Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Kindle i pirackie pytania: torrenty, chomiki, ściąganie e-booków

Zacznę od przeglądu paru fraz z Google, które pojawiają się w raportach Analytics:

O torrentach:

O chomiku:

Ogólnie o piraceniu:

Pytania te pojawiają się także obficie na różnych forach. Zacytuję wypowiedź, która zawiera w całości różne obawy związane z kupnem czytnika.

Odrazu zaznaczam iz nie jestem zadnym piratem, nigdy nie spiracilem gry (mam ponad 100 na steamie). Chodzi mi o to czy mozna wgrac ksiazke z jakiegos tam źrodla (o nazwie pewnego gryzonia), chodzi mi dokladnie o ksiazke „Starcie Królów”, dlaczego pytam? Postanowilem sie przerzucic na ebooki z racji wygody, chodze na zajecie itd. Ksiazke mam juz w wersji papierniczej, nie zamierzam placic drugi raz. W skrocie, da sie przegrac ksiazke na kindle, spiracona? Ne zablokuja mi konta, nie pozwa do sadu? maja w ogole dostep do takich danych? Wiem nie do konca legalne, jak sie nie bedzie dalo to dokoncze ksiazke kiedy indziej…

Pisownię pozostawiłem oryginalną. :-)

Dylematy potencjalnych posiadaczy Kindle wydawać się mogą banalne, ale odpowiem i na nie:

  1. Na Kindle do katalogu „documents” można wgrać pliki dowolnego pochodzenia. Jeśli nie mamy książek w formatach obsługiwanych przez Kindle, można je łatwo przekonwertować np. przy pomocy programu Calibre. Tak samo można wysłać pliki mailem – sam Amazon nazywa je „Personal Documents” czyli dokumenty osobiste i nie interesuje się nimi.
  2. To samo dotyczy wszystkich innych popularnych czytników. Ani Onyx, ani Pocketbook, ani Prestigio nie blokują wgrywania jakichkolwiek plików!
  3. Faktem jest, że „korporacyjni” producenci czytników, np. Amazon, Barnes&Noble, Kobo, Sony zbierają informacje o korzystaniu z tych urządzeń. Ładnie podsumowuje to ostatni raport Electronic Frontier Foundation. Jednak skąd mamy pliki – to ich nie interesuje. Wśród milionów użytkowników tych czytników nie było jak dotąd sytuacji, w której producent przyczepił się do czytania własnego pliku.
  4. I nie, Amazon nie usuwa zdalnie książek, których u nich nie kupiłeś. W ogóle wokół tego tematu krąży mnóstwo mitów.

Nie jest to wpis o problemie piractwa – i nie chcę tutaj się na nim skupiać. Dopóki są techniczne możliwości – a wygląda na to, że wciąż będą – część posiadaczy czytników będzie ściągała książki udostępnione nielegalnie.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

78 odpowiedzi na „Kindle i pirackie pytania: torrenty, chomiki, ściąganie e-booków

  1. Robert pisze:

    Po ściągnięcie kilku pozycji z gryzonia dałem sobie spokój. Wszystko w formacie mobi to nieudolne konwersje z PDFa. Ale zapewne znajdą się amatorzy kiepskiego składu i darmowych ebooków.

    2
    • posepny pisze:

      Problem jest taki, że części starszych (czasem wystarczy zaledwie parę lat!) książek nie da się znaleźć w postaci legalnych ebooków. Kupuję całkiem dużo książek elektronicznych, przede wszystkim polskich tytułów, ale jeśli wydawca nie chce moich pieniędzy, to jest to już tylko jego problem. ;)

      17
    • Tomek pisze:

      Źle szukasz ;)

      2
      • posepny pisze:

        Mówisz? Jeżeli byłbyś skłonny pomóc w znalezieniu „Wojny Polsko-Ruskiej” Masłowskiej, „Armii Konnej” (reszty dzieł Babla, w tym wydanych niedawno przecież „Utworów zebranych”, również nie mogę znaleźć) czy klasyków Lena Deightona – byłbym zobowiązany.

        Ja próbowałem i poległem.

        3
        • Lizergamid pisze:

          [usunięte. nie podajemy takich linków]

          3 sek w google, ale nie wiem czy działa.

          1
          • pioterg666 pisze:

            Zdaje się że posepny mówił o ZAKUPIE tych książek w sklepie i że nie może znaleźć w sklepie, dlatego ściąga z chom… Więc chyba nie o takie znalezienie mu chodziło :)

            1
            • posepny pisze:

              Linki zostały usunięte zanim je zobaczyłem, ale zakładam, że nie prowadziły do sklepów;)

              Jest to jednak ilustracja problemu – chciałbym kupić legalnie. Dla spokoju ducha, żeby wspierać twórców, dla lepszego formatowania. Szkoda tylko, że wydawca nie chce moich pieniędzy;)

              3
    • slawek pisze:

      Powiedzmy tak: czytadła, „jednorazówki” są zwykle opracowane byle jak, książki do których skanujący ma jakiś sentyment są opracowywane dosyć porządnie. ;-)

      1
      • Aleksandra pisze:

        A oprócz tego na gryzoniu będzie coraz więcej „oryginalnych” ebooków, które ludzie będą udostępniać po zakupie w e-księgarni.

        1
        • Robert Drózd pisze:

          No niekoniecznie. Jeśli popatrzy się na bestsellerowe tytuły, to wydania z księgarni wcale tak szeroko nie wyciekają, jak by się to wydawało. Myślę, że decydują tutaj dwie rzeczy
          1. znak wodny – to jednak psychologiczna bariera (i działa!)
          2. to że jeśli ktoś wydał kilkanaście złotych na książkę, to nie po to, żeby ją udostępniać całemu światu…

          4
          • Dam pisze:

            Fakt, ostatnio znalazłem tam książkę, którą wcześniej kupiłem w formacie mobi. Co za zdziwnienie, gdy się okazało, że to typowy OCR z wydania papierowego :)

            0
    • Jegoeminencja pisze:

      Nie zgodzę się. Przeczytałem parę e-booków z Chomika i faktycznie miewały swoje wady, ale czytać się dało. Wady były na tyle marginalne, że mi nie przeszkadzały.

      4
  2. hodak pisze:

    Dodam jeszcze kwestię niepodjętą bo z pewnością pojawiłyby się pytania: nie wolno udostępniać, wolno ściągać i czytać.
    Dz.U. 1994 Nr 24 poz. 83, ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych; Art. 23.:
    1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego
    utworu w zakresie własnego użytku osobistego.[…]

    8
    • Robert Drózd pisze:

      No tak, według większości opinii samo ściąganie jest legalne (nielegalne jest tylko udostępnianie; a więc korzystanie z torrentów) – ale jak pisałem w artykule, nie chcę się skupiać na temacie – każdy ściągający (i udostępniający) działa na własną odpowiedzialność.

      0
  3. Sophia pisze:

    Gryzoń gryzoniem, ale ja często słyszę od znajomych pytania czy jak się ma Kindle to można tylko z amazonu książki ściągać nie tylko w kontekście piracenia, ale też np. kupowania książek w innych księgarniach i przenoszenia na Kindle. Myślę że akurat dla polskiego czytelnika jest ważne czy bez problemu będzie mógł na Kindlu przeczytać e-booka po polsku zakupionego gdzieś indziej. Mi po roku posiadania czytnika wszystko się wydaje takie banalne, ale zanim sobie kupiłam Kindla to też się interesowałam tego typu rzeczami. Część była dla mnie oczywista, no ale co do części musiałam się upewniać i sobie o nich czytać.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      To się mogło wziąć z tego, że przez długi czas (praktycznie do drugiej połowy 2011) polskich książek w formacie Kindle w zasadzie nie było. Nie można było ich ani kupić, ani ściągnąć. Jak ktoś pytał o możliwość kupienia e-booka, to tylko Amazon i po angielsku…

      W ciągu jednego roku to się zmieniło o 180 stopni, bo przecież prawie każda polska e-księgarnia ma już MOBI – ale istniejące (nie tak stare) przekonania pokutują…

      1
  4. golem14 pisze:

    Piracenie czy nie, kogo to… Więcej takich akcji jak ostatnia urodzinowa noc woblinka a „wilk będzie syty i owca cała” czyli problem sam się zmarginalizuje. 40 i parę PLNów powędrowało na konto firmy a mi przybyło 4 książki w katalogu.

    1
    • golem14 pisze:

      PS. Z zupełnie innej beczki: miałeś może jakieś doświadczenie z alternatywnym softem do kindla spod znaku Duokan?

      1
      • Mikuła pisze:

        Witam, ja miałem i sobie chwalę. Częste aktualizacje OTA, polski interfejs no i najważniejsze – czyta pliki z którymi nie radzi sobie soft Kundelka :P

        1
    • mulat pisze:

      Mi również się wydaje, że dobre promocje skutecznie odciągną od piracenia :)

      4
      • faure pisze:

        Tyle że oferta jest wciąż słaba. Za mało ksiązek z dziedziny polityki, socjologii, kultury, mało eseistyki, mało róznorodności w wydawanych ebookach historycznych (wszedzie wciskany jest Davies, az do znudzenia). Ciągle ten sam krąg autorów. Poczytałbym sobie na kindlu np. „Esej o duszy polskiej” Legutki, ale wciąz nie ma wersji elektr.

        1
      • Doman pisze:

        Pytanie ile wydawcy rzeczywiście zarabiają na takich ekstremalnych promocjach typu 1/3, 1/4 ceny okładkowej?

        0
  5. rolan pisze:

    Jeżeli teraz mogę kupić na Allegro nowy papier taniej, niż ebook w promocji, wybiorę papier. 30-40 % ceny wersji papierowej to jest dla mnie cena maksymalna, bez promocji. Dlatego jeśli cena ebooka jest niemal taka sama, jak za papier, najpierw sprawdzam całkiem dobrze zaopatrzone dzielnicowe biblioteki, później gryzonia. Jeśli cena jest uczciwa – chętnie kupię ebooka.

    2
    • faure pisze:

      A ja w takiej sytuacji nie kupuję w ogóle. Nie chce miec więcej papieru w domu. Już całą scianę mam w ciężkich woluminach, przy przeprowadzkach jest z tym OLBRZYMI problem. Nie chce. Wole bibliotekę która zmiesci mi sie na karcie pamięci.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        Ja robię podobnie. Kurczę, lubię książki papierowe, marzy mi się wielka biblioteka w domu, tylko że… już naprawdę nie mam miejsca…

        Przy okazji: http://swiatczytnikow.pl/ile-naprawde-kosztuja-nas-ksiazki-papierowe/

        1
      • Dudi pisze:

        Witam,
        Ja również uwielbiam książki papierowe, to na nich zostałam wychowana i to one mają w sobie całą „magię” czytania, ale u mnie również pojawia się problem przechowywania, zresztą nawet książki stojące bez użytku na ładnym regale, niszczeją z nieużywania, kurzu itp… szkoda. Od kiedy mam czytnik papierowe kupuje tylko te książki, których zbieranie (poszczególnych tomów w serii np.) rozpoczęłam już wcześniej, które (moim zdaniem oczywiście) wypada mieć, bo się do nich np. wraca, oraz te których ebooka w danym momencie nie mogę zdobyć.
        Jednak ostatnio kupiłam papierową wersję książki „Uczeń” Hjortha i Rosenfelda, bo w momencie premiery, a czekałam na nią już trochę, ta wersja była tańsza od ebookowej o 12 zł. To sporo.
        Jednak tak jak większości z nas podoba mi się pomysł, żeby do książki papierowej dodawali ebooka nawet za jakąś tam opłatą. W tamtym tygodniu byłam w empiku i już widziałam plakat reklamujący jakąś książkę włąśnie z ebookiem gratis.

        1
        • Yuka pisze:

          To, o czym wspominasz, czyli promocja „bundle” w empiku jest już od jakiegoś czasu…tylko, że praktycznie nikt o tym nie wie ;)
          http://empikgroup.com/empik-jako-pierwszy-wsrod-polskich-ksiegarni-wprowadza-bundle/
          Nawet ja, stała bywalczyni powyższego sklepu byłam niezwykle zaskoczona gdy dwa miesiące temu podczas kupowania książki „Zbuntowana” R. V. sprzedawczyni wspomniała coś o tym, że na paragonie jest kog do ebooka. Początkowo sądziłam, że albo ona się przejęzyczyła albo ja źle ją zrozumiałam. ;D
          Szkoda tylko, iż empik nie udostępnił nigdzie listy książek objętych tą promocją.

          1
      • asymon pisze:

        Ale książkę papierową zawsze możesz odsprzedać.

        (tyle teoria, w praktyce mam półkę książek które chcę sprzedać na allegro lub oddać, ale coż, prokrastynacja, słowo klucz)

        0
  6. ichi pisze:

    Było tam ciekawe pytanie. Co ja ktoś ma wersję papierową, a chce ebooka? Czemu musi płacić dwa razy za to samo (za treść)?

    1
    • Stefan pisze:

      Nie płacisz tylko za treść, niestety.

      2
    • LPG pisze:

      bo jak pojawia się nowe wydanie tej samej, posiadanej przez niego książki, to jeśli chce mieć to nowe wydanie, musi zapłacić drugi raz. Ibuk to inne wydanie – widać choćby po dużej ilości nowych błędów ;-)

      0
    • Dzinks pisze:

      Mam R. Lagunę 2, zapłaciłem za nią 80kzł czy jeśli chce teraz inną Lagunę, to będę musiał znów płacić (przecież już raz zapłaciłem;-)

      2
      • czytelnik pisze:

        W przypadku laguny tak, bo nie da się jej wyprodukować znikomym kosztem, a ebooki można powielić w nieskończonej ilości, tak samo jak program. No chyba że będzie replikator jak w Star Treku to może by taką lagunę zreplikował, ale w filmie mieli tylko takie małe wielkości mikrofalówki więc samochodu by tym nie zrobili.

        0
        • Dzinks pisze:

          No nie koniecznie. Ja zrozumiałem to tak: Skoro mam książkę drukowaną, to czy mogę mieć również (bezpłatnie, i w zupełnie innej chwili niż ta w której kupiłem tę książkę) wersję elektroniczną. Moim zdaniem to są dwa różne towary, jak widać z komentarzy powyżej, nie jest to takie całkiem łatwe zadanie, aby zrobić dobrego ebooka (ktoś pisał, że nie czyta skonwertowanych pdfów do mobi pozyskanych z chomika).

          0
          • Sophia pisze:

            Owszem, opracowanie e-booka to jest jakiś nakład pracy, ale potem powielanie go już nie. Dlatego moim zdaniem jeżeli ktoś zakupił już książkę papierową i tylko chce dokupić e-booka dla wygody to powinien za tego e-booka zapłacić naprawdę symbolicznie, bo za treść już zapłacił (a przecież ta jest najważniejsza), a teraz płaci co najwyżej za pracę, która w przypadku e-booka musi zostać wykonana tylko raz. W przypadku fizycznego produktu (czy to książki czy samochodu) jest zupełnie inaczej, bo do wytworzenia każdego egzemplarza jest potrzebny ten sam nakład pracy i i te same fizyczne części, które były potrzebne do wytworzenia pierwszego egzemplarza. A to oczywiście każdorazowo kosztuje. Tak więc moim zdaniem jak ktoś chce dokupić e-booka to książki papierowej, którą już posiada, to powinna być to maleńka opłata, a osobiście uważam, że zaopatrzenie się w takim wypadku w e-booka za darmo nie jest czymś bardzo złym, bo mimo wszystko uważam, że w przypadku książek (zwłaszcza elektronicznych) płacimy głównie za treść.

            1
            • Dzinks pisze:

              A mi Twoje, Zofio, wytłumaczenie przypomina jako żywo przedwojenną anegdotę, w której poproszono Żyda o naprawę auta, ten otworzył maskę, wziął młotek uderzył w jakąś część i zażądał 16 zł za naprawę. Na to Goj: ależ to rozbój w biały dzień – 16 zł za uderzenie młotkiem! Na to zaś Żyd: ależ nie za uderzenie. Za uderzenie 1 zł, a za to że wiedziałem gdzie – 15.

              0
              • Sophia pisze:

                No ale czyż tak właśnie nie jest? :D Przecież często mechanikom się płaci bardziej za to że zdiagnozują co jest nie tak, a nie za samą już pracę, którą czasem można by samemu wykonać. Tylko że ktoś nam musi powiedzieć co trzeba zrobić :D Jak idziemy do lekarza i nam wypisze receptę, to też płacimy więcej niż jest wart ten świstek papieru, trochę tuszu i te 10 sekund, które zajmuje wypisanie recepty. Płacimy głownie za to, że lekarz wiedział co na tym świstku napisać, a nie tylko za to że go wypisał :D

                0
              • Leszek pisze:

                Lekarzowi często „płaci się” (w dość drogim abonamencie miesięcznym) za to, że ma uprawnienia do wypisania tego świstka, bo bez recepty to mogę kupić ten sam lek, ale o połowę słabszych dawkach, na dodatek kilkukrotnie droższy (i to nie licząc refundacji). Albo za wypisanie L4 – bo tez tylko on ma do tego uprawnienia, sam nie mogę, prawda? Choć np. wiem, że muszę zostać w domu przez okres kilku dni, żeby nie zarażać współpracowników, to mam do wyboru: urlop, albo kilkugodzinną kolejkę do lekarza 1 kontaktu po L4, albo… pracę i zarażanie grypką wszystkich wokół.

                Albo upraszczając sprawę: to tak, jakby zapłacić mechanikowi za dostęp do młotka, bo wiemy dobrze gdzie uderzyć, tylko narzędzia brak. O ile cena usługi nie przekracza ceny zakupu narzędzia (który potem się do niczego nie przyda), to bardziej opłaca się zapłacić za usługę w którą wkalkulowany jest procent wartości narzędzia.

                Jeśli popatrzymy na ofertę Helionu „Druk plus eBook” to można się zorientować ile płaci się za treść, a ile to dodatkowe koszty emisji treści elektronicznej. Przykładowo papierowa książka za 19,90 zł kosztuje tylko w wersji elektronicznej 15,90 (pamiętajmy o wyższej stawce VAT!), zaś komplet książka papierowa plus ebook to koszt większy o 1,99 zł.
                W przypadku książki za 44,90 koszt kompletu jest wyższy o 4,49 złotego.
                Oczywiście można snuć dyrdymały, że co niektórzy będą kupować komplety, żeby sprzedać książkę papierową, zostawiając sobie ebooka – owszem, nawet ja też coś takiego mógłbym zrobić PO przeczytaniu, choć akurat na ogół książek nie sprzedaję, nawet jeśli mam w formacie soft i hard ;).

                Kusiłoby mnie (i nie tylko mnie) mieć możliwość dokupienia wersji ebookowej posiadanych przeze mnie książek, zwyczajnie dla wygody dostępu do treści, za przyzwoite pieniądze. Może być nawet nieco większe, niż różnica przy zamówieniu książki papierowej/ebooka osobno, a nie w komplecie. Może kiedyś w Helionie się tego doczekam? Bo dostęp do historii zamówień mam, to może kiedyś wprowadzą i taką możliwość…

                0
            • Aleksandra pisze:

              Przemysł muzyczny już się nauczył dodawania kuponów na darmowe pobieranie mp3 do płyt winylowych. Z ebookami i książkami papierowymi powinno być tak samo.

              1
              • Dzinks pisze:

                Ja przypomnę, że teraz wpisujemy sie pod komentarzem ichi, który napisał:
                ” Co jak ktoś ma wersję papierową, a chce ebooka? Czemu musi płacić dwa razy za to samo (za treść)?”
                To trochę inna sytuacja, niz to co komentuje Zofia i Aleksandra. Czy fakt, że już coś posiadam (uwaga: np. kupiłem sobie rok temu), uprawnia mnie do otrzymania innego produktu o tej samej treści gratis? Mój przykład z Laguną był obrazoburczy, ale miał unaocznić absurd tego oczekiwania.

                0
      • Roddy pisze:

        Czy autor, który wydał książkę papierową, musi ją napisać jeszcze raz, aby wydac ebooka? Przykład kompletnie nie trafiony.
        Kontrprzykład: jeżeli mam książkę papierową, to mogę ją sobie zeskanować, przepuścić przez OCR, skonwertować do epub/mobi i wgrac na własny czytnik – czyż nie jest to „dozwolony użytek” właśnie? Ściągając tę książkę z gryzonia uzyskuję ten sam efekt, tyle że bez skanera i OCRa. Więc gdzie tu piractwo?

        1
        • Dzinks pisze:

          Chyba nie była tu mowa o piractwie, ale o oczekiwaniu na to, aby otrzymać czyjąś pracę za darmo bądź nie. Czy rzeczywiście mając napisaną książkę mamy już porządnego e-booka? Nie. Zrobienie go wymaga pewnej pracy. To tak jak z filmami. Czy jeśli ktoś ma w archiwum film na błonie filmowej 35mm i chce wydać go na DVD, to też powiemy, że przecież nie nie musi go ponownie kręcić, tym bardziej że John Wayne juz nie żyje i byłby problem;-) Authoring DVD to już pewna wiedza tajemna, programy do tego kosztują, praca ludzi tez, no i zysk firm dystrybutorskich. Ludzie przychodzący do pracy w Woblinku nie robią tego z pobudek altruistycznych, oni tam pracują na chleb.
          To tyle co do ogólnej teorii.
          Co do szczególnej praktyki, to jaki koń jest każdy widzi.

          0
          • mikeyoski pisze:

            Przykład nietrafiony. Byłby trafiony, gdyby ktoś ten film 35mm normalnie sprzedawał, a dodatkowo wypuściłby go w wersji dvd/br. Książka do wydruku jest już profesjonalnie przygotowana i jej przygotowanie do eboka ma niewiele wspólnego ze żmudnym masteringiem analogowej taśmy pod kątem stworzenia z niej wersji cyfrowej. To straszna dłubanina, mająca cechy pracy twórczej, a nie polegającej na jedynie właściwej konwersji na dany format

            1
            • pioterg666 pisze:

              To raczej Twój przykład jest mało trafiony, bo mówimy tu przecież o starszych książkach, gdzie wydawca dysponuje co najwyżej formatem PDF. Jego konwersja na profesjonalne epub/mobi też wymaga wkładu pracy. Nie mówiąc już o jeszcze starszych tytułach, które wymagają OCR-owania i korekty z tym związanej.

              0
          • Roddy pisze:

            Nie mówimy o wydawaniu.

            0
      • Taraban pisze:

        Fe, ale demagogia!
        Specjalnie dla Dzinksa firma Renault ma zdjęcia jego Laguny 2, w cenie oczywiście 80 tys. zł. No bo przecież wersja elektroniczna Laguny to też Laguna, więc jak chce ją mieć, to powinien zapłacić pełną cenę, nie? Inni nabywcy pragnący popatrzeć na swój skarbek kiedy muszą gdzieś pojechać pociągiem, zdjęcia samochodu otrzymają oczywiście za darmo, bo już za niego zapłacili.

        0
        • Dzinks pisze:

          Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale to chyba nie tak.
          Laguną jeżdżę, więc jej funkcja to jeżdżenie. Mając zdjęcie Laguny nigdzie nie dojadę.
          A jak jest z książką i e-bookiem? Mając każde z nich z osobna realizuję ich funkcję. Mogę przeczytać całą treść.

          0
          • Senwid pisze:

            Mały test, czy jak wyszukam sobie w googlu zdjęcia obrazu Mona Lisa, to czy muszę zapłacić muzeum w Luwrze, za zwiedzanie i zobaczenie tegoż obrazu?

            0
            • dzinks pisze:

              Odpowiedź – nie. Ale co to pytanie obrazuje?
              Bo można odwrócić to porównanie i na przykład zapytać, czy po obejrzeniu filmu porno czujesz się jak po stosunku?

              0
  7. iskariota pisze:

    Kupiłem sobie ostatnio książkę Ziemkiewicza „Myśl nowoczesnego endeka”. Nie pierwsza książka Ziemkiewicza jaką kupiłem, jednak pierwsza w formie elektronicznej. W zasadzie książek publicystycznych nie zbieram, po przeczytaniu popożyczam pierwszemu chętnemu i zapominam. Gdzieś tak w 6/10 przypadkach książka do mnie już nie wraca (mam wrażenie że to taka ogólna reguła dotycząca wypożyczanych książek ale może to tylko moi znajomi :)). No i teraz, co zrobić z przeczytanym ebookiem? Czy mogę go komuś podarować?
    W sumie ciekawy problem wiążący kwestie prawa, sprawiedliwości i moralności, nieprawdaż? Przyznam od razu, że prawem się w ogóle nie przejmuje ale dylematy moralne mnie prześladują :)

    0
  8. wróżka metylia pisze:

    A ja po doświadczeniu z pewną książką skończyłem kupowanie, przynajmniej z tego źródła (z innych wciąż czasem kupuję). Zapłaciłem i poczułem się, delikatnie mówiąc, wydymany. Chamski, niepoprawiony OCR, wyrazy porozdzielane, znaki i, l, 1 właściwie losowo wybierane, słowem szkoda gadać. Lepszą jakość ma przeciętna tępa konwersja z pdfa znalezionego na ch*uju. Więc. Jak wydawcy komercyjnych ebooków chcą, żebym ich szanował, to może niech zaczną szanować mnie.

    0
  9. Przemek pisze:

    Ja nie widzę różnicy jeżeli pójdę do biblioteki, przeczytam i oddam a ściągnięciem z sieci ebooka, przeczytaniem i wykasowaniem. W zasadzie kupuję tylko te pozycje, które „ciężko” się czyta (słaba jakość) albo po prostu ulubionych autorów, ale też mi nie wsmak, że np. 10 zł zapłacę a autor dostanie z tego ułamek :/ Heh, po kupeniu Kindle i tak więcej wydałem na książki niż przez ostatnie 5 lat, więc w zasadzie dzięki „piraceniu” więcej zarobili na mnie.

    1
    • Doman pisze:

      Różnica jest taka, że z książki w bibliotece może jednocześnie korzystać 1 osoba a do tego trzeba ruszyć swoje 4 litery i się w tej bibliotece stawić fizycznie w określonych godzinach a potem jeszcze po wyznaczonym czasie zwrócić.

      0
    • Karolina pisze:

      Różnica jest trochę większa. Żeby książka stanęła na półce w bibliotece, ktoś za nią zapłacił – albo kupiła ją biblioteka, albo podarował ją autor lub wydawca, biorąc jej koszt na siebie. W tej samej chwili z tej jednej książki korzysta jedna osoba (no chyba że dwie osoby siedzą nad książką ;) ale większą grupą się jednak nie da). Ebook umieszczony na chomiku może mieć różne pochodzenie:
      – ktoś go zakupił za własne pieniądze i udostępnił „dla dobra” ogółu – moim zdaniem to sytuacja mało prawdopodobna (chociaż możliwa);
      – ktoś go zrobił samodzielnie – pytanie: czy użył do zeskanowania własnej książki, czy może pożyczonej, od kogoś lub z biblioteki (wówczas jasne, że nie miał prawa do jej kopiowania lub przerabiania), a może książka była kradziona? A jeśli nawet własnej, to przecież nie jesteśmy jeszcze na etapie, by do książki papierowej „przysługiwał” nam ebook, więc nie mamy też prawa do takiego jej powielania i udostępniania innym.

      0
  10. Adrian pisze:

    Z tym „piraceniem” książek to nie zawsze jest jednoznaczne. Ja osobiście jeśli posiadam wydanie papierowe (posłużę się tu książkami Jo Nesbo) to nie miałbym skrupułów we wrzuceniu „nie swoich ebooków” tego autora na czytnik. Dlaczego? Ponieważ posiadając wydania papierowe, zakupione w księgarni zapłaciłem już twórcy za jego dzieło. A to, że mam ochotę przeczytać je w innym formacie to raczej moja sprawa bo książkę posiadam legalnie. Zresztą samo prawo mówi, iż możemy wykonać dowolną ilość kopii zapasowych na własny użytek. Tak więc, jeżeli zeskanowałbym zakupioną książkę i wrzucił na czytnik czy nie można tego traktować jako kopii zapasowej? Idąc dalej, pobierając taką książkę i jednocześnie posiadając jej oryginał w wersji „analogowej” tak naprawdę korzystamy z kopii zapasowej.
    Reasumując, uważam, że nie każdy pytający o możliwość wrzucania ściągniętych książek z innych źródeł powinien być uważany za „złego człowieka”. Oczywiście są ludzie, którzy chcą mieć wszystko za darmo i takich nie zamierzam bronić, ale łudzę się, że wcale nie jest ich aż tak dużo jeśli chodzi o książki.

    Na koniec jeszcze chciałbym dodać, że żadna z książek Jo Nesbo nie została wydana w formie elektronicznej, czego nie rozumiem.

    P.S. Zresztą, co za sens „piracenia” skoro jest masa promocji, patrz dzisiejsza na „Wałkowanie Ameryki”.

    2
    • Małgorzata pisze:

      Myślę podobnie bez specjalnych wyrzutów sumienia – mam papier na półce to ebooka traktuję jako kopię zapasową .
      Jak nie mam, to często poluję na ebooka w jakiejś promocji a potem jak mi się spodoba i stwierdzę, że warto mieć papier to kupuję jakiś lekko używany na allegro (w cenie nówki z księgarni mam ebooka i papier).
      I podobnie jak niektórzy na ebooki wydaję więcej niż gdybym miała wydać na wersje papierowe, bo jak siądę przed kompem to zazwyczaj coś fajnego znajdę do kupienia no i nie muszę, jak to było przy papierze, dokonywać ostrej selekcji ze względu na brak miejsca.

      0
    • Kamil pisze:

      Idąc Twoim tokiem rozumowania: jeśli płacisz za bilet do kina to od razu rościsz sobie prawo do posiadania tego filmu w jakości FullHD na komputerze?

      0
      • Dam pisze:

        Ale to nie jest kwestia „roszczenia sobie prawa” tylko praw które ty posiadasz i które zapisane są w ustawie. W ustawie jest mowa o egzemplarzu jakiegoś dzieła, którego jesteś właścicelem (idąc do kina nie otrzymujesz żadego egzemplarza, tak oglądając przedstawienie w tetarze nie stajesz się właścicelem scenografii) i którego możesz wykonać kopię, jednak nie możesz jej rozpowszechniać.

        1
      • Małgorzata pisze:

        Zastanów się co piszesz bo podana przez Ciebie analogia ma się nijak do opisanej sytuacji. Nie piszę przecież o tym, że przeczytanie książki daje mi pełne prawa do jej posiadania. Jak np przeczytam coś fajnego z biblioteki to nie ściągam ebooka wychodząc z założenia że jak już przeczytałam to moje, ale kupuję wersję papierową albo elektroniczną. Nawet nie piszę, że ściągam ebooki tylko, że zgadzam się w tej kwestii z przedmówcą.

        0
        • Dam pisze:

          No to jest proste, według ustawy przeczytanie książki z biblioteki nie daje ci prawa tworzenia kopii zapasowej – ponieważ, żeby miec takie prawo musisz posiadać egzemplarz danego dzieła. To czy możesz „ściągnąć” sobie z internetu taką kopię zapasową, czy też musisz ją sobie wytworzyć osobiście, byłoby co najwyżej kwestią do rozważenia w sądzie (czy wręcz wystąpienia o wykładnie przepisu do sądu najwyższego), gdyby nie to że inny paragraf tej ustawy mówi, że „Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego.”

          0
      • mamut9 pisze:

        Przy tych cenach biletów do kina to oglądany w kinie film na DVD powinni wręczać przy wejściu na salę kinową !!!

        0
  11. koper pisze:

    Ja tam kocham te dopiski szpecące moją książkę – „zabezpieczono znakiem wodnym”. Dzięki na informację, każdego bandytę trzeba ostrzegać. Sprawdźcie też kasę jaką wam przelałem, zapewne lewa…

    2
  12. mamut9 pisze:

    Ciekawe kiedy przy zakupie e-bboka będziemy mogli zamówić wersję wydruk na żadanie
    i odwrotnie zakupując „papier” otrzymywać e-booka – w jego cenie?
    Jeśli ktoś wątpi, że możliwy jest wydruk to niech zerknie tu:
    http://www.wydawnictwopzwl.pl/druk-na-zadanie
    czyli możliwe
    i co na to wydawnictwa?

    0
    • Virtualo pisze:

      Wydruk na żądanie to ciekawa propozycja. Jesteśmy ciekawi jak sprawdzi się w praktyce :)
      Natomiast kupowanie papierowej książki , w której cenę wliczony jest ebook, staje się coraz bardziej popularne. Taki pakiet (papierowa książka + ebook) to najprościej mówiąc bundle. Zdaje się, że przyjęły się one na naszym rynku całkiem dobrze:) http://eksiazki.az.pl/ksiazkowo-ebookowe-bundle-sie-sprawdzaja-bedzie-ich-wiecej/

      0
      • luk pisze:

        A gdzie dokładnie na stronie Empiku czy Virtualo można znaleźć te pakiety? Od wczoraj szukam i za cholerę nie mogę znaleźć.

        0
        • Virtualo pisze:

          luk, obecnie posiadamy tylko kilka pakietów objętych tą promocją, ale widzimy, że od początku trwania akcja cieszy się sporą popularnością, dlatego z pewnością nasza oferta w tym zakresie będzie się rozrastać :)

          0
  13. Grover pisze:

    Ciekaw jestem czy Amazon i inni producenci lub importerzy czytników płacą opłatę reprograficzną polskim organizacjom zbriorowego zarządzania. Urządzenia tego zawierają kartę pamięci, a więc opłata reporgraficzna chyba powinna być odprowadzana. A już na pewno gdy czytnik ma funckję odwarzania plików muzycznych. Pomysł dla autora bloga na kolejny artykuł.

    0
  14. lolek pisze:

    A powiedzcie mi jaka jest waszym zdaniem różnica między biblioteką a serwisem z gryzoniem w nazwie?
    Pytam całkiem poważnie i chcę znać wasze szczere opinie, a nie zgodność z przepisami prawa.

    0
    • Roddy pisze:

      Jaki jest sens bawić się w wymienianie różnic, gdy brak jest podobieństw? To są dwa zupełnie różne zagadnienia.

      0
    • Dzinks pisze:

      Nie ma różnicy. Gdy chcę przeczytać konkretną, upatrzoną książkę, to nie ma jej ani w bibliotece ani na chomiku.

      0
      • Dam pisze:

        Co do zasady i ideii która przyświecała bibliotekom róznica jest tylko taka, że serwisy typu chomik powstały, aby na tym zarabiać, biblioteka jest z zasady bezpłatna (choć i tu istnieje wiele wyjątków). Warto pamiętać, że pierwsze biblioteki powstawały, gdy książka, nie była jeszcze obiektem masowego obrotu handlowego, potem przez kilkaset lat stała się nim, jednak wówczas wartość handlowa książki leżała w jej formie, a nie treści. Dopiero koncówka XIX wieku, to rozkwit masowego druku i powolna zmiana paradygmatu, gdzie wartość stanowi treść. Biblioteki początkowo stanowiły niewielką konkurencję, dla nowego modelu biznesowego, gdyż dostęp do książki jest w nich w miarę ograniczony. Co do zasady więc, obecne dzielenie się plikiami realizuje w stopniu masowym to do czego stworzone były biblioteki, ale trafia na problem interesów, gdyż stanowi poważną konkurencję. Myślę, że rozwiązaniem w przyszłości będzie inny sposób finansowania dostępu do dór kultury – albo spoełczny na zasadzie abonamentu, albo prywatny – na zasadzie amazon prime, gdzie dostęp będzie opłacany na zasadzie dodatku do rachunku za internet.

        0
  15. Antek pisze:

    Ebook i książką to dwa różne towary.
    -Kupując laptopa bez systemu mamy prawo zainstalować na nim pirackiego Windowsa ?
    -Kupując aplikację dla iOS w AppStore mogę za darmo pobrać tą samą aplikację w Google Play dla drugie telefonu ?
    -Kupując nawigację AutoMapa mogę pobrać pirata na smartfona ?

    Ludzie bez jaj. To nie Wy jesteście sprzedawcami , my jesteśmy konsumentami.

    Acha i jeszcze jedno. Ebooki nie są drogie tylko zarobki niskie. Spytajcie niemca, anglika, amerykanina , posiadającego czytnik czy ebooki są drogie to Was wyśmieje :)

    0
    • Roddy pisze:

      Posiadając książkę możesz ją sobie zeskanować, przeczytać OCR-em, skonwertować na ebooka i wgrać na czytnik lub nagrać kopię zapasową. I dopóki tak otrzymanego ebooka nie próbujesz sprzedać, to cała operacja jest w pełni legalna.
      Tak że przykład z laptopem nie trafiony kompletnie.
      Co do „zwielokrotniania” instalacji tych samych programów na różnych urządzeniach, to zależy to od warunków licencjodawcy. Istnieją programy, które możesz kupić raz, a potem instalować na dowolnej ilości komputerów w domu lub firmie, o ile wszystkie te komputery należą do licencjobiorcy.

      1

Skomentuj Dzinks Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.