Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Kobo Mini – test kolejnego malucha

Czytniki o rozmiarze ekranu pięciu cali nie mają wciąż dużego udziału w rynku, jednak dla wielu osób mogą być wygodniejsze. Przyjrzę się teraz Kobo Mini.

W połowie grudnia testowałem PocketBooka 515 Mini i stwierdziłem, że wprawdzie sam bym się na niego nie przesiadł, ale doceniam jego mobilność, wygodę użytkowania i maksymalne wykorzystanie ekranu.

Ale nie jest to pierwszy pięciocalowy czytnik, jaki mam. Jeszcze we wrześniu 2013 kupiłem sobie Kobo Mini. Podobnie jak przy okazji testu Nooka skorzystałem z aukcji, na której ktoś oferował wyprzedawany w UK model. Wydałem nieco ponad 200 zł, oczywiście gwarancja w tym przypadku jest iluzoryczna – ale przy kwotach tej wielkości nie ma aż takiego ryzyka. Podkreślę, że Mini nie jest dostępny oficjalnie w Polsce – nawet jeśli pojawia się w katalogach niektórych sklepów, to na stronach Kobo w sekcji „Where to buy” nie ma Polski.

Pierwsze chwile

Kobo Mini przybył do mnie w zgrabnym pudełeczku – gdzie jest kabelek USB (taki sam jak przy Kindle), krótka instrukcja i informacje o Kobo Store. Wybrałem kolor czarny (dostępny jest jeszcze biały).

Na ekranie śpiąca mina – prosi, żeby go naładować.

Po naładowaniu uruchamiam, łączę z WIFI, aktualizuję oprogramowanie i przechodzę krótki przewodnik.

  

Nie opisuję tego procesu w całości – ale co ważne: wszystko poszło bardzo płynnie.

W ramach czytnikowej empatii nadałem mu od razu imię Kubuś ;-) chociaż w przeciwieństwie do Kindle, nie można nadać nazwy konkretnemu czytnikowi.

Pierwsze wrażenia są takie jak miałem przy Kindle oraz Nooku – oto wielka firma tworzy oprogramowanie pod „normalnego człowieka”. Interfejs Kobo podobał mi się najbardziej ze wszystkich czytników, a to już coś. Elementy są naprawdę ładnie narysowane, czuć że mamy do czynienia niemal z ekskluzywnym urządzeniem.

Przykładowe ustawienia ekranu: jak ma działać dotyk (dostosowanie dla osób leworęcznych) i co ile stron ma być odświeżanie.

Widzimy dopracowaną typografię, a nawet przyciski zmiany stron są narysowane bardzo ładnie.

Wymiary i mobilność

Dobre wrażenie o rozmiarach Kobo może dać porównanie z najmniejszym Kindle Classic.

Dokładne wymiary to 13,3 x 10 x 1,1 cm. To mniej niż niektóre współczesne smartfony. Waży 134 gramy. Mieści się bez problemu w dłoni.

Przy okazji widzimy ekran główny czytnika – okładki pięciu ostatnio czytanych książek, linki do biblioteczki, działu społecznościowego i księgarni.

Jak już jesteśmy przy specyfikacji – na pokładzie jest procesor 800 Mhz – taki jak w Kindle Classic.

Ciekawostką jest, że Mini ma wymienny… tylny panel – możemy sobie włożyć panele o różnych kolorach – ale trzeba je osobno dokupić.

Widzimy więc kolejny dowód na dopracowanie czytnika.

I na koniec łyżka dziegciu – czarna obudowa straszliwie łapie odciski palców – jeszcze gorzej niż np. Paperwhite, a że jest matowa, to trudno ją porządnie wytrzeć. Więc może lepiej wybrać białą, choć tam postrzegany kontrast tekstu będzie mniejszy.

Czytanie

Ekran Kobo Mini ma 5 cali, rozdzielczość 800×600 i e-papier w technologii Vizplex. Jest to więc starsza technologia niż we współczesnych czytnikach – znamy ją np. z Kindle 2, Onyxa A60 – jak również z PocketBooka Mini.

Jednak pamiętajmy że gęstość pikseli (która wynosi 200 ppi) jest wyższa niż w tradycyjnych czytnikach 6″ – i niewiele ustępuje tym z ekranem HD jak Paperwhite czy Aura (212 ppi). To sprawia, że czcionki są dość ostre i pojedyncze piksele nie rzucają się w oczy.

Domyślnym formatem Kobo jest EPUB – czytnik obsługuje też PDF, HTML, RTF czy CBZ. Nie ma obsługi MOBI. Książki wgrywamy po kabelku – ew. przesyłamy (też po kabelku) z Calibre. Na książki mamy ok. 1,3 GB miejsca.

Zaczynamy czytać i…

Tekst na Kobo Mini wygląda pięknie – tak, Kobo ma jedną z najlepszych typografii wśród czytników. Wygląd tekstu możemy modyfikować tak jak na innych czytnikach.

UWAGA: nie zauważyłem jednej rzeczy – marginesy można jeszcze zmniejszyć.

Ale gdy klikniemy „Advanced” – wtedy uruchamia się aplikacja, w której możemy określić jak dany krój ma wyglądać – określamy wielkość, grubość, ostrość itd. Można sobie ustawić takie parametry, które nam odpowiadają.

W tym przypadku modyfikuję czcionkę Kobo Nickel – którą firma stworzyła specjalnie na potrzeby e-papieru. Do wyboru mamy jednak wiele innych, m.in. znana z Kindle i Nooka Caecilia, Georgia, Gill Sans, Malabar, Gothic.

To wielka różnica jaką ma Kobo w stosunku do innych marek – szczególnie Pocketbooka/Onyxa – tam wybór w miarę ładnej czcionki może zająć dużo czasu, a i tak niektórzy będą wgrywali własne. Tutaj wszystkie wyglądają bardzo czytelnie.

No, ale teraz przechodzimy do wad.

Tekstu na Kobo Mini jest mało. Wokół tekstu na ekranie są bardzo duże marginesy – dodatkowo na górze i na dole mamy miejsce na wyświetlenie się menu.

 

No i tak to jest, jak się czytnika nie używa na co dzień. W ustawieniach czcionki (powyżej), można było te marginesy zmniejszyć – czyli tekst może być widoczny od lewej do prawej krawędzi. Później wrzucę zdjęcia.

Nie jest to jeszcze wielki problem w książkach po angielsku, gdzie wyrazy są krótsze niż w języku polskim – ale w przypadku polskich książek może być tak, że w wierszu mieszczą się dwa lub trzy wyrazy.  Jednocześnie wymuszone przez style książki justowanie pozostawia wielkie dziury między literami – i nie można zmienić go na wyjustowanie do lewej. Popatrzcie na czwartą linijkę tekstu.

Dziurom można jednak zaradzić przez dodanie podziału wyrazów w Calibre – tak jak to opisałem dla Kindle, a część księgarni sprzedaje wersje EPUB już z podziałami.

Obsługa polskich znaków – tu też nie mam dobrych informacji, bo nie zawsze to działa perfekcyjnie. Zdarzają się książki, w których są krzaczki, zdarzają się też takie, gdzie część czcionek pokazuje krzaczki.

To jest w dużej mierze kwestia złej konwersji pliku EPUB – jeśli ma źle osadzone czcionki lub nadpisuje style, niemniej końcowego użytkownika ma prawo nie interesować przyczyna, a efekt. Tym bardziej, że na Nooku czy PB na te problemy nie natrafiałem, na Onyksach zdarzały się bardzo rzadko.

Czy to dyskwalifikuje Mini? Nie – bo powtórzmy – to jest kwestia źle przygotowanego pliku EPUB. Można wgrać swoje czcionki, można poprawić EPUB-a w programie Calibre, można domagać się od księgarni poprawnego pliku. Trzeba być jednak przygotowanym na taką sytuację.

Szybkość działania… No cóż, demon prędkości to nie jest. Jak zaczynam czytać na Mini i przesiadam się z Paperwhite – to przez pierwsze parę minut irytuje mnie to że dotykam ekranu, odczekuję na reakcję, a proces zmiany strony jest zauważalny – nie dzieje się to natychmiast, tak jak w Kindle. Gdy jednak postawiłem Mini obok Kindle Touch – konkurencja się trochę wyrównała. Mini był nadal wolniejszy, ale już nie aż tak mocno.

Można się do tego tempa przyzwyczaić. Chociaż fakt, że z powodu niewielkiej ilości tekstu na ekranie, strony będziemy musieli zmieniać dość często…

Cyfranek w swojej recenzji pisał o tym, że czasami ekran nie reagował na dotyk za pierwszym razem. Ja czytałem znacznie mniej – ale nie zdarzyły mi się takie sytuacje, jak również spowolnienia.

Pliki PDF – nawet nie próbowałem ich testować. Kobo nie ma funkcji reflow, nie ma możliwości przekręcenia ekranu.

Dodatkowe funkcje

Lista książek – standardowo – widzimy albo pięć książek z opisem, albo sześć okładek.

Nawigacja po książce – tematowi spisu treści w Kobo poświęciłem osobny artykuł. Przy normalnych książkach nie ma wielkiego problemu – oto cały spis mieści się na jednej stronie.

Ale gdy mamy książki o bardziej skomplikowanej strukturze – spis treści może składać się z 9 albo i więcej stron…

Stary Testament bp Romaniuka ma 106 stron spisu treści, a książki z O’Reilly potrafią przekroczyć 150 stron. Winą twórców oprogramowania Kobo jest oczywiście brak obsługi hierarchii – w efekcie wszystkie stopnie spisu treści są na tym samym poziomie.

Nieużywalny spis treści nie przeszkadza w tym, żeby dojść szybko do wybranej części książki. Kobo ma funkcję zbliżoną trochę do PageFlip w nowym Paperwhite – możemy sobie przejechać palcem po całej zawartości książki – będziemy mieli podgląd tytułu bieżącego rozdziału. Można też skakać do poprzedniego i następnego rozdziału.

Podkreślenia – przytrzymujemy wyraz, podkreślamy – wszystko działa ładnie.

Lista podkreśleń też czytelna, choć tu widzimy też problem z polskimi znakami (w tekście problemu nie było).

Słowniki – Kobo ma sporo wbudowanych słowników, np. angielski, angielsko-niemiecki, niemiecko-angielski, niemiecki itd. Obsługiwane języki to też francuski, włoski, hiszpański, japoński – trochę podobnie jak na Kindle, choć nie można wgrać dwóch słowników dla jednego języka.

Nie ma bezpośredniego sposobu na wgranie polskiego słownika – ale jak wynika z wypowiedzi na forum Mobileread, jest możliwość konwersji słowników w formacie Stardict. Jeśli ktoś próbował – proszę o uzupełnienie.

Odznaki – za wierne czytanie Kobo da nam odznaki. Tutaj – książkę zacząłem czytać.

Tutaj – odznaka za ukończoną książkę, ale proszą żeby nie oszukiwać.

Kwestie związane z odznakami i funkcjami społecznościowymi znajdziemy w zakładce „Reading Life” dostępnej ze strony głównej. Można połączyć swoje konto z Facebooka i chwalić się znajomym kolejnymi postępami.

Funkcje internetowe

Kobo ma swój sklep z e-bookami, który w przeciwieństwie do Nooka jest dla nas dostępny. Kupimy tam pliki w formacie EPUB zabezpieczone przez Adobe DRM. Gdy taki plik kupimy, możemy go na Kobo wysłać na trzy sposoby:

  • bezprzewodowo synchronizując biblioteczkę na czytniku – mi się to niestety nie udało, miałem wciąż komunikat o problemie z połączeniem.
  • po kabelku korzystając z programu Adobe Digital Editions – tu poszło bez problemu.
  • po kabelku korzystając z programu Kobo Desktop – o nim dalej.

Przy pomocy ADE możemy na Kobo wgrać też książki kupione z DRM w polskich księgarniach, bez problemu wgrałem np. coś z Woblinka.

Książki można kupować z poziomu czytnika – to jest tak samo jak z Kindle, urządzenie ma być mobilnym sklepem.

Ja zdecydowałem się na skorzystanie z wersji webowej. Kobo Store może być ciekawą alternatywą dla Amazonu – szczególnie, że można trafić na różne promocje i kody rabatowe. Testowo kupiłem książkę Richarda Bransona.

Jak widać – można za nią zapłacić nie tylko kartą, ale także Paypalem, tej możliwości nie ma Amazon.

Co ciekawe – Kobo nie ma czegoś takiego jak kupno jednym kliknięciem, po kliknięciu „Buy now” musimy potwierdzić chęć zakupu. Jest efekt patentu na tę funkcję, jaki zastrzegła w Stanach firma Amazon… Do Polski amerykańskie patenty na oprogramowanie nie dotarły, dlatego 1-click mogła wdrożyć np. księgarnia Nexto – już dwa lata temu.

Kobo ma swoją aplikację dla PC – Kobo Desktop – można w niej czytać książki kupione w sklepie i wysyłać je na czytnik. Po podłączeniu następuje synchronizacja – ale dotyczy ona wyłącznie książek zakupionych.

Co jeszcze? Czytanymi fragmentami książki czy też zdobytymi odznakami można się dzielić na Facebooku.

Jeśli nie zamierzamy korzystać ze sklepu czy Facebooka – WIFI w Kobo najlepiej wyłączyć. Bo wielu innych funkcji internetowych nie ma.

Jest przeglądarka internetowa – wchodzimy do niej „spluwając na lewo przez prawe ramię” bo: wchodząc do ustawień – wybierając „Exras” i stamtąd Web Browser. Przeglądarka działa sprawnie i szybko jak na e-papier (przypominam że czytniki nie nadają się do przeglądania internetu), choć na 5 calach niewiele się zmieści. Opcja „awaryjnego” sprawdzenia rozkładu jazdy będzie.

Mini nie ma chwalonej w Kobo Aura integracji z serwisem Pocket. Jest jednak możliwość wgrania oprogramowania w wersji 3.x którego Mini rzekomo nie obsługuje i są z tym jakieś problemy, ale część funkcji działa.

W odpowiednim dziale MobileRead znajdziemy mnóstwo sposobów na modyfikację oprogramowania – jest to mniej więcej ten sam poziom trudności co przy jailbreakowaniu Kindle – kto odważny, niech próbuje.

We wspomnianym menu Extras trafimy też na prostą aplikację do rysowania po ekranie i dwie gry – Sudoku i Szachy.

Porównanie z PocketBookiem Mini

Oba czytniki wyglądają inaczej. Kobo jest mniejszy, ale grubszy. Wagowo Kobo jest odrobinę lżejszy, ale nie jest to coś, co robi różnicę.

PocketBooka obsługujemy wyłącznie klawiszami – Kobo wyłącznie dotykiem (jedyny klawisz na górze obudowy służy do włączania). Kobo działa odrobinę szybciej, ale opóźnienie mniej jakoś irytuje przy zmianie stron klawiszami. [Przypominam, że to wrażenia użytkownika Kindle, który jest znacznie szybszy]

Odmienna jest też filozofia obsługi obu urządzeń. Kobo zakłada, że użytkownik jest „nietechniczny”, ma mieć ładny i nieprzeładowany interfejs – PocketBook stara się dać więcej możliwości. Dlatego obsługi ukraińskiego czytnika trzeba się nauczyć, a Kobo opanujemy od razu.

Z drugiej jednak strony – właśnie te możliwości dostosowania PocketBooka sprawiają, że wygrywa w kategorii, która jest na pięciu calach bardzo ważna – czyli wykorzystaniu ekranu. Mogę sobie na PB Mini ustawić dowolne marginesy, nawet zerowe (co akurat ładnie nie wygląda) – ale mam pełną kontrolę nad wykorzystaniem ekranu. W Kobo bez dodatkowych modyfikacji nie możemy zmienić marginesów – i na ekranie mieści się znacznie mniej tekstu.

Tu w porównaniu dałem fory Kobo – plik EPUB ma wgrane podziały wyrazów.  Widać, że Pocketbook mieści więcej tekstu, ale nie jest to aż taka wielka różnica. Tak samo najładniejsza wybrana czcionka na Pocketbooku blednie wobec Kobo Nickel.

Sam ekran oba czytniki mają podobny – Kobo ma troszkę cieplejsze tło.

Podsumowanie

Kobo Mini polubiłem od początku – to jest ten poziom wykonania, który bardzo przypomina to co znam z Amazonu. Wydaje mi się też, że działa szybciej niż PocketBook. Jest też od niego mniejszy i lżejszy. Niestety wrażenie to psują zbyt duże marginesy na ekranie, przez co na czytniku mieści się mniej tekstu. No i polskie znaki, z którymi problemy miałem więcej niż raz.

Gdybym miał wybierać między tymi dwoma czytnikami – w naszych warunkach chyba zdecydowałbym się na PocketBooka – choć jego obsługa jest trochę bardziej skomplikowana – odeślę ponownie do testu PB Mini.

Dodam, że obszerną recenzję Kobo Mini napisał też Cyfranek i to w dwóch częściach. Warto ją poczytać – bo jest tam sporo uwag z punktu widzenia codziennego użytkownika.

Można też obejrzeć długą recenzję video z GoodEreader.

Teraz o tym, czego mi – i nie tylko mi – brakuje na rynku „maluchów”. Czytnik 5 cali z podświetleniem! To byłby prawdziwy król mobilności. Czytnik o wielkości telefonu, na którym można czytać w każdych warunkach. Niestety – światełko jest drogie i niweluje „budżetowość” takich czytników. Czy ktoś by zapłacił 400-500 złotych za Mini z taką funkcją?

A dla Was ankieta – co sądzicie o czytnikach pięciocalowych?

Czytnik pięciocalowy:

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek czytników i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

43 odpowiedzi na „Kobo Mini – test kolejnego malucha

  1. YuukiSaya pisze:

    Ciekawe te maluchy są, ciekawe. Faktycznie widać różnicę w filozofii obsługi PB i Kobo, ale to oznacza, że można wybrać naprawdę pod odbiorcę/użytkownika sprzętu.

    Ech, a gdyby tak 7 cali… ze światełkiem…

    0
    • Robert Drózd pisze:

      6,8″ i światełko ma Kobo Aura HD ;-)

      1
      • YuukiSaya pisze:

        Nie kuś bardziej :P Ale póki co nie szykuję sie do wymiany, mój PB nie ma nawet 1,5 roku, więc pi razy drzwi planuję eksploatację jeszcze z rok. Wtedy być może pojawi się PB 7 cali, HD i ze światełkiem ;) I najlepiej z ekranem Carta i technologią Regal. Dużo wymagam?

        0
  2. Mirek pisze:

    Potroluję kolejny raz w temacie obu czytników. Kobo mini obsługuje mobi. Mam parę książek od kindlowych czytaczy i działają bez problemu. Nie wiem jak jest na PB Mini, ale na moim 622 touch, wyszukiwanie książek działa dopiero po wpisaniu paru liter i naciśnięciu lupki bądź entera. Na kobo mini, po każdej wpisanej literze czytnik z automatu wyszukuje sam i tworzy nam listę książek zawierających wpisaną kombinacje liter (i to jest super). Tworzy do pierwszej polskiej litery, bo tych nie znajdziemy na wirtualnej klawiaturze (to już super nie jest). Na PB mamy wszystkie polskie znaki. Lista ostatnich czytanych bądź załadowanych książek w Kobo jest tym co mi działa na łupież najbardziej. Te 5 książek to miniaturki okładek. Są one przeważnie mało czytelne. Dużo lepszym rozwiązaniem jest lista 9 ostatnio czytanych książek bez okładek w PB. Często jest tak, że zaczynam nową książkę i zarzucam czytanie po 10-15 stronach, bo książka nie siadła mi pod nastrój. Na PB łatwiej jest po zmianie nastroju ;-), do niej wrócić. Zwłaszcza jeżeli tych książek zaczęło się kilka (więcej niż 5). W tym miejscu zdecydowanie wolę PB. Na oba czytniki można wrzucać książki z Dropboxa poprzez przeglądarkę www. W obu przypadkach trzeba trochę cierpliwości, ale mam wrażenie, że pomimo mniejszego ekranu, na Kobo idzie mi to sprawniej. Wifi używam tylko przy zaciąganiu z Dropboxa i przy tej okazji oba czytniki informują, że są uaktualnienia softu. W przypadku Kobo zdarzyło się, że przed ostatnią aktualizacją nie działało wyszukiwanie zakładek. Po aktualizacji problem znikł. Nie wiem czy jest dostępna okładka do PB mini. Do Kobo kupiłem dedykowaną „książkową” okładkę za 22pln (znany portal aukcyjny). Gdybym nie miał okładki na PB 622t, to uznałbym tę do Kobo za świetną. Niestety, okładka Kobo jest z wyraźnie gorszych materiałów i nie ma magnesu od spodu, który trzymałby ją podczas czytania. „Magnesuje” tylko w zamkniętej pozycji. Okładka PB ma magnesy z obu stron i w porównaniu z tą od Kobo sprawia wrażenie produktu o 2 półki wyżej, ale kosztuje 80 pln. Kobo wytrzymuje na baterii o mniej więcej tydzień krócej. Jest to zapewne wynik częstszego zmieniania stron. Ilość tekstu na ekranie w Kobo nie jest dla mnie żadnym problemem, o czy trolowałem poprzednio. Czytam 2-3 słowa na raz, a nie całe strony więc nie stanowi to dla mnie problemu. Odkąd kupiłem Kobo mini z 6″ czytnika korzystam sporadycznie i uważam, że 5″ jest optymalnym rozmiarem pod beletrystykę, w formatach innych niż pdf oczywiście. Na 6″ PB skalowanie pdf jest naprawdę dobre, ale Malarstwo białego człowieka, czy nawet Wyspy bezludne, czytałem na tablecie – tych ilustracji nie da się oglądać na czytniku ;-). Poręczność, pewność chwytu, obsługa jedną dłonią, mobilność (6″ wystaje nawet z kieszeni bojówek, a do dżinsów, kieszeni marynarki czy kurtki się nie mieści) sprawiły, że przedkładam 5″ nad 6″.

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Zastanawia mnie drugie zdanie, bo PB przecież też obsługują mobi…

      0
    • Tom pisze:

      Nie przesadzajmy z twierdzeniami o ogromnych gabarytach 6″ i wystawaniu nawet z kieszeni bojówek (swoją drogą ciekaw jestem jakie bojówki mają tak małe kieszenie, jeśli normalnie można wepchnąć doń całkiem dużą książkę?). Czytniki z małymi ekranami to ślepa uliczka. Producenci powinni redukować wymiary czytnika zmniejszając ramkę a nie ekrany.

      0
      • Mirek pisze:

        Nie twierdzę, że 6″ to ogromne urządzenie. Natomiast trochę czytam poza domem, a nie będąc kobietą nie noszę ze sobą torebki. Przyznasz natomiast, że łatwiej zabrać ze sobą „Tygryska”, niż chodzić z czymś o znacznie większych gabarytach. Każdy ma swoje preferencje. Ja wolę 5″ ślepą uliczkę. Żeby zaspokoić Twoją ciekawość odnośnie bojówek zrobiłem zdjęcie: http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e200eb1b1a974e06.html
        Pozdrawiam

        0
        • Tom pisze:

          Jedną z przyczyn zakupu czytnika była właśnie chęć czytania poza domem. Do tego idealnie sprawdza się 6″ i nie widzę sensu wydawania pieniędzy na dodatkowego „tygryska”. Oczywiście z chęcią zobaczę 6 lub 7″ z minimalną ramką. Przepraszam, nie zorientowałem się że obecnie pojęcie bojówek się rozmyło i określa się nim każde „zielone gacie z kieszeniami na udach”;) Bojówki jakie ja znam mają kieszenie tzw „cargo” i każda pomieści zawartość średniej damskiej torebki. W kieszeń taką wlezie prawie (wystaje kilka cm) Kindle Classic razem z tekturowym opakowaniem w którym przesyła go Amazon.

          0
          • Mirek pisze:

            Wolę te dyskretniejsze bojówki, lub jak wolisz spodnie z kieszeniami na nogawkach, bo raczej wolę pozować na intelektualistę niż macho. No i nie zawsze chodzę w bojówkach. 5″ pasuje do marynarki (kieszeni) w przeciwieństwie do bojówek. Nie zamierzam Cię przekonywać do 5″. Rozumiem twoje potrzeby. Każdy ma jakieś. Mój sąsiad ma VANa w dieslu i robi max 5tys. km rocznie po mieście. Regularnie w garażu podziemnym uruchamia alarm spalinowy przepalając dpf. Takie ma potrzeby. Rozumiem, że Ty potrzebujesz większego czytnika , bo używasz go do innych celów niż ja (bez sarkazmu – duże ilustracje, schematy, tabele, teksty techniczne). Okey. Ja tylko czytam beletrystykę dla przyjemności i do tego 5″ mi wystarcza, a 6″ nie chce mi się nosić. Jest mi obojętne czy na ekranie mam 10 zdań czy 5, bo i tak wszystkich na raz nie przeczytam. Być może Ty czytasz fotograficznie całe strony. Chętnie wpadnę na korki (sarkazm). Robert wykorzystuje zalety softu Amazona, a ja z nich nie skorzystam, mimo, że soft w Kindlach zapewne jest lepszy niż w PB, a w PB jest lepszy niż w Kobo mini. Godzę się na to, bo Kobo mini jest mini. Za to go lubię. Stanowię część niszy, którą zagospodarowują producenci czytników 5″. Tablet też mam 8 a nie 10″, bo 10 ” źle mi się trzyma mimo, że mam duże dłonie. Tablet, jak i czytnik mają tę fajną funkcję, że można powiększyć tekst/obraz. Piersi też lubię B i C, a nie D. A, to jednak już za mało. Z podobnych pobudek nie czytam na komórce i noszę ze sobą czytnik. Okey? Wystarczy tych emocjonalnych dyskusji, bo psujemy klimat tego bloga. Pozdrawiam serdecznie.

            0
      • Cyfranek pisze:

        Dla mnie jest taka różnica, że sześciocalowy kindelek ZABIERAM ze sobą a czterocalowy TrekStor MAM ze sobą :)

        0
    • Isaak pisze:

      Obsługują ale kiepsko, nie ma spisu treści i formatowanie tekstu jest bardzo ubogie.

      0
  3. KonradK pisze:

    Zabrakło opcji:
    „Nie widzę potrzeby — nawet sześć cali nie wystarczy”

    0
  4. zipper pisze:

    Po kiego grzyba te górne i dolne marginesy… Miejsce marnują tylko chyba we wszystkich swoich czytnikach.

    Takie marnowanie przestrzeni w czytniku 5-calowym jest niewybaczalne.

    0
  5. potfur pisze:

    Jakiś czas temu Kobo wypuściło aktualizację softu.
    Warto by zapuścić w maluszku synchronizację (bo pod takim hasłem to się ukrywa), powinien pobrać najnowszą wersję w której można modyfikować wielkość marginesów i pare innych rzeczy oraz jako integralna część systemu dochodzi Pocket.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Wspominałem w tekście, że aktualizacja nie dotyczy Mini, można próbować wgrać soft z Kobo Glo.

      0
  6. Symonides pisze:

    Witam, na zdjęciu ekranu z możliwością wyboru czcionki jest też suwak do ustawiania marginesów. Na zdjęciu widać, że jest on w 1/3 zakresu, co oznacza, że marginesy można jeszcze mocno zmniejszyć.

    1
  7. zajeBEASTY pisze:

    http://goodereader.com/blog/electronic-readers/contest-win-3-kobo-mini-e-readers

    konkurs na kobo mini – wystarczy dac like i zasubskrybowac kanal na yt

    0
  8. Gośka pisze:

    Kobo mini ma jedną fajną rzecz, której nie ma Kindle. Po uśpieniu czytnika na wygaszaczu pojawia się okładka ostatnio otwartej książki i pasek z informacją ile książki zostało przeczytane, w procentach.

    0
    • łasica pisze:

      Tylu osobom podoba się takie rozwiązanie a ja wolę zachować dla siebie informację co teraz czytam. :) Z resztą podobają mi się obecne tapety a nie każda okładka książki przypada mi do gustu.

      0
  9. PRzemo pisze:

    Ja też chętnie bym zmienił na 7″ ze światłem, ale żadne Kobo czy inne – tylko na Kindle!

    0
  10. Grewest pisze:

    a co z onyxem afetr glow kiedy będzie jego recenzja ?

    0
  11. Marcin pisze:

    Co oznacza zdanie „Kobo ma jedną z najlepszych typografii wśród czytników”? Screeny nie przekonują mnie do tego. Wybrana czcionka jest za szeroka i mamy zbyt mało znaków na wiersz. Idealna ilość 66 do 72 znaków jaka jest stosowana w książkach papierowych jest nieosiągalna nawet na czytnikach 6 calowych. Na screenshotach jednak jest wręcz tragicznie bo nie dochodzimy nawet do 40 znaków. Oprócz tego brak dzielenia wyrazów sprawia, że w wyjustowanym tekście jest zbyt duże światło miedzywyrazowe.

    Czy to wina czytnika, że typografia jest beznadziejna? Nie! Typografia w czytnikach epub zależy głównie od css oraz wbudowanej w ebooka czcionki. Jeśli Kobo bazuje na Adobe SDK to pewnie można wrzucić słownik dzielenia wyrazów dla języka polskiego i to należy zawsze zrobić.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      „Typografia w czytnikach epub zależy głównie od css oraz wbudowanej w ebooka czcionki.”

      Na Kobo można korzystać z czcionki która jest osadzona w EPUB (document default) albo wybrać jedną z wbudowanych w czytnik – czyli np. Kobo Nickel albo Caecilia. Zwykle wbudowane są lepsze niż te osadzone.

      0
      • Marcin pisze:

        I założę się, że można wrzucić własną czcionkę (darmową bądź zakupioną). Ale to tylko jeden element typografii.

        0
  12. Max pisze:

    A tak z innej beczki- czy wiadomo coś o nowościach Kindle w 2014 roku? Jakaś premiera będzie? Najchętniej podświetlane 7″ ;) i do tego Amazon Polska żeby ceny były niższe… Się rozmarzyłem.

    0
  13. Winą twórców oprogramowania Kobo jest oczywiście brak obsługi hierarchii – w efekcie wszystkie stopnie spisu treści są na tym samym poziomie.

    To jest spowodowane starszą wersją oprogramowania ADE Mobile z którego korzysta Kobo Mini. Nook Simple Touch miał ten sam problem, tak samo jak kilka innych błędów, do grudnia 2012, gdy B&N wypuściło aktualizację, która to poprawiła.

    0
  14. lenar pisze:

    Mam Mini i PW1 i jak by wyszedl nowy Mini ze swiatelkiem i o podobnej wadze (to dla mnie istotny parametr) to bym predzej w niego zainwestowal niz w nowszy PW. Zastanawiam sie czy Aura nie jest rozwiazaniem bo niby wyswietlacz wiekszy ale ramke zminimalizowali…

    0
  15. Clifford pisze:

    Hey there! Someone in my Facebook group shared this site
    with us so I came to look it over. I’m definitely loving the information.
    I’m bookmarking and will be tweeting this to my followers!
    Excellent blog and brilliant design.

    0
  16. Marek pisze:

    No to gdzie mogę kupić tego kobo mini, bo artem się zachęciłem…

    0
  17. gregv5 pisze:

    Witam, mam problem z Kobo Mini, po kilku miesiącach pracy odmówił posłuszeństwa. Wygląda tak jakby padło zasilanie, nie można go włączyć suwakiem z boku czytnika, ani tym bardziej przez połączenie z komputerem. Czy domyśla się pan co się mogło stać? Gdzie mogę naprawić mój czytnik? Bo serwisu Kobo w Polsce chyba nie ma…

    1
    • Gośka pisze:

      Spróbuj go zresetować. Pod zdejmowanymi „pleckami” jest otworek, włóż igłę, przytrzymaj pół minuty, czytnik powinien „wstać”.

      1
      • gregv5 pisze:

        Bardzo dziękuję za mądrą radę, postąpiłem zgodnie ze wskazówką i mój czytnik już funkcjonuje normalnie :) Wielkie dzięki !!!

        1

Skomentuj Tom Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.