumowanie roku 2012 – część II: siedem twarzy e-bookowej rewolucji w Polsce

  1. Krys pisze:

    Poprzedni rok był bardzo ciekawy, jeśli chodzi o rynek ebooków w Polsce. Ciągłemu poszerzaniu oferty, towarzyszyły znaczne obniżki cen. Z perspektywy klientów korzyścią jest możliwość zakupu literatury znacznie taniej, niż w przypadku książek tradycyjnych. Korzyścią dla wydawnictw zwiększenie wolumenu sprzedaży kompensującego niższe marże.

    Mam również nadzieję, że platforma dystrybucyjna, o której mowa w artykule, przyczyni się do ustabilizowania cen ebooków na niższych poziomach.

    0
    • Eczytacz pisze:

      Proszę zauważyć, że Platformę założyły wydawnictwa spoza pierwszej dwudziestki. Nie sądzę, by celem platformy było obniżanie cen ebooków, a zwiększenie udziału wydawców w zyskach. Druga sprawa to zwiększenie kontroli nad sprzedażą ebooka przez dystrybutora – czyli kontrolowanie czy za każdej transakcji wydawca otrzymuje swoją dolę, zgodnie z umową.

      0
  2. W. pisze:

    Co do wyłączności na e-booki Helionu, to nie do końca jest prawda. Około 100 tytułów jest w Kindle Store:
    http://www.amazon.com/s/ref=sr_nr_n_3?rh=n%3A283155%2Cp_n_feature_nine_browse-bin%3A3291447011%2Cp_n_feature_browse-bin%3A618073011%2Cn%3A!1000%2Cn%3A5&bbn=1000&ie=UTF8&qid=1357481516&rnid=1000
    To raczej tylko ciekawostka, bo cenowo i formatowo nie opłaca się w porównaniu z ebookpoint.pl.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      No tak, Helion niektóre swoje e-booki wstawia do Amazonu (oraz do iTunes), ale jak piszesz – to nie jest konkurencja, raczej sposób promocji i dotarcia do użytkowników tych platform.

      0
  3. Jacek pisze:

    To się jednak cały czas poprawia – w zasadzie co do 90% e-booków z polskich księgarni (a przeglądam ich naprawdę dużo) nie mam już uwag. Poza paroma wyjątkami firmy przykładają się coraz bardziej do procesu przygotowania i konwersji e-booka.

    Chyba musi to zależeć od przypadków. W ciągu ostatnich trzech kwartałów kupiłem ok. 80 (może nieco więcej) polskich ebooków i w większości znajduję babole (nie wiem, czy mogę odwrócić proporcje i wyjdzie 90%, ale 75% to bez problemu). Czy to się poprawia, to nie umiem stwierdzić (może kupowałem książki wydane wcześniej?), ale widziałem trochę narzekań znajomych, którzy zgłaszali błędy księgarniom, a reakcje były najwyżej cząstkowe.
    Pod tym względem życzyłbym sobie wejścia Amazonu do Polski. Cenowo rodzime księgarnie zrobiłyby mu konkurencję, ale jakościowo to już Amazon naszym.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Może wyjaśnię, że ten brak uwag nie obejmuje np. paru literówek na książkę – bo błędy korekty się zdarzają także w wydaniach drukowanych. A może jestem po prostu uodporniony po paru latach czytania e-booków „nieoficjalnych”.

      Wejście Kindle Store nie poprawi automagicznie jakości, przy wielu popularnych tytułach trafiają się narzekania na konwersję – np. 4 tomy Martina w pierwszym wydaniu miały tragiczną nawigację – dopiero później to poprawiono.

      0
      • Jacek pisze:

        To oczywiście indywidualne statystyki, ale w druku, jakkolwiek rzeczywiście zdarzają się wpadki, to jednak nieporównywalnie rzadziej (ja z kolei nie liczę tu przykładów takich, jak chociażby Helion). I chyba najczęściej są to literówki, w ebookach oprócz tego dochodzą kiepsko zrealizowanie dzielenia wyrazów (np. słowa poszatkowane na sylaby lub ze wstawionymi łącznikami), zbędne białe znaki (w tym łamania linii) lub ich braki, kolorowe teksty (czyli bardzo blade na szarych ekranach) itd. Miałem też przypadek czy dwa, że w ebooku nie było wielu zdjęć, które były w wydaniu papierowym – tu pojawia się pytanie o ilu takich dysproporcjach nie mamy pojęcia, gdy zadowalamy się ebookiem.

        I na „automagię” nie liczę, ale gdy Amazon lepiej dotrze do polskiego czytelnika, pokaże mu dobrą jakość na starcie (a nie po wielokrotnych upominaniach), to może część klientów zacznie być bardziej wymagająca także w tym względzie. Teraz mam wrażenie, że sprzedawane w Polsce ebooki są efektem konwersji, a nie przygotowania.

        0
  4. Tomasz pisze:

    Piersza uwaga, dotyczy cen ebooków. Wydaje mi się, że gdy będzie ona wynosić nie więcej niż kilkanaście złotych, wtedy rynek rzeczywiście się otworzy na publikacje elektroniczne. Wtedy kiedy będą one tanie, powiedziałbym bardzo tanie. Zysk będzie wtedy wypadkową niskiej ceny i dużej ilości zakupionych egzemplarzy. Sam przyłapuję się na tym, że co jakiś czas kupuję aplikację na komórkę lub tablet nie szukając darmowych zamienników w sieci. Szkoda mi czasu, jeśli aplikacja kosztuje około 5 zł. Nawet jeśli korzystam z tej aplikacji sporadycznie, to jednak przecież za nią zapłaciłem. Podobnie będzie z e-książkami. Taniość rodzi ilość, ilość razy taniość przynosi zysk.
    Druga istotna uwaga. WSZYSTKIE, powtarzam WSZYSTKIE wydawane w Polsce książki powinny być dostępne jako ebooki. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że gdy szukałem jakiejś pozycji, potrzebnej np. do studiów, byłem zmuszony kupić wersję papierową, gdyż nie było dostępnej wersji elektronicznej. Oszczędziłbym: pieniądze, czas i miejsce w regale. Mam na myśli przede wszystkim książki nowe. A tak rośnie stos makulatury. Malkontentom, którzy mówią, że wolą książki papierowe i mają do nich sentyment przypomnę ilu naszych obywateli miało sceptyczny stosunek do telefonów komórkowych. Dziś prawie każdy je posiada, używa i podobnie będzie z „elektroniczną literaturą”. Czekam cierpliwie, kiedy wydawcy i autorzy dadzą mi taką możliwość. Obiecuję, że będę z niej korzystał. Pozdrawiam.

    0
    • Małgorzata pisze:

      Nie porównywałabym sceptycyzmu niektórych miłośników czytania do e-booków ze zmieniającym się stosunkiem ludzi do telefonów komórkowych. Posiadanie komórki, poza szeregiem ułatwień jakie wiążą się z korzystaniem z tego typu sprzętu, w pewnym momencie stało się życiową koniecznością. Mój prywatny stosunek do używania telefonu komórkowego to jedno, ale np. potencjalny pracodawca zakłada, że go mam i jestem pod nim dostępny, skoro szukam zatrudnienia, dlatego wpisuję mój numer w CV i mam ten telefon włączony cały czas. Podobnie umawiając się na kawę na mieście, znajomi zakładają, że ten telefon mam i że w razie spóźnienia/sytuacji losowej mogą mnie poinformować o zaistniałej sytuacji. W kwestii e-czytania sprawa jest bardziej skomplikowana. Znam osoby, które mają ogólnie entuzjastyczny stosunek do nowych technologii, czytają intensywnie, ale nie są przekonane do idei e-czytania, czytnik to dla nich zbędny wydatek (bo np. czytają książki z biblioteki/od znajomych) lub zwyczajny gadżet. Nie wydaje mi się, że posiadanie czytnika z e-bookami w miejsce półki z tomiszczami stanie się normą, jaką jest moim zdaniem posiadanie komórki w miejsce telefonu stacjonarnego. Namiętnych nabywców książek znam wielu, ale żadna ze znanych mi osób z czułością nie gładzi ebonitowej słuchawki, komórkom mówiąc „precz”:)

      0
  5. Cyfranek pisze:

    Warto może jeszcze wspomnieć, że na Targach Książki w Krakowie księgarnie i wydawcy wciąż próbowali promować książki elektroniczne, co dość dobrze momentami udawało się Virtualo z dużą ilością konkursów i Woblinkowi z nowatorską aplikacją do publikowania i czytania książek dla dzieci.

    0
    • Virtualo pisze:

      Cyfranek, masz rację :) Targi Książki w Krakowie były bardzo udane, cieszymy się, że nasi klienci i czytelnicy doceniają naszą pracę :) Staraliśmy się wszystkich zaciekawić i zachęcić do e-czytelnictwa, które jak widać staje się coraz bardziej popularne :) Cały czas staramy się dopasowywać promocje i ofertę do potrzeb czytelników tak, aby wszyscy byli zadowoleni :) Pozdrawiamy

      0
  6. Art pisze:

    Ja natomiast przez ten rok nauczyłem się jednego.

    Kupować dokładnie to, co zamierza się przeczytać, w chwili, kiedy zamierza się rozpocząć czytanie.
    Żadne promocje już mnie nie biorą. Przywołując przykład gryzonia, nie chomikuję na zapas legalnych promocji.
    Ebook to nie pięknie wydana papierowa publikacja, którą można odłożyć na półkę, żeby cieszyła, snobistyczne nawet, oko. A kupowanie z myślą o przeczytaniu „kiedyś tam”, według mnie, mija się z celem. W ten sposób, na przykład, za nie wydane pieniądze na odłożone na półkę e-booki w promocji, kupiłem ostatnio nieźle wydaną 33 x Trójka – Weissa.
    I cieszyłem się jak dziecko :)

    0
    • Tomek pisze:

      Dokładnie, jak patrzę na licznik prawie 700 pozycji na Kindlu (darmowych, płatnych, stron z sieci itd.) to wiem jedno, przeczytać i skasować (na Amazonie i tak zostaje, jak się wysyła mailem).

      Choć przyznam, wiele walki kosztowało mnie nie skorzystanie z noworocznej promocji Ebookpoint.pl (sorki Robert, nie podbije Twoich zarobków affilacyjnych :-)). Postanowienie na nowy rok, żadnego „chomikowania” i żadnych „promocji”, trzeba „przerobić” zapasy :-)

      0
      • Art pisze:

        O, to kilka lat będziesz pewnie „przerabiał” … :)

        W tym sensie, o którym mówimy, Amazon pozostaje niedościgniony ze swoim zbiorem i 1-click buy z poziomu urządzenia. Wystarczy sama świadomość dostępności w realnej potrzebie.

        0
    • Jacek pisze:

      Nauczyłem się tego samego. Za dużo owczego pędu było w zeszłym roku i za dużo zakupów typu „o, z tym w sumie mógłbym się chętnie zapoznać, a skoro za 9 zł, to czemu nie”. Otóż temu, że takie „czemu nie” zawsze ma niższy priorytet od „na pewno tak” i wciąż się ciągnie gdzieś z tyłu kolejki do przeczytania. Lepszy droższy pewniak, niż kilka tanich potencjalnie do przeczytania.

      0
      • Luke_l pisze:

        Osobiście nie mam problemów z promocjami za 9 zł. Po prostu wybieram świadomie te książki, na które i tak miałem „chrapkę”. Jeśli dodatkowo trafi się e-book w atrakcyjnej cenie, to radość z upolowania zdobyczy jest podwójna. ;)

        0
  7. Jaroslaw Soja pisze:

    Odnośnie self-publishingu, to w USA jego rozwój zaczął się od Amazona, który użył tanich książek publikowanych bezpośrednio przez autorów do podgryzania cenowego Big 6. Oraz sprzedaży największych hitów ze stratą (mnóstwo tytułów swego czasu było do kupienia na Amazonie po $9,99, a Amazon płacił za każdy ściągnięty plik od 12 do nawet 15 dolarów).

    W Polsce nie ma jednej, wielkiej platformy dystrybucyjnej, a jeśli takową sięstanie spółka zawiązana przez wydawców, to już w ogóle możemy zapomnieć o self-publishingu nad Wisłą.

    0
  8. PrD pisze:

    Nie wiecie co sie dzieje z Amazonem ? Zamówiłem Kindla 3 dni temu, przez pierwsze 2 nie wysłali, dziś jak wchodzę w historii nie miałem żadnych zamówień. Teraz gdy chce zamówić dostaję komunikat ” We’re sorry. This item can’t be shipped to your selected destination. You may either change the shipping address or delete the item from your order. ” Ograniczyli wysyłkę ? Kiedy będzie znowu można go zamówić ? Chodzi o wersje za 89$.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Tak jest od dwóch dni. Podobno to problemy techniczne, które mają rozwiązać…

      EDIT: Już poprawione, można zamawiać. :)

      0
  9. szymon pisze:

    Mnie najbardziej chyba brakuje jednego dużego gracza. Tak, żeby i oferta książek była jak największa (przeglądanie kilku sklepów z ich ofertą i promocjami to mordęga), a i poziom aplikacji do czytania był jak największy (nie jestem czytnikowcem, tylko tableciarzem i ma to dla mnie wielkie znaczenie).

    0
  10. Paweł pisze:

    To ja napiszę może o innym trendzie, mniej optymistycznym. Otóż ostatnio zauważam, że wśród nowych książek z multiformatem coraz rzadziej można spotkać (nie licząc ebookpoint) wersję PDF. I chociaż takie Publio ma ogromną ofertę, to szkoda, że ich książek nie mogę zobaczyć w oryginalnym wyglądzie na komputerze lub tablecie. Dostępność PDF oprócz mobi i epub jest dla mnie dodatkowym argumentem w rozważaniach „kupić, czy nie kupić”. Nawet do tego stopnia, że powstrzymam się od zakupu książki Pratchetta w promocji w jednym serwisie, bo wiem, że konkurencja posiada pod tym kątem nieco lepszą ofertę.
    Przy okazji pewnie nie tylko ja tak mam, ale mam mniejsze opory przed kupowaniem „na zapas”, gdy coś jest w promocji, a w pełnej cenie kupuję głównie jak czegoś naprawdę potrzebuję. Więc w interesie księgarni jest, żeby mnie nie zniechęcać do zakupu. ;-)

    0
  11. Sebastian pisze:

    50% marży dla dystrybutora ebooka? To już nawet Apple mniej kroi producentów softu dla swojego sprzętu.

    Zainwestowałem prawie 80zł w promocje Ebookpointa. Najpierw 4 dychy na książki, które chciałem kupić ale czekałem kiedy się pojawią w codziennej promocji bo normalnie byłoby za drogo. Później dorzuciłem 4 następne, które nawet po obniżce byłby dla mnie za drogie a wydają się ciekawe.

    Pi razy drzwi wydałem jednego dnia tyle ile bym u nich zostawił prawdopodobnie w ciągu całego roku. Ebooki z Ebookpointa kupuje tylko z dużą obniżką bo jeśli chcę coś wziąć bez czekania na promocję to wybieram wersje papierową z Helionu.

    0
  12. Dammy pisze:

    Rzeczywiście bardzo dużo się działo w tym roku jeśli chodzi o świat czytników. Nie wiem czy można już mówić o rewolucji, ale na pewno bardzo dużo się dzieje w tym temacie. Co mnie oczywiście bardzo cieszy :)

    0
  13. asymon pisze:

    Aż policzyłem, książek kupionych „bo tanio i może kiedyś przeczytam” we wszystkich polskich księgarniach mam 8, kupione przez dwa lata, więc nie jest źle :-) Choć ostatnio skończyłem, właśnie tak kiedyś kupioną książkę „Świat według Clarksona” i polecam, lekkie czytadło do autobusu, krótkie rozdziały, przez miesiąc przeczytałem na komórce (Nokia C5), w sytuacjach gdy nie miałem jak wyjąć czytnika.

    Szkoda za to, że naprawdę dobre książki nie doczekają się pewnie promocji „za 10zł”, czekam na „Dzieci Północy”, ale już leży w koszyku w mojej ulubionej taniej księgarni internetowej i pewnie się skończy kupnem papieru. Podobnie „Baltazar i Blimunda” – mam papier, ale chętnie kupię ebooka za 10zł, nie za ponad 30.

    PS. W amazonie jest dzisiaj „Powrót z gwiazd” Lema, ale nie kupimy z Polski D-:

    0
    • Małgosia pisze:

      Dziś i jutro na Allegro promocja – 50 %; można kupić i „Dzieci Północy” i „Baltazara i Blimunde” :)

      0
  14. wujo444 pisze:

    Kurde, fajny ten abonament Legimi, jakby miało większą ofertę fantastyki i nie było dostępne tylko na iPada (sic!) to bym brał.

    0
  15. Jarek pisze:

    Przepraszam że średnio na temat:

    Czy z czasem pojawią się książki po polsku w formacie KF8, który miał zastąpić mobi?

    Pozdrawiam

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Ha. :) Część książek z polskich księgarni już jest w tym formacie. Np. C.S. Lewis.

      Zwykle nie widać różnicy, choć czasami jest np. „publisher font” w ustawieniach wielkości tekstu.

      0
    • LPG pisze:

      problem chyba polega na tym, że na razie prawdziwe i poprawne KF8 wygenerować można tylko narzędziami Amazona (kindlegen), a z tego co zauważyłem to nasze księgarnie jako mobi sprzedają po prostu konwersję robioną calibre (pewnie z epuba). Poza tym, KF8 nie da się wysłać bezpośrednio na czytnik – ot, taka polityka A.

      0
  16. I pomyśleć, że kiedy my startowaliśmy w maju 2011 roku pod hasłem „rewolucji wydawniczej”, to wiele osób się śmiało :-) A tu proszę – rewolucja jest ;-)

    Co do formatu pdf – my jako Oficyna wydawnicza RW2010 wydajemy ebooki we wszystkich trzech formatach, czyli pdf, epub i mobi. Niestety, niektórzy dystrybutorzy już jakiś czas temu przestali do siebie przyjmować format pdf. Ale jeśli komuś zależy na tym właśnie formacie – niech skorzysta z porównywarki cen, opracowanej przez Sami Wiecie Kogo ;-)

    0
  17. Lizergamid pisze:

    Różne jest podejście do czytania widzę. Ja po zakupie wrzuciłem ok. 40 różnych książek, które chciałem przeczytać już od dawna i sukcesywnie po kolei je poznaję. Nie dorzucam nic nowego, oprócz rzecz jasna artykułów. I w ten sposób została mi mniej więcej połowa a co potem? Cóż, lista życzeń jest dłuuuga :)

    0
  18. Kuba pisze:

    Tak trzymać! Osobiście dziękuję wszystkim księgarniom za promocje, które przyczyniły się do tego, że zakupiłem tak wiele pozycji. Mimo, że w kolejce mam sporo książek do przeczytania zawsze skorzystać z dobrej oferty. Co z tego, że mnie jutro może już nie być, dobrej oferty nie zignoruję. Pozdrawiam.

    0
  19. mamut9 pisze:

    Robert DZIEKI I WIEL:KI SZACUN za ten tekst oraz całą stronę inertnetową, jestem jej użytkownikiem od czasów „zamierzchłych” w skali czasów e-booków -:) czyli od powstania strony Świat Kindle – DZIĘKI również tym Wydawcom którzy zobaczyli,że świat książek to również świat e-czytników.
    Na marginesie ilość formatów dostępnych w księgarniach rosyjskich jest odpowiednikiem ich poziomu rozpowszechnienia CZYTELNICTWA,! To niewyobrażalna dla nas skala, w komunikacji miejskiej tam czytano ZAWSZE – w czasach ZSRR wydawnictwa papierowe, na marnej jakości papierze wydawano dzieła literatury światowej . Wiele z pozycji współczesnej prozy światowej czy rosyjskiej miało premierę właśnie w tych marnych jakościowo (i bardzo tanich !) wydawnictwach w tym np. „Moskwa-Pietuszki” Jerafiejewa Tanich produkowanych z przeznaczeniem do „zaczytywania” ich na śmierć – sam z je niejednokrotnie czytałem. Natomiast – czytniki e bookow posiadali Rosjanie, których spotykałem w Chinach (2003 rok !!!) w pociągu i jadąc …. czytali, czytali, czytali…..

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Ja pamiętam stary Stadion 10-lecia, gdzie poza mydłem i powidłem było kilka wielkich stoisk z KSIĄŻKAMI rosyjskojęzycznymi, które kupowali i wypożyczali ludzie tam handlujący. A wielu handlarzy siedziało właśnie z książką. Rzecz niewyobrażalna w przypadku polskich bazarów. Inna sprawa, że na handel wyjeżdżali często ludzie bardzo wykształceni, zmuszeni przez sytuację ekonomiczną.

      0
      • Virtualo pisze:

        Znakiem tego czytanie nie zginie nigdy! Nie ważne w jakiej formie :)
        Niemniej jednak wydaje nam się, że w ostatnim czasie dość sporo osób czytuje:)

        0

Skomentuj Dammy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.