Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Promocja wiosenna: Kindle Paperwhite, Oasis i Scribe do 90 EUR taniej!

Książki papierowe wracają? Tak, w Wielkiej Brytanii gdzie w 28% domów jest już czytnik

Antykwaryczny kot, niezwiązany z tematem

Sprzedaż czytników spada! Brytyjscy księgarze wycofują Kindle, a czytniki okażą się epizodem.

Jeszcze druk nie umarł! – głosi artykuł Mileny Rachid Chebab z dzisiejszej Gazety Wyborczej. Temat w różnych mediach funkcjonuje od mniej więcej tygodnia. Niespecjalnie miałem co komentować, ale gdy wieść dotarła wreszcie do Wyborczej – dziś parę osób spytało mnie o opinię.

Znów PR-owa pułapka Waterstones

Artykuł otwierają zdania:

Śmierć papierowej książki odwołana? Brytyjscy księgarze podziękowali za współpracę Amazonowi, producentowi słabiutko sprzedających się kindli.

Kindle słabo się sprzedają? Nie, nie o to chodzi – tutaj ponownie objawił się temat sieci księgarskiej Waterstones, która już pół roku temu obiecywała usunięcie czytników Kindle, bo te się nie sprzedawały.

Analizowałem to dokładniej wtedy – tak więc nie ma tu żadnej niespodzianki – po co ludzie mieliby chodzić po czytniki do księgarni papierowych? Szczególnie że Amazon w UK ma nie tylko darmową wysyłkę, ale czytniki dostaniemy w każdym markecie?

– Wygląda na to, że kindle dzielą los tych bestsellerów, których popularność trudno wyjaśnić: jednego dnia sprzedają się wściekle, a później błogosławisz każdy sprzedany egzemplarz – mówi branżowemu magazynowi „The Bookseller” James Daunt odpowiedzialny w Waterstones za sprzedaż detaliczną.

Mamy tu więc zgrabny PR sieci księgarskiej, na który łapią się dziennikarze.

Epizod?

Na tym Milena Rachid Chehab nie poprzestaje i stawia tezę, że „E-czytniki to tylko epizod”.

Cytowany przez „Booksellera” ekspert z firmy analitycznej Enders nie jest zdziwiony decyzją o wycofaniu kindli z księgarni Waterstones, bo „wygląda na to, że e-czytniki mogą stać się jednym z najkrócej żyjących typów produktów”.

No tego mam już serdecznie dość. Ta sama śpiewka od roku 2007, gdy pojawiły się pierwsze popularne czytniki. Teraz osiem lat później, jakiś ekspert ma czelność mówić, że długo nie przetrwają. Pisałem o tym szerzej komentując teksty z AntywebThe Economist.

Problem jeszcze, że autorka nie bardzo kojarzy różnicę między jednym i drugim.

Innym pomysłem marketingowym jest mocne obniżenie ceny czytników – najnowszy tablet Amazona kosztuje ok. 50 dolarów, czyli ośmiokrotnie mniej niż pierwszy czytnik kindle.

Nie, najnowszy tablet Amazona (czyli Fire za 50 dolarów) to nadal tablet, a nie czytnik. I Amazon nie traktuje go jako urządzenia do czytania.

No i statystyki:

W ubiegłym roku na świecie sprzedano 12 mln czytników, czyli o 8 mln mniej niż w 2011 r. (dane Forrester Research). Za to liczba książek w miękkiej oprawie sprzedawanych w USA w ciągu pierwszych pięciu miesięcy 2015 wzrosła o 8,6 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku. O 7,5 proc. spadła za to wartość sprzedaży e-booków.

Ale to naprawdę nie jest tak, jak w tym filmie niemieckiej aktorki, Martiny Hill.

Naprawdę, czytanie e-booków nie wymaga kupna czytnika każdego roku! :-)

Dlatego mówienie o upadku całej kategorii na podstawie spadku sprzedaży urządzeń jest nieporozumieniem. Tak samo spada ponoć sprzedaż tabletów. No bo po co komu kolejne urządzenie w domu, skoro stare dobrze działa? Spadek sprzedaży e-booków jest tutaj ciekawszą statystyką i warto się do tego odnieść. Ale za chwilę.

Brak rzeczy najważniejszych

W całym tekście i innych tego typu analizach brakuje mi dwóch rzeczy.

Po pierwsze, określenia, jak wygląda rynek czytników i e-booków w Wielkiej Brytanii. 

A fakty są takie, że 28% mieszkańców Wielkiej Brytanii ma już w domu czytnik e-booków! To liczba tak wysoka, w porównaniu do naszych błędów statystycznych, że aż trudna do przyjęcia. Ale jeśli znamy statystyki, ciężko całe zjawisko e-czytania traktować dzisiaj jako epizod.

Oczywiście – byłbym głęboko naiwny, gdybym zakładał, że ci wszyscy ludzie czytają e-booki. W sytuacji, gdy najtańszy Kindle 7 z reklamami kosztuje niecałe 60 funtów, a bywał i taniej – jego zakup dla zarabiających w funtach jest niemal impulsowy. Na pewno w kątach wielu z tych 28% brytyjskich domów leżą nieużywane czytniki.

Autorka pisze obniżeniu cen czytników – nie wspomina o cenach e-booków, a to faktycznie może być czynnik zatrzymujący rozwój tej kategorii. Bo dziś w brytyjskim czy amerykańskim Amazonie wiele książek elektronicznych wcale nie jest taka tania.

Weźmy Amazon UK i listę bestsellerów wśród książek papierowych:

  • Grandpa’s Great Escape – najnowsza powieść lubianego i u nas Davida Walliamsa. Twarda okładka: 5 funtów, e-book? 8 funtów!
  • A Knight of the Seven Kingdoms Martina, znana u nas jako „Rycerz siedmiu królestw”. Twarda okładka: 10 funtów, e-book? 14 funtów!

Przy okazji: Jeśli masz konto Kindle w amerykańskim Amazonie, nie zobaczysz tych cen – można skorzystać z trybu prywatnego w przeglądarce

Tak, bywają i takie patologie. Dlatego jeśli ktoś przerzuca się na e-booki ze względu na cenę, to nie dziwi mnie, że wraca czasami do papieru – tym bardziej że ma darmową przesyłkę.

Po drugie – brakuje mi odniesienia do warunków polskich. 

Jakie jest przesłanie artykułu? Że papierowa książka wraca, a czytniki to epizod.

OK – tekst jest o rynku brytyjskim, więc może to zarzut trochę na wyrost – ale obawiam się, że zostanie zrozumiany tak, że skoro w Wielkim Świecie tak jest, to tak powinno być u nas.

A przecież polski rynek znajduje się na zupełnie innym poziomie rozwoju niż brytyjski. Pisałem zresztą kiedyś, że lepiej tutaj porównywać się np. do Holendrów i generalnie – mniejszych krajów, gdzie e-booki dopiero się adaptują.

Autorka wspomina choćby o nie do końca udanym debiucie abonamentu Kindle Unlimited. Dlaczego nie wspomnieć o naszym Legimi, który pod względem oferty jest chyba mocniejszy niż propozycja Amazonu. Albo o tym, że sprzedaż e-booków w Polsce umiarkowanie, ale rośnie.

Oczywiście – gdyby o tym wszystkim napisać, mielibyśmy drugi artykuł – warto jednak wspomnieć choć w paru zdaniach, aby czytelnicy nabrali perspektywy.  W tym momencie jedynym odniesieniem jest… reklama księgarni Publio pod artykułem.

Co ciekawe, sekcja „A w Polsce…” jest w wydaniu na Kindle:

gw-a-w-polsce

Tylko że czytamy tam o Narodowym Programie Rozwoju Czytelnictwa (czy też branży kulturalnej) oraz żal, że nie uchwalono ustawy o książce…

Podsumowując, artykuł bardzo mnie rozczarował. Do tej pory teksty o książkach elektronicznych w GW były dość wyważone i pokazywały wszystkie aspekty e-czytania. Tutaj mamy powtarzanie PR-owych sztuczek brytyjskich księgarzy i straszenie, że czytniki to tylko epizod.

PS. autor zdjęcia: Yukiko Matsuoka, CC BY 2.0. Tak sobie myślę, że podobnie jak przy ostatnim omówieniu prac nad ustawą, zdjęciami księgarnianych kotów ilustrował będę szczególnie absurdalne tematy.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki, Rynek czytników i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

94 odpowiedzi na „Książki papierowe wracają? Tak, w Wielkiej Brytanii gdzie w 28% domów jest już czytnik

  1. igawron pisze:

    Tak mi się przypomniało. Wiecie, czym różni się ekspert od amatora. Ekspert nie myśli, on wie.

    0
  2. The Dark Passenger pisze:

    A co na to Macierewicz?

    0
  3. yacoob pisze:

    „Od kilku lat spada sprzedaż samochodów… Czy wrócimy do poruszania się na dwóch nogach zamiast na czterech kółkach?”
    (tak naprawdę nie wiem, czy spada, ale teza równie bezsensowna)

    0
    • PasterzPPP pisze:

      Pewien Pan zestawił na jednym wykresie spadającą liczbę piratów oraz wzrastającą temperaturę na Ziemi i przekonywał grono naukowców, że to jest powód globalnego ocieplenia. Potem religię własną założył.

      0
  4. asymon pisze:

    Wiem że to żadna statystyka, ale lepsza taka niż żadna. Sklep Google Play podaje, że aplikację Woblink zainstalowało 10 tys. osób, Ebookpoint – 10 tys., Publio – 5 tys.

    Nexto: 100 tysięcy, pewnie gazety, Legimi… 1 milion. WTF? Wiem, że można przypisać kilka urządzeń do konta, ale naprawdę mają kilkaset tysięcy abonentów? Jeśli nawet 100 tys, to biję pokłony.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Że kilkaset tysięcy, nie sądzę. Oni tę swoją aplikację promowali mocno wśród operatorów i nie jestem pewien czy nie była preinstalowana na niektórych urządzeniach, to by tłumaczyło tę liczbę instalacji.

      Ale ponad 1400 opinii też robi wrażenie. Generalnie – marka Legimi jest wśród „nieczytnikowców” znana chyba bardziej niż popularne u nas księgarnie.

      0
  5. Ania pisze:

    Dopóki ceny ebooków będą niższe od papieru i promocje typu -40%, -50% będą się pojawiać w ebookowych księgarniach to ja nie przestanę ich kupować i korzystać z mego ukochnego czytnika. Na papier nie mam miejsca ;)

    0
    • Harnaś pisze:

      Mnie promocje 40-50% nie przyciągają.
      Spokojnie czytam książki kupione za 9,9 zł i czekam na lepsze promocje ;)

      0
      • Kaczus pisze:

        A to zależy od promocji – czasami przyciągają te za 9,90zł, czasami te typu -40%, -50%. Na promocje jestem otwarty, tyle że zależy tez jakie książki są w tych promocjach :)

        0
  6. YuukiSaya pisze:

    Głosuję za fotkami kotów, bo to naprawdę urocze czytelniczo zwierzęta. Widzieliście kota, który nie miałby odruchu ocierania pyszczka o czytaną przez was książkę? Moja reaguje też na czytnik, co ciekawe, na lapka i tablet nie… Cwana bestia.

    Co do artykułu – dno i pięć metrów mułu, zresztą paru komentujących wyraziło swoje zdanie. Księgarnie nie mają interesu w sprzedawaniu czytników, bo te zabierają im rynek – klient potem i tak pójdzie głównie do Amazona czy Kobo (zależnie co wybrał) po ebooka, a jak ebooka kupi, to szanse, że w tejże księgarni dostarczającej mu czytnik kupi egzemplarz papierowy, spadają na łeb na szyję. Jak dla mnie – proste.

    Spadek ilości sprzedanych ebooków wydawnictwa załatwiły sobie umowami agencyjnymi, przez co rzeczywiście cena wersji elektronicznej jest często absurdalnie wyższa od papierowej. Sami zabijają ten segment, niestety.

    Co oni, zaklinają rzeczywistość tymi artykułami czy co?

    0
  7. tzigi pisze:

    Spadająca sprzedaż ebooków też nie musi się przekładać na spadek czytelnictwa. Wiem, że o piractwie niezbyt wypada się w pewnych kręgach wypowiadać, ale ktoś, kto dostał czytnik i ściągnął na niego chociażby 30 książek spiratowanych też jest czytelnikiem (czy uczciwym itd to sprawa na długą i pewnie nierozwiązywalną dyskusję), a w wyliczeniach będzie uroczym, okrągłym zerem.

    Przykład z własnego otoczenia: powinowaty dostał czytnik w zeszłym roku „pod choinkę”. Czyta cały rok, dzielnie, całe serie itd. Podejrzewam, że do tej pory mogło to być z 40-50 książek (nic szczególnie ambitnego np. bodajże cała Agatha Christie). Ani jedna nie była kupionym ebookiem. Chomik i inne zwierzątka były tu pomocne.
    I teraz takie pytanie: czy ten człowiek czyta książki? Tak, zapoznał się z treścią całego mnóstwa publikacji.
    A tu drugie: czy ten człowiek będzie istniał w statystyce jako czytelnik? Nie, ponieważ nie zapłacił za żadną z tych książek.

    0
    • Grzegorz pisze:

      „ktoś, kto dostał czytnik i ściągnął na niego chociażby 30 książek spiratowanych też jest czytelnikiem”

      W moim odczuciu jest przede wszystkim złodziejem. Z księgarni by raczej nie wyniósł tych książek w wersji papierowej. Inna sprawa, że w tej samej księgarni nikt by nie postawił nielegalnych egzemplarzy. Więc winne są dwie osoby.

      0
      • pawbuk6 pisze:

        Nie jest złodziejem ponieważ niczego nie ukradł – wręcz przeciwnie, zwiększył liczbę ebooków :D W świecie cyfrowym stare pojęcia nie są aktualne.
        Polemizowałbym też czy autorzy i wydawcy rzeczywiście tracą na piractwie – zazwyczaj zakładają, że każdy kto skopiował książkę bez płacenia kupiłby ją, gdyby nie mógł sporacić – a to bzdurne założenie. Dla mnie piractwo w przypadku ebooków niewiele się różni od bibliotek – też bez płacenia mamy możliwość przeczytania książek :D Jest jednak druga strona medalu – piractwo przyczynia się do wzrostu czytelnictwa, a o to nam wszystkim chodzi. Poza tym pirackie wersje książek mogą zachecić ludzi do kupienia innych książek danego autora.
        Dyskusja o piractwie toczy się od dawna, jednak nie jest to takie czarno-białe jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Rzekome straty z piractwa staratami nie są, a wiele treści cyfrowych dzięki piractwu zyskało popularność i sławę :)

        0
        • Grzegorz pisze:

          W bibliotece wypożycza się legalne książki. I to jest zasadnicza różnica.

          I naprawdę fascynuje mnie jak bardzo osoby korzystające z nielegalnie udostępnionych materiałów nie dość, że chcą się usprawiedliwiać, to jeszcze kreować na zbawców kultury.

          Mamy chyba całkowite inne podejście do życia. Ja cenię przede wszystkim uczciwość i korzystanie z legalnie dostępnych rzeczy. Jeśli mnie na coś nie stać – nie biorę tego korzystając z nielegalnych źródeł. To nie kwestia przepisów, a mentalności i uczciwości.

          0
          • pawbuk6 pisze:

            Ebooki z chomika też pobiera się legalnie :D Sam mam na czytniku kilkadziesiąt książek kupionych i mnóstwo ściągniętych od znajomych ;) Czy jestem piratem? A mozę jestem piratem kiedy multiplikuję kupione przez siebie książki – mam na dysku 2 kopie, na dysku zewnętrznym kolejną, na czytniku kolejną? Dla producenta równie stratne jest odsprzedawanie kupionych przez nas książek – on też nic z tego nie ma :D No i kopiowanie książek rodzinie i znajomym, czy to również robi ze mnie pirata?
            W bibliotece wypożycza się legalne ksiązki, ale na chomiku też zazwyczaj ludzie umieszczają legalnie kupione ebooki :)

            @asymon
            Jeśli pobieram ebooka z chomika, to autor traci ewentualnie potencjalny zysk, dość zresztą wątpliwy. Niczego mu nie zabieram, bo w świecie cyfrowym można w nieskończoność kopiować treści.
            A zyski? Posłużę się przykladem z nieco pokrewnej dziedziny – programów komputerowych. Wiele specjalistycznych programow jest bardzo drogich – Photoshop, AutoCAD itp – zdecydowanie zbyt drogich dla studentów i uczniów (nawet po zniżkach studenckich PS kosztuje 1 tys. zł). Dlatego zamiast kupować te programy studenci i uczniowie je pozyskują z nieoficjalnych źródeł i uczą się nimi posługiwać. Po kilku latach zaczynają oni karierę zawodową i zazwyczaj wtedy kupują już całkowicie legalnie te programy, dokladnie te, którymi się wcześniej uczyli posługiwać :)
            W przypadku ebooków też możę to działać – najpierw sprawdzamy twórczość danego autora, potem już kupujemy jego książki.

            0
            • asymon pisze:

              Ale teoretyzujesz, czy faktycznie tak robisz? Bo, ponowię pytanie, dlaczego kupować kolejne książki, skoro leżą na chomikuju, zupełnie za darmo? ;-) Masz może jakieś badania na poparcie tezy „piraci kupują więcej dóbr kultury?”, bo np. Wojciech Orliński w książce „Internet” pisze coś takiego:

              W 2002 roku Liebowitz opublikował pracę, w której sugerował, że piractwo nie wpływa na sprzedaż płyt muzycznych (to były czasy meteorycznego wzlotu i upadku pierwszego komercyjnego serwisu pirackiego – Napstera). Spotkało się to z powszechnymi pochwałami.
              Lawrence Lessig, guru otwartystów, zareagował pochwalnym tekstem na łamach „Financial Times”: „Gdy dane mówią coś innego, niż nakazuje linia partyjna, każdy akademik powinien zrobić to, co zrobił prof. Liebowitz: mówić prawdę, nawet gdyby to oznaczało zmianę poglądów”[24]. Tyle że wkrótce potem Liebowitz, analizując kolejne dane, zmienił poglądy. Wyszło mu, że piractwo obniżyło sprzedaż legalnych płyt o blisko 20 procent.
              „Wtedy dziennikarze przestali dzwonić” – powiedział Liebowitz w wywiadzie. – „Ludzie chcieli słyszeć opowieść o tym, że (piractwo) nie przynosi szkód. Ludzie nie lubią wielkich firm, ludzie nie lubią przemysłu muzycznego, ludzie lubią dostawać coś za darmo”.

              Tu masz te badania: http://www.utdallas.edu/~liebowit/

              0
            • asymon pisze:

              Niczego mu nie zabieram, bo w świecie cyfrowym można w nieskończoność kopiować treści.

              Ależ zabierasz, po prostu tego nie rozumiesz, pierwsza część twojego zdania nie wiąże się logicznie z drugą.

              Odpowiedz sobie na dwa pytania:
              1. Czy za wykonaną pracę należy się zapłata?
              2. Na czym polega praca pisarza?

              0
              • pawbuk6 pisze:

                Doskonale rozumiem – jednak kiedy wypożyczam ksiązki z biblioteki, to również autor nic z tego nie ma :D I w przypadku biblioteki, i chomika na początku rzeczywiście ktoś kupuje ksiązkę…a kolejne osoby korzystają za darmo.
                Ja bym chętnie zaplacił autorowi za jego pracę – jednak z 40 zł, które płacę za książkę on dostanie 5 – 10 zł. Nie wiem jak to zrobić, ale jakby ceny książek spadły do 10 -15 zł i z tego autor 80%, to na pewno sprzedaż by wzrosła. A tak to ludzie na potęgę piracą wszystko.

                0
              • asymon pisze:

                Różnicą jest właśnie ta łatwość kopiowania. Bo co ma autor z tego, że ty możesz w nieskończoność kopiować ebooka?

                Jeśli w bibliotece jest jeden egzemplarz tytułu X, który zakupiono, może go wypożyczyć jedna osoba naraz. Powiedzmy że X to tytuł dość cienki, ale popularny, nie leży na półce, rocznie przeczyta go 26 osób, bo każda trzyma go 2 tygodnie. Jeśli będzie dużo chętnych, biblioteka może kupić drugi, trzeci egzemplarz. Autor zarobi. Bibliotek jest sporo, więc książek zakupią kilkadziesiąt/kilkaset. Jeśli książka jest czytana, po iluśtam pobytach u czytelników może się rozlecieć. Jeśli biblioteka zakupi nową, autor zarobi…

                Jeden egzemplarz kupiony, zeskanowany i wrzucony do sieci może być kopiowany i czytany dowolną ilość razy. Autor jest smutny, bo na tym nie zarabia. Wydawca też nie zarabia.

                Taka jest różnica, dziękuję za uwagę. :-)

                0
            • Lag pisze:

              Ja jako autor dostaję 2 zł za sprzedany egzemplarz. Okradasz takich jak ja, czynisz zło (stąd słowo „zło-dziej”) i zasłaniasz się biblioteką. Wstyd i grzech, ale jeżeli nie rozumiesz, że robisz źle, to te dwa słowa i tak do Ciebie nie dotrą.
              Żal.

              0
              • Athame pisze:

                Te 2 zł to jaki procent całej ceny? Też bywam autorem i jak na razie mój rekord w przypadku książki drukowanej to ~10%. Zastanawiam się czy bezkosztowo uda mi się wydać e-book’a z zyskiem ~50-70% od całej ceny.

                0
        • asymon pisze:

          Rzekome straty z piractwa staratami nie są, a wiele treści cyfrowych dzięki piractwu zyskało popularność i sławę

          Zaraz, jeśli dobrze rozumiem, to autor zyskuje, jeśli pobierasz jego książkę z chomikuja, zamiast kupić w empiku? Możesz wytłumaczyć na czym ten zysk polega? Argumentacja „bo poznałem jego twórczość i na pewno kupię następną książkę” jest trochę naciągana, bo następną książkę też możesz ściągnąć z chomikuja.

          Autor raczej nie idzie do sklepu czy salonu samochodowego i mówi „dajcie mi samochód, bo jestem sławny”, no chyba że ma na imię Szczepan.

          Polecam książkę „Accelerando” Charlesa Strossa, pierwsze rozdziały opisują takiego właśnie człowieka, ale cóż, to ciągle SF. Zresztą on też jest wyjątkiem.

          0
          • dam pisze:

            Wiesz teza o tym że tzw. „piractwo” przyczynia się do wzrostu sprzedaży tzw. „legalnych” kopii jest tezą opartą o jakieś tam badania, które jednoznacznie wskazują, że bez względu na kraj w którym były one prowadzone jest zawsze zależność, że wśród osób korzystających z tzw „piratów” wydatki na „legalne” dobra kulturalne znacznie przewyższa średnią. Takie są po prostu fakty. nie da się tego oczywiście odnieść do poszczególnych osób, bo to fakty statystyczne. Fakty są też takie, że mimo powszechnej dostępność „pirackiej” muzyki ilość osób kupujących poszczególne „single” jest dużo, dużo większa niż w czasach „przedinternetowych” – mimo że praktycznie w każdej chwili mogę sobie ściągnąć za darmo dowolny utwór dowolnego wykonawcy to zyski kompani muzycznych cały czas rosną. One twierdzą, że mogły być jeszcze wyższe, no ale to już w dużej mierze demagogia, która nie raz już była wyśmiewana.

            Nie wiem czy pamiętasz, ale jeszcze po koniec lat 90. przed wybuchem torentowej rewolucji na potęgę zamykano w Polsce kina, jeszcze pamiętam artykuły w ogólnopolskiej prasie wieszczące podzielenie losu wypożyczalni kaset video, nawet multipleksy które wówczas zaczynały działać robiły to na granicy opłacalności. Czy ostatnio słyszałeś o czymś takim? Ba u mnie w mieście działają 3 kina studyjne, 4 multipleksy i wszystkie sobie bardzo dobrze radzą.

            Myślę, że dla czytelnictwa jedynym ratunkiem jest własnie upowszechnienie e-czytelnictwa i gdy dzięki piratom, możliwości bezproblemowego dzielenia się treściami zapanuje w końcu moda na czytanie, to podobnie jak w innych dziedzinach kultury zacznie też rosnąć zwykła sprzedaż.

            0
            • asymon pisze:

              jakieś tam badania,

              No właśnie, poproszę o źródło tych badań, bo wyżej napisałem skąd prawdopodobnie wzięła się opinia, że „piraci kupują więcej dóbr kultury”, która krąży w sieci od lat. Drążę temat na ŚCz od paru lat i ciągle nikt nie podał źródła opinii, a wszyscy traktują ją jako „oczywistą oczywistość”.

              Czy pobieranie z torrentów „Gry o tron” (zdecydowanie ulubiony serial piratów) przełożyło się na sprzedaż? Nie śledziłem tego specjalnie, ale lista bestsellerów empiku (tak, wiem) pokazuje, że w 2014 serial był na 36 miejscu (sezon 3) a w 2015 na 29 (sezon 4). Szału nie ma.

              Co do sprzedaży muzyki, to też się nie zgodzę. Jak jest ze sklepami z płytami CD, chyba widać (już ich nie ma), a ZPAV kilkukrotnie zmieniał kryteria przydzielania Złotych Płyt. Według artykułu z sierpnia 2002 r. dawniej było to 200 tys. sprzedanych płyt, w 2002 – 70 tys. Obecnie wystarczy… 15 tys. Statystyka obejmuje wydania cyfrowe.

              EDIT: Oczywiście zgadzam się z tezą, że produkcja serialu przez HBO „nakręciła” sprzedaż sagi Martina.

              0
              • dam pisze:

                No właśnie problem jest w tym, że patrzysz na temat „analogowo” – sprzedaży płyt, sprzedaży filmów na DVD nie będzie, tzn będzie na poziomie kolekcjonerskim. Konsumpcja muzyki przeniosła się do sieci i teraz tam się kupuje.

                Co do badań:

                USA
                „Użytkownicy P2P mają generalnie większe kolekcje muzyczne, ale również częściej kupują muzykę – wynika z badań organizacji American Assembly.”

                http://di.com.pl/piraci-kupuja-nawet-30-wiecej-muzyki-podzial-na-klientow-i-zlodziei-jest-zly-46726

                Niemcy
                Najnowszy raport niemieckiego GfK Group, jednej z największych organizacji badania rynku, przynosi wyniki nie pasujące do długoletniej kampanii propagandowej firm medialnych: najbardziej zagorzali piraci okazali się też najwierniejszymi klientami wydawców.

                http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,10030399,Piraci_kupuja_wiecej.html

                Norwegia
                Wszędzie narzeka się na osoby, które pobierają muzykę z sieci P2P. Jak jednak pokazuje nam raport przygotowany przez BI Norwegian School of Management Researchers tacy internauci, częściej niż inni dokonują zakupów w legalnych serwisach muzycznych.

                http://gadzetomania.pl/38521,piraci-kupuja-wiecej-muzyki-niz-inni-internauci

                Wlk. Brytania
                OFCOM przedstawił wyniki, które mówią, że 12% internautów z Wielkiej Brytanii to tzw. piraci hybrydowi, którzy piracą, ale również kupują treści legalnie. Grupa osób korzystających tylko i wyłącznie z pirackich treści to 4%. Co ciekawe, piraci hybrydowi wydają na treści nawet 3 razy więcej, niż osoby konsumujące tylko i wyłącznie legalne treści.

                http://www.spidersweb.pl/2012/11/piractwo-zbiera-pozytywne-zniwa-wymowek-dla-piracenia-jest-coraz-mniej.html

                No i w końcu polski raport Obiegi kultury
                http://obiegikultury.centrumcyfrowe.pl/

                0
              • asymon pisze:

                Dzięki, przeglądam, trochę szukam źródeł, ale OK, przyznaję że teza może się obronić.

                Ale dwie uwagi oczywiście muszę mieć ;-)

                Badanie GFK uruchamia mój bullshit detector: tajemniczy klient zleca badanie użytkowników zamkniętego niemieckiego serwisu ze streamami. Po udostępnieniu wyników próbuje zablokować ich publikację, ale dzielni badacze udostępniają je internautom. Jasne.

                Polskie badania opierają się chyba na deklaracjach. Albo dobrano niereprezentatywną próbję, albo badani trochę koloryzują. 88% przeczytało papierową książkę w ciągu trzech miesięcy przed badaniem, a aż 34% ebooka. No nieźle! Wiem że to tylko i wyłącznie internauci, ale i tak mi się to nie klei.

                I dalej nie widzę sensu kupowania filmu czy książki, z którymi zapoznałem się właśnie, biorąc sobie z sieci, a takie deklaracje się przewijają. Muzyka – rozumiem, niektórych piosenek da się posłuchać drugi, trzeci raz. Ale po co kupować kryminał, skoro już wiem kto zabił?

                0
              • DankaB pisze:

                @asymon
                Jestem tą „starszą panią”, która musi poprawić Twoją wiedzę na temat USB i HDMI. I jedno i drugie może być gniazdkiem bądź wtyczką. A pendrive to na pewno wtyczka.

                0
        • The Dark Passenger pisze:

          Może w takim razie autorzy i wydawnictwa od razu powinny wrzucać książki na Chomika?
          Ktoś, coś zrobił (w tym wypadku napisał) i tym samym stało się to jego własnością. Wtedy autor postanowił się tym z nami podzielić i wyznaczył za to cenę. A ktoś bez pozwolenia autora wziął sobie jego pracę za darmo. W każdym, nawet cyfrowym świecie, jest to kradzież. Nie stać cię, to nie czytasz albo korzystasz z bibliotek.

          0
          • pawbuk6 pisze:

            A czym się różni biblioteka od chomika?! I tu i tu ktoś na początku kupuję książkę :D

            0
            • Grzegorz pisze:

              Biblioteka nabywa książkę z licencją do wypożyczania jej klientom.

              Na chomika wrzucane są e-booki bez takowej licencji. Czyli nie mogą być legalnie udostępniane.

              Ale odnoszę wrażenie, że to i tak zbyt skomplikowane dla niektórych.

              0
            • Ędriu pisze:

              A mam pytanie o coś takiego jak wizerunek osoby.
              Załóżmy, że dysponuję twoimi zdjęciami (wersje cyfrowe oczywiście – nic nie tracisz), imieniem, nazwiskiem i.t.p.
              Nie używam tego broń boże do kradzieży tożsamości, ale wykorzystuję np. do tworzenia memów lub do czegokolwiek innego.
              Protestowałbyś ? Nawet gdyby twój wizerunek był używany np. do promowania idei, z którymi się nie zgadzasz (np. na plakatach promujących wprowadzenie wysokich kar dla piratów książkowych ;) ).
              Gdybyś protestował, powiedziałbym człowieku, ale o co chodzi, że nie zgadzasz się? przecież nic nie straciłeś, nic ci nie ukradłem, w świecie cyfrowym można w nieskończoność kopiować, a kto wie może przez to staniesz się sławny i zagrasz w reklamie.
              Nawet jeżeli uważamy, że kopiowanie ni jest złe, to jest święte prawo własności także rzeczy niematerialnych (programy komputerowe, albo wizerunek) i jeżeli właściciel nie zgadza sie na darmowe rozpowszechniania…to właściwie zamyka sprawę (nawet jeżeli „piratowanie” wychodzi na dobre autorom, ale oni nie chcą i już, to co im zrobisz? maja prawo)

              0
      • tzigi pisze:

        Poruszasz temat (i przy okazji rozpętujesz burzę), który był na absolutnym marginesie mojej wypowiedzi. W moim komentarzu moralne spojrzenie na piractwo (czy ktoś jest złodziejem, czy cudotwórcą pomnażającym dobra kultury, czy kimkolwiek pomiędzy) nie było ważne. Chciałam pokazać, że twierdzenie, iż czytniki to ślepy zaułek ewolucji na podstawie spadku liczby sprzedanych ebooków jest wadliwe – nie wlicza ebooków niesprzedanych czyli spiratowanych, ale też np. ściągniętych ze stron udostępniających materiały z domeny publicznej.

        0
        • Grzegorz pisze:

          Margines czy nie, piractwo będę zwalczał zawsze.

          0
          • Athame pisze:

            Za książki wypożyczone w bibliotece autor nie otrzymuje wynagrodzenia, podobnie jak za takie ściągnięte z warezów. Ten pierwszy przypadek jest całkowicie legalny z punktu widzenia czytającego. Ten drugi również. Jedyna różnica polega na tym, że właściciel biblioteki ma licencję na udostępnianie książek, a właściciel serwera (czy też użytkownik upload’ujący) zazwyczaj nie. Jeżeli już ktoś tu może być nazwany uczciwie złodziejem to tylko ta ostatnia osoba. Przynajmniej dopóki obowiązuje takie, a nie inne prawo.

            0
            • Grzegorz pisze:

              To, że prawo powinno się zmienić i osoba, która pobiera nielegalnie udostępnione materiały winna być surowo karana jest oczywiste. Druga sprawa to moralność, która każdemu praworządnemu obywatelowi powinna wskazywać, że pobieranie takich materiałów to coś złego.

              A porównanie legalnie działających bibliotek i internetowych składowisk nielegalnie udostępnionych materiałów jest totalnie nie na miejscu i obraża bibliotekarzy.

              0
              • pawbuk6 pisze:

                Oczywiście widzisz wszystko jako czarno-białe nie dostrzegając odcieni szarości. Czy również prawo ma karać osoby, które udostępniają ebooki (np. zakupione) rodzinie i znajomym? A może mogą tylko bliskim znajomym? A już udostępnianie dalszym znajomym będzie penalizowane.
                W tej chwili nielegalne jest tylko udostępnianie treści objętych prawem autorskim, i to w dodatku publiczne udostępnianie.
                Jeśli 10 osób zrobi zbiórkę i kupi jednego ebooka, to też teoretycznie autor i wydawca tracą potencjalny przychód. Czy to też karać?

                Jeśli chodzi o porównanie bibliotek do chomika – czy jeśli pobiorę ebooka z chomika, a potem się go pozbędę, to czy nie będzie to wypożyczenie książki? :D

                0
              • Grzegorz pisze:

                @pawbuk6:

                Nie ma miejsca na jakiekolwiek odcienie szarości w sytuacji w której licencja obejmuje prawo do korzystania z danego e-booka przez osobę, która go zakupiła. Chyba, że licencja stanowi inaczej. A jakoś nie zauważyłem, aby zawierały one klauzulę „można przekazywać nieograniczonej liczbie osób w internecie”.

                W moim odczuciu kwestia tak zwanego „dozwolonego użytku prywatnego” winna być nareszcie prawnie doprecyzowana i nigdy nie być ważniejsza od zapisu licencyjnego.
                Osobiście jestem zdania, że prawo do korzystania z e-booka ma wyłącznie osoba, która za niego zapłaciła. Chyba, że wprowadzono by droższe wersje e-booków, nazwijmy je roboczo „zbiorowymi”, które zezwalałyby na korzystanie z zakupionych książek dwóm lub więcej osobom.

                Od dawna podkreślam, że robienie z siebie Samarytanina i dzielenie się z innymi książkami w jakiejkowiek postaci jest głupotą. Jeśli ktoś chce przeczytać książkę/e-booka, to niech za niego też zapłaci (lub zapisze się do biblioteki). Dlaczego ma dostać coś za darmo, kiedy inni uczciwie płacą?

                Dla osób które chcą napisać „ale ja mam żonę/męża/dzieci/rybki i oni też chcą skorzystać z mojego egzemplarza” mam dwie odpowiedzi: 1. niech zatem kupią swój egzemplarz, 2. było się nie żenić, skoro teraz ma się jojczeć.

                0
              • Athame pisze:

                Licencja, która jest sprzeczna z obowiązującym prawem, sama nie ma mocy prawnej. Na szczęście wszystkich nas obowiązuje jedno prawo i nieuprawnione nazywanie złodziejem kogoś kto tylko „wypożycza” książki z warezów, pomimo sprzeciwu moralnemu, samo jest karalne, o ile osoba dotknięta takim określeniem zgłosi pozew cywilny. No ale pozornie anonimowy Internet wybacza radykalne wpisy, które przy tak drażliwej kwestii są zwykłym hejtem, bez względu na obraną stronę.

                0
              • Kaczus pisze:

                A skąd taka osoba ma wiedzieć, czy coś jest legalnie udostępniane, czy nie. To jest logiczne, że ten, kto udostępnia nielegalnie jest winien, bo robi to mniej lub bardziej z premedytacją. A czy ja mam zgadywać, czy w danym miejscu autor/wydawnictwo/ktoś kto ma do tego prawo udostępnił coś w sieci, czy nie.

                0
              • Grzegorz pisze:

                @Kaczus: wystarczy odwiedzać wyłącznie oficjalne internetowe księgarnie, sklepy, serwisy VOD i unikać tych, które nie mają znamion oficjalności. Proste.

                0
              • asymon pisze:

                @Grzegorz: nie, to nie jest takie proste :-)

                I wytłumacz np. 60-letniej osobie, średnio rozgarniętej w komputerze&internecie czym są „znamiona oficjalności”, jeśli nawet branżowi dziennikarze się mylą.

                http://www.chip.pl/artykuly/porownania/2011/03/jak-ogladac-filmy-za-darmo-i-bez-limitow

                Tak, wiem że Chip to taki informatyczny Pudelek, ale mniej zorientowani właśnie Chipa czytają.

                0
              • Grzegorz pisze:

                @asymon: trafiłeś w branżę na której się nie znam, bo nie oglądam żadnych filmów. Wiem tylko, że istnieje serwis VOD Telewizji Polskiej.

                Dlatego tutaj receptą byłoby jak najszybsze zamykanie nielegalnie działających serwisów.

                0
          • tzigi pisze:

            A zwalczaj sobie w najlepsze, nikt ci nie broni, niektórzy co najwyżej opowiedzą się po drugiej stronie – ich prawo. Tylko co to zwalczanie wniosło do merytorycznej dyskusji nad wadliwym założeniem badawczym?

            0
            • Grzegorz pisze:

              Eksperyment. Byłem ciekaw ile osób otwarcie opowie się za pobieraniem nielegalnych treści. Jak niestety widać, są jeszcze tacy ludzie.

              0
              • Kaczus pisze:

                Nie – są ludzie, którzy twierdzą, że należy ścigać, tych co udostępniają nielegalne treści, a nie pobierają. Podam przykład – wiem, że swojego czasu (było to już kilkanaście lat temu) nawet w niektórych oficjalnych sklepach powiedzmy Abibasa, część asortymentu była niekoniecznie oryginalna. Czy osoba, która kupiła w takim sklepie ma się czuć jak złodziej? Złodziejem może być osoba, która to wprowadzała do sprzedaży, gdyż korzystała z nieswojego znaku graficznego. Dlatego ściganie osoby, która pobiera/kupuje w dobrej wierze jest bez sensu (zresztą i niezgodne z prawem) Ścigać można co najwyżej tego co sprzedaje/udostępnia takie rzeczy.

                0
              • Grzegorz pisze:

                @Kaczus: trafnie, aczkolwiek osoby pobierające e-booki z chomika robią to świadomie i w tym przypadku ich wina jest oczywista.

                0
              • Quetz pisze:

                > Dla osób które chcą napisać „ale ja mam żonę/męża/dzieci/rybki i oni też chcą skorzystać z mojego egzemplarza” mam dwie odpowiedzi: 1. niech zatem kupią swój egzemplarz, 2. było się nie żenić, skoro teraz ma się jojczeć.

                A papierową książkę mogę dziecku lub żonie pożyczyć? Czy muszą kupić swoją? Jeśli powiesz, że muszą kupić swoją, to realnie „oczadziałeś”, jeśli powiesz, że mogę pożyczyć – to czym różni się ebook od książki (nie kosztuje ułamka ceny, tylko kilka procent mniej, powiedzmy o cenę papieru), że do niego nie stosuje się dozwolony użytek?

                Pomijając już oczywiście to, że przeczytaną książkę mogę odsprzedać, a z ebookiem już to odpuszczam.
                Zasadniczo zakładam, że trollujesz.

                0
              • Athame pisze:

                Niestety ale wyciągasz błędne wnioski. To że zwracam uwagę na fakt, że przy obecnie obowiązującym prawie pobieranie materiałów chronionych prawami autorskimi z warezów (poza torrentami) jest legalne, to nie oznacza od razu że jest to moja metoda pozyskiwania tych materiałów. Mogę sobie pozwolić na oficjalne zakupy. Zapłaciłem już za ponad 250 e-book’ów. czytam też takie udostępniane przez autora (-ów) za darmo. W sumie dysponuję biblioteczką, którą przerobię dopiero za kilka lat (czytam ok. 50 książek rocznie). Dodatkowo czytam (choćby aktualnie) książki zakupione przez moją najbliższą rodzinę (na tych też autor nie zarobi drugi raz – ciekawe jaki masz pogląd na moralność takiego dozwolonego użytku). W ten sposób na bieżąco nie kupuję niczego nowego (a przynajmniej nie często), nie pobieram też e-book’ów nielegalnie udostępnionych. W statystykach rocznych pewnie nie jestem uwzględniany, bo to wcale nie jest statystyka dotycząca czytelników, a statystyka aktywnych klientów księgarni, co w żadnym wypadku nie jest równoważne.

                0
              • Grzegorz pisze:

                @Quetz: z zasady nie pożyczam nikomu książek (ani żadnych innych rzeczy) i sytuacja ta nie zmieniłaby się nawet, gdybym (co na szczęście nigdy nie nastąpi) został skazany na posiadanie żony lub dzieci. Więc jak dla mnie pożyczanie książek przez osoby prywatne to też abstrakcja.

                I nigdy przez myśl by mi nie przeszło, aby trollować. Zwyczajnie są ludzie, którzy podchodzą do życia inaczej.

                @Athame: akurat nie miałem Ciebie na myśli w swoich wywodach, ale i tak mogę użyć w tej sytuacji słowa przepraszam.

                A co do poruszonej przez Ciebie kwestii czytania książek zakupionych przez rodzinę, to wypowiedziałem się kilka linijek wyżej. Prawnie jest to legalne, ale nie wyobrażam sobie, abym sam miał użyczyć komuś swoją książkę.

                0
              • asymon pisze:

                @Grzegorz aczkolwiek osoby pobierające e-booki z chomika robią to świadomie i w tym przypadku ich wina jest oczywista.

                Kurczę, nie jestem tego taki pewien. Ty to wiesz, ja to wiem, ale nie mierz innych swoją miarą. Sporo ludzi, zwłaszcza tych starszych, nazywanych pogardliwie przez internautów „januszami informatyki”, panie z dziekanatu piszące na komputerze jednym palcem, oni naprawdę nie muszą tego wiedzieć. Może ktoś ich nauczył za zajęciach w bibliotece używać googla, pokazał jak szukać potrzebnych informacji, szukają więc książki, widzą ebooka na chomikuju, tam jest zdaje się opcja płatności SMSem, więc mogą mieć wrażenie, że wszystko jest OK. I co, zmieniasz prawo i ciągasz tych ludzi po sądach, bo przecież „nieznajomość prawa szkodzi”?

                Ostatnia taka historia: na warszawskiej pod GUS chodził pan, który szukał przejściówki USB (gniazdo) na HDMI (wtyczka), byłem świadkiem, jak tłumaczył sprzedawcy, że chce podłączyć pendrive do telewizora i nie przyjmował argumentów, że to zupełnie nie tak działa, bo co go będzie jakiś młody pouczał…

                Ktoś kupuje książki „Nagrywanie płyt w systemie Windows”, „ABC internetu”, skoro Helion to sprzedaje.

                0
              • Grzegorz pisze:

                @asymon: może za bardzo wierzę w intelektu ludzi czasami?;)

                0
              • Borygo pisze:

                W Polsce czytelnictwo leży i kwiczy. Powodów tego jest kilka. Ludzie którzy zaczynają czytać piraty w pewnym momencie przesiadają się na legalne źródła. Zaczynają od piractwa, a kończą legalnie. Dlaczego? Dlatego, że w międzyczasie przyzwyczajają się do czytania. Trafiają na duże obniżki cen tego co chcą przeczytać z legalnych źródeł i po prostu je kupują. Gdy cena książki z 40pln spada do 15 to element ekonomiczny piractwa znika. Zostaje za to przyzwyczajenie do czytania. W dłuższym okresie taki klient kupuje już nie tylko na promocjach, a jak coś się spodoba to i w przedsprzedażach.
                Chyba nikt nie lubi takiej sytuacji, że kupi książkę i okazuje się ona gniotem. Tu możliwość ściągnięcia książki z sieci daje możliwość zapoznania się z tym jak pisze nowy autor. Darmowe fragmenty to nie to samo (zawierają kilka rozdziałów początkowych, a o tym czy książka się podoba decyduje zazwyczaj zakończenie). Oczywiście zapoznajemy się z jedną książką a nie całą serią.
                Na raporty o wpływie piractwa na gospodarkę nie ma co patrzeć. One często są pisane na zamówienie określonego przemysłu, lub powołują się na inne opracowania których nie można zweryfikować, a które najczęściej są wyssane z palca. Równie dobrze mogę powiedzieć, że przez pisanie teraz komentarza straciłem 12 milionów pln gdyż nie wypełniłem kuponu lotto.

                0
            • Jasiu pisze:

              Grzegorz pisze: dzielenie się z innymi książkami w jakiejkowiek postaci jest głupotą.

              Obawiam się, że głupotą jest pisanie takich komentarzy. Otóż dzisiejszy stan prawny jest taki, że dzielić się z najbliższymi książką można i jest to legalne. To, że Twój pogląd jest inny, nie usprawiedliwia takiej oceny. Brak wyobraźni (na który również się powołujesz) stanowić może jedynie dodatkową okoliczność obciążającą.

              0
      • Karolina pisze:

        Tylko myślę, że to wszystko zależy od wieku (a zatem i możliwości finansowych) odbiorcy i jego możliwości finansowych. Podejrzewam, że jeśli ktoś dużo czyta, nawet z nielegalnych źródeł, to w momencie kiedy zacznie osiągać dochód wreszcie odetchnie, bo będzie mógł kupować. Być może nie zawsze to zadziała, ale zawsze. Na moim przykładzie powiem, że tak jak kiedyś ściągałam muzykę (książek jakoś nigdy specjalnie do głowy mi nie przyszło), to w tym momencie kupuję. Co więcej, kupuję tę, którą już miałam gdzieś tam na komputerze. I chociaż książki nie są tym dobrem, które chciałabym pozyskiwać nielegalnie, to myślę, że dla rozwoju czytelnictwa i – wbrew pozorom! – wzrostu sprzedaży, tacy piraci też są ważni. Dlaczego? Bo wypracowują nawyk czytania i przy dobrym wietrze zaczną kiedyś płacić za to, co czytają / słuchają / oglądają. A w szerszej perspektywie wolę społeczeństwo, które po prostu czyta i się w ten sposób rozwija, niż czarną masę bez wyobraźni. A od reszty zależy dawanie tzw. dobrego przykładu etyki kulturobiorcy :).

        0
  8. DankaB pisze:

    Czytam na Kindlach od lat ale i również książki papierowe. Cieszę się, że błyskawicznie mogę ściągnąć sobie polską literaturę. Angielskie wolę czytać w oryginale. Mieszkam w Stanach i tu mogę wypożyczyć ebooki z wielu bibliotek, internetowo, nie muszę kupować. Bo CO właściwie kupujemy, za co płacimy? To co nie podoba mi się w ebookach to to, że kupujemy tak naprawdę TYLKO prawo do przeczytania książki. Nic z tą książką kupioną na Amazon nie mogę zrobić np. nie mogę pożyczyć jej znajomym. Tylko niektóre tytuły na Amazon pozwalają na wypożyczenie i to na krótki okres 2 tygodni i w tym okresie dla mnie książka jest niedostępna. A przecież ją kupiłam, zapłaciłam więc za co?

    0
    • AnetaCuse pisze:

      DankaB: Ja też mieszkam w USA i dokładnie z tych samych powodów książki anglojęzyczne najczęściej wypożyczam z biblioteki, a kupuję tylko w ostateczności. Za to cieszy mnie możliwość zakupu legalnych i dobrze sformatowanych książek po polsku, z czego często korzystam, aczkolwiek nowa ustawa o VAT ze stycznia br. sporo namieszała zagranicznym klientom i z niektórych księgarni już nie można kupić, np. Gandalf.

      0
      • DankaB pisze:

        Z Gandalf nigdy nic nie kupiłam bo zawsze wydawali mi się najdrożsi. A co za problem z VAT, nie napotkałam takiego. A gdzie jesteś w Stanach?
        My w okolicy Bostonu.

        0
  9. pawbuk6 pisze:

    Swoje zdanie o tym artykule z GW wyraziłem już pod nim samym, tutaj tylko dodam, że najbardziej mnie w nim denerwuje konfrontowanie papierowych książek z ebookami, tak jakby to było coś zupełnie innego i nie do pogodzenia. A sam znam osoby, które część książek czytają na papierze, a część na czytniku – oba sposoby czytania się uzupełniają. Niektórzy rzeczywiście lubią zapach farby drukarskiej (sam lubię) albo szelest papieru i nie do końca rezygnują ze zwykłych ksiąek, ale w tramwaju czy na wakacjach uzywają czytnika, bo wygodniej.
    Ja akurat całkowicie przerzucilem się na czytnik, bo nie mam gdzie składować kolejnych ksiażek papierowych, które po przeczytaniu tylko się kurzą. Podobnie zrobili moi rodzice i narzeczona – teraz jak jedna osoba kupi jakiegoś ebooka, to od razu 6 osób ma go na swoich czytnikach :D
    Wracając do artukułu, moim zdaniem powinna go napisać osoba w jakiś sposób obeznana z tematem, a nie totalny laik, który myli podstawowe pojęcia. Może i autorka orientuje się w świecie książek (tylko przypuszczenie), ale nie powinna na pewno pisać o trendach rynkowych oraz o urządzeniach elektronicznych.

    0
  10. anda pisze:

    O klasie manipulacji w artykule świadczy chociażby fragment porównujący ceny tabletów i czytników: „najnowszy tablet Amazona kosztuje ok. 50 dolarów, czyli ośmiokrotnie mniej niż pierwszy czytnik kindle.”
    Pomijam już nierozróżnianie tabletów i czytników. Ale czy pani dziennikarka nie ma pojęcia o tym jak kształtują się ceny nowinek technicznych po kilku latach, w miarę rozwoju urządzeń? Rozumiem, że może nie pamiętać ile kosztowały pierwsze telewizory, ale może ceny pierwszych komórek nasunęłyby jej jakiś trop?

    0
    • dfs pisze:

      Dziennikarze to dyletanci. Szef kazał napisać tekst ebook kontra papier, to napisała. Jutro każe jej napisać o bydle rozpłodowym i technikach inseminacji i też będzie pisać. A pojutrze o technologiach kosmicznych i nowych rakietach nośnych.

      0
  11. Miszel pisze:

    Robert, do licha! Napisz do GW regularny artykuł, lub rozbudowany „list od czytelnika”! Powinni to przyjąć bez problemu!! Masz już swoją markę, blog jest dość znany, masz wysokie kompetencje, bo siedzisz bardzo mocno w temacie, a czytanie Twoich tekstów to z racji języka duża przyjemność.
    Masz okazję wyjaśnienia paru nieporozumień na naprawdę szerokim forum! I przy okazji zrekompensowania pewnego, hmmm….. niedosytu po Twoim wystąpieniu w TokFM ;)
    Pozdrawiam Cię,
    Miszel

    PS. W dużym stopniu nie rozumiem kontrowersji wokół czytników! Papier celulozowy i papier elektroniczny to są tylko media służące do czytania książek! Tych samych książek! I dlatego rozbawiło mnie we wspomnianej audycji TokFM dłuuugie roztrząsanie kwestii czy e-book (ew. audiobook) to książka! Idiotyzm.

    0
    • lukaszkuch pisze:

      Popieram

      0
    • Harnaś pisze:

      Ta gazeta to dno, celowo kłamią, manipulują, albo publikują artykuły tylko dla sensacji bez weryfikacji faktów. Po co im pomagać?

      0
      • Robert Drózd pisze:

        A ja mam prośbę bez inwektyw. Cokolwiek byśmy o GW nie sądzili, to wielokrotnie pojawiały się tam porządne teksty o e-czytaniu.

        0
        • Miszel pisze:

          Robert, jeśli to do mnie, to niesłusznie. Zarówno GW jak i TokFM są zupełnie w porządku. Właśnie dlatego warto pisać tam sprostowania i wyjaśnienia ich nieuniknionych przecież wpadek. Oni są w stanie to przyjąć.
          Pozdrawiam,
          Miszel

          0
          • Lag pisze:

            W porządku? Przeczytaj sobie np. „Kościół Wyborczej” Dmochowskiego.

            0
          • Athame pisze:

            Znam ludzi (zdrowych na umyśle) które twierdzą, że w GW, Newsweek’u i radiu TokFM jeśli materiałów nie wybiera sam szatan, to przynajmniej ludzie nim opętani. O ile dobrze zrozumiałem (to nie jest moję codzienne otoczenie) to chodzi wyłącznie o to, że media te przodują w ideologiach antykonserwatywnych (promują multi-kulti, homoseksualizm, gender i inne świństwa).

            0
            • Sholay pisze:

              może nie szatan, ani ludzie przez niego opętani ale na pewno ludzie, którzy ze standardami dziennikarskimi są na bakier.
              i jeśli są z nimi w sprawie Mrocznego Kaczora, Smoleńśka czy uchodźcó, to trudno żeby nagle w temacie e-booków automagicznie zmieniali się rzetelnych profesjonalistów.

              &

              0
  12. lenar111 pisze:

    sprzedaż czytników w księgarni książek papierowych to jak sprzedaż ekspresów do kawy w kawiarni – klient raz kupi i więcej nie wróci :P kto wpadł na to żeby w ogóle zacząć to robić?

    0
    • Kaczus pisze:

      Nie do końca. Zobacz, że np sklepy firmowe Tchibo mają swoje kawiarenki, sprzedają kawę, ekspresy, ale i kawę w kawiarni i na wszystko są chętni. Mam w domu ekspres do kawy, ale i tak czasem idę do kawiarni (mimo, że u nas kawa jest chyba najdroższa w europie, nie spotkałem się przynajmniej z droższą, ani w Niemczech, ani w Danii, ani w krajach południowych, o Bułgarii nawet nie wspomnę….).

      0
    • Jasiu pisze:

      >klient raz kupi i więcej nie wróci

      Idzie o coś zupełnie innego: mianowicie o stworzenie rynku czytelników. Nie ma przy tym żadnego znaczenia, czy książka jest w postaci papierowej czy cyfrowej. Choćby nie wiem co robić, to czytniki nie wyprą książek papierowych. Ktoś kto czyta (choćby na czytniku) zawsze zna kogoś innego kto czyta – bardzo prawdopodobne że to będzie ktoś kto czyta papier. Jeśli będzie mu chciał kupić książkę na urodziny – będzie to papier – choć sam czyta na czytniku. I teraz twarde dane: wg raportu Biblioteki Narodowej, w 2014 roku ok. 11% Polaków to „czytelnicy intensywni”, ok. 40 % to ci, którzy przeczytali przynajmniej jedną książkę. Jaki z tego wniosek: w interesie księgarni (tradycyjnych i wirtualnych) jest działanie w kierunku popularyzowania czytelnictwa w ogóle. Do zagospodarowania jest ugór – większość Polaków nie czyta. Warto ich przekonywać do czytania bo tak czy inaczej staną się klientem jednej czy drugiej księgarni. Nieczytający, książek nie kupują (sobie i innym).

      P.S. jak w komentarzu sformatować tekst np do italic?

      0
      • Kaczus pisze:

        Hmm ja kupuje osobom co mają czytniki prezenty w postaci e-booków. Tu muszę ponarzekać, ebookpoint kiepsko wspiera takie operacje, osoba obdarowana musi mieć konto w serwisie, aby pobrać książki! W Publio jest o wiele lepiej.

        0
  13. krzlas pisze:

    Z tym kotem bym uważał. Mój sierściuch namiętnie kładzie się na Kindle’a, którego czasami odkładam na kanapie.

    0
  14. golem14 pisze:

    Filmik bardzo na miejscu. Już chciałem pisać, że według niektórych powinienem kupować nowy telewizor jak będę chciał obejrzeć jakiś film czy program.

    0
  15. Rudzielec pisze:

    Absurdalne założenia. W świecie w którym wszystko co możliwe przenosi się do internetu i zmienia w elektroniczne wersje, ktoś uparcie twierdzi, że książki jednak to ominie. Na poparcie tezy przedstawia statystyki. A gdzie jakieś konkretne powody dla których mielibyśmy wybierać papier zamiast e-booka? W czym papier jest lepszy? Chyba w staniu na półce i zbieraniu kurzu. Nie mam już miejsca na półkach.

    0
    • Kiczora pisze:

      Oczywiście, że takie powody istnieją. Po prostu są książki, których nie da się „przełożyć” na tekst pliku, bowiem stracimy wówczas formę. Mam na myśli chociażby książkę artystyczną czy liberaturę (to nie literówka! zob. http://www.liberatura.pl/co-to-jest-liberatura.html).
      Z całą resztą argumentów pełna zgoda.

      0
    • Cynthia pisze:

      Powieści wolę czytać z kindla, ale podręczniki bardziej mi odpowiadają w formie papierowej. Właśnie jeden wypożyczyłam z biblioteki, a wracając metrem czytałam powieść z kindla. Włożyłam potem kindle do plecaka i co ciekawe książka z czytnikiem się nie pogryzły. :D

      0
    • Sholay pisze:

      Papierową książkę mogę pożyczyć mamie albo kumplowi. Nie każdy tytuł, który chciałbym im polecić byłby dla nich wart kupna.

      &

      0
  16. Robert pisze:

    oczywiście wzrost sprzedaży książek papierowych nie ma nic wspólnego z wym że „odwołano kryzys” na wyspach? – minął kryzys ludzie znów więcej kupują książek
    A co do cen na Amazonie – fakt że generalnie nieco się podniosły, szczególnie widać to w nowościach i tzw hitach
    kiedyś właśnie te kategorie miały najlepsze ceny na kindla – teraz nie zawsze.
    ale wciąż jest olbrzymia ilość książek w cenie do 7-9 Ł czyli najniższa godzinówka na wyspach
    a bardzo często można trafić na przeceny – jak np. seria Shetland – Ann Cleeves (hit w Szkocji) po 3,5Ł czy The Martian (Marsianin? właśnie wszedł film do kin) za 3,8Ł
    a więc z tymi cenami wcale nie jest tak źle…

    0
  17. kadam pisze:

    co do „kopiowania” ebooków w jez.polskim , o ile na rynku filmów piracenie zwiększa sprzedaż ( naukowo udowodnione) to na rynku ebooków trzeba piratów zaliczyć do najgorszych @#$! ponieważ rynek książek w Polsce jest płytki i każde przeczytanie książki bez opłaty (nie mówię tu o bibliotekach albo pożyczeniu kolegom ) dla wydawcy wiąże się to z tym że wydaje 1-2 tomy i anuluje serie serie ( przykład Fabryka Słów ). Co z tego że „pirata” ściągnie 50 tyś i jakaś książka stanie się popularna jak wydawca sprzeda 1000 szt i zawiesza serię. Jedynie co można zrozumieć to jak ktoś kupi wersję papierową i dociągnie ebooka aby czytać np. w autobusie ponieważ przy cenach książek papierowych powinna być możliwość legalnego ściągnięcia ebooka za free ze strony wydawcy.

    0
    • Cynthia pisze:

      Ja zawsze mówię, że kupuję bo może ktoś nie będzie chciał czuć się gorzej, że go nie stać ;) Kupuję na promocjach, to są godziny przyjemności za kilkanaście zł. Za wiele innych przyjemności ludzie płacą więcej, tylko tego nie widzą. Chodzą do teatru, do kina, na siłownię, na basen. To niby dlaczego nie mogą zapłacić za muzykę i za książki?

      0
  18. Alek pisze:

    W kwestii piracenia ebook-ow – myślę że każdy zaczyna od szukania darmowych książek w sieci, a prędzej czy później zaczyna je kupować w e-księgarniach. Tyle że ebook musi być tańszy od zwykłej tradycyjnej książki.
    Dlaczego?
    Bo ebooki to jest sprzedaż nie eksiazki a licencji. A takiej licencji nie mogę dalej odsprzedać czy nawet podarować (bibliotece/kolezance/rodzinie) bądź pozyczyc. A jak mam wybór kupić książkę za 30 zl i ebooka za 29 zł to wybór zawsze będzie jasny: książka.
    A w kwestii nie płacenia za książki sytuacja jest jasna: wydawcom nie będzie się opłacało tłumaczyć ksiazki z danej serii i poprzestana na I części nie wydając reszty części.
    Dlatego czytelnicy kupią az na mc książkę za te 15 zl tylko po to żeby wydawca się utrzymał.

    0
  19. Moonlight pisze:

    U mnie spadła na łeb na szyję liczba kupowanych ebookow.. od kiedy mam Legimi Unlimited. Ciekawe jak to będzie wyglądało w polskich statystykach. :)

    0

Skomentuj Athame Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.