Z serwisu Shareware On Sale pobierzemy przez dwa dni program Kindlian, służący do zarządzania zawartością czytników Kindle.
Według opisu producenta, umożliwia on organizację, przeszukiwanie i sortowanie książek, jak również tworzenie kolekcji.
O programie słyszałem już jakiś czas temu, nawet jeden z czytelników, który wykupił kiedyś licencję namawiał mnie do jego przetestowania. Teraz, gdy program jest darmowy, pobrałem i sprawdzam, czy warto.
Kindlian w praktyce
Po pierwszym uruchomieniu Kindlian zachęca nas do podłączenia jakiegokolwiek czytnika.
Wybrałem Kindle Voyage.
Następuje wtedy synchronizacja – zawartość całego czytnika jest kopiowana na komputer.
Gdy to się zakończy – możemy przeglądać wszystkie książki na czytniku.
Według opisu Kindlian zarządza kolekcjami na czytniku – ale… w przypadku Voyage program nie widzi kolekcji stworzonych w chmurze! Dlatego pod tym względem jest dla mnie bezużyteczny.
Siłą kolekcji na Kindle jest to, że działają na wszystkich urządzeniach podłączonych do konta – a od kiedy Amazon umożliwił wreszcie zarządzanie nimi online, nie są już tak trudne w utrzymaniu.
Jest możliwa edycja danych książki.
Możemy też skorzystać z prostej aplikacji do czytania.
Oczywiście, o ile książka nie jest zabezpieczona DRM. W takim przypadku zobaczymy komunikat.
Pozycje z DRM są oznaczone kłódeczką.
Spróbowałem jeszcze podłączyć Kindle Keyboard.
Tutaj widać znaczek „Import Collections” – podobnie jak stara wtyczka do Calibre w starszych czytnikach Amazonu mamy dostęp do kolekcji.
Niestety w przypadku Keyboarda nie udało się zsynchronizować czytnika – program zawiesił się na jednym z większych plików i po pół godzinie go wyłączyłem.
Kindlian daje też możliwość konwertowania do MOBI z takich formatów jak EPUB czy HTML. Nawet tego nie sprawdzałem, bo do tego mam Calibre.
Podsumowanie
Moim zdaniem korzystanie z Kindliana ma sens tylko gdy mamy starszy czytnik Kindle (np. Keyboard lub Classic), albo wtedy gdy nie korzystamy z chmury.
Da się również użyć tego programu do zrobienia kopii zapasowej zawartości wszystkich czytników, które mamy w domu – bo na dysk kopiowane są wszystkie książki z podłączonych urządzeń. Ale równie dobrze można sobie te książki skopiować ręcznie. Pamiętajmy też, że narzędzie to nie zdejmie nam DRM – do tego musimy skorzystać np. z wtyczki deDRM do Calibre, o czym pisałem np. tutaj.
Jeśli używacie Kindliana, albo znaleźliście jakieś inne jego zastosowanie, zapraszam do komentarzy.
Czytaj dalej:
- Chocolatey – czyli jak automatycznie aktualizować takie programy jak Calibre czy Sigil?
- Twój Kindle niespodziewanie usunął pliki wgrane po kablu? Oto, jak można je odzyskać
- Kindle for PC w wersji 2.0 (i nowszych) wreszcie widzi nasze podkreślenia i kolekcje z chmury
- Dwie opcje wysyłki PDF przez Send To Kindle – czym się różnią?
- Aktualizacja 5.16.5 dla Kindle – wreszcie widok kolekcji w formie listy
- Amazon ogranicza program Kindle Rewards tylko do USA
Właśnie go zainstalowałem i zaraz będę odinstalowywał: Kindlian widzi tylko pliki w głównym katalogu…
Też właśnie sprawdziłem. Ale syf, myślałem, że mi ładnie podzieli na foldery. Do tego nie widać kolekcji.
A jak z okładką? Może program pozwala wgrać książkę z okładką na chmurę?
Program niczego nie wgra do chmury, może wgrać na czytnik po kabelku.
Ach, ten automatyczny translator – przerobił Macintosha na… prochowiec ;)
=> https://78.media.tumblr.com/20c2e73d6da459b7c95206f896eb0adb/tumblr_p4rv7wTo2R1w3t3yco1_540.png
Mój punkt widzenia:
– program to badziew jakich mało;
– wszystkie funkcje są wprost skopiowane z kodu calibre (z jednej z poprzednich wersji);
– jego atutem miał być atrakcyjny wizualnie interfejs, natomiast ilość funkcji i sposób ich implementacji kompromitują ten program na starcie.
Dziękuję, nie skorzystam.
Czyli to taki pomysł, jak zrobić kasę (bo program normalnie kosztuje 20 dolarów) na otwartym kodzie i pracy innych :)
Tak. I znam jeszcze przynajmniej dwa inne komercyjne programy, które bezczelnie skopiowały kod calibre, dodając tylko swoje GUI.
Z ciekawości, mógłbyś zdradzić jakie to programy?
20 dolarów za nakładkę graficzną do kradzionego kodu. Pięknie. Ciekawe czy twórca Calibre o tym wie?
Nie używam i nazwa jednego mi umknęła. Pierwszy to „eBook Converter Bundle” – cena „promocyjna” $45 – po użyciu znajdziesz markery calibre. Ten drugi jest jeszcze bezczelnieszy – funkcje konwersji i deDRM to moduły calibre w pythonie, skompilowane do postaci binarnej. Takich programów nie ma zbyt dużo, więc każdy powinien odnaleźć. Ogólnie nic wartego zainteresowania.
Twórca calibre (Kovid) wie. Nie jestem przekonany, czy licencja zabrania komercyjnego użycia kodu. Być może wszystko jest legit.
Na całe szczęście Calibre jest cały czas darmowy. :) Widzę, że na swoim kodzie Kovid mógłby dobrze zarobić.
Ale wiesz, że możesz w każdej chwili wspomóc go przez Paypala?
Raczej nie, to jest GPL (https://github.com/kovidgoyal/calibre/blob/master/LICENSE),
każdy kto korzysta z tego kodu musi udostępnić bezpłatnie swoją wersję – https://pl.wikipedia.org/wiki/GNU_General_Public_License
No właśnie dużo rzeczy rozbija się o sposób łączenia kodu płatnego z GPL-owym. Na ile nowa aplikacja jest aplikacją pochodną a kiedy tylko osobnym bytem odwołującym się od czasu do czasu do programu objętego GPL-em? Free Software Foundation ma bardzo restrykcyjne zdanie w tej kwestii, ale bywały już wyroki sądów dosyc korzystne dla linujących do GPL-owanego kodu.
Osobna sprawa jest taka, że są duże korporacje, które dość bezczelnie łamią GPL od lat i nikt nic z tym nie robi (tzn nikt nie odważył się uwikłać w wieloletni i pewnie wielomiliardowy, międzynarodowy proces sądowy).
LICZBA! Ilosc to jest soli w zupie.
Nie jestem przekonany, że funkcja jest całkowicie policzalnym rzeczownikiem – można np. określić, że jest funkcja przewijania książki, a można określić, że są 2 funkcji przewijanie do przodu i do tyłu. Dlatego też wydaje mi się, że ilość funkcji i ilość korzyści to dopuszczalne określenie.
Odinstalowalem.
Dzięki za artykuł